Sztuka czytania/Sprawy ostatnie

<<< Dane tekstu >>>
Autor Henryk Bereza
Tytuł Sztuka czytania
Wydawca Czytelnik
Data wyd. 1966
Druk Drukarnia Narodowa w Krakowie
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

SPRAWY OSTATNIE

„Plamę“ (1963) Stanisława Piętaka odbiera się jako powieść przejmująco prawdziwą. Tym jakimś szczególnym rodzajem prawdziwości, gdy za sprawą sztuki prawdziwe może oznaczać niemożliwe, nieprawdopodobne czy zwyczajnie niesprawdzalne. W „Plamie“ Piętaka nie chodzi zresztą o prawdziwość niemożliwego, nieprawdopodobnego czy niesprawdzalnego. Odwołuję się do takich skrajnych ujęć prawdy w sztuce dlatego, że w powieści Piętaka doszły do głosu niezwyczajne ambicje. „Plama“ nie jest tuzinkową powieścią. W tej powieści Piętak raz po raz korzysta z jakichś ostatecznych uprawnień sztuki, dla której nie istnieje w człowieku nic, co by było tabu. Chociaż sztuka nie uznaje tabu, rzadko dotyka tego, co tabu stanowi. Artysta tak jak każdy człowiek ustanawia dla wyobraźni granice, których nie chce przekraczać. Bardziej jeszcze niż nad czymkolwiek innym człowiek chce panować nad swoją wyobraźnią. Może dlatego, że zdaje sobie sprawę, jak jego władza nad wyobraźnią jest krucha i prowizoryczna. Można skutecznie zadawać gwałt myślom, a nawet uczuciom, wyobraźnia jednak może zawsze wymknąć się spod kontroli. Ona ma swój własny teren działania, który nie podlega władzy człowieka. Ona niepodzielnie rządzi snem. Sen od wieków stanowił wdzięczny teren penetracji dla sztuki, a zwłaszcza literatury. I z tych penetracji nie wynikało jednak więcej, niż chciano, żeby wynikało. Nawet penetracje najbardziej śmiałe nie przestawały być — należałoby powiedzieć — planowe. Także wtedy, gdy uznawano wyższość rzeczywistości snu nad rzeczywistością jawy (i takie koncepcje istniały). W rzeczywistości snu szukano nieraz głębszych nurtów życia. To było zresztą oczywiste nieporozumienie, bo najbogatsze życie w śnie nie dorównuje najuboższemu życiu na jawie. W rzeczywistości sennej rzadko szukano tego, co w niej najgroźniejsze: zbliżenia ze śmiercią.
Nie chcę powiedzieć, że Piętak przedsięwziął w swojej znakomitej powieści takie właśnie poszukiwania. Z wszystkich możliwych najbezwzględniejsze jest tabu śmierci. Wbrew takim czy — innym pozorom i w życiu i w sztuce śmierć nie ma siły przyciągającej. Nawet ta dobrowolna jest jedynie wynikiem niemożności życia i nie jest przedmiotem pragnień. Na jej krawędzi staje się zawsze z konieczności nie z dobrej woli. Tak też wygląda sprawa bohaterki i narratorki powieści „Plama“. Dla bohaterki powieści Piętaka krawędzią śmierci okazała się krawędź miłości, żeby sparafrazować jedno z najprzenikliwszych zdań Jarosława Iwaszkiewicza. Bohaterka „Plamy“ osiągnęła właśnie krawędź śmierci, a nie tylko krawędź życia, choć to rozróżnienie niesłychanie subtelne. Jest ono jednak dosyć istotne. Bohaterka „Plamy“ na krawędzi śmierci znalazła się dopiero wtedy, gdy straciła kontrolę nad swoją wyobraźnią. Ludmiła z „Plamy“ Piętaka poszła w ślady Ofelii z szekspirowskiego „Hamleta“. To niesłychana odwaga pisarska podjąć świadomie wzór szekspirowskiej postaci. Nie przeprowadzam — rzecz jasna — jakichkolwiek porównań, ustalam jedynie typologię zjawiska.
Powieść „Plama“ jest bezsprzecznie najwybitniejszym osiągnięciem Stanisława Piętaka w prozie artystycznej. „Plama“ dopiero jest spełnieniem tego, co w jakimś sensie zapowiadała „Młodość Jasia Kunefała“ (1937). Sławny debiut Piętaka był z czasem lekceważony, ale całkiem niesłusznie. Prawem kaduka zaczęto odmawiać chłopskiemu bohaterowi Piętaka prawa do wybujałej wyobraźni. Można chyba mieć nadzieję, że nie powtórzy się to samo z „Plamą“ i nikt już nie będzie się dziwował, że bądź co bądź chłopska dziewczyna kocha tak ostatecznie jak szekspirowska Ofelia. Od czasu „Młodości Jasia Kunefała“ można się było spodziewać, że Piętak skojarzy nierozdzielnie chłopskość z uniwersalnością. W „Plamie“ można widzieć nawet absolutną tożsamość chłopskiego i uniwersalnego.
