<<< Dane tekstu >>>
Autor Edward John Hardy
Tytuł Świat kobiety
Rozdział Mniéj gadaj, a mów więcéj
Wydawca Księgarnia Teodora Paprockiego
Data wyd. 1890
Druk Emil Skiwski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Waleria Marrené
Teresa Prażmowska
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XXIII.
Mniéj gadaj, a mów więcéj.
Milcz, albo téż powiedz co lepszego od milczenia.
Pitagoras.

Kropla jednego słowa znaczy więcéj, niż cała stronica oracyi.

Fuller.

KKtoś, co wdał się nieoględnie w sprzeczkę z żoną, w chwilę po opuszczeniu miejsca akcyi spotkał małego synka, zajętego początkami gramatyki. „Ojcze — zapytał, — kobieta jaka to część mowy?” „To nie część — odparł zrozpaczony ojciec, — to cała mowa.” Gdyby tak rzeczywiście było, kilka słów o mowie byłoby najzupełniéj na miejscu w książce, poświęconéj kobietom. Nie chciałbym przecież, by w mojém zdaniu upatrywano jaką złośliwość. „Czy nasza rozmowa panu nie przeszkadza? — pytało raz kilka pań starego jegomościa, siedzącego w tym samym wagonie na kolei. „Nie — brzmiała naiwna odpowiedź, — jestem żonaty od lat czterdziestu.” Nieszczęściem dla mnie, liczę tylko połowę tych lat małżeńskich, ale rozumiem go dobrze.

Oto co generał Gordon pisze o języku, a w szczególności o języku niewieścim, w swoich „Myślach o Palestynie:“ „Język jest ślizki, podobny do węża; dziwna rzecz, iż kobiety mają go tak doskonale wyrobionym. Jest to ich obrona. Kobieta pierwsza spożyła owoc zakazany i język téż jest jéj główną właściwością. Gdy jednak umie go użyć, jakże się wybornie wypowiada! W tym względzie można ją nazwać solą ziemi.“

Bezstronność lubi przyroda:
Za siłę mężczyzny w odwecie
Dłuższego języczka doda
Biednéj, słabiuchnéj kobiecie.

