Album biograficzne zasłużonych Polaków i Polek wieku XIX/Narcyza Żmichowska

<<< Dane tekstu >>>
Autor Ignacy Chrzanowski
Tytuł Narcyza Żmichowska (Gabryela)
Pochodzenie Album biograficzne zasłużonych Polaków i Polek wieku XIX
Wydawca Marya Chełmońska
Data wyd. 1903
Druk P. Laskauer i W. Babicki
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom drugi
Indeks stron
Narcyza Żmichowska (Gabryela).
(*1819 — †1876.)
separator poziomy
A

Autorka «Poganki» przyszła na świat dnia 4 marca r. 1819 w Warszawie z ojca Jana (pisarza zupy solnej w Nowem Mieście nad Pilicą) i matki Wiktoryi z Kiedrzyńskich; lata dziecinne spędziła u krewnych na Podlasiu, a w r. 1827 oddano ją na pensyę Zuzanny Wilczyńskiej w Warszawie; po ukończeniu pensyi, zamierzając kształcić się na nauczycielkę, wstąpiła do «Instytutu rządowego wychowania panien». O głębszym wpływie nauki szkolnej na jej umysłowość nie może być mowy z uwagi, że zarówno na pensyi, jak w instytucie, stosowano się w sposobie nauczania do wydanej przez Komisyę rządową wyznań i oświecenia instrukcyi, która miała charakter nawskroś utylitarny, a system taki zupełnie nie odpowiadał ani fantazyi, ani uczuciom Żmichowskiej.

Opuściwszy instytut w r. 1835, wzięła się gorliwie do pracy; z iście młodzieńczym zapałem i entuzyazmem zaczęła rozczytywać się w utworach poezyi, tej wielkiej poezyi romantycznej, która właśnie w epoce młodości Żmichowskiej święciła swoje najwspanialsze tryumfy; wertowała książki z zakresu nauki języka i historyi, zagłębiała się w rozmyślania historyozoficzne,... aż wreszcie straciła spokój ducha, wpadła w gorycz i zwątpienie: badanie dziejów ludzkości zachwiało jej wiarę w stałość zasad etycznych, w możliwość szczęścia ludzkiego, w wartość i pożytek pracy. Lecz w Paryżu, dokąd wyjechała, jako nauczycielka domowa hr. Zamojskich, odzyskała spokój ducha pod wpływem Towarzystwa demokratycznego, a przedewszystkiem brata Erazma, zapalonego demokraty, który utrwalił w niej zasady demokratyczne, wpoił w nią przekonanie, że praca, podjęta dla dobra ludu, nie idzie na marne, że pośrednio jest zbawienna dla całego społeczeństwa, że więc i jednostka może się przyczynić do szczęścia ogółu. Zasadami temi silniej jeszcze przesiąkła Żmichowska w Rheims, gdzie zamieszkała na pewien czas przy bracie, i, kiedy wracała do kraju, nie była to już pesymistka, lecz kobieta, pełna wiary w najwznioślejsze ideały i w potęgę pracy.

Po trzymiesięcznym pobycie w Poznańskiem powróciła do Warszawy, i teraz jej życie ściśle wiąże się z historyą «entuzyastek», owego grona kobiet, które pragnęło wyższej skali oświaty naukowej dla kobiet, które nienawidziło konwenansu, «mając — jak powiada Żmichowska — nieprzezwyciężoną do dobrego tonu odrazę, brzydząc się drobiazgowemi fałszami i układnością, podsycającą niedołęstwo kobiece». Cztery kobiety składały początkowo to grono: oprócz Żmichowskiej — Wincenta Zabłocka, Anna z Sokołowskich Skimborowiczowa, Kazimiera z Jaraczewskich Ziemięcka. Dążyły entuzyastki do wiedzy, prawdy i dobra, do niezależności w działaniu, prawdy i szczerości uczucia, pożyteczności czynów, rozprawiały o przedmiotach wzniosłych, jak oto: doskonałość, postęp, wiedza, miłość, szczęście, zbawienie, Bóg; wogóle za hasło ich działalności


Podług litografii spółczesnej ze zbiorów Z. Wolskiego.
śmiało poczytać można słowa, wyjęte z wiersza «Do moich dziewczynek»:

Ze słowem Bożem — chleb dla każdego,
Z życiem na ziemi — miejsce wśród tłumu,
Z pamięcią przodków — win odpuszczenie,
I z pracą wszystkich — wszystkich zbawienie.

Nie sprzeniewierzyła się Żmichowska hasłu pracy: pracowała, jako nauczycielka, pracowała piórem, pracowała przykładem. W końcu roku 1843, czy też na początku 1844 zamieszkała, jako nauczycielka, w Poznańskiem u pp. Turnów w Objezierzu.
Po dwuletnim pobycie w Poznańskiem powróciła Żmichowska do Warszawy, i teraz to ukazują się jej najznakomitsze utwory: poemat prozą «Poganka» (1846) i «Książka pamiątek» (1847-8). W Poznańskiem marzyła Żmichowska o założeniu pensyi żeńskiej; nie mogąc jednak spełnić swego zamiaru, zapragnęła przynajmniej dać wskazówki, dotyczące wychowania dziewcząt; ten zamiar spełniła: w r. 1847 ukazał się «Wykład nauk, przeznaczony do pomocy w domowem wychowaniu panien. Część I, przedwstępna», które to dzieło jest, właściwie mówiąc, pierwszą oryginalnie po polsku napisaną nauką o rzeczach. Chcąc poglądy swe na naukę początkową wypróbować w praktyce, Żmichowska opuściła na pewien czas Warszawę i osiadła w Rzeczycy, gdzie została nauczycielką ludową. Lecz ta jej praca trwała krótko; znów powróciła Żmichowska do teoryi, pracując nad drugą książką, która miała wejść w skład «Wykładu nauk», a mianowicie nad geografią, która w znacznej części została wydrukowana już w r. 1848 lecz która do rąk publiczności dostała się dopiero znacznie później («Wykład nauk, przeznaczony do pomocy w domowem wychowaniu panien. Geografia». Część I, 1857. Część II, 1858).
