Zemsta za zemstę/Tom trzeci/XXXII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Zemsta za zemstę
Podtytuł Romans współczesny
Tom trzeci
Część druga
Rozdział XXXII
Wydawca Arnold Fenichl
Data wyd. 1883
Druk Noskowski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz T. Marenicz
Tytuł orygin. La fille de Marguerite
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

XXXII.

Paweł Lantier ciągnął dalej:
— Idę na stacyę, gdzie będę usiłował rozjaśnić niektóre ciemne punkta tej sprawy... Czy nie byłbyś pan łaskaw kazać mi zrobić śniadanie nim wrócę?
— I owszem, panie — odpowiedział gospodarz. — Śniadanie będzie gotowe za pół godziny i będziesz pan miał dosyć wolnego czasu przed przyjściem, pociągu.
Młodzieniec przeszedł przez plac, zapytał o zawiadowcę stacyi, został zaprowadzony do jego gąbinetu przez posługacza i rozpoczął rozmowę w te słowa:
— Przychodzę do pana z prośbą o wyświadczenie mi grzeczności i odwołanie się do swojej pamięci...
— Jedna i druga są na pańskie rozkazy.
— Czy pan sobie nie przypomina, że przed sześciu dniami pewna pani mieszkająca w Hotelu Kolejowym, której stłuczenie nogi nie pozwalało chodzić, została przyniesioną przez pewnego człowieka do wynajętego przedziału, aby pojechać z Maison-Rouge do Paryża?
— Bardzo dobrze... Ja sam wydałem bilety, wskazałem wagon i kazałem na wagonie umieścić tabliczkę z napisem, że to przedział wynajęty...
— Czy też pan nie pamięta, jak wyglądał ów człowiek, który niósł tę panią...
— Pamiętam bardzo dobrze... Ubrany był jak służący z dobrego domu... Mówił akcentem zagranicznym i towarzyszkę swoją otaczał drobiazgowemu staraniami...
— Czy mi pan możesz dać numer pociągu którym jechali?
— To bardzo łatwo... Było to w dniu dwudziesty m czwartym bieżącego miesiąca?
— Tak w istocie, to było dwudziestego czwartego.
Zawiadowca otworzył tekę i wyjął plik papierów urzędowych, które przejrzał, poczem rzekł:
— Dwudziestego czwartego o godzinie ósmej minut pięć, osoba którą się pan interesujesz i służący, wsiedli do pociągu pasażerskiego 40 — 58...
Paweł zapisał sobie w książeczce te cyfry i mówił dalej:
— Czy nie mógłbyś mi pan wskazać numeru wagonu?
— Nie panie, ale wiadomość tę możesz pan otrzymać w Paryżu...
— Tysiąc razy dziękuję...
— Czy to jest wszystko coś pan chciał wiedzieć?
— Boję się zabierać panu czasu...
— Ależ wcale nie... Pytaj pan, proszę, jeżeli to panu może być użytecznem...
— Zatem skorzystam z pańskiego pozwolenia. Czyś pan nie słyszał przypadkiem o zbrodni popełnionej na linii z Maison-Rouge do Paryża, tej samej nocy z dnia 24?
— O zbrodni? — powtórzył zawiadowca, wlepiając zdziwiony wzrok w pytającego.
— Jest to tylko przypuszczenie, proszę pana... — ciągnął Paweł.
— Nie słyszałem o niczem... zatem nic nie ma podejrzanego... — Jak tylko się trafi coś niezwykłego, cała linia bywa telegrafem zawiadomioną.
— Czyś pan już kiedy widział w Maison-Rouge służącego, któremuś pan wydawał bilety?
— Nigdy... Jestem tego pewny...
— Czy pana co nie uderzyło w tym człowieku?
— Jego cudzoziemski akcent...
— Do jakiego języka wydawał się panu ten akcent należec?
— Do jednego z języków północnych, ale nie wiem do któregoś.
Student prawa dalej nie mógł prowadzić badania.