Bohaterką i narratorką „Plamy“ jest młoda dziewczyna, która po zawodzie miłosnym popadła w rozstrój nerwowy, u źródeł którego tkwią zresztą przeżycia i przerażenia okresu dzieciństwa i dojrzewania. Powieść składa się z zapisu patologiczno-lękowych snów erotycznych i mało skoordynowanych wspomnień, które prześladują narratorkę w czasie kuracji szpitalnej. Wynika z tego wszystkiego historia dziewczyny, którą w dzieciństwie usiłował zdeprawować wiejski rozpustnik-degenerat, która w czasie okupacji przeżyła sytuację pełną grozy z żandarmem niemieckim, która zawiodła się w miłości do młodego dziwkarza, utrzymującego stosunki miłosne z jej własną macochą.
Nie sposób zresztą ujmować tej historii od strony zewnętrznych zdarzeń, najważniejszy w tym wszystkim jest duchowy profil kogoś głęboko wrażliwego, zranionego w sferze najintymniejszych i najsubtelniejszych doznań i uczuć. Wiejska Ofelia Piętaka stanęła na krawędzi śmierci, ponieważ miłość w pełnym ludzkim wymiarze była dla niej ostatnią szansą ratunku przed grozą życia i przed sobą samą. Miłość to dla niej szansa rekompensaty egzystencjalnej za plugawą pieszczotę żandarma, na którą trzeba było się zgodzić, żeby ratować życie kogoś bardzo bliskiego. Za strach przed rozpustnikiem, a może jeszcze bardziej za złowrogą i tajemną skłonność do niego. Ta skłonność jest czymś, do czego Ofelia Piętaka nigdy by się nie przyznała, gdyby nie straciła kontroli nad swoją wyobraźnią. Ta skłonność to straszność, tkwiąca na samym dnie jej duszy.
Narratorka „Plamy“ opowiada o tym, co ujawniła jej wyobraźnia, ex post, gdy władza nad wyobraźnią została jej przywrócona. Jej opowieść jest w pełni kontrolowana przez świadomość. Piętak przemyślał we wszystkich szczegółach kompozycję tej opowieści. Narratorka opowiada najpierw o tym, co jest oskarżeniem życia od niej niezależnego. Ona opowiada o swojej krzywdzie i o sprawiedliwej zemście wyobraźni nad tymi, którzy tę krzywdę wyrządzili. O tym łatwo jej opowiadać. Zło świata spotkało się jednak ze złem, które w niej samej się wyzwoliło. I tę własną klęskę zostawia narratorka na sam koniec opowieści. To jest opowieść o snach, w których ona ulega złu w większym stopniu, niż mu uległa naprawdę. W tych snach ona została naprawdę kochanką żandarma, a także kochanką starego rozpustnika. W tych snach ujawniło się najstraszniejsze. Ujawniło się podobieństwo ukochanego Wiesława do rozpustnika Grudziela. To podobieństwo nie jest już tylko ostateczną kompromitacją ukochanego, który okazał się niegodny. To podobieństwo odkrywa całą dwuznaczność najgłębszej natury samej narratorki. Piętak nie złagodził w niczym tragizmu swojej postaci. Jego postać należy do tych literackich kreacji, których nigdy się nie zapomina. Pełny, najpełniejszy wyraz sprzeczności, w których uwikłany jest człowiek.
Ktoś może postawić pytanie, czy potrzebne są takie penetracje wszystkiego, co kryje się w duszy ludzkiej. Myślę, że sztuka nie jest w stanie spenetrować nic więcej, co człowiek w określonych sytuacjach jest zmuszony spenetrować bez pomocy sztuki. Prawdziwa sztuka jest penetracją bezpieczną tak jak profilaktyczny zastrzyk bakterii chorobowych, tak jak szczepienie ospy. Nikt nie ma prawa powiedzieć, że Piętak wymyślił sobie tragedię swojej bohaterki. Żyjemy wszyscy z ciężarem własnych tajemnic, które w udrękę mogą zamienić nasze dni i noce. Odnalezienie naszych własnych tajemnic w cudzych tajemnicach rodzi braterstwo ludzi w cierpieniu, pozwala nad cierpieniem zapanować, umożliwia życie, wyzwala od trwogi. Opowieść Ofelii Piętaka jest tyle samo tragiczna co piękna. Powieść „Plama“ jest znakomitym osiągnięciem pisarza, którego talent osiągnął pełny blask.

