Wizerunki książąt i królów polskich/Kazimierz Jagiellończyk

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Wizerunki książąt i królów polskich
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1888
Druk S. Orgelbranda Synowie
Miejsce wyd. Warszawa
Ilustrator Ksawery Pillati,
Czesław Borys Jankowski
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
KAZIMIERZ JAGIELLOŃCZYK.


Zgryziony tem król, zachorował w podróży do Wilna, w Grodnie.
XXIV.
Kazimierz Jagiellończyk.
Urodz. 1427. W. ks. lit. 1440. Koronowany 1447 Zmarł r. 1492.

P


Panowanie Kazimierza Jagiellończyka w dziejach Polski stanowi jedną z chwil najważniejszych, rozstrzygających o przyszłym państwa ustroju; lecz jak zawsze, to co się krystalizuje i skrzepia w ciągu jego rządów, trwających prawie pół wieku, o wiele wprzódy już długim fermentem było przygotowane.
Ze śmiercią Kazimierza Wielkiego poczyna się to wewnętrzne układanie się pierwiastków, wytwarzanie nowych zarysów i wzajemnych do siebie stosunków.
Za ostatniego z Piastów, panowie i szlachta nie mają żadnego w rządach udziału prawnego, ani się o to upominają. Piast jest jeszcze panem dziedzicznym, rozporządza krajem i jego mieszkańcami z łaski Bożej. Nikt go nie powołuje do rachunku z czynności; malkontenci po cichu tylko mianują go „królem chłopów.“ Prawodawca wiślicki gromadzi około siebie duchownych i ziemian z dobrej woli, aby im myśl swą i postanowienia ogłosić.
Całkiem już inny jest stosunek kraju do Ludwika węgierskiego, który, choć na pół pod przymusem i naciskiem, okupuje następstwo córek po sobie przywilejem nadającym szlachcie swobody. Zrzeka się części praw swoich, ogranicza swą wolę, zawiera pakt z poddanymi.
Wypadek ten, jakkolwiek wielkiego znaczenia, nie byłby może za sobą tak wielkich następstw pociągnął, gdyby samo panowanie in absentia nie zmuszało króla, przy oddaleniu od kraju i nieznajomości obyczaju, opierać się na znaczniejszych, na możnych, na ludziach, którzy przez to osobiście i rodom swym uzyskali władzę. Ani matka, ani Władysław opolski nie mogą ich zastąpić. Panowie krakowscy obejmują rządy, sprawują je sami. W ciągu panowania Ludwika umacnia się, nabiera siły, kształtuje się obyczaj — tworzy się tradycya.
Po Ludwiku wstępuje na tron Jagiełło, którego pochodzenie, charakter, usposobienie, w ciągu długich rządów, dozwalają możnym i ziemianom zdobyć faktyczny w sterownictwie udział, od którego się już odsadzić nie dadzą. Lat kilkadziesiąt trwa to przeobrażenie, dość długo, aby się stało niewzruszonem. Gdy Jagiełło żąda zapewnienia następstwa po sobie dla syna Władysława, a prawa szlachty potwierdzić się ociąga, rąbią mu w oczach na sztuki akt podpisany i burzą się. Król przystać musi.
Panowanie Warneńczyka jest dalszym ciągiem panowania Zbigniewa Oleśnickiego nad krajem, przewagi jego obozu, panoszenia się możnych, krwią połączonych z kardynałem. Władza duchowna, przywileje szlachty ograniczają coraz bardziej moc króla. To, co było jeszcze obyczajem, wkrótce się ma stać prawem niewzruszonem. Bez powołania możnych i szlachty, bez ich zgody, nic stanowczego już się dokonać nie może. Bez rady przybocznej król nie rozporządza niczem.
Wszystko to przychodzi w dobie historycznej, w której jeszcze forma monarchiczna i wola panującego nieograniczona, są wszędzie potrzebą czasu, niezatartym przekazem przeszłości.
Przewidywać łatwo, że pierwszy z silniejszym charakterem panujący, mając się na kim oprzeć, pocznie oddziaływać przeciwko temu, co go pęta i ogranicza; pocznie pracować, aby odzyskać postradaną siłę. Z panowaniem Kazimierza Jagiellończyka poczyna się walka władzy królewskiej ze szlachtą i możnymi, którzy chcą ją obezwładnić i uczynić zależną od siebie. Walka ta z małemi przestankami i zmianami, jakie charaktery panujących i okoliczności uboczne spowodowują — przeciąga się, powiedzieć można, aż do ostatnich czasów Rzeczypospolitej.
Kazimierz Jagiellończyk znajduje Polskę przez długie panowanie ojca rozrosłą, wzbogaconą, w niektórych jej częściach pod względem cywilizacyi dość rozwiniętą, — ale zarazem uwikłaną jeszcze w spór z zakonem, a co gorsza, wewnątrz nieurządzoną, z Litwą zjednoczoną i spojoną politycznie, w rzeczy zaś niezgodną z nią o posiadanie ziem, do których obie połowy państwa równe sobie stawiają roszczenia.
Kazimierz, trzynastoletniem chłopięciem odprawiony na Litwę, gdzie w początku na życie jego knowano spiski, — w ciągu kilku lat pobytu rozbraja nieprzyjaciół szczodrobliwością i pewnego rodzaju dobrodusznością postępowania.
Długosz opowiada charakterystyczną powiastkę o kosztownem futerku, którego na polowaniu miał zażądać jeden ze spiskowych, Szukszta, spodziewając się, że Kazimierz mu go odmówi, że ztąd spór powstanie, i zręczność porwania się na królewicza i zabicia go nastręczy. Tymczasem książe najobojętniej futerko Szukszcie oddał, i tem go rozbroił.