Nagle w r. 1849 praca Żmichowskiej uległa przerwie: została zmuszona zamieszkać w Lublinie, w gmachu poklasztornym panien Brygitek. Odosobniona od świata i ludzi nie straciła hartu duszy, owszem osamotnienie zahartowało jej wolę i wzmocniło te uczucia święte, które zamieszkały W jej sercu: dość przeczytać jej listy do przyjaciółek, pisane w owym czasie (Listy, Kraków, 1885, Tom I, str. 159 i nast.), oraz pełen miłości społeczeństwa i wzniosłych uczuć «Glos Pański» (tamże, 376-380).
W lutym r. 1852 wyjrzała na świat Boży; pozostała w Lublinie u siostry swej, Hortensyi, i znów poświęciła się nauczaniu dzieci. Widok społeczeństwa, coraz bardziej grzęznącego w błocie reakcyi ogólno-europejskiej, nie mógł kojąco na nią oddziałać, — na nią, wychowaną w atmosferze wielkiej poezyi romantycznej, która chciała niebo na ziemię ściągnąć, utożsamić poezyę z życiem! Boleśnie odczuła te czasy Zmichowska, a tęsknotę swą do czasów dawnych, lepszych, do «bratnich duchów», których coraz to mniej naokoło siebie widziała, — wyraziła w «Liście nie wiem czyim i nie wiem do kogo».
Była Żmichowska całą duszą po stronie tych, co przyszłość kraju upatrywali w cichej pracy. Sama pracowała bez wytchnienia; pomiędzy innemi, osiadłszy w Warszawie, zorganizowala u siebie w r. 1862 pogadanki pedagogiczne, a pod koniec tegoż roku objęła obowiązki nauczycielki geografii w świeżo otworzonym Instytucie panien. Lecz po trzech miesiącach nauczania opuściła to stanowisko i na początku roku 1863 przeniosła się na wieś.
Po wypadkach r. 1863 nie straciła hartu duszy, owszem z energią wzięła się znów do pracy nad badaniem nowych prądów nauki, wiejących z zachodu, — pozytywistycznych; ale serce pozostało zawsze gorące, a umysł jej zyskał ścisłość naukową, ostrożność w uogólnianiach, świadomość konieczności postępu. Kiedy prof. Adolf Pawiński podjął wydawnictwo «Dziejów Anglii» Macaulaya, przetłómaczyła tom VI i IX tego dzieła; pod jej redakcyą ukazało się dwunastotomowe wydanie dzieł Hofmanowej z dodaniem życiorysu i objaśnień (1875-1877). Pod koniec życia nakreśliła obszerny plan utworu powieściowego, w którym zamierzala scharakteryzować życie społeczne w trzecim i czwartym dziesiątku naszego stulecia; lecz wykonała już tylko pierwszą część planu («Czy to powieść?»).
Umarła w dzień Bożego Narodzenia w roku 1876[1].
«Między pisarskiemi zdolnościami kobiet spółczesnych niezawodnie najpierwsza, nie wiemy, czy dosyć ceniona i uznana, jakby to nakazywał smak estetyczny. Najpierwsza co do szerokiej myśli i zagadnień doniosłych, które potrącała w pismach, przypominała żywo zgasłą w przeszłym roku sławną współczesną autorkę Francyi. Język, styl, poprawność i wykończenie rzeczy, naturalność w podejmowaniu i rozwinięciu traktowanego przedmiotu, mogące przyprowadzić do rozpacznej zazdrości całe zastępy naszych młodych męskich talentów. Natura ekscentryczna i nerwowa, walcząca wewnętrznie w bogatej w zasób umysłowy duszy, nie wiemy, o ile i czy przyszła w końcu do zgody i harmonii wewnętrznej».
Tak pisał o Żmichowskiej Józef Szujski pod pierwszem wrażeniem jej śmierci (Przegląd polski, styczeń, r. 1877, str. 162). Ćwierć wieku blizko minęło, a Żmichowska zawsze jest wśród naszych autorek «najpierwsza co do szerokiej myśli i zagadnień doniosłych»; głębokością podejmowanych tematów ani jedna jej nie dorównała, jak nie dorównała jej «językiem, stylem»: jest Żmichowska w naszej literaturze najgłębszą myślicielką, przypominając żywo... sławną... autorkę «Francyi» — p. Sand, i jest jednocześnie największą naszą poetką w prozie; jej proza poetyczna godna stanąć obok prozy Krasińskiego, jak podejmowanie w poezyi tematów filozoficznych spokrewnia ją z Krasińskim.
