Wiele hałasu o nic (Shakespeare, tłum. Ulrich, 1895)/Akt czwarty

<<< Dane tekstu >>>
Autor William Shakespeare
Tytuł Wiele hałasu o nic
Rozdział Akt czwarty
Pochodzenie Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare (Szekspira) w dwunastu tomach. Tom XI
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1895
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Leon Ulrich
Tytuł orygin. Much adoe about Nothing
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Artykuł w Wikipedii Artykuł w Wikipedii
AKT CZWARTY.
SCENA I.
Wnętrze kościoła.
(Don Pedro, Don Juan, Leonato, Mnich, Klaudyo, Benedyk, Hero, Beatryx i inni).

Leonato.  Dalej, bracie Franciszku, tylko krótko! Przestańmy na samym obrzędzie ślubu; wzajemne ich obowiązki wyłożysz im później.
Mnich.  Przychodzisz, szlachetny panie, tę tu niewiastę zaślubić?
Klaudyo.  Nie.
Leonato.  Wziąć ją za żonę, ojcze; ty przychodzisz ją zaślubić!
Mnich.  A ty, pani, przychodzisz wziąć hrabiego za męża?
Hero.  Tak jest.
Mnich.  Jeśli ktokolwiek z was tu przytomnych wie jaką tajemną przeszkodę temu związkowi, wzywam go pod duszy zbawieniem, aby ją natychmiast objawił.
Klaudyo.  Czy wiesz jaką przeszkodę, Hero?
Hero.  Żadnej.
Mnich.  A ty, hrabio, czy wiesz jaką?
Leonato.  Śmiem bez obawy odpowiedzieć za niego: żadnej.
Klaudyo.  O, czego nie śmią ludzie! czego nie mogą się dopuścić! czego nie dopuszczają się co dzień, nie wiedząc, co robią!
Benedyk.  A to co się znaczy? Wykrzykniki? Niektóre z nich wyrażają śmiech, naprzykład ha! ha! ha!

Klaudyo.  Wstrzymaj się, bracie! Ojcze, powiedz, proszę,
Czy z wolnej woli i nieprzymuszony
Chcesz mi za żonę córkę oddać twoją?
Leonato.  Tak jak mi dał ją Bóg nieprzymuszony.
Klaudyo.  A ja cóż mogę dać ei z mojej strony,
Coby tak było jak dar ten kosztowne?
Don Pedro.  Nic, albo chyba, że oddasz ją samą.
Klaudyo.  Szlachetny książę, uczysz mnie wdzięczności.
Tak, Leonato, odbierz twoją córkę;

Przyjaźń nie daje zgniłej pomarańczy;
Ona pozory tylko ma honoru.
Patrz, jak dziewiczy oblał ją rumieniec:
Jak grzech przebiegły umie wdziać na siebie
Wszystkie znamiona czystej niewinności!
Patrzcie, rumieniec wystąpił jak świadek
Prawości uczuć, cnoty i prostoty!
Ktoby nie przysiągł, na widok tej twarzy,
Że widzi czystą przed sobą dziewicę?
Lecz zwodzi pozór; już nie jest dziewicą;
Ona zna ognie miłości występnej:
To jest rumieniec grzechu, nie skromności.
Leonato.  Co mówisz, panie?
Klaudyo.  Że pojąć jej nie chcę,
Nie chcę mej duszy oddać wszetecznicy.
Leonato.  Jeśli sam, hrabio, w zapomnienia chwili
Zwalczyłeś opór niebacznej młodości,
I sam splamiłeś dziewiczy jej wianek —
Klaudyo.  Wiem, co chcesz mówić; gdybym ja był winny,
Rzekłbyś: uległa przyszłemu mężowi,
A grzech jej cały, grzechem tylko czasu.
Lecz, Leonato, nie, nie, tak nie było,
Nigdym jej śmielszem słowem nie pokusił,
Jak brat dla siostry zawsze dla niej miałem
I szczerość skromną i miłość niewinną.
Hero.  A we mnie inne widziałżeś uczucia?
Klaudyo.  Precz z pozorami! skarżyć je przychodzę.
Ty mi się zdajesz czysta jak Dyana,
Czysta jak pączek róży nie rozwitej;
Ale w twych żyłach krew płynie gorętsza,
Niż krew Wenery, lub rozpustnych zwierząt,
Które szaleją w dzikiej zmysłowości.
Hero.  Czy w obłąkaniu straszne mówisz słowa?
Leonato.  Ty milczysz, książę?
Don Pedro.  I cóż mam powiedzieć?
Ja, co mój czysty oszpeciłem honor,
Chcąc przyjaciela złączyć z nierządnicą?
Leonato.  Czy marzę tylko, czy słyszę na jawie?

