Rozprawa o malarstwie/Słowo wstępne
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Słowo wstępne |
Pochodzenie | Rozprawa o malarstwie |
Wydawca | Wojciech Gerson Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1876 |
Druk | S. Orgelbranda Synowie |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Uważam za nader szczęśliwą chwilę tę, w której po długich usiłowaniach mogę podzielić się nareszcie z prawdziwie miłującymi malarstwo, przyswojoną ojczystéj mowie cząstkę spuścizny literackiej po genialnym człowieku, po wielkim malarzu włoskim XVI wieku z którym, jak z gwiazdą zarania wybłysł świt stanowczy odrodzonych w chrześciaństwie sztuk pięknych.
O tak zwanym traktacie malarskim Leonarda da Vinci jako o owocu wybornym a dla wybranych tylko z wielu powodów dostępnym, głuche a tajemnicze wieści zasłyszałem był od starszych kolegów w pierwszych już latach rozpoczętego w byłéj Szkole sztuk pięknych Warszawskiej, specjalnego w malarstwie kształcenia się. Niedostępnym on był dla nas wszystkich, dla całego ówczesnego młodego ogółu kolegów z wielu powodów, raz iż niewiem czy choć jeden widział go w oryginale włoskim, powtóre, iż żaden po włosku nie umiał,[1] nareszcie iż przy bardzo ogółowym wykładzie historyi sztuki, jaki miał miejsce w szkole, wzmianki o traktacie Leonarda niebyło, zatém ani o jego znaczeniu ani wartości, chociaż w praktyce nauczania niektóre z zasad pomieszczonych w traktacie słyszało się powtarzane bez przytoczenia źródła, może zatém tradycyjnie lub bezwiednie, jak to dopiero po przeczytaniu tego zbioru postrzeżeń i uwag sprawdzić byłem wstanie.[2]
Wrażenia młodzieńcze są silne, niemi to pobudzone pragnienie przeczytania w oryginale słów przewodnika zakwitu malarstwa nowożytnego, wraz z nadzieją i dążeniem zwiedzenia raz w życiu ziemi klassycznéj, ojczyzny sztuki chrześcijańskiej, wcześnie już zachęciły mnie do nabycia znajomości języka włoskiego, jako klucza do tych podwojnych wrót wiadomości, minęły jednak lata długie zanim się jedno i drugie spełnić mogło, zanim przyjść mogłem także do posiadania włoskiego oryginału traktatu, z którego obecny przekład dokonałem.
W życiorysie Leonarda da Vinci na początku tego wydania zamieszczonym, jest wiadomość, iż Leonard miał zamiar wydrukować to dzieło za życia swego w Rzymie, zamiaru tego jednak nie dopełnił, tekst zaś sam odpowiada na pytanie jak i kiedy powstało czem jest i jak się na nie zapatrywać należy.
Powstał ten traktat najprawdopodobniéj wtedy, kiedy Leonard da Vinci w Medjolanie założył był pierwszą nowoczesną akademję sztuk pięknych; jakoż rzut oka na samą zewnętrzną jego postać, to jest na podział, na krótkie treściwe orzeczenia, jakotéż odczytanie choćby jednéj stronnicy wystarcza na zrozumienie, iż to nie jest jednolity traktat (czyli rozprawa) w znaczeniu wywodu zupełnego, wyprowadzającego z założenia dowodzenie doprowadzające do określenia, ale że mamy przed sobą zbiór krótkich uwag i rozpraw, jakoby w toku nauczania nagromadzonych, lub notowanych a następnie w pewien, do pewnego stopnia systematyczny, postępowy szereg ułożonych. Związek wewnętrzny téj całości stanowi li tylko jedność przedmiotu, którym jest (z jedynym wyjątkiem Roz. 351) malarstwo i ta postępowość wykładu polegająca na zamieszczeniu zupełnie wstępnych i niejako programmatowych ogółowych zasad na początku, zaś w dalszym ciągu i ku końcowi uwag i postrzeżeń odpowiadających dalszemu i większemu wyrobieniu uprawiających malarstwo.