Pierwszy jej występ literacki przypada na r. 1839: w noworoczniku «Pierwiosnek» znajduje się jej wiersz bez tytułu, słaby, ale znamienny przez to, że jego przewodnią myślą jest idea tolerancyi, przewodniem uczuciem smutek; tej idei zawsze służyła wiernie, a to uczucie było zawsze tłem jej uczuciowości. Rozgłos pozyskała sobie Żmichowska dopiero «Szczęściem poety» (1841), chociaż i ten wiersz, aczkolwiek poetycznie wyższy od poprzedniego, jest ciekawy głównie z tego względu, że dowodzi, iż wówczas już zajmowały poetkę zadania poezyi, a więc sztuki; zresztą poglądy na poezyę są tu wypowiedziane niekoniecznie jasno, ale za to zupełnie jasno odbija się w tym wierszu wiara Żmichowskiej w ideały i dążenie do urzeczywistnienia ideałów. A ta sama wiara, tylko już o wiele piękniej i o wiele silniej, odzwierciedla się w trzech «Wyjątkach z podróży kobiety»: «Gibraltar» (1841), «Burza» i »Zwaliska Luksoru» (1842): oto trzy piewsze próbki jej poezyi filozoficznej prozą. Jak Krasiński, tak i ona usiłuje nadać swym myślom, a więc abstrakcyi, kształty konkretne, a więc poetyczne. Najlepiej powiodło się jej to w «Burzy», gdzie zewnętrzne akcesorya zlewają się z upoetyzowaną myślą w harmonijną całość.
Lecz, wierząc w ideały ducha ludzkiego, nie była Żmichowska ślepa na rzeczywistość, i świadomość różnicy pomiędzy rzeczywistością a ideałami zaczyna powoli napełniać jej serce coraz to większym smutkiem, który przemówił w twórczości, jako ironia; jej pierwszym wyrazem, bardzo słabym jeszcze, jest powiastka «Zagadnienie» (1842), której źródłem jest obserwacya życia.
Tak więc w pierwszych utworach Żmichowskiej mamy dotychczas dwa pierwiastki: zagadnienia filozoficzne, a mianowicie ideały ducha ludzkiego, oraz życie rzeczywiste. Do tych dwu pierwiastków przybywa trzeci: ludowość. Po raz pierwszy spostrzegamy go w poemacie «Maina i Kościej» (1842-3), w którym zresztą nie trudno dostrzedz także i wpływów Bajrona (Manfred); w podanie ludowe tchnęła Żmichowska tę myśl, że dla człowieka, obdarzonego silnem uczuciem, niema szczęścia w twardych warunkach rzeczywistego życia, że spokój można znaleźć jedynie w zupełnem oderwaniu się od świata, ale nie w życiu kontemplacyjnem, tylko w jakimś śnie mistycznym. Jak w «Szczęściu poety» poczytuje Żmichowska za jedną z największych potęg duchowych uczucie, tak tutaj — marzenie. Przez taką myśl jest «Maina i Kościej» utworem wybitnie romantycznym, znamiennym dla epoki romantyzmu, który na wysokim piedestale stawiał uczucie i egzaltacyę fantazyi. Podobne myśli wypowiada Żmichowska w poematach «Przekleństwo» i «Lilia» (1843), niepozbawionych prawdziwego wdzięku poezyi, lecz niezupełnie jasnych.
Na podaniach ludowych osnula jeszcze Żmichowska swoje «Prządki»; (1844) jest to wszelkiej tendencyi pozbawiona reprodukcya artystyczna dwu pieśni i trzech klechd ludowych. Natomiast tendencyjną jest powiastka historyczna «Dańko z Jawuru» (1845-6), w której mamy przeciwstawienie szlachetnego dziecka chłopskiego niegodziwemu synowi szlacheckiemu; powiastka ta, mimo kilku pięknych ustępów i zacnej tendencyi demokratycznej, większej wartości nie posiada nie tylko dlatego, że koloryt historyczny przebija się bardzo słabo, ale i dlatego jeszcze, że tendencya zbyt często i wyraźnie występuje na plan pierwszy — oczywiście ze szkodą artyzmu.
Szereg pierwszych utworów Żmichowskiej uzupełniają «Fantazya» i «Trzy pieśni gęślarza». «Fantazya» jest z jednej strony obrazem spodlenia ludzkości, a z drugiej apoteozą poezyi, która, jeżeli jest wzniosła, jest w stanie odrodzić ludzkość; bez niej, bez jej wzniosłych haseł będzie coraz podlej na ziemi, samolubstwo wzrośnie tak bardzo, że brat podniesie rękę na brata, i wymordują się ludzie — i wtedy dopiero będzie dobrze... Może to przesada — taki wniosek, ale nie jest przesadą gorące pragnienie, aby żył w ludzkości jakiś pierwiastek idealny, którego najwyższym wyrazem jest — obok religii — niewątpliwie poezya. Pogląd swój na doniosłość poezyi i obowiązki poety wypowiedziała Żmichowska w «Trzech pieśniach gęślarza», lecz nowych myśli, którychby nie wypowiedzieli przed nią inni romantycy, one nie zawierają.
Wogóle — z wyjątkiem «Wyjątków z podróży kobiety» — pierwsze utwory Żmichowskiej nie znamionują jeszcze ani zbyt wielkiej samodzielności talentu, ani oryginalności myśli, ani siły wysłowienia; obrazowość stylu jest, ale posiłkuje się ona obrazami zapożyczonemi (z Mickiewicza zwłaszcza).


∗             ∗

W r. 1845 w Poznaniu ukazały się «Wolne chwile Gabryeli», a w nich, obok wyżej wymienionych utworów, ogłoszonych po czasopismach, mieszczą się: elegia «Czemu mi smutno?» i powiastka «Capriccio».
«Czemu mi smutno?» — to prześliczna elegia; głębokie uczucie smutku w piękną harmonię zlewa się tu z pierwiastkiem refleksyjnym, którym jest rozmyślanie nad przyczynami smutku szlachetnego serca; broni się poetka, jak może, przed smutkiem — wiarą w Boga, wiarą w ideały, w przyszły tryumf dobrego nad złem, — napróżno: refleksya nie zdoła ukoić zbolałego serca. «Ja powiem Bogu, czemu byłam smutną, bo ludziom mówić nie wolno», — ale poetka i przed ludźmi ujawniła przyczynę smutku:

......wszyscy w różne chodzą strony,
Każdy ku swojej gwiaździe obrócony,
Każdy niedbały, co na drodze jego,
Przepaść czy kamień, czy serce bliźniego,
Czołga się podle lub zuchwale leci,
Byle tam stanął, gdzie ta gwiazda świeci,
Co w oczach jego tak piękna, bo złota,
A w oczach Bożych garść łez, krwi i błota.