Don Juan.  Słyszysz na jawie, słyszysz tylko prawdę.
Benedyk.  To nie wygląda na ślub.
Hero.  Nie, o Boże!
Klaudyo.  Mów, Leonato, czy stoję przy tobie?
Czy to jest książę? czy to brat książęcy?
To Hero? Oczy nasze czy są nasze?
Leonato.  Tak jest, jak mówisz, lecz co stąd wypada?
Klaudyo.  Jedno pytanie pozwól córce zrobić,
A mocą twojej ojcowskiej powagi
Rozkaż jej szczerą dać na nie odpowiedź.
Leonato.  Odpowiedz szczerze, jak mi córką jesteś!
Hero.  O, wielki Boże, bądź moją pomocą!
Jakież mi, hrabio, zadać chcesz pytanie?
Klaudyo.  Odpowiedz szczerze, jakie twoje imię?
Hero.  Me imię Hero; kto je może splamić
Słusznym zarzutem?
Klaudyo.  Kto? ty sama Hero;
Tak, Hero może cnotę Hero splamić.
Kto jest ten człowiek, z którym przeszłej nocy,
Około pierwszej, z okna rozmawiałaś?
Odpowiedz teraz, jeśliś jest dziewicą.
Hero.  O tej godzinie nie mówiłam z nikim.
Don Pedro.  Własnem wyznaniem nie jesteś dziewicą.
Bolesnej prawdy słuchaj Leonato:
Ja, brat mój i ten pokrzywdzony hrabia,
My trzej, na honor, widzieli, słyszeli,
Jak rozmawiała przez okno z nędznikiem,
Który sam później, bezczelny rozpustnik,
Sam rozpowiadał występne spotkania
Po tysiąc razy w jej miane komnacie.
Don Juan.  Wstyd mówić o tem i wstyd nawet wspomnieć,
W słowach języka niema dość czystości,
Żeby je można bez grzechu wymawiać.
Piękna panienko, żal mi cię prawdziwie,
I żal mi twojej występnej rozpusty.
Klaudyo.  O! Hero, Hero! O, czemżebyś była,
Gdyby połowa twarzy twojej wdzięków
Zdobiła myśli twoje i uczucia!

Lecz bądź mi zdrowa ty szpetna! ty piękna!
Ty grzechu czysty i czystości grzeszna!
Dla ciebie zamknę wszystkie uczuć wrota,
W oczach mi siądzie wieczne podejrzenie,
Wszelką mi piękność w złe oblecze myśli,
Wszelki jej urok odejmie na zawsze!
Leonato.  Niczyjże sztylet ostrza nie ma dla mnie?

(Hero mdleje).

Beatryx.  Co ci, kuzynko? siły cię odbiegły?
Don Juan.  Idźmy! Występku tak nagłe odkrycie
Jest nad jej siły.

(Wychodzą: Don Pedro, Don Juan i Klaudyo).

