Stuartowie (Dumas)/Tom I/Rozdział V
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Stuartowie |
Wydawca | Merzbach |
Data wyd. | 1844 |
Druk | J. Dietrich |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Les Stuarts |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom I Cały tekst |
Indeks stron |
Kiedy wiadomość o porażce pod Flodden doszła do Edymburga, natychmiast zastępcy urzędników, którzy towarzyszyli królowi i prawie wszyscy wyginęli, zajęli się obroną miasta, pewni będąc z doświadczenia że prowincje same się bronić potrafią. W skutku tego, wydali proklamację godną uwagi dla swojéj prostoty i starożytności. O to jest:
»Zważywszy, że odebraliśmy wiadomość, jeszcze nie pewną prawda, o nieszczęściach króla i jego wojska, zalecamy i wrazić potrzeby rozkazujemy wszystkim mieszkańcom, zaopatrzyć się w broń i zgromadzić się na pierwszy znak dzwonu, do odparcia każdego nieprzyjaciela, któryby chciał wejść do naszego miasta. Zabraniamy zarazem kobietom, dzieciom i włóczęgom, znajdować się na ulicy, wydawać krzyki i żale; jednocześnie prosimy wszystkie uczciwe kobiety aby się udały do kościołów, i tam modliły się za króla, naszych krewnych i przyjaciół, znajdujących się w jego wojsku.«
Wiadomość o poczynionych przygotowaniach, doszła do hrabiego Surrey, który będąc roztropnym wodzem, wyćwiczonym w szkole doświadczenia, przekonanym że z największych wojsk garstki tylko niedobitków powracały ze Szkocji, zatrzymał się w pochodzie, i zamiast dalszego korzystania z odniesionych powodzeń, mimo wszelkich oczekiwań, okazał się gotowym do zawarcia układów z zwyciężonymi. Zdaje się prócz tego bardzo podobnem do prawdy, że Małgorzata wdowa po Jakóbie, i siostra Henryka VIII, silnie przyczyniła się do téj łagodności Surrej’a. Cokolwiek bądź, to pewna że dach zgody zstąpił pomiędzy zwaśnionych i dwa narody sąsiednie w przyjaznym zostały związku jak przed bitwą.
Małgorzata została rejentką państwa i opiekunką małoletniego króla, który, jakeśmy powiedzieli, miał tylko dwa lata. Lecz zaledwie została panią swoich czynności, zamieszała wkrótce drogo okupioną spokojność. Będąc młodą i piękną, pokochała młodego i pięknego rycerza, i zaślubiła go z takim pośpiechem, że to stało się szkodliwem tak jéj sławie jak Szkocji. Ten szczęśliwy młodzieniec nazywał się hrabia Angus i był wnukiem starego Douglas’a Grzechotki, którego dwaj synowie zginęli pod Flodden, i który sam wkrótce po téj porażce umarł, zostawiając swojemu potomkowi znakomite imię i największy majątek w całéj Szkocji.
Wybór ten obudził zawiść w wielu panach, mianowicie w hrabi Arran, naczelniku wielkiéj rodziny Hamiltonów. Jak zwykle się dzieje w podobnych zdarzeniach, cała szlachta szkocka téj lub owéj chwyciła się strony; jedni stanęli pod znakami Hamiltona, drudzy pod znakami Douglasów. Trzy albo cztery lata rozmaitych przemian losu, w których królowa Małgorzat zrzekała się lub napowrót przyjmowała rejencję, odjeżdżała do Anglji lub wracała do Szkocji, tak zwiększyły nienawiść, że ta stała się śmiertelną i kiedy 20 Kwietnia 1520 r. dwie rodziny razem zebrały się przy otwarciu parlamentu, wszyscy krwawą przepowiadali walkę. W istocie, togo samego dnia, dwa stronnictwa starły się z bronią w ręku, i Hamiltonowie tak byli porażeni przez swoich nieprzyjaciół, że prawie zupełnie zniknęli z miasta; to zdarzenie nazwano wymieceniem ulic. Małżeństwo królowéj z Angusem nie było szczęśliwem; otrzymawszy od papieża bullę upoważniającą rozwód, kazała go podpisać mężowi, który tym sposobem utracił wszystkie prawa do rejencji, stając się w niejakim względzie obcym dla królowéj. Objęła więc na nowo władzę i pierwszym jéj czynem było zbliżenie się do Hamiltonów; wszyscy nawet mniemali że nie zadługo odzyskają zupełnie utraconą łaskę, kiedy powtórny błąd zawikłał znowu Małgorzatę w kłopot, z którego tylko się uwolniła, okrywając ją nową utraty powagi. Małgorzata zaślubiła Henryka Stewart, drugiego syna lorda Ewandalf, człowieka młodego, bez wziętości a nawet bez stanu. Angus korzystał z tego wypadku i na nowo przywłaszczając sobie rejencję państwa, któréj mu nikt nie zaprzeczał, odebrał królowéj matce młodego króla, i sam zajął się jego wychowaniem i opieką.
