Sprawa Karoliny — Sprawa Boża

<<< Dane tekstu >>>
Autor Tadeusz Boy-Żeleński
Tytuł Sprawa Karoliny — Sprawa Boża
Pochodzenie Bronzownicy
Wydawca Towarzystwo Wydawnicze „Rój“
Data wyd. 1930
Druk Drukarnia „Rola“ J. Buriana
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Sprawa Karoliny — Sprawa Boża

Nie wiem, czy mam przeprosić czytelników, ale jeszcze zajmę ich sprawą tak odległą, jak — towianizm. Ale sądzę, że jest ona odległą tylko napozór. Ciśnienie naszej mitologji na naszą rzeczywistość jest jeszcze tak znaczne, że ustosunkowanie się do tych mitów jest wciąż aktualnością.
Jednym z takich mitów jest Towiański. Ledwie pięćdziesiąt lat upłynęło od jego śmierci, a już jest legendą — i był nią potrosze za życia. Z biografji jego wiemy prawie tylko to, co on sam zechciał z niej podać; dziejopisami jego byli niemal tylko jego wyznawcy. Udział poetów, Mickiewicza zwłaszcza, wyolbrzymił, uskrzydlił jego postać i jego wiarę. Przyczyniła się do tego i Młoda Polska — ta z przed lat trzydziestu — podbiwszy kurs wszelkich akcyj mistycznych, nawet z najwątpliwszem pokryciem, a cóż dopiero takich, gdzie Mickiewicz był... prezesem rady nadzorczej. Toteż bezkrytycyzm w tej dziedzinie szaleje.
Dlatego, kiedy przeglądałem w bibljotece rapperswylskiej rękopisy Goszczyńskiego, zaciekawiła mnie niezmiernie rękopiśmienna rozprawka, jaką tam znalazłem, p. t. Rozprawa z Towiańszczyzną. Zaciekawia już sam tytuł rozprawy u najwierniejszego wyznawcy Towiańskiego, który jeszcze w r. 1870 pisał: „Jest to jedna z chwil najważniejszych nietylko w moim żywocie obecnym, ale w mojej wieczności, w całym bycie ducha mojego, kiedym się zbliżył z mężem, przez którego mi ta nadzwyczajna łaska niebios zeszła...“ Świadectwo takiego człowieka nie jest podejrzane o uprzedzenie lub niechęć... A jednak, gdyby ktoś chciał napisać krwawszą satyrę towianizmu, nie mógłby tego lepiej zrobić, niż to uczynił w tej nie do druku zresztą przeznaczonej „rozprawie“ Goszczyński.
Rękopis ten, wprowadzający nas niejako w samo serce towianizmu, datuje z r. 1860[1]. Podtytuł: Sprawa W-a i A-y Dz-ch (Władysława i Antoniny Dzwonkowskich) z K. T. (Karoliną Towiańską) i K. R. (Karolem Różyckim).
Sprawa ta zajmuje kilkadziesiąt stronic drobnego pisma, a materjały do niej, bruljony, conajmniej drugie tyle. Cała książeczka. Będę z niej cytował, jaknajmniej wtrącając się osobiście. Zaczyna Goszczyński tak:

