Stuartowie (Dumas)/Tom III/Rozdział XXVIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Stuartowie
Wydawca Merzbach
Data wyd. 1844
Druk J. Dietrich
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Stuarts
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom III
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ XXVIII.

Hrabia Mar, którego opór dał czas Mortonowi zmienić postać rzeczy, został mianowany rejentem na miejscu Lennoxa. Wiele umiarkowania, duch pojednawczy, osobiste przymioty, które mu zjednały szacunek nawet nieprzyjaciół, zapowiadały jakąś nadzieję spokojności po tylu latach zamieszek kiedy 20 Listopada 1572 umarł po roku rejencji, zrobiwszy tyle dobrego dla Szkocji ile tylko człowiek uczynić zdoła.
Po nim nastąpił hrabia Morton: Był to ten sam, który miał udział jawny w morderstwie Rizzia, a udział tajny, jak mówiono, w zabójstwie Darnleja. Jak, wiadomo już naszym czytelnikom, był to człowiek namiętny, dziki i okrutny. Zaledwie odzierżył władzę, aliści po mnożącéj się nienawiści politycznéj uczuć się dała jego obecność. Zamieszania na chwilę uspokojone, odżyły na nowo i trwały przez lat pięć, w ciągu których każdy dzień odznaczył się karą, morderstwem albo zemstą. Wojny w tym pięcioletnim okresie czasu, od nazwiska Mortona, nazywały się wojnami Douglasów. Po tych pięciu latach książę Chatelleraut, hrabia Huntly i główni stronnicy Marji Stuart, poddali się nakoniec rejentowi i uznali władzę królewską; tak, że tylko wiernymi jéj pozostali Kirkaldy de Lagrange, i Maitland de Lethingtlon, którzy zaniknąwszy się w zamku Edymburgskim, nie przestawali go bronić.
Wówczas Morton bezwładny przeciw tak walecznemu oporowi, udał się do Elżbiety z prośbą aby mu pomoc przysłała; ta zaś, wierna swojéj nienawiści dla Marji z pośpiechem wyprawiła do Szkocji korpus sześciotysięczny i znaczny oddział artyllerji. Kirkaldy i Maitland tak dobrze się bronili, że wszystkie natarcia odparto, i armja posiłkowa tak silna jak była, złączona z wojskiem Mortona, musiała zmienić oblężenie w blokadę. To drugie lepiéj się powiodło; albowiem brak żywności i wody zmusił Kirkaldego i Majtlanda poddać się. W kapitulacji jednak zastrzegli sobie, że oddają się w ręce Jenerała angielskiego i tym sposobem zostali pod bezpośrednią opieką Elżbiety.
Lecz Elżbieta nie chciała opiekować się stronnikami Marji; i na pierwsze wezwanie Mortona wydała obu jeńców, aby sobie z niemi postąpił jak mu się podoba Morton skazał ich na śmierć. Kirkaldy i brat jego byli straceni, Majtland sam się otruł. Rejent w czasie swego wygnania w Anglji, przebywając Halifax w hrabstwie York, uważał bardzo dowcipną machinę, którą nazywano młodą dziewczyną.[1] Był to rodzaj gilotyny, w któréj topór obciążony ołowiem spadał i podnosił się za pomocą liny przez blok przesuniętéj. Kazał więc jednę na wzór tamtéj wybudować, i tak ją zajął, że po sześciu miesiącach, po pierwszy raz od objęcia władzy zaczął używać swojéj powagi w zupełności, i w całej Szkocji cicho było jak na smętarzu.
Morton korzystał z tej spokojności, aby zadowolić swoją ulubioną namiętność, skąpstwo; i od téj chwili zaczął wszystko sprzedawać. Sprzedał Elżbiecie życie Northumberlanda, który był jeńcem w Lochleven; sprzedawał urzędy państwa, i frymarczył sprawiedliwością. Nakoniec przez cały czas jego panowania, wszystko co władze darmo udzielają, za Mortona się sprzedawało.
Jednakże Jakób VI nie będąc jeszcze młodzianem, przestawał być dziecięciem: miał już blizko lat czternaście, i dzięki jego wybornym nauczycielom posiadał nauki nad swój wiek. Na nieszczęście ograniczony jego umysł, nie pozwalał mu zastosować żadnéj umiejętności, a charakter jego słaby, już go oddawał wpływowi dwóch ulubieńców. Ulubieńcami tymi byli: Edmund Stuart, nazywany lordem Aubigny, od majętności, którą posiadał we Francji po swoich przodkach, które im dano w nagrodę zasług, Jakób Stuart, drugi syn lorda Ochiltree.