Jakób V w dziesiątym roku życia oddzielony od matki, w wieku, w którym dosyć już miał poznania aby zachować pierwsze uczucie i pierwsze wrażenia, nienawidził Angusa, i bolał w teraźniejszym swojem położeniu. W miarę wieku, uczucia te nowéj nabierały siły, tak że w czternastym roku, dozór ten, który był raczej niewolą, stał mu się nieznośnym. Z resztą Angus wykształcił króla na najlepszego rycerza, jaki kiedykolwiek znajdował się w Szkocji; posiadał dosyć nauki i celował we wszystkich ćwiczeniach ciała, w których wielkie miał upodobanie: był zręcznym w strzelaniu z łuku i robieniu bronią, ognistym na łowach, i równie dzielnym jezdzcem jak ojciec, który nigdy do wsiadania nie używał strzemion. i jeździł tylko galopem.
Ponieważ wiedziano o usposobieniu młodego króla względem Douglasa, dwa razy nieprzyjaciele tegoż usiłowali wyrwać Jakuba z jego rąk; raz lord Buccleuch, który został obwiniony o zdradę stanu, a drugi raz Lennox, który postradał życie; po tych dwóch zwycięztwach, władza hrabiego Angus tak się utrwaliła: że nikt nie śmiał walczyć przeciw niemu, młody więc król został opuszczony i pozostawiony sam sobie; posiadając charakter awanturniczy i silne postanowienie, nie rozpaczał wcale, sądząc że już jest w wieku kiedy sam sobie radzić jest zdolny. Doszedłszy lał piętnastu powziął myśl i natychmiast zajął się przygotowaniami do wykonania jéj.
Przy pierwszych odwiedzinach matki, które dwa razy na rok odbierał, prosił jéj, nie mówiąc nic więcéj, o pozwolenie zamku Stirling, aby w nim umieściła dowódzcę znanego z wierności i męztwa zaufanego, któryby go wpuścił kiedykolwiek on tam przybędzie. Małgorzata pragnąc więcéj niż kto bądź żeby Jakób jak najprędzéj wolność odzyskał, przyrzekła czego żądał i za powrotem do Edymburga natychmiast wykonała przyrzeczenie.
Jakób poznawszy przez lat pięć dozoru ostrożność Douglasów, zaczął się powoli zbliżać do hrabiego Angus, ich naczelnika, niby powziąwszy postanowienie że lepiéj żyć w zgodzie niż w nieporozumieniu ze swojemi strażnikami. Ci jednak lubo zadowoleni tem nawróceniem się młodego króla, jednakże zwykłéj nie zaniedbywali pilności: owszem obawiając się aby ta przyjaźń nie ukrywała zdrady, ustanowili przy nim straż ze stu ludzi złożoną, pod dowództwem jednego ze swoich wiernych, którego mogli bydź tym pewniejsi, że należał do ich rodziny, nazywał się Parkhead Douglas; straż ta niby honorowa miała istotnie czuwać nad królewiczem, i nic odstępować go ani w zamku, ani w podróży. Oprócz téj straży, Angus, brat jego i wuj nieoddalali się nigdy razem z Falkland, mięszkania królewskiego położonego wśród lasów i bagien, gdzie Jakób mógł do woli zajmować się strzelaniem do celu i łowami z sokołem, zawsze jednak pod okiem jednego z dwóch braci albo wuja, lub na ostatek Parkhead’a i jego stu ludzi.