Jednym z najważniejszych kobiecych przymiotów jest zdolność prowadzenia inteligentnéj, żywéj rozmowy z przyjaciółmi, gośćmi, rodziną. Kobieta, umiejąca rozmawiać z ludźmi rozmaitego usposobienia, jest prawdziwym skarbem. Z natury już każda jest do tego usposobioną, każda mówi wiele; jeśli zas nie wszystkie dobrze mówią, to już jest winą tych, co je kształcili. Jeśli nie zaopatrzono ich w przedmioty rozmowy, jeśli umysł ich nie przywykł do szybkiego i szerokiego objęcia, stanowiąc warunek konieczny powodzenia towarzyskiego, rozmowa ich zajmującą być nie może; należałoby miéć to na pamięci w wychowaniu.
W Chicago młode osoby tworzą kółka w celu czytywania gazet i zaznajamiania się z kwestyami i interesami tak krajowemi, jak zagranicznemi. Jest to myśl dobra, bo przeciętne panny pozostają zwykle w błogiéj niewiadomości o wypadkach, które tak zajmują ich ojców i dorosłych braci. Byłoby więc pożądaném, by rozszerzyły się ich pojęcia, a tém samém aby posiadły urozmaicone tematy rozmowy. Byłyby wówczas milszemi towarzyszkami dla mężczyzn, nieraz wysilających cały dowcip, ażeby zawiązać rozmowę, zarówno przy obiadowym stole, jak w balowéj sali, nie tykając zmian powietrza i t. p. trywialnych przedmiotów.
Szczególniéj panny wprawiać się powinny do prowadzenia rozmów w czasie obiadu, śniadania, herbaty. Są to godziny, w których schodzą się domownicy i przyjaciele, a rozmowa jest wówczas równie pożądaną, jak pożywienie. Tymczasem w wielu szkołach nakazują wówczas milczenie, albo téż zmuszają nieszczęśliwe dzieci do prowadzenia rozmowy w obcym języku, w którym zaledwie mogą wypowiedziéć rzecz najzwyczajniejszą, bez żadnego współudziału myśli. Jedno z czasopism obiecywało niedawno nagrodę za najlepszy początek rozmowy przy obiedzie z nieznanym sąsiadem. Naturalnie pogoda i deszcz były wykluczone; sądzę, iż uległby także wykluczeniu sposób, używany w takich razach przez jednego z moich przyjaciół, który pytał konfidencyonalnie sąsiada: „Nie mam się za brzydkiego, a pan jak sądzi?”
Duszą rozmowy jest sympatya. Ludzie nie powinni mówić, ażeby się podobać sobie, ale tym, co ich słuchają; dlatego téż należy raczej zastosować swój ton do towarzystwa, w którém się znajdujemy, niżeli mu własny nadawać. Zdolny i tak okaże swój dowcip, niezdolny lepiéj zrobi, jeśli przyjmie udział w rozmowie, niż gdy sam narzucać będzie własny przedmiot.
Gadatliwość i milczenie są to dwa śmiertelne grzechy w rozmowie, wszystko inne nazwać już można grzechem powszednim. Czém katarynka dla ucha, tém gadatliwość w rozmowie.
Coleridge mówił nieustannie, a słuchacze życzyli, by mówił jeszcze więcéj. Są kobiety, które czynią to samo, z tą różnicą, iż nie pytają o zdanie słuchaczy. Obracanie językiem sprawia im fizyczną przyjemność, któréj sobie odmówić nie są w stanie; przeskakują z przedmiotu na przedmiot — mówią o sobie, dzieciach, służących, sąsiadach, co należy i nie należy, trzepią nieumiarkowanym głosem, bez żadnego przygotowania. Biedne istoty, cierpią na chorobę, zwaną paplaniem, czyli niewstrzemięźliwością w mowie, o któréj to mówi Plutarch: „Niektóre wady są śmieszne, niektóre wstrętne, niektóre niebezpieczne, lecz paplanie jest razem śmieszném, wstrętném i niebezpieczném. Potępiamy zdrajców, co za nagrodę, albo téż wśród tortur, wyjawiają tajemnice sobie powierzone — paple czynią to bez nagrody i nacisku. Pijakowi wino rozwiązuje język, ale paple nie potrzebują tego bodźca, plotą co im ślina przyniesie na język, zawsze i wszędzie, na placach, targach, w teatrach, chodząc, siedząc, we dnie i w nocy. Jeśli papla czuwa nad cierpiącym, jest jego największém cierpieniem; na morzu jest gorszym od morskiéj choroby, pochwała jego sprawia większą przykrość niż nagana. A co najgorsze, kalectwo jego jest nieuleczalne, to jest mogłoby być uleczone stosownemi słowami, ale ponieważ jest cały językiem, nie ma uszu do słuchania, staje się głuchym z własnéj woli.”
To, co opowiadają o kilku kobietach, dotkniętych podobną chorobą, jest prawie nie do uwierzenia. Lady Hester Stanhope stanowi jeden z najciekawszych przykładów istoty, poczuwającéj potrzebę nieustannego gadania. Było to dla niéj rzeczą nierównie niezbędną, jak oddychanie; z tego powodu rozmowa jéj, nader oryginalna, stawała się ciężką męką. Zdawała się zapominać, iż słuchacze jéj opowiadań, anegdot, spostrzeżeń mogą potrzebować wytchnienia. „Można powiedziéć — mówi doktor Meryon, — iż słuchacz zmęczony łatwo może znaléźć pozór przerwania rozmowy, ale to było prawie niemożebne z lady Hester, gdyż słowa jéj biegły nieprzerwanym strumieniem. Czasem słuchałem jéj więcéj niż osiem, dziesięć — co mówię! — dwanaście godzin z rzędu.” Jeden z odwiedzających trzymanym był przez nią od trzeciéj po południu do rana. Inny, nie mogąc znieść tak długiego przymusu, zemdlał ze znużenia. Rozmowa jéj była zwykle naturalną, poufną, czasem sarkastyczną, czasem znów podnosiła się do tak wspaniałéj wymowy, iż jak wezbrana fala wszystko unosiła z sobą. Porównania jéj były bardzo szczęśliwe, rozumowania gruntowne, a język pełen siły i energii; nazywała rzeczy po imieniu, ale co do ludzi, którzy się z nią różnili w zdaniu, opisywała ich nader grzecznemi słowami jako łotrów, złodziei, idyotów, potwory. Do tego to może dojść kobieta, jeśli zapomni o maksymach: „Jest czas, gdy nie należy mówić, i czas, gdy mówić trzeba, ale niéma nigdy takiego czasu, w którym wszystko powiedziéć można.” „Tylko szaleniec cały swój umysł otwiera naoścież, a długiego języka nikt skontrolować nie zdoła.”
Ludzie z ciasnym umysłem podobni są do butelki z wązką szyjką: hałas, jaki robią, wzmaga się w miarę ich ciasnoty.
Mniéj gadalibyśmy, a więcéj mówili, mniéj bylibyśmy lekkomyślni w słowie, gdybyśmy się przyzwyczaili wprzód myśléć, niż mówić, zamiast czynić odwrotnie. Gdyby stenograf, umieszczony za firanką, spisał zwykłą rozmowę na jakiéj proszonéj herbatce i wydrukował ją w gazecie, rozmawiający uznaliby ze wstydem prawdę wiersza Pope’a:

Słowa są jak listowie, gdy się zbyt rozpleni:
Rozsądku owoc rzadko wyrośnie pod niemi.

Opowiadają o poczciwym Latimerze, iż kiedy był naprzód badany przez Bonner’a, odpowiadał bez wielkiéj uwagi i zastanowienia; dopiero gdy usłyszał skrzyp pióra za firanką, zrozumiał, iż zapisywano każde słowo jego obrony. Zatrzymał się nagle i zawołał sam do siebie: „Oh! Latimerze! Latimerze! zapisują to, co mówisz. Uważaj więc dobrze na siebie.” Roztrzepani i bezmyślni gadacze powinniby się zastanowić, że wszystkie ich słowa zapisywane są w Boskiéj księdze pamięci.
Gdyby ludzie spotykali się tylko wówczas, gdy mają sobie coś do powiedzenia, i rozstawali, gdy wyczerpią przyjemne i pożyteczne tematy rozmowy, — jak rozkoszne, ale téż jak krótkie byłyby nasze towarzyskie zebrania. Ten idealny stan nigdy osiągnięty nie będzie, możnaby przecież się do niego zbliżyć, gdyby kobiety rzeczywiście starały się o to.

Razem z herbaty zastawą
Języczki w ruch poszły żwawo.

Teraz pewność masz już całą,
Że wiesz wszystko, co się stało.
Lecz ktoś radzi (mądra rada!),
Że języczka strzedz wypada.