Benedyk.  W jakimże jest stanie?
Beatryx.  Umarła może. Ratunku! mój wuju!
Hero! mój wuju! Benedyku! Książę!
Leonato.  O losie, ciężkiej nie odejmuj ręki!
Śmierć upragnioną jest tylko zasłoną
Na hańby tyle.
Beatryx.  Co ci jest, kuzynko?
Mnich.  Nie trać otuchy. Powstań, młoda pani!
Leonato.  Otwiera oczy?
Mnich.  Czemuż ma je zamknąć?
Leonato.  Czemu ma zamknąć? Alboż ziemia cała
O jej występku do nieba nie woła?
Mogłaż zaprzeczyć okrutnej powieści,
Którą jej własny potwierdził rumieniec?
Umieraj, Hero! nie otwieraj oczu!
Bo gdybym myślał, że nie skonasz teraz,
Że duch twój od twej silniejszy’ jest hańby,
Sam, własną ręką, na sąd świata głuchy,
Sam twemu życiu położyłbym koniec.
Jam kiedyś skąpstwo zarzucał naturze,
Że mi jedyną córkę tylko dała!
Ach, jam miał dzieci o jedno za wiele!
Czemuż, o Boże, dałeś mi to jedno!
Ty, córko, czemu tak byłaś mi drogą!
Czemu u bramy, miłosierną ręką,
Jakiej żebraka nie zgarnąłem córki!

Dziś, gdy ją błoto hańby obryzgało,
Mógłbym powiedzieć: to nie jest krew moja,
Wstyd ten pochodzi z nieznanego łona.
Lecz to krew moja! jak moją kochałem,
Jak moją czciłem, z mojej byłem dumny;
Tak była moją, żem sam nie był moim,
Jej tylko ceną sam siebie ceniłem;
A ona w przepaść zapadła tak czarną,
Że wielkie morze nie dosyć ma wody,
Aby ją obmyć z tej piekielnej plamy,
Nie dosyć soli, żeby wrócić świeżość
Zgniliźnie ciała!
Benedyk.  Panie, bądź cierpliwy!
Nagłość wypadków tak mnie odurzyła,
Że myśli tracę i nie wiem, co mówić.
Beatryx.  O, ja przysięgam, że to potwarz czarna!
Benedyk.  Czy noc ostatnią spędziłyście razem?
Beatryx.  Nie, lecz rok cały, do ostatniej nocy,
Byłam jej łoża ciągle towarzyszką.
Leonato.  To nowy dowód! To potężniej wiąże,
Co już żelazne wiązały obręcze!
Na coby kłamać chcieli dwaj książęta?
I kłamać Klaudyo, który ją tak kochał,
Że każde słowo o jej przeniewierstwie
Gorzkich łez swoich oblewał potokiem?
Zostawmy samą, idźmy, niech umiera!
Mnich.  Dozwól mi, panie, słów kilka powiedzieć.
Dlatego tylko milczałem tak długo,
Biegu wypadków w drodze nie wstrzymałem,
By śledzić pilnie córki twej oblicze.
Tysiąckroć jasny oblał ją rumieniec,
I tysiąc razy niewinność dziewicza
Znów ją oblekła anielską bladością.
A w jej źrenicach taki ogień gorzał,
Że w proch obracał każde oskarżenie,
Przeciw jej czystej wymierzone cnocie.
Zwiej mnie szaleńcem, gardź moją nauką,
Mem doświadczeniem, znajomością świata,

