Zemsta za zemstę/Tom trzeci/XXXIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Zemsta za zemstę |
Podtytuł | Romans współczesny |
Tom | trzeci |
Część | druga |
Rozdział | XXXIII |
Wydawca | Arnold Fenichl |
Data wyd. | 1883 |
Druk | Noskowski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | T. Marenicz |
Tytuł orygin. | La fille de Marguerite |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Zawiadowca przejrzał inne jeszcze papiery.
— Oto są numera powozów, które składały w mowie będący pociąg — rzekł po chwili. — Dwa wagony pierwszej klasy nosiły numera 955 i 1326.
— Czyby nie można ich obejrzeć — zapytał Paweł.
— I owszem, jeżeli nie-są w drodze... Dowiemy się zaraź w biurze taboru... Ale w tej chwili przychodzi mi coś na myśl...
— Nadkonduktor mówił, że owi podróżni mieli bagaż...
— Tak jest.
— Jeżeli wysiedli w Paryżu — (o czem wątpię) — to musieli zabrać swój bagaż... Jeżeli dla tej lub dla owej przyczyny opuścili pociąg na innej stacyi, to bagaż przyszedł tu i został na składzie. Może on tu jest jeszcze i dostarczy nam jakiej wskazówki...
— Masz pan słuszność. Mój pomocnik ma kontrolę wydawanych bagaży z dwudziestego czwartego... i numer pod którym waliza została zapisana w Maison-Rouge, poczem pójdziemy do składu... Proszę pana z sobą...
Paweł Lantier z przewodnikiem udał się do biura pomocnika zawiadowcy.
Ten z łatwością wynalazł numer żądanego kwitu.
W Maison-Rouge zapisano jedną tylko sztukę. — Zatem kwit miał numer pierwszy.
— Teraz — rzekł zawiadowca — chodźmy do składu...
Tam od urzędnika zażądał kwitów z dwudziestego czwartego.
Ten poszukał w szufladzie i wydobył paczkę papierków podługowatej formy.
Zawiadowca wziął je i zaczął przeglądać...
— Jeżeli kwitu nie ma tutaj... — rzekł — to znajdziemy bagaż...
— Jeżeli kwit jest — odparł Paweł — to znaczy, że po spełnieniu zbrodni upominano się o niego...
— Jest, panie! — zawołał zawiadowca, pokazując papier, — oto go pan masz...
Student chwycił się rękoma za głowę.
— Ach! — zawołał — zręczni są ci nędznicy... — Wszystko jest dobrze obmyślane!...
Widoczność zbrodni biła w oczy.
Zawiadowca wydał się zgnębionym.
— Czy pan nie pamiętasz — rzekł do urzędnika — osoby, która przychodziła po odbiór bagażu za tym kwitem?
— Tak, panie, pamiętam doskonale i mam do tego gruntowne przyczyny.
— Jakie?
— W wilię tego dnia, lub dniem wprzódy, ten sam człowiek zgłaszał się po odbiór walizy, która również z Maison-Rouge nadeszła.
— Ten sam człowiek!... — zawołał Paweł. — Ten, który wciągnął Renatę w zasadzkę!... Czy możesz mi go pan opisać?
— Nie przedstawiał on nic szczególnego.
— Miał może minę i ubiór służącego?
— Nie panie... wyglądał jak posłaniec... minę miał podstępną...
— Akcent zagraniczny?
— Nie zdaje mi się... Zresztą jak najmniej mówił.
— To nie jest opis i to nas nie doprowadzi do poznania tego człowieka... — — szepnął student z rozpaczą. — Zbrodnia została popełniona, to uderza w oczy a żadna wskazówka nie ukaże nam drogi, jaką iść potrzeba dla odkrycia zbrodniarzy!
— Kto wie? — odpowiedział zawiadowca. — Pójdź pan...
— Dokąd mnie pan chcesz prowadzić? — Do depót.
Droga nie była długą...
— Czy wagony pierwszej klasy oznaczone numerami 955 i 1326 są w drodze?... — zapytał zawiadowca naczelnika biura, który biorąc księgę w której wpisane były długie kolumny numerów porządkowych, odpowiedział:
— Zaraz pana objaśnię.
I zaczął szukać.
— Numer 1326 — rzekł po upływie jednej lub dwóch minut — znajduje się na stacyi w naprawie... Nr. 955 również jest na stacyi, lecz w pociągu nocnym idącym do Bazylei...
— Tego właśnie chciałem się dowiedzieć — rzekł zawiadowca.
Zaprowadził Pawła do pociąga i zapytał kto przy nim jest na służbie.
Obejrzeli go z najskrupulatniejszą uwagą i nie odkryli nic, coby im mogło dopomódz do przypuszczenia, że w jednym z jego przedziałów zbrodnia zestala spełnioną.
— Zaprowadź nas do powozów przeznaczonych do reperacji... — polecił zawiadowca oficyaliście, który natychmiast skierował się do miejsca, gdzie stały wagony uszkodzone, zkąd miały być zaprowadzone do warsztatów.
Gdy przyszli, dodał:
— Poszukaj wagonu pierwszej klasy numer 1326...
Usłyszawszy to zapytanie ofixyalista zbladł i zaczął drżeć.