Jakże byłoby dobrze, gdyby niektóre panie zechciały rozważyć następujące słowa spowiedzi, jakie znajdujemy w jednéj z książek wielkiego człowieka: „Przez cały ciąg mego życia nigdy nie zdarzyło mi się wiele mówić, żebym potém tego nie żałował.” Gadatliwy — często bez złéj chęci — więcéj zaszkodzi, niż rozmyślnie złośliwy. Jeśli tylko mówimy dla czczéj przyjemności, zawsze powiemy coś niepotrzebnego. Zamiast ograniczać się rzeczami i ideami, względnie których rozmowa jest zawsze nieszkodliwą, robimy spostrzeżenia o innych, nie zawsze łaskawe i nie zawsze ściśle prawdziwe. Jest prawie rzeczą niepodobną, mówiąc dużo, uniknąć plotek, które dziecko zabawnie określiło w następujący sposób: „Kiedy nikt nic nie zrobi, ktoś pójdzie i rozpowie o tmé.” Osoby chętnie słuchające o interesach lub wadach bliźnich — o cnotach mówi się nierównie rzadziéj — powinny pamiętać, iż ten, kto przynosi, wyniesie także, i że ci, co opowiadają nam omyłki i grzechy innych, prawdopodobnie o nas to samo opowiadać będą. Jest rzeczą nader łatwą zmyślić jaką bajkę. Dlatego, że jakaś kobieta, kupując szczotkę, chciała do niéj mocnego kija, powiedziano, iż bije męża. Wszyscy bawiliśmy się smutnie „Autobiografią skandalu” i pamiętamy zapewne, jak prawdziwém jest wypowiedziane w niéj zdanie: „Jesteśmy panami niewypowiedzianego słowa, ale słowo wypowiedziane jest naszym panem,” starajmy się więc rządzić tak samo mową, jak czynami.
Hannah Moore miała wyborny sposób odprawiania plotkarzy. Mówią, że ile razy usłyszała coś uwłaczającego bliźniemu, odpowiadała: „Chodźcie, spytamy się, czy to prawda.” Skutek był natychmiastowy. Plotkarz tłumaczył się, albo prosił, ażeby o tém nie wspominać osobie, o którą chodziło, ale Hannah Moore była nieubłaganą, prowadziła plotkarza do źródła, ażeby porównać fakta z opowieścią. Nie było niebezpieczeństwa, by kto drugi raz przyniósł jéj jaką bajkę.
Gadatliwa Francuzka, pokazując swym gościom portrety familijne, zatrzymała się przed jednym z nich: „Ten oficer — mówiła — był moim pra-pra-dziadkiem, był odważny jak lew, ale najnieszczęśliwszy z ludzi. W każdej potyczce tracił rękę lub nogę.” A potém dodała dumnie: „Był w trzydziestu czterech bitwach.” Ta pani nie chciała zapewne twierdzić, iż przodek jéj miał dwadzieścia cztery nogi, popuściła tylko wodze językowi, jak to czyni bardzo wiele osób.
Zapewne o grzechach popełnianych przez niepowściągliwy język myślał mnich średniowieczny, kiedy, proszony przez chłopa, by nauczył go psalmu, wybrał zaczynający się od słów: „Zważać będę na drogi moje, ażebym nie obrażał Cię językiem.” Usłyszawszy ten początek, chłop powiedział, iż spróbuje w czyn go wprowadzić, zanim przyjdzie na dalszą naukę, ale na tę naukę nie przyszedł nigdy; widocznie praktykowanie wstrzemięźliwości języka niezbyt mu się udawało. Ostrzega nas właśnie o niebezpieczeństwach gadatliwości przysłowie: „Jesteś panem niewypowiedzianego słowa, ale słowo raz wymówione jest twoim panem.” Znana jest opowieść o téj niewieście, co przybyła do świętego Filipa z Neri, oskarżając samą siebie o oszczerstwo. „Czy często wpadasz w ten grzech?” — zapytał święty. „Bardzo często” — odparła kobieta. „Moja duszo, wina twoja jest wielką, ale miłosierdzie Boskie jeszcze większe. Teraz