Tajemnice Paryża/Tom II/Rozdział XIV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Eugène Sue
Tytuł Tajemnice Paryża
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1929
Druk Drukarnia Wł. Łazarskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Mystères de Paris
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XIV.
TESTAMENT.

Franciszek Germain mieszkał na bulwarze Saint-Denis, pod numerem 11. Przypominamy czytelnikowi, ponieważ bezwątpienia zapomniał o tej drobnej okoliczności, że pani Mathieu, meklerka, trudniąca się sprzedażą djamentów, o której nadmieniliśmy przy historji Morelów, mieszkała w tymże samym domu.
W długim przejeździe z ulicy Temple na ulicę Saint-Honore, dokąd Rigoletta przedewszystkiem śpieszyła dla oddania na czas powierzonej roboty, Rudolf miał sposobność ocenić jeszcze lepiej przedziwne serce tej dziewczyny.
Nie było nic łatwiejszego dla Rudolfa, jak odrazu opatrzyć potrzeby teraźniejsze Rigoletty i los nadał. Książę jednak nie chciał tem ułatwieniem odjąć Rigalecie zasługi z szlachetnego poświęcania się, chciał jej doświadczyć do końca, a nie potrzebujemy mówić, że gdyby widział, że nadmiar pracy zagraża zdrowiu gryzetki, Rudolf natychmiast przyniósłby jej pomoc.
Po upływie godziny fiakr stanął na bulwarze Saint-Denis, przed numerem 11, gdzie mieszkał Germain. Dom był dosyć ubogi.
Pokój Germaina był na czwartem piętrze. Stanąwszy u drzwi Rigoletta, dając Rudolfowi klucz, rzekła do niego:
— Otwórz pan proszę, mnie ręka tak drży, że odemknąć nie mogę. Wyśmiejesz mnie, ale na myśl, że biedny Germain więcej tu nie wróci, zdaje mi się, że wchodzę do mieszkania nieboszczyka. — I otarła łzę.
Całe umeblowanie pokoju składało się z tapczanu, komody, biurka, stołu i czterech krzeseł wyplatanych słomą, na gzymsie kominka stała karafka od wody i szklanka. Pościel nienaruszona i ledwie nieco zmięta okazywała, że Germain nierozebrany chwilkę tylko musiał spocząć na łóżku w nocy, która poprzedziła jego uwięzienie.
— Biedaczek! — rzekła smutno Rigoletta. — A patrzaj pan, — zeszłej nocy nie kładł się wcale, tak był niespokojny i chustkę, którą tu zostawił, całą zmoczył łzami. — Rigoletta wzięła tę chustkę, dodając: — Germain zachował małą «chusteczkę, którą mu podarowałam, kiedyśmy byli tak szczęśliwi, ja zachowam tę, na pamiątkę jego nieszczęść, pewna jestem, że się nie pogniewa.
— Przypominasz mi, sąsiadko — rzekł Rudolf, — że Ludwika Morel oddała mi wczoraj tysiąc trzysta franków w złocie, które dostała od Germaina na zapłacenie długu ojca, a nie użyła ich, bo ja zapłaciłem, mam te pieniądze, należą one do Germaina, ponieważ zwrócił notarjuszowi co mu był wziął, oddam ci je, schowasz je razem z temi, które tu znajdziesz.
— Jak chcesz, panie Rudolfie, wszelako ja wolałabym nie trzymać u siebie tak znacznej sumy, bo tyle namnożyło się teraz złodziejów. Papiery to co innego, ale pieniądze to niebezpieczne. Lecz obaczymy co tu jest — rzekła, otwierając biurko. — A! duża koperta! pewnie jego papiery. Mój Boże! jakiż to smutny napis! — I przeczytała wzruszonym, głosem:
„Gdybym zginął śmiercią gwałtowną, albo umarł, upraszam osobę, która otworzy to biurko, ażeby te papiery oddała pannie Rigolecie, mieszkającej przy ulicy Temple, pod numerom 11.
— Czy mogę rozpieczętować tę kopertę, panie Rudolfie?
— A jakże, wszak Germain pisze, że między papierami jest i list do ciebie.
Rigoletta rozpieczętowała kopertę i znalazła w niej różne papiery, a między niemi i list następujący:
„Gdy to czytać będziesz, droga Rigoletta, już mnie nie będzie na świecie. Jeśli umrę śmiercią gwałtowną, czego się obawiam, niektóre wiadomości tu załączone, pod napisem: Notatki o mojem życiu, posłużą może do odkrycia moich zabójców.
— Ach! — zawoała Rigoletta, przerywając czytanie — teraz już się nie dziwię, że zawsze był tak smutny! Biedny Germain! jakież go trapiły myśli!
— Bądź spokojną, sąsiadko, skoro tylko wyrok go uwodni, znajdzie przyjaciół, najprzód ciebie, a potem kochaną matkę, z którą ad dzieciństwa był rozłączony.
— Matkę! ma jeszcze matkę?
— Godną bardzo i cnotliwą kobietę. Nie wspominaj mu jednak o matce, powierzam ci tę tajemnicę, żebyś była o niego nieco spokojniejszą.
— Dziękuję, panie Rudolfie, tajemnicy dochowam. — I Rigoletta czytała dalej list Germaina:
„Jeżeli zechcesz odczytać moje notatki, zobaczysz, że całe życie byłem bardzo nieszczęśliwy, z wyjątkiem czasu, który z tobą przepędzałem. Czegobym ci nigdy nie śmiał powiedzieć, znajdziesz napisane na kilku kartkach, noszących nagłówek: Moje jedyne dni szczęśliwe. Co u ciebie było przyjaźnią, u mnie było miłością. Taiłem przed tobą, że cię kocham, aż do obecnej chwili, kiedy już jestem dla ciebie tylko wspomnieniem. Los mój był tak nieszczęśliwy, że nigdy nie byłbym ci wspomniał o mojej miłości, z obawy, że ta miłość moja szczęścia tobie nie zapewni.
„Wiem, droga Rigoletto, jak ograniczasz swoje wydatki, i jak wielką byliby ci pomocą, w czasie niedostatku, najmniejszy nawet zasiłek; ubogi jestem, ale usilną oszczędnością zebrałem tysiąc pięćset franków, które umieściłem u bankiera; to jest całe moje mienie. Testamentem, który tu znajdziesz, pozwoliłem sobie zapisać ci tę sumę. Przyjmuj ją od przyjaciela, od brata, który już nie żyje“.
— O! panie Rudolfie! — rzekła Rigoletta zalewając się łzami i oddając list księciu, — serce mi się kraje. O Boże, co za serce!
— Poczciwy i godny człowiek — odparł Rudolf wzruszony. — Ale uspokój się: Germain, dzięki Bogu, nie umarł; ten testament przedwczesny dowodzi, że cię kochał szczerze; i jestem pewien, kiedyś i ty go pokochasz z całego serca.
— Lecz oboje jesteśmy tak ubodzy, że może lepiej nie myśleć o tem.
W tej chwili zastukano do drzwi.
— Kto tam? — zapytał Rudolf.
— Chciałbym się widzieć z panią Mathieu — odpowiedział chrypliwy głos.
Rudolfowi zdawało się, że już słyszał ten głos, wziął więc świecę i otworzył drzwi.
I odrazu poznał jednego ze zwykłych gości szynkowni pod Białym Królikiem, tak głęboko występek napiętnował jego młodzieńczą.twarz: był to Barbillon.
Barbillon, który powoził fiakrom, kiedy Bakałarz z Puhaczką jechali do Bauqueval dla porwania Gualezy; Barbillon, zabójca męża mleczarki, która podburzyła cały folwark Annouville przeciw Gualezie.
— Czego chcesz? — spytał Rudolf.
— Mam list do pani Mathieu, ale muszę jej samej doręczyć.
— Tu nie mieszka, spytaj naprzeciwko — rzekł Rudolf.
Zaledwie Barbillon zapukał do drzwi przeciwnych, kiedy pani Mathieu, tłusta, pięćdziesięcioletnia kobietą, otworzyła je ze świecą w ręku.
— Pani Mathieu? — zapytał Barbillon.
— To ja, czego chcesz?
— Mam list do imości i proszę o odpowiedź. — I chciał wejść do pokoju, lecz pani Mathieu nie puściła go, odpieczętowała list na progu, przeczytała go przy świecy i odpowiedziała widocznie rada:
— Powiedz, że, dobrze, mój chłopcze, przyniosę co chcą, o tej samej godzinie jak tamtym razem, kłaniaj się pani.
Barbillon zbiegł szybko ze schodów, Rudolf wszedł do pokoju Germaina.
Na ulicy czekał na Barbillona człowiek o fizjognomji dzikiej i nikczemnej.
— Chodź ma wódkę, Mikołaju — szepnął Barbillon towarzyszowi, — stara dała się złowić, przyjdzie do Puhaczki, twoja matka pomoże nam odebrać jej kamienie a trupa wywieziemy w twojej łódce.
W chwilę patem Rudolf i Rigoletta wyszli z mieszkania Germaina i fiakrem wrócili ma Ulicę Temple. Skoro stanęli i drzwiczki otworzono, Rudolf przy świetle latarni spostrzegł stojącego u drzwi domu wiernego Murfa.
Obecność Murfa zapowiadała zawsze jakie ważne lub niespodziewane zdarzanie, bo on jeden tylko wiedział, gdzie znaleźć można Rudolfa.
— Co się stało? — zapytał żywo Rudolf, kiedy jeszcze Rigoletta wyjmowała z fiakra rozmaite rzeczy.
— Wielkie nieszczęście.
— Mów, mów prędzej! — Markiz d’Harville...
— Kończ, kończ...
— Zabił się!
— D’Harville! ach! — to okropne! — krzyknął Rudolf rozdzierającym głosem.
— To okropne — powtórzył po chwili milczenia. Potem, przypomniawszy sobie Rigolettę, dodał: — Przepraszam cię, moje dziecię, że cię nie odprowadzę na górę. Jutro przyślę ci mój adres i kartę na wejście do więzienia Germaina.
— Bardzo mnie smuci pańskie nieszczęście. Dziękuję, żeś mnie pan doprowadził. Do widzenia niezadługo.

— Bądź spokojna, przyjdę.
Rigoletta weszła do domu, a książę z Murfem wsiedli do fiakra i pojechali na ulicę Plumet. Rudolf przyjechawszy do domu natychmiast napisał do Klememcji następujący list:
„Pani!

„W tej chwili dowiedziałem się o nieszczęsnym wypadku, który mnie pozbawił najlepszego przyjaciela. Nie będę się rozwodził nad moim smutkiem. Muszę jednak mówić pani o przedmiocie, nie będącym w związku z tak okropnem zdarzeniem. Dowiedziałem się, że macocha pani wyjeżdża dziś wieczór z Paryża do Normandji z Polidorim. Nie ma wątpliwości, że niebezpieczeństwo grozi ojcu pani. Pozwól dać sobie radę, którą uważam za zbawienną. Po okropnym dzisiejszym wypadku nikt się nie będzie dziwił, że pani na pewien czas opuścisz Paryż. Wyjeżdżaj więc natychmiast do majętności Aubiers, żeby przynajmniej jednocześnie z macochą tam stanąć. Bądź pani spokojna, zawsze nad nią czuwać będę i niecne zamiary macochy pani nigdy nie dojdą do skutku. Piszę naprędce. Serce mi się kraje, gdy wspomnę wczorajszy wieczór, kiedym go zostawił spokojnego i szczęśliwego. Przyjmij pani zapewnienie szczerego i głębokiego szacunku.

Rudolf“.

Pani d’Harville, stosownie do rady księcia, we dwie godziny potem była już w drodze do Nonmandji.
W tymże czasie wyjechał z domu Rudolfa powóz pocztowy i udał się tą samą drogą.
Na nieszczęście Klemencja przerażona tak nagłemi wypadkami, zapomniała powiedzieć Rudolfowi, że znalazła Gualezę w więzieniu św. Łazarza.

Burza zbierała się nad Jakóbem Ferrand. Następnego dnia Puhaczka znowu przyszła z ponowieniem gróźb, powiedziała, że dziewczyna jest u św. Łazarza pod nazwiskiem Gualezy i że jeżeli notarjusz nie da za trzy dni dziesięciu tysięcy franków, będą Gualezie dostarczone papiery, z których się dowie, że w dzieciństwie była powierzona notarjuszowi Ferrand. Notarjusz zaprzeczył wszystkiemu swoim zwyczajem i wypędził Puhaczkę, chociaż przekonany był o rzetelności i przestraszony ważnością jej gróźb. Mając liczne stosunki, tegoż jeszcze dnia dowiedział się, że Gualeza istotnie siedzi w więzieniu św. Łazarza, lecz że za wzorowe postępowanie lada chwila mogą ją uwolnić. Wtedy ułożył piekielny projekt, lecz do wykonania go trzeba mu było koniecznie użyć pomocy szarlatana, dlatego to pani Seraphin tak bardzo pragnęła widzieć się z Bradamantim. Kiedy Ferrand dowiedział się wieczorem o wyjeździe szarlatana, naglony wiszącem niebezpieczeństwem i bojaźnią, przypomniał sobie rodzinę Marcjalów, korsarzów rzecznych, mieszkających przy moście pod Asnieres, których mu polecał Bradamanti dla pozbycia się Ludwiki.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Eugène Sue i tłumacza: anonimowy.