Przez cztery lata Litwini z młodym panem a on z nimi tak się dobrze zżyli, iż, gdy wieść nadeszła o zgonie Warneńczyka, Kazimierz do Polski jechać i korony przyjmować nie chciał. Pragnął pozostać na Litwie.
Tłómaczy się to nie samem tylko przywiązaniem do niej, ale nierównie większą władzą, jaką tam mieli książęta... Kazimierz, mimo młodego wieku, rozumiał to dobrze, iż przyjmując koronę polską, pójdzie pod opiekę niewygodną Zbigniewa Oleśnickiego i panów krakowskich, pod kontrolę możnych i szlachty. Ztąd zapewne długi ów opór i niechęć przyjęcia korony. Na Litwie był panem samowładnym, dziedzicem jej z łaski Bożej, i takim Litwa mieć go chciała. Widzimy go w istocie w późniejszych latach nieznoszącego tej opieki, wyłamującego się z niej gwałtownie. Przy charakterze twardym młodego pana, może te pierwsze cztery lata pobytu w Wilnie i rządu „witoldowskim obyczajem“ popchnęły go na tę drogę i uczyniły samoistniejszym.
Pod pozorem, iż przysięga wiązała go z Litwą, Kazimierz długo się wahał z przyjęciem korony polskiej, która go zmuszała do upominania się o ziemie sporne (Wołyń, Podole), gdy on się zobowiązał zachować je Litwie.
Trwał ten opór tak długo, że się w końcu Polacy zwrócili do Piasta, grożąc wyborem Bolesława księcia mazowieckiego. Wpływ matki i jej prośby skłoniły wreszcie Kazimierza do przyjęcia korony w r. 1447; ale z przysięgą tyczącą się posiadłości spornych ociągał się jeszcze. Rzeczy pozostały w zawieszeniu.
Wprzód jeszcze, nim Kazimierza ukoronowano, Zbigniew Oleśnicki zapobiegał na zjeździe w Warcie, aby stosunki duchowieństwa i związek jego z możnymi i szlachtą nie mogły być nadwerężone przez króla. Zgodził się nawet Oleśnicki na ustępstwo dla pozyskania szlachty, iżby duchowieństwo wyjątkowo, w razie niebezpieczeństwa kraju, do przyczyniania się ku obronie jego było obowiązane. Układ ten był obmyślany, zawarty, spisany bez przyczynienia się Kazimierza. Można go uważać za rodzaj sprzysiężenia przeciwko władzy królewskiej, chociaż w dwudziestoletnim panu, Oleśnicki zaledwie się mógł domyślać energicznego monarchy, jakim się później Kazimierz okazał. Zbigniew Oleśnicki popierał już wprzódy wybór Piasta, a z władzy swej i dawnego znaczenia nic uronić nie chciał.
Spór między Litwą a Polską o posiadanie Wołynia rozjątrzył się, i panów krakowskich przeciw Kazimierzowi podburzył. Oleśnicki, wystąpiwszy gwałtownie przeciwko królowi w Sandomierzu, w końcu z nim zerwał otwarcie. Sprawa ta o Podole i Wołyń, w której królowa matka stała po stronie Polski, a Litwa upornie przy ojcu się trzymała, — była w istocie może sprawą przewagi Oleśnickiego, usiłującego odzyskać dawną potęgę, a władzę królewską ograniczyć. Na tej szachownicy rozegrywały się losy.
W Piotrkowie, 1453 r., po raz pierwszy postawiono daleko sięgające żądania, aby król bez rady senatorów nic nie poczynał; określono prawa senatu i szlachty, mających się łączyć z sobą w razie potrzeby dla obrony własnych przywilejów przeciwko władzy królewskiej. Była to zapowiedź i groźba wojny. Kazimierz zgodzić się na to musiał, ale wpływ biskupa i w ogóle księży na tę uchwałę wskazał mu dalszą drogę, potrzebę ukrócenia przewagi duchowieństwa, które władzę monarchy paraliżowało.
Tak od przejść burzliwych i niebezpiecznych poczęło się to panowanie. Niewczesny, gwałtowny upór i zuchwalstwo Oleśnickiego, który tak z synem chciał postępować, jak nawykł był z ojcem, wpłynęły pewnie na postanowienie reformy stosunków kościoła z Rzymem. Kardynałowi nie powiodło się i wpływ jego ustać musiał.
W następnym roku, w skutek układów, zaślubił Kazimierz siostrę rodzoną Władysława Pogrobowca, Elżbietę, z wielką uroczystością i przepychem sprawiając wesele w Krakowie. W pierwszej chwili, niezbyt powabnej powierzchowności młoda pani taką pono wzbudziła w nim odrazę, iż zobaczywszy ją, chciał napowrót odesłać. Zgodził się jednak później z przeznaczeniem — i nad wszelkie spodziewanie, małżeństwo to było szczęśliwe, pobłogosławione trzynaściorgiem potomstwa.
Królowa też Elżbieta, lubo nie odznaczająca się pięknością, przechodziła wiele niewiast współczesnych starannem wychowaniem i umysłem wykształconym. Potomstwo, które wychowała, świadczy, jaką była matką. Z jej natchnienia później, gdy już syn Elżbiety a król czeski żenił się i spodziewał potomka, jeden ze współczesnych humanistów, uczeń znakomitego Kallimacha, napisał dziełko o wychowaniu dzieci królewskich, o którem niżej powiemy.
Trudności, jakich doznał Kazimierz na samym wstępie, przy objęciu rządów, miały mu się wynagrodzić niespodzianemi skutkami rozkładu i strupieszenia zakonu krzyżackiego w Prussiech. Zakon dogorywał i gnił za życia, ze zniknięciem pogaństwa utraciwszy prawa bytu. Członkowie jego, którzy nigdy zakonnikami tu nie byli, a rycerzami być przestali — wyrobili się na jakieś stowarzyszenie nieokreślone, znienawidzone przez kraje, któremi władali, z powodu srogiego a bezmyślnego ucisku. Właśni ich poddani związali się przeciw nim, usiłując połączyć się z Polską.