uczyń jak ci wskażę: Idź na targ, kup kurczę świeżo zabite, jeszcze nieoskubane; idź potém drogą, oskubując je z piórek. Gdy skończysz, przyjdź do mnie.” Zrobiła, jak jéj rozkazał, i przyszła niespokojna, co to znaczyć miało. „Wykonałaś wiernie, co ci mówiłem — rzekł Filip z Neri, — lecz jest to dopiero pierwsza połowa zlecenia; gdy drugą wykonasz, będziesz uleczona ze swéj wady. Idź tą samą drogą i jedno po drugiém zbierz piórka, któreś oskubała.” „Ależ — zawołała kobieta — rzucałam je gdzie się zdarzyło i wiatr je rozniósł na wszystkie strony!” „Moje dziecko, tak samo dzieje się z oszczerczemi słowami, które także rozlatują się wszędzie; spróbuj odwołać je, jeśli możesz. Idź i nie grzesz więcej.”
Niektórzy twierdzą, iż zawsze mówią to, co myślą. Odpowiedziéć im trzeba, iż właśnie tego czynić nie należy. Myśli są bardzo zmienne: to, co mamy za słuszne w chwili uniesienia lub nieuważnego gadania, może po godzinie wydać nam się zupełnie fałszywém.
Młody zecer, składając rękopis, doszedł do wyrazów: „Po całéj godzinie milczenia.” Pierwszy wyraz został przypadkiem odcięty. „Co tu położyć na początku?” — pytał. „Połóż on — odparł zapytany, — widocznie to się do kobiety stosować nie może.” We wszystkich wiekach wyśmiewano gadatliwość niewiast, twierdzono o nich, że mówią zbyt wiele, że język ich jest złośliwy do zjadliwości, że się oddają plotkom, że lekceważą poważne argumenta, a nawet zdrowy sens. Co do nas, sądzimy, iż grzechy językowe popełniane są jednako przez obie płcie. Jeżeli zaś kobiety mają ich więcéj na sumieniu, to jedynie dlatego, że one głównie oddają się przyjemnościom towarzyskim i że chęć zajęcia swą rozmową może niekiedy unieść je zbyt daleko. Należy téż wątpić, by która kobieta podobną była do hrabiego Moltkego, który, choć posiada siedem języków, umie zarówno milczéć we wszystkich.
„Doktorze — spytała raz doktora Johnsona światowa, gadatliwa dama, na którą nie zwracał uwagi, — zdaje mi się, iż wolisz towarzystwo mężczyzn, niż kobiet?” „Pani — odparł, — lubię bardzo towarzystwo dam, lubię ich piękność, ich wykwint, ich milczenie.“
Milczenie przecież jest równie wielką wadą, jak gadatliwość, i, jak mówi Franklin, będziemy sądzeni zarówno za każde próżne milczenie, jak i za próżne słowa. Jeżeli rozumny człowiek może być pokochany z powodu mowy, głupi może być znienawidzony za przykre, uparte milczenie. Są samolubne, gniewne milczenia, podobne do samolubnych, drażniących wyrazów. Pamiętajmy na słowa Salomona: „Wśród mnogości słów może nie być grzechu, ten jednak jest mądry, co usta swe powściąga,” ale pamiętajmy, że po nich następuje: „Język sprawiedliwego jest jak srebro... usta jego karmią wielu.”
Powinniśmy się przyczyniać do zabawy i przyjemności towarzystwa; lepiéj jest przecież rozumnie milczéć, niż mówić nie do rzeczy. Jeśli mamy coś dobrego do powiedzenia — mówmy, jeśli nie — milczmy. Uczmy się sztuki mówienia mało o rzeczach ważnych, wstrzymywania się od mówienia wiele o małych. „Przyjemniej nam — mówi lord Beaconsfield — słyszéć skąpą rozmowę tych, co zwykle milczą, niż nieustanne potoki wymowy niezmordowanego gadacza. Pierwszy wprawdzie mniéj gada, ale więcéj mówi.”
