Siostra lotnika/VII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Siostra lotnika |
Podtytuł | Powieść dla młodzieży |
Wydawca | Księgarnia J. Przeworskiego |
Data wyd. | 1933 |
Druk | Druk. „Floryda“ |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Ilustrator | anonimowy |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
W dwa dni później siedzieli znowu w tym samym lasku. Tem razem jednak Janek nie opowiadał dzieciom swoich przeżyć wojennych. Dawał im ostatnie polecenia przed wyjazdem. Miał bowiem następnego dnia rano wyjechać.
— A więc Tomku nasza sprawa jest ułożona.
— Tak proszę pana wykonam wszystko.
Poprzedniego bowiem dnia Janek ułożył plan stworzenia kółka lotniczego.
— Wiesz, co jest zadaniem kółka?
— Wiem uświadomienie społeczeństwa o znaczeniu lotnictwa na wypadek wojny.
— Tak, u nas niestety społeczeństwo nie orjentuje się wcale, jak bardzo ważnym czynnikiem jest obrona przeciwlotnicza i przeciwgazowa.
— Postaram się uświadomić całe miasteczko — obiecał Tomek z powagą.
— A po za tem będziecie mieli dużo ciekawszą i pożyteczniejszą rozrywkę, niż pochłanianie powieści kryminalnych. W twoim pokoju Tomku, widziałem też jakąś straszliwą książkę detektywną.
— O, ja się tem nie przejmuję — zapewnił Tomek — raz tylko przez tydzień zamierzałem zostać słynnym bandytą, lub słynnym detektywem.
— Tak, ale są chłopcy którzy biorą to na serjo.
— Wciągnę kogo będzie można do naszego kółka.
— Ja wam prześlę potrzebne broszurki, książki i materjał na budowę modeli.
— A wiesz Janku, ja postanowiłam sobie zbierać książki lotnicze. Mam już cztery, dwie Meissnera, Garczynskiego i jeszcze jedną.
— Dobrze, odemnie dostaniesz piątą.
— Jak często mamy robić zebrania? — zapytał Tomek.
— Nie za często, tak aby wam to nie przeszkadzało w nauce. Najlepiej raz na tydzień, za każdym razem u kogo innego.
— Jaka szkoda, że pana tu nie będzie z nami!
— Jeżeli mi się uda to będę do was przyjeżdżał od czasu do czasu, żeby sprawdzić jak wam idzie, czy nie potrzebujcie wskazówek i pomocy.
— Jak będzie co trzeba, to napiszę do ciebie, — obiecała Asia.
— A teraz, Asiu chciałbym z tobą także pomówić.
— A ja troszeczkę się przejdę, zmęczyło mnie siedzenie — zawołał Tomek, chcąc pozostawić ich samych.
Odszedł rzeczywiście po chwili. Brat i siostra siedzieli przez kilka minut w milczeniu. Janek obserwował napozór fruwające w górze ptaki. W rzeczywistości jednak zastanawiał się nad tem czy powinien powiedzieć dziewczynie o zamierzonym przelocie. Asia także była dziwnie milcząca.
— Patrz Asiu — zawołał Janek wskazując ręką — żórawie lecą.
Dziewczynka spojrzała w górę. Klucz żórawi leciał szybko naprzód.
— Lecą daleko, za morze — szepnęła dziewczynka.
— Tak, Asiu, a na wiosnę znowu powrócą.
— A ty, Janku, — zapytała nagle Asia — czy powrócisz?
— Jakto? — zdziwił się Janek.
— Przecież chcesz także polecieć daleko, za morze?
Janek milczał chwilę.
— Naturalnie, że powrócę, moja mała, niemądra siostrzyczko. Przynajmniej tak mi się zdaje.
Oczy Asi napełniły się łzami.
— Co to, to nie, — zawołał Janek wesoło — płakać ci nie wolno pod żadnym pozorem i wogóle niema do tego żadnego powodu.
— A jednak tylu lotników zginęło — szepnęła.
— Tak, ale już kilku przeleciało przecież ocean, to już nie jest żadna sztuka.
