Siedem grzechów głównych (Sue, 1929)/Tom III/Nieczystość/Rozdział XXII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Siedem grzechów głównych |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Bibljoteka Rodzinna |
Data wyd. | 1929 |
Druk | Drukarnia Wł. Łazarskiego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Les Sept pêchés capitaux |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom III Cały tekst |
Książę na nieprzewidziane zjawienie się margrabiny de Miranda, doznał takiego samego zdziwienia jak Paskal, który ze zdumieniem spojrzał na Magdalenę, biorąc ją za osobę należącą do domu księcia, zwłaszcza, że była bez kapelusza, przez co wdzięki jej odkryły się w całej świetności.
Magdalena, z licami lekko zarumienionemi oburzeniem, jakie w niej wywołała niecna propozycja Paskala, z wzrokiem ożywionym, głową dumnie wzniesioną na pięknej i giętkiej szyi, Magdalena wystąpiła na środek salonu i powtórzyła finansiście:
— Nie... Książę nie przyjmie niecnego wniosku pana.
— Pani — wyjąkał Paskal, czując, że go opuszczała zwykła odwaga, i cofając się, zarazem zmieszany i zachwycony widokiem tej kobiety. — Pani, nie wiem kto pani jesteś, nie wiem jakiem prawem pani...
— Odzyskajże Wasza Cesarska Wysokość godność swoją — rzekła, zwracając się do księcia — nie godność książęcą, ale godność człowieka, odrzuć z pogardą na jaką zasługuje tę niecną i upokarzającą propozycję jaką ci czynią. Wielki Boże! jakąż to ceną przyjdzie okupić to powiększenie władzy? Wasza Książęca Mość miałżebyś mieć odwagę podjąć swą koronę książęcą u stóp tego człowieka? Splamiłaby ona twoje czoło! Człowiek w najniższem nawet położeniu nie ścierpiałby tysiącznej części tych zniewag, któremi się obsypywano, i ty jesteś dumnym? i jesteś z rodu wyższego nad pospólstwo? — dodała Magdalena z wzrastającym zapałem i przerywając pogardliwem spojrzeniem mowę Paskalowi w chwili, kiedy się właśnie miał odezwać. — Oto przed kim się korzą ludzie wyżsi; nie wieszże Mości Książę, że twoja duma stanowi właśnie całą siłę, całą władzę, całą zuchwałość tego człowieka? Zamiast poddawać się dobrowolnie na łaskę jego, zamiast okupywać ceną najboleśniejszego upokorzenia jego względy, wyrzecz się Wasza Książęca Mość celu swej próżności, odzyskaj wszystkie prawa człowieka serca, a wtedy będziesz mógł wygnać, haniebnie wygnać tego, który się zuchwałej z tobą obchodzi, aniżeli ty z ostatnim z twoich poddanych.
Paskal, od czasu zyskania swego wielkiego majątku przyzwyczaił się do despotycznego postępowania z każdym i do lękliwych hołdów tych wszystkich, których los spoczywał w jego ręku; łatwo tedy wystawić sobie zdumienie, wściekłość jego, gdy usłyszał podobną mowę Magdaleny, kobiety jeśli nie najpiękniejszej, to przynajmniej najpowabniejszej, jaką kiedykolwiek spotkał, łatwo wyobrazić sobie jego rozdrażnienie, gdy pomyślał, że będzie może musiał wyrzec się nadziei zaślubienia Antoniny i wszystkich korzyści projektowanej pożyczki (w sercu Paskala było miejsce dla wszystkich uczuć razem). I rzeczywiście, wściekłość jego była okropna, gdy i w oczach księcia wyczytał wpływ, jaki wywierały na niego słowa Magdaleny. Po chwili namysłu rzekł groźnym głosem:
— Pani, strzeż się, ta potęga pieniędzy, którą tak lekceważysz, może nastręczyć zemście wiele środków, strzeż się pani!