Oto główne źródło smutku Żmichowskiej — samolubstwo ludzi, ich sprzeniewierzanie się tym wzniosłym ideałom, do których poetka i entuzyastki dążyły. Zapewne, złożyły się na jej smutek i inne przyczyny, jak ta zwłaszcza, że «moi wszyscy duszą jednacy, serca sercem blizcy, już sobie dawno pod ziemią spoczęli», ale nie te przyczyny były istotne, — tamta, główna, nękała szlachetne serce i wsączała w nie kropla po kropli gorycz, która z siłą przemówiła pod postacią ironii w «Capriccio». Jest to opowiadanie entuzyastki Ksawery o jej milości do poety Juliana i o rozgoryczeniu, które jej ta miłość dała; a opowiadanie to jest bardzo ciekawe. Ludzie o sercach gorących w epoce panowania romantyzmu, słysząc ciągle od poetów, że poezya to olbrzymia siła, zawierzyli im na słowo i szukali w poezyi nietylko szczęścia, które obiecywała, ale i zaspokojenia potrzeb umysłu, odpowiedzi na wszystkie zagadki, trapiące ich umysł, i... doznawali zawodu. Tak i Ksawera mocno wierzyła, że «są tam gdzieś daleko mędrcy i poeci, co zdawna mają odpowiedź na wszystkie wątpliwości, że poeta rozwiąże wątpliwość, poeta powie mi wszystko, co ja chcę wiedzieć o Bogu, o naturze, o ludziach», i... zawiodła się. Oto Julian jej ukochany odpowiada, że poezya to jest wiecznotrwałe zapytanie, które stworzenie swemu Stwórcy na wszystkie wyśpiewuje tony. Odpowiedź byłaby mądrością Bożą, tak, jak ślepa spokojność zwierzęcą bezmyślnością bywa; — wśród tych dwóch kończyn jedynie jest prawdziwa wielkość człowieka — niepewność: chęć wiedzenia bez miary; oto ten poeta «spoetyzował, wzniósł do najwyższej potęgi to, co mię dotychczas w upokorzeniu trzymało — brak wewnętrznej pewności». A więc wierzyć w poezyę, jak w księgę najwyższej mądrości, a potem dowiedzieć się, że ta księga uczy tylko wątpić, że wznosi do najwyższej potęgi... brak wewnętrznej pewności» — czy to nie bolesny zawód? Lecz spotyka Ksawerę inny jeszcze zawód, nie mniej bolesny. Jest w «Capriccio» myśl, którą tak genialnie rozwinął Krasiński w «Nieboskiej komedyi», — że można być prawdziwym poetą, a lichym człowiekiem. Jest to prawda, którą stwierdzają biografie nie jednego i nie dwu poetów, a jednak i dziś jeszcze trudno uwierzyć, że poeta, który w swych słowach zdaje się być tak blizkim Boga, w czynach spada poniżej człowieka, że, jak mówi Krasiński, «potrafi udać Anioła, chwilą nim zagrząźnie w błoto». Tem trudniej było uwierzyć w to w epoce romantyzmu, kiedy to poetów poczytywano nie tylko za wieszczów, ale i za kapłanów narodu i ludzkości! Otóż i Ksawera myślała, że jej Julian to ideal. A on co? On rozniecił miłość w jej sercu, a potem porzucił i nietylko porzucił, ale jakby na pośmiewisko przysłał jej poemat, w którym tę jej miłość odtworzył. Więc cóż dziwnego, że Ksawera dochodzi do bolesnego przekonania, że «miłość poety jest balladą, sonetem, elegią, ale niczem więcej», że «poeta się kocha dla rymu, bo mu do natchnienia tej średniówki w życiu potrzeba; oświadczy ci się w pięknie zakreślonym peryodzie, a jeśli wzruszona i łatwowierna, z bijącem sercem, ze łzą w oku, dasz mu pełną uczucia, prawdy i wzniosłości odpowiedź, on ją gotów w lada pisemku za swój własny utwór przedrukować». I cóż dziwnego, że, doszedłszy do takiego przekonania, rozczarowuje się Ksawera? Ale i wtedy nawet ona broni Juliana, bo przecie poeta to inny człowiek, jak wszyscy, a więc jego nie obowiązują te same, co innych, zasady etyczne, bo «on wieszcz, on święty, on wybrany Boga»..... «On z życia rzeczywistego uczucie tylko czerpać powinien, z każdego serca wybrać daniną promień najczystszy, aby kiedyś w tęczę pomysłów rozwinął i ludziom oddał «poezyą.» Czy i Żmichowska jest tego samego zdania? W powieści niema na to pytanie odpowiedzi; lecz zapewne wówczas już, kiedy pisała «Capriccio», była zdania, że poeta musi tak postępować; z drugiej jednak strony widziała, że ludzie, którzy ślepo w poetów i w poezyę wierzą, doznają rozczarowania, i to rozczarowanie z niepospolitym przedstawiła talentem: ironia jej (pomijając niektóre przygodne ironiczne uwagi) polega na tem, że Ksawerze każe oddać rękę prozaicznemu Leopoldowi, który tak ją mało obchodził, że nie wiedziała nawet dobrze, czy to blondyn, czy brunet.