— To poco lecisz?
— Bo żaden polski lotnik nie przeleciał jeszcze. Mówiąc poetycznie, chciałbym wznieść tak wysoko i daleko sztandar mego kraju.
Mówił żartobliwie, lecz Asia czuła, że właśnie tak myśli, a żartem i uśmiechem kryje powagę słów.
— Janku, czy ty wrócisz?
— Wiesz, czuję, że wrócę, że mi się powiedzie i nic mi się złego nie stanie. Pomyśl jaka będziesz ze mnie dumna i jak nam będzie przyjemnie.
— Tak, ale…
Oczy Asi znowu napełniły się łzami, a głos jej się załamał.
— Nie myślałem nigdy, że jesteś taką beksą, Asiu.
— Ja nie jestem beksą.
— To wytrzyj oczy i porozmawiajmy poważnie.
Asia sięgnęła do kieszeni.
— Nie mam chustki.
— Widzisz, chodzisz bez chustki, a chcesz rozprawiać o poważnych rzeczach — żartował Janek, wyciągając własną chustkę z kieszeni i wycierając nią troskliwie oczy siostry.
— Już, teraz dobrze. Ale, jak je jeszcze raz namoczysz, to ja wycierać nie będę.
— Już dobrze.
— A więc przedewszystkiem nie lecę przecież jeszcze jutro, aby była chwila odpowiednia do płaczu.
— A kiedy lecisz? — zapytała szybko Asia.
Janek zawahał się i wahanie to dziewczynka zauważyła.
— Nie wiem jeszcze dokładnie — odpowiedział wymijająco.
— Powiedz, Janku — prosiła dziewczynka. — Mówisz, że nie jutro, ale może pojutrze?
— Nie, pojutrze też nie — uśmiechnął się Janek.
— No, to może za tydzień. Powiedz mi dokładnie, czy to będzie prędzej czy później za kilka tygodni, czy za kilka miesięcy. Przecież obiecałeś, że mi powiesz prawdę.
— Bo nie myślałem, że jesteś taka beksa.
— Już nie jestem.
— A więc za kilka tygodni zapewne.
— I chciałeś polecieć, nie żegnając się ze mną.
— Pożegnalibyśmy się przecież jutro.
— To nie jest to samo.
— Widzisz, Asiu, nie powinnaś płakać, bo mnie to osłabia, odbiera mi wiarę w powodzenie, martwię się waszem zmartwieniem i nie mogę dostatecznie skupić wszystkich myśli i pragnień tylko na jednem. Rozumiesz mnie?
— Tak.
— Dlatego nie chciałem nikomu nic mówić aż do ostatniej chwili.
— Ja już nie będę ci przeszkadzać — zapewniła Asia.
— Dobrze, pamiętaj o tem, a ja natomiast nie będę nic ukrywał przed tobą.
— Dobrze, Janku — powiedziała Asia poważnie i z wysiłkiem połknęła łzy, które zamierzały znowu popłynąć do oczu. Janek udał, że tego nie zauważa.
— Myślę, że mi się uda polecieć za kilka tygodni.
— Janku, czy będziesz mógł przyjechać jeszcze do mnie?
— Nie wiem, czy mi się to uda.
— A czy ja mogłabym przyjechać przed twoim odlotem do Warszawy?
— Teraz w ciągu roku szkolnego?
— Przecież dam sobie radę sama. Wuj mnie odprowadzi na stację. Nic mi się nie stanie napewno.
— A dlaczego chcesz pojechać?
— Bo ja jednak jestem tu zupełnie sama. Tam w domu, będzie mi się wydawało, że jestem bliżej ciebie.
— Ale może rodzice już się tu sprowadzą do tego czasu.
— Tak, jeżeli już tu będą, to inna sprawa. Ale wtedy przyleciałbyś do mnie choć na jedną chwilę.
— Tak, Asiu, postaram się.
— To dobrze.
— Ale pamiętaj coś mi obiecała.
— Pamiętam. O, Tomek już wraca.