Staję nie w obronie swojej osobistej, ale w obronie prawdy, w obronie Dzieła nowej epoki, która ma być Chrześcijaństwem wyższem, a gdzie pod nowemi formami powtarzają się bezecności duchowieństwa tymczasowego.
Bracia uznani za wyższych, za starszych, a stawiający braciom młodszym przeciwności utrudniające im przyjęcie Prawdy podawanej przez siebie, nie mogą być niczem usprawiedliwieni; cobyśmy powiedzieli o takiej np. matce, która, mając nauczyć dziecko chodzenia, kładzie się na niem i każe mu się nosić tłumacząc się tem, że dziecię powinno wydobyć z siebie tyle energji, ażeby znalazło siłę unieść ją; że to robi dla tego zmuszenia dziecka, aby się w niem rozwinęły życie, siła ruchu, energja i t. d. Powiedzielibyśmy o takiej matce, że jest albo obłąkana, albo zła kobieta.
Nie możemy także przyznać za dobre ostrego tonu, z jakim niektórzy między nami podają prawdę i zmuszają do jej przyjęcia a o nieprzyjmującym powiadają, że jest pieszczoch, jeżeli nie coś gorszego. To nas może zaprowadzić aż do uniewinnienia Św. Inkwizycji. I w rzeczy samej, Święta Inkwizycja, wychodząc z tej samej zasady, mogłaby mówić o tych których torturowała, paliła: „Pieszczoch! nie może znieść tortur, boi się stosu, a on go naprowadza na drogę Prawdy“.
...Fałszywe kolosy, czyli kolosy fałszu w Sprawie, grożą większem niebezpieczeństwem dziełu Bożemu na ziemi jak fałszywe kolosy zewnątrz Sprawy... W sprawie z siostrą K(aroliną), trzeba tu wiedzieć, że nie ciało z ciałem walczy, ale duch z duchem. W sprawie tej dać miejsce podrzędne ludziom, a mieć głównie przed oczyma rzecz samą, a ta rzecz, to duch Sprawy świętej, Duch Chrystusowy, i zbawienie nasze przez Chrystusa.

O cóż tedy chodzi, pytamy. Chodzi o — list siostry Karoliny z powodu imienin siostry Antoniny:

Siostra Antonina (pisze Goszczyński) ma słuszny powód widzieć nieczystość w postępowaniu siostry Karoliny z wypadku jej listu otrzymanego w dzień swoich imienin; bo, kiedy wprzód pisała do niej kilka razy i nie miała nigdy odpowiedzi, dziś nagle otrzymuje list winszujący z zupełnem pominięciem swojego męża, z którym jednak pisała spólnie list ostatni, i któremu się należała także odpowiedź.

To jest „meritum“ sprawy. Zaczynają się komplikacje. Brat Władysław napisał w tej sprawie list z wyrzutami do Karoliny; Karolina pokazała list braciom; rzecz zatacza coraz szersze kręgi:

„Inni bracia zaczynają mieszać się do sprawy, występując w obronie siostry Karoliny, głównie z powodu listu Władysława do Karoliny... W mojem przekonaniu (wciąż pisze Goszczyński) sprawa ta ma widocznie cechę woli Bożej, która otwiera pole nowej próby dla braci. Szczęśliwy, kto tę drogę przejdzie jak chrześcijanin... Ucieranie się z braćmi o siostrę Karolinę jest na nic: dopóki ona sama nie uzna swojego grzechu, dopóty żaden z jej niewolników nie uzna go... Bałwochwalstwo i niewola jest w Kole naszem, wytyka je braciom sam Towiański w swojem piśmie z maja r. z., ale wytyka je w sposób ogólny.

Refleksje Goszczyńskiego nad listem Karoliny:

