Zygzaki/Tom II/XIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Zygzaki
Wydawca M. Glücksberg
Data wyd. 1886
Druk S. Orgelbranda Synowie
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XIII.

Można się brzydzić intrygą, mającą całe pospolite, poziome korzyści własne, zemstą niepoczciwą i t. p. — niepodobna nie admirować, gdy ją kto praktykuje jak pani jenerałowa, dla — sztuki samej. — Ta miłość sztuki dla sztuki, wstrzymała jej odjazd do Warszawy, powrót do życia normalnego i ułatwienia zaległych korespondencyj. Irena chciała widzieć cel swych zabiegów i gorliwie pracowała na to...
Zaraz po powrocie, przedstawiła przyjaciółce, że się szczęścia w małżeństwie z takim wietrznikiem jak Adzio spodziewać nie może, że powinna go odprawić, jeśli nie chce paść ofiarą jego lekkomyślności.
— Na przyjaciela — powiedziała jej — doskonały, ale na męża na nic się nie zdał... Młoda kobieta może by go utrzymała, a ty — ani myśleć! Bałamut... niepoprawiony...
Od słowa do słowa, przyszło do tego, że Irena powtórzyła całą swą rozmowę z Wilskim, o sumieniu... i o zgryzotach jakie je nękały...
Hrabina słuchając, nie dała żadnego znaku, ażeby ją miało obejść zbytecznie, zacisnęła usta, schyliła głowę, zdjęła rękawiczki, w których chodząc ciągle prawie, zwykła była pielęgnować piękne rączki swoje, i poczęła się pilno przypatrywać każdemu z palców z osobna. Zdawały się ją więcej obchodzić daleko, niż Wilski i przyszłe losy.
— Potrzeba te węzły potargać, odzyskać swobodę, i zrobić to co rozsądek nakazuje... Pójść za Zellera...
Marya nie odpowiedziała zrazu nic, opatrywała ręce białe i w istocie piękne bardzo.
— Nie mówił ci Wilski — czy nie będzie u mnie?
— O tem mi nic nie wspominał...
Nic więcej nie powiedziała hrabina. Jenerałowa zaczęła potem o młodem małżeństwie, o Julii i Olesiu, o ich szczęściu — i trochę o tem, jakby pragnęli być przyjętemi do łaski mamy.
Na to także nie odpowiedziano nic. Jenerałowa, która wiedziała zawsze wszystko, wydobyła po obiedzie z pana Abdanka wyznanie tej srogiej niepewności, w jakiej zostawał, nie wiedząc spełna, czy się oświadczył francuzce, czy tylko prawił jej komplementa. Śmiała się z niego, i szydziła nielitościwie.
Rzeczy już były kilka razy upakowane do Uznowa, kazano je raz jeszcze w części rozpakować; Irena nie chciała wyjeżdżać jeszcze... kilka dni Adzio się nie zgłaszał, a humor hrabiny się pogorszał. Interesa opiekuńskie zmuszały ją napisać do niego, — wolała pod dyktowaniem kazać się wyręczyć Emilowi... któremu się zdawać mogło, że już w sprawach tych ma udział jakiś. Bawiło go to...
Odpowiedź Wilskiego przyszła dopiero nazajutrz... obiecywał przybycie. Irena, dowiedziawszy się o tem, usiłowała hrabinę przygotować do stanowczej rozmowy... Nie mogła jednak wcale wnosić z jej pozornej obojętności — co myśli i postanowiła... Nie mówiła o tem, i dozwalając jenerałowej dowodzić co chciała. milczała... uparcie.
Czekano na opiekuna z obiadem, przybył dopiero nad wieczorem. Wszedłszy do pokoju, wesół nad miarę, rozmowę począł o rzeczach obcych zupełnie, i manewrował tak zręcznie, że ciągle się trzymał o sto mil od tego, co było tu najpilniejszym.
Hrabina przyjmowała go widocznie, gniewna, lecz usposobienie to pokryte było chłodem i spokojem majestatycznym. Jenerałowa wchodziła i wychodziła ciągle, aby ich sam na sam zostawiając, dać się otwarcie rozmówić.
Lecz Wilski mówił ciągle o jakichś wypadkach, o których czytał w Kuryerze, o żniwiarce potrzebnej do majątku, o Emilu, o sprzedaży zboża... a nic o sobie.
Gdy raz ostatni jenerałowa wyszła zniecierpliwiona, i wyczekawszy dobre pół godziny — znalazła pana Adama z kapeluszem w ręku, chodzącego po pokoju, z miną człowieka, który ukrywa doznaną zniewagę.
Hrabina siedziała zwrócona bokiem do niego, wsparta na łokciu, i patrzała w okno, przez które nic widać nie było.