Podziękował powtórnie; pożegnał się z zawiadowcą i powrócił do hotelu, w którym śniadanie na niego czekało.
— I cóż, panie — zapytał gospodarz — czyś się pan dowiedział o tem co chciałeś wiedzieć?...
— Nie odkryłem nic ważnego, ale z upływem czasu, przy cierpliwości, dojdę do rozwiania zagadki...
Syn Paskala Lantier znajdował cierpką przyjemność w dążeniu do swego celu.
Prawda, że poświęcenie dla Renaty było pierwszym i głównym powodem skłaniającym go do działania, lecz z poświęceniem tem łączyła się żądza poznania rzeczy nieznajomej i gorące pragnienie odkrycia samemu niezgłębionej prawie tajemnicy.
Pawłowi zdawało się, że odkrywa w sobie subtelne instynktu policyanta i chciał wstępować w ślady wzorów tego rodzaju, wynalezione przez głośnych romansopisarzów.
Krótko mówiąc: miał wiarę, a wiara daje siłę, cierpliwość i odwagę.
Po śniadaniu puścił się z powrotem na stacje.
Przyszło mu na myśl, aby zawiadomić Renatę o swoim blizkim powrocie i wysłał depeszę do Juliusza Verdier, na którego włożył obowiązek uwiadomienia dziewczęcia.
O godzinie pierwszej, minucie trzydziestej ósmej wsiadł do pociągu i cokolwiek przed czwartą ujrzał się w Paryżu, gdzie tak samo jak w Maison-Rouge zażądał rozmowy z zawiadowcą stacyi.
Ten ostatni przyjął go z nadzwyczajną grzecznością.
— Panie — rzekł Paweł — przychodzę do pana prośbą o skompletowanie wiadomości, jakie zebrałem dzisiejszego poranku u pańskiego kolegi w Maison-Rouge...
— Jeżeli to zależy odemnie, te bądź pan pewnym, że nieomieszkam...
Paweł skłonił się i mówił dalej:
— W dniu dwudziestym czwartym bieżącego mieniąca — (zatem przed sześciu dniami) — pewna pani, której stłuczenie nogi przeszkadzało najzupełniej chodzić, wsiadła w Maison-Rouge do pociągu Nr. 40 — 48... Zajęła miejsce w przedziale pierwszej klasy, wynajętym dla niej wyłącznie przez towarzysza podróży ubranego w lîberyę... Czy mnie pan możesz objaśnić, czy ta pani i jej towarzysz przyjechali do Paryża?...
— Powiadasz pan że nie mogła chodzić?...
— Tak, panie... W Maison-Rouge trzeba ją było przenieść na stacyę i z sali pasażerskiej do wynajętego przedziału... Zatem, w Paryżu musiała użyć tego samego sposobu, chcąc opuścić stacyę...
— Nie widziałem żadnej pani niesionej przez służącego; gdyż to byłoby zpewnością zwróciło moją uwagę... Ja mam zwyczaj być obecnym przy wyjściu podróżnych, ale mogłem być zajętym gdzieindziej na peronie. Czy pan chcesz, abym zapytał kontrolera, który był przy drzwiach wyjściowych?
— Będę panu za to bardzo wdzięczny...
Zawiadowca zawołał posługacza i rzekł do niego:
— Poszukaj mi odbiorcę biletów...
Po upływie pięciu minut zawołany przestępowł próg gabinetu.
— Renaud! — rzekł zawiadowca — przed sześciu dniami, dwudziestego czwartego, byłeś na służbie w czasie przyjścia pociągu o ósmej minut pięć?
— Tak jest, panie zawiadowco...
— Czy nie przypominasz sobie, aby przechodził służący, który niósł na rękach chorą, kobietę?
Oficyalista potrząsł przecząco głową...
— Nie — rzekł — nie przypominam sobie tego... i byłbym to z pewnością zobaczył, gdyż to jest rzecz, niezwykła, aby ktoś pasażera niósł tak jak pakę.