Jakkolwiekbądź rzecz się ta ma, bogactwo treści, zasadność rad, uwag i nauk, ważność ich jako popchnięcia na istotnie doskonałe, nieomylne szlaki wybornéj uprawy sztuki malarskiéj, są takiéj doniosłości, iż i dziś jeszcze po 300 latach moglibyśmy całości téj pozostawić nazwę „traktatu“ daną jéj przez samego zdaje się autora, a uświęconą parowiekową tradycją.
Zachowałem téż w przekładzie o ile to było możliwém charakter oryginału, a zwłaszcza prostotę stylu średniowiecznego, cechującego się ciągłem zwracaniem mowy do czytelnika, co z powodu przymiotów składni włoskiéj dało możność utrzymania się częstokroć w zupełnéj prawie dosłowności tłómaczenia.
Dla ułatwienia pracy tym, którzyby się w tych rozdziałach rozczytać pragnęli dodaję na końcu oprócz spisu porządkowego drugi ułożony podług głównych przedmiotów, w rozprawach dotkniętych i wyłożonych, tu zaś jeszcze przydam treściwy rzut oka na:
Fakta rozwoju sztuki włoskiéj ku końcowi XV a na początku XVI wieku i droga jaką ta sztuka przebyła, aby utworzyć to co zowiemy ową doskonałą po dziś dzień szkołą, mieszczą w sobie ważne szczegóły odpowiadające w znacznéj mierze na pytanie, któreśmy sobie tu postawili. Jak każda szkoła wyższego zakresu, tak téż i włoska powstała skutkiem zespolenia usiłowań wielu znakomicie uzdolnionych mężów, skutkiem, że tak powiem, promieniowania skupiającego się, w wspólném ognisku, w wielkiéj miłości prawdy i piękna plastycznego.
Drogi oddziaływania wzajemnego były rozmaite, Sanzio będąc 20-letnim młodzieńcem korzystał w Florencyi z rad przyjaciela swego Fra. Bartolomeo, czerpał umiejętność z obrazów Masaccia a nade wszystko silnego wpływu doznał od dzieł Leonarda, który był podówczas gwiazdą horyzontu Florenckiego;[3] Buonarotti wtedy właśnie współzawodniczył z Leonardem w wykonaniu kartonów do malowideł, które miały zdobić ściany Signorii florenckiéj. Z późniejszéj nieco epoki pochodzi rozprawa estetyczna Aretina o przymiotach dzieł sztuki, stawiająca do rozbioru w poufnéj rozmowie, pytanie: czy pomysłowość potężna Michała Anioła, czy wdzięk Rafaela z Urbino, czy też żywa barwność Titiana przedniejszemi są przymiotami dzieła malarskiego. Zcierały się zdania estetyków, zcierały kierunki mistrzów a w skutkach: poziom doskonałości wznosił się bezustannie, na nieznane przedtém i niedoścignione w następstwie wieków późniejszych wyżyny — tworzenia obrazowego.