Zdawało się, że w czasie jej niebytności musiało się nareszcie rozwiązać wszystko... Wilski, nie przystępując, jak zwykle, do pocałowania ręki, pożegnał się, ukłonił i wybiegł.
— A zatem?? a zatem? moja droga? cóż? jak? zaczęła podbiegając jenerałowa...
Hrabina obróciła się zwolna i odpowiedziała:
— Odprawę dostał... możesz być zadowolona... skończone wszystko... To mówiąc, chusteczkę przyłożyła do oczów.
— A! nie tak to łatwo rozstać się z człowiekiem, w którego się długo nawykło wierzyć.. który był ideałem... z którym się cierpiało, płakało — drżało... i było szczęśliwą!!
Ten wybuch, tak niezwykły, w ustach hrabiny miał wielkie znaczenie — wyrwał się z boleścią.
— Nie bądź dzieckiem! — zawołała przyjaciółka — trzeba Bogu dziękować, że się to tak wszystko raz... że jesteś wolną od tych więzów... Winszuję ci, z serca winszuję.
Hrabina ocierała łzy...
— Jak ty możesz płakać po człowieku, który ani ciebie, ani serca twojego nie umiał ocenić? Widziałaś go — mówiła Irena — jak wesół odchodził, jak mu było lekko że zerwał...
Poczekaj trochę, posłyszysz że się żeni. Ludzie jak on nie mogą wytrwać bez jakiegoś czułego stosunku, choćby z garderobianą żony. Nie będzie próżnował, przez sam wzgląd na łysinę... Ale my teraz mamy też do czynienia — dodała — jedyną zemstą twą, musi być podanie ręki Zellerowi...! To moja rzecz...
— A! proszęż cię! — krzyknęła hrabina — zlituj się... ja o tem słyszeć nie chcę...
— Nie słuchaj... nie staraj się, broń się — rozśmiała Irena — to nieuchronne i stać się musi. Zobaczysz, to samo przyjdzie... nie ruszaj się z fotelu... nie myśl... od czegóż przyjaciółka, która nie ma nic lepszego do roboty??
Nazajutrz pani jenerałowa pojechała do Parzygłowów... Ot tak sobie. Zabrakło jej jedwabiu do jakiejś robótki, a — nikt go nie mógł dobrać i wyszukać, tylko ona...
Zajechawszy do Kurzej piętki, jeszcze z powozu nie wysiadła, i zaczęła pytać, czy kto nie wie co się dzieje z francuzką. Na ten głos znany, wyszła St. Flour, która właśnie się ubierała... powróciwszy od państwa Aleksandrowstwa.
Chère generale! — zawołała, — prowadząc ją do siebie — czy jestem na co potrzebną?
— Co ty robisz z sobą?
— A! jadę do Warszawy — odparła St. Flour.
— A twój adorator!
— Daj mi pani z nim pokój. Wprawdzie mi się jakoś na pół oświadczył, ale potem wycofał, a ja dowiedziałam się bliższych szczegółów i w tym dworku z nim, na łasce jego dzieci, które nas by głodem morzyły, — żyć nie myślę.
— Czekajże z podróżą do Warszawy, ja muszę jechać także — zawiozę cię.
St. Flour objęła i pocałowała.
— A rychłoż to będzie...
— Tak, tylko hrabinę wydam za Zellera! — odpowiedziała jenerałowa.
— Żartuje pani!
— Nic a nic. — Nie wiesz, nie ma go czasem u starych??
St. Flour nie wiedziała o tem, posłano po gospodarza, ten się ofiarował iść na zwiady. Irena z niepokoju przysiąść nie mogła. Pan Henryk powrócił z tem, że się wprawdzie spodziewano pana z Owsin, ale go jeszcze nie było...
Postanowiła czekać na niego. Żydek postawiony był na czatach. Nad wieczór pan Alfred nadjechał, a jenerałowa gotowy już bilet posłała. Czekano z pół godziny, St. Flour się schowała... Zeller wszedł. Pani jenerałowa wybiegła naprzeciw niego.
— A! daruj mi pan, że go odrywam od rodziców... Nie trudziłabym go, ale w tej mieścinie, nic nie można znaleść. Wybieram się nareszcie z powrotem do Warszawy... mam taki rodzaj pieniędzy, którego tu zmienić nie podobna. Przyszło mi na myśl, że pan mi dopomódz możesz i wyratować...
To mówiąc, dobyła pani jenerałowa papiery, których wcale mieniać nie potrzebowała. Zeller siadł i zajął się niemi, ale nie miał z sobą summy potrzebnej...