— Nie licząc — odezwał się Paweł — że ów człowiek przy wyjściu, nie mógłby w tłumie bez pewnego kłopotu, oddać panu ośmiu biletów...
— Liczba tu nie stanowiła... — rzekł zawiadowca. — Dosyć było dwóch aby przejść... Czyś ty Renaud pewny, że cię pamięć nie myli?
— Najzupełniej pewny.
— To dobrze, mój przyjacielu... możesz odejść...
Oficyalista wyszedł.
— Widocznie — rzekł naczelnik — że owe dwie osoby wyjechawszy o ósmej w Maisón-Rouge nie przyjechały do Paryża?
— Tak... — zawołał syn Paskala. — Nieszczęściem jest to aż nazbyt widocznym!...
— Co pan ztąd to wnosisz?...
— Co wnoszę? — powtórzył Paweł. — O! mój Boże, to rzecz bardzo prosta!... Kobieta owa zamordowaną została w drodze i wyrzucona z pociągu, — a potem morderca wysiadł na którejś stacyi...
Zawiadowca słuchał młodzieńca z widocznem pomięszaniem.
— Ależ panie — zapytał — czy to być może?... — czy pan w istocie przypuszczasz, że w dniu dwudziestym czwartym, w pociągu o którym mówimy, popełnioną została zbrodnia?...
— Tak przypuszczam, panie... albo raczej jestem tego pewny...
— Czy pewność ta opiera się na jakim dowodzie?
— Wynika ona z samych faktów które się przez loikę narzucają... i jeżeli pan zechcesz mi być pomocnym, to wkrótce będziemy mieli mnóstwo dowodów materyalnych...
— Obowiązkiem moim, jest dopomagać panu i nie zaniedbać nic, coby mogło doprowadzić do odkrycia, czy na linii rzeczywiście zbrodnia została popełniona... zobaczę ja raport z pociągu 40 — 58... — Znajdę w nim nazwisko nadkonduktora i jeżeli go nie ma w drodze, wybadam w obec pana... A! otóż mam czego szukałem... Nazwisko jego jest Ringard... człowiek poważny... prawie z przyszłością, w którym można mieć zupełną ufność... on jedzie pociągiem o szóstej... musiał już nawet przyjść...
Natychmiast wydał rozkaz..
Nadkonduktor nie dał na siebie czekać.
— Ringard — rzekł do niego zawiadowca — dwudziestego zabrałeś z Maison-Rouge a godzinie 8 min. 6 wieczorem chorą damę...
— W istocie... Damę tę niósł służący w kaszkiecie z galonem... Oboje usiedli do przedziału pierwszej klasy, na którym z polecenia zawiadowcy w Maison-Rouge umieściłem tabliczkę z napisem przedział wynajęty.
— Czy oni jechali do Paryża?
— Tak panie, z bagażem zapisanym do kontroli.
— Czyś się pan nie zajmował temi pasażerami w Paryżu?
— Gdym przyszedł do wagonu, aby dopomódz tej pani wysiąść, oni się pośpieszyli... nie znalazłem, nikogo...
— Może wysiedli w drodze... — zauważył naczelnik stacyi.
— O! co to, to nie! — na każdej stacyi byłem na peronie, a podróżnych było nie wielu, zauważyłby im więc służącego niosącego damę...
— Widzisz pan — zawołał Paweł — moje przypuszczenia zmieniają się w pewność!... Czy by nie można wiedzieć, w którym wagonie jechali ci podróżni... — dodał. — Może tam jaki ślad znajdziemy.
— Bardzo być może... Ringard, czy nie wiesz numeru wagonu?
— Nie panie, ale w pociągu, mieliśmy tylko dwóch podróżnych pierwszej klasy i raport wskaże panu numer.
— Prawda...
— Czy pan naczelnik już mnie więcej nie potrzebuje?
— Nie, dziękuję.
Ringard ukłonił się i wyszedł z gabinetu.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: T. Marenicz.