<<< Dane tekstu >>>
Autor Fergus Hume
Tytuł Zielona mumia
Wydawca Lwów: Księgarnia Kolejowa H. Altenberga; Nowy Jork: The Polish Book Importing Co.
Data wyd. ok. 1908
Druk Kraków: W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Lwów, Nowy Jork
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. The Green Mummy
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXV.
Wyroki Boskie.

Widząc, że biedna kobieta wydała ostatnie tchnienie, Random udał się do salonu, gdzie Hope zdążył już był pozbierać kartki wyznania pani Jascher. Na szczęście sędzia tego nie zauważył, inaczej nie byłby z pewnością pozwolił młodemu malarzowi na ukrycie tych papierów. Hope rzucił okiem na pismo. Urywało się nagle i nie było podpisane. Widocznie wejście mordercy przeszkodziło pani Jascher w zakończeniu tej pisemnej spowiedzi. Archie wsunął kartki do kieszeni i obaj z przyjacielem włożywszy płaszcze opuścili w dżdżysty i błotny ranek ten dom śmierci i zbrodni. Doktor ofiarował się sam uprzedzić o zajściu inspektora Date, Hope zaś i Random udali się do mieszkania Archibalda, gdzie mieli odczytać wspólnie wyznania zamordowanej. — Gdy zasiedli przy dobrym ogniu, Hope kazał przynieść kawy i chciał się zabrać do czytania.
— Zaczekaj — rzekł mu Random — porozmawiajmy pierwej.
— Jak chcesz — odparł Hope.
— Powiedz mi, jak ci się zdaje, czy pani Jascher była szczerą w tej swojej spowiedzi?
— Jestem o tem najmocniej przekonany, czuła przecież, że umiera, a w takich chwilach mówi się prawdę. Chciałbym tylko jedno wiedzieć, jaki udział w tem wszystkiem miał profesor?
Hope zdziwiony spojrzał na niego.
— Żadnego, myślę. — Przecież pani Jascher nie wymieniła go.
— Tak. — Ale przecież Kakatoes zależnym jest od niego wyłącznie, musiał więc zadusić Boltona na rozkaz swego pana.
— To niemożliwe — zawołał Hope. — Mojem zdaniem Bradock wychodzi z tej sprawy całkiem czysty. Zastanów się Random co powiedziałeś, byłoby to przecież straszne dla Łucyi.
— Nie widzę tego. Nie jest przecie jego córką i nie nosi jego nazwiska. Hańba profesora Bradock nie spadnie na nią, ani na ciebie.
— A ja ci mówię raz jeszcze, że jesteś w błędzie. Profesor nic nie winien, i postępował zupełnie poprawnie.
— Temu wcale nie przeczę, odegrał wybornie swoją rolę, ale mimo jego udanej rozpaczy po stracie mumii, nie zadziwiłbym się wcale, gdyby w jego ręku znalazł się drugi szmaragd. Zresztą za chwilę dowiemy się o wszystkiem.
W końcu Hope zabrał się do odczytania spowiedzi pani Jascher. Początek obejmował krótki opis pierwszych lat jej młodości, potem następowało opowiadanie wypadków, mających związek z historyą mumii.
Okazało się, że Bolton kochał się istotnie w pani Jascher, a gdy ta nie taiła przed nim zamiarów swoich względem profesora, zaklinał ją na wszystko, żeby została raczej jego żoną, obiecując, że zdobędzie znaczny majątek, który zapewni jej przyjemne życie. Następnie zwierzył się pani Jascher ze swego odkrycia co do szmaragdów. Profesor, który znał oddawna Wazę, używał go za pośrednika w kupnie mumii, i otrzymał od niego rękopism, zawierający opis pogrzebu Inki Kaksasa. Rękopism ten leżał między papierami profesora i Bolton miał sposobność odczytać go, czego się Bradock nie domyślał, wysyłając na Maltę swego sekretarza.
Przed wyjazdem Bolton uważając panią Jascher za przyszłą swą żonę, zwierzył się jej z zamiaru przywłaszczenia sobie szmaragdów, które miał nadzieję sprzedać w Paryżu. Pani Jascher miała się tam z nim zjechać, a po otrzymaniu znacznej kwoty za owe klejnoty, udać się mieli oboje do Ameryki. Bolton powiedział jeszcze pani Jascher, że o ile nie uda się mu zabrać klejnotów w drodze, wymyśli jakibądź pretekst zatrzymania się w porcie i uskuteczni kradzież. Uciekać chciał w przebraniu kobiecem, i dlatego pożyczył suknie swej matki.
Plan był zręcznie ułożony, i udałby się zapewne, gdyby nie to, że pani Jascher, która nie miała nigdy zamiaru poślubić Boltona, wyznała całą sprawę profesorowi. Miała nadzieję zaskarbić sobie w ten sposób jego względy, i doprowadzić do małżeństwa. Bradock oczywiście szalał z gniewu, a skoro otrzymał od Boltona list donoszący, że znajduje się w hotelu, postanowił za wszelką cenę przeszkodzić jego ucieczce. Posłał więc do portu Kakatoesa dla śledzenia kroków Sidneja. Ten widząc się zdradzonym, zaczął nakłaniać karła, aby się stał jego wspólnikiem.