Które stwierdzają treść całą mej księgi,
Gardź moim wiekiem, mojem powołaniem,
I gardź powagą mojego kapłaństwa,
Jeśli to słodkie i niewinne dziecię
Nie jest ofiarą okrutnego błędu.
Leonato.  Nie, nie, mój ojcze! nie, to być nie może!
To znak jedyny ostatków jej cnoty,
Że nie chce dodać do wszystkich swych grzechów
Krzywoprzysięstwa. Niczemu nie przeczy.
Na co więc szukać daremnych wymówek
Sromocie w całej odkrytej nagości?
Mnich.  Kto jest mąż, którym obwinia cię książę?
Hero.  Imię to wiedzą ci, którzy mnie skarżą,
Ja nie wiem wcale.
Jeśli mąż żyje, którego znam więcej,
Niżeli skromność dziewicza dozwala,
Niech miłosierdzia grzechy me nie znajdą!
Ojcze mój drogi, jeśli to się sprawdzi,
Że tej północy, lub że kiedykolwiek
Wiodłam z mężczyzną samotne rozmowy,
Brzydź się mną, gardź mną, zamęcz mnie okrutnie!
Mnich.  Błąd jakiś straszny książąt zwikłał myśli.
Benedyk.  Wiem, że w dwóch sercu honor mieszka czysty;
Jeśli w tej sprawie mądrość ich zawiodła,
To bękart Juan sprawcą będzie złego,
Bo dusza jego czarne knuje spiski.
Leonato.  Jeśli się sprawdzi to, co o niej mówią,
Ręką ją własną rozszarpię na części;
Lecz jeśli czysty honor jej skrzywdzili,
Niech najdumniejszy drży na moje imię!
Czas w moich żyłach krwi tak nie wysuszył,
Wiek tak nie pożarł mojego rozumu,
Los tak zasobów moich nie roztrwonił,
Zły żywot tak mnie nie obrał z przyjaciół,
Aby w tej sprawie nie poczuli jeszcze
Siły ramienia, rozumu potęgi,
Dostatku środków i przyjaciół liczby,
Z którymi wszystko z lichwą im zapłacę.

Mnich.  Zaczekaj chwilę, a rządź się mą radą.
Córkę twą książę zostawił bez ducha,
A — więc rozgłośmy wszędzie, że umarła;
Przez czas niejaki trzymaj ją w ukryciu,
Sam przywdziej ciężkiej żałoby oznaki,
Na przodków grobach smutny wyryj napis,
Wszystkich pogrzebu dokonaj obrzędów.
Leonato.  I jakież z tego wypaść mają skutki?
Mnich.  Rzecz, byle tylko dobrze kierowana,
Zamieni naprzód potwarz na zgryzotę:
I to już dobre; ale z moich marzeń
Silniejsze myślę na świat wywieść dziecię.
Skoro wieść gruchnie, że padła nieżywa
Na pierwsze słowo książęcych oskarżeń,
Wszyscy ją będą płakać i tłómaczyć:
Bo tak się dzieje, że skarb posiadany
Nie jest ceniony wedle swej wartości;
Ale zaledwo skarb ten utracimy,
Zaraz w nim wielkie odkrywamy cnoty,
Którychby nasze nie dojrzały oczy,
Gdyby był został w naszem posiadaniu.
I Klaudyo będzie, jak są wszyscy ludzie:
Kiedy usłyszy, że ją słowem zabił,
Myśl o jej życiu wkradnie się powoli
Do wyobraźni tajemnej pracowni,
I każda piękność słodkiego jej ciała
Wróci w jaśniejsze obleczona farby,
Delikatniejsza i pełniejsza życia
Stanie przed okiem tkliwej jego duszy,
Niż kiedy żyła życiem rzeczywistem.
Jeżeli w sercu prawdziwą czuł miłość,
Będzie żałował, że ją tak oskarżył,
Choćby i wierzył w swoje oskarżenie.
Słuchaj mej rady, a bądź przekonany,
Że wszystko skutek uwieńczy piękniejszy,
Niźli go moje robią przypuszczenia.
Lecz nawet kiedy wszystko nas zawiedzie,
Myśl, że twa córka w swych przodków śpi grobie,

