Zielony promień (Verne, tł. Szyller)/Rozdział XXI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Juliusz Verne
Tytuł Zielony promień
Podtytuł Opis Archipelagu Hebrydzkiego
Wydawca L. Szyller i Syn
Data wyd. 1898
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Leopold Szyller
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XXI.
Zielony promień“.



W kilka minut po przeniesieniu miss Campbell do groty Clam-Shell, ona otworzyła oczy. W pierwszej chwili zdawało jej się że miała sen, w którym główną osobą był Olivier Sinclair, o niebezpieczeństwach które jej groziły zapomniała zupełnie. Lecz na widok Oliviera, odrazu przypomniała sobie wszystko. Biedaczka nie mogła jeszcze mówić i dla tego ograniczyła się na tem, że ze łzami wdzięczności, błyszczącemi w jej pięknych oczach, wyciągnęła rękę do swojego wybawcy.
Lecz trzeba było pomyśleć o odpoczynku; znużenie robiło swoje i wszyscy poszli spać. Reszta nocy przeszła spokojnie i cicho. Wrażenie dramatu który się odegrał w grocie Fingala musiało się na wieki wrazić w umysły wszystkich — tak uczestników jak i świadków.
Olivier, wbrew swojemu usposobieniu, był mocno poruszony; w towarzystwie braci Melvill czuł, się jakby onieśmielony; zdawało mu się, że swoją obecnością przypominał im swój bohaterski czyn i dla tego w przesadnem uczuciu delikatności unikał ich towarzystwa i samotnie włóczył się po wyspie. A podczas tej włóczęgi rozmyślał o przebytych wypadkach; wszystkie jego myśli koncentrowały się w miss Campbell, przypominał sobie każdy szczegół obrony przed szaloną falą, jak omdlałą niósł po oślizgłym występie. O niebezpieczeństwie na jakie sam był wystawiony zapomniał zupełnie. W jego wyobraźni pozostała tylko piękna, zmęczona twarzyczka młodej dziewczyny oświetlonej fosforycznemi blaski; dziewczyna ta dumnie i śmiało stała otoczona burzliwemi bałwanami oceanu — istna bogini burz. W jego uszach dzwięczał słaby głos. „Zkąd pan wiedziałeś?“ — słowa wypowiedziane przez nią na wiadomość iż on wie kto go uratował z wodowiru Korriwrekan. Zdawało mu się że w chwili strasznego niebezpieczeństwa stali w niszy zbliżeni do siebie — nie Olivier Sinclair i miss Campbell, lecz po prostu: Olivier i Helena — dwoje ludzi którzy w obliczu śmierci zbliżyli się do siebie, żeby razem zginąć, albo zacząć nowe życie.
Burzliwa noc przemieniła się w śliczny dzień, jak to się często zdarza po nagłej a gwałtownej burzy. Na niebie nie było ani chmurki a słońce błyszczało żywo i grzało.
Burze od południowo-zachodnich wiatrów pochodzące, w większej części przypadków, prędko przechodzą i zostawiają po sobie powietrze oczyszczone i błękit nieba przezroczysty.
Słońce kłoniło się ku zachodowi i Olivierowi przyszedł nagle na myśl „Zielony promień“ — cel dla którego przybył na wyspę Staffa.
„Zielony promień“! zawołał. Dziś zachód słońca będzie wspaniały. Nigdy jeszcze niebo nie było takie czyste i przezroczyste jak teraz. Trzeba uprzedzić miss Campbell.
I ucieszony że znalazł pretekst, Olivier prędko wszedł do groty.
— Miss Campbell — rzekł Olivier — pani się ma lepiej... siły wracają?
— Tak — odpowiedziała Helena, westchnąwszy.
— Mnie się zdaje że pani lepiej byłoby wyjść na wyspę... powietrze takie czyste po burzy. Słońce tak świeci, ogrzeje ono panią.
