[168]
POLSKA GAWĘDA
Orać skibę swoją,
Walczyć ojców zbroja,
Dla Ojczyzny złożyć
Ostatnią koszulę,
Bogu się ukorzyć,
Gromić cudze króle,
A grozić swojemu:
To mi po dawnemu!
W to, Mosanie! w to nam graj!
To nasz polski obyczaj!
Przypowieści Pana Wełdysza
No, moi panowie! gdy mowa o wojnie,
Apropo[2] napadu i ja coś opowiem:
I jam-to za młodu nie siedział spokojnie;
Z innemi siłami, i z innem to zdrowiem, 4
Służyło się niegdyś Ojczyźnie wojskowo;
Bo w Polsce bój z Moskwą nie rzeczą to nową.
[169]
Nie było tam wprawdzie ni sztabów, ni zborów,
Ni piątki rządowej, ani dyktatorów;[3] 8
Bo macie to wiedzieć: kto w Polsce dyktował,
Niedługo tam jemu brat szlachcic czapkował,
Nie jemu to było dochować się syna,
I stada, i sada, i starego[4] wina. 12
Tam z prawa i z miecza był każdy z nas równy,
A kto by nie równy, braterstwa wróg główny.
Kraj zwano na on czas Rzeczą Pospolitą,
A człowiek żył jakoś poszyto[5] i syto, 16
A chociaż nam nieraz wróg zalał i sadła,
Niejedno upadło, a czapka nie spadła.
Stanisław był królem, — kiep[6], odpuść mu Panie!
I takie-to było jego panowanie: 20
Bo ani do tańca, ani do różańca;
Nie miał też afektu u szlachty, bo z pruska
Miał czuby strojone, a westy[7] z francuska;
Pokaźny to niby na oko, a tchórzył; 24
Łaskawy to niby, a naród oburzył.
Gdy włożył koronę, wnet szlachta w krzyk, panie:
„Król nowy, — las goły,[8] — to goły kraj stanie!“
I zgadła; — bo chociaż zaprzysięgł nam pakta[9]; 28
Nuż dalej z moskiewską carycą w konszakta[10].
Ou! burzy się szlachta; bo czyż to słychanie?
Kraj napaść, lud więzić, to-owo, mosanie?
[170]
I w rządach i w sądach nad szlachtą przewodzić, 32
A króla tumanić, a panów podchodzić?
„Hej! bracia! — jak huknął Puławski[11] nam w Barze —
Nuż bronić Ojczyzny, bo Pan Bóg nas skarze!
Nuż na koń!“ Aż w Polsce się całej rozległo, 36
I w chwili trzydzieści tysięcy się zbiegło.
Ja byłem już w on czas na mojej zagrodzie,
I żyłem z somsiedztwem w szczerości i zgodzie,
A była tam, panie, szlachcianka uczciwa, 40
Ba, dziewka by rzepka, figlarna i żywa!
Więc miałem się żenić; lecz coś mnie ubodło:
Ej! milsza Ojczyzna! Wskoczyłem na siodło,
Przyjeżdżam — bądź zdrowa! — ha! darmo się smucić, 44
Żal było, lecz umiał człek jakoś to rzucić,
I dalej na czyste, na tany sierdziste[12]!
Co komu się godzi?! kto kogo pochodzi[13]?!
Ha! różnie bywało, jak zwykle w obozie; 48
Był człowiek pod wozem, lecz częściej na wozie:
Nie znano na on czas, co to być odciętym
Na koniu z czetnikiem[14] i wzrokiem napiętym;
Pocięta gadzina i w sztukach się wije, 52
Więc każdy z nas, panie! gdzie stoi, tam bije.
Tu migniem, tam wpadniem i trwogę rozszerzem,
Ci z tyłu, ci z przodu, w dwa ognie ich bierzem:
Czasami nas zeszli, lecz częściej tak było, 56
Że gracko się kurtę kozuniom[15] kroiło;
[171]
Bo dzielnie na koniu tatarskim człek zwijał,
I wódkę z manierki kozackiej zapijał;
Na ostro kochano Ojczyznę, nie płazem; 60
Broń tylko składano z żywotem zarazem.
Pamiętam jak dzisiaj: ot, w naszych tu górach,
Staliśmy za Sanem puławskim obozem,
Moskale na Słonnem[16] pokryli się w dziurach, 64
Ja patrzę, aż jedzie ktoś ku nam wąwozem.
Był, panie, to szlachcic z pobliskiej dziedziny
Zsiadł z konia, i prosił hetmana na chrzciny.
Puławski go szczerze, jak brata, powitał, 68
„Cóż, synek? czy... dziewka?“ z uśmiechem zapytał.
— „Nadzieja Ojczyzny, syn, Mości Hetmanie!
Ksiądz czeka na kumy, na gościa śniadanie.“ —
„Więc służę, bo z bracią pokumać się godzi, 72
A mogę dom zacny nawiedzić bez szkody;
W obozie spokojnie, opadły z gór wody,
I, najmniej do jutra, nikt Sanu nie zbrodzi.“
I rzekł mi: „Czechowski! no, siadaj i Wasze! 76
A weźmiem go przy chrzcie na krzywe pałasze;[17]
To będzie tam z niego chłopaczek czej[18] dziarski,
Gdy do chrztu go trzymał Konfederat barski.“
I kazał dać konia: — a konia miał turka, 80
A szablę demeszkę[19], a człeka Mazurka.