Człowiekiem tym był belgijczyk, który znalazłszy woreczek nieszczęśliwej Urszuli Sollier uczepiony u stopnia wagonu i skradłszy zawarte w nim bilety bankowe, rzucił znaleziony przedmiot na kupę śniegi przy ulicy des Recollets.
— Czego oni szukają? — zapytał sam siebie z niepokojem. — Godferdam!... Miałżeby to być ten gap, co zgubił woreczek i czy nie zechcą upominać się u mnie o niego...
Szedł, powoli, drżąc, ze zwieszoną głową.
— Śpiesz się! — rozkazał zawiadowca. — Nie mamy czasu do stracenia.
— Oto jest numer 1326 — rzekł belgijczyk wskazując, aczkolwiek z wielką niechęcią numer wypisany na pudle.
Zawiadowca otworzył drzwiczki i przechodząc przed robotnikiem, bladym z przestrachu, wszedł de jednego przedziału.
Paweł szedł za nim.
— Trzeba szukać śladu walki... — szepnął student, — krwawa plama wieleby nas objaśniła!
I z tem staraniem jakiego przykładali do zrewidowania wagonu Nr. 955. przejrzeli każdy przedział wagonu Nr. 1326.
— Nic! — rzekł zawiadowca kończąc przegląd — żądnego śladu! Tajemnica wydaje mi się niezbadaną!
Syn Paskala wyszedł i stał na linii przy stopniu.
Zawiadowca schodząc z kolei machinalnie spuścił wzrok.
Nagle wydał głuchy okrzyk.
— Co to jest?... — rzekł.
Schyliwszy się ku stopniowi, wskazał na kawałek łańcuszka niklowanego, długi na jakie siedm centymetrów, który się znajdował wbity, wciśnięty, pomiędzy stopień i podtrzymujący go pręt żelazny.
Belgijczyk drżał całem ciałem, ale ani Paweł ani zawiadowca pochyleni nad stopniem, nie mogli spostrzedz tego wzruszenia, które możeby ich wczemś mogło objaśnić.
— Jest to łańcuszek od parasola lub woreczka ręcznego... — rzekł student przyjrzawszy się temu przedmiotowi.
— Może to będzie dowód rzeczowy... — odparł zawiadowca stacyi.
I nie bez wysiłku wydobył łańcuszek, który po skradzeniu woreczka przez belgijczyka pozostał uczepiony tak, że ten go nie spostrzegł.
— Być może, że te kilka ogniwek na pozór nic nie znaczących, doprowadzą nas do celu... — rzekł Paweł.
Zawiadowca podał mu kawałek łańcuszka, mówiąc:
— Schowaj pań to...
Młodzieniec włożył ogniwka stalowe do kieszonki od kamizelki.
Oglądano dalej stopień, ale bezużytecznie.
Nie odkryto nic więcej.
Belgijczyk myślał.
— Jakżeś dobrze zrobił chłopcze rzucając woreczek! Zobaczymy czy go kiedy znajdzie, a gdyby go przypadkiem i znalazł, to ja nie wypisałem w nim swojego nazwiska!
— To jest wszystko co możemy zrobić, nieprawda? — zapytał Paweł zawiadowcy.
— Nie... — odpowiedział ten ostatni.
— Miałżebyś pan inny jeszcze sposób dochodzenia.
— Tak mi się zdaje... Chciej się pan pofatygować ze mną do biura.
Zasiadłszy przed swoim siołem i mając Pawła obok siebie, zawiadowca mówił dalej:
— Ważną jest rzeczą dowiedzieć się, gdzie ów mężczyzna wysiadł z kobietą...
— Mów pan tylko o mężczyźnie... — odparł student.
— Dla czego?
— Bo, według mnie, kobieta żywa nie wyszła z pociągu...
— Na to nie ma wcale dowodu...
— Z kolei, pozwól mi się pan zapytać, dla czego?
— Jej trup zostałby znaleziony w wagonie...
— Czy po zamordowaniu, nie mogła być wyrzuconą na drogę?
— Śnieg pokrywający linię zostałby odgarnięty. Ślady zbrodni byłyby widoczne....
— Daj Boże abyś pan miał słuszność! Ale jakiego użyć sposobu dla dowiedzenia się, że oboje wysiedli na jednej ze stacyj pośrednich pomiędzy Maison-Rouge a Paryżem?
— Nic nie jest łatwiejszem i prostszem.
— Jakto?
— Bilety odbierane od wychodzących bywają porządkowane i na którejkolwiek bądź stacyi musiano spostrzedz, że jeden lub więcej podróżnych opu ściło pociąg przed przybyciem do miejsca przeznaczenia.
— Rozumiem! — zawołał Paweł z radością... — Bilet ma napis podwójny, stacyi, z któréj się wyjeżdża i na którą się przybywa...
— Tak jest... Potrzebuję więc tylko zatelegrafować do stacyi najbliższéj Paryża, prosząc o zakomunikowanie, w razie potrzeby, mego zapytania do ostatniéj stacyi przed Maison-Rouge... Tym sposobem dowiemy się, czy dwie osóby wysiadły i znajdziemy dowód zbrodni, jeżeli odpowiedź nie będzie brzmiała: dwa bilety.
— Prawda, panie, prawda, nie ma wątpliwości... A jak prędko będzie się można o tém dowiedziéć?...
— Za godzinę... Czy chcesz pan zaczekać?
— Z największą chęcią.
— Natychmiast wysyłam depeszę...