— Pan Sinclair ma słuszność, — mówił Seb.
— Ma zupełną racyę — potwierdził Sam.
— Za kilka godzin, jeśli się nie mylę, gorące pani życzenie będzie spełnione.
— Moje gorące życzenie? — szepnęła miss Campbell jakby odpowiadając własnym myślom.
— Tak jest, na niebie ani jednej chmurki, zachód słońca będzie pewno prześliczny i może ujrzymy dziś „Zielony promień“.
— „Zielony promień“! — powtórzyła jakby we śnie miss Campbell.
— Chodźmy, chodźmy! wołał Sam, kontent że znalazł się pozór do wyprowadzenia Heleny ze stanu apatycznego w jakim była przez cały dzień.
Wszyscy, nie wyjmując Bessy i Patrydża, wyszli z groty, i trzeba było widzieć z jakiem uniesieniem bracia Melvill, zaczęli spoglądać na bieg słońca, zwolna zataczającego się ku horyzontowi.
Zachód tego wieczoru był rzeczywiście prześliczny, tak, że najbardziej zaaferowany kupiec z City nie zostałby dla niego obojętnym.
Miss Campbell czuła, jak pod wpływem ożywczych promieni słońca, i słonych oparów z morza, siły jej powracają stopniowo. Na bladych jej policzkach pojawił się rumieniec i cała jej istota oddychała czarem. Olivier nie odwracał od niej zachwyconych oczu.
Co się tycze braci Melvill, to przyjemnie było patrzeć na nich: oni jaśnieli jak słońce, z którem wprędce zaczęli prowadzić rozmowę, przywodząc wiersze Ossyana:
„O ty, które krążysz nad nami, koliste jak puklerze ojców naszych, powiedz nam zkąd bierzesz swoje groty? O ubóstwiane słońce! zkąd pochodzi twoje światło wieczne?
„Ty stąpasz majestatycznie, świadome swojej piękności. Gwiazdy znikają na niebieskiem przestworzu i chłodny miesiąc kryje się w fale zachodu! Ty samo tylko masz wieczny ruch. O słońce!
„Kto może z tobą wspólnie biedz? Księżyc uchodzi w niebiosa. Ty jedno tylko niezmienne. Ty nieustannie nasycasz się swoją promienistą drogą!“
„Gdy huczy grom, strzelają błyskawice, ty wychodzisz zza chmur w całej swojej krasie i naśmiewasz się nad burzą“?
Wtem krzyknął Patrydż:
— Patrzcie państwo żagiel!
— Znowu żagiel! Czy znów zasłoni nam horyzont w chwilę gdy ma się nam ukazać cudowny „Zielony promień“?
— To „Klorynda“ — rzekł Sinclair. — Dąży ona do przystani Staffy, więc nie może nam przeszkodzić w oglądaniu zachodu słońca.
Wszyscy z natężeniem patrzeli jak tarcza słoneczna zaczęła stopniowo ginąć z oczu; nie było najmniejszej wątpliwości, że ostatni promień wyraźnie widać będzie. Już zręby Mull i wierzchołki Ben-Mora pokryły się purpurą. Wtem wykrzyki: „Zielony promień! Zielony promień!“ rozległy się po wyspie.
Były to okrzyki braci Melvill i ich służby.
Przez ćwierć sekundy cieszyli się oni niezrównaną barwą ostatniego błysku (nefrytu).
Olivier i Helena nie widzieli cudnego zjawiska, za którem tak długo i uporczywie gonili. W tę chwilę gdy słońce rzucało swój ostatni promień, oczy ich spotkały się i zapomnieli oni o całym świecie.
Helena widziała czarny promień oczu malarza, Olivier widział błękitny promień oczu Heleny.
Słońce ukryło się. Ani Olivier ani Helena nie widzieli „Zielonego promienia“.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Juliusz Verne i tłumacza: Leopold Szyller.