— To mi pan odeślesz — zawołała Irena, nie puszczając go, gdy wstał i chciał odchodzić.
— Odjeżdżam tedy — odezwała się wzdychając, porzucam tę biedną Maryą samą, smutną, nie mającą nikogo do pomocy — bo pan wiesz?
— Nie wiem o niczem!
— Ale jakże? z Wilskim się rozeszli... byłam tego świadkiem...
Hrabina dała mu rekuzę. Bardzo słusznie... o powodach wolę zamilczeć.
Zeller popatrzał na mówiącą, nie przerywając milczenia. Ze swej strony Irena rzuciła nań okiem, i w bladej twarzy nic nie umiała przeczytać. Siedział nieruchomy, wiadomość nie zdawała się na nim czynić wrażenia. Jenerałowa niemal się przelękła tej obojętności.
— Miałżeby się rozczarować, pomiarkować — i niechcieć?... To nie może być!
Udała zajętą wyjazdem, wtrąciła coś obcego... potem wróciła do hrabiny i zaczęła ją wychwalać...
Zeller milczał ciągle.
Kilka razy przypuściwszy doń szturm bezskuteczny, nie śmiejąc być otwartszą — jenerałowa, dosyć zmięszana, rozstała się z nim, nic nie wydobywszy z niego...
Wprawiło ją to w bardzo zły humor, bo w dodatku zmieniła papiery, których się pozbywać nie potrzebowała. Po odejściu Zellera, wylała się przed francuzką z całym gniewem przeciw męzkiemu rodzajowi, na który nigdy rachować nie było można...
St. Flour podzielała w zupełności jej przekonania... Pierwszy krok do Zellera był hybiony... Nie zraziła się tem jednak i w parę dni pojechała z pożegnaniem do Owsin dla panny Konstancyi... Zastała tu Wilskiego... już niemal pretendenta siedzącego przy ładnej pannie, który swą wymową i dystynkcyą czarował...
Miała nadzwyczajną ochotę szepnąć nieszczęśliwej ofierze, aby się nie dawała jedwabnym słówkom usidlić — ale nie było sposobu przystąpić do niej.
Z Zellerem długo mówiła na osobności, nie śmiejąc jednak dać mu do zrozumienia, że zbliżyć by się powinien i szczęścia tentować...
Po herbacie dopiero, wziąwszy go na stronę, już prawie rozpaczliwie zagadnęła go...
— Czemuż pan nie... bywasz u hrabiny?
— Wiem, że byłbym źle przyjęty...
— Ale nie!...
— Pod jakim pozorem?
— Pod jakim chcesz! przyjedź pan, jeśli chcesz, do mnie — w sprawie papierów... albo dla upewnienia, że o swoją wierzytelność nie będziesz się upominał. Dopóki ja tu jestem... mogę mu służyć i radabym, czując szacunek dla niego... Potem już chyba sam sobie pan radę będziesz dawał...
Zeller się wahał...
— Przyjedź pan jutro, dla narady ze mną...
Ścisnęła go za rękę, Alfred ją do powozu odprowadził.
Całą drogę myślała o tem, czy ma hrabinie oznajmić o zaproszeniu, czy zrobić jej niespodziankę. Wolała uprzedzić dla wybadania wrażenia. Hrabina się zmieszała, lecz zmilczała i nie protestowała... Po wieczerzy jenerałowa wznowiła rozmowę, nacierając mocno na przyjaciółkę...
— Wierz mi — odparła hrabina — gdybym to uczyniła, to jedynie dla tego kochanego dziecka — dla Emila... Byłoby to — ofiarą z mej strony...
Ta ofiara hrabiny, przypomniała mimowolnie sumienie pana Adama — lecz — zmilczała...
W godzinie o której spodziewać się było można Alfreda, hrabina opuściła salon, tak że gdy nadjechał i zgłosił się do jenerałowej, ta go przyjęła sama. — Zeller był poruszony mocno i nie mógł ukryć tego przed Ireną... Zdawał się pragnąć i lękać widzenia z hrabiną. Ściągnęła rozmowę przedłużając jenerałowa do godziny herbaty... i zostawiwszy Emila który nadszedł z panem Alfredem sama wymknęła się po hrabinę. Weszły razem do salonu... Powitanie było zimne i zdaleka. Gdy raz usiedli, nie uspokoiła się wszystkiem rozporządzająca przyjaciółka, aż nie kazała z herbatą się wstrzymać. Emilowi zaproponowała partyę małego bilardku, mrugnęła na ks. Maryana, aby wyszedł za niemi... i hrabina z Zellerem pozostała samą.
— Nie ośmieliłbym się tu przybyć, — odezwał się Alfred — gdyby nie pani jenerałowa... Jeśli mi to pani ma za złe... proszę nie obwiniać mnie...