„Związek jaszczurczy“ wzywał Polskę po zagarnięcia ziem od niej odpadłych. Uroczyste poselstwo przybyło z tem się oświadczyć. Zbigniew Oleśnicki, zazdroszczący królowi jego potęgi, przeciwny był zagarnięciu Pruss. Stawał po stronie Krzyżaków, bo Rzym ich bronił. Nie utrzymał się jednak przy swojem kardynał, i hołd przyjęto.
Potrzeba było rozpocząć wojnę z niedobitkami zakonu. Wojna różnem potem szła szczęściem, ale wprzód jeszcze Wielkopolanie usiłowali zmusić króla do nowych ustępstw na rzecz szlachty.
Jakoż Kazimierz zezwolił na to wymuszone na nim w Cerekwicy zapewnienie, które potem unieważniono. Akt ten, jakkolwiek uznany za nieobowiązujący, ma wielkie znaczenie; okazuje, czego już śmiano po królu się domagać, jak coraz władzę jego ścieśniać i uszczuplać chciano. Pomijając ograniczenie władzy starostów, którym tylko moc sądowniczą przyznawano, pomijając rozdawnictwo urzędów w Wielkiejpolsce tylko Wielkopolanom, — żądano, aby król na prywatnych radach z senatorami nic nie mógł stanowić, i żeby żadna wyprawa wojenna inaczej niż na walnych zjazdach uchwalaną nie była. Wszystko to później się spełniło.
W r. 1455 zmarł Zbigniew Oleśnicki, jedna z najwznioślejszych postaci wieku, z małego pisarza Zbyszka na polu bitwy pod Grunwaldem wyrastająca za Jagiełły na władcę, rządzącego losami kraju, kierująca całą jego polityką. Niemal przez pół wieku w silnych dłoniach trzymał wodze rządu, sam i przez swoich stanowił o losach państwa. Niezaprzeczone są jego przymioty i zasługi, ale zarazem równie widoczna ambicya, chęć panowania niezmierna, i częstokroć poświęcanie interesów kraju interesom kościoła i duchowieństwa, które chciał mieć niezależnem od władzy świeckiej.
Duchowieństwo według myśli Oleśnickiego stanowić miało status in stutu, ciało niezawisłe, zostające w nieustannej walce z panującym, na straży swej niezależności. Kardynał miał tylko na oku związek nierozerwany z kościołem rzymskim, z potęgą mającą hamować nadużycia władzy świeckiej; lecz posuwał się za daleko. Nadewszystko zgubnem było, że pod pozorem obrony praw kościoła zaszczepił i rozwielmożył ducha przekory, pierwszy się pokusił o uszczuplenie władzy monarchicznej i tak już osłabionej, a prąd ten przekazał wiekom następnym. Posługiwał się szlachtą; ona zaś, na kieł wziąwszy, opór na własną korzyść wyzyskiwała.
Wojna pruska, której przebiegu opisywać tu nie możemy, ciągnęła się długo, przerywana niespokojnemi szlachty zjazdami, zwoływanemi przez króla, aby mógł dalej prowadzić walkę. Skończyło się na pokoju toruńskim w r. 1466, zapewniającym Polsce zwrot części Pruss, oraz hołdownictwo ziem pozostałych pod mistrzem krzyżackim. Zdobycz to była wielka, tak wielka, że już sama jedna mogła Kazimierzowi zjednać wdzięczność i imię w dziejach wiekopomne.
Ze śmiercią Oleśnickiego jawniej i stanowczo objawiła się niezłomna wola króla, ukrócenia zbytniej duchowieństwa przewagi.
Wybór biskupów przez kapituły, mianowanie ich przez Rzym, nie dawały dostatecznej rękojmi posłuszeństwa i uległości świeckiej władzy krajowej. Biskup, którego nasyłano z Rzymu, który od niego tylko był zależny, stawał przeciw królowi, a wszelki opór się nim posługiwał. Kazimierz zażądał mianowania biskupów z własnej ręki. Po osieroceniu stolicy krakowskiej i śmierci biskupa Tomasza Strzempińskicgo, kapituła, przewidująca walkę, wybrała archidyakona gnieźnieńskiego Leszka z Brześcia, o którym wiedziała, że ma u króla zachowanie. Nie pomógł zręczny ten wybieg, szło o zasadę: król od siebie mianował Gruszczyńskiego, biskupa kujawskiego. Do dwóch tych nominatów przybył trzeci, bo papież naznaczył od siebie posłującego właśnie do niego Sienieńskiego. Troiste to naznaczenie mogło być dla króla albo porażką niepowetowaną, albo stanowczem zwycięztwem. Rzym groził, legat jego upierał się, — Kazimierz pozostał niewzruszony, obstając przy prawie swojem.
W końcu energiczne wystąpienie zakończyło się tryumfem króla. Nominat papiezki usunąć się musiał, Lutek z Brześcia poszedł na miejsce Gruszczyńskiego, a ten ostatni otrzymał biskupstwo krakowskie. Zdobył w ten sposób Kazimierz prawo mianowania biskupów, zapewniając sobie uległość duchowieństwa. Program Zbigniewa Oleśnickiego z nim razem poszedł do grobu.
