Stary Kościół Miechowski/Wstęp/III

<<< Dane tekstu >>>
Autor Wincenty Ogrodziński
Tytuł Stary Kościół Miechowski
Wydawca Wydawnictwa Instytutu Śląskiego
Data wyd. 1936
Druk Drukarnia Dziedzictwa w Cieszynie
Miejsce wyd. Katowice
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


WYTWARZANIE SIĘ TECHNIKI EPICKIEJ
Dawne epopee drogowskazem

Wskazówek dla swego postępowania poszukać musiał w poznanych przez lekturę szkolną i własną arcydziełach epickich. Uprzedzając dalsze wywody, zaznaczymy, że dowodu na to, które epopee były Bonczykowi wzorem, dostarczyć może jedynie odbicie się ich w jego dziele. Poważniejsze wpływy wyśledzić można tylko 5 epopej: Iljady, Odysei, Enejdy, Hermana i Dorotei, Pana Tadeusza. Cóż mówiły te wzory poecie górnośląskiemu? Jedynie tylko Odysea miała zdecydowanego bohatera, który przez całą akcję własną i pomocniczą bogów urzeczywistniał ideę powrotu do ojczystej Itaki. Mniej wyraźnie rysował się bohater Iljady, przyćmiewany czasami to przez Agamemnona, to przez Hektora, a cel akcji: zdobycie Troi pozostał poza jej kresem. W Enejdzie bohater jest bezspornie jeden: Eneasz, ale jakże bierny, jak bezwłasnowolny wobec celu, panującego nad nim bezwzględnie, wobec nakazu przeniesienia Troi na ziemię latyńską. W Hermanie i Dorotei bohaterem niby jest Herman, ale jego działanie wydaje się dość nikłe, samodzielność raczej uporem; oboje zaś razem z Doroteą nie uzasadniają użycia rynsztunku arcyepickiego w opowieści, jeżeli naprawdę nie wykracza ona niczem poza ich połączenie się węzłem małżeńskim. W Panu Tadeuszu wreszcie bogactwo akcji, snującej się z kilku przedziwnie sobą złączonych wątków, i za mały wobec niej bohater, jeżeli nim ma być Tadeusz, lub zbyt epizodycznie traktowany, jeżeli nim jest Jacek Soplica. Ale, czy urok i znaczenie trzech ostatnio wymienionych epopej zależy tylko od osób ich bohaterów ludzkich i perypetyj akcji? Wszak Enejda — to nieporównana pieśń o zbożności, o pietas; Hermana i Dorotei istotny sens — to wycieniowane nadzwyczajnie malowidło niemieckiego małomieszczaństwa, Pan Tadeusz — to związek ziemi i ludzi, uchwycony w najistotniejszych cechach. Wszędzie więc obok ludzi, a nawet ponad nich w tych epopeach wyrastają rzeczy lub pojęcia. Wergiljuszowe lacrimae rerum nie pozostają bez potomstwa. U Homera płaczą i to często nadmiernie bohaterzy, od Wergilego płakać zaczynają rzeczy, od Mickiewicza nietylko płaczą, lecz także czarują rzewnością. Bonczyk przejął ten spadek, obojętną zaś jest rzeczą, czy doszedł do niego przez wyrozumowanie, czy instynktem poety.

