Stracone zachody miłości/Akt trzeci

<<< Dane tekstu >>>
Autor William Shakespeare
Tytuł Stracone zachody miłości
Rozdział Akt trzeci
Pochodzenie Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare (Szekspira) w dwunastu tomach. Tom XII
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1895
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Leon Ulrich
Tytuł orygin. Love's Labour's Lost
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Artykuł w Wikipedii Artykuł w Wikipedii
AKT TRZECI.
SCENA I.
Inna część parku.
(Wchodzą: Armado i Ćma).

Armado.  Świergocz, mój paziu, zachwyć mój zmysł słuchu.
Ćma  (śpiewa). Concolinel[1].
Armado.  Słodka nuta! Idź teraz, młoda latorośli, weź ten klucz, wypuść z klatki parobka i przyprowadź go tu co żywo. Zamierzam posłać przez niego list do mojej kochanki.
Ćma.  Czy chcesz, panie, zyskać serce twojej kochanki francuskim kołowrotkiem?[2]
Armado.  Co, mam po francusku szwargotać i język jak kołowrotek obracać?
Ćma.  Nie, doskonały mój panie, ale zanuć piosneczkę końcem języka, nogą wybijaj takt kanaryjskiego tańca, ażeby słowom dodać efektu, wywracaj oczy, wywzdychiwaj jedną nutę po drugiej to z gardła, jakbyś połknął miłość, o miłości śpiewając, to przez nos, jakbyś zażył miłość, miłość wąchając, z kapeluszem zapuszczonym niby okap na sklep twoich oczu, z rękami skrzyżowanemi na wklęsłym twoim brzuszku, jak królik na rożnie, lub z pięściami w kieszeniach, jak człowiek na starym obrazie; a nie upieraj się długo przy jednej piosneczce, wypuść trzy nuty i zaraz co nowego. Na tem stoi kawalerska doskonałość, to kawalerska sztuka, którą się łowią dziewczyny, które i bez tego ułowićby się dały, bo u kobiet ci mają najlepsze noty (zanotuj to sobie, panie), którzy na takich rzeczach najlepiej się znają.

Armado.  A gdzie to kupiłeś tyle doświadczenia?
Ćma.  Za własne trzy grosze obserwacyi.
Armado.  Ale ot, lecz niestety —
Ćma.  Koń drewniany, zapomniany[3].
Armado.  Chcesz moją kochankę drewnianym koniem nazywać?

Ćma.  Nie wcale, mój panie, bo drewniany koń, to źrebak, a pańska kochanka jest pewno mierzynką. Ale czy zapomniałeś, panie, o twojej kochance?
Armado.  Prawie zupełnie.
Ćma.  Niedbały studencie! Wyryj ją sobie dobrze w pamięci.
Armado.  W pamięci i sercu, mój paziu.
Ćma.  I w wątrobie, mój panie; że to konieczne, dowiodę.
Armado.  Czego dowiedziesz?
Ćma.  Że będzie ze mnie człowiek, jak urosnę, a zaraz, Że moje trzy punkta prawdziwe. Masz ją w pamięci, bo nie możesz jej mieć w objęciach; masz ją w sercu, bo ją kochasz serdecznie; masz ją w wątrobie, bo ci się żółć poruszyła, że nie możesz jej posiadać.
Armado.  Wszystkie trzy punkta sprawdziły się na mnie.
Ćma.  A choćby się ich i trzy razy więcej sprawdziło, to i tak z wszystkiego będzie zero.
Armado.  Sprowadź tu pachołka; musi list mój do niej ponieść.
Ćma.  Sympatyczna to ambasada: koń w poselstwie od osła.
Armado.  Hę, co tam mruczysz?
Ćma.  Mówię, panie, że musisz posłać tego osła na koniu, bo chodzi powoli. Ale idę.
Armado.  Droga niedaleka; śpiesz się.
Ćma.  Szybko jak ołów’, panie.

Armado.  Jak to rozumiesz, piękny dowcipnisiu?

Wszak ołów’ to metal ciężki, leniwy ł powolny.
Ćma.  Minime, panie, co się znaczy bynajmniej.
Armado.  Ołów’, powtarzam, metal jest leniwy.
Ćma.  A ty, mój panie, w sądach popędliwy:
Wypchnięty z strzelby ołów’ czy leniwy?
Armado.  Ha! ha! zabawny retoryczny dymek.
Mnie, widzę, strzelbą, siebie zrobił kulą:
Więc na parobka mojego cię cisnę.
Ćma.  Ognia! mój panie, a jak kula świsnę (wychodzi).
Armado.  Bystry to chłopak, rozkoszne stworzenie!
O, gwiazdy! do was moje ślę westchnienie!
Męstwo ucieka, ból duszę zalega.
Ale, jak widzę, herold mój nadbiega.