— O! mój Boże, jakże ta groźba jest straszna, i jak ona mnie przeraża! — odpowiedziała Magdalena, śmiejąc się głosem szyderskim i zatrzymując skinieniem księcia, który spiesznie posunął się ku Paskalowi. — Twoja władza jest wielka, jak mówisz, panie finansisto, prawda, władza pieniędzy jest ogromna. Pewien poczciwy staruszek, sto razy bogatszy od pana, mieszka w skromnym domku swego ojca, żyje skromnie, a jego sławne nazwisko zapisane jest na licznych pomnikach użyteczności publicznej, nazywają go królem ubogich, i jego imię jest równie błogosławione, jak twoje jest nienawistne i wzgardzone, panie Paskal, bo pan tego nie wie, że twoja reputacja, jako człowieka prawego i uczciwego jest równie ustaloną we Francji jak zagranicą? O! niezawodnie, pan jest znany, zanadto znany. Pan sobie nie wyobraża, jak świat umie cenić twoją delikatność, twoją skrupulatną uczciwość. Co zaś szczególniej jest przedmiotem powszechnego szacunku, to ten chlubny sposób jakim zyskałeś, pomnożyłeś twój ogromny majątek, wszystko to ustaliło sławę pana Paskala i szczęśliwą jestem, że przy tej okoliczności mogę mu to potwierdzić.
— Pani — rzekł Paskal głosem umiarkowanym i lodowatym, straszniejszym od samego gniewu — pani wie, jak się okazuje, wiele rzeczy, tego tylko nie wiesz, jakim jest człowiek, którego tak obrażasz. Nie wie pani, co on może, ten człowiek szkatuły.
Książę powtórnie uczynił groźne poruszenie, które Magdalena wstrzymała jeszcze; poczem wzruszywszy ramionami dodała.
— Wiem także i to z pewnością, że człowiek ten pomimo swej odwagi, pomimo swej zuchwałości i pomimo wszystkich skarbów swej szkatuły, nigdy, niechaj czyni co chce, nie zaślubi panny Antoniny Hubert, która jutro zostanie zaręczona z Franciszkiem de Neuberg, jak Jego Cesarska Wysokość zaraz pana o tem upewni.
I nie czekając na odpowiedź Paskala, margrabina ukłoniła mu się z szyderstwem i wyszła do przyległego pokoju.
Ujęty szlachetnem oburzeniem słów Magdaleny, oczarowany jej pięknością, która pod zupełnie nową stawiała mu się postacią, arcyksiążę, czując odzywające się w sercu swojem urazę i gniew wywołane zuchwalstwem Paskala, doznawał teraz radości niewolnika, oswobodzonego nareszcie od uciążliwego i nieznośnego jarzma; na ten pełen ognia głos młodej kobiety, dusza księcia napojona rodową dumą, zlodowaciała pod tchnieniem ciągłego pochlebstwa, które dotąd go otaczało, doznała nareszcie jakiegoś szlachetnego wstrząśnienia, rumieniec wstydu pokrył czoło tego pysznego człowieka, kiedy pomyślał, do jakiego upokorzenia zniżył się wobec Paskala.
Finansista zaś, ośmielony już oddaleniem się margrabiny uczuł wracającą zuchwałość swoją, i, zwracając się nagle do księcia, rzekł do niego ze zwykłem sobie grubjańskiem szyderstwem, z którem łączyła się jeszcze jego zazdrość pełna nienawiści na widok tak pięknej kochanki księcia. (Paskal takie bowiem powziął o niej przekonanie).
— Dalipan! nie dziwię się już Mości Książę, że tak długo musiałem czekać w przedpokoju. Widzę, że Wasza Książęca Mość znajdował się w dobrem i pięknem towarzystwie. Doskonałym jestem znawcą i winszuję Waszej Cesarskiej Wysokości; tacy ludzie, jak my, nie byle czem dadzą się uwieść i sądzę, że Książę zna zbyt dobrze własny interes, ażeby się chcieć wyrzec naszej pożyczki i usłuchać mowy tej pani, której ja pewnie nie zapomnę, ja, gdyż zbyt żywo mnie ona obeszła — dodał Paskal, którego oburzenie zwiększyło jeszcze dotychczasowe zuchwalstwo — i wstydzę się jej za Waszą Książęcą Mość, lecz mimo jej pięknych oczów, muszę się pomścić za obelgi tej zbyt godnej uwielbienia osoby.