Nie należy obwiniać Kazimierza Jagiellończyka o obojętność religijną, boć z lędźwi jego wyszedł Kazimierz święty i pod jego bokiem się wychował. Król i królowa byli pobożni — ale władza królewska tak już była ograniczoną, że musiała resztki sił swoich bronić przed wszystkimi; a co do władzy papieża, jeszcze wówczas nie były przebrzmiały spory o jej granice, w których akademia krakowska utrzymywała, że sobór stoi wyżej nad papieża, a ojciec święty tylko razem z soborem może stanowić prawa, nigdy zaś przeciwko niemu.
W Krakowie i Polsce z przekonaniem tem wielu się jeszcze zgadzało. Czczono i przyjmowano z największą uroczystością świątobliwego Jana Kapistrana w Krakowie, zachowywano ściśle wszystkie przepisy kościoła, pobożność była powszechną, nigdy może tylu świątobliwych mężów niż pod te czasy nie liczył Kraków, — ale to nie przeszkadzało królowi stawać w obronie swojej niezależności, swojej władzy i odrębności zarządu kościoła polskiego. Uległ Rzym w końcu, a król zwyciężył.
Tu może miejsce wspomnieć, że na pobożnym dworze Kazimierza Jagiellończyka, obok świątobliwych kapłanów, ludzie swobodniejszego poglądu, humaniści zwiastujący nowe nauk odrodzenie na podstawie tego, co starożytność zostawiła po sobie, mieli wpływ i znaczenie wielkie. Zjawia się tu Filipp Kallimach Buonacorsi, najwybitniejszy tego nowego prądu przedstawiciel; nie bez wpływu jest Grzegorz z Sanoka; a tacy nawet ludzie, jak Zbigniew Oleśnicki, całkowicie się temu duchowi czasu oprzeć nie mogą. Duch odrodzenia wiał z Zachodu, od Włoch, i miał urok tak wielki, że go ludzie pragnący światła odpychać żadną miarą nie mogli.
Jaki był wpływ tego ruchu na nauki, a przez nie na pojęcia i obyczaje, nie miejsce się tutaj rozwodzić. Ci sami, którzy pod wpływem humanizmu działali, zupełnej doniosłości swych postulatów i ostatecznej ich granicy nie widzieli. Mądrość średniowieczna, sucha i martwa, ustępowała przed światłem czerpanem z pisarzów starożytnych, których usiłowano pojednać z pojęciami chrześciańskiemi. Niewątpliwą jest rzeczą, że były to pierwsze reformy nasiona, ale nikt się nie domyślał ich kiełkujących rozmiarów i wzrostu.
Wpływowi Kallimacha i innych ludzi pokrewnych mu przekonań przypisują idee wzmocnienia władzy monarchicznej w Polsce, które Kazimierzowi i synom jego doradzano. Wszystko to działo się razem, współcześnie, gdy św. Kazimierz dorastał, gdy Jan Kanty, Szymon z Lipnicy i cały zastęp błogosławionych aureolą świątobliwości jaśniał nad Krakowem.
Ledwo zawarto pokój w Toruniu, sprawy Czech, do których długo Kazimierz wtrącać się nie chciał, zmusiły go w końcu przyjąć tron ofiarowany synowi Władysławowi. Wmieszanie się to w zajścia, które wymagały wystąpienia orężnego, było dla Polski koniecznością. Uzyskanie korony czeskiej dowodziło znaczenia, jakie państwo i dynastya zdobyły. Polityce Kazimierza otwierało się szerokie pole działania: pozyskanie dwóch koron, rodzaj federacyi państw słowiańskich, połączonych węzłami dynastycznemi.
Władysław, syn Kazimierza, wybrany na króla Czech, koronowany został 1471 r., ale Polska zadarła przez to z Węgrami, i z królem ich Matyaszem na długą zaniosło się walkę. Drugi syn króla, Kazimierz, ten sam, który później wysoce świątobliwym żywotem się odznaczył, wezwany został na tron węgierski i ruszył do Węgier z małemi siłami, wkrótce potem zmuszonemi cofać się do kraju. Matyasz nietylko węgierskiej bronił korony, ale i praw do czeskiej się upominał. Energiczny, przebiegły, żelaznej woli, był nieprzyjacielem groźnym, z którym się rachować należało.
Pokój zawarty w Ołomuńcu r. 1479, długą tę walkę naostatek zakończył. Władysław przy Czechach się utrzymał.
W Polsce najazdy Tatarów nie dawały pokoju; Litwie wpływ jej i związek z Nowogrodem Wielkim wydarła Moskwa.
Nie miał więc król chwili wypoczynku w rozległem swojem państwie, wewnątrz i zewnątrz zagrażanem, zmuszony oprócz tego przyjąć Wołochów w opiekę po złożonym przez nich hołdzie. Wojska musiały ciągnąć przeciwko Tatarom. W walkach z nimi odznaczył się po raz pierwszy syn królewski Jan Olbracht.
W r. 1490 zmarł dumny, śmiały, zacięty wróg Polski, Matyasz Korwin, zostawując tron węgierski bez następcy.
Król, niepomny na to, że syn jego Władysław miał prawa do tronu tego i stronnictwo, które go powoływało, zalecał Jana Olbrachta. Lecz przeciwko niemu, oprócz rodzonego Władysława, wystąpili Maksymilian austryacki i Korwin, poboczny syn Matyasza.
Po pokonaniu ostatniego przyszło do wojny między braćmi, w której Olbracht był zwyciężony pod Koszycami. Zawarto pokój; Olbracht otrzymawszy udział na Szlązku, zrzekł się praw do korony węgierskiej.
Treściwie wskazaliśmy główne wypadki tego panowania, gdyż rzucają one światło na charakter Kazimierza Jagiellończyka, na jego śmiałą, częstokroć nawet zuchwałą politykę, więcej może pragnącą i zamierzającą, niż utrzymać i dokonać zdołała.