7 lipca 1860. Czyn tego listu nie zdaje mi się czystym. Pobudza on żonę przeciw mężowi. Uderza na kobietę jako słabszą, aby osłabić męża. Szczęściem, że Antonina poznała się na tem i nie poddała się niewolniczo. Gdyby się udało, nastąpiłoby zerwanie żony z mężem. Drugi list z powodu imienin potwierdza ten domysł.
...Smutna to rzecz, ale pokazująca jasno, w czem wielu braci spoczęło. Kiedy ten sam Władysław był przez jakiś czas prawie bezczynny dla postępu Sprawy, bracia odwiedzali go, żyli z nim po bratersku, chwalili go; kiedy dziś okazał się czynnym z obrażeniem osoby adorowanej, wszystko się zmieniło: miłość braci w gniew, pochwały w pogardę. Póki chodzi o Chrystusa, to idzie jako tako, jest pobłażenie, ale kiedy chodzi o jakąś wyższość uznaną w Kole, to już nie do przebaczenia, to grzech przeciw Duchowi Świętemu.
...W liście swoim Władysław pisał, że „nie przed trybunał ludzki zapozywam cię“, że cała ta sprawa powinna się rozstrzygnąć tylko przed Bogiem i między niemi dwojgiem bez wplątania w nią innych braci... Inaczej sądzi Karolina. List Władysława został wszystkim wiadomy. B(aykowski) wystąpił w obronie Karoliny z listem dość pogańskim do Władysława. Objawił się ze strony braci sąd potępiający bez litości Władysława. Niektórzy z nich zleli w jedno osobę Karoliny i Sprawę Bożą, czyli, co na jedno wychodzi, uchybienie przeciw ślepej bezwarunkowej adoracji dla Karoliny uważają za obrazę Majestatu Bożego, zgoła nietolerancja, niewola, o jaką trudno nawet w starych papistach.
...Karolina podziękowała B(aykowskiemu) za obronę siebie. W jej liście jest o bliskiem rozdzieleniu się Koła na Sługi Chrystusowe i Sługi Ziemi.
Myśląc o tem, co się dzisiaj dzieje między nami, zabolałem głęboko i ta boleść natchnęła mi następującą Modlitwę:
„O Chrystusie, Panie, ratuj nas: zło powstało między nami w wielkiej sile (etc.) O Marjo, pod której wezwaniem i opieką rozpoczęło się dzieło nowej epoki chrześcijaństwa, przyczyń się za nami (etc., dłuższa modlitwa).
Tę modlitwę przesłałem Władysławowi, a on umieści ją w swoim liście do Różyckiego.

Bo w sprawę tę wkracza Różycki, pułkownik Karol Różycki, wiarus napoleoński, bohater powstania listopadowego, w Sprawie piastujący wysoką godność „Brata Wodza“. Goszczyński tak ocenia jego list w tej sprawie do Dzwonkowskiego:

Ton więcej urzędowy jak braterski, duch fanatyzmu... Ton przypominający żołnierskie: „w wojsku niema rozumowania“, a moskiewskie: „słuszaj i stupaj!“ Ton adoracji niewolniczej, przypominającej hasło muzułmańskie: „Niema Boga tylko Bóg, a Mahomet (Mistrz) jego prorok“.
...Jeżeli nam wolno widzieć i roztrząsać złe, które jest w księżach, na których leży powaga Sakramentu Kapłaństwa, to nie wiem, dlaczego nie byłoby wolno widzieć je w Karolinie... Walka ta nie jest z Chrystusem, ale z wrogiem Chrystusa, który działa przez braci a między nimi przez Karolinę. Władysław, o ile to czuje, ma prawo wezwać Różyckiego w imię Chrystusa, aby poczuł to jako wódz Sprawy Chrystusowej, na którym przez to leży większa odpowiedzialność za niepoczucie prawdy i za odepchnięcie jej...

Goszczyński poddaje surowej krytyce postępowanie Brata-Wodza:

Ukradkowe podsunięcie Dzwonkowskiej listu Towiańskiej przez Różyckiego, aby Dzwonkowski nie wiedział o nim. Jest w tym czynie zniżenie się, niewłaściwe człowiekowi zajmującemu takie stanowisko jak Różycki, zniżenie się do babskości, do narzędzia babskiej taktyki. Czyn ten oburza tem więcej, że miał na celu rozrywanie małżeństwa, i to w sposób podstępny, ukradkowy. A spełnia go Wódz Sprawy bożej na całą epokę, mąż powołany etc.
W jednym z moich listów do Dzwonkowskiego przytoczyłem francuskie przysłowie „ne touchez pas à la reine“...

Władysław Dzwonkowski postanawia napisać do Różyckiego, a nawet do samego Towiańskiego; Goszczyński, nie wątpiąc, że Mistrz zechce rzecz łaskawie rozważyć, dostarcza projektów tych listów, mamy je w jego rozprawce. Do Towiańskiego:

Mistrzu i bracie! Wahałem się długo, nim przystąpiłem do pisania tego listu, ale, aby być szczerym, muszę powiedzieć dla czego. Tak nas przyzwyczajono do widoku niesprawiedliwości braci przewodzących w Kole, tyle było przykładów, że najoczywistsza prawda była uznana za fałsz i potępiona, etc. (Tutaj przedstawić cały przebieg sprawy z Karoliną i jej istotę).