— Panie Paskal — zawołał książę zadowolony, że mógł się nareszcie pomścić — panie Paskal! — i skinieniem pokazał drzwi — wychodź natychmiast i pamiętaj, ażeby tu już noga twoja nie postała.
— Mości Książę... taka mowa...
— Panie Paskal — powtórzył książę głośniej i dobitniej, sięgając do dzwonka — wychodź natychmiast, albo wyrzucić cię każę.
W zuchwalstwie tyle zawsze jest podłości, w chciwości tyle nikczemności, że Paskal, zatrwożony myślą utracenia wszystkich swoich nadziei, i spodziewanych korzyści z zamierzonej pożyczki, żałować już zaczął, lecz zbyt późno, swego grubjaństwa; przez co okazał się równie podłym, jak dawniej był zuchwałym, i rzekł do księcia:
— Mości Książę, ja tylko żartowałem; sądziłem, że Wasza Cesarska Wysokość, pozwalając mi używać mej prostej mowy, bawiłeś się mną jak zwyczajnym błaznem. Dlatego to pozwalałem sobie na tyle nieprzyzwoitości. Czy Wasza Książęca Mość myśli, że jabym się ośmielił zachować w pamięci te wszystkie żarty, które ta piękna dama do mnie zwróciła? Zbyt jestem grzecznym, zbyt wiele posiadam rycerskości francuskiej, ażeby się tego dopuścić; prosić nawet będę Waszą Cesarską Wysokość, ażeby na wypadek, jeśli nasza pożyczka, jak się spodziewam, dojdzie do skutku, Wasza Książęca Mość pozwolił mi ofiarować tej czcigodnej damie podarunek, który my ludzie szkatuły nazywamy podarunkiem na szpilki, na jej toaletę, z dziesięć rulonów po tysiąc luidorów; bo damy zawsze mają swoje drobne sprawunki.
— Panie Paskal — rzekł książę, korzystając z tego upokorzenia, którego jeszcze nie miał sposobności wymierzyć Paskalowi — jesteś nikczemnym głupcem.
— Otóż to Mości Książę, ja wolę jakie bądź słowa Waszej Książęcej Mości, aniżeli to dotychczasowe milczenie; otóż teraz Wasza Książęca Mość bawi się kosztem poczciwego Paskala.
Książę, nie odpowiedziawszy wcale, zadzwonił nagle; poczem jeden z jego adjutantów wszedł do salonu.
— Patrz pan — rzekł arcyksiążę do oficera, pokazując mu Paskala — patrz pan na tego człowieka.
— Widzę, Mości Książę.
— Czy pan zna jego nazwisko?
— Wiem, Mości Książę, jest to pan Paskal.
— Czy go pan zawsze poznasz?
— Nieomylnie, Mości Książę.
— Otóż wyprowadź go pan do samych drzwi pałacu, a jeżeliby kiedykolwiek ośmielił się powrócić tutaj, każesz go haniebnie wygnać z mego domu.
— Nie zaniedbam tego uczynić, Mości Książę — odpowiedział adjutant, który, równie jak jego towarzysze, doznał już poprzednio zuchwałych obelg Paskala.
Finansista, widząc wszystkie nadzieje swoje zniweczonemu i nie mając już nic więcej do stracenia, odzyskał swoją dawną zuchwałość, podniósł głowę śmiało i rzekł do księcia, który, pomściwszy się dostatecznie, śpieszył się już do Magdaleny, będącej w drugim pokoju.
— Mości Książę, — powiedział z bezczelnem zuchwalstwem — nasza odwaga i nasza nikczemność są warte siebie wzajemnie: przed paru dniami ja byłem silny słabością Księcia, dzisiaj Książę silny jest moją słabością, jedyną dzielną osobą okazała się tutaj ta przeklęta kobieta z czarnemi brwiami i jasnym włosem, ale ja się pomszczę.
