Stracone zachody miłości/Akt drugi

<<< Dane tekstu >>>
Autor William Shakespeare
Tytuł Stracone zachody miłości
Rozdział Akt drugi
Pochodzenie Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare (Szekspira) w dwunastu tomach. Tom XII
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1895
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Leon Ulrich
Tytuł orygin. Love's Labour's Lost
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Artykuł w Wikipedii Artykuł w Wikipedii
AKT DRUGI.
SCENA I.
Inna część parku. Pawilon i namioty w odległości.
(Wchodzą: Księżniczka francuska, Rozalina, Marya, Katarzyna, Boyet, Panowie i Służba).

Boyet.  Zbudź teraz, pani, twe najlepsze myśli,
Zważ, kto cię wysłał ojciec, król potężny —
Do kogo wysłał, jaki cel poselstwa.
Sama, wysoko przez świat poważana,
Idziesz traktować z jedynym dziedzicem
Doskonałości, jakie kiedykolwiek
Męża zdobiły — z monarchą Nawarry.
Celem układów Akwitańska ziemia,
Godna za posag dla królowej służyć.
Bądź teraz szczodrą w użyciu tych wdzięków,
Które natura dała ci z szczodrotą,
Całą z nich bowiem okradła przód ziemię,
Ażeby wszystkie zlać na ciebie jedną.
Księżnicz.  Wierzaj, ma piękność, jakkolwiek uboga,
Nie potrzebuje wymowy twej kwiatów;
Cenę piękności sąd oka stanowi,
A nie lichego język tandetnika.
Mniej czuję dumy pochwał twych słuchając,
Niż ty radości, że z takim dowcipem

Rozgłaszasz mojej piękności pochwały. —
A teraz, rada za radę; mój panie,
Wiesz, bo się wszędzie wieść o tem rozbiegła,
Że król Nawarry związał się przysięgą,
Na dwór milczący kobiet nie przypuszczać,
Aż trzy lat spędzi na ciężkiej nauce.
Nim więc przestąpim bramy zakazane,
Sądzę, że naszą pierwszą powinnością
Wybadać dobrze, jaka jego wola.
Pełna ufności w twej pięknej wymowie,
Ciebie za mego biorę pośrednika;
Idź, mów, że córka francuskiego króla
O osobiste prosi posłuchanie
W sprawach najmniejszej zwłoki nie cierpiących.
Spiesz się, my będziem na odpowiedź czekać,
Jak czeka na nią suplikant pokorny.
Boyet.  Dumny z poselstwa wykonać je spieszę (wychodzi).
Księżnicz.  Zawsze się duma z dobrą spieszy wolą.
Kto mi z was powie panów tych nazwiska,
Co razem z księciem mądrość ślubowali?
1 Pan.  Pierwszy Longaville.
Księżnicz.  Kto zna tego męża?
Marya.  Ja go znam, pani, widziałam go bowiem
W Normandyi, kiedy dziedzic Perigordu
Jana Fokonbrydż[1] córkę brał za żonę.
Wszyscy mu wielkie przyznają zdolności:
ćwiczony w sztukach, orężem wsławiony;
Jedyną plamą cnót jego piękności,
(Jeśli co może plamić cnoty piękność)
Dowcip za ostry, za uparta wola;
Bo kiedy dowcip wszystko może kąsać,
Wola upornie radzi nie oszczędzać,
Ktokolwiek mu się dostanie na język.
Księżnicz.  Więc, jak się zdaje, wesoły szyderca?
Marya.  To sąd przynajmniej wszystkich, co go znają.
Księżnicz.  Dowcipy takie zwykle więdną z wiekiem.