Znów Goszczyński przerywa tok modlitwą, jaką ułożył w ostatnich dniach lipca 1860 r., i ciągnie relację dalej. Antonina postanowiła napisać do Karoliny; znowuż Goszczyński, „wezwany do pomocy“, przesłał jej tę pomoc „w duchu poniżej zebranych myśli“:

...Inny punkt nadaje cechę rzeczywistości ludzkiej listowi Antoniny. Niewola bałwochwalcza braci, wytknięta w liście Władysława, nie jest wymysłem; objawiła się ona w czynie przez Baykowskiego, który, bez porozumienia się poprzedniego braterskiego z Władysławem, pod wpływem tylko uwielbienia dla Karoliny zdeptał z pogardą i Władysława i prawdę którą on podniósł, a potem przez innych braci, którzy tylko na słowa Baykowskiego i na sam rozgłos że śmiano coś zarzucić Karolinie, bez rozpoznania rzeczy, bez czytania listu Władysława, zawołali: „ukrzyżuj! ukrzyżuj!“ a byli i tacy, którzy już go osądzili odszczepieńcem od Chrystusa.
Grzech Karoliny jest trudny do schwycenia i wykazania zmysłowie: jest to grzech ducha, a grzechy tego rodzaju są jeszcze, dla braci nawet, nieujęte zmysłem rozumu.
Jest w jednym liście Karoliny do Antoniny wyzwanie do wylania się przed nią, poprostu do wyspowiadania się. Jest to przepis chrześcijański, na nim stoi braterstwo, to prawda; — ale czy mogę spowiadać się przed tym, który mi powiada: „wyznaj mi twoje grzechy, ale ja moich dotknąć nie pozwolę?“

11 września. Karol Różycki powiedział T. R-mu: Każde słowo modlitwy (w liście Władysława napisanej przeze mnie) jest sądem, a mianowicie to miejsce: „Złe chce zmienić sługi twoje (Chrystusowe) w Judaszów“. Więc powiedzieć, że Szatan chce zmienić sługi Chrystusowe w Judaszów to jest sądzić. Kogo? Szatana. Więc grzeszę sądem przeciw Szatanowi? Ale możeż on robić co innego, dopóki jest Szatanem?

Grożą snać opornym braciom wyłączeniem z Koła, bo Goszczyński pisze:

Wyłączenie z Towiańszczyzny, to jest z grona tych braci, którzy czczą bałwochwalczo Towiańskiego i najbliższe mu kółko, nie jest wyłączeniem z Kościoła Chrystusowego.
Uważam za wielki grzech przed Bogiem ślepą wiarę niektórych braci w Towiańskiego i ślepe ich posłuszeństwo: wielki to grzech i wielkie niebezpieczeństwo.
Czy wiecie z całą pewnością, co on jest? a może jest Duchem niższym, któremu Bóg dopuścił kusić ludzi dla ich wypróbowania w miłości Boga?... Powaga fałszu w Kole i jego rozpładzanie się są konieczne, dopóki dla braci będzie dogmatem, że Towiański jest nieomylnym... Dopóki fałsz podobny jest korzeniem religijności braci, dopóty ich cała religijność jest fałszem: jaki korzeń, takie drzewo, a jakie drzewo, takie owoce...