Zbiory dzieł arcymistrzów włoskich przekonywają, iż pomiędzy portretami ręki Rafaela znajdują się takie, które w kolorycie nie ustępują Tycjanowskim, że niezmiernie silne i świetne pod względem barw obrazy Vecellego z ostatniéj jego epoki jak np. Wniebowzięcie Najświętszéj Maryi Panny i śmierć św. Pawła pustelnika, dorównywają wdziękowi Rafaela a sile i energii Michała Anioła, wiadomą jest téż rzeczą, iż Michała Anioła freskowe malowidła na sklepieniu kaplicy Syxtyńskiéj, oprócz potęgi pomysłowéj, mieszczą w sobie przymioty piękna, wdzięku, rysunku i barw których mu Sanzio pozazdrościł; wiadomem jest i to nareszcie że Leonardo da Vinci był, z tych wszystkich mistrzów wiekiem najstarszym i dojrzałym już wtedy, kiedy oni byli młodzieńcami i że on to pracami swemi postawił zrąb tych wszystkich przymiotów wszechstronnéj doskonałości, którą się sztuka włoska ponad epokę swoją i ponad całe wieki następne wzniosła. Koloryt żywy a prawdziwy główki niewieściéj w galeryi Pitti we Florencyi, nieopisany wdzięk portretu Monny Lizy (w Louwrze w Paryżu), szczątki kartonu pełnéj energii, bitwy florentczyków z Pizańczykami, wyrazistość i wzniosłość panująca w Wieczerzy Pańskiéj są świadectwami wystarczającemi na poparcie wyrażonego tu zdania. Traktat zaś Leonarda da Vinci o malarstwie jest do téj przedziwnéj uprawy sztuki kluczem i objaśnieniem dróg jakiemi ów arcymistrz doszedł do szczytu, z którego wieki całe strącić go niepotrafią.
Punktem, około którego obracają się i na którym się wspierają całe szeregi uwag Leonarda da Vinci jest wszechstronne badanie prawdy przyrodnéj, czy naucza wprost czy polemizuje (Rozdź. 54, 197, 276), nie wychodzi nigdy z żadnéj innéj zasady. Jak wszechstronnie i wysoko wykształconym był da Vinci tak téż postrzeżenia jego wszechstronnością swą, otwierają szeroki widnokrąg, młodemu na polu malarstwa pracownikowi i do głębokiego zastanowienia się, nad drogą jaką ma przed sobą pobudzić są wstanie. We wszystkich brzmi jedna wspólna nuta: ucz się, badaj, nie ufaj sobie zbytecznie (Rozdz. 20, 261), rozszerzaj krąg twoich wiadomości, bo one końca nie mają.
Czyż dzisiaj można w nauczaniu zasad sztuki wyjść z jakiegokolwiek innego punktu? czy prawda przyrodna nie była w sztuce już greckiéj, która o tysięce lat poprzedziła Leonarda, czy nie jest i dziś jeszcze jedyną a najważniejszą nauczycielką naszą? sądzę, iż tu wątpliwości pod względem odpowiedzi niema i być niemoże. Co do uwag Leonarda da Vinci opartych na postrzeżeniach optycznych i w ogóle fizycznych, nie należy zapominać, że ten genjalny człowiek pod temi względami wiek swój o wiele wyprzedził, że przeto chociaż od czasu Leonarda da Vinci nauki ścisłe postąpiły bardzo naprzód, a to co on w rozprawie swojéj naucza o perspektywie, łamaniu się promieni światła, o ciążeniu ciał i o anatomii, w dzisiejszych matematycznych, fizycznych i anatomicznych dziełach rozproszone, znaleźć można, niemniéj jednak punkt wyjścia w dziełach specjalnych niebędzie nigdy punktem wyjścia tak jak tu ściśle malarskim nawet w książkach które dla malarzów są pisane, ani zasadność naukowa większą być nie może, jest bowiem u Leonarda da Vinci już ściśle doskonalą i zupełną. Oprócz gruntowości zasad naukowych traktat Leonarda da Vinci zaleca się charakterem wykładu poufnym a wchodzącym nietylko w szczegóły techniczne ale częstokroć moralizującym i napominającym, co stanowi szczególny powab rozpraw Leonarda na praktyce sztuki i nauczania opartych, a przeto, dających się w każdéj chwili w tęż praktykę wprowadzić.
Przy trafności i głębokości postrzeżeń, dosadność wyrażeń wypływająca z zasadnéj znajomości przedmiotu i serdecznego przejęcia się nim, stanowią też niemałéj wagi przymiot uwag wielkiego mistrza, który tem tylko chyba błądzi w tym zbiorze, iż jedno i toż samo nieraz kilkakrotnie pod różną postacią powtarza; ależ jak wiadomo praca ta chociaż była przez autora przeznaczoną do druku, nie była jeszcze przez niego ostatecznie przejrzaną.