Zgasi powoli pamięć jej niesławy.
W najgorszym razie ukryć ją potrafisz
(Na takie rany jedyne lekarstwo)
W samotnych murach świętego klasztoru
Przed okiem, myślą i językiem świata.
Benedyk.  Usłuchaj rady mnicha, Leonacie;
A choć znasz dobrze miłość mą głęboką
Tak do osoby książęcej jak hrabi,
W tej sprawie znajdziesz taką wierność we mnie,
Jak wierność duszy twej dla twego ciała.
Leonato.  Śród moich smutków, z prądu niepewności
Najsłabsza nitka może mnie wybawi.
Mnich.  Przyrzekłeś. Spieszmy, bo drogie są chwile;
Dziwne lekarstwa na dziwne są rany.
Żeby zmartwychwstać, zamknij się w mogile;
Cierp, czekaj — ślub wasz może nie zerwany.

(Wychodzą: Mnich, Hero i Leonato).

Benedyk.  Beatryx, ty cały ten czas płakałaś.
Beatryx.  I długo jeszcze płakać będę.
Benedyk.  Nie chciałbym jednak, żeby tak było.
Beatryx.  Źle robisz, bo płaczę z dobrej woli.

Benedyk.  Najsilniej wierzę, że twoja piękna kuzynka ciężko jest pokrzywdzona.
Beatryx.  Jakie zasługi miałby u mnie człowiek, któryby niewinność jej wykazał!
Benedyk.  Czy jest jaki sposób, żeby przyjaźni tej dowieść?
Beatryx.  Sposób jest łatwy, ale niema takiego przyjaciela.
Benedyk.  Jestli to w mocy męża?
Beatryx.  To jest męża powinność, ale nie twoja.
Benedyk.  Nic tak nie kocham na świecie, jak ciebie; czy to nie dziwna?
Beatryx.  Tak dziwna jak rzecz, której nie znam. Równie łatwo byłoby mi powiedzieć, że nic tak nie kocham, jak ciebie; nie wierz mi jednak — nie kłamię przecie — nic nie wyznaję, nie przeczę niczemu. Los mojej kuzynki zasmuca mnie głęboko.
Benedyk.  Na mój oręż, Beatryx, ty mnie kochasz!
Beatryx.  Nie przysięgaj na twój oręż, połknij go raczej.
Benedyk.  Przysięgam na mój oręż, że mnie kochasz, a kto powie, że ja cię nie kocham, tego przymuszę, aby oręż mój połknął!
Beatryx.  Czy tylko czasem nie połkniesz twojej przysięgi?
Benedyk.  Nikt jeszcze nie uwarzył potrzebnego na to sosu. Przysięgam, że cię kocham.
Beatryx.  Niech mi więc Bóg odpuści!
Benedyk.  Jaki grzech, słodka Beatryx?
Beatryx.  Przerwałeś mi w samą porę; właśnie miałam wyznać, że cię kocham.
Benedyk.  Więc wyznaj z całego serca.
Beatryx.  Tak, kocham cię całem sercem, że mi nie zostało serca do wyznania.