11 listopada sprawa Dzwonkowskiego z Towiańską przychodzi na ogólne zebranie braci. Różycki

nakazuje pokryć ją milczeniem, puścić niejako w niepamięć, uważać ją za niebyłą, i sądzi, że tym sposobem rozstrzygnął wszystko, zaprowadził zgodę między braćmi, jedność i pokój w Kole! Bardzo się myli. Prawda prędzej czy później wyjdzie znowu na jaw i upomni się o wynagrodzenie sobie krzywdy. Nieprawość braci może tryumfować jakiś czas, ale prędzej czy później przyznana będzie słuszność człowiekowi, który stanął przy Prawdzie i dotrwał jej wiernie.
...Było to w czasie układania pisma do Cesarza Aleksandra. Dzwonkowski zrobił Różyckiemu uwagę, co do jednego miejsca w „Powodach“, że jest zbyt ciemne, że Polacy żadną miarą tego miejsca nie zrozumieją, na to Różycki powiedział: „Ha! niech się w ziemię zaryją, i szukają wyjaśnienia“ — miało to znaczyć upokorzenie się aż do prochu, a wtedy rzecz im będzie wyjaśniona. Różycki stosuje dzisiaj to do Dzwonkowskiego, wzywając go ogólnie do pokory.

Rzecz toczy się w podobnym sposobie przez wiele miesięcy. Wreszcie kończy Seweryn Goszczyński swoją rozprawkę słowami:

Przeciwności i dociski są niby wizykatorje, które Bóg nam przystawia w miejscach zagrożonych chorobą; źle robi chory, który odrzuca wizykatorję zaczem zrobiła swój skutek; źle robi człowiek, który się oburza na dopuszczoną przeciwność: powinien ją użyć na wyleczenie chorego punktu.

Bardzo budujący aforyzm, prawda? Otóż takie i tym podobne nauczki cytują nam nasi „towianolodzy“ i bają o „podniesieniu moralnem“, jakie towianizm przyniósł; strzegą się nam tylko pokazać jego rzeczywiste tło. A tło, to ów pocieszny dwór z mistycznym Jenialkiewiczem, samym panem Andrzejem u góry; z jego papieżycą Towiańską, wicepapieżycą Guttową, z jego dworakami, pochlebcami, z jego histerją, ogłupieniem, plotkarstwem, komerażami, zaczadzeniem, a przedewszystkiem ze straszliwą jałowością tej „pracy nad sobą“ w próżni, pracy tem karykaturalniejszej im wyższej miary i większej energji są ludzie, których do niej zaprzężono. Bo zważmy, kto są ci ludzie, których udało się doprowadzić atmosferze towiańszczyzny do takiego stanu! Goszczyński, niepospolity poeta, charakter ze stali, bohater nocy belwederskiej; drugi bohater, Karol Różycki! I kiedy się dzieje to wszystko: w roku 60, 61! i przez dziesiątki lat ci ludzie obracają się w tym zaczarowanym kręgu i traktują na jednej płaszczyźnie swoje pisma do cara Aleksandra i sprawę między Dzwonkowskim a Karoliną!
Mówi i baje się dużo o „odrodzeniu etycznem“ towianizmu: chcecie próbki tego odrodzenia? Chcecie przykładu, jakie wyniki daje przemiana wszystkich „braci“ na niepowołanych kaznodziejów i wzajemnych cenzorów swego życia? Oto ustęp z rad, jakie Seweryn Goszczyński daje znajomemu małżeństwu:

Niesnaski pożycia małżeńskiego. Unikajcie tego, aby nie była codzień na stole sprawa kotletów niedopieczonych albo przepieczonych. Takie sprawy przy świadkach są niskie, nie mogą im dać dobrego wyobrażenia o stanowisku, które zajmujecie w Sprawie Bożej. Sprawy podobne najlepiej załatwiać we cztery oczy.