Wielka była różnica w charakterze tych dwóch dworzan. Pierwszy był młodzieńcem pełnym szczerości, łagodny, ludzki, lecz nie znający praw i ustaw państwa; drugi był człowiekiem bez zasad, i według okoliczności śmiały lub podstępny, zuchwały lub nieogładzony, dla którego każdy sposób był dobrym, który nie zważał czy cnota czy występek nakreślały drogę, aby tylko doprowadziły go do zamierzonego celu, i obadwa równe pozyskali względy w umyśle króla. Wkrótce młodzieniec, zwolna odstręczając się od rejenta, którego nigdy nie lubił, zaczął działać tylko za ich podmową i radą.
Kiedy Morton spostrzegł to nieprzychylne dla siebie usposobienie, bądź zniechęcony, bądź uległy, nie chciał już nawet walczyć; lecz przyszedłszy do króla z listą wszelkich czynności dokonanych w czasie swojéj rejencji żądał potwierdzenia dobrych, a przebaczenia za złe. Król udzielił jedno i drugie i opatrzył to niejako pokwitowanie, pieczęcią państwa; po czém Morton spokojny o przyszłość złożył rejencję i przygotowywał się do życia prywatnego.
Lecz nie ten był zamiar króla i jego ulubieńców. Pewnego poranku, kapitan Stuart wszedł do mieszkania króla, w chwili kiedy rada się zgromadziła, i upadłszy do nóg jego zaklinał, aby dla własnéj sławy, pomścił się za śmierć jego ojca, dziś, kiedy wyszedł z pod opieki, i mógł pójść za popędem serca. Młody król, zapytał go czy wie kto jest zabójcą, i przysiągł, że ktokolwiek by on był, jeżeli tylko dowody będą wystarczające, zostanie ukaranym. Stuart wymienił Mortona i ogłosił się jego oskarżycielem.
Jednakże Morton, lubo pozbawiony łaski, miał przecież kilku przyjaciół w radzie, którzy go uprzedzili o grożącem mu niebezpieczeństwie, lubo nie odważyli się powiedzieć jakie. Dla tego, radzono mu aby opuścił jak najprędzej Szkocję, i uciekł do Anglji, gdzie przychylna mu Elżbieta, pewnie nie odmówi schronienia. Morton sądząc że idzie o jaki czyn z czasów jego rejencji, i widząc że uwolniony jest od wszystkiego przebaczeniem króla, niechciał słuchać niczego i w Edymbnrgu pozostał. Upór ten sprowadził złe skutki. Pewnego poranku uwięziono go jako człowieka prywatnego, jego, który przed dwoma miesiącami władał całą Szkocją. Nie opierał się bynajmniéj, zapytał tylko o co był oskarżony i kto jest oskarżycielem. Odpowiedziano mu: że go obwiniono o zamordowanie Darnleya, i że oskarżycielem jest hrabia Arran.
Odpowiedź ta podwójnie zadziwiła ex-rejenta: naprzód ścigał morderców króla z zbytnią zaciekłością aby mógł pomyśleć, że jego kiedykolwiek posądzić by mogli o wspolnictwo zbrodni; następnie nieznał żadnego hrabiego Arran, bo ostatniemu kazał ściąć głowę, ponieważ był warjatem; a że wiedział że umarli z grobu nie wstają, przeto z téj strony przynajmniej mógł bydź spokojnym.
Nazajutrz dowiedział się że oskarżycielem jego był James Stuart, któremu król darował właśnie dobra i tytuł po nieboszczyku Arran. Wtedy Morton widząc z kim ma do czynienia, zawołał: Wszystko dobrze i wiem czego się mam spodziewać. Hrabia Angus, jego siostrzeniec, chciał zebrać wojsko i siłą go uwolnić; lecz Morton po chwilowéj rozwadze potrząsnął głową i odpowiedział: W istocie jużem za stary aby mię wywołano z kraju, wolę umrzeć.
Prowadzono proces z całą zaciętością nienawiści, służących Mortona brano na tortury, chociaż nie byli jeszcze u niego kiedy zamordowano Darnleya. Oskarżony, według służącego mu prawa, odrzucał kilku sędziów; lecz żądaniu jego nie uczyniono zadosyć, sędziowie pozostali na swoich miejscach i nie dano mu nawet pozornéj przyczyny tego odrzucenia sprawiedliwych zadań. Nakoniec skazano go na śmierć, za udział i czyn w zamordowaniu Darnleya. Słuchał tego wyroku ze wszystkiemi oznakami najżywszéj niecierpliwosci; ale widocznem było, że tę niecierpliwość spowodowała raczej niesprawiedliwość wyroku a nie bojaźń, albowiem po chwili, zawołał:
— Teraz będę już spał spokojnie; dawniéj po nocach całych przemyśliwałem nad moją obroną, a teraz, dzięki Niebu uwolnią mię od tych udręczeń.