Zdarzyło się, przez szczególny zbieg okoliczności, że hrabia, Angus opuściwszy dwór udał się do Lothion dla załatwienia sprawy nie cierpiącéj zwłoki, Archibald Douglas pojechał do Dundée aby się obaczyć z kochanką, a Jerzy Douglas udał się do St-André dla odebrania podatków; król więc pozostał sam w zamku Falkland ze strażnikiem! Parkhead. Jakób sądził że to jest przyjazna pora, i przywoławszy swojego strażnika prosił go, aby kazał na jutro przygotować łowy z gończemi.
Parkhead nie domyślając się niczego, wydał stosowne polecenia; około dziewiątéj godziny wrócił po nowe rozkazy króla, którego zastał już w łóżku: prosił aby go o świcie obudził, co Parkhead przyrzekł i oddalił się.
Zaledwie drzwi zamknięto, Jakób, słysząc oddalające się stąpania straży, przywołał z cicha Johna, swego zaufanego pazia, śpiącego w sąsiednim pokoju, który sadząc że król już spać się położył, wszedł na wpół rozebrany.
— Johnie czy ty mię kochasz?
— Więcéj niż moich braci i matkę.
— Czy chcesz uczynić mi przysługę?
— Nawet z narażeniem życia.
— Słuchaj — John się przybliżył. — Zejdź do stajni, powiedz mastalerzowi Dick, aby ci oddał paczkę, którą ma dla mnie, i każ mu czekać nas w Czarnych Zaroślach z trzema osiodłanemi końmi; nadewszystko zaleć mu, aby wychodząc drzwi stajni zostawił otwarte.
John pojął natychmiast o co rzecz chodzi, i rzucając się na kolana przed księciem, uściskał jego rękę; następnie schodami służących poszedł do stajen. Dick, z którym Jakób umówił się, przekupiony już od miesiąca, oddał Johnowi dwa zupełne ubrania służących, i osiodławszy trzy konie, wsiadł na jednego, powiedział straże że jedzie na stanowisko o półtry mili, aby konie nie były bardzo zmęczone, i prosił aby dwom jego kolegom, którzy za nim się udadzą, wskazał drogę, którą się udał.
Tymczasem książę i John przebrali się, zeszli schodami służby i nikt na nich nie zwrócił uwagi; kiedy przyszli do bramy żołnierz na straży zamiast bronić im przejścia, wskazał im drogę którą Dick się udał, i obadwa poszli bez najmniejszego wypadku. O ćwierć mili od zamku zastali czekającego ich Dicka. Wskoczyli zaraz na koń, i w trzech godzinach przeszło pięć mil zrobiwszy, o świcie stanęli na moście Stirling. Jak tylko go przeszli, Jakób natychmiast dał się poznać, i rozkazał aby bramy za nim zamknięto. Udał się następnie do zamku, gdzie rządca przyjął go z wielką radością. Jakób zmęczony, rzucił się na łoże, jednak mimo utrudzenia nie usnął dopóty, dopóki im pod głowę nie położono wszystkich kluczy fortecy, tak się lękał wpaść w ręce Douglasów.
W godzinę po wyjeżdzie króla, Jerzy Douglas powrócił z St.-Andre i zapytał się czy nic zaszło co nowego w jego nieobecności.
Ponieważ nikt nie wiedział o ucieczce Jakóba, odpowiedziano mu, że król śpi zapewne i że jutro bardzo rano ma na łowy wyjechać; Douglas spokojny udał się do swojéj komnaty, położył w łóżku i strudzony w krotce zasnął.
Jeszcze się nic obudził, kiedy nazajutrz posłyszał kołatanie do drzwi.
— Kto tam? zapytał Douglas.
— Piotr Cramichael, wójt z Albernethy, odrzekł pukający.
— Czego chcesz?
— A czy wiecie gdzie król jest teraz?
— W swoim pokoju, śpi zapewne.
— Mylicie się; bo go téj nocy spotkałem na drodze do Stirling, poznałem go przy świetle księżyca.