Wszystkie jego nauki są mniejwięcej na tej wyżynie. I to dla takiej „służby“, Mistrz zabronił mu być poetą. Tak oni się „podnoszą“ nawzajem ciągle, zaglądają jedni drugim w garnki, w dusze, dochodzą do tego, że nie mogą już na siebie patrzeć wzajem. Wszystko to czytamy w tych notatkach Goszczyńskiego, z których, znając je, tak nieśmiałe wyciągano konsekwencje!
Bo oczywiście, że sprawa Dzwonkowskich nie była jedyną przyczyną tych rozdźwięków; czuć, że tu zebrał wrzód dojrzewający oddawna. Wypadki roku 1863, w czasie których pani Guttowa osądziła „że dopóki Polska nie uzna w Towiańskim posłańca Bożego i nie ukorzy się przed nim, dopóty wszystkie jej ruchy i ofiary są na nic“, jeszcze bardziej oddaliły starego patrjotę od Koła. 9 czerwca r. 1864 notuje w swoim dzienniku:

W czem posłużyło mi przejście przez towiańszczyznę? Zmniejszyła się moja pogarda dla Polaków, którym dobrze z Moskalami, bo w towiańszczyźnie zobaczyłem Polaków, którzy miłują jarzmo cięższe od cesarskiego. Myślę sobie nieraz, że jeżeli są Polacy, którzy adorują takie jarzmo jakie im towiańszczyzna nakłada, można usprawiedliwić poniekąd tych Polaków, którym jarzmo Cara lub Kisara nie dolega.

Tak pisze Goszczyński w 22 lat od chwili w której przystał do Sprawy. Mimo to zaczadzenie było tak silne, że zupełnie, mimo rozstania z Kołem, nie ocknął się zeń nigdy. Może instynktownie nie chciał się ocknąć? Może zbyt bolesne było mu przyznać przed sobą, że w tej „Sprawie“ zmarnował swoje życie? Bo oto w niespełna rok potem pisze:

...Otóż nie bądźmy obojętni, nie ważmy lekce prawd świętych, które Towiański podaje. Choćby on był najgorszym człowiekiem, choćby najniesprawiedliwszy był dla nas, choćby nam najwięcej zawinił, przyjmujemy ze czcią, z pokorą, ze skwapliwością, otwartem sercem, jako dary Boże, prawdy, które przez niego przechodzą w nas; zapominajmy w tej chwili o człowieku, a widźmy tylko Boga zlewającego na nas swoją łaskę...

Nie chodzi mi o to, aby tu ferować jakieś wyroki o Towiańskim ani o całej kwestji z pewnością o wiele bardziej złożonej, niż to nam pobożni towianologowie do wierzenia podają. I na tę właśnie jej złożoność wciąż zwracam uwagę. Już tutaj, w ponurem oświetleniu tej „rozprawy z towiańszczyzną“ najwierniejszego jej adepta, widzimy dwa światy: jeden, to gmina szwajcarska i jej kwietystyczne bytowanie w zbożnem samouwielbieniu, i jej to słodycze opiewają rozanieleni ówczesnego towianizmu adepci; drugi — to tragiczna farsa paryskiego Koła, gdzie ludzie żyjący bez promyka słońca, nieraz w ostatecznej nędzy, jak stary Goszczyński, utopiwszy w towianizmie wszystko, siły, talent, zdolność do życia, szamocą się bezradnie, gryzą, szarpią, niezdolni już ani żyć w tym zaklętym kręgu, ani też z niego się wyrwać. Skoro wciąż „reklamuje się“ towianizm niepospolitymi ludźmi, którzy doń przystali, pragnąłem ukazać, jak ci ludzie w nim się czuli i do jakiego ich stanu doprowadził. I ponieważ w dyskusjach o Mickiewiczu, które, jak widzę, na nowo stają się dziś aktualne, raz po raz mówi się o towianizmie i mówi się o nim z jakąś mętną zabobonną czcią, chciałem rzecz sprowadzić na grunt bardziej realny i pozwolić czytelnikom zorjentować się osobiście w wysokich zagadnieniach tej Sprawy Bożej, która, jak widzimy, bywała chwilami Sprawą — Karoliny...
Bo tylko przez zrozumienie ludzi można dojść do sądu o sprawach.






  1. Omawiał ją prof. Pigoń w artykule S. Goszczyński w sporze z Kołem (Przegląd Współczesny, 1928).





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Tadeusz Boy-Żeleński.