Benedyk.  Droga Beatryx, każ mi, żebym co zrobił dla twojej miłości.
Beatryx.  Zabij Klaudya!
Benedyk.  O, nie! za skarby całego świata!
Beatryx.  Zabiłeś mnie, odmawiając. Bądź zdrów!
Benedyk.  Zaczekaj chwilę, słodka Beatryx!
Beatryx.  Odeszłam, choć tu jestem. Niema w tobie odrobiny miłości. Nie, proszę cię, pozwól mi odejść.
Benedyk.  Beatryx!
Beatryx.  Puść mnie!
Benedyk.  Bądźmy wprzód przyjaciółmi.
Beatryx.  Łatwiej ci znaleźć serce, żeby być moim przyjacielem, niż żeby walczyć z moim nieprzyjacielem.
Benedyk.  Alboż Klaudyo jest twoim nieprzyjacielem?
Beatryx.  Alboż Klaudyo nie pokazał się ostatnim nędznikiem, on, który spotwarzył, odrzucił, osławił moją krewną? O, gdybym była mężczyzną! — Jakto? ściskać jej rękę aż do chwili oddania ręki, a potem oskarżyć ją publicznie, spotwarzać bezczelnie z nieubłaganą mściwością! O, Boże, gdybym była mężczyzną! Na rynku pożarłabym jego serce.
Benedyk.  Słuchaj mnie, Beatryx —
Beatryx.  Przez okno swej komnaty rozmawiała z mężczyzną? Śliczna mi powieść!
Benedyk.  Zważ tylko, Beatryx —
Beatryx.  Słodka moja Hero! pokrzywdzona, spotwarzona, zgubiona!
Benedyk.  Beat —
Beatryx.  Co mi za książęta i hrabiowie! Zaprawdę, książęce świadectwo! piękny mi hrabia w cukierku! słodki kochanek, to prawda! O, gdybym była mężem dla jego miłości! lub gdybym miała przyjaciela, któryby chciał być mężem dla mojej miłości! Lecz mężność przetopiła się u nas w grzeczność, męstwo w komplementa, męże przemienili się w języki, i to jeszcze śliczne języki! Ten uchodzi teraz za drugiego Herkulesa, który wypowie kłamstwo i przysięgą je stwierdzi. Gdy nie mogę zostać mężem potęgą mej woli, niech umrę kobietą potęgą mej boleści.
Benedyk.  Słuchaj, Beatryx, przysięgam na tę rękę, kocham cię!
Beatryx.  Użyj więc jej, przez miłość dla mnie, na co innego, jak na przysięgę.
Benedyk.  Czy jesteś w duszy przekonaną, że hrabia Klaudyo pokrzywdził Hero?
Beatryx.  Tak jestem o tem przekonaną, jak że mam przekonanie i duszę.
Benedyk.  Dość na tem; daję ci słowo, wyzwę go w szranki. Teraz całuję twoją rękę i odchodzę. Na tę rękę, Klaudyo surowy zda mi rachunek. Myśl o mnie, jak o mnie usłyszysz. Idź, pociesz twoją kuzynkę; moją powinnością utrzymywać, że umarła. A teraz, bądź zdrowa! (Wychodzą).