Jerzy Douglas wyskoczył z łóżka, i pobiegł nieubrany do pokoju króla; na próżno kołatał i wołał, nikt się nie odzywał wcale; nakoniec zniecierpliwiony wyparł drzwi nogą. Łóżko było próżne i pokój pusty.
Douglas zszedł na dół wołając: Zdrada! zdrada! król uszedł. Natychmiast wysłał posłańca do hrabiego Angus, a sam wsiadłszy na konia i zebrawszy ile mógł zbrojnych wyruszył w pogoń. Douglas i jego towarzysze biegnąc drogą do Stirling, napotkali herolda który ich czekał, i spostrzegłszy, uwiadomił przy odgłosie trąby że ktokolwiek z imienia Douglas’ów poważy się zbliżyć do zamku Stirling będzie uważany za zdrajcę i jako taki ukarany. Jerzy Douglas mimo tego ogłoszenia chciał postępować daléj, lecz w téj chwili przybył hrabia, Angus, który jako głowa rodziny objąwszy dowództwo nad wojskiem, cofnął się do Linlithgow.
Król, dla usprawiedliwienia swojego postępku, zwoławszy do siebie nieprzyjaciół Douglas’ów i zapewniwszy każdemu z nich przynależny stopień, jakiego od dawna pozbawieni byli, otworzył parlament, i oskarżył swoich stróżów o zdradę, mówiąc że dopóki znajdował się pod ich opieką nigdy nie był pewnym swojego życia. W skutek tego, hrabia Angus był osądzony jako winny zdrady kraju, i wraz z całą swoją rodziną na wygnanie skazany. Król tak niecierpiał samego Douglasów nazwiska, że nie uwolnił od tego wyroku nawet Archibalda Douglasa de Kilspindje, do którego przez czas swojéj niewoli zdawał się mieć wielkie przywiązanie i którego dla zręczności, odwagi i siły, nazywał swoim Graysteil’em, imieniem bohatera dawnéj ballady, który też same posiadał przymioty.
Archibald został równie jak inny wygnany; lecz kiedy po kilku latach pobytu w Anglji, zaczął tęsknić do rodzinnego kraju, postanowił, cokolwiek by się przytrafić miało, powrócić do Szkocji, przedstawić się królowi, r nadziei że Jakób przypomni sobie dawną dla niego przychylność. Przebrany, przebył granice; lecz zbliżywszy się do Edymburg’a przywdział ubiór właściwy, w którym król przywykł go widywać, wziął tylko pod suknię koszulę z kółek stalowych aby się zabezpieczyć od uderzenia sztyletem. Obawiał się bowiem, aby przed widzeniem się z królem, nie napotkał go który z jego nieprzyjaciół, a poznawszy, nie zamordował wiedząc że wyjęty z pod opieki prawa. Pewnego dnia, kiedy król polował w Stirling’skim zwierzyńcu usiadł przy drodze, którą król miał przejeżdżać, i czekał go. Około wieczora Jakób powracał, i jak tylko dojrzał starca zawołał: otóż mój Graysteil Archibald de Kilspindie. Ale to było tylko całe wspomnienie jakie otrzymał biedny tułacz. Douglas widząc przybliżającego się króla, powstał. Jakób postrzegłszy to puścił konia całym pędem. Archibald mimo swojego wieku, będąc jeszcze silnym, biegł tak prędko za królem, że razem z nim przybył do zamku, gdzie wycieńczony upadł na progu; Jakób z koniem przeskoczył przez ciało starca, i wjechał do przedsionka, nie zważając zupełnie na niego. Wtedy Douglas czując zupełną sił utratę, prosił o kilka kropel wina, którego nikt podać mu nie śmiał, ponieważ tak znano nienawiść króla do rodziny Douglas’ów.
W rok potem stary wojownik umarł z boleści że ujrzał znowu swoją ojczyznę, a nie znalazł w niéj swojego króla.
Jakób tę surowość charakteru posuwał często aż do okrucieństwa. ale wszystko dla zbiegów granicznych, okazywał się bez litości; wiele lordów i hrabiów uwięziono, naczelników stracono i granica po raz pierwszy z rozboju do takiego stanu spokojności przywiedzioną została, że mówiono, iż od objazdu granic królestwa przez Jakóba, krzaki same mogły bydła pilnować.