Kto z nim jest więcej?
Katarz.  Dumain, szlachcic młody,
Wszystkim cnotliwym dla cnót swoich drogi.
Choć silny, nie wie, co jest siłą krzywdzić;
Dość ma dowcipu, by upięknić brzydkość,
A dość piękności, by dowcip zastąpić.
Raz go widziałam u księcia Alençon,
A wszystko dobre, co tu o nim mówię,
Mniej niż nic waży przy jego wartości.
Rozalina.  Był tam z nim razem trzeci z mędrców koła,
Nazwiskiem Biron, jeśli się nie mylę.
Nigdy godziny spędzić mi nie przyszło
Z weselszym mężem, choć nigdy wesołość
Z przyzwoitości fug nie wystąpiła.
Oczy u niego służą dowcipowi,
Wszystko albowiem, co mu w oko wpadnie,
Dowcip przerabia na wesołe żarty,
A język, tłómacz dowcipu wymowny,
W tak piękne słowa te żarty ubiera,
Że starzec słucha powieści jak dziecko,
A młodzież stoi jakby w zachwyceniu:
Taka jest słodycz we wszystkiem, co mówi.
Księżnicz.  Bóg z wami, panie, czyście zakochane,
Że każda swego tak szczodrze ubiera
We wszystkie skarby pochwały bez granic?

(Wchodzi Boyet).

Marya.  Otóż i Boyet.
Księżnicz.  I cóż nam przynosisz?
Boyet.  O twem przybyciu król był uprzedzony,
I nim mnie ujrzał, na twoje przyjęcie
Z towarzyszami spieszyć się gotował.
Ale zarazem doszła mnie wiadomość,
Że chce na polu, w namiotach was trzymać,
(Jak oblężnicze dworu swego wojsko)
Aby nie złamać raz danej przysięgi,
Bram nie otworzyć pustego pałacu.
Ale się zbliża i sam król Nawarry.

(Damy biorą maski. — Wchodzą: Król, Longavilie, Dumain, Biron i Orszak).

Król.  Piękna księżniczko, witaj na mym dworze!
Księżnicz.  Piękność oddaję ci, królu, wzajemnie; ale powitanie
trochę zawczesne, bo dach tego pałacu za wysoki na
dach twojego zamku, a puste pola za nizką podłogą,
abym na niej przyjęła gościnne powitanie.
Król.  W pałacu godne powitanie znajdziesz.
Księżnicz.  Wiedź mnie tam wprzódy, powitasz mnie potem.
Król.  Słuchaj mnie, pani, złożyłem przysięgę —
Księżnicz.  Bóg z tobą, panie, bo krzywoprzysięgniesz.
Król.  Nie, za świat cały, przynajmniej z mej woli.
Księżnicz.  Przysięgę jednak z własnej woli złamiesz.
Król.  Na co przysiągłem, nie wiesz jeszcze, pani.
Księżnicz.  Gdyby ode mnie nie więcej król wiedział,
Ta nieświadomość byłaby rozumem,
Gdy teraz wiedza jest nieświadomością.
Słyszałam, królu, żeś się zobowiązał
Twojego domu progu nie przekroczyć;
Strzedz tej przysięgi, grzechem jest śmiertelnym,
Grzechem śmiertelnym, przysięgę tę złamać.
Lecz daruj, panie, zbytek mej śmiałości,
Nie mnie przystoi uczyć uczyciela.
Racz teraz przejrzeć pismo to, a potem
Poselstwu memu spieszną dać odprawę.

(Wręcza mu papier).

Król.  Odpowiem spiesznie, jeśli będzie można.
Księżnicz.  Spieszny mój odjazd na dobre posłuży:
Krzywoprzysięgniesz, gdy zostanę dłużej.
Biron  (do Rozaliny). Czy raz w Brabancie nie tańczyłem z tobą?
Rozalina.  Czy raz w Brabancie nie’ tańczyłam z tobą?
Biron.  O, niewątpliwie.
Rozalina.  Na co więc daremne
Robić pytania?
Biron.  Nie bądź tak porywcza.
Rozalina.  Twoje niewczesne drażnią mnie pytania.
Biron.  Za żartki dowcip twój prędko mnie znuży.
Rozalina.  Wprzód jednak jeźdźca zostawi w kałuży.