(Wchodzą: Ćma i Łepak).

Ćma.  Cuda, panie, cuda! Łeb zwichnął nogę!
Armado.  Jakaś szarada, jakaś zagadka. Więc wydeklamuj mi envoy[4].
Łepak.  Na co tu szarady i zagadki, na co envoy; to nie maść żadna. Babkowe liście, panie, babkowe liście; ni envoy, ni maść żadna, tylko babkowe liście, panie.
Armado.  Na cnotę, do śmiechu mnie pobudzasz; twoja głupia myśl porusza mi śledzionę; wzdęte płuca zmuszają mnie do śmiesznego śmiechu. O, przebaczcie mi, moje gwiazdy! Toć ta pusta pałka bierze maść za envoy, a wyraz envoy za maść.
Ćma.  Alboż inaczej myślą uczeni? Czy w envoy niema namaszczenia?

Armado.  Nie, paziu, to epilog, a prościej te słowa,
W których jaśniej poprzednia wyłuszcza się mowa.
Wyjaśnię to przykładem:
Bąk i małpa i lis stary,
Że trzej, byli nie do pary.
To jest morał, a teraz envoy.
Ćma.  Ja dodam envoy, panie, powtórz tylko morał.

Armado.  Bąk i małpa i lis stary,
Że trzej, byli nie do pary.
Ćma.  Dopiero gdy gęś przybyła
Czwarta, wszystkich poparzyła.

Teraz ja zacznę twój morał, a ty. panie, powtórz moje envoy.

Bąk i małpa i lis stary
Że trzej, byli nie do pary.
Armado.  Dopiero gdy gęś przybyła
Czwarta, wszystkich poparzyła.

Ćma.  Doskonałe to envoy, co się kończy na gęsi. Czy chciałbyś co więcej?

Łepak.  Gęsią przez własne paź zrobił go usta,
Niezgorszy handel, jeżeli gęś tłusta.
Ja zawsze na tem i skończę i zacznę,
Że gdzie gęś tłusta, tam envoy smaczne.
Armado.  Dość na tem. Jak ta dysputa wyrosła?
Ćma.  Łeb zwichnął nogę w oczach twego posła;
Tom rzekł, ty, panie, zażądałeś envoy.
Łepak.  A ja babkowych zażądałem liści;
I stąd dysputa; paź przyniósł ci, panie,
Tłuściuchne envoy, gęś, którą kupiłeś.
I na tem, sądzę, targ skończył się cały.
Armado.  Ale powiedz, jak Łepak zwichnął sobie nogę?
Ćma.  Opowiem wszystko jasno i dobitnie.

Łepak.  Nie może opowiadać jasno, kto rzeczy nie czuje; do mnie więc, Ćmo, envoy to należy.

Ja, Łepak, gdy się z mej kozy wymknąłem,
Na progu turmy nogę tę zwichnąłem.
Armado.  Nie mówmy o tej materyi.
Łepak.  Póki się jej nie zbierze więcej na mojej nodze.
Armado.  Słuchaj, Łepaku, wyzwolę cię.

Łepak.  Może w jakiem grzesznem rzemiośle: to mi wygląda na envoy, to mi coś pachnie gęsią.
Armado.  Na moją duszę, prostaku, chcę powiedzieć, że dam ci wolność, że oswobodzę twoją osobę; przed chwilą byłeś zamurowany, zamknięty, uwięziony, związany.
Łepak.  Prawda, wszystko prawda, a teraz, panie, chcesz być moim purgansem, chcesz mi dać rozwolnienie.
Armado.  Daję wolność, wypuszczam cię z turmy pod tym jedynie warunkiem, że niniejsze oznajmienie oddasz w ręce wieśniaczki Żakienetty. To twoja remuneracya, (daje mu pieniądze) bo najlepszym stróżem mojego honoru jest szczodrobliwość dla sług moich, ćmo, za mną! (Wychodzi).

Ćma.  Żegnaj Łepaku.
Łepak.  O, kosztowny łucie
Biron.  Ludzkiego mięsa! tybyś żyda sprzedał!

(Wychodzi ćma).

A teraz zobaczmy jego remuneracyę. Remuneracya! To łaciński wyraz na trzy szelągi. Trzy szelągi, remuneracya. Ile za tę tasiemkę? — Grosz. — Nie, dam ci remuneracyę, i dobiłem targu. Remuneracya! to piękniejszy wyraz niż talar niemiecki. Odtąd, w kupnie i sprzedaży tylko na remuneracye będę rachował.

(Wchodzi Biron).