SCENA II.
Więzienie.
(Ciarka, Kwasek i Zdkrystyan w odzieniu sądowcm, Konrad i Borachio pod Strażą).

Ciarka.  Czy nasza kurperacya już w komplecie?
Kwasek.  Hej tam! przynieś krzesło i materacyk dla zakrystyana.
Zakryst.  Gdzie są winowajcy?
Ciarka.  Także pytanie! Ja i mój kolega.
Kwasek.  Niema wątpliwości, mamy egzaminować indagacyą.
Zakryst.  Lecz gdzie są delikwenci, których mamy indykować? Niech się stawią przed panem porucznikiem.
Ciarka.  Tak jest, niech się stawią przed moją osobą. Imię twoje, przyjacielu?
Borachio.  Borachio.
Ciarka.  Zapisz, proszę: Borachio. A twoje, mopanku?
Konrad.  Jestem szlachcic, panie poruczniku, a nazywam się Konrad.
Ciarka.  Zapisz: pan szlachcic Konrad. Czy służycie Bogu, mopankowie?
Konrad i  Borachio. Tak jest, tak się nam zdaje przynajmniej.
Ciarka.  Zapisz: że im się zdaje, że służą Bogu. Napisz Bogu w pierwszej linii, bo uchowaj Boże, aby Bóg nie stał wyżej takich hajdamaków. Mopankowie, już jest tak dobrze jak dowiedzione, że z was nic lepszego, jak wierutne łotry, a wkrótce rzecz ta prawdopodobną się okaże. Co macie do powiedzenia na wasze usprawiedliwienie?
Konrad.  Co mamy do powiedzenia? Mamy do powiedzenia, że nie jesteśmy nimi wcale.
Ciarka.  Nie lada ćwik z tego jegomości, prawdziwie; ale przyjdzie na niego kolej. Pójdź tu sam, mości panie, mam ci coś powiedzieć do ucha; mówię ci, iż ludzie myślą, że wierutne z was łotry.
Borachio.  A ja ci powtarzam, panie poruczniku, że nie jesteśmy nimi wcale.
Ciarka.  Bardzo dobrze. Odstąp na stronę. Przez Boga żywego, to zmowa wyraźna. Czy zapisałeś, że nie są nimi wcale?
Zakryst.  Panie poruczniku, złą wziąłeś drogę do indagacyi; należy powołać straż, która ich oskarża.
Ciarka.  Na uczciwość, to najkrótsza droga. Zawołać straż! Mości panowie, wzywam was w imieniu księcia, abyście ludzi tych oskarżyli.
1 Strażn.  Człowiek ten powiedział, panie poruczniku, że Don Juan, brat książęcy, jest łotrem.
Ciarka.  Zapisz: książę Don Juan, łotr. Kto zaprzeczy, że to jasne jak dzień krzywoprzysięstwo, nazywać łotrem brata książęcego?
Borachio.  Panie poruczniku —
Ciarka.  Mopanku, milcz, jeśli łaska! Nie podoba mi się twoja mina, możesz mi wierzyć.
Zakryst.  Co słyszałeś więcej?
2 Strażn.  Słyszałem, że dostał tysiąc dukatów od Don Juana, aby fałszywie oskarżyć panią Hero.
Ciarka.  To wyraźny rozbój, jakiego nigdy jeszcze nie widziano.
Kwasek.  To rozbój, na honor!
Zakryst.  Co więcej?
1 Strażn.  Że hrabia Klaudyo, na jego zaręczenie, postanowił zbezcześcić Hero w przytomności całego zgromadzenia i nie pojąć jej za żonę.
Ciarka.  O, łotrze! skazany będziesz za to na wieczne zbawienie.
Zakryst.  Co jeszcze?
2 Strażn.  Nic więcej.
Zakryst.  A to jest więcej, niż możecie zaprzeczyć. Tej nocy książę Don Juan opuścił miasto ukradkiem; Hero w ten właśnie sposób była oskarżona, w ten właśnie sposób odrzucona, a z boleści nagle umarła. Panie poruczniku, każ tych ludzi związać i poprowadzić do Leonata; ja ich tymczasem poprzedzę, aby mu naszą indagacyę pokazać (wychodzi).
Kwasek.  Dalej, okuć ich w dyby!
Konrad.  Precz stąd, kapcany!
Ciarka.  Boże nieśmiertelny! gdzie zakrystyan? Niech zapisze, że książęcy urzędnik jest kapcan. Żwawo, w kij ich wsadzić! A ty hultaju!
Konrad.  Precz mi! co za osieł! co za osieł!
Ciarka.  Czy ty nie domyślasz się mojej godności? Czy ty nie domyślasz się mojego wieku? O, czemu go tu niema, czemu go tu niema, żeby zapisał, żem osieł! Wy przynajmniej, mości panowie, nie zapomnijcie, żem osieł. Ty zaś. hultaju, pobożna z ciebie sztuka, jak ci tego dobrzy świadkowie dowiodą. Dzięki Bogu, nie jestem głupi; co większa, jestem urzędnik; co większa, jestem posesyonat; co większa, jestem sztuka mięsa, jakiej w całej Messynie nie znajdziesz; a prócz tego, znam prawo, bądź spokojny; a prócz tego, nie jestem bez grosza, bądź spokojny; choć poniosłem pewne straty, mam jeszcze dwa płaszcze i niemało pięknych rzeczy mam na mojej osobie. Wyprowadzić go! O, gdyby był zapisał, żem osieł! (Wychodzą).



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: William Shakespeare i tłumacza: Leon Ulrich.