— Wiem — odparła hrabina — Irena ma więcej dobrej woli i przyjaźni dla mnie, niż.. zastanowienia.
— Korzystam z tej zręczności, która po odjeździe pani jenerałowej już się nie powtórzy zapewne — przerwał Alfred — abym panią upewnił, iż z mej strony... spokojną być może od wszelkiej natarczywości... Niech pani hrabina zapomni, że mi żywe uczucie przy pierwszej bytności tu... odjęło pamięć na to com jej był winien...
Hrabina widząc, że zostali sami, nie śmiało trochę spojrzała ku niemu lękliwie, zdawała się wahać... wyciągać i cofać rękę, podała mu ją wreszcie, a Zeller gwałtownie za nią pochwycił i zarumieniony do ust przycisnął...
Natychmiast mu też ją cofnięto...
— Widzisz pan — że się ani gniewam, ani lękam — cicho poczęła Marya, ciągle się przypatrując Zellerowi, chociaż wzrok odwracała co chwila, aby nie postrzegł, że go bada — widzisz pan, żem zapomniała... Pańskie postępowanie w interessach... przekonało mnie o jego dobrej woli — jestem mu wdzięczną... Choć byłam zmuszoną się wyrzec dziecięcia nieposłusznego mojej biednej drogiej Julki — dodała z czułością dobrze odegraną — nie mogłam też nie uczuć żeś pan w chwili stanowczej był dla niej... jakby opiekunem, jakby przybranym ojcem.. Wszystko to...
Spuściła oczy skromnie, przybierając postać wdzięczną... poważnie i kunsztownie zalotną...
— Wszystko to — obudza dla pana wdzięczność, wierz mi...
Ręka się posunęła znowu, Zeller jej dotknął, cofnęła się śpiesznie. Pierwsze lody, dzięki jenerałowej, były rozbite.
Gdy po dobrej pół godzinie powróciła jenerałowa z Emilem, hrabina po cichu rozmawiała z panem Alfredem, zupełnie uspokojona... Przy herbacie wszyscy byli swobodni, a pan Zeller opowiadał w sposób zajmujący jakieś historye o podróżach, okrętach... cudownych ocaleniach i operacyach, które przynosiły nie spodziewającym się miliony, a mających nadzieję przywodziły do torby.
Hrabina pilno słuchała... Siedziano u stołu długo, uśmiechy nawet rodziły się na twarzach... Irena mogła być dumną z dzieła rąk swoich... Gdy Alfred odjechał i zostały same, Marya rzuciła się jej w objęcia, kryjąc twarz, i poszły do gabinetu, szeptać coś do północy...
Wilski nazajutrz został uwiadomiony o odwiedzinach Zellera — i, z jednej strony uradowany niemi, bo się czuł coraz swobodniejszym, znalazłszy zastępcę, z drugiej, nie bez pewnej goryczy, rozmyślał, jak pozbycie się go mało kosztowało...
Były kwadranse, w ciągu których tak mu było żal pięknej Maryi, iż gotów się zdawał lecieć do niej, paść do nóg, przebłagać; później pocieszał się już zemstą, jakiej miał dokonać, żeniąc się z piękną panną Konstancyą.
Zaloty jednak szły zwolna, i Wilski nie mógł ani krok postąpić dalej. Piękna panienka śmiała się z nim, rozmawiała wesoło, dawała sobie prawić grzeczności, lecz gdy rozmowa zaczynała być wyrazistszą, spoglądała w oczy i umiała się wyśliznąć...
Wilski spotykał się z Zellerem, nie śmiejąc jeszcze nawet mu napomknąć o projekcie... Jednego razu jednak w Parzygłowach, zetknąwszy się z nim i znalazłszy go bardzo zajętym, gdy spytał o przyczynę — odebrał odpowiedź...
— Muszę śpieszyć z wyprawą dla siostry, narzeczony jej, pokoju mi nie daje.
Wilskiemu zrazu zdawało się, że nie dobrze zrozumiał, ale Zeller dodał:
— Jeszcze będąc u państwa Z. — poznała tam bardzo przyzwoitego człowieka... który się w niej zakochał, gdy nic nie miała, słuszna rzecz, aby poczciwe serce mu nagrodziła teraz... gdy się polepszyły stosunki...
Tym sposobem odprawiony Wilski, zmilczał, odjechał do domu i zamknął się w nim pod pozorem choroby. Jenerałowa, która się dowiedziała zaraz o wszystkiem, z radości po pokoju zaczęła tańcować.
— A! dobrze mu tak... dobrze mu tak!...
Hrabina przyjęła wiadomość bardzo obojętnie.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.