Kiedy ś-ty Franciszek Salezy odwiedzał Paryż, wiele pań zgłaszało się do niego o radę. Raz zebrało się ich całe koło i wszystkie razem mówiły. „Moje panie — wyrzekł święty, — bardzo chętnie odpowiem na wszystkie wasze pytania, skoro tylko odpowiecie mi na jedno: Coby się stało w zebraniu, w któremby wszyscy mówili, a nikt nie słuchał?” Gospodyni domu cieszy się zwykle, gdy wszyscy mówią, a nikt nie słucha, bo myśli, iż goście jéj się bawią; są jednak tacy, którzy woleliby mniéj słów, są to spokojni ludzie, a oni także czasem zasługują na uwzględnienie.
Parę lat temu, w Londynie, w czasie salonowego koncertu, ci, co mieli być słuchaczami, wszczęli głośną rozmowę. Dyrektor, który już nieraz doświadczył podobnéj przykrości, urządził wówczas odpowiednią sztuczkę. Wśród najhałaśliwszéj części, na dany znak, fortepian, skrzypce, wiolonczela naraz umilkły. Stało się to ku wielkiemu przerażeniu towarzystwa, które całe prawie zajmowało się rozmową. Głośno i wyraźnie rozbrzmiał wówczas wśród nagłéj ciszy srebrny głos kobiety, mówiącéj do sąsiadki: „My zawsze smażymy je w słoninie.” Była to zapewne nader szacowna informacya, dobrze jeszcze, iż nie usłyszano rzeczy mniéj niewinnych, — mówiąca jednak powinna się była zastanowić, iż są chwile, w których należy milczéć.
Francuzki margrabia, sławny ze swéj wymowy, miał pod tym względem ustalone zdanie, a rady jego co do małżeństwa głównie miały ten przedmiot na uwadze: „Ożeń się — mówił — z ładną kobietą, jeśli tak ci się podoba; z bogatą, jeśli możesz; ale w każdym razie ożeń się z taką, co zdolna jest słuchać.” Jednym z najpiękniejszych wizerunków kobiecych w galeryi kobiet Shakespeare’a jest śliczna Wenecyanka, zdobywająca serce Otella sposobem, w jaki go słuchała. Są pospolite kobiety, nieodznaczające się żadnym przymiotem, a jednak zajmujące pewne stanowisko; zawdzięczają to najczęściéj liczbie swych przyjaciół, a tych znowu zdobyły dlatego, że słuchać umiały.
Z saméj natury swych przymiotów wiele wzorowych żon i matek wpada w gderliwość. Niedbałych, niezajmujących się niczém mało obchodzą cudze przewiny, jak brak porządku, obowiązkowość i t. p. Staranna kobieta, rozumiejąca ważność dokładności w drobnych domowych rzeczach, zarówno jak w całém życiu, dostrzega zawsze wiele opuszczeń ze strony męża, dzieci, służących, pragnie ich doprowadzić do porządku i ztąd przyzwyczaja się do gderliwości, która wzrasta z dnia na dzień. Miarkować się w tém potrzeba.
Lepiéj ażeby drobne niedokładności w kuchni przeszły niepostrzeżone kiedyniekiedy, niż żeby dom miał być unikany przez wszystkie sąsiednie służące; lepiéj żeby przekroczenia dziecinne lekko były zbywane, niż żeby dzieci traciły miłość dla matki i starały się najmniéj z nią przestawać, — a to stać się musi, jeśli będzie ona w nich nieustannie dopatrywać wad. Lepiéj żeby żona nie zwracała uwagi na małe opuszczenia męża, niż żeby on się nauczył szukać przyjemności poza domem, a nawet może w domu innéj kobiety.

Nie idzie za tém, ażeby wszelkie wymówki i napomnienia miały być szkodliwe; trzeba nauczać zarówno dzieci, jak i służących, — czynić to przecież należy w rozumny sposób, ażeby nie drażnić. Tu, jak i wszędzie, zachowaną być winna złota miara.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Edward John Hardy i tłumaczy: Teresa Prażmowska, Waleria Marrené.