Paskał wyszedł z pałacu z sercem przepełnionem żółcią, trawiony nienawiścią, przejęty wściekłością, rozżalony zawiedzioną nadzieją swej chciwości i nagłej miłości, a nadto ścigany przez blady lecz pałający życiem obraz Magdaleny, który zamiast wyrugować z jego pamięci niewinną i dziewiczą piękność Antonimy, zdawał się jeszcze głębiej naznaczać ją w jego wspomnieniu; gdyż te dwa typy zarazem tak doskonałe i różnorodne uwydatniały się wzajemnie swoim kontrastem.
— Dziwne też to zwierzę-człowiek! ja czuję w sobie instynkty tygrysa — mówił do siebie Paskal, przechodząc krokiem wolnym przez przedmieście św. Honorjusza, z rękoma zanurzonemi w kieszeniach swoich spodni — nie dodał pochyliwszy głowę i wpatrując się machinalnie w kamienie bruku — nie... nie powinienem tego mówić... z obawy żeby nie uczynić mniej okrutną, I mniej gorączkową tej zazdrości, której my... miljonerzy, jesteśmy zawsze przedmiotem... gdyż zazdrośnicy nasi jak potępieńcy cierpią, nad każdą radością, której się w nas domyślają... Ale co robić... stało się: teraz... ja... ja... I mam w szkatule mojej tysiące środków użycia wszystkiego, co tylko jest zakazane lub dozwolone człowiekowi... wszystkiego, o czem tylko pomyśleć może... Jestem jeszcze młody i nie jestem głupi... pełen siły i zdrowia, wolny jak ptaszek... cały świat jest dla mnie otwarty... mogę używać wszystkiego, co jest najpiękniejsze we wszystkich krajach, mogę prowadzić życie sybaryty, w Paryżu, w Londynie, w Wiedniu, w Neapolu lub w Stambule; mogłem być księciem lub margrabią obsypanym orderami; dzisiaj wieczorem mogę mieć na moje rozkazy najpiękniejsze i najpożądańsze aktorki Paryża, ucztę Lukullusa... najdzielniejsze konie w stolicy; w przeciągu jednego miesiąca, otworzywszy moje salony, jak tylu oszustów lub głupców, mogę zebrać wkoło siebie sam kwiat Paryża, Europy... ten książę, którego mogłem za pomocą biletów Banku Francuzkiego posadzić na wyższym jeszcze stopniu, łasił się przede mną... Otóż daję słowo honoru, — dodał w duchu Paskal, zgrzytając zębami — przysięgam, że w tej chwili niema człowieka, któryby więcej cierpiał ode mnie. W raju byłem, kiedym, jak najlichszy robotnik, ocierał z błota trzewiki mego starego lichwiarza. Szczęście dla mnie... że mam przynajmniej na kogo mój gniew wywrzeć... że mogę, czekając na lepsze kąski przyczepić się do tego głupca Dutertre... pójdźmy tymczasem do mego komornika.
Wspomnieliśmy już, że po odejściu finansisty, książę poszedł za margrabiną de Miranda, lecz jakież było jego zdziwienie, gdy w pokoju, w którym spodziewał się ją zastać, nie znalazł nikogo.
Ponieważ z tego pokoju jedno tylko było wyjście do sali służbowej, przeto książę zapytał swoich adjutantów, czy nie widzieli osoby, która poprzednio miała posłuchanie. Odpowiedziano mu, że osoba ta wyszła z salonu, i wkrótce po wyjściu pana Paskala oddaliła się z pałacu.
Rzeczywiście, Magdalena oddaliła się, pomimo, że postanowiła czekać na księcia do końca jego rozmowy z Paskalem.
Powiemy teraz, dlaczego Magdalena zamierzyła inaczej uczynić.
Wracając do salonu po obejściu się z Paskalem, tak jak na to zasługiwał, przypadkiem spojrzała na ogród i ujrzała w nim Franciszka, który przed wyjazdem swoim uzyskał pozwolenie przejścia się kilka razy po parku, w towarzystwie majora Butlera.
Na widok Franciszka, Magdalena stanęła jak skamieniała.
Poznała w nim tego jasnego archanioła, ten przedmiot jej ideału i jedynej miłości, o którym zwierzyła się Zofji Dutertre.