Wzrost samopoczucia

Kilka tych pobieżnych uwag pozwala zrozumieć, w jaki sposób skorzystał Bonczyk z nauki wzorów. Wergili i Mickiewicz upewnili go, że przedmiot jako bohater epopei nie będzie bezwzględną nowością, bo wszakże i w ich epopeach przedmioty obok ludzi odgrywają poważniejszą niż gdziekolwiek indziej rolę, Goethe i Mickiewicz nasuwali jeszcze dalszą refleksję, że bardzo względną rzeczą jest wielkość ludzi, każdego zosobna wobec wielkości zbiorowiska, do którego należą, chociażby tem zbiorowiskiem mieli być drobni mieszczanie z zapadłej mieściny niemieckiej lub zaściankowcy litewscy, żyjący jeszcze obyczajami epoki saskiej. Czem gorsze miały być Miechowice od nienazwanej mieściny Goethego? Jeżeli w Niemczech z końca XVIII w. żyło kilkaset miasteczek własnem, ale podobnem naogół życiem i to w łaśnie było ową przeciętną życia niemieckiego w tej epoce, a nie żaden Weimar czy Frankfurt, Berlin czy Wiedeń, — to każda parafja górnośląska w połowie XIX w. stanowiła dla siebie osobny światek, podobny do sąsiedniego, lecz mogący sobie rościć prawo, iż on jest najlepszym wyobrazicieiem ogólnego życia. W każdej parafji albo myślano o przebudowie dawnego kościoła, albo jej nawet dokonywano (p. I 373-380), żadna wszakże nie doszła do skutku w tak dramatycznych okolicznościach jak właśnie w Miechowicach i to pozwalało poecie na zogniskowanie wysiłków epickich koło starego kościoła jako bohatera epopei, koło społeczności miechowskiej jako wyrazicielki bytu górnośląskiego i koło połowy w. XIX jako epoki przełomowej. Wolno przypuszczać, że zamknięty w sobie, nieufny wobec ludzi, ironicznym nieco uśmiechem ogarniający doczesność ksiądz-poeta pieścił w duszy nadzieję, że jego epopea stanie zamiarami przynajmniej, choć nie skutkiem, obok dwu nowożytnych poprzedniczek, że obok Hermana i Dorotei, opowieści małomieszczańskiej z czasów rewolucji francuskiej, pierwszego blasku nowego słońca (ais sich der erste Glanz der neuen Sonne heranhob VI 8), obok Pana Tadeusza, historji szlacheckiej z epoki napoleońskiej, „obfitej we zdarzenia, nadzieją brzemiennej... pięknej mary sennej”, może zaświecić niklejszem światłem Stary Kościół Miechowski, chłopska epopea na tle „wiosny ludów”, „gdy zagrał duch nowy dźwięcznie jak harfy eolskie, duch wolności narodów”. Trzy wielkie wydarzenia, trzy wielkie złudzenia w początkach dziejów najnowszych, których pozorny blask najgłębiej może z trzech twórców oceniał Bonczyk i dlatego swój poemat przepoił zadumą o marnościach „naszej doczesności”.

Selekcja wspomnień

Uspokojony w swem sumieniu artystycznem co do słuszności wyboru bohatera, środowiska i epoki, zwrócił Bonczyk uwagę głównie na dobór szczegółów ze swoich wspomnień, na ich ułożenie w jakąś całość, na sposób ich opracowania. Po przesianiu wspomnień pozostały z nich jako zasadniczy wątek akcji Starego Kościoła Miechowskiego: projekt i hojność Winklerowej, narada gromady parafjalnej w tej sprawie, zręczność Bieńka w przeprowadzeniu zamysłów dziedziczki, uboczne zajęcia Bieńka, osłabiające jego czynności nauczycielskie, zawodna polityka zarządu gminnego i rozruchy na cmentarzu, straż nocna, ostatnia msza żałobna w starym kościele i przeniesienie pierwszych zwłok na nowy cmentarz, dzieje i stan kościoła i wsi, perspektywa przyszłych czasów, epizodycznie zaś wejść miały koleje życia Franciszka Winklera, przyroda miechowska, dawny obyczaj i t. p. W doborze tych wspomnień rozstrzygała obok momentu osobistego udziału także ich wyrazistość, a nadto wzór Pana Tadeusza, którego autorytetowi zawdzięczamy nietylko obfitość obrazów przyrody, lecz także sposób traktowania epizodów, a zwłaszcza postaci Franciszka Winklera, zależny od techniki Mickiewiczowej w rysunku Stolnika Horeszki.
Wspomnień bezpośrednio własnych nie ma Bonczyk tyle, ileby można przypuszczać w pierwszej chwili. Narada gromadzka czyli materjał ks. I, obiad na farze w ks. III, straż nocna na cmentarzu w ks. V, biesiada weselna u Kornowicza i rozmowa Proboszcza z przyjaciółmi, czyli treść ks. VII i VIII doszły do autora drogą pośrednią i tu było miejsce przedewszystkiem na ujawnienie własnej fantazji dotwórczej i wpływów literackich, podczas gdy przy wspomnieniach osobistych lektura mogła tylko zadecydować o ich dopuszczalności w całokształcie poematu.