Biron.  Powiedz mi, proszę, która jest godzina?
Rozalina.  O którą zwykli pytać się szaleńcy.
Biron.  Niech na twą maskę boża spadnie laska.
Rozalina.  I na oblicze, które kryje maska.
Biron.  I niech jej ześle stado wielbicieli.
Rozalina.  Byleśmy w stadzie ciebie nie widzieli.
Biron.  Nie bój się tego — wolę się usunąć.
Król.  Księżniczko, ojciec twój, w tym pisze liście,
Że sto tysięcy talarów wypłacił,
Co jest połową sum przez mego ojca
Śród długich wojen za niego wydanych.
Lecz choćby nawet — co nie jest — ta suma
Doszła rąk moich lub mojego ojca,
To pozostaje zawsze do spłacenia
Talarów bitych drugie sto tysięcy,
W zastaw za które trzymam Akwitanię,
Chociaż zastawu cenę dług przechodzi.
Jeśli więc ojciec twój a król francuski
Chce się z należnej uiścić połowy,
Chętnie się zrzeknę praw do Akwitanii
I dobrą przyjaźń na później zachowam.
Ale, jak widzę, król inaczej myśli,
Bo zamiast spłacić owe sto tysięcy,
By zastawione odebrać dzielnice,
On się domaga, ażebym mu zwrócił
Bitych talarów pierwsze sto tysięcy,
Gdybym ja wolał Akwitanię zwrócić,
(Ziemie przez długą wojnę spustoszone)
A dług ojcowski w gotowiźnie dostać.
Piękna księżniczko, gdyby te żądania
Wszystkich rozsądnych nie przeszły ustąpień,
Dla twej miłości chętnie byłbym gotów
Więcej ustąpić, niż rozsądek radzi,
Byłeś z radością kraj mój opuściła.
Ksieżnicz.  Mojego ojca, króla, krzywdzisz, panie,
I równie krzywdzisz czystą swoją sławę,
Gdy wbrew zaprzeczasz odebraniu sumy,
Która wam wiernie była wypłaconą.

Król.  Przysięgam, nigdy o niej nie słyszałem.
Dowiedź mi tego, zwrócę ją natychmiast,
Lub bez oporu oddam Akwitanię.
Księżnicz.  Niech więc tak będzie, trzymam cię za słowo.
Boyecie, pokaż kwity podpisane
Na odebraną całą sumę.
Król.  Pokaż.
Boyet.  W tej chwili jeszcze nie przyszły papiery.
W których są kwity i inne dowody,
Lecz jutro wszystkie przedstawię ci, królu.
Król.  To mi wystarczy; zawsze jestem gotów
Wszystkie rozsądne podpisać warunki.
Tymczasem, pani, racz przyjąć gościnność,
Którą mój honor, bez krzywdy honoru,
Twojej godności może ofiarować.
Bram mych, księżniczko, nie możesz przestąpić,
Ale tu znajdziesz tak szczere przyjęcie,
Iż powiesz, że w mem sercu masz przytułek,
Którego pałac mój dać nie był w stanie.
Na dniu jutrzejszym odwiedzim cię znowu.
Księżnicz.  Niech towarzyszem twoim pokój będzie!
Król.  A twe życzenia niech się spełnią wszędzie!

(Wychodzi Król z Orszakiem).

Biron  (do Rozaliny). Mojemu sercu polecę cię, pani.
Rozalina.  O, pokaż, proszę, chciałabym je widzieć.
Biron.  Ach, gdyś mogła jęki jego słyszeć!
Rozalina.  Szaleniec chory?
Biron.  Tak, chory na serce.
Rozalina.  Na serce doktor krwi puszczenie radzi.
Biron.  Czy mu to ulży?
Rozalina.  Próba nie zawadzi.
Biron.  Niech więc twe oczy będą mi lancetem.
Rozalina.  Zrób lepiej, moim posłuż się sztyletem.
Biron.  Żyj długo, pani!
Rozalina.  Ty żyj krótko, panie!
Biron.  Na dzięki czasu mi dzisiaj nie stanie (oddala się).
Dumain  (do Boyeta). Przebacz mi, proszę, co to jest za dama?
Boyet.  To Rozalina, dziedziczka Alençon.

