Andrzeja Zbylitowskiego Epitalamium na wesele Zygmunta III/całość
<<< Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Andrzeja Zbylitowskiego Epitalamium na wesele Zygmunta III | |
Redaktor | Jan Łoś | |
Wydawca | Akademia Umiejętności | |
Data wyd. | 1893 | |
Miejsce wyd. | Kraków | |
Źródło | skany na Commons | |
| ||
Indeks stron |
W cesarskiej bibliotece publicznej w Petersburgu znajduje się jedyny znany obecnie egzemplarz „Epitalamium“, które dotychczas w większości spisów bibliograficznych prac A. Zbylitowskiego bywało pomijane. Nie wiedział nic o tym utworze Wiszniewski, Maciejowski, Sobieszczański i Turowski; inni wiedzieli coś, ale bardzo niedokładnie, i dopiero pierwszy prof. Wierzbowski, pomieściwszy wiadomość o tym poemaciku w swej „Bibliografii“, wskrzesił istotnie jego pamięć.
Egzemplarz petersburski, drukowany in 4°, nie posiada oprawy, lecz wprost na pierwszej stronicy ma wypisany tytuł; od owej tytułowej stronnicy rozpoczyna się paginacya, choć liczby stronnicowe występują dopiero na str. 3, gdzie u góry znajduje się cyfra 3, a u dołu a, i ciągną się aż do str. 17, która ma u dołu literę c. Wszystkich stronnic jest 18; ostatnia, podobnie jak tytułowa, nie jest niczem osłonięta.
Tytuł zajmuje całą pierwszą stronnicę: otacza go ramka podwójna z linij prostych, między któremi rzucone arabeski (podajemy poniżej przybliżoną podobiznę samego tylko napisu na karcie tytułowej); takaż sama ramka, ale bez arabesek, czyli podwójny margines otacza resztę stron książki. Początkowe litery, szczególnie w Epitalamium I, ozdobne, papier ładny, dość gładki, druk zwyczajny gocki z łacińskim w nagłówkach.
Na str. 18 znajduje się następująca rękopiśmienna notatka:
„Bentkowski nie wiedział na pewno o tem dziełku Zbylitowskiego, nie wiedział z pewnością, w polskim, czy też łacińskim języku miało ono być wydanem. Mylnie r. 1585 oznacza jako czas wydania. Kalinowski.“[1]
Poemacik ten ze względu na mnogość ustępów, nacechowanych prawdziwem natchnieniem, jak również z powodu zawartych w nim uwag o elekcyach królów polskich i o Kochanowskim, stanowi jeden z cenniejszych zabytków naszej literatury z czasów zygmuntowskich i jako taki ze wszech miar na uwagę zasługuje.
Petersburg, 25 września 1893 r.
ZYGMVNTOWI III. Z LASKI
BOZEY KROLOWI POLSKIEMV,
WIELKIEMV KSIĄZĘCIV
LITEWSKIEMV, &cę. &cę.
Y ARCYKSIĘZNIE I. M. RAKVSKIEY,
ANNIE, Z LASKI BOZEY NOWO
KORONOWANEY KROLOWEY
POLSKIEY , &cę. &cę.
W PÓŁNOCNYCH KRAINACH PANA,
ZYGMUNTA III, KRÓLA POLSKIEGO
ETC. ETC.
Nie o zbrojach (Panie mój) ani jako swoje
Morzem wojska Grekowie pławili do Troje,
Muza moja wspomina, ani jako mężny
Ajaks hufce szykował i Hektor potężny,
Ani jako tebańskie mury potłuczone, 5
Ani jako bogate Kartago zburzone;
Tym to zlecam, którym są miłe krwawe boje.
Lecz ja (królu sarmacki) wolę teraz twoje
Pociechy niezliczone wspomnieć piórem moim,
A pieśń jaką zaśpiewać o małżeństwie twoim. 10
A ty, o zacny królu, z zwykłej łaski twojej
I dobroci bądź wdzięczen, proszę, pracy mojej,
I daru niewielkiego, który nauczony
Tobie przez mię posyła syn pięknej Latony, —
I twojej oblubieńcy, której dziś korona 15
Droga na wdzięczną głowę szczęśliwie włożona.
W. K. M.
Wierny poddany, | ||
naniższy dworzanin | ||
i trukcas | ||
Andrzej Zbylitowski. |
Nadobnej Mnemozyny córy nauczone
I wiecznego Jowisza, którym poświęcone
Krynice z rogu skały helikońskiej płyną,
I z których daru zacni poetowie słyną, 20
Uczyńcie, śliczne Muze, pióro me wyprawne
Na rytm panu mojemu, żebym jego sławne
Goście wdzięczną ucieszył pieśnią i zabawić
Mógł uszy cnej królowej, a tak się postawić
Z swą kameną, jak niegdy Maro, co trojańskie 25
Opisał krwawe boje i nawy spartańskie,
Albo jako Pindarus tebański, jak dawny
Mityleński poeta i Homerus sławny:
Żebym króla zacnego (północnej krainy,
Głębokiej Wisły pana i szerokiej Dźwiny 30
I Karpatu wielkiego i Bieszczad wysokich
I zachodnich baltyckich morskich wód głębokich)
Małżeństwo mógł wysłowić i jego dzielności,
Rozum, męstwo, urodę i insze grzeczności,
Któremi jest od wiecznych bogów ozdobiony, 35
Czym ledwie Rzymski Numa był od nich uczczony
I Nestor i Annibal i Scypionowie
I Alcydes i Hektor i oni wodzowie
Lacedemońscy, którzy Trojej dobywali
I męstwem Ilionu pięknego dostali: 40
Ulikses nielękliwy i Pirrhus serdeczny
I śmiały Menaelaus, Achilles waleczny.
Sam poczni, piękny Phebe z Kalliopą swoją,
Przez twego daru za nic moje rytmy stoją,
Bo ty masz w twojej władzy i pegaskie stoki 45
I Helikon i Libetr i Parnas wysoki.
Córa pięknej Diony między boginiami
W niebie gładsza, a Thetys zaś między nimfami,
Które na oceanie głębokim mieszkają,
Za piękną (której Leda matką była) mają. 50
Daleko nad Cyprydę i grecką Helenę
I nad śliczną trojańską gładsza Poliksenę,
Mężny królu sarmacki, oblubieńca twoja:
Sparta takiej nie miała ani sławna Troja.
Jej dziwnie śliczne oczy i twarz tak rumiana, 55
Jako biała lilia różą przesypana;
Ledwie tak wdzięcznej barwy bywa rana zorza,
Gdy przed słońcem wypada z głębokiego morza.
Gwoździkowi podobna w ogrodzie pełnemu
Albo więc szarłatowi prawie czerwonemu. 60
Nuż przyjemność łaskawa, wstydem ozdobiona:
Taka bywa Cynthia, w złotą obleczona
Szatę, kiedy po brzegach Eurotowych chodzi,
Gry czyniąc rozmaite a tańce wywodzi,
Sama nad Oready wszytkie nacudniejsza 65
I urodą nad insze boginie przedniejsza.
Dobroć zaś, obyczaje, jej ludzkość i cnoty
Kto może wypowiedzieć i insze przymioty,
Któremi ją łaskawy Bóg obdarzył z nieba,
Że nie wiem, czegoby jej jeszcze więcej trzeba. 70
Mówi-li co, wejźrzy-li swoim wdzięcznym okiem,
Równa się, mężny królu, boginiom wysokiem:
Zgoła wszytko Bóg wieczny grzecznie w niej usadził,
Że żadnej niewdzięczności tam nic nie przysadził.
Jakową wdzięczność między boginiami miała 75
Erycyna, gdy złote jabłko otrzymała:
Taki ma dank i taką gładkość przed inszemi
Zacna królowa między dziewkami ślicznemi.
Jako więc śliczna Phebe pięknością przechodzi
Wszytkie gwiazdy, gdy z morza głębokiego wchodzi 80
Z spaniałą twarzą swoją na niebo wysokie,
Zostawiwszy podziemne krainy szerokie,
A przed nią swą gładkością śliczna ustępuje
Andromeda, ani się w ten czas popisuje
Urodą Kassiope ani Pleijady 85
I co od bogów wzięte na niebo Hijady;
Tak ty wszytkie boginie przechodzisz gładkością,
Urodą, obyczajmi, dowcipem, dzielnością,
Północnych krain pana oblubieńco śliczna;
Po tobie teraz wszytkim teskność ustawiczna 90
Nimfom, które w rakuskich krainach mieszkają,
I tym, co zdawna swobód swoich zażywają
Po pagórkach wesołych, tam gdzie zwykłe biegi
Bystra rzeka prowadzi pod wyniosłe brzegi.
Teraz lechijskie panny, co wiek młody macie, 95
I wy, które pod arktem północnym mieszkacie,
I wy, które nad Wartą i wodą Bugową
Albo za błotną Narwią albo za Niemnową,
I wy, co na Dnieprowe poglądacie wody
I na baltyckie twarde pokruszone lody, 100
Kiedy gniewem wzruszony Eolus złośliwy
Pędzi morskie bałwany i szturm popędliwy:
Wszytkie społem przyszedszy, kędy Wisła bieży
I gdzie Nimfa słowieńska, śliczna Wanda, leży,
Kładźcie na marmurowy ołtarz kwiatki wonne, 105
Palcie pachniące drzewa, kadzidła postronne,
Które z dalekich krain do was posyłają
Bogaci Arabowie, co tego dość mają,
Oddawajcie przystojne dzięki wierszem grzecznym
I kosztowne ofiary kładźcie bogom wiecznym 110
Za to, że wam oglądać panią waszę dali,
Której wszyscy od czasów już dawnych czekali.
Idźcie ją przywitajcie z wdzięcznemi cytrami
I z głosy wyprawnemi, z pieśnią i z lutniami,
A upominki swoje przytym oddawajcie, 115
Jej dzielności i cnoty wszytkie wysławiajcie.
Szczęśliwą ręką dnia teraźniejszego,
Zacny biskupie, włóż na sarmackiego
Pięknej urody króla śliczną żonę
Złotą koronę. 120
A winszuj przytem od wielowładnego
Jej pociech Pana i wieku długiego,
A w czas fortunny ślub małżeński święty
Kończ nierozjęty,
Żeby w lubych dnioch wiedli swoje lata 125
I w spólnej zgodzie zażywali świata,
Niech synów swoich dzieci oglądają,
Niech doczekają
I prawnuków ich, a ci nieprzerwany
Ród niech prowadzą, póki nieprzebrany 130
Eurotas płynie i Dunaj głęboki
I Dniepr szeroki.
Jako sen wdzięczny bywa pod klonem odzianym
Czasu letniego słońca żeńcom spracowanym,
Jako po ciemnych chmurach przyjemna pogoda, 135
Jaki upragnionemu smak przynosi woda
Słodkiego zdroju, która z kamiennej wypływa
Zimnej skały a onę gęsty buk okrywa, —
Tak mnie jest, oblubieńco siestrzeńca mojego,
Wdzięczny czas teraźniejszy przyjachania twego. 140
Wszytki zaraz pociechy i wszytkie radości
Serce me nawiedziły w tej zeszłej starości.
Niema tak wiele pereł drogich Tilos w sobie,
Jako wiele grzeczności dał Bóg wieczny tobie,
Ani tak wiele złota Pangeus tracyjski, 145
Ani tak wiele piasku ma Hermus lidyjski,
Jako wiele rozkoszy mnie z tobą przybyło,
Prawie mi się pół wieku znowu zaś wróciło.
Przetoż ciebie (co nie masz początku ni końca,
Twórco niebieskich duchów i lotnego słońca) 150
Za to chwalę, któremu i koło miesięczne
I prędkie wiatry służą, ogień, gwiazdy wdzięczne,
Któryś jeszcze przed wieki sam był tylko w sobie,
A żaden nigdy nie jest niwczym rówien tobie,
I wprzód, nim zasklepione niebo świat przykryło, 155
Niż morze niezbrodzone w brzegach swych stanęło,
Niż ziemie wielożywnej fundament widziany
Albo pozór ten piękny wszytkim rzeczom dany
Niż to, co wdzięczne koło świata obtoczyło,
I co rządnie na ziemi i w niebie stanęło 160
I w morzu, i w szumiących rzekach — niezmierzony
Boże — zwierz, ptastwo, ryby i lud niezliczony,
Tobie dzięki oddaję na czasy wszelakie
Za to, żeś mię zostawił na pociechy takie.
Melpomene, co swego w ślicznym Helikonie 165
Apollina całujesz kędzierzawe skronie
I słuchasz jego wdzięcznych strun w parnaskim cieniu
I głosu uciesznego przy chłodnym strumieniu,
Życz sarmackim poetom teraz łaski twojej,
Żeby mogli wysłowić cnoty paniej swojej 170
I zaśpiewać przy lutni, nie jako Mars srogi
Bitwy zwodzi i jako ludziom czyni trwogi,
Szykując krwawe wojska we zbroję ubrany,
Z Belloną niespokojną społem siejąc rany, —
Lecz tak, jako Cynthius w Parnazie wysokiem 175
Z wami śpiewa nad chłodnym hipokreńskim stokiem,
Gdy o sprawach wspomina nadobnej Latony
I o dziwnych miłościach niebieskiej Junony:
Jako córę nadobną wziął Inachusowi
Jowisz, której kazała potem Argusowi 180
Juno strzedz stookiemu; jako przez szeroki
Z Europą przepłynął morski bród głęboki.
Wspomnicie jeszcze, jako tenżeto z chłopięciem
W postawie orlej leciał w niebo, to łabęciem
Przypłynął do nadobnej Ledy ku brzegowi, 185
Drugi raz był podobny złocistemu dżdżowi,
Gdy na fartuch kroplami padał drogotkany
Urodziwej Danai, pod dachem trzymany;
Zaś się w obłok odmienił, a mgłą piękne lice
Zasłonił, i tak oknem wleciał do łożnice; 190
Czego się ważył Jazon, gdy do Kolchu płynął
Po złotą owcę w nawie, a jednak nie zginął,
Bo go życzliwa Wenus wnetże ratowała,
Ona mu męstwa, ona i serca dodała,
Że i dziewkę królewską wziął i runo drogie: 195
Sama królewna smoki (co go strzegli srogie)
Uspiła, iż bezpiecznie z nią jachał w swą drogę,
A ojcu żałosnemu uczyniła trwogę
I smutek, bo i skarby i sama mężnemu
Zwierzyła się od ojca Jazonowi swemu. 200
Wspomnicie, jak Leander piękną Herę swoję,
I Achilles serdeczny, co spustoszył Troję,
Miłował naprzedniejszą w gładkość Bryzeidę,
I Demochoon tracką nadobną Philidę;
Jako sobie poczynał króla ateńskiego 205
Mężny syn pięknej Aetry, kiedy kreteńskiego
Króla córę jedyną wziął w okręty swoje,
Przeszedszy Labiryntu mylnego pokoje,
I co jedno Cypryda kiedy poczynała,
Bądź sama, bądź to swemu synowi kazała: 210
Tak na ziemi śmiertelnym ludziom, tak wysokim
W niebie bogom lub Nimfom na morzu szerokim.
To wy teraz łagodnym wierszem wspominajcie,
Poetowie, to na swych lutniach wygrawajcie,
Słowieńscy muzykowie, i głosy wdzięcznemi 215
Rozweselcie królewskie goście dzisia swemi.
A ty przedsię nie próżnuj, Bromie wesoły,
Obchódź koleją wszytkich gości zacnych stoły,
Dodając dobrej myśli, i słodkiej jagody
Co nawięcej każ nosić a ten orszak młody 220
Wywodź w tańce; a niechaj przy królu pieszczony
Z sajdaczkiem blisko stoi wnuk pięknej Diony.
Teraz wy, co rozliczne rzeczy malujecie
I ze złota drogiego twarzy formujecie:
Terazby się popisać tu z dzielnością swoją 225
I z nauką, subtelny Apellesie, twoją;
Terazby tu wyprawić, Kallimache, sztukę
I pokazać, Mironie, wymyślną naukę,
I jeśliś kiedy umiał co, Phidia; i ty,
Praksitele, w nauce swej niepospolity, — 230
Terazby wam śliczną twarz tej panny malować,
Z miedzi lać i z marmuru gładzonego kować
Albo z jasnego złota albo z pereł drogich,
Pirgotele, i z przednich szafirów chędogich.
Piękniejszej ta daleko twarzy i urody, 235
Niż Tindaris, dla której przez głębokie wody
Morskie pływał przeważny królewic dardański
W żaglolotnych okręciech aż na brzeg spartański.
Pójdę z tobą, lutni moja,
Do ozdobnego pokoja, 240
Gdzie Himen i syn Latony
I Kupido wszedł pieszczony
I nadobna Erycyna
I urodziwa Lucyna
A tam królowi możnemu 245
Śpiewać będziem sarmackiemu.
Póki służą młode lata
Zażywaj w pokoju świata
I dni lubych, urodziwy
Królu, z tym, ktoć jest życzliwy. 250
Nie zawżdy wiek taki płynie;
Z czasem młodość śliczna ginie,
Zdrowie, gładkość i uroda,
Wszytko to bieży jak woda,
Która się nie wraca potym, 255
Byś nabarziej myślał o tym.
Wdzięczna wiosna raz odchodzi,
Zaś znowu potym przychodzi:
Gdy zima przykra ustaje,
I śnieg biały z lodem taje, 260
Znowu się kwiatki wracają
I zielone trawy wstają
I list drzewa biorą na się
I ptastwo się wraca zasię, —
Ale wiek nasz tak odchodzi, 265
Jak woda czasu powodzi.
Słońce choć na noc ustaje,
Jednak rano znowu wstaje
Z podziemnych krajów szerokich
I z morskich brodów głębokich: 270
Lata nasze nie są wrotne
Nigdy, jak słońce obrotne;
Przeto póki zdrowie służy
I uroda śliczna płuży
I gładkość i mężna siła 275
I dokąd twój będzie wiła
Wiek straszliwa Kloto, ciemnych
Bogini krajów podziemnych,
Zażyj pociech lubych sobie
Z oblubieńcą daną tobie, 280
Niemasz, coćby przeszkadzało,
I twą radość odjąć miało.
Oto śliczną wedle siebie
Masz boginią, która ciebie
Zabawiać i cieszyć będzie, 285
Dokąd Parka twój wiek przędzie.
Jako więc miło pojźrzeć na ogród zielony,
Czasu wiosny różnemi kwiaty ozdobiony:
Owdzie kwiat leliowy a owdzie różany,
Tu hiacynt a tam zaś gwoździk nakrapiany — 290
Równie tak miło pojźrzeć na wielce wstydliwą
(Północnych krajów pani) twarz twą urodziwą.
Ano tu śliczne oczy, wzrok ku wszem łaskawy,
Różane usta i brwi piękne bez przyprawy,
Zęby perłom podobne, rumiane jagody, 295
Ledwie taka Cydippe była, gdy ją młody
Acontius obaczył na wyspie szerokiej,
A ona dary swoje Dianie wysokiej
I zwykłe nabożeństwo roczne oddawała, —
Nigdyby, cna królowa, z tobą nie zrównała. 300
Cokolwiek poczniesz, wszędy niewymowna z tobą
Wdzięczność przy pięknej twarzy, mając ludzkość z sobą.
Bych miał insze wspominać osobne przymioty,
I obyczaje śliczne i twe wszytkie cnoty,
Łatwiejbym zliczył gwiazdy snadź jasne na niebie, 305
Niż to, czym Bóg (królowa zacna) uczcił ciebie.
Bych miał tyle języków i tyle wymowy,
Jako wiele ma piasku brzeg Erydanowy,
Ledwiebych sprostał temu; i bych wszytkie zdroje
Hipokreńskiej na grzeczny wiersz wlał w pióro moje, 310
Ledwiebych w to potrafił, żebym dostatecznie
Mógł wymówić, jako cię Bóg stworzył tak grzecznie.
Dzień już na schodzie, a wieczorne zorze
Pędzi na niebo oceańskie morze.
Czas doprowadzić w kosztowną łożnicę, 315
Hymen, królowi cną oblubienicę,
Każ nieść pochodnie i słodkie potrawy,
Dla ślicznych panien sarmackich zabawy,
I smaczny napój i podarki drogie;
A niech nie wchodzą tam, co zwady srogie 320
I straszne lubią niepotrzebne boje,
Mężny Gradiwie, i rozruchy twoje.
Lecz niechaj wnidzie Phebus złotowłosy
I piękne Muze z wyprawnemi głosy
I Orpheus z lirą i Demodok dawny 325
I z lutnią swoją Amphion przesławny,
Co skały twarde poruszał swym graniem,
Arion z arfą niechaj wnidzie za niem,
Którego Delphin niósł przez morskie wody
Na grzbiecie swoim bez wszelakiej szkody, 330
Za nimi wszyscy wdzięczni muzykowie
I co przedniejszy sławni poetowie,
Którzy umieją swym wierszem przywodzić
Ludziom dobrą myśl i pieśnią dogodzić.
Niech przydzie Zapho lesbijska z wdzięcznemi 335
I Anakreon rytmy wesołemi
I nasz słowieński pisorym uczony,
Co na aońskiej skale posadzony
Czerpa dziś słodkie kastalijskie zdroje,
Śpiewając sprawy, sławna Polsko, twoje, 340
Niechaj uczyni królowi swojemu
Pieśń jaką wdzięczną, a on zato jemu
Każe postawić kolos w Czarnolesie,
Tam gdzie się schował, że wiecznie poniesie
Świat jego sławę, póki lata wrotne 345
Trwać będą i dzień i słońce obrotne.
Niech Cytherea, Hymen, wnidzie z tobą,
Wziąwszy małego Kupidina z sobą,
A tam, co umie, niechaj pokazuje,
Niech się tam wdzięczny syn jej popisuje, 350
I tak szczęśliwie spuszcza strzały swoje,
Żeby ugodził zaraz serca dwoje
Na spólną miłość, która niech statecznie
W jednakiej zgodzie długi czas trwa wiecznie
I w takiej wierze, w takiej życzliwości, 355
W jakowej niegdy żyła uprzejmości
Tessalijskiego króla śliczna żona,
Albo więc takiej, jakiej była ona
Ewandre, dziewka Gradywa mężnego,
A Penelope króla lakońskiego.
Bądź niewątpliwej już, królu, nadzieje, 360
Bo twoja radość szczęśliwie przyspieje,
Tobie mężnego obiecuje syna
Piękna Lucyna,
Który gdy, da Bóg, doroście lat swoich,
Będzie dzielności naśladował twoich 365
I cnót wysokich, męstwa, pobożności
Zaraz w młodości.
Będzie straszliwy wszem nieprzyjacielom,
Moskwie pierzchliwej i też inszym wielom,
A swoją ręką bisurmańskie szyje 370
Mężnie pobije.
I niepożytym stanie w każdym boju,
A Scytom, którzy nie lubią pokoju,
Będzie tak srogim, jak lew krwie chciwemu
Tygrowi złemu; 375
I tak szczęśliwy, że pohańce brzydkie
Siłą swą zetrze i pogromi wszytkie,
Mszcząc się poddanych, sławna Polsko, swoich,
Krwie synów twoich.
Będzie za bystre babilońskie wody 380
Przed nim uchodził aż pod perskie grody,
I za odległy brzeg Euphratowy
Turczyn surowy.
Przesławna Polsko, co do morza wody
Wiślne prowadzisz, już się nie bój szkody 385
I niepotrzebnych tak częstych nakładów
I złych sąsiadów,
Któreś częstokroć przeszłych lat miewała,
Kiedyś nowego coraz obierała
Pana z postronnych krain z silną trwogą, 390
Z utratą drogą.
Zewsząd przylegli na cię pilnowali
Nieprzyjaciele, a tego czekali,
Żeby twój wieniec, zgodą przewijany,
Był rozerwany. 395
Zostawi, da Bóg, sławny Zygmunt tobie
Mężnego syna podobnego sobie,
Z którym się dawny przywróci wiek złoty
I wszytkie cnoty.
A wy, co wolność drogą w ręku macie 400
I pospolitą rzeczą się paracie,
Nie psujcie próżno głów elekcyami
I praktykami.
Królu, który na niebie przebywasz wysokiem,
Na ludzkie sprawy jasnym z góry patrząc okiem, 405
Z którego łaski żywie, cokolwiek w głębokiej
Morskiej przepaści mieszka i w ziemi szerokiej
I na górach wysokich i w ciemnych jaskiniach
I co jedno jest zwierza w dalekich pustyniach,
Którego lwi okrutni i smocy słuchają 410
I ogromni Cetowie, co w morzu pływają,
Na którego wskazanie strzały piorunowe
I ogromne łyskania zawżdy są gotowe,
Któremu jasna zorza i Hesperus wschodzi,
I słońce niezgaszone wstaje i zachodzi, — 415
Przedłuż panu naszemu zdrowia, uczyń sprawy
Jego wszytkie szczęśliwe, o Królu łaskawy!
Niechaj bitnym Sarmatom szczęśliwie panuje
I lechijskim krainom długo rozkazuje,
Gdzie też przed nim rządzili mężni Kaźmierzowie, 420
Lech, Grachus, z łaski twojej, i Bolesławowie
I Wanda urodziwa, Nimfa wiślnej wody,
Która boginiom swój wiek poświęciła młody,
I Władysław Jagiełło, co Prusy zwojował,
I mężny Zygmunt z synem, i co Moskwę psował 425
Śmiały Stefan, i inszy przeważni królowie,
Których sławę i dzielność zacni poetowie
Piórem swoim zostawią przyszłemu wiekowi,
Co podawać potomek będzie potomkowi,
Dokąd jedno na niebie wielkim świeci wdzięczny 430
Hiperion swą twarzą i okrąg miesięczny!
Gładsza — najgładsza, najładniejsza.
Gładzony — polerowny.
Grzeczność — zaleta, przymiot.
Niwczem — w niczem.
Oblubieńca — oblubienica.
Parać się — zajmować się.
Pilnować na kogo — czychać.
Pisorym — poeta.
Pozór — powierzchowność.
Prawie — bardzo, istotnie.
Przyspieć — spełnić się.
Schód — zachód.
Stać za co — być wartym.
Wielożywny — urodzajny.
Wyprawny — wprawny.
Zeszły — późny.
Zwierzyć się — powierzyć się.
- ↑ To ostatnie nazwisko jest wypisane także na karcie tytułowej („Kalinowski Wiktor. 22 listopada 1857 r. Petersburg“).