Wicehrabia de Bragelonne/Tom II/Rozdział XXV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wicehrabia de Bragelonne |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Bibljoteka Rodzinna |
Data wyd. | 1929 |
Druk | Drukarnia Literacka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Le Vicomte de Bragelonne |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom II Cały tekst |
Indeks stron |
Raul i hrabia de la Fere przybyli do Paryża wieczorem, tego samego dnia, kiedy Buckingham miał rozmową z królowa matką.
Zaledwie stanęli w Paryżu, hrabia zażądał przez Raula posłuchania u króla.
Ludwik XIV-ty, przepędziwszy część dnia na oglądaniu z bratową i damami dworu pysznych materyj lyońskich, które podarował księżnie, obiadował w gronie dworskiem i po zabawach, według zwyczaju, udał się do swojego gabinetu z Fouquetem i Colbertem.
Raul właśnie był w przedpokoju, kiedy dwaj ministrowie wychodzili i król spostrzegł go przez wpół otwarte drzwi.
— Czego żąda pan de Bragelonne?... zapytał.
Młodzieniec zbliżył się.
— Najjaśniejszy Panie, proszę o posłuchanie dla hrabiego de la Fere.
— Mam wolna godzinę czasu, czy pan de la Fere gotów?
— Hrabia czeka na rozkaz Waszej Królewskiej Mości.
— Niech wejdzie.
— W pięć minut potem, Athos był u Ludwika XIV-go.
Przyjęty został przez monarchę z życzliwą uprzejmością, jaką Ludwik XIV-ty z taktem, wyższym nad swój wiek, umiał zachować dla ludzi, których nie można ująć zwyczajnymi względami.
— Hrabio, pozwól mieć mi nadzieje, że przybywasz, ażeby żądać czegoś.
— Nie taję się przed Waszą Królewską Mością, że przybywam prosić o łaskę.
— Dobrze — rzekł król z wesołą miną.
— Ale nie dla siebie, Najjaśniejszy Panie.
— To źle; przyjemnie mi jednak będzie uczynić to dla protegowanej osoby, czego dla ciebie nie pozwalasz mi uczynić.
— Cieszą mnie względy Waszej Królewskiej Mości... Chcę prosić o łaskę Waszej Królewskiej Mości dla wicehrabiego de Bragelonne.
— O! to jakbyś prosił dla siebie.
— Tak, Najjaśniejszy Panie... Ale czego mam żądać dla niego, dla siebie otrzymać już nie mogę. Wicehrabia chce się żenić.
— Tak młodo?... lecz mniejsza o to... Jest to pełen zalet młodzieniec i pragnę wybrać mu żonę.
— Już ja znalazł, Najjaśniejszy Panie, a tylko o zezwolenie Waszej Królewskiej Mości przychodzi prosić.
— Idzie zatem o podpisanie kontraktu małżeńskiego?
Athos skłonił się.
— Czy jego narzeczona jest bogata i stosownego urodzenia?
Athos nie wiedział co ma odpowiedzieć...
— Panna — odpowiedział nakoniec — ale co do majątku, wcale nie bogata.
— Na to możemy znaleźć lekarstwo.
Wasza Królewska Mość przejmujesz mnie wdzięcznością, jednak pozwól mi uczynić jedną uwagę.
— Dobrze, hrabio.
— Wasza Królewska Mość oświadczasz chęć wyposażenia tej młodej dziewicy.
— Tak.
— Alboż ja po to przyszedłem, Najjaśniejszy Panie? to mnie martwi.
— Hrabio, zostaw na boku delikatność, jak się nazywa narzeczona?
— Panna de la Valiere de la Baume Leblanc — odpowiedział Athos z obojętnością.
— A!... — rzekł król, szukając w pamięci — nazwisko mi znane, margrabia de la Valiere...
— Tak. Najjaśniejszy Panie, to jego córka.
— Czy żyje on jeszcze?
— Umarł. Najjaśniejszy Panie.
— A wdowa, jak mi się zdaje wyszła za pana de Saint-Remy, marszałka księżnej wdowy?
— Wasza Królewska Mość doskonale wiesz o wszystkiem.
— I jej córka została panna honorową młodej księżnej?
— Wasza Królewska Mość lepiej ode mnie znasz tę historię.
Król zamilkł i spoglądał na smutną twarz Athosa.
— Hrabio — rzekł — zdaje mi się, że ta panna nie jest bardzo ładna.
— Nie wiem — odpowiedział Athos.
— Ja widziałem ją i nie uczyniła na mnie wrażenia.
— Wydaje się łagodną i skromną; ale nie jest piękną, Najjaśniejszy Panie.
— Jednak ma piękne, jasne włosy.
— Sądzą, że tak.
— Piękne niebieskie oczy?
— Rzeczywiście.
— Zatem co do wdzięków, nic nadzwyczajnego. Przejdźmy do majątku.
— Piętnaście, do dwudziestu tysięcy liwrów posagu. Najjaśniejszy Panie; ale kochankowie są bezinteresowni, a i ja sam niewiele cenię pieniądze.
— Zapewne, kiedy ich nadto; ale gdy są potrzebne... Z piętnastoma tysiącami liwrów nie można żyć na dworze... Dodamy coś do posagu, niema się o co troszczyć, dla Bragelonna to uczynię.
Athos skłonił się.
Król zauważył jednak jego obojętność.
— Od pieniędzy przejdźmy do godności — rzekł Ludwik — córka margrabiego de la Valliere, to dobrze; ale ten pan Saint-Remy przez kobiety przyćmił szlachetność rodu: a ty, hrabio, jak sadzę, wielką wagę przywiązujesz do szlachetności twego imienia?
— Ja, Najjaśniejszy Panie, najwięcej cenię przywiązanie do Waszej Królewskiej Mości.
Król zatrzymał się znowu.
— Słuchaj, hrabio, zadziwiasz mnie od samego początku rozmowy: przybyłeś prosić mnie o zezwolenie na ten związek, a wydaje mi się, jakbyś był zasmucony tem żądaniem. O! ja chociaż młody, ale rzadko się mylę, albowiem z jednymi poddaję rozwadze moją życzliwość, z drugimi nieufność przenikliwości, powtarzam ci więc, że twoje żądanie nie pochodzi ze szczerego serca.
— To prawda, Najjaśniejszy Panie.
— Przyznam się, że cię nie rozumiem.
— Kocham Bragelonna z całego serca — odpowiedział hrabia — że zaś zajął się panną de la Valliere i marzy o raju, nie chcę niszczyć jego złudzenia. To małżeństwo, jakkolwiek mi się nie podoba, za pozwoleniem jednak Waszej Królewskiej Mości, dla szczęścia Raula, niechaj dojdzie do skutku.
— Zobaczymy; a czy ona go kocha?
— Jeżeli Wasza Królewska Mość chcesz prawdy, powiem, ze nie wierzę w miłość panny de la Valliere, młoda, prawie dziecię, jest tylko upojona chęcią widzenia dworu, zaszczyt służenia księżnie zrównoważą czułość serca. Małżeństwo to będzie takiem, jakich wiele widać na dworach; lecz skoro Bragelonne pragnie go, niech się tak stanie.
— Ależ, hrabio, jak sądzę, nie jesteś, jak wielu ojców, niewolnikiem dzieci — rzekł król.
— Najjaśniejszy Panie — odpowiedział hrabia de la Fere — silną mam wolę dla złych, ale nie sprzeciwiam się ludziom serca. Raul cierpi i jego umysł, swobodny zazwyczaj, staje się ciężkim i ponurym. Nie chcę Waszej Królewskiej Mości pozbawiać usług, jakie jest zdolny wyświadczyć.
— Rozumiem cię — odrzekł król — pojmuję twoje serce.
— A zatem — odrzekł hrabia — nie potrzebuję mówić Waszej Królewskiej Mości, że moim celem jest uzupełnić szczęście tych dzieci, albo raczej tego dziecka.
— I ja również pragnę szczęścia Bragelonna.
— Proszę zatem Waszą Królewską Mość o podpis. Raul będzie miał szczęście przedstawić się Waszej Królewskiej Mości i zyskać Jego zezwolenie.
— Mylisz się hrabio — rzekł król ze stanowczością — powiedziałem ci, że pragnę szczęścia Bragelonna i dlatego sprzeciwiam się temu małżeństwu.
— Lecz Wasza Królewska Mość przyrzekłeś!... — zawołał Athos.
— Bynajmniej; nie mogłem przyrzekać tego, co się sprzeciwia moim widokom.
— Wiem, jak Wasza Królewska Mość jesteś dla mnie łaskawym; ale ośmielam się przedstawić, że ja podjąłem się tego posłannictwa.
— Poseł, hrabio, nie zawsze otrzymuje to, czego żąda.
— A! Najjaśniejszy Panie, jakiż cios dla Bragelonna!
— Ja sam pomówię z wicehrabią.
— Ale, Najjaśniejszy Panie, miłość jest niezłomną.
— Zaręczam ci, hrabio, że i miłość daje się przemóc.
— Na to potrzeba mieć dusze królewską, Najjaśniejszy Panie.
— Nie troszcz się o to. Mam widoki co do Bragelonna; nie mówię, żeby się nie żenił tak młodo, lecz nie chcę, aby się żenił, zanim sobie zapewni los, a on godzien jest pomyślności. Jednem słowem, hrabio, chcę, aby zaczekał.
— Najjaśniejszy Panie, raz jeszcze...
— Panie hrabio, mówisz, że przyszedłeś prosić o łaskę?
— Tak, Najjaśniejszy Panie.
— To uczyń ty mi ją pierwej i więcej nie wspominaj o tem. Teraz to niepodobna, bo, w czasie wojny, potrzebuję ludzi walecznych i wolnych. Nie śmiałbym posyłać na armaty nieprzyjacielskie człowieka żonatego, ojca familji; zresztą, nie mogę bez ważnej przyczyny obdarowywać Bragelonna, gdyż nie chcę obudzić zawiści w szlachcie.
Athos skłonił się i nic nie odpowiedział.
— Czy tyle tylko, hrabio, miałeś do żądania?... — dodał Ludwik XIV-ty.
— Tylko tyle, i żegnam cię, Najjaśniejszy Panie. Czy mam uprzedzić Raula?
— Oszczędź sobie tej przykrości. Powiedz hrabiemu, że jutro rano będę z nim mówił, dziś zaś ze mną spędzisz wieczór.
Athos skłonił się, wyszedł z gabinetu i znalazł oczekującego Bragelonna.
— A, co panie? — spytał młodzieniec.
— Raulu, król dla nas jest dobry, może nie tak, jak myślisz, ale wogóle łaskaw jest na nasz dom.
— Panie, widzę, że masz mi złą wiadomość powiedzieć — rzekł młodzieniec, blednąc.
— Król sam jutro rano opowie, czy to zła wiadomość.
— Zatem król nie podpisał?...
— Raulu, król chce sam ułożyć twój kontrakt; a chce go uczynić tak wspaniałym, że obecnie nie miał na to czasu. Obwiniaj zatem twoją niecierpliwość, a nie złe chęci króla.
Raul zasmucony, albowiem znał szczerość hrabiego i zarazem jego zręczność, nie mógł wyjść z osłupienia.
— Czy nie pójdziesz ze mną?... — zapytał Athos.
— Przebacz pan, idę — i poszedł za Atosem.
— Kiedy tu jestem — rzekł, nagle się zwracając — czy nie mogę zobaczyć się z d‘Artagnanem?...
— Pozwolisz pan, że go zaprowadzą de jego mieszkania?... — zapytał Bragelonne.
— Dobrze.
— Zatem innemi schodami.
I inną udali się drogą. Przybywszy do wielkiej galerji, Raul spostrzegł lokaja w liberji hrabiego de Guiche, który biegł naprzeciw niemu.
— Co takiego?... — zapytał Raul.
— Pan hrabia pisze do pana, a ja z listem szukam pana przeszło godzinę.
Raul zbliżył się do Athosa, aby rozpieczętować list.
— Pozwól, panie — rzekł.
— Proszę cię.
„Kochany Raulu — pisał hrabia de Guiche — mam z tobą pomówić we własnym interesie, a że wiem, iż powróciłeś, proszę cię, przybywaj jaknajśpieszniej“.
Zaledwie skończył czytać, kiedy na zakręcie galerji, lokaj w liberji Buckinghama, poznając Raula, zbliżył się do niego.
— Od księcia milorda — rzekł.
— O!... — zawołał Athos — widzę, że jesteś zajęty, jak wódz na polu bitwy; bywaj zdrów, sam znajdą d‘Artagnana.
— Wybacz, panie — rzekł Raul.
— Wybaczam i bądź zdrów, Raulu. Znajdziesz mnie do jutra rana w mieszkaniu, ale o świcie wracam do Blois.
— Złożę mój szacunek.
Athos oddalił się.
Raul rozpieczętował list Buckinghama.
„Panie de Bragelonne — pisał książę — ze wszystkich Francuzów, jakich znam, najwięcej mi się podobasz i potrzebuję twojej przyjaźni. Mam tu posłannictwo, pisane w dobrej francuszczyźnie, jestem Anglikiem i lękam się, abym go źle nie zrozumiał. Podpis jest szlachetny, wiem to dobrze. Bądź łaskaw przybyć do mnie.
Przyjaciel,
Villiers, książę de Buckingham“.
— Przybędę do twego pana — rzekł Raul, odprawiając lokaja hrabiego de Guiche.
— Za godziną będą u pana de Buckingham, — dodał, dając znak posłańcowi księcia.