W Capriccio poruszyła Żmichowska ważną sprawę życiową i filozoficzną — kwestyę stosunku poety i poezyi, artysty i artyzmu do życia. Ta sama kwestya spoczywa na dnie jej arcydzieła, którem jest «Poganka» (1846).
Osnowa tego poematu prozą nie jest zawiła. Pewna rodzina przez długi czas cieszyła się szczęściem tak prawdziwem, tak mocnem, że nawet straty rodzinne na chwilę tylko jego słońce zasłaniały: wkrótce słońce znów z za chmur wychodziło i lało swe promienie jasne na tę błogosławioną rodzinę błogosławioną dla tego, że jej przykazaniem, zasadą życia była miłość Boga i człowieka. I trwało to wielkie szczęście dopóty, dopóki po długiej nieobecności nie wrócił do domu syn, Cypryan. Gdy wrócił, szczęście uciekło i nie wróciło już nigdy. Czemże był ów Cypryan, który większą krzywdę wyrządził rodzinie, niż nieubłagana śmierć, która porwała Józefa i Karola? Zbrodniarzem? despotą? szatanem? Nie! on był tylko — artystą. Sztuce, umiłowanej nad wszystko, poświęcił całe swoje życie, wszystkie zasoby zdrowia i teraz oto dowlókł się do domu, niemal umierający, trawiony suchotami. Niegdyś poznał Aspazyę — pogankę Aspazyę — pokochał ją, jako doskonałą piękność i jako najdoskonalszą artystkę życia. Ta miłość wyniszczyła go, odebrała mu wszystkie siły, oprócz szalonej, demonicznej miłości sztuki. Cudowne wdzięki Aspazi przeniósł Cypryan na płótno — wymalował obraz. Lecz obraz nie był skończony: piękność kobiecą trzeba uzupełnić pięknością męską, a dla niej długo nie mógł artysta znaleźć modelu. Nareszcie znalazł — w swym rodzonym bracie Beniaminie; on będzie Alcybiadesem, którego piękność będzie dopełnieniem piękności Aspazyi. Ale twarz Beniamina, choć cudownie piękna, nie ma w sobie ognia namiętności, subtelności rysów, potęgi uczucia, bo Beniamin nie poznał jeszcze życia, więc ono nie odbiło się na jego twarzy. Cypryan nie waha się ani na chwilę: rozmarzy duszę brata, wtajemniczy ją w świat miłości, zapali ja pragnieniem sławy, a twarz jego stanie się doskonałą pięknością. I tak się stało — model był, obraz został skończony, Cypryan, wyczerpany twórczością, umiera. A Beniamin? Ach! siew Cypryana wydał plon: Beniamin zapragnął żyć, kochać, z całym demonizmem swej gwałtownej natury rzucił się w wir miłości, całą duszą, sercem, mózgiem, krwią, nerwami. Do szaleństwa pokochał Aspazyę — tę samą pogankę Aspazyę — przez lat sześć służył jej wiernie, aby po sześciu latach być odtrąconym, złamanym nazawsze, bo wyczerpanym fizycznie, moralnie i umysłowo, i skruszyć szczęście swojej rodziny!
Co to wszystko znaczy, co chciała Żmichowska przez to wszystko powiedzieć? Mało jest w poezyi naszej utworów, któreby tak pobudzały do myślenia, tak suggestyjnie działały na czytelnika. Nie mogąc w tym krótkim szkicu szczegółowo i wyczerpująco wyjaśnić filozoficznego znaczenia «Poganki», wyjaśnimy tylko sam rdzeń poematu. Przypatrzmy się bliżej Cypryanowi i jego postępowa niu z Beniaminem.
Cypryan to jedna z najgłębszych kreacyi psychologicznych i artystycznych w naszej poezyi. Jak Aspazya jest wcieleniem demonizmu użycia, a Beniamin — demonizmu uczucia miłości ziemskiej, tak Cypryan jest wcieleniem demonizmu fantazyi artystycznej. On tak namiętnie, tak szalenie ukochał sztukę, że, jego zdaniem, wszystko w porównaniu z nią jest niczem, że wszystko, co jest na świecie — i natura i człowiek ze swemi uczuciami i szczęciem — istnieje po to tylko, aby służyć sztuce, która ma prawo wszystko brać na swój pokarm, stąpać tryumfalnie po trupach ludzkich, po ruinach szczęścia człowieka, po zgliszczach cnoty, ma prawo nie oszczędzać tego nawet, co ludzie za świętość poczytywać zwykli, — w przekonaniu, że na zwaliskach świątyń ludzkich ona zbuduje jeszcze wspanialsze świątynie. W to wszystko wierzy Cypryan. Szukając natchnienia, zaspokojenia swej szalonej fantazyi artystycznej, tulał się po górach alpejskich, — nie żałował sił i zdrowia, raz krew mu buchnęła ustami i nosem; ale to nic!... Co tam zdrowie? trzeba je złożyć w ofierze sztuce! Zupełnie tak samo rozumuje Cypryan, kiedy świadomie, zupełnie świadomie, zakłóca spokój pogodnej i niewinnej duszy brata: co tam brat? niech przepadnie, jako ofiara na oltarzu sztuki; on nawet