<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Starościna Bełzka
Data wyd. 1879
Druk Józef Unger
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XVIII.

W niemniéj przykrém położeniu zostawał i Karol Sierakowski, wspólnik tego, co w Krystynopolu zbrodnią i niegodziwością nazwano; on los swój oparty na łasce pańskiéj, nadzieje przyszłości, zasługi, wszystko mógł utracić przez zbytnią dla wychowańca powierzonego ran powolność.
Oto są słowa, w jakich się on w dalszym ciągu przywiedzionego listu, z postępowania swego tłómaczył:
„O skutku bytności p. starosty bełzkiego nie wiedziałem wcale powróciwszy z Litwy, mam na to dowód w listach dwóch, które tu przyłączam. Były one pisane wtenczas, gdym ja o Nowym Roku (a zatém po ślubie) jechał do Dunajowa, i w Susznie po drodze być miałem; powróciwszy z Dunajowa, bawiłem więcéj tygodnia w Krystynopolu, byli pod moją bytność pp. Komorowscy, o niczém nic nie wiedziałem, to tylko mnie jedynie zajmowało, żem się spodziewał urazy za tych kilka moich z p. starostą wizyt, co już natenczas sądziłem być nadto wielką winą, daleko większego nieszczęścia wcale się nie spodziewając. Wiadomy dobrze jwmp. starosta bełzki, jakim ja go wtenczas do zaniechania dalszych bytności namawiał, bom o tém tylko wiedział, przekładałem moje w téjże okoliczności napomnienia p. chorążemu zapolskiemu, już tedy nie miałem w myśli wcale do téj sprawy pomagać. Wyjechałem potém na kontrakty do Lwowa, wstąpiwszy do Suszna pod tytułem dawnéj przyjaźni, z ukontentowaniem, żeśmy przebyli już winę bywania, lecz tu na większe umartwienie, o całéj fatalnéj dowiedziawszy się awanturze... Co się ze mną naówczas działo dosyć powiedzieć, że aż o zdrowiu mojém radzić musiano.
„Łacno mi było wywróżyć sobie dalsze nieszczęsne konsekwencye, w których jak zazwyczaj tonący brzytwy się chwyta, przyłączyć się musiałem wszakże do projektu trzymania sekretu, ażeby jw. generałowa Brühlowa z Drezna nie była sprowadzona dla przysposobienia państwa do téj nieszczęśliwéj wiadomości. I to już zostało złożone właśnie na jakikolwiek ratunek zdrowia jww. państwa, których przewidywane przezemnie z téj okazyi umartwienia, największym były dla mnie biczem i utrapienia domiarem. W téj intencyi raz, mniéj rozmyślnie znosiłem się przez list z jw. starostą bełzkim, przez który i w moich interesach, pomocy p. starosty zabiegnąć musiałem, bez myśli jednak jakowego uszczerbku.”
Co się działo w Krystynopolu, gdy wojewoda dowiedział się z pewnością o uwiedzeniu syna, odgadnąć można, i obaj pisarze pamiętników, z których czerpiemy, dają o tém jednozgodne świadectwo, przyznając (zawsze wedle swoich przypuszczeń), że wojewodzina więcéj jeszcze zaciętości przeciw Komorowskim, niż mąż okazywała, pragnąc się pomścić na nich i na Sierakowskim, staroście zanideckim, którego dosyć zresztą słusznie, za pierwszą przyczynę złego, za faktora i pomocnika ich uważała, nie mogąc mu przebaczyć, że nadużył jéj zaufania...
Miały tedy, wedle pamiętników, trwać ciągle narady ciche między małżeństwem, zjeżdżali się krewni, różne przywożono wiadomości i zdania, domownicy konsyliarzowali, nareszcie przyjechała wezwana pani Mniszchowa, która pierwszą myśl miała poddać, żeby tę narzeczoną synową, z domu Komorowskich porwać jakimbądź sposobem, uwieść i we Lwowie ją w klasztorze mniszek, gdzie krewna jakaś Potockich była przeoryszą, osadzić, dopókiby na rozwód nie zezwoliła; Szczęsnego zaś wysłać za granicę z bratem jéj Brühlem, generałem artyleryi koronnéj.