Łepak.  Ha, to ten poczciwy hultaj, Łepak! Szczęśliwe spotkanie.
Powiedz mi, proszę, mój panie, ile łokci ponsowej wstążki można kupić za remuneracyę?
Biron.  Co to jest remuneracya?
Łepak.  Co? trzy szelągi.
Biron.  Tyle właśnie, ile można kupić jedwabiu za trzy szelągi.

Łepak.  Dziękuję ci, dostojny panie, Bóg z tobą!
Biron.  Czekaj, potrzebna mi jest twoja pomoc;
Jeśli na moją zasłużyć chcesz łaskę,
Zrób mi to, o co zamierzam cię prosić.
Łepak.  Kiedy chcesz, panie, żebym to zrobił?
Biron.  Dziś popołudniu.
Łepak.  Zrobię chętnie. Do zobaczenia.
Biron.  Aleć jeszcze nie wiesz, co masz zrobić.
Łepak.  Dowiem się, jak zrobię.
Biron.  Żeby zrobić, musisz wprzódy wiedzieć, co masz zrobić.
Łepak.  Przyjdę do waszej dostojności jutro rano.

Biron.  Dziś popołudniu musisz rzecz załatwić.
Dzisiaj księżniczka ma polować w parku;
W jej towarzystwie urodna jest pani,
Język wymawia słodkie jej nazwisko,
Kiedy najsłodsze wydawać chce dźwięki,
Ludzie jej dają Rozaliny imię;
Pytaj się o nią i w białe jej ręce
Oddaj to pismo opieczętowane.
Daję ci z góry twą gratyfikacyę (daje mu pieniądze).

Łepak.  Gratyfikacya! O, słodka gratyfikacyo! Lepsza od remuneracyi; o jedenaście groszy i dwa szelągi lepsza. O, najsłodsza gratyfikacyo! — Wykonam wszystko co do litery. — Gratyfikacya! remuneracya!

( Wychodzi).

Biron.  I być to może? Biron zakochany!
Ja, co miłości biczem dotąd byłem,
Ja, ja miłosnych westchnień kat okrutny,
Krytyk, stróż nocny wszystkich zakochanych,
Ja, dumny pedant, ja ochmistrz surowy
Chłopięcia wszystkich ćmiącego przepychem,
Ślepego dziecka ciągle skwierczącego,
Starca i dziecka, olbrzyma i karła —
Kupida, króla miłosnych wierszydeł,
Rąk załamanych wszechwładnego pana,
Namaszczonego króla wszystkich westchnień,
Rządcy próżniaków, wszystkich malkontentów,
I wszystkich spódnic groźnego książęcia,
Wielkiego wodza i imperatora,
Co woźnych tyle na swej trzyma służbie!
O, moje biedne, małe moje serce!
I ja mam zostać jego adjutantem,
I ja się w jego ubrać mam kolory
Na wzór obręczy jarmarcznego skoczka!
Co? Ja mam kochać? Ja żony mam szukać,
Którą potrzeba, jak niemiecki zegar,
Wciąż reperować, bo ciągle się psuje,
Zawsze źle idzie, źle godziny znaczy,
Choć go pilnujesz wciąż i regulujesz?

Ze trzech najgorszą pokochać szalenie,
Pustą dziewczynę, o brwiach z aksamitu.
Co zamiast oczu, ma dwie kule smoły,
Która przysięgam, figla mi wypłata,
Choćby sam Argus był przy niej eunuchem?
Do niej mam wzdychać! dla niej sen postradać!
Modlić się do niej! Ha, to ciężka plaga,
Którą za karę Kupido mi zesłał,
Że się ważyłem mało dotąd cenić
Jego wszechwładną, straszną, małą władzę!
Będę więc kochał, pisał, wzdychał, prosił,
Btagat i jęczał, na nic żal nie zda się:
Ten kocha panią, a tamten jej Kasię (wychodzi).





  1. Ma to być pierwszy wyraz rytomelli zapomnianej dziś miłosnej piosnki.
  2. Taniec w modzie w połowie szesnastego wieku. Pierwsza para taneczników przebiegała wszystkie inne pary, kawaler całował damy, a dama kawalerów, stawała potem na końcu, a następna para powtarzała to samo.
  3. Przed zaprowadzeniem protestantyzmu w Anglii, drewniany koń niepospolitą grał rolę na wszystkich ludowych uroczystościach. Zakazany był przez purytanów jako resztka papizmu, a jakiś krotofilny poeta napisał mu nagrobek, który się zaczynał: Ale ot, lecz niestety! koń drewniany, zapomniany.
  4. W średniowiecznej poezyi francuskiej ostatnia strofa ody nazywała się envoy i zwykle z dedykacyą, wyrażała sens moralny całej kompozycyi. Anglicy przyjęli i formę i nazwisko envoy.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: William Shakespeare i tłumacza: Leon Ulrich.