Z całéj liczby 365 rozdziałów znajdują się dwa tylko 352 i 353, które nie mają dla nas wartości, raz dlatego że nie są dostatecznie zrozumiałe, powtóre że zawierają w sobie opisy technicznych sposobów wykonywania malowideł połyskliwych, przeto należą do historyi poszukiwań, nowych podówczas środków malowania olejnego. Cała reszta z żywotności swéj po dziś dzień nic nie straciła, przeciwnie jeżeli kiedy to w obecnéj chwili, niejakiego rozbicia się sztuki malarskiéj na różne fantazyjne kierunki, pragnące wyłamać się z pod zasad ścisłego badania i naśladowania natury, w chwili kiedy naśladownictwo dawnych stylów lub znakomitych mistrzów zgubną choć wysławianą staje się modą, uwagi krótkie a stanowcze Leonarda mogą niejeden umysł zgorączkowany otrzeźwić, niejedno serdeczne zamiłowanie, — ścisłéj prawdy i piękna istotnego, ośmielić.
Korzystały z nauk i postrzeżeń Leonarda da Vinci wieki XVII, XVIII początek obecnego, czy zawsze dobry użytek z nich zrobić umiały? wątpię, byli tacy którzy literalnie a nie zawsze dokładnie i wyczerpująco trzymali się podawanych postrzeżeń takich jak np.
opis burzy lub bitwy, byli inni, a tych zapewne większość, którzy ścisłe naśladowanie przyrody uważali za pęta nałożone talentowi; ociężałość umysłu, schlebianie nałogowi próżniactwa a rozigraną fantazję podstawiali na miejsce gorącéj miłości prawdy, pilnych badań i zdrowéj pracy wyobraźni twórczéj, nie dostrzegli, iż to co Leonardo na tych kilkudziesięciu kartach podaje, to są li tylko popchnięcia do pracy samodzielnéj, że to ogniki rozświecające drogę; nie postrzegli, że człowiek téj potęgi geniuszu i głębokości umysłu nie mógł wydać z siebie niezdrowego, niepożytecznego owocu — nie znali go może a przynajmniéj nie zrozumieli.
Ten skromny tedy przekład pojęć i zdań wielkiego mistrza nie co innego ma na celu jaka pragnienie dopomożenia prawdziwie miłującym sztukę do zapoznania się z znakomitą osobistością Leonarda da Vinci a przez niego z dobrym malarstwa kierunkiem. Życiorysu Leonarda szkic podałem był kiedyś w czasopiśmie „Wieniec“ (r. 1872) tu zaś aby czytelnicy choć w małéj mierze poznać go mogli jako człowieka, do portretu dołączam jego sonet moralno filozoficzny w wiernym, pod względem myśli przewodniéj, przekładzie.
- ↑ Oprócz rodowitego Włocha Tosio, któremu jako pierwszemu memu włoszczyzny nauczycielowi, słowa koleżeńskiej pamięci poświęcam. Ostateczną naukę włoskiego języka zawdzięczam ś. p. Chęcińskiemu.
- ↑ Oryginał który posiadam wydany przez du Fresn’a a drukowany po włosku w Paryżu w r. 1651 jako dublet biblioteki Paryzkiej szkoły sztuk pięknych z księgarzem starożytnikiem wymieniony, drogą handlu księgarskiego dostał mi się w r. 1867 w wspólnej oprawie z jednocześnie wydanym traktatem o malarstwie i rzeźbie współcześnika Leonarda da Vinci, słynnego Jana Baptisty Albertego budowniczego i uczonego.
Do porównania tłómaczenia użyłem po jego dokonaniu tekstu niemieckiego przekładu udzielonego mi przez pana Alfreda Schouppé do druku przygotowanego przez Jana Böhma w Norymberdze w r. 1724. - ↑ Patrz szkic biograficzny Leonarda da Vinci w czasopiśmie Wieniec Nr. 31 z dnia 16 Kwietnia 1872 roku.