Dumain.  Piękne stworzenie. Dziękuję i żegnam (wychodzi).
Longav.  (do Boyeta). Co to za dama w tej białej spódnicy?
Boyet.  Wziąć za kobietę mógłbyś ją przy świecy.
Longav.  Ja się o imię jej pytałem ciebie.
Boyet.  To jest jej własność, chowa ją dla siebie.
Longav.  Powiedz przynajmniej, czyją ona córką?
Boyet.  Córką swej matki, jak mówią, jak wierzę.
Longav.  Niechże twej mądrej głowy Pan Bóg strzeże!
Boyet.  Tylko mój panie, nie gniewaj się, proszę:
To jest dziedziczka domu Pokonbrydżów.
Longav.  Gniew mój już ostygł. Dziewka urodziwa.
Boyet.  I ja tak myślę, jeśli wieść prawdziwa.

(Wychodzi Longamlle).

Biron  (do Boyeta). Kto jest ta w toku wysmukła dziewczyna?
Boyet.  Jak powiadają, zwie się Katarzyna.
Biron.  Zamężna?
Boyet.  Tylko z swymi kaprysami.
Biron.  Żegnam na teraz; na teraz Bóg z wami!

(Wychodzi. Damy zdejmują maski).

Marya.  Ten to jest Biron, szlachcic złotousty,
Każde u niego słowo koncept pusty.
Boyet.  A każdy koncept puste tylko słowo.
Księżnicz.  Słusznie odbiłeś słowem każde słowo.
Boyet.  Dwa równie twarde starły się tarany.
Marya.  Może barany zarówno gorące.
Boyet.  O! prawda, jabym baranku kochany,
Chciał być baranem, i na ust twych łące
Trawkę mą szrzypać.
Marya.  Chcesz siebie żarcikiem
Zrobić baranem, a mnie pastewnikiem?
Boyet.  I paść się na nim (chce ją pocałować).
Marya.  Nie, nie, głowo pusta,
Jeszcze gromadzkie nie są moje usta,
Chociaż w dwóch panów posiadaniu stoją.
Boyet.  Kto ci panowie?
Marya.  Ja z fortuną moją.
Księżnicz.  Dowcip z dowcipem ciężko jest pogodzie;
Lecz miast niewczesne pojedynki zwodzić,

Zrobicie lepiej, gdy skończycie swary,
By spoinie napaść na króla Nawarry
I na pedantów jego klikę całą.
Boyet.  Jeśli mnie zdanie me nie oszukało,
(A rzadko zwodzi, w oczach bowiem czyta,
Co w głębiach serca rośnie i zakwita)
Król jest dotknięty.
Księżnicz.  Czem takiem, prosimy?
Boyet.  My, kochankowie, afektem to zwiemy.
Księżnicz.  A skąd to wnosisz?
Boyet.  Istność jego cała
Ciekawą żądzą z ócz mu wyglądała.
Przez oczy jego serce się pyszniło,
Ze twarz twą rytą jak agat nosiło.
Język, co widzieć nie mógł jej, gdy mówił,
Zamilkł i w oczach mu się usadowił,
I wszystkie zmysły w zmysł jeden się zlały
I na cud cudów razem poglądały,
Tak wszystkie były w źrenicach ujęte,
Jak dyamenty w krysztale zamknięte,
Które wzrok ślepią ogni swoich falą
I przechodzących żądzą kupna palą.
Na twarzy zachwyt tak wrył się głęboko,
Ze miłość z ócz mu każde czyta oko.
Jutro ci oddam wszystkie jego włości,
Ty mu daj tylko całunek miłości.
Księżnicz.  Śpieszmy się, idźmy, bo Boyet gotowy —
Boyet.  Co okiem dojrzał, opowiedzieć słowy.
Ja oczom jego pożyczam języka,
I tylko prawda z ust się mych wymyka.
Rozalina.  Mądry w miłości, mówisz, jakby książka.
Marya.  Wieści od wnuka Kupida odbiera.
Rozalina.  To matką druga była mu Wenera,
Bo ojciec brzydal.
Boyet.  O, szalone dziewki,
Czy nie słyszycie?
Marya.  Nie.
Boyet.  To choć widzicie —

Rozaiina.  Drogę przed nami.
Boyet.  Którą pośpieszycie.
Rozmowa z wami, to nie są przelewki. (Wychodzą).





  1. Faulconbridge.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: William Shakespeare i tłumacza: Leon Ulrich.