Anioł Pitoux/Tom II/Rozdział XXXV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Anioł Pitoux |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Bibljoteka Rodzinna |
Data wyd. | 1928 |
Druk | Drukarnia Literacka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Ange Pitou |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom II Cały tekst |
Indeks stron |
Widzieliśmy jak zniweczone zostały nadzieje Ludwika.
Upadek był sromotny. Anioł wyklęty spadając z nieba do piekieł, nie upadł tak głęboko. Szatan był w piekle królem, Pitoux zaś wygnany przez księdza Fortier, został napowrót prostym Ludwikiem Pitoux.
Jak się tu pokazać podwładnym? Jak powiedzieć im, okazawszy tyle nierozsądnej ufności w swe siły, że wódz ich jest samochwalcem, fanfaronem, który z kaskiem i mieczem przy boku, pozwolił wybić się dyscypliną starcowi.
Zapowiadać zwyciężenie księdza Fortier i odejść z niczem, toż to szkaradne.
Pitoux usiadł na brzegu rowu, ukrył twarz w rękach i zamyślił się głęboko.
Miał nadzieję ułagodzić księdza Fortier mówiąc doń po grecku i po łacinie. Pochlebiał sobie w naiwnej prostocie, że piękne wyrażenia ujmą Cerbera, ale Cerber ugryzł rękę, a nie ugryzł ciastka z miodem.
Ksiądz Fortier miał przedewszystkiem ogromną miłość własną, Pitoux nie liczył na to, a jednak więcej rozdrażnił księdza Fortier błąd sylogistyczny, schwytany przez Ludwika, niż żądanie owych trzydziestu karabinów.
Młodzi ludzie błądzą zawsze zbyteczną wiarą w zacność ludzi innych.
Ksiądz Fortier był zapalonym rojalistą, ale jeszcze dumniejszym filologiem.
Trzeba było o innych pomyśleć środkach.
Pitoux powinien był dowieść księdzu Fortier zasad swoich rojalistycznych, a szczególniej puścić płazem błędy sylogistyczne.
Trzeba było wytłumaczyć staremu, że gwardja narodowa w Haramoncie, staje przeciw rewolucji. Trzeba było przyrzec, że to będzie armja opiekuńcza króla.
Ksiądz byłby wtedy niewątpliwie otworzył skarby swoje i arsenały, aby zapewnić monarchji pomoc takiej walecznej armji i jej bohaterskiego wodza.
Ten fałsz byłby dyplomacją. Pitoux poradziwszy się sam siebie, przejrzał w pamięci wszystkie dawne historje.
Przyszedł mu na pamięć Brutus, który udawał głupiego aby uśpić swych nieprzyjaciół, a był wielkim człowiekiem.
Ten argument zakłopotał go mocno.
Rozmyślając dalej przyszedł do przekonania, że Arystydes żył w czasach szczęśliwych, gdy Persów dobrą wiarą zwyciężyć było można.
Myśląc dłużej, przekonał się o wygnaniu Arystydesa, co jakkolwiek nie było słusznem, przechyliło szalę na stronę Filipa Macedońskiego, Brutusa i Temistoklesa.
Przechodząc do przykładów nowych, Pitoux zadał sobie pytanie, coby uczynili pan Gilbert, pan Bailly, pan Lameth, pan Barnave i pan de Mirabeau, gdyby byli na jego miejscu, a Ludwik XVI gdyby był księdzem Fortierem?...
Coby zrobili, gdyby chcieli królewską bronią zaopatrzyć trzystu lub pięciuset gwardzistów narodowych Francji?
Z pewnością postąpiliby wprost przeciwnie niż Pitoux.
Przekonaliby Ludwika XVI, że naród niczego tak nie pragnie, jak ocalić i zachować ojca francuzów, że aby go ocalić skutecznie, potrzeba trzystu do pięciuset karabinów.
I z pewnością pan de Mirabeau na swojemby postawił.
Pitoux pomyślał także o znanej śpiewce, która mówi:
Chcesz co otrzymać od djabła,
Mianuj go jaśnie wielmożnym.
To dało mu do myślenia, że Anioł Pitoux jest czworonogiem bydlęciem, i żeby wrócić z chwałą do wyborców powinien obmyśleć coś takiego, coby było wprost przeciwnem jego działaniom dotychczasowym.
Szperając w tej nowej kopalni, Pitoux postanowił zdobyć chytrością lub siłą broń, której mu odmówiono. Jeden tylko przedstawiał się nato środek.
Był to podstęp.
Można było zakraść się do muzeum księdza Fortier i zabrać broń z arsenału.
Działając sam, popełniłby kradzież, przypuszczając do współpracownictwa towarzyszów, nada sprawie charakter wojenny.
Kradzież! to słowo źle brzmiało w uszach poczciwego chłopca.
Zabór!... nie ulega wątpliwości, iż znajdzie się we Francji dosyć ludzi przywiązanych do dawnych praw, którzy zabór ten nazwą grabieżą albo kradzieżą zbrojną.
Uwagi te zniechęciły Ludwika do wykonania zamiarów powyższych.
Miłość własna jego silnie była podrażniona; aby wyjść z honorem nie można było używać niczyjej pomocy.
Począł szukać i rozpatrywać z uwielbieniem nowe tory, na jakie myśl jego wchodziła.
Nareszcie jak Archimedes, zawołał: Eureka! co poprostu znaczy znalazłem.
Oto środek, który Pitoux znalazł w swym własnym arsenale.
Pan de Lafayette jest naczelnym wodzem gwardji narodowej we Francji.
Haramont leży we Francji.
Haramont posiada gwardję narodową.
A więc pan de Lafayette nie powinien ścierpieć, aby brakowało broni jego żołnierzom.
Do pana Lafayette dostać się można przez Gilberta, a do Gilberta przez Billota.
Pitoux napisał list do Billota.
Ponieważ Billot nie umie czytać, Gilbert mu więc przeczyta i wszystko pójdzie jak najlepiej.
Postanowiwszy to, Pitoux czekał nocy, wrócił tajemniczo do Haramontu i ujął pióro.
Mimo wszelkiej atoli ostrożności, widzieli go Klaudjusz Tellier i Dezyderjusz Maniquet. Odeszli oni z oczami w list utkwionemi, z palcem na ustach.
„Rewolucja codzień więcej zyskuje w kraju stronników. Arystokraci tracą grunt, patrioci się ruszają.
„Gmina haramoncka zaciąga się do służby czynnej gwardji narodowej.
„Ale nie ma broni.
„Jest jednak sposób zaradzenia złemu. Niektóre osobistości prywatne mają u siebie karabiny i strzelby, i gdyby oddać je chcieli na użytek publiczny, oszczędziliby wydatku skarbowi.
„Gdyby generał de Lafayette rozkazał, aby takie nielegalne składy oddano do rozporządzenia gminom, podejmuję się dostarczyć trzydzieści karabinów.
„Jest to jedyny środek położenia tamy dążeniom kontrrewolucyjnym arystokratów i nieprzyjaciół narodu.
Skończywszy pisanie, Pitoux spostrzegł, że nie doniósł dzierżawcy nic o domu i rodzinie. Traktował go zanadto po brutusowsku, ale z drugiej strony opisać szczegóły Katarzynie, byłoby to albo kłamać, albo rozedrzeć serce ojcu, rozdrażnić wreszcie w swem własnem sercu krwawiącą się ranę; stłumił zatem westchnienie i w postscriptum napisał:
„P. S. Pani Billot i panna Katarzyna wraz z całym domem, zdrowe i polecają się pamięci pana Billot“.
Tym sposobem Pitoux nie skompromitował ani siebie, ani nikogo.
Pokazując wtajemniczonym białą kopertę mającą jechać do Paryża, dowódca siły zbrojnej Haramontu, rzekł tylko:
— Oto jest.
I rzucił list do skrzynki.
Niedługo czekał na odpowiedź.
W dwa dni potem umyślny przybył konno do Haramontu, by widzieć się z Aniołem Pitoux.
Wielkie było poruszenie, wielkie oczekiwanie i obawa żołnierzy.
Koń gońca pokryty był pianą.
Goniec nosił mundur sztabu gwardji narodowej paryskiej.
Łatwo osądzić, jakie wywarł wrażenie i jakie spowodował bicie serca Ludwika.
Zbliżył się drżący i blady, i wziął pakiet, który mu oficer z uśmiechem podawał.
Była to odpowiedź pana Billota pisana ręką Gilberta.
Billot w tym liście zaleca Ludwikowi-Aniołowi Pitoux umiarkowanie w patrjotyzmie.
Przysłał rozkaz generała Lafayette, podpisany przez ministra wojny, aby uzbroić gwardję narodową w Soissons i Laon.
Rozkaz zawarty był w tych słowach:
Ci co mają więcej nad jeden pałasz i karabin, obowiązani są oddać broń do rozporządzenia dowódcy oddziału każdej Gminy.
„Rozkaz ten ma być wykonany w całej prowincji“.
Pitoux zaczerwieniony z radości, podziękował oficerowi, który z nowym uśmiechem odjechał dalej.
Tym sposobem Pitoux stanął u szczytu marzeń, przyjmował bezpośrednie poselstwa od generała de Lafayette i od ministrów.
Polecenia te w dodatku zgadzały się najzupełniej z planami i chęciami Pitoux.
Próżną byłoby pracą opisywać, jakie odwiedziny te uczyniły wrażenie na wyborcach Ludwika Pitoux.
Widząc jeden po drugim chcieli widzieć rozkaz, chcieli dotknąć pieczęci ministra, którą im Pitoux uprzejmie pokazywał.
A kiedy liczba słuchaczy zmniejszyła się i tylko sami wtajemniczeni zostali:
— Obywatele!... — rzekł Pitoux, zamiary moje spełniły się jak przewidziałem. Pisałem do generała de Lafayette o zamiarze waszym ustanowienia gwardji narodowej, i o tem żeście mnie powołali na wodza. Czytajcie adres listu, jaki od ministerstwa otrzymałem.
Podał im papier z temi słowami:
— Jestem więc — ciągnął Pitoux, uznany przez pana de Lafayette za wodza gwardji narodowej. Jesteście i wy uznani za gwardzistów przez pana de Lafayette i ministra wojny.
Wielki okrzyk radości i uwielbienia rozległ się w murach izdebki Ludwika.
— Co zaś do broni — ciągnął bohater — mam środek jej zdobycia. Zanominujcie zaraz z pomiędzy siebie porucznika i sierżanta. Te dwie powagi towarzyszyć mi będą w wyprawie.
Słuchacze spojrzeli po sobie niepewni.
— Kogo radzisz wybrać Pitoux? — spytał Maniquet.
— To mnie nic zgoła nie obchodzi — rzekł Pitoux z pewną godnością — wybory nie znoszą żadnych wpływów, zbierzcie się, wybierzcie dwóch wymienionych starszych, tylko żeby to byli ludzie pewni. Oto wszystko, co mam miałem do powiedzenia. Idźcie!
Po tych słowach z królewskim dostojeństwem wymówionych, Pitoux pożegnał żołnierzy i pozostał sam ze swoją wielkością.
Wybory trwały godzinę. Porucznik i sierżant zostali zamianowani: sierżantem został Klaudjusz Tellier, porucznikiem, Dezyderjusz Maniquet. Anioł Pitoux, zatwierdził obu, a potem rzekł:
— Teraz panowie, ani chwili do stracenia nie mamy.
— Tak, tak, uczmy się manewrów! — zawołał jeden z najzapaleńszych.
— Zaraz — odparł Pitoux — przedewszystkiem dostańmy broni.
— Słusznie — rzekła starszyzna.
— Nie możnaby uczyć się kijami?...
— Postępujmy po wojskowemu — powiedział Pitoux, widząc ogólny zapał do sztuki, której uczyć nie mógł, bo jej sam nie umiał — żołnierze, którzy chcą strzelać z kijów to śmieszne, nie zaczynajmy od śmieszności!
— Prawda! — odpowiedziano — karabinów!
— Chodźcież ze mną, poruczniku i sierżancie, reszta niech czeka naszego powrotu.
Odpowiedziano mu pełnem uszanowania przyzwoleniem.
— Mamy jeszcze sześć godzin dnia. To aż nadto aby pójść do Villers-Cotterets, załatwić tam interes i wrócić.
— Naprzód, marsz! — zawołał Pitoux.
Sztab armji haramonckiej ruszył niebawem w drogę.
Gdy Pitoux jeszcze raz odczytał list Billota, aby się przekonać czy to wszystko snem nie było, znalazł tam zdanie Gilberta, którego przedtem nie zauważył:
„Dlaczego Pitoux, nie dał panu Gilbertowi wiadomości o Sebastjanie?
„Dlaczego Sebastjan nie pisze do ojca?“.