Okoliczności też tak się składały, że odtrącić tego, co się samo cisnęło, było niepodobieństwem. Przytem owe ustawiczne wojny, owe zachcianki podbojów, trzymając szlachtę w ruchu rycerskim, na polu walk, mogły ją, według rad Kallimacha, odciągać od wichrzyciela i w pewnej utrzymywać karności. Wojny zapobiegały swawoli wewnętrznej i rozbujaniu.
Miał też Kazimierz szczególnem szczęściem otwierające mu się widoki rozległe, które ogarniały Węgry, Czechy, Wołoszę i sięgały może aspiracyami aż ku Moskwie.
Powiodło się wcielenie Pruss; król związał się z Czechami przez syna; część Szlązka dawniej odpadłego powróciła do Korony. Uczynił więc bardzo wiele, i panowanie jego niespokojne, pracowite, burzliwe, liczyć się musi do najświetniejszych w dziejach Polski. Potomność nie dosyć uznała wielkie tego monarchy zasługi.
Król, który tego wszystkiego w pocie czoła dokonał, choć Długosz go zbywa kilku rysami ogólnemi, nalegając z przekąsem na to, iż w wielu rzeczach ojca Jagiełłę przypominał — nieskończenie wyżej stoi nad rodzica swego. Mąż to był powagi wielkiej, umysłu niepospolitego, surowego obyczaju, a niekiedy i siły woli nieprzepartej. Dał jej dowód w walce z Rzymem o biskupstwo krakowskie, zapowiadając, że raczej koronę stracić gotów, niż uledz i dozwolić, aby mu w domu obcy gospodarowali.
W życiu rodzinnem z równie niepospolitych cnot i przymiotów niewiastą, był ojcem troskliwym i niepobłażającym. On to królowej, skarżącej się, że synów jej nauczyciel karci zbyt surowo, miał odpowiedzieć: że nie ma dla niego milszej muzyki nad płacz dzieci, gdy je chłoszcze rozumny przewodnik.
We wspomnianej wyżej książeczce o wychowaniu, napisanej z natchnienia królowej Elżbiety, nakreślone są niektóre wybitniejsze rysy charakteru Kazimierza. Pobożnością miał przechodzić innych współczesnych monarchów; łaskawością, uprzejmością dla ludzi, szczodrobliwością odznaczał się nadzwyczajną. Najczęściej kosztowne suknie, zaledwie raz jeden wdziawszy, między dworzan rozdawał. Dla uczonych szczodry, sowicie wynagrodził Kallimacha, który wychowaniem królewiczów się zajmował. Spokój ducha w złej i dobrej doli umiał zachować niewzruszony: wielką powagą budził dokoła poszanowanie. Mawiał żartobliwie: „Szczęście jest próbierzem cnoty.“
Zbytnią ambicyę uważał za szkodliwą i życie zatruwającą. Skromny w życiu powszedniem, jadł trzy, najwięcej cztery razy na dzień, a wina po włosku z wodą tylko używał.
Naukę wysoko ceniąc, dbał też o to, aby synowie jak najstaranniej byli wychowani. Królowa łagodniej pojmowała prowadzenie dzieci, ale niemniej była wymagającą. Wybór nauczycieli: Kallimacha i Długosza, wskazuje dwa niby przeciwne prądy, które się około dworu ścierały z sobą, nie przychodząc do walki. Kazimierz święty więcej był wychowańcem Długosza, Jan Olbracht Kallimacha. Królowa zapewne sprzyjała raczej Kallimachowi; król, choć w sprawie biskupa krakowskiego Długosza musiał ucisnąć, cenić go umiał.
Pokrzyżowały plany starego Kazimierza układy Olbrachta z bratem Władysławem, bo widoków na Węgry wyrzec się musiał. Zgryziony tem, zachorowawszy w podroży do Wilna, zapadł w Grodnie na biegunkę. Tam go Bernardyn jakiś cale po bernardyńsku leczył na nią chlebem razowym i pieczonemi gruszkami, to jest pokarmami odymającemi i niestrawnemi, które chorobę wzmogły. Dostał król puchliny, i nie było już ratunku.
Jakób z Zalesza, doktor nadworny, spytany przy królu: czy żyć może? — nie taił przed nim smutnej prawdy.
— „A więc umrzeć!“ — odparł spokojnie. Rozdzielił swój skarb, najmniej z niego dając stratnemu Olbrachtowi, do którego miał żal niemały, — i zmarł z powagą i spokojem, jakie przez całe życie zachowywać umiał.
Wzrostu był — jak piszą o nim — wysokiego, twarzy suchej i pociągłej. Łysy, szeplenił nieco. Myśliwstwo tak jak ojciec lubił bardzo, była to jego najmilsza rozrywka, a puszcze litewskie, które Jagiełłę tak ku sobie wabiły, on także nad inne przekładał.
Tak samo jak ojciec, znosił bez uprzykrzenia upały, zimno i niewczasy. Dumnym nie był, ale szanować się kazał. Gdy mu Stefan wojewoda wołoski hołd składał pod namiotem, opadły opłotki, aby ludzie widzieli klęczącego.
Przepych i okazałość Kazimierz dosyć lubił. Zapisano to w księgach, że wyjeżdżając na przyjęcie przybywającej żony, siedział na koniu, którego rząd i ubranie na czterdzieści tysięcy ówczesnych złotych ceniono. Umierając, w prywatnym skarbcu zostawił sto tysięcy czerwonych złotych dla dzieci.
Tak samo jak ojciec, nie lubił Kazimierz ani miodu, ani wina, i zapachów też silnych nie znosił. Zabawy rycerskie, turnieje, igrzyska, gonitwy często się na dworze odbywały. Obchodzono niemi chrzty i wesela dzieci.