Rzeczywiście Tomek się zjawił.
— Czy nie przeszkadzam? — zapytał.
— Nie, nie, zresztą już wracamy. Muszę zapakować rzeczy Janka — powiedziała Asia, odwracając oczy, aby Tomek nie widział, że są zaczerwienione.
Tomek jednak spostrzegł odrazu, że Asia płakała.
— Co się stało, proszę pana? — zapytał cichutko, korzystając z tego, że Asia poszła o kilka kroków naprzód.
— Nic wielkiego, Asia martwi się trochę tem, że wyjeżdżam.
— Bo ona myśli, że pan przeleci przez ocean.
— O to przecież nic wielkiego.
— A pan naprawdę przeleci?
— Naprawdę, lecz proszę cię, nie mów o tem z nikim. Nawet z Asią. Niech nie myśli o tem zbyt często.
— Dobrze, będę się nią wogóle opiekować.
— Liczę na to — powiedział Jan Mirski poważnie.
I Tomek poczuł prawdziwą dumę przy tych słowach.
Tegoż wieczora zresztą Asia sama poinformowała Tomka o swojem zmartwieniu.
— Wiesz Tomku, Janek pewnie przeleci ocean.
— To pysznie.
— Tak, łatwo ci to powiedzieć. A jeżeli zginie?
— On nie zginie napewno.
— Tak mówisz, jakby można było coś wiedzieć.
— Ale można w coś wierzyć. Przecież Janek także mówi, że głęboka wiara w coś dopomaga w zwycięstwie.
— To prawda!
— Widzisz, więc tylko się nie martw.
— Nie będę się martwiła. Obiecałam Jankowi.
— Janek jest wspaniały. Jaka szkoda, że ja jestem jedynakiem, — westchnął Tomek żałośnie. — Gdybym miał brata toby może ten brat był lotnikiem.
— Gdyby — roześmiała się Asia — gdyby ciocia miała wąsy byłaby wujaszkiem.
— Tak, śmiejesz się bo ci dobrze — mruknął urażony Tomek. — Masz dwóch braci i to jednego takiego, że cały świat mógłby ci pozazdrościć.
— To prawda.
— A widzisz, a ja nie mam nikogo. Wprawdzie mam rodziców i ciotkę, ale to nie to samo, bo to są dorośli ludzie.
— Janek jest też dorosły.
— E, ale u niego się tego nie czuje.
— Jeżeli chcesz — powiedziała Asia wspaniałomyślnie — to mogę ci zastąpić siostrę.
Tomek parsknął śmiechem.
— Jak nie, to nie.
— Ale owszem, tylko powiedziałaś to tak patetycznie.
— A wiesz, Tomku, ja pewnie wyjadę do Warszawy przed Janka lotem.
— Dlaczego?
— Obiecał mi solennie, że mnie sprowadzi.
— To doskonały pomysł.
— Prawda? A Janek zawsze dotrzymuje obietnicy.
— Wiesz, Asiu, ja chyba pojadę z tobą.
— Ty?
— Tak.
— Nie puszczą cię.
— Puszczą napewno.
— A co powiesz?
— Muszę się tobą opiekować.!
— Żartujesz chyba?
— Nie. Mówię poważnie.
— Chyba ja tobą będę się opiekować.
— A właśnie że obiecałem Jankowi, więc muszę wypełnić obietnicę.
— Jeżeli Janek chce tego, to nie mogę ci zabronić — oznajmiła Asia, gotowa tego dnia do daleko idących ustępstw.
— Ale teraz muszę iść do domu, na kolację.
Nazajutrz rano Jan Mirski wyjechał. Patrząc przez okno przez długą chwilę widział dwie machające chusteczkami figurki. Była to Asia i Tomek. Janek uśmiechnął się do znikających postaci i z pewnem wzruszeniem spojrzał na półkę, gdzie leżały skrzydła, pokryte czerwonym fularem. Był to podarek Tomka, który na pamiątkę ofiarował lotnikowi trofeum swego nieudanego przedsięwzięcia.