Krok ten tak śmiały i trudny, doradzony przez niedoświadczoną kobietę, która się nad spełnieniem jego nie zastanawiała, przyjęty został przez Potockich, nieczujących prawa nad sobą, którym obraza oczy zamykała na zamach, jakiego się chwytali niebacznie. Na nieszczęście w tym czasie rozruchów domowych, łatwiejszą się stawała napaść taka niż kiedykolwiek indziéj: konfederacya kraj dzieliła na dwa obozy przeciwne, pod pozorem konfederatów uchodziło wiele; zresztą, sądy były wstrzymane wszędzie, sprawiedliwość zatamowana, bezkarność dwojako zapewniona dla takiego, jak Potocki magnata, który był pewien, że zawsze znajdzie i takich, co się na gwałt odważą, i takiego, co zań w miejscu winowajcy, odpokutuje. Chodziło więc tylko o wykonanie myśli, którą pani Mniszchowa popierała, podając ją jako rzecz najnaturalniejszą, najprostszą, i w świecie najłatwiejszą.
Pokazuje się z manifestów późniéj w sprawie wydanych, że wojewoda próbował najprzód podstępem zwabić do domu synową swoją... Cały już świat wiedział o ożenieniu, wojewoda przyczaił się udając udobruchanego i łaskawego ojca, i oto w jaki sposób syna użył do dopełnienia zamiaru, który spełzł, jakkolwiek zręcznie był osnuty. Scenę następującą opisuje manifest Komorowskich, przeciw któremu w odpowiedzi swej nic nie miał do zarzucenia S. Potocki, zdaje się więc nie ulegać wątpliwości, że tak było:
— „Skoro się wojewoda o ożenieniu syna dowiedział, wpadł najprzód w oburzenie i gniew tak przeciw synowi, jako i jego przyjaciołom, wkrótce potém przybrał postać udobruchanego, jął synowi radzić, aby się nie smucił, szczególniéj zaś, aby nie okazywał najmniejszego zmartwienia przed matką, a że od dawnego czasu przerwane z naszéj strony (piszą Komorowscy) bywanie w domu jw. wojewody mogło w synu wzniecać niejakie podejrzenie, pokazał mu więc swój list, własnoręcznie do nas napisany, w którym nas do swego domu zapraszał i kazał mu napisać podobnyż list do swéj żony z usilną prośbą, aby przyjechała i wyrazić w nim, że rodzice nic jeszcze nie wiedzą o tém, co się stało. Z listem swojego syna, na jego rozkaz pisanym, posłał jw. wojewoda sześciokonnym powozem swojego dworzanina nazwiskiem Wilczka, zatrzymawszy swój list u siebie. Ten chociaż zapewniał przybywszy do naszego domu, że przyjechał bez wiedzy jw. wojewody, i tylko na rozkaz jw. starosty, jednakże ja (Komorowski) mając poprzednich wiadomości pewność, że jw. wojewoda wie o ożenieniu syna, a w jego do żony liście właśnie przeciwnie wyczytawszy, domyśliłem się łatwo, że to rzecz umówiona, odezwałem się tedy w te słowa: — „Gdyby mnie o to prosił jw. wojewoda, natenczas przywiózłbym własnym moim powozem najukochańszą córkę moją, a jego synową w dom jego, dla złożenia mu uszanowania. Chcąc się przekonać o prawdzie, wyprawiłem umyślnego do jw. starosty posłańca, wywiadując się od niego, jak rzeczy stoją, jw. starosta będąc już pozbawionym wolności pisania czego innego, a przytem pilnie strzeżony, odpisał mi ołówkiem te słowa:
„Co się dzieje, i na jaki koniec posłano tego człowieka z powozem? o tém zgoła nic nie wiem. List ten kazał mi pisać ojciec, który pokazywał mi oraz list swój do jaśnie wielmożnego państwa, zapraszając ich zaraz w dom swój. Zresztą nic nie wiem, ojciec mój ciągle powtarza: „Bądź dobréj myśli, nie daj po sobie poznać zgryzoty, aby tego matka nie postrzegła“, — jednakże wybadywa przez jednego z ojców Trynitarzy. Jak długo trwać będzie i dokąd zmierza to fałszywe ze mną postępowanie? nie wiem. Bardzo się dobrze stało, żeście nie dowierzali téj posyłce, a ja mocno upraszam dać pilną baczność na osobę, od któréj, chociaż tu nieobecnéj, moje życie i zdrowie zawisło.“
„Skorom ten list, pisze daléj Komorowski, dnia 4 lutego otrzymał, postanowiłem dla uniknienia podobnych pokuszeń na przyszłość, wyjechać pode Lwów, do dóbr moich Nowe Sioło, zwłaszcza, że z powodu słabości mojéj żony, trzeba było mieć w blizkości lekarzów. Lecz oto przed samym wyjazdem przysyła jw. wojewoda posłańca umyślnego z listem tym samym, który pokazywał pierwéj synowi (jak to poprawiona data widocznie dowodzi), i zaprasza mnie z całą familią na ostatki zapust do siebie. Chociaż tym razem poprzednicza przestroga dana mi w liście jw. starosty słuszny natrącała domysł, że tu idzie o to, aby po nieudaniu się pierwszego zamachu, przyprowadzić go do skutku innym sposobem, sądziłem jednak, że zbliżenie się przyjacielskie i wyłuszczenie ustne nienagannych powodów naszego postępowania, potrafi ułagodzić choćby największym gniewem oburzone umysły, postanowiłem więc korzystać z téj sposobności. Odprowadziwszy tedy moją coraz słabszą małżonkę do pomienionych dóbr i przedsięwziąwszy środki ku jéj uzdrowieniu, udałem się sam w drogę do wojewody, wysławszy przodem dworzanina mego do Krystynopola, aby mi tam zamówił gospodę. Ten skoro się tam na miejscu pokazał, obskoczyli go natychmiast dworscy jw. wojewody i przetrząsali do koszuli, wywiadując się, czy nie wiezie jakich listów. Upatrzywszy porę sposobną, wyrwał się od nich i przybiegł do mnie opowiedzieć, co się z nim działo. Przerażony taką nieludzkością i nie upatrując sposobu złagodzenia umysłów zemstą pałających, oddałem się nadziei, że ją sam czas ostudzi, i wróciłem z drogi, do pomienionych dóbr moich pode Lwowem.“
Szparko, jak widzimy, poczynano się brać do rzeczy w Krystynopolu, i strach padł wielki na Suszno. Tymczasem Szczęsnego mając na oku, badano go i pokonywano, używszy do tego księdza Trynitarza i skłaniając, aby się sam przeciw ślubowi manifestował. Stanisław czynił co kazano, nie śmiejąc ani oburzyć się, ani prosić za sobą, — dość było wejrzeń zagniewanego ojca, aby biedny, słaby, niezdolny postawić mu czoła, truchlał i spełniał narzuconą sobie wolę. Przebaczenie i pokój tą tylko skruchą mógł okupić.
I jak błagał Komorowskiego o ślub, tak dziś na rozerwanie tego związku przystał posłusznie, co więcéj, dnia 6 lutego, jeszcze przed zamachem na porwanie Gertrudy, uczynił manifest żądany przed księdzem Gabryelem (Russianem? Trynitarzem?) w przytomności dwóch innych świadków, którego mocą uznawał swój małżeński związek za nieważny, indult, o który sam prosił za zmyślony, najdotkliwszemi, pełnemi przykrych wyrzutów przeciw Komorowskim napełni go wyrazami.
Słabszym już być niepodobna.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.