Do chwili śmierci zupełnie był spokojnym. Kiedy kapłani prosili go aby powiedział wszystko co wie o śmierci Darnleya, oświadczył; że Bothwell czynił mu przedstawienie w tym względzie, lecz on nie chciał bez rozkazu królowéj przyjąć najmniejszego udziału w téj zbrodni. A. ponieważ nigdy mu nie pokazano tego rozkazu, przeto stale odmówił współdziałania. Zapytany wtedy, dla czego wiedząc o spisku nie odkrył go, zapytał sędziów komu go miał wyjawić, królowi? był tak łatwowierny i ufający, że o wszystkiem by uwiadomił królową. Królowéj? sądził i był przekonany w duszy że ona wie o tém, że dla tego przekonania ścigał ją jako mężobójczynię, i przyczynił się do wygrania bitwy pod Langside, która ją pozbawiła korony i wtrąciła do więzienia gdzie jest dotychczas. Zresztą przydał, gdybym był tak niewinnym jak Śty Stefan, lub przestępcą, jak Judasz, to nie zmieniłoby w niczém mojego losu, a więc na cóż dłużej mówić o tém.
Nadchodziła chwila kary i Morton modlił się, kiedy nowy hrabia Arran, jego oskarżyciel, wszedł do więzienia i chciał go przymusić do podpisania aktu zawierającego uczynione zeznania; lecz Morton, który klęczał w ów czas, odwrócił tylko głowę, i z największą spokojnością odrzekł temu, który go zabijał:
— Proszę cię mój panie, nie przeszkadzaj mi; upoważniam osoby, którym uczyniłem wyznanie podpisać je w mojém imieniu, znam je i one to tylko powiedzą co ja powiedziałem.
— Panie, rzekł Arran, pragnąłem się z tobą pogodzić, albowiem działałem tylko dla sumienia i dobra publicznego.
— To dobrze, odpowiedział Morton przebaczam ci, lecz pod warunkiem że mi już nikt nie będzie przeszkadzał, i że mi pozwolą umrzeć spokojnie.
Arran sądząc że nadaremnieby naprzykrzał się Mortonowi, odszedł zostawiając go w rękach oprawców.
Morton wiedział że ma umrzeć, lecz nie wiedział jaką śmiercią. Kiedy przybywszy na plac ujrzał machinę sprowadzoną ze Stirling: Ah! abh! rzekł, to bardzo słusznie, pożeniwszy tylu innych z młodą dziewczyną sprawiedliwie żebym ją sam z kolei zaślubił. Postępował naprzód bez junakjerji i słabości, jak wojownik idący na plac bitwy i jak grzesznik mający stanąć przed Bogiem. Przybywszy na rusztowanie, niedał się dotknąć katowi, sam położył głowę na pniu i sam zawołał:
„Puszczaj!” Był to ostatni wyraz Mortona, bo kat puścił linę i głowa w téj chwili od tułuwa odpadła.
Tak umarł Morton, najwaleczniejszy, lecz i najdzikszy z panów owego czasu. Kownie jak Enguerrand de Marigny zginał pod toporem tejże saméj machiny, którą zbudować kazał; widzimy przeto że gilotyna nie jest nowym wynalazkiem.
Tym czasem biedna Marja, ciągle w więzieniu, postanowiła nareszcie napisać list do swojego syna. Posłała mu go przez pana Naw swojego sekretarza, który miał zarazem oddać młodemu królowi kamizelkę wyhaftowaną ręką matki. Była to praca dokonana w więzieniu, i dla tego powinna była bydź mu podwójnie drogą. Jednakże ponieważ Mar a w liście swoim nazywała syna tylko książęciem Szkocji, przeto Jakób ani listu, ani kamizelki przyjąć nie chciał, i Naw nieotrzymawszy nawet posłuchania musiał się oddalić.
Tę nieczułość Jakóba, przypisywano, słusznie czy nie, dwom jego ulubieńcom i nienawiść przeciw nim jeszcze bardziéj się wzmogła. Historja osądziła bezstronnie Mortona po śmierci, uważała go za człowieka chciwego, mściwego i okrutnego; lecz zarazem przyznała mu zalety głębokiego polityka i żołnierza który się niczego nie lękał. Hrabia Arran, jego następca posiadał większą część jego błędów, a nie miał wcale jego przymiotów; co do Stuarta d’Aubigny, mającego na ówczas tytuł hrabiego Lennox, ponieważ tak był nieznaczącym że mu nic zarzucić nie było można, obwiniono go tylko, że sprzyjał religji Katolickiéj; oskarżenie to mogło niejako uzasadniać odebrane wychowanie na dworze Francji, jednakże żadna czynność nie wykazała tego nigdy dowodnie.







  1. Machina ta nazywała się Majden.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.