Chce siadać, mosanie! a basza się zżyma:
Mazurek go głaszcze, i syka, i trzyma,
Lecz ani weź, panie! mój rumak się dąsa, 84
I skacze, i forka[20], i wierzga, i kąsa.
[172]
„Wie djabeł, co się to z tym koniem dziś święci!
Daj siwkę! bo jeszcze człek karku nakręci.“
A siwka tak samo. „To nie bez kozery[21]! 88
Daj wilczka!“ — a wilczek uklęknął na cztery.
Ja chciałem mu podać mojego stempaka[22];
Lecz rzekł mi: „Wolałbym twój kord, niż rumaka;
Bo kary, — a żaden Puławski z pradziada, 92
Bez szwanku na konia karego nie wsiada.“
I jakoś tam wkońcu już wilczka schwycili,
I wszyscyśmy społem działami[23] ruszyli.
Lecz jeszczem przepomniał: nim ruszył Puławski, 96
Nadjechał oboźny[24], a zwał się Czerkaski.
Pan hetman mu kiwnął: „Ja będę za borem, —
Jeżeli tu do was nie wrócę wieczorem
Rozumiesz?“ „Rozumiem.“ — „Miej Słonne na oku, 100
Pistolet na smyczy[25], a konia przy boku!“
I ruszył: a ruszać on umiał nieszpetnie;
Bo nieraz, jak panie! w ciasnocie się zetnie,
Nim jeszcze krew pluśnie, już on się wyślizgnał, 104
I znowu z szturmaka[26] pomiędzy nich bryzgnął.
O! wiele to mówić! — Dziś piszą i siedzą,
A jedni o drugich o milę nie wiedzą;
Lecz w on czas bez pisma na ludziach się znano. 108
A więc nas uczciwie i szczerze witano.
Nuż w kumy... ba, dalej afekta, śniadanie,
A były tam gładkie i panny i panie,
I człowiek był młody, i także nie z lodu, 112
Bo mówią: i djabeł był piękny zamłodu!
[173]
Dopieroż Barszczanin[27] przy kitce i z szablą?
Ot, było to jakoś uczciwie, a djablo!
Nasz szlachcic toż samo niezgorzej wystąpił, 116
Somsiadów pospraszał, i sreber nie skąpił, —
Nie było tam wiele wymysłów... cekaty[28]...
Bo było na łyżce i było za łyżką,
A wino na piękne trąciło już myszką[29]. 120
Szedł kielich kolejno, — a mówią: przy winie
I miłej drużynie, czas jakoś to płynie;
Więc dalej i wieczór. Pod koniec już stoła,
Ja patrzę, a szlachcic ciągnie apostoła[30]. 124
Ba! leje, — butelka... i druga bezmała,
Niech żyje Puławski! Krew we mnie zawrzała,
Bo razem na wiwat z moździerzy wypalą;
Wtem patrzę, aż we drzwi... kozacy się walą. 128
Ou! kręto, mospanie! — strach, popłoch dokoła!
„A, wam hultaje!!“ — Puławski zawoła,[31]
I odwiódł pistolet i chwycił za szable —
„Wszak masz mnie już przecie? kozacze, czy djable! 132
Lecz jam tu w gościnie, — a kto się z was ruszy,
Przed końcem obiadu, nie zbawi tem duszy!
Nie zbawi, powiadam!!“ I nabiegł krwią cały,
Aż nogi ze strachu pod czernią zadrżały. 136
I cisnął im kiesę: „Tu na-m ci kozacze!
Kto bierze Puławskich, nad dolą nie płacze.“
I usiadł, i gości solennie przeprosił,
I zdrowie dziecięcia i matki ogłosił. 140
Nalano — podano — „Do ciebie kozacze!
Nie czynem, to winem przynajmniej uraczę;
A wypij go duszkiem! bo dziecię zapłacze.“
[174]
I podał, jak gdyby nic nigdy nie było, 144
A przy drzwiach kozactwo na piękne już piło.
I jeden z nich krzyknął: Na zdrowie carowej!
I wzięcie hetmana! — „I wasze tułowy!
— Odkrzyknął Puławski — wszak wiecie, jak biję? 148
Polska krew — wrogom wbrew! niech Ojczyzna żyje!
A licho na Moskwę i głowę carycy!“
I palnął dwa razy przez okno z krucicy[32],
I we drzwi: jak szatan demeszką potoczył. 152
Mnie nie czas już do drzwi, przez okno-m wyskoczył.
„Czechowski[33]! nuż plecy!“ i rąbiem się młyńca,
Plecyma jak skuci, dokoła dziedzińca.
O! ciasno bój chodził ! — wtem utknął Puławski, — 156
Upada, — a w bramie jak huknie Czerkaski!
Jak wpadnie z naszymi ! w kapustę nuż siekać...
Sąd Boży! nie było już kędy uciekać...
Kozactwo do nogi z pradziadka wybito, 160
I zdrowie przybyłych na trupach wypito.
Moździerze zagrzmiały: Niech żyje Puławski!
A hetman zawołał: „Niech żyje Czerkaski!
Polska cnota! 164
Wolność złota!
I rzeczpospolita!!!“
|