Zarzucają Kazimierzowi, że tak jak ojciec, dla myśliwstwa zaniedbywał spraw krajowych, ale w tem więcej jest niechęci niż prawdy. Szczodry był i chętny w rozdawaniu, jak cały ród jego, ale miał w tem miarę. Że często pieniędzy brakło w skarbie na nieustanne wyprawy wojenne, temu nie rozrzutność winną była, ale nad siły wielkie rozmiary polityki, niedającej spoczynku, wymagającej ciągłych wydatków dla opłaty zaciągów, które rycerstwo sobie dobrze wynagradzać kazało.
Piszą, że dotknięty tem, iż sam łacińskiego języka nie umiejąc, często tłómaczów używać musiał, polecił naukę języków dla dzieci swoich i młodzieży. W pisemku też królowej Elżbiety, o którem mówić będziemy, za niezbędne dla dzieci uznano, oprócz języka polskiego, węgierskiego, francuzkiego i łaciny, jeszcze języki włoski i niemiecki.
Panowanie Kazimierza, jako doba żywego zajęcia oświatą pod kierunkiem akademii krakowskiej, jest nadzwyczaj ważne dla przyszłości. Imiona Długosza, Grzegorza z Sanoka, Wojciecha z Brudzewa, nie licząc teologów i duchownych uczonych, same przez się mówią, czem był ten wiek młodzieńczy, wiek pełny siły almae matris krakowskiej. Nigdy ona wyżej i świetniej nie stała, nie miała większej powagi i znaczenia.
Pobyt poufały Kallimacha na dworze, obcowanie jego z wychowańcami, znaczenie, jakie miał u króla, stanowisko, jakie zajmował, niechęć, jaką jego rządy wywoływały — należą do okresu czasu. Przypisywano Włochowi rady i podszepty dążące do ukrócenia samowoli szlachty, a było w tem coś prawdy. Kazimierz jednak na taki zamach stanu się nie ważył.
Rodzina królewska była liczna. Królowa Elżbieta przeżyła małżonka. Z synów najstarszy Władysław, król czeski i węgierski, zmarł w r. 1516, niewiele się odznaczywszy. Słynął z wielkiej dobroci i łagodności charakteru.
Jan Olbracht, drugi po nim, panował po ojcu. Aleksandra wyniesiono na Wielkie Księztwo Litewskie, a później na tron królewski. Zygmunt szedł po nim. Kazimierz święty zmarł w Wilnie w r. 1483. Za żywota już swego był ubłogosławiony pobożnością nadzwyczajną. Szósty Fryderyk obrał też sobie stan duchowny, albo go do tego przeznaczono. Wziął biskupstwo krakowskie, kapelusz kardynalski, później arcybiskupstwo gnieźnieńskie. Z siedmiu córek, pięć było zamężnych: jedna za księciem bawarskim, druga za Brandeburczykiem, trzecia za ks. słupskim, dwie za książęty saskim i lignickim.
Matyasz węgierski starał się o jedną z nich, ale dumna królowa, jako o chłopie i ladajakiego pochodzenia człowieku, słuchać o nim nie chciała.
Pismo o wychowaniu dzieci królewskich, w imieniu królowej matki Elżbiety, Władysławowi, synowi jej starszemu poświęcone, w chwili gdy się narodzenia potomka spodziewał, — dość długo zapomniane było i mało komu znane. Wspomniał jednakże o niem już Janocki, potem Ciampi, nie licząc Jochera. Napotkawszy wskazówki, ś. p. Al. Przezdziecki odszukał w Wiedniu rękopism, z którego kopie przeszły potem do bibliotek naszych, a nareszcie wydrukował je w całości Zeissberg.

(Kleinere Geschichtsquellen Polens im Mittelalter. Wien 1877. 8. p. 94.)

Humanistą ze szkoły Kallimacha, nawet jego przyjacielem, bo często o nim ze czcią wielką wspomina, był autor rękopismu, który sam zapewne, imieniem matki, musiał ofiarować królowi Władysławowi, rachując na wspaniałe wynagrodzenie, o które się bardzo zręcznie przymawia. Jakkolwiek nie ulega wątpliwości, iż stara królowa autorką tej rozprawy być nie mogła, ale też równie jest pewnem, że obcą jej ta praca nie była, a myśli zawarte w piśmie są niezawodnie zgodnemi z jej przekonaniami, zaczerpniętemi z doświadczenia przy wychowaniu trzynaściorga dzieci, z których królewiczów było sześciu. Rady stosują się głównie do wykształcenia prawdopodobnego następcy tronu, potomka płci męzkiej.
Łacina naszego humanisty, jakkolwiek płynna i poprawna, nie zdaje się nam ani swobodną, ani życiem i smakiem dorównywającą stylowi Kallimacha; ma jednak właściwą wiekowi cechę, która pisma wszystkich ówczesnych humanistów piętnuje.
Pismo obfituje w przykłady czerpane z pisarzów starożytnych, zresztą dosyć pospolite; ale prócz tego, ciekawe jest tem, że wiele rysów charakteru Kazimierza Jagiellończyka i synów jego przywodzi.
Po wstępie, w którym królowa przytacza wiersz napisany na jej pochwałę, a w którym mówi tylko o dwunaściorgu potomstwa, i o przyszłem urodzeniu syna Władysławowi, który dopiero w lat parę potem miał przyjść na świat — następują rady tyczące się pierwszych starań około nowonarodzonego.
Na czele stoi życzenie, aby matka sama mogła być karmicielką dziecięcia; życzenie to poparte nietylko przykładami, ale rozumowaniem z historyi przyrody w ogóle czerpanem. Gdyby jednak karmienie okazało się niemożliwem, zaleca przynajmniej wybór mamki godnej królewskiego dziecięcia, zdrowiem, charakterem, pochodzeniem.