Zakreślenie granic działalności osób: a) Mężczyźni

Wydarzenia określały rozmiar działania poszczególnych osób i tu znowu reminiscencje ze znanych epopej wpływać mogły i musiały nietyle na charakter, ile na sposób charakterystyki poszczególnych postaci, na oświetlenie ich słów i czynów. Najruchliwszy z nich, największą ilością funkcyj obdarzony, ale także chętnie po nie sięgający rektor Bienek dwukrotnie wyrósł na pierwszoplanową postać: na „gromadzie”, której przewodniczył i której narzucił plany Winklerowej, i na właściwem miejscu swojej działalności w szkole, mniej już wyraźnie zarysowują się jego czynności jako pierwszego kościelnego i organisty. W charakterystyce jego są nikłe ślady przemyślnego Odyseja, więcej w nim tkwi właściwości obrotnego Sancho Pansy i w stosunku do idealistycznie nastrojonego Proboszcza i w zmienności zdania i w przebłyskach wrodzonych zdolności, czasem znów pojawi się jakiś refleks charakterystyki Aptekarza z Hermana i Dorotei lub Protazego z Pana Tadeusza. W całości postać i komiczna i poważna: raz jedna, raz druga strona zarysowuje się wyraziściej, najczęściej zespalają się obie w sposób tak swoisty, iż figura ta należy do najoryginalniejszych i najudatniejszych tworów Bonczykowych. Nie da się tyle powiedzieć o Proboszczu, którego widzimy dorywczo pod koniec ksiąg III i IV, w ks. VI, VII i przedewszystkiem VIII. W stosunku do tej postaci autor nie pozwala sobie naogół na ton ironiczny, chociaż nie zdołał go całkowicie stłumić. Pośrednio i bez ujmy krytykuje go ustami Bieńka, wytykając mu niegospodarność mimo wszelkich pozorów oszczędności i rządności, łatwowierność w sprawach gospodarstwa rolnego i domowego, dzięki którym „w śmierci możno nie będzie miał całej koszuli” (III 392). Bezpośrednio raziło Bonczyka przywiązanie Proboszcza do strojów i obyczajów niemieckich („gdy mowa toczyła się o strojach polskich, aż się krzywił, Gdyż do strojów niemieckich przywiązanie żywił W sercu niemieckiem” VI 456-9, „W Niemczech porządek inny!” VII 47), ale wszakże mimo „serca niemieckiego” Proboszcz kocha Miechowice i swoich parafjan (IV 641— 652), chce między nimi spoczywać w grobie (VII 120-7), jest prawdziwym „gminnym stróżem niebieskim”, a wreszcie, walcząc zapewne ze swem sercem niemieckiem, boleje, że w przyszłej szkole przerabiać się będzie „Polska na niemieckie woły” (VIII 201). Czy Bonczyk nie przelał nieco własnych dążeń kapłańskich w tę postać, rozdwojoną poniekąd w swych uczuciach, trudno dziś ocenić.
Objektywizm epicki i krytyczne spojrzenie Bonczyka nie oszczędziły nawet najukochańszej postaci ojca, Walka Boncyka. Uwydatniając należycie jego wziętość we wsi, gdzie wszyscy go kochają, poważają i na niego się powołują, nie tai wszakże poeta, że powtarzane wciąż wspomnienia ojcowskie nudziły go w latach pacholęcych, że w swej nadmiernej skłonności do gawędzenia niezawsze stosownie się wyrywał (VII 105-111), a w sporze Walka z Wyplerem (lV 268-408) stoi raczej po stronie Wypiera. Walek Boncyk jako postać poematu ma przodków epickich: Nestora i Sędziego, a poniekąd także Wojskiego. Wypler, „swok” — to postać, luźnie związana nietylko z akcją, lecz także z treścią poematu, która głęboko utkwiła w pamięci poety tylko dzięki przywiązaniu swemu do przyrody, a zwłaszcza do lasu. Inna zaleta: ukochanie biednego, ale zawsze zacnego i pracowitego życia kazała upamiętnić grabarza (kopidoła) Draszczyka i rozważnego, ale uczuciowego filozofa wiejskiego Pawła Łukaszczyka, na codzień młynarza i kołodzieja dworskiego, odświętnie zaś nieporównanego w swem religijnem spojrzeniu na przeszłość i teraźniejszość astronoma i kronikarza miechowskiego. Figurą pocieszną, Tersytesem miechowskim staje się popychadło (kiep) dworskie Jakób Ciura. Przedstawicielem kmiecia, mnożącego zapobiegliwie swoje mienie, nietroszczącego się o wykształcenie, zaufanego w tem, co przejął jako „grzeczność”, lecz w domu niewiele znaczącego jest Jan Koronowicz, podobny mu zaś, nazewnątrz sztywny, urzędowy i mało przystępny, w domu zaś potulnie słuchający Jadwisi, — to znany z „Kazania stołowego” Jan Maj. Trudno było poecie zapomnieć o wielbicielu dawnych czasów, ordynancu Fołtynie, o zapalczywym Marcinie Żyle „Garnuszku”, o rozważnym, ale czasami krotochwilnym Tomku Kortyce-Kurcu, o roboczym i milczącym Antku Podeszwie, o przejętym ważnością swej przypadkowej roli Marcinie Grabarze i o tylu innych starszych lub rówieśnych sobie (Pietrek Wypler, Bartek Banaś, Stanisław Kluziok i i.) Miechowianach, z których każdemu dostać się musiało choćby kilkuwyrazowe wspomnienie.