Kakatoes przystał pozornie, aby lepiej jeszcze wtajemniczyć się w plany Boltona. Bolton był przekonany, że Kanak musi nienawidzieć swego pana za ciągłą poniewierkę i złe obchodzenie się z nim, a ofiarując mu podział w skradzionych szmaragdach liczył z całą pewnością na jego chętną pomoc. Nie rozumiał tej dzikiej i przebiegłej natury, dla której Bradock był jedynym na świecie przedmiotem przywiązania, nieledwie czci.
Pożyczył Kanakowi suknie swojej matki, aby mógł powrócić niepoznany i w czasie rozmowy wieczornej w oknie ułożyć z nim dalszy plan ucieczki. Kakatoes przyrzekł sprowadzić łódkę i miał dać umówiony znak, stukając w szybę. — Sidnej zamierzał odpłynąć wraz z karłem łódką i dostać się na okręt odpływający do Francyi. Mumia zostałaby w hotelu w zamkniętej pace i stosownie do rozporządzenia Sidneja, wyprawioną być miała nazajutrz pod adresem profesora Bradock.
Kakatoes powrócił do Piramid i zdał sprawę swemu panu z wyniku swej wycieczki, potem już obaj razem udali się do portu. Pani Jascher widziała ich, bo wsiedli w łódkę pod jej oknami.
Była już północ gdy przybyli pod hotel, a profesor przeraził się mocno, nie widząc światła w oknach Boltona. Mniemał, że ten odpłynął już ze szmaragdami.
Wysłał więc na zwiady Kakatoesa, który zastukał w szybę. Bolton otworzył mu natychmiast okno i Kanak wskoczył do pokoju. Ujrzał pakę z mumią otworzoną i opaski przecięte. Jak dziki kot skoczył na swoją ofiarę i w mgnieniu oka okręcił Boltonowi szyję sznurkiem od story. Po upływie dziesięciu minut powrócił do łódki i opowiedział wszystko profesorowi, żądając aby wszedł wraz z nim do pokoju Sidneja i pomógł mu w ukryciu trupa.
Profesor wzdragał się z początku, ale chęć posiadania szmaragdów przemogła. Powrócili obaj do pokoju Boltona, zapuścili storę, zapalili światło i zaszpuntowali bez hałasu w pace trupa zamordowanego. Potem wynieśli sarkofag z mumią i umieścili go w łódce.
Wtedy to chytry karzeł powrócił po raz trzeci na miejsce zbrodni, aby odemknąć drzwi od wewnątrz, a przytwierdziwszy szpagat do ramy okna zamknął je od zewnątrz, aby służba hotelowa mogła mniemać nazajutrz, że Bolton wyszedł spokojnie przez drzwi zostawiając w pokoju pakę.
Plan ten udał się wyśmienicie i zatarł zupełnie trop morderców. Odpłynąwszy z mumią, zakopali ją później w bliskości ustronnej przystani. Szmaragdy oczywiście zabrali z sobą.
— Ale dlaczego podrzucili następnie mumię w ogrodzie pani Jascher? — pytał Random.
Hope czytać zaczął dalej.
Bradock lękał się wciąż o swoją mumię, wykopał więc ją pewnej nocy, a Kanak zaniósł ją do ogrodu wdowy. Był to także sposób zaplątania w tę sprawę pani Jascher, która ich lada chwila mogła zdradzić. Ona sama zażądała wtedy jednego szmaragdu, który powierzono jej, aby ją zmusić do milczenia. Drugi szmaragd profesor zachował dla siebie i przedał go w czasie swojej wycieczki holenderskiemu kupcowi, który odprzedał go już do Indyi.
Tu rękopism urywał się.
— Więc to Bradock przysłał tej nocy Kakatoesa, aby odebrać drugi szmaragd? — rzekł Hope.
— Nieszczęśliwa kobieta — przypłaciła śmiercią swoją lekkomyślność. I któżby myślał, że zamorduje ją ten sam, którego żoną chciała zostać, bo karzeł działał tylko jako narzędzie swego pana.
— Co za komedyant z tego człowieka — mówił Hope, wkładając płaszcz — jak świetnie umiał udawać zupełną niewiadomość zbrodni.
— Gdzie idziesz? — pytał Random.
— Do Piramid, muszę widzieć natychmiast Łucyę i zabrać ją z tego przeklętego domu.
— Czy chcesz powiedzieć jej wszystko?
— Teraz nie, ale przygotuję ją w każdym razie.
— To i ja z tobą pójdę.
Przybywszy do Piramid młodzi ludzie zastali tam wielkie zamieszanie. Cała służba zebrała się przed domem jak gdyby nad czemś radząc.
— Co to jest? Gdzie profesor? — pytał Archie — dlaczego tu stoicie?
— Niema go, uciekł w nocy niewiadomo gdzie — wołała kucharka.
W tej chwili Łucya wybiegła na spotkanie narzeczonego.
— Archie! drogi mój, co to znaczy? Ojczym mój znikł w nocy z Kakatoesem zabrawszy z sobą zieloną mumię. Czy to prawda, że pani Jascher zamordowana?

— Cicho! droga! opowiem ci wszystko, gdy będziemy sami — rzekł Hope, ujmując ją pod ramię i prowadząc na górne piętro.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Fergus Hume i tłumacza: anonimowy.