Od pieluch radzi nazwyczajać dzieci do pobożności i modlitwy, do rozpoczynania wszystkiego od Boga. Przykłady religijności Kazimierza, ojca i syna, nie są zapomniane.
Idzie następnie kształcenie charakteru i nadawanie mu mocy, stałości (fortitudo), z której rodzą się inne cnoty: umiarkowanie, wstrzemięźliwość, prostota życia, zahartowanie od zniewieściałości.
Od dzieciństwa życzy wprawiać wychowańców we władanie językiem i wyrażanie się staranne, poprawne, nawet wytworne, aby uniknąć rubasznej i pospolitej mowy.
W wyborze nauczycieli radzi jak największą oględność i staranie o najznakomitszych, którzyby nietylko nauką, ale zarówno cnotą i obyczajami się odznaczali. Umiejętność iść powinna w parze z zacnością i prawością. Tu należną oddaje pochwałę Kazimierzowi, który dał synom Kallimacha za nauczyciela łaciny.
Idzie z kolei nawet rozkład godzin nauki. Dzieci, wstawszy rano, przed świtem, powinny się zaraz brać do pracy, przed jedzeniem (wiadomo zaś, iż naówczas obiady były tak wczesne, jak dziś śniadania). Radzi też jedzenie powolne, przerywane rozmowami. Po obiedzie, czasu spoczynku, rozerwać można dzieci muzyką i śpiewem, — poczem powracają do grammatyki. Tej w pomoc ma przychodzić czytanie poetów, których wybierać trzeba stosownych dla wieku. Zaleca się tu Wirgiliusz, owej chwili ulubieniec.
Cały ten ustęp przypomina zdania Kallimacha w życiu Grzegorza z Sanoka. Nie zapomniano też i o kaligrafii.
Po siedzeniu dłuższem nad stołem i znużeniu umysłu, następują ćwiczenia ciała, gimnastyka, bieganie, wyścigi, próby siły, w ostatku zabawy i warcaby lub szachy (calculorum ludus). Wszystko to bardzo się słusznie zaleca. O grammatyce i poezyi wyżej już była mowa; tu następuje retoryka, czytanie Cycerona, studyowanie „Cyropedyi“ Ksenofonta, którą Kallimach wysoko cenił.
Niemożna też zaniedbywać wojennych i rycerskich ćwiczeń, do których wprawą i propedeutyką w dni od zatrudnienia wolne mogą być łowy na zwierza, nie dzikiego jednak, coby niebezpieczeństwem groziło. Wymienione są jelenie, sarny, kozy i zające.
A że łowy bez towarzystwa i służby się obejść nie mogą, daje to pochop do przestrogi, jak się dzieci z prostym ludem obchodzić powinny. Za przykład dany jest król Aleksander, który od wieśniaków wdzięcznie lada kubek wody przyjmował. Zaleca się uprzejmość i dobroć dla gminu.
W jedzeniu i piciu umiarkowanie i wstrzemięźliwość powinny być jak największe. Dostateczne jest posilanie się cztery razy na dzień, i to jak najprostsze. Wino za napój jedno tylko i niemocne. Wielość i rozmaitość wyszukanych potraw pod względem hygienicznym wskazano tu jako szkodliwą. Co do win, białe, byle nie mocne, zdrowszem sądzi królowa, i czerwonego dawać dzieciom nie radzi, a mamce w ogóle wina dawać nie każe.
Wina w ogóle, królowa nie zaleca wcale, chyba z wodą, tak jak go Kazimierz Jagiellończyk używał.
Dziecko za wczasu powinno być w to wdrożone, aby postawę umiało zawsze zachować godną, wdzięczną, piękną. Włosy starannie utrzymywane być powinny, są bowiem: „królów ozdobą.“ We wszystkiem jednak miarę się zaleca.
W doborze towarzystwa największa ostrożność potrzebna, a zwłaszcza unikanie pochlebców, bo pochlebstwo jest chorobą morową.
Wracamy do nauki. Z kolei przychodzi historya, jako niezbędna panującemu. Tu wyliczeni są: Tytus Liwiusz, Kommentarze Cezara, Sallustyusz, Waleryusz Maksymus, Justyn, Kwintus Kurcyusz. Przestrzega się tylko, aby historya nie uczyła zbytniej ambicyi, którą Kazimierz nazywał klęską i plagą królestw.
Tu jeszcze ustęp o obchodzeniu się z ludźmi, uprzejmości i dobroci dla nich. Kazimierz Jagiellończyk nawet wejrzeniem lękał się kogoś zasmucić.
Lecz książę powinien być zarazem prawdomównym, i jak Kazimierz święty, po Bogu najwyżej czcić prawdę, lekkomyślnych porównywając do przetaków, w których nic się nie zatrzymuje.
O prawdzie bardzo szeroko, a później znowu o wstrzemięźliwości, o unikaniu złego towarzystwa, które do zbytków prowadzi. Więc o wyborze ludzi i obcowaniu z nimi rady zdrowe, oraz życzenia, aby miękkości, zamiłowania w pieszczotach i rozkoszowaniu się unikać. Przytoczono tu, dość niewłaściwie, przykład świeży młodego chłopaka w Krakowie, który się na pasku obwiesił w oknie naprzeciw mieszkania kochanki. A że dwory bywają rozsadnikami rozpusty, „owego miodu zatrutego“ — ztąd tem gorętsza przestroga.
Wysoko wynosi królowa stałość umysłu w złych i dobrych losach, umiarkowanie w każdej doli, ani zbytku radości, ani zwątpienia. Kazimierz Jagiellończyk, jak się rzekło, miał zwać szczęście „próbierzem cnoty.“
Zaleca się młodzieży częste przestawanie ze starszymi, przysłuchywanie się ich rozmowie, korzystanie z ich doświadczenia.