b) Kobiety

Jeżeli świat męski występował w tych wspomnieniach licznie i wyraziście, to kobiet było niewiele i tylko przelotnie wprowadzonych do poematu. Są to koleżanki szkolne jak Julka Krzon, która nie lubiła męczyć się czytaniem, Marynka Ślęczkowa, Tekla Karczmarczyczka, Marjanna Wermańczyk, którym jeno po parę słów się poświęca; dziwniejsza jeszcze jest wstrzemięźliwość w mówieniu o Nastce Koronowiczównie, której wesele wypełnia poczęści ks. VII; ze starszych pobieżnie uwzględniono ciotkę, Marysię Wyplerkę, Kónową, Halinkę Łaszczykową i Kornowiczkę, więcej nieco wraża się w pamięć „para miłych starek” Helina Stainert i Niewiadomska, jakby we

mgle spowodu przedziału społecznego ukazują się Marja Winklerowa i jej pasierbica Waleska, najwyraziściej zaś rysuje się obraz zmarłej matki poety Hanki z Łukaszczyków.
c) Zmarli

Mówi się o niej kilkakrotnie w pocemacie, o jej dobroci, wesołości i talencie śpiewackim, o jej pracowitości i znojnem życiu, o jej śmierci podczas pomoru, o miłości ku niej sięgającej poza grób, aż wreszcie kończą się te wspomnienia żałosnym i przejmującym grozą finałem, obrazem zwłok, odsłoniętych po kilkoletniem leżeniu w mogile. Poeta nie zapomina także i o innych zmarłych, jak gdyby nietylko Proboszczowi, lecz również jemu cmentarz był „kochaniem”. Pojawiają się cienie nietylko nieszczęsnego samobójcy Krawiecka, lecz także twardego groszoroba Karola Goduli i przedewszystkiem jego współzawodnika Franciszka Winklera ludzkiego wobec swego otoczenia, noszącego w sobie mimo tylu powodzeń jakiś wewnętrzny niepokój. O nich mówić będą w swych wspomnieniach różni, przyczem najwięcej tych ożywczych promieni pamięci dostanie się Winklerowi z ust Draszczyka, Walka Boncyka i Pawła Łukaszczyka.

Przyroda

Serce i lektura kazały przejąć jako jeden ze składników poematu przyrodę. Niebo gwiaździste i las przemawiają do poety najpotężniejszym głosem, im też poświęci najwięcej miejsca i słów serdecznych, lecz także wschody i zachody słońca, wieczory i noce miechowskie, a zwłaszcza roślinność cmentarna przysporzyć mają poematowi piękności. Wreszcie dzieła ludzkie, zrosłe z krajobrazem, jak kościół, jego wnętrze i wieża, chaty wiejskie i zamek, kaplica grobowa dziedziców uzupełnią inwentarz epicki.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Wincenty Ogrodziński.