powinien czuć się szczęśliwym, że służył za natchnienie dla artysty, za pokarm dla sztuki! Ale co Beniamin na to? czy on ma za złe bratu, że truje mu spokój? Nie, bo tak bardzo jest oczarowany tem wszystkiem, co mu mówi Cypryan, że, choć z początku nazywa go kusicielem, później czuje się dumnym i szczęśliwym. Nie dosyć na tem: nawet wówczas, kiedy Aspazya złamała mu życie, usprawiedliwia Cypryana, mówiąc, że on miał słuszność postąpić z nim tak, bo przecie artysta wzamian za unieszczęśliwienie jednostki daje przez sztukę szczęście tysiącom jednostek. A jeżeli tak, to artysta ma prawo «kłaść spokojne ucho na wzburzonej piersi, nastrajać do gry krwawe żyły cudzego serca i przebierać po nich marmurowemi palcami dopóty, dopóki mu artystycznego nie wydadzą dźwięku», dopóki nie wyśpiewa pieśni miłości. Ma prawo unieszczęśliwić człowieka, aby poetycznie odtworzyć nieszczęście, ma prawo wierzącemu wyrwać z serca wiarę w sprawiedliwość Bożą, aby poetycznie odtworzyć rozpacz i bluźnierstwo; ma prawo spalić Rzym, jak Neron, aby wyśpiewać poemat o pożarze Troi, ma prawo «przybić do krzyża żywego człowieka i bok mu włócznią śmiertelnie zranić, żeby odmalować konającą twarz Chrystusa.» Zresztą, ma czy nie ma prawa, artysta musi tak postępować, «bo tego wymaga organizm całej jego istoty, bo pszczoła także musi miód wydawać, kwiat musi pachnieć, woda rzeki musi płynąć.» Innemi słowy artyzm jest fatalizmem, nieugiętem prawem natury, funkcyą organiczna, artysta nie może tworzyć inaczej, jak tworzy. Oto jak przedstawia Żmichowska demonizm artyzmu. Ale czy solidaryzuje się z tem, co mówi Beniamin? Niewątpliwie: poczytując artyzm za siłę natury, w której niema miejsca na wolę wolę, patrzy nań ze stanowiska przyrodnicze go. To jednak nie przeszkadza, że rozumie, iż taki artyzm może być szkodliwy; oto dlaczego w usta Beniamina wkłada radę, aby ludzie zdala się trzymali od takich artystów, jak Cypryan: «No i cóż? czyż za to przekleństwo rzucić artyście?, a je żeli też wzamian cierpień i krwi waszej da nam jakie arcydzielo, prześliczny obraz, cudną nutę piosnki — to cóż? przeklinać także? O! nie, tylko niech ci, których kochają, zdala od artystów idą drogą swoją.... Geniusz artysty ogniem jest — rzucajcie mu na pastwę wszystko, co chcecie, tylko nie rzucajcie złotego szczęścia i serc, miłością bijacych. Można więc i trzeba uciekać od demonizmu artystycznego, ale sprawić, żeby artysta był innym, jak jest, a cóż dopiero żądać od niego, aby w swej twórczości kierował się jakiemiś względami, natury etycznej naprzykład, nie można: znaczyłoby to samo, co żądać np. od ognia, aby nie parzył.
Pod względem artystycznym, jako dzieło poezyi, «Poganka» stoi bardzo wysoko. Rażą wprawdzie w poemacie pomysły zbyt fantastyczne, nieprawdopodobne, jaskrawo odbijające od pomysłów prawdopodobnych; ta dysharmonia jednak to zwykłe zjawisko w poezyi i powieści romantycznej. Nie da się także zaprzeczyć w «Pogance» pewna nierównomierność w wykonaniu poszczególnych części: niektóre wypadki opowiedziane są obrazowo i szczegółowo, inne ogólnikowo i szkicowo. A jednak jest «Poganka» dziełem niepospolitej piękności. Co przedewszystkiem podziwiać w niej należy, to siłę fantazyi i siłę uczucia, a potem mistrzowską zarówno pod względem psychologicznym, jak artystycznym, charakterystykę trzech głównych postaci: Cypryana, Aspazyi i Beniamina, wreszcie doskonałą niemal harmonię, a nawet nierozdzielność pomiędzy pierwiastkiem filozoficznym a poetycznym, wreszcie piękno poszczególnych obrazów i sytuacyi; jako przykład, można wskazać choćby zaraz początek «Poganka» — prześliczny obraz rodzinnego szczęścia. A z tym obrazem, tak cichym, spokojnym, słonecznym, co za wspaniały kontrast stanowi scena, kiedy Cypryan kusi Beniamina!
Jest Poganka dziełem olbrzymiego talentu, jest arcydziełem Żmichowskiej, jest poematem, w którym rozum, uczucie i fantazya poetki zlały się w piękną harmonie trafnie i pięknie wyraził się Chmielowski, że na poemat ten «złożyła się zarówno cisza pustyni, jak i wulkaniczne wybuchy uczucia, poloty fantazyi, podniesionej do stopnia halucynacyjnych widzeń, a obok tych nie spokojnych czynników jasne i wiecznotrwałe promienie rozumu.»
Artystycznie od «Poganki» niższą jest «Książka pamiątek» (1847-1848). Główną postacią jest tu Marya Regina — umysł niepospolity, rozległy, ścisły, zdolny do rozumowania, fantazya ruchliwa, umiejąca z łatwością wgłębić się w cudze uczucia, dusza nawskroś artystyczna, szukająca piękna i umiejąca znaleźć je w życiu, skończona estetka, a zarazem skończona egoistka, kochająca tylko siebie i sztukę, bo i w bracie kocha nie tyle brata, ile artystę, któremu rzuca pod nogi serca Anny Klary i Helusi, aby go wzbogacić nowym artystycznym pomysłem, nową siłą twórczą; a postępując tak, jest przekonana, że postępuje dobrze, bo... służy sztuce. Niedosyć na tem; chciwa wrażeń, opętała swą miłością Marya Regina Ludwika niby to nie łudziła go, ale, dobrze widząc, co się dzieje w jego sercu, rozdmuchiwała w niem uczucie, póki wreszcie nie złamała swej ofiary i nie zniechęciła do życia. I znów musimy zapytać, czy Żmichowska podziela pogląd Maryi Reginy, że sztuka to Moloch krwiożerczy, który ma prawo pochłaniać swe ofiary. Widzieliśmy, że w «Pogance« poetka, poczytując twórczość artystyczną za siłę natury, tem samem składała z artysty wszelką odpowiedzialność za jego czyny. Otóż tutaj, w «Książce pamiątek» zupełnie inaczej tutaj wyraźnie wypowiada pogląd, że artysta ma wolną wolę, a jeżeli tak, to postulaty etyczne obowiązują go tak samo, jak każdego innego człowieka: nie wolno mu poświęcać dla sztuki cudzego szczęścia, nie wolno mu być egoistą. Demonizmowi sztuki przeciwstawia Żmichowska ideał szczęścia ludzkiego, a ten wówczas dopiero będzie osiągnięty, kiedy ludzie będą spełniali wielkie przykazanie i święty obowiązek miłości; nie rozpatruje już artyzmu ze stanowiska rzekomego prawa natury, które, jako takie, byłoby nieubłagane, lecz ze stanowiska pożytku społecznego, do którego każdy, a więc i artysta, rękę przyłożyć może i powinien. Jest więc «Książka pamiątek,» (mianowicie jej część druga) zwrotem w poglądach, a po części i w działalności Żmichowskiej.
Zwrot ten na tem polega, że odtąd staje się poetka publicystką odtąd tendencya występuje w jej pismach na plan pierwszy (na niekorzyść artyzmu), a tą tendencyą jest — uczyć swoje społeczeństwo, które w czasach reakcyi po roku 1848 bardzo nauki potrzebowało.
Co przedewszystkiem raziło Żmichowską w społeczeństwie, to obłuda: przeciwko niej wymierzyła swą satyrę p. n. «Adeodat» (1857 r.).
Ważnych i doniosłych spraw dotyka także Żmichowska w «Niektórych pismach bezimiennej autorki.» A więc w «Pierwszem mojem zapytaniu≫ staje w obronie tych, którzy krytycznie badają prawdy religijne, zakładając protest przeciwko przesadnej pokorze przeciwko bezmyślności w sprawach religijnych; w powiastce «Stary dwór w Świerszczowej» wykazuje, że ślepa, formalistyczna wiara — wiara, nie poparta rozumem i przeświadczeniem o doniosłości zasad etycznych — nie wyklucza już nietylko występku, ale nawet zbrodni; w «Mojem drugiem zapytaniu» oburza się na lenistwo myśli w ogóle, na rezygnacyę na polu uczuć i czynów. Wszystkie te pisma nie posiadają, ściśle biorąc, wybitnej wartości artystycznej, lecz odznaczają się głębokością myśli i trzeźwym poglądem na świat; tendencya, pierwiastek dydaktyczny pochłaniają całkowicie niemal fabułę powieściową, artyzm; właściwie mówiąc, są to wyborne rozprawki publicystyczne. Świetnością i głębokością analizy psychologicznej wśród «Pism bezimiennej autorki» odznacza się «Biała Róża»; powieści tej da się niejedno zarzucić pod względem artystycznym, ale, jako subtelna charakterystyka bardzo złożonej i bogatej natury kobiecej, jest arcydzielem powieści psychologicznej.


∗             ∗

Oto są, nie wszystkie wprawdzie, ale główne utwory Żmichowskiej, niezbędne do wytworzenia sobie pojęcia o jej działalności i niepospolitym talencie.
Przez filozoficzno-dydaktyczny charakter swoich utworów podobna jest Żmichowska do Krasińskiego. Oboje ideom abstrakcyjnym starali się nadać kształty konkretne; oboje gorąco wierzyli w to wszystko, co wzniosłe i szlachetne; oboje boleli nad upadkiem moralnym swego społeczeństwa i ludzkości całej; oboje starali się wskazywać społeczeństwu prawdziwą drogę.
Cóż złożyło się na taki charakter poezyi Żmichowskiej? Z jednej strony głęboki rozum i umysł rozległy, z drugiej olbrzymi talent poetycki, bujna na fantazya i gorące, a zawsze szlachetne uczucie. W harmonię umysł, uczucie i fantazya połączyły się w jej działalności raz tylko jeden w «Pogance»; po za tem rozum albo uczucie miały przewagę nad fantazyą, bo one to właśnie stanowią główną potęgę umysłowości Żmichowskiej. Wprawdzie, z początku, jak to zawsze być musi u natur wybitnie uczuciowych, uczucie brało górę nad rozumem; lecz z czasem połączyło się ono z rozumem w prześliczną całość harmonijną, i, jeżeli Szujski we wspomnianym nekrologu pisał: «Natura ekscentryczna i nerwowa, walcząca wewnętrznie w bogatej w zasób umysłowy duszy, nie wiemy, o ile i czy przyszła w końcu do zgody i harmonii wewnętrznej,» — to pisał tak dla tego, że nie znał jej listów, które dopiero po jego śmierci wydano. Bo listy (późniejsze mianowicie) świadczą wyraźnie, że siłą swego umysłu wywalczyła w sobie Żmichowska «zgodę i harmonię wewnętrzną,» że rozum głęboki i uczucie gorące zharmonizowały się z sobą. Dowodem tego są jej poglądy na własne społeczeństwo i na religię.
Kochała Żmichowska całem jestestwem swojem społeczeństwo; ale ta miłość była niezwykle rozumna; nie zaślepiała jej; nie zabiła w niej ani zmysłu spostrzegawczego, ani krytycyzmu. Całą duszą pragnęła szczęścia dla społeczeństwa, ale rozumiała, że ono ani łatwo, ani prędko osiągnąć się nie da. Za jeden z głównych warunków, potrzebnych do jego osiągnięcia, poczytywała równouprawnienie, a przedewszystkiem równouświadomienie wszystkich warstw społecznych; demokratyzm był zasadą jej filozofi spolecznej, a miał on swoje źródło nietylko w uczuciu miłości, ale i w głębokim rozumie, który mówił jej, że to tylko dla całości społeczeństwa prawdziwie owocnem być może, co wejdzie w uczucie i świadomość wszystkich warstw; wielkie plany narodowe do niczego nie prowadzą, jeżeli ich nie zrozumieją i nie odczują wszyscy (II, 31). W tym poglądzie na potrzebę łączności pomiędzy częściami składowemi społeczeństwa wzniosła się Żmichowska jeszcze wyżej: kraj wówczas tylko może istnieć i rozwijać się, kiedy będzie ogniwem w łańcuchu ogólnoeuropejskiej kultury. Stąd zaś płynie drugi kardynalny warunek szczęścia narodu: postęp cywilizacyjny (II, 180). Aby zaś urzeczywistniły się te dwa warunki, na to wiele czasu potrzeba: oto dla czego oburza się w listach Żmichowska na tych, co cały swój system polityczny zamknęli w jednem życzeniu — chcą się dać zabić (I, 102).
Taki sam głęboki rozum cechuje miłość Żmichowskiej ku Bogu. Miłość Boga, uczucie religijne były potrzebą jej serca; kto napisał pierwszy rozdział «Adeodata,» «Wstęp do książki z modlitwami,» a przedewszystkiem «Święć się Imię Twoje» modlitwę, w której nie wiedzieć co podziwiać więcej, czy wzniosłość uczucia, czy głębokość myśli, — ten był chyba bardzo religijny. Ale właśnie dlatego, że chciała Żmichowska kochać Boga prawdziwie, nie mogła i nie chciała być w swej religijności niekrytyczną: nie lubiła ortodoksyi w tem słusznem przekonaniu, że Bóg na to dał człowiekowi rozum, aby usiłował Go pojąć; szanowała kościół katolicki, ale nie wierzyła mu ślepo: «Jedność kościoła katolickiego jest niezawodnie najlepszością dotychczasowej historyi — nie mam odwagi i nie widzę potrzeby buntów przeciw niej wszczynać, ale dla tego właśnie, że ją bardzo szanuję, nie mogę jej przyjąć w sumieniu bez zupełnego uznania, bez wiary.» (I, 265, por. I, 301). A jak nie rozumiała Żmichowska, jak można prawdziwie kochać Boga, nie chcąc Go poznać, tj. nie zadając sobie trudu krytycznego rozbioru zasad religijnych, tak nienawidziła wszelkiej obłudy religijnej i bezmyślnej dewocyi, poczytując je wprost za obrazę Boga. Nienawidziła także klerykalizmu: atmosfera klerykalna, pseudopolskością przesiąknięta, duszniejszą jest dzisiaj od... Meternichowskich rządów (II, 183) Tak więc zarówno w patryotyzmie, jak w religijności Żmichowskiej, jej uczucie i rozum doszły do zgody: logika rozumu i szlachetność uczucia nie kłóciły się z sobą, lecz wzajemnie popierały. Ale wśród otoczenia swego, w świecie nie uczuć i przekonań, lecz rzeczywistości, jasno widziała Żmichowska, że ludzie nie dążą do urzeczywistnienia tych ideałów, które były częścią jej własnej duszy. Ona całem sercem kochała Boga, a widziała, że ludzie tak często miłość tę gwałcą albo udają kochała społeczeństwo, a rozumiała, że ono złą kroczy drogą; była pełna entuzyazmu dla tego, co szlachetne i wzniosłe, a dokoła siebie widziała często apatyę, chłód, rezygnacyę myśli i uczucia; chciała społeczeństwo uszczęśliwić, a widziała je coraz to nieszczęśliwszem. I dla tego przez całe życie było jej smutno. Lecz smutek nie złamał jej, nie zniżył jej duszy do rezygnacyi: jak w «Adeodacie», tak i w niej smutek «wzrastał i wzrastał..., aż z niemocy i osłabienia wielką siłą stał się.» Do śmierci miała Żmichowska siłę do pracy nad sobą i społeczeństwem, bo rozumiała, że «im zdolniejszymi się stajemy do zrozumienia praw Bożych, do ukochania bliźnich, do pracy nad tem, co jest pożyteczne i piękne, a co może być jeszcze pożyteczniejsze, jeszcze piękniejsze, niż dotąd bywalo; im łatwiej nam bogacić wiedzę naszą, otwierać serca nasze dla ludzkości całej, im wprawniejszą rękę do pługa ewangelicznego przyłożyć możemy: tem więcej wśród nas i w nas święci się Imię Boże.»

Ign. Chrzanowski.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ignacy Chrzanowski.
  1. Pierwsze zbiorowe wydanie dzieł Żmichowskiej ukazało się w Warszawie, w 4 tomach, 1861. - Drugie, w pięciu tomach, z życiorysem przez Chmielowskiego, tamże, 1885 — 6. Obydwa są niezupełne. Fragmenty «Ze spuścizny po Gabryeli» oraz «Wspomnienie rejenta» wydano w Ateneum, 1888, III. — «Listy Narcyzy Żmichowskiej do rodziny i przyjaciół» w dwu tomach wyszły w Krakowie, 1885. — Gruntowne studyum o Gabryeli napisał P. Chmielowski («Autorki polskie wieku XIX», str. 275-406; por. tamże «Entuzyastki», 226—274). Ob. także szkic Felicyi z Wasilewskich Boberskiej w „pismach“ (Lwów, 1893), str. 204-257.