Młodzian powinien nauczycieli czcić i kochać, z ludźmi w ogóle być łagodnym, unikać obchodzenia się ostrego i szorstkiego, które zniechęca. Ze sługami szczególniej uprzejmym być należy. Takim miał słynąć Jan Olbracht, oraz pomimo swego surowego oblicza a brwi namarszczonych, Zygmunt, później nazwany Starym.
Naostatek zaleca książęciu autorka, lub raczej autor, cnotę szczodrobliwości. Chwali z niej Kazimierza Jagiellończyka, Jana Olbrachta, Aleksandra i Kazimierza świętego. Szczególniej zaś życzy sowite osypywanie laskami uczonych, oraz tych w ogóle, którzy sławę panujących głoszą światu. Święty Kazimierz, który niewiele miał do rozdawania, zastępował to niezmierną dobrocią. Tu niepostrzeżenie wymknęło się piszącemu, że ród Jagiełłów więcej dotąd się wsławił ludzkością niż wielkiemi dziełami.
Skąpstwo w panującym mocno się nagania.
Po tem wszystkiem następuje jeszcze to, co ostatni nadać ma blask dokończonemu już wychowaniu: powierzchowność poważna, majestatyczna, godna dostojności postawa. Odznaczać się nią mieli Kazimierz Jagiellończyk i Jan Olbracht, co ze znaną charakterystyką tego ostatniego niezupełnie się zgadza.
Towarzyszyć temu majestatowi pańskiemu ma mowa oględna, spokojna, bez uniesień, gniewu i namiętności. Radości zbytniej nigdy okazywać nie należy, aby o lekkomyślność nie być posądzonym. Dla wdrożenia się w obejście z ludźmi, zwłaszcza obcymi, zaleca się, aby młodzian przyjmowaniu posłów bywał przytomnym.
Z zachowywanych przemówień młodych królewiczów widzimy, że nietylko bywali przytomni, ale niekiedy witali przybywających łacińskiemi mowami.
Za nieodzownie potrzebne dla książąt królowa uważa mnogie języki. Nie licząc łacińskiego, bo ten był podstawą, na której całe wychowanie się opierało, nie mówiąc o niezbędnych polskim, francuzkim i węgierskim, zaleca jeszcze kilkakrotnie włoski i niemiecki. Wiemy, że i Kazimierz Jagiellończyk tę naukę języków młodzieży zalecał.
Na zakończenie przychodzą jeszcze przestrogi hygieniczne, unikanie zbytków w jadle i napoju, nawykanie do znoszenia gorąca, zimna, strzeżenie się leniwego rozespania i pieszczoty. Nie zapomniano nawet przestrzedz, że książę chodzić powinien ani zbyt wolno, ani nadto śpiesznie, unikać śmiechów, które głupotę zdradzają, wejrzenia też pilnować i oczu, gdyż wzrok wielkie ma znaczenie. Ciało zawsze krzepić i w sile utrzymywać nakazuje.
Taka jest treść tego ciekawego pisemka, zaczerpniętego w części z innych współczesnych piszących w tym przedmiocie. Przyznać należy, że tam, gdzie z ogólników wychodzi, dziełko daje rady trafne i zdrowe.


Najpiękniejszy wizerunek króla, o którym wyżej, znajduje się na jego pomniku, rzeźbionym przez Wita Stwosza, w kaplicy Jagiellońskiej na Wawelu.
Niewiadomego pochodzenia jest portret w „Ambraser Sammlung“ w Wiedniu. Z majestatycznej pieczęci ma drzeworyt Bielski.
Miniatura Graduału w Krakowie (N. 44 dawny, nowy 76) na karcie pierwszej wystawia króla Kazimierza siedzącego na majestacie królewskim; u podnoża tronu grono dworzan królewskich, i dygnitarzy, sami mężczyźni. Ks. Polkowski wnosi, że miniaturzysta chciał wyobrazić poselstwo uciemiężonych ziem pruskich z r. 1454. (Sobieszczański, T. I. st. 271.)
Neugebauer w książce swej: „Symbolorum heroicorum Centuria gemina“ (Francof. Luc. Jenis. 1619), podaje symbole Kazimierza Jagiellończyka. Pierwszy z nich wyobraża palmę przyciśniętą z góry półkulą, świata, na niej niewiasta naga z rozpuszczonym włosem. Napis: „Adversus pondera surgo.“ Drugi symbol wyobraża kolumnę na podstawie, nad nią słońce i napis: „Sic immortalis ero.“ (Str. 117-119.)

Barbara Jagiellonka, córka Kazimierza, żona Jerzego syna Alberta księcia saskiego margrabiego Miśnii, zwanego Brodatym (wydana za mąż ośmnastoletnią w r. 1496), ma dwa wizerunki współczesne w Meissenie. Zmarła w r. 1534. Jerzy i Barbara pochowani tam są w osobnej kaplicy. Nade drzwiami zewnątrz płaskorzeźba wyobrażająca złożenie do grobu, pod nią herb z orłem jagiellońskim. Napis: „Domine Deus nostri miserere.“ Wewnątrz w posadzce dwie tablice bronzowe z figurami naturalnej wielkości Jerzego i Barbary. Jerzy we zbroi, Barbara w szubie. Na pomniku obok tytułów i dat: „Geborene aus königlichen Stamm Polen.“ Na ścianie obraz Łukasza Cranacha, składający się ze trzech części. Na średniej zdjęcie z krzyża. — Na lewem skrzydle książę Jerzy klęczący, z łysą głową, czarnym wąsem i brodą, w ubiorze czarnym, z łańcuchem złotego Runa na piersiach. Na drugiem skrzydle Barbara, postać dosyć otyła, twarz rumiana.
separator poziomy


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.