*

W styczniu 1964, gdy literatura polska straciła jedną ze swych najpiękniejszych współczesnych postaci, czytało się ostatnie teksty Stanisława Piętaka pod bezpośrednim ciężarem tej straty. Stało się coś strasznego i literackie słowo Piętaka przestało nagle być tylko literackim słowem. Gdy literackie słowo staje się czynem, literatura wraca niejako do swego nieliterackiego źródła, przestaje być sobą, stając się na powrót tym czymś nieodgadnionym, z czego powstała. Ta pierwotna i potężna nieliterackość słowa jest do dziś zawołaniem wielu i pisarzy, i niepisarzy, ale jest zawołaniem daremnym, ponieważ w sposób zwyczajny nie da się sprawić, żeby chleb na nowo stał się ziarnem. Zdarza się jednak (trzeba za to płacić ceny najwyższe), że literackie słowo wraca do znaczeń, które utraciło.
Przed 27 stycznia 1964 roku można było w twórczości Piętaka z ostatnich lat nie widzieć jej nieliterackich znaczeń. Przyznam się jednak, że je wyczuwałem i dałem temu wyraz wtedy, gdy pisałem o „Plamie“. Czuło się w „Plamie“ zbratanie ze śmiercią głębsze niż to, na jakie pozwala literacka wyobraźnia. W tragicznej śmierci Stanisława Piętaka najbardziej zdumiewające jest to, że była to śmierć tak wyczerpująco opowiedziana. Właśnie w twórczości literackiej, w jej ukrytych i aluzyjnych, ale wyraźnych i obsesyjnych nurtach. „Plama“ i „Portrety i zapiski“ (1963), wiersze „Zaklinań“ (1963) i już pośmiertny „Odmieniec“ (1964). W „Plamie“ piórem Piętaka władały potężne i podstępne moce podświadomości. W „Portretach i zapiskach“ wypowiedział się Piętak wszystkiego świadomy, aż niewiarygodnie świadomy człowiek i pisarz. W „Portretach i zapiskach“ widziano zwyczajną książeczkę wspominkowo-autobiograficzną. A to jest przecież aż przerażające w swojej powadze przedśmiertne wyznanie, wielka spowiedź artysty, który o sobie jako artyście wiedział wszystko i wiedział bezbłędnie. Tak bezwzględnie sprawiedliwej samooceny własnej drogi pisarskiej nie robi się przy lada okazji, nie robi się właściwie nigdy. Samooceny tej dokonywał ktoś, kto zmierzył się z powagą spraw ostatecznych. Ten ktoś znał swoją wartość i był w pełni świadom swoich klęsk. W „Portretach i zapiskach“ osądza się pisarz, który do końca ocalił i zachował chłopską jednoznaczność moralną, który przez całe życie borykał się z dramatem swojej nieokiełznanej wyobraźni, który wreszcie miał najgłębsze rozeznanie prawdziwych wartości estetycznych i moralnych we współczesnym pisarstwie. Końcową partię „Portretów i zapisków“ czyta się ze zdumieniem, że Piętak aż tyle zdecydował się o sobie powiedzieć. Ze powiedział także to, co powiedział w ostatnich zdaniach swojej książki:
„Kiedyś pióro nie cofało się przed dotknięciem najokrutniejszych uczuć ni przed słowem, które wstydziło; biło w siebie samo. Ten bezwstyd poetycki mógł być bardzo osobliwy, niepowtarzalny artystycznie, lecz skaziły go konwencje, usłużne umizgi — do kogo? Do krytyki? Do przyjaciół i rodziny? śmiać się chce...
Czy nie na próżno zatem staram się o rozluźnienie natury swego stylu? O wprowadzenie na nowo tych treści, które nieopatrznie i pośpiesznie porzuciłem kiedyś, ledwie je chwyciwszy w dłonie? Niechybnie — tak. Nie można przecież powtórzyć poezji młodości.“
W tych przejmujących zdaniach jednego jeszcze musiało zabraknąć. To prawda, że nie można przecież powtórzyć poezji młodości, ale Piętak nie na powtórzenie się zdecydował w swojej ostatniej twórczości. Piętak zdecydował się na poezję cierpienia w bezpośrednim sąsiedztwie śmierci, oko w oko z nią, z jej grozą, z grozą jej kamiennej obojętności. Gdyby w naszych czasach istniała jeszcze prawdziwa miłość poezji, może ktoś by przeczuł, czym są „Zaklinania“. Może dostrzeżono by, że w ostatnich wierszach Piętaka popłynęła najczystsza poetycka krew, krew, która już nie płynie w nieskończonych lawinach poetyckiego słowa. Piętak wiedział tak wiele o poezji, ale nie wiedział chyba o jednym, że jego ocalona do ostatnich chwil wiara w poezję jest czymś w naszych czasach już niewiarygodnym i, co gorsza, prawie nierozpoznawalnym. W dzisiejszej nieskończoności kunsztownych poetyckich falsyfikatów cud prawdziwej poezji jest już prawie nie do rozpoznania. Karmimy się już niemal wyłącznie poetyckimi falsyfikatami, rozróżniamy często bardzo precyzyjnie ich jakość i zapominamy, że wśród falsyfikatów może się zdarzyć oryginał poezji, ponieważ najczęściej falsyfikaty służą już nam jako oryginały, ponieważ zatraciliśmy smak oryginałów.
W „Zaklinaniach“, w „Portretach i zapiskach“ i w „Plamie“ wypowiedział Piętak nader przejmująco swoje cierpienie i w obliczu przecież świadomej śmierci dokonał ostatecznego rozrachunku z własnym życiem. „Zaklinania“ i „Portrety i zapiski“ są w sposób naturalny podmiotowe, podmiotowa jest także powieść „Plama“, choć tego nie wolno było wcześniej powiedzieć. Bezwzględność wobec siebie była przedostatnim wyborem Piętaka i tylko On mógł sobie na nią pozwolić. Ten przedostatni wybór długo nie będzie dla nas wyborem literackim, bo przecież nie wyzwolimy się od ludzkiego tragizmu Jego wyboru ostatniego. Jeden i drugi są zbyt bliskie i zbyt bolesne.
Pośmiertnie opublikowany „Odmieniec“ nie ma aż tylu cech ostatniego słowa pisarza i może być rozpatrywany w kategoriach literackich. Ta powieść była może ostatnim zadaniem Piętaka czysto literackim. Piętak chciał jeszcze w tej powieści opowiedzieć cudze życie, zanim opowiedzenie do końca własne go stało się zadaniem najpilniejszym. To cudze życie było chyba Piętakowi na tyle bliskie i zrozumiał, że czuł się literacko zobowiązany. Opowiedział je bardzo pięknie i z delikatną czułością. Obdarzył swego bohatera pewną dozą swojej własnej wrażliwości i świadomości moralnej, ale nie chciał go sobą przytłoczyć. Powstała z tego chyba jedna z najprawdziwszych powieści o współczesnym działaczu chłopskim. Oczywiście nie jest to powieść o działaczu jako działaczu, ale jako człowieku. Piętak wiedział w ostatnich latach ponad wszelką wątpliwość, że literatura nie może oglądać człowieka wycinkowo i w jakimkolwiek przekroju. Piętak wiedział, że literatura to nie nauka. Literatura i nauka (czy lepiej wiedza) mogą być w pewnych zakresach niesprzeczne, ale nie mogą być: tożsame. Piętaka interesuje nie działacz w aspekcie socjologicznym, lecz człowiek, który był między innymi działaczem. W „Odmieńcu“ jest to człowiek, który poniósł klęskę i tę klęskę sobie uświadomił. I nie jest chyba przypadkiem, że jest to człowiek, który w swojej klęsce chce sobie pomóc literaturą. Niezachwiana wiara Piętaka w literaturę potwierdziła się także w „Odmieńcu“. Literatura była dla Piętaka najwyższą formą rachunku sumienia. Przed samym sobą. Z tego, co było przeżyte, i z tego, co było możliwe do przeżycia. Z wzajemnych relacji między jednym a drugim. Bo Piętak widział i uznawał możliwość wyboru, choćby tylko ograniczonego i minimalnego. Liczącego się jednak przy rozrachunkach bardziej niż cokolwiek. Człowiek pod lawiną konieczności i jakaś drobna możliwość drobnego wyboru, który nieraz decydująco mógłby zmodyfikować ludzki los. Bohater „Odmieńca“ opowiada swój los doświadczony, nie przestaje jednak zastanawiać się, czy i w jakim stopniu mógłby to być los inny. Nie zapomina okazji, które się zdarzały. Czuje się odpowiedzialny, że je odrzucił lub z nich nie skorzystał. Piętak nie zwalnia człowieka od odpowiedzialności. Poczuciem odpowiedzialności wypełnia wszystkie sfery życia wewnętrznego człowieka. Nieraz bardzo dalekie od tego, co się nazywa intelektualną świadomością. U Piętaka poczucie odpowiedzialności jest najgłębszym i najistotniejszym rysem ludzkiej natury. W tym tkwi sam trzon tajemnicy osobowości Piętaka i jego ludzkiej tragedii.
Piętak był osobowością niesłychanie złożoną. Nie znaliśmy go dobrze jako człowieka i nie znamy jako pisarza. Nie mam wątpliwości, że będziemy go jeszcze odkrywać. I może zrozumiemy go lepiej.

Stanisław Piętak: „Plama“, Warszawa 1963, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza; „Odmieniec“, Warszawa 1964, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza.