Bóg Jezus w świetle badań cudzych i własnych/19

<<< Dane tekstu >>>
Autor Andrzej Niemojewski
Tytuł Bóg Jezus w świetle badań cudzych i własnych
Podtytuł Z 112 wizerunkami i rysunkami
Wydawca Wydawnictwo „Myśli Niepodległej“
Data wyd. 1909
Druk L. Biliński i W. Maślankiewicz
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
19.  SYSTEM ASTRALNY ŁUKASZA.

Konstelacja, czyli Miejsce, czyli Dom Bliźniąt zowie się w zodjaku żydowskim: Symeon-Lewi. Imię własne Lewi jest synonimem Kapłana. A zatem Kapłana Zacharjasza w tej konstelacji szukać musimy. Jednym bliźniakiem będzie Kapłan, drugim występujący później Symeon Bogobojny.
Kapłan postrzega Anioła Gabrjela po prawej stronie Ołtarza Kadzenia. Wiemy, że wedle języka astralnego gwiazdy są Aniołami. Wiemy również z badań dr. Eryka Bischoffa, że wedle pojęć talmudycznych Anioł Gabrjel ma miejsce w punkcie południowym, czyli w konstelacji Ryb. A więc znane są nam już dwa miejsca, miejsce Kapłana i miejsce Anioła Gabrjela. Szukać tedy musimy jeszcze miejsca Ołtarza Kadzenia (θυσιαστήριν τοῦ θυμιάματος).
Nie jest to Ołtarz Całopalenia, ale Kadzenia, inaczej mielibyśmy poprostu do czynienia z Konstelacją Ołtarza.
Otóż przypuszczam, że owym Ołtarzem Kadzenia będzie Czasza (Amphora), z której na wizerunku leje się woda, albowiem najstarsze ofiary jeszcze za bajecznych czasów Kekropsa wodne były. W takim razie Kapłan ujrzy istotnie Anioła Gabrjela po prawej stronie Ołtarza Kadzenia (Wiz. 84).
Ale przypuśćmy, że tym Ołtarzem Kadzenia nie będzie Czasza (Amphora), lecz Puhar (Crater), którego szukać musimy w stronie konstelacji Panny. To i w tym wypadku Kapłan będzie widział Anioła Gabrjela po stronie prawej Ołtarza Kadzenia (Wiz. 85).
Albo przypuśćmy wreszcie, co jest najmniej prawdopodobne, że owym Ołtarzem Kadzenia będzie rzeczywiście Konstelacja Ołtarza, której szukać musimy w kierunku Strzelca, — ale po za nim. To i w tym wypadku Anioł Gabrjel ukaże się Kapłanowi po prawej stronie Ołtarza Kadzenia (Wiz. 86).


Wiz. 84. Konstelacja Czaszy jako Ołtarz Kadzenia.

A zatem wszystkie trzy kombinacje dają astralnie jeden i ten sam wynik.


Wiz. 85. Konstelacja Puharu jako Ołtarz Kadzenia.

Dr. Eryk Bischoff powiedział, że ludziom Starożytnego Wschodu wystarczało w zestawieniach jakiekolwiek TERTIUM COMPARATIONIS a proroctwo już tem samem było oparte na PIŚMIE. Przekonamy się jednak niebawem, że w ewangielji Łukasza analogję są względnie bardzo ścisłe i że niekiedy ze względu na nie Łukasz odstępuje nawet od tradycji.


Wiz. 86. Konstelacja Ołtarza jako Ołtarz Kadzenia.

Wypadałoby jeszcze ustalić CZAS ASTRONOMICZNY dni urzędu astralnego Kapłana. Jest to moment przesilenia zimowego. Słońce o północy mija w Rybach południk dolny a chwilę tę określa zachód Kapłana. Gdy nazajutrz słońce minie południk górny, Kapłan wejdzie na wschodzie niewidzialny w blaskach dnia i dopiero o zachodzie słońca ukaże się na firmamencie w najwyższym punkcie swego wzniesienia, by drogą okólną wrócić do swego „domu”, czyli „miejsca”, od którego liczyć się będą dni brzemienności jego żony. Później syn jego będzie określał moment przesilenia letniego.
Gdy Anioł Gabrjel spełnił swoją misję względem Zacharjasza, dąży do Panny. Na odbycie tej drogi potrzebuje SZEŚCIU miesięcy. Dlaczego sześciu a nie pięciu lub siedmiu?
Wyjaśnia nam to wizerunek 87.
W tym systemacie, jak już zaznaczyłem, jednym zwrotnikiem jest Panna, drugim Gabrjel. Słońce świeci co miesiąc w innej konstelacji, czyli że konstelacje cofają się i co miesiąc zmieniają miejsca. Otóż Gabrjel może tylko szóstego miesiąca wstąpić w Dom, czyli zająć Miejsce Konstelacji Panny. Droga ta po krzywiźnie zodjaku wynosi 180°.


Wiz. 87. Droga sześciomiesięczna Anioła Gabrjela do Domu czyli Konstelacji Panny.

A zatem w liczbie miesięcy jego drogi tkwi musowość. Nie może on przybyć na miejsce wyznaczone ani wcześniej, ani później. Gdy brak jakichkolwiek powodów mitologicznych, czy filozoficznych, lub wreszcie teozoficznych, by droga ta trwała sześć miesięcy, powód astralny rzuca się w oczy jako jedyny. Jest on przytem naturalny i jasny.
Ale spotykamy się tu jeszcze z inną dokładnością. Gabrjel nie przybywa w Dom Panny po upływie sześciu miesięcy, ale wyraźnie miesiąca szóstego. Bo gdy on z jednej strony wstępuje w Dom Panny, już z drugiej strony wstępuje równocześnie Słońce, które tu jest symbolem Boga Najwyższego, o czem później będzie mowa. Słońce od Ryb, czyli punktu zimowego przesilenia, do Panny, czyli punktu swego przesilenia letniego, przybywa również szóstego miesiąca.
Gabrjel powiada Marji tytułem objaśnienia zwiastowania, że Elżbieta także porodzi i że jest już w szóstym miesiącu ciąży. Czas ten zgadza się w zupełności z czasem, który upłynął od jednego zwiastowania do drugiego.
Ale wedle relacji Łukasza Elżbieta taiła się z tym faktem przez pięć miesięcy. Z tego wynika jako prosty wniosek logiczny, że w miesiącu szóstym przestała się taić.


Wiz. 88. Droga i czas tajenia się Elżbiety.

I znowu astralnie rzecz tłomaczy się nader jasno a stoi w dodatku w ścisłym związku z poprzedniemi faktami astralnemi.
Elżbieta jest niewiastą w Domu Kapłana. Dom ten od chwili zwiastowania poczyna cofać się pod widnokrąg nocą lub przez dzień tai się nad widnokręgiem w zakrywających go blaskach słońca. Trwa to pełne pięć miesięcy a dopiero miesiąca szóstego zaczyna on pokazywać się na widnokręgu z drugiej strony przed wschodem słońca (Wiz. 88). Więc znowu w liczbie miesięcy tajenia się Elżbiety tkwi musowość a nie przypadkowość.
Wszelkie tłomaczenia filozoficzne, teozoficzne, obyczajowe albo lekarskie na nicby się tu nie przydały i byłyby tylko albo czysto dyalektyczne, albo nawet wulgarne, zwłaszcza te ostatnie, skoro obracamy się w świecie zdarzeń kosmicznych a nie położniczych. Jedno gwiaździarstwo daje nam odpowiedź zarówno jasną, jak i kategoryczną.
Gdy słońce świeci w pewnej konstelacji, wtedy ją blaskiem swoim przyćmiewa.


Wiz. 89. Narodzenie się Jezusa między astralnym Wołem i astralnemi Osłami.

Panna gwiezdna zapytuje Anioła Gabrjela, jakim sposobem może porodzić syna, skoro nie zaznała męża? Na to Anioł Gabrjel odpowiada jej: Duch Święty zstąpi na cię i Moc Najwyższego zaćmi tobie.
Wskazówka jasna. Czynnikiem zapładniającym będzie tu promień słoneczny.
Opierając się na tem, możemy teraz wygłosić tezę niemal tajemniczym językiem wyroczni delfickiej, aczkolwiek wszystko będzie astralnie jasne i matematycznie ścisłe.
Kiedy Boże Słońce promieniami letniego przesilenia zaćmi Pannę, wtedy po dziewięciu miesiącach narodzone w znaku Bliźniąt Dzieciątko będzie miało po jednej stronie swojej Wołu a po drugiej Osły (Wiz. 89).
Konstelacja Raka zwie się w zodjaku żydowskim Isachar, którego ojciec Jakób nazywa „osłem kościstym” (1 Mojż. XLIX, 14), w całem zaś błogosławieństwie Jakóbowem odkryto język astralny. Ale tu nie chodzi o tak odległą analogję, czyli TERTIUM COMPARATIONIS. Oto poprostu do konstelacji Raka astronomowie przyłączyli drobną grupę gwiazd i nazwali ją Osły (ὅνοι, aselli). Symbolika chrześcijańska wzięła PARS PRO TOTO, część konstelacji za całość, a właściwie uczynił to autor ewangielji Łukaszowej.
Osioł jest świętem zwierzęciem Mesjaszowem. U Zacharjasza (IX, 9) czytamy: „Raduj się wielce, córko Syon! Wykrzykaj, córko Jeruzalem! Oto król twój przyjedzie tobie sprawiedliwy i zbawiciel, on ubogi, a wsiadający na oślicę i na źrebię jej, syna oślice”.
Koń jest symbolem władcy ziemskiego, króla w ścisłem tego słowa znaczeniu. Zaraz też w następnym wersecie czytamy u Zacharjasza przepowiednię: „Wytracę konia w Jeruzalem a połamany będzie łuk wojenny: i będzie mówił pokój narodom” etc.
Przemawiająca oślica Bileama (1 Mojż. II, 28 etc.) działa wedle wyroków bożych. Widzi Anioła, którego Bileam nie postrzega. Bileam bije ją za rzekomy upór. Ona cierpi za sprawę bożą.
W średniowieczu obchodzono Święta Osłów (festa asinorum). Przedstawiano zawsze oślicę jako zwiastującą przyjście Mesjasza.
W Egipcie Bóg Tyfon miał na kadłubie ludzkim łeb ośli. Jest to już epoka późniejsza, gdyż przedtem czczono poprostu osła.
Kult Wołu, właściwie Byka, jest powszechnie znany. Istniał on w Egipcie, w Asyrji, w Babilonji, w Judei. Już Dupuis wyjaśnił, że wyrażenie Złoty Cielec symbolizowało Cielca Astralnego.
Zabawnym wydawał się mit egipski, wedle którego święta Krowa, która porodziła Apisa, miała być zapłodniona przez promień słoneczny. Ale teraz rozumiemy już, jak to zapładnianie należy rozumieć. Jest to chwila, kiedy słońce zjawia się w danym znaku astralnym i zaćmiewa go blaskiem swoim.
Jest jeszcze do usunięcia inna wątpliwość.
Oto z powyższego układu wynika, że Jezus rodzi się w czasie wiosennego porównania dnia z nocą, czyli 21 marca, kiedy wedle tradycji chrześcijańskiej Boże Narodzenie przypada 25 grudnia a właściwie 24 grudnia o północy.
Najpierw co do różnicy trzech dni, więc zimowego przesilenia 21 grudnia i wiosennego porównania dnia z nocą 21 marca, kiedy w starożytności przypadają święta 25 grudnia i 25 marca. Różnicę tych trzech dni, jak już zaznaczyłem wyżej, Jeremias tłomaczy zamianą trzydniowego rachunku księżycowego na półroczny słoneczny. Przyznam się, że to tłomaczenie jest dla mnie trochę niejasne. Sądzę, że owe daty są zabytkiem świąt, związanych z TRIDUUM KSIĘŻYCOWEM, czyli trzydniówką, gdy księżyc niknie po ostatniej kwadrze i następnie ukazuje się na młodziku. Sprawą tą zajmę się w rozdziale JEZUS KSIĘŻYC.
Data dnia 25 grudnia została uznana na Zachodzie za dzień Bożego Narodzenia dopiero w roku 354 a na Wschodzie, gdzie święcono Boże Narodzenie 6 stycznia, dopiero cesarz Justynjan ją wprowadził.
Wszelkie daty Bożych Narodzin łączą się z astralnym Nowym Rokiem. W babilońskim kulcie Marduka Nowy Rok rozpoczynał się na wiosnę właśnie w chwili zrównania dnia z nocą. To samo, jak się później przekonamy, miało miejsce u żydów od powrotu z niewoli babilońskiej.
Sam Łukasz potwierdza tę datę, gdyż wiąże ją z świętem Paschy (11, 41). A zatem u Łukasza Jezus astralny rodzi się nie w grudniu, lecz w marcu. Czy będzie to ściśle moment porównania dnia z nocą, czy łącząca się z tem inna data astronomiczna, zobaczymy później.
Idźmy dalej.
Możemy wygłosić tezę drugą, dotyczącą narodzin drugiego z Bliźniąt astralnych.
Gdy w czasie zimowego przesilenia niewiasta w Domu Kapłana pocznie, to dziecię, narodzone po dziewięciu miesiącach w znaku Ryb, czyli w konstelacji żydowskiej Asser, co znaczy „szczęście”, będzie Janem, czyli Oannesem, czyli wspomnianym wyżej Rybobogiem (Wiz. 38), i poprzedzać będzie Baranka, dążąc w kierunku odwrotnym, niż słońce (Wiz. 90).


Wiz. 90. Narodzenie się Jana w konstelacji Ryb i poprzedzenie Baranka.

Zacharjasz z ową „tabliczką” w ręku jest bardzo znamienny. On nie mówi, że imię dziecięcia „ma być” (ἕστω) Jan, ale że JEST (ὲστίν) Jan. Więc tylko stwierdza fakt, który wywołuje wielkie zdziwienie (ἐθαύμασαν πάνεμ).
Cała charakterystyka babilońskiego Oannesa, podana przez Berossusa, zgadza się w najważniejszych zarysach z charakterystyką Jana. Więc zanurzanie się wodzie, wstrzemięźliwość, nauczanie ludzi. Różnice mogą już tylko zachodzić co do szczegółów towarzyszących zanurzaniu się w wodzie, wstrzemięźliwości, nauczaniu ludzi. Ale te różnice pouczają nas tylko, która odmiana prototypu jest wcześniejsza a która późniejsza. Oannes zjawia się w Babilonji jako rzecznik kultury w ogóle, Jan zaś w Palestynie jako rzecznik kultury moralnej.
Odzywają się tu echa najstarszych tradycji całego Starożytnego Wschodu a Palestyny w szczególności. Jeżeli totemem narodowym plemienia francuskiego jest kogut a Ateńczyków sowa, nie pomylimy się bardzo twierdząc, iż totemem narodowym żydów była ryba.
Prócz Oannesa spotykamy jeszcze podobne rybo-astralne twory w piśmiennictwie starożytnem. Sprawę tę tak szczegółowo opracował Dupuis, który także w Janie widział Ryboboga Oannesa, że wypada mi tylko przypomnieć niektóre fakty.
Ryba Mieczowata, widniejąca pod konstelacją Koziorożca, określała w starożytności bardzo ściśle noc najkrótszą, gdyż o zmroku wschodziła na niebo a o świcie schodziła z niego. Powiadano o niej, że wieczorem wychodziła z Morza Czerwonego i szła do Memfis. W tem znaczeniu uczyła ona rzeczywiście ludzi astronomji.
Takiemi samemi rybo-astralnemi tworami są Oes i Odakon, jak mniema Dupuis, Odagon.
Ponieważ świętojanki obchodzimy w czasie letniego przesilenia słońca, przeto wypadałoby zastanowić się nad różnicą, jaka zachodzi pozornie pomiędzy systematem Łukasza a wywodami Dupuis.
Właściwie różnicy niema. W systemacie, o którym mówi Dupuis, Ryba Mieczowata wraz z konstelacją Koziorożca będzie o 60° przesunięta w lewo a w systemacie Łukasza (w Epoce Bliźniąt) odpowiadać jej będzie konstelacja Ryb. W czasie letniego przesilenia w systemacie Łukasza o zachodzie słońca Ryby będą się ukazywały na widnokręgu wschodnim a o świcie zachodziły, jak to w systemacie z Epoki Baranka czynić będzie Ryba Mieczowata w Koziorożcu. A więc u Łukasza „Gwiazda Jana” będzie określała długość najkrótszej nocy.
Jan „poprzedza” Baranka, czyli totem Jezusa. Tu system astralny Łukasza daje nam pewną wskazówkę co do tradycji historycznej. Po kulcie Chrztu Janowego następuje Kult Baranka a raczej w sferach, o które chodzi, Kult Ryby przerodził się w Kult Baranka.
Jan rodzi się w konstelacji Asser, czyli „szczęście”. Stąd mowa, iż z przyjścia jego wielu cieszyć się będzie. Wiadomo, że cała astrologja opierała się na takich kombinacjach i wnioskach.
Jest rzeczą wielce ciekawą, że Łukasz zapowiada przez Gabrjela zaćmienie Marji przez Ducha Świętego, ale go nie opisuje. Bo właściwie astralnie jest to ta sama chwila. Jak już zaznaczyliśmy, z jednej strony wchodzi w Dom Panny Anioł Gabrjel, z drugiej Słońce.
Po zwiastowaniu Marja udaje się w drogę, dążąc do Elżbiety. Pytamy, dlaczego udaje się Marja do Elżbiety a nie Elżbieta do Marji? Łukasz wyraźnie zaznacza, że fakt ten zdziwił samą Elżbietę. Zwraca więc niejako uwagę naszą na tę okoliczność. To jest jego metoda.
I znowu rzecz cała da się tylko astralnie wyjaśnić.
Ustępowanie konstelacji odbywa się w kierunku odwrotnym, niż ruch słońca. Konstelacja, w której znajduje się Elżbieta, ustępuje w tym samym kierunku, co konstelacja Panny. Nie zmienia się tylko stałe jej Miejsce, czyli Dom. Ruch tedy Panny w kierunku konstelacji Bliźniąt jest musowy.
Czytamy, że Marja poszła „w górę”.
Wyrażenie „w górę” (εὶς τὴv ὸρειvήv) gieograficznie wcale się nie tłomaczy. To nie znaczy, że Marja z dolin udała się w góry. Kto przewędrował Galileę, Samarję i Judeę, ten wie, że wszystkie owe dzielnice Palestyny są właściwie jednakowo górzyste a różnice wysokości gór są zbyt małe, aby je można było brać w rachubę.
Panna idzie w górę drogi słonecznej, w przeciwnym kierunku, niż ono. Dąży z północy na wschód.
Kierunek drogi Panny jest jeszcze w inny sposób u Łukasza zaznaczony. Panna wchodzi w „kraj”, albo „miasto” Juda. Łukasz jest tu bardzo precyzyjny. Ponieważ najbliższa kontelacja, czyli Dom, jest wedle zodjaku żydowskiego „Juda”, przeto Łukasz mógł był powiedzieć, gdyby chciał poszczególne stacje drogi wymieniać, że Panna weszła w „dom” (οίχος) Juda a nie w „miasto” albo „kraj” (πόλις) Juda. Ale w takim razie wypadałoby także wymienić „dom” następny, czyli Isachar. Ponieważ taka drobiazgowość była oczywiście niepotrzebna, przeto Łukasz za pomocą wyrażenia „polis Juda” określa kierunek a za pomocą wyrażenia „oikos” ostatnią stację, czyli cel drogi. Marja mija tedy „polis Juda” i wchodzi w „dom” Elżbiety.
Droga ta musiała astralnie trwać trzy miesiące, albowiem tyle czasu wymaga cofnięcie się konstelacji o 90°, czyli z Miejsca Panny do Miejsca Bliźniąt.


Wiz. 91. Droga Panny w rzucie na glob ziemski.

Następnie jest powiedziane, że Panna udała się do Elżbiety „z kwapieniem” (μετὰ σπουδής). Wyrażenie to świadczy znowu o wielkiej precyzyjności Łukasza pod względem ujęć astronomicznych.
Kugler w „Babylonische Mondrechnung” na str. 83 etc. pisze, iż Babilończycy w obrachunkach swych przyjmowali ruch słońca od 13“ Panny do 27° Ryb szybszy, czyli miesięcznie po 30°, natomiast od 27° Ryb do 13° Panny wolniejszy, czyli miesięcznie tylko po 28“ 7’ 30”. Jeżeli tedy słońce szybciej ustępuje od Panny, to tem samem i ruch Panny od słońca w kierunku Bliźniąt będzie „z kwapieniem”.
Panna bawiła w Domu Elżbiety „jakoby” (ώς) trzy miesiące. Jest to określenie znowu nader precyzyjne. Panna bowiem wchodzi na horyzoncie w Dom Kapłana i wraz z nim pod horyzontem znika. Wydaje się tedy, jak gdyby w tym Domu przebywała. W rzeczywistości jednak posuwa się aż do zwrotnika Ryb i dopiero stamtąd rozpoczyna odwrót do swego Domu.


Wiz. 92. Jerozolimski środek świata (Ze zbiorów autora).

Przypatrzmy się jej drodze w rzucie na glob ziemski, jak ukazuje Wiz. 91.
Tu jednak może nasuwać się wątpliwość, że Dom Kapłana, czyli Dom Świątyni Jerozolimskiej, znajdować się będzie na Równiku, gdy wedle pierwszego lepszego podręcznika gieografji wiemy, że Jerozolima znajduje się pod 31° 47’ szerokości północnej. To samo może się stosować do Betleem, czyli miejsca narodzenia Jezusa.
Pomijam kwestję, że tu chodzi o „Górne Jeruzalem” czyli o Jeruzalem astralne a nie o Jeruzalem ziemskie. Ale nawet i co do tego ziemskiego Jeruzalem odpowiedź jest łatwa.
Wyobrażano sobie poprostu, że Jerozolima znajduje się w środku świata. Tak przedstawiano rzecz na mapach średniowiecznych. Do dziś dnia oglądać można w Jerozolimie w Kościele Św. Grobu a mianowicie w katedrze greckiej wmurowany w posadzkę, puhar marmurowy, który się zwie „środkiem świata” (Wiz. 92).
Turcy mniemają, że środek świata znajduje się u nich a mianowicie w jerozolimskim meczecie Omara i że oznacza go głaz za złotym parkanem (Wiz. 11).


Wiz. 93. Trojański środek świata (Wedle Jeremiasa).

Wszystkie metropolje uważały się za środek świata. Taki sam środek świata mieli Trojanie (Wiz. 93), Etruskowie (Wiz. 94), Babilończycy (Wiz. 95). Wyrocznia delficka leżała w środku świata (Strabo IX, 3). Zwano to „wątrobami”, „pępkami”.


Wiz. 94. Etruski środek świata (pępek świata). (Wedle „Memnona”).

W Moskwie na Kremlu także do dnia dzisiejszego pokazują „Pępek świata”. Uznający Rzym za środek świata Józef Flawjusz nazywa skromnie Jerozolimę już tylko „pępkiem Judei”.

Owe „pępki” służyły do celów wróżebnych. Wieszczki chyliły się nad znakiem w świętym szale i czyniły przepowiednie. Zwłaszcza trojański „pępek świata” powinien zainteresować naszych malarzy i ludoznawców. Widniejąca na nim gwiazda powtarza się w ornamentyce ludowej polskiej od Tatr do Białej Rusi.


Wiz. 94. Babiloński środek (pępek, wątroba) świata. (Wedle Jeremiasa).

Zdarzenie, które wedle pojęć Łukasza było ŚRODKIEM DZIEJÓW, musiało się też rozegrać w ŚRODKU ŚWIATA.
Cały ów epizod wędrówki Marji kończy się zwrotem, że Panna, zabawiwszy w Domu Elżbiety „jakoby” trzy miesiące, „wróciła się” (θπέστρεφεν) do Domu swego.
Ale nie jest powiedziane, że przybyła. Opowieść jest w tem miejscu przerwana a epizod nowy zaczyna się od opowiadania, iż Marja z Józefem dążyła od Nazaretu na miejsce popisu.
A więc Łukasz w jednym epizodzie doprowadza Marję do konstelacji Ryb i opowieść urywa, w następnym zaś epizodzie ma ją prowadzić od konstelacji Ryb do miejsca urodzenia Jezusa.
Przekonamy się, że tak też i czyni.
Ale teraz dąży ona z Józefem. Już Dupuis przed stu laty pouczył nas, że konstelacją Józefa będzie Wolarz, czyli Bootes, ów Karmiciel, który stale towarzyszy Pannie. W epizodzie pierwszym Łukasz go tylko nie wymienia, wspomina o nim dopiero w epizodzie drugim, gdyż tak mu wypada z treści opowiadania.
Oboje teraz „wracają” od Ryb.
Dni brzemienności Panny tak się przedstawiają: od konstelacji jej imienia do Ryb sześć miesięcy, od konstelacji Ryb do Miejsca Popisu w Bliźniętach trzy miesiące, razem dziewięć miesięcy. Ma zatem jeszcze siedm dni czasu. Ale ponieważ niema miejsca w gospodzie, czyli w zodjaku, przeto składa Dzieciątko w Żłobie (φάτνη, praesaepe), czyli w gwieździe s konstelacji Raka (Wiz. 96).


Wiz. 96. Złożenie Jezusa w astralnym Żłobie.

Ale konstelacje nie posuwają się raz naprzód a drugi raz w tył. Wyrażenie Łukasza „wróciła się” oznacza, iż Panna od konstelacji Ryb czyli od połowy drogi podwidnokręgowej wraca po krzywiźnie zodjaku przez konstelację Strzelca do swego Domu astralnego.

Nie zmieni to jednak postaci rzeczy, bo wraz z nią porusza się całe niebo. Łukasz to świetnie zaznacza: „Szli wszyscy, aby się popisali, każdy do miasta (kraju) swego. Szedł też i Józef od Galilei... aby był popisan z Marją”.
Cały układ nieba się zmieni. Po dziewięciu miesiącach konstelacja Bliźniąt znajdzie się w miejscu konstelacji Panny a konstelacja Panny w konstelacji Strzelca. Jeszcze po siedmiu dniach Panna i Józef w górę się wysuną a konstelacja Raka razem z gwiazdą Żłób znajdzie się w miejscu konstelacji Wagi. A więc jest wszystko jedno, czy powiemy obrazowo, że Panna „wraca” do Bliźniąt, czy ściśle astralnie, że Panna „wraca” przez Strzelca, gdyż tymczasem inne konstelacje przesuną się tak, jak to zaznaczyliśmy wyżej.
Tu jednak musimy sięgnąć do oryginału greckiego, gdyż przekład polski nie jest ścisły.
W oryginale greckim nie jest powiedziane, że Józef „szedł”, ale że „wstępował” (ὰνέβη) od Galilei, z „miasta” (ὲχ πόλεως) a raczej z „kraju” Nazaret i dążył do Judei, do „miasta” Dawidowego, czyli znowu kraju, civitas, „które zowią Betleem”. Tam bowiem był jego „dom” (οίχος).
To Józefowe „wstępował” odpowiada w zupełności wzbijaniu się w górę od konstelacji Ryb do konstelacji Panny.
Hebrajskie słowo Bet-Lahem, jak to już wyżej zaznaczyłem, oznacza Dom Chleba. A więc ewangiełja Łukasza mówiłaby niejako o mieście lub kraju Domu Chleba. Pannę rysowano z Kłosem a Kłos jest Chlebem. Więc Józef szedł w kierunku konstelacji Domu Chleba, albo Domu Kłosa.
Z tego jednak wynika podział świata astralnego na dwa wielkie obszary. Dolnym, podwidnokręgowym, będzie Kraina Nazaretu, gdzie jest Dom Nazira, miejsce urodzenia Jana-Oannesa. Górnym, nadwidnokręgowym, będzie Kraina Betleemu, gdzie w punkcie najwyższym króluje Panna, Dom Chleba, Dom Zboża, Dom Kłosa.
Obszar dolny jest ziemią wstrzemięźliwości, zimy; obszar górny ziemią płodności, lata.


Wiz. 97. Jezus rodzi się w astralnym Żłobie.

„Jezioro Gennezar bierze swą nazwę od ziemi przyległej”, powiada Józef Flawjusz w „Dziejach wojny żydowskiej przeciwko Rzymianom” (III, X, 7). Wedle Blassa (Gramm. d. Neutest. Griechisch, str. 14) forma „Gennesar” jest tu właściwą a nie „Genezaret”. Więc będziemy tu mieli niezawodnie dwa słowa: gen i nesar. W hebrajszczyźnie będzie to najprościej odpowiadało wyrażeniu „gan nasir”, czyli: ogród nazira. W szerszeni znaczeniu „gan” oznacza właściwie oazę.
A zatem Łukaszowe „Nazaret” będzie niezawodnie oznaczało „Gan Nazir”, astralnie i klimatycznie kraj zimy w przeciwstawieństwie do kraju lata.
Przytem pisownia Nazaretu waha się w najlepszych tekstach. W Codex Vaticanus i Sinaiticus u Łuk. IV, 16 i Mat. IV, 12 mamy Ναξαρά (Nazara).


Wiz. 98. Pasterze, stróżujący nocą nad swoją trzodą. Trzej magowie.

Łukasz mówi właściwie, że Józef i Marja wchodzą do „kraju Domu Chleba”. Aby znaleźli się ściśle w Domu Chleba, czyli w konstelacji Panny, potrzebaby roku czasu a to nie zgadzałoby się z dniami brzemienności niewiasty. Jeżeli będziemy się trzymali konsekwentnie astralnego języka Łukasza, to przekonamy się, że on wcale nie mówi o miejscowościach gieograficznych, ale astralnych, dla których tylko poszukano potem odpowiedników gieograficznych.
Więc „gdy tam byli”, Marji wypełniły się dni, porodziła Dzieciątko i złożyła je w astralnym Żłobie (Wiz. 97).
Czytamy dalej, iż byli pasterze w onej okolicy, którzy czuwali nocą nad swoją trzodą. Zwracam uwagę, iż o pasterzach mówi się w liczbie mnogiej a o trzodzie w liczbie pojedynczej.
Wiemy z mitologji astralnej, iż „stróżami” zwano Procjona z konstelacji Pies Mały i Syrjusza z konstelacji Pies Wielki. Gwiazdy te strażują nocą po obu stronach Drogi Mlecznej, czyli wielkiej Trzody Gwiazd (Wiz. 98).
Dupuis mniema, co jest ogólnie przyjęte, że trzy gwiazdy, stanowiące Pas Orjona, odpowiadają Trzem Magom, czyli Trzem Królom. Ponieważ niema o tem wzmianki w ewangielji Łukasza, ale epizod ten jest odosobniony u Mateusza, przeto nie będę się nad tem bliżej tu zastanawiał.


Wiz. 99. Wniesienie Dzieciątka Jezus do świątyni. Symeon Bogobojny i Anna Peranna.

Kiedy wnoszono Dziecię Jezus do świątyni jerozolimskiej, wtedy Symeon Bogobojny wziął je na ręce i zawołał: „Teraz odpuść, Panie, sługę twego w pokoju!” Symeon czekał na przyjście zbawiciela w Bliźniętach. Teraz ustępuje, jest niepotrzebny. Był rodowym obrońcą pohańbionej przez Sychema Diny (Panny). Teraz Panna ma już innego rzecznika swej sprawy.
Symeon udał się do świątyni jerozolimskiej „w duchu”, lub „przez“ ducha (p. ὲν, τᾦ, Blass, Gram. d. neut. Gr. 132). Πνεῦμα znaczy także „powietrze“.
A była Anna Prorokini, „bardzo w leciech podeszła”, mająca 84 lat wieku. I ona tejże godziny znalazła się i wszystkim o Panu opowiadała. Rozpoznajemy w niej bez trudności podeszłą w latach rzymską boginię zmian noworocznych ANNA PERANNA (Wiz. 99).
Czy astralnie nie będzie tą Anną wspomniana przez Wincklera gwiazda 7 Bliźniąt, babilońska Sib-zi-anna?
To misterjum narodzin astralnych kończy się u Łukasza wiele mówiącym zwrotem: „A rodzice jego na każdy rok chodzili do Jeruzalem na dzień Paschy”.
W tych słowach Łukasz wyraźnie zaznaczył ciągłą powtarzalność zjawiska astralnego w ścisłych okresach czasu. Czyni to zresztą, jak zobaczymy, nieraz.
A gdy w ten sposób rozejrzeliśmy się w mechanice astralnej owego misterjum narodzin Bożych Bliźniąt, tak wyjątkowo przez Łukasza przedstawionem, warto odwrócić karty jego ewangielji i ponownie rzucić okiem na stronnicę pierwszą i na bardzo znamienny wstęp:
„Ponieważ wielu ICH się kusiło, żeby spisali porządną historję o rzeczach, które się w nas wypełniły, jako nam podali, którzy się im od początku sami przypatrowali i byli sługami mowy: zdało się i mnie, którym z początku pilnie wszystkiego dochodził, porządnie tobie, cny Theofile, wypisać. Abyś poznał prawdę słów tych, których cię nauczono”.
I bezpośrednio potem przystępuje do wyluszczenia swej relacji astralnej, w tak spoisty, jak przekonaliśmy się, systemat ujętej.
Widzimy tu w Łukaszu mistrza nad mistrze. To nie jest ów, jak chce Euzebjusz, „gwarowiec”, czyli prostak. Stoi on na wyżynie ówczesnego wykształcenia literackiego i filozoficznego. Znając doskonale dawność i wiedząc, na czem opierała się wszelka religja, bierze to za fundament dla swej ewangielji. Albo tedy Euzebjusz nie zrozumiał Łukasza, albo miał inny tekst przed sobą, albo ten sam, tylko zrozumieć go nie chciał.
Bo istotnie jakiś „gwarowiec” poprawiał mistrza. Jednakowoż to poprawianie było nieudolne i znać szwy partacza. Ponieważ w II, 4 Józef z Marją dążą od Nazaretu, przeto wedle owego korektora i wyjść z niego musieli. A więc w 1, 26 dopisuje: „do miasta galilejskiego, któremu imię Nazaret”.
Przypuszczenie to, oparte wyłącznie na rekonstrukcji astralnej owych ustępów Łukaszowych, zyskuje bardzo ważne poparcie ze strony źródłowej krytyki tekstów. W pomnikowem dziele Hermana von Sodena „Die Schriften des Neuen Testaments in ihrer ältesten erreichbaren Textgestalt” (dotąd ukazały się dopiero trzy części tomu pierwszego) znajduję na str. 1320, iż w sławnym Kodeksie Bezy słowa „któremu imię Nazaret” wcale się nie znajdują, na str. 1338 zaś, że mowa jest o mieście „Galilea”! Takie chwianie się tekstu uchodzi zawsze za wstawkę.
W ten sposób powstała owa sprzeczność pomiędzy ewangielją Mateusza i Łukasza. Korektor nie rozumiał pielgrzymki Marji i Józefa. Brał to po ziemsku. U Mateusza jest dobrze. Jezus rodzi się w Domu Chleba (w kraju płodności) a mieszka w Domu Nazira (w kraju wstrzemięźliwości). W obu wypadkach nie jest to fakt realny, ale mistyczny, „aby” to a to się spełniło. U Łukasza Dom Chleba, czyli Panna, wędruje, a dążyć od Domu Nazira, to jeszcze wcale nie znaczy mieszkać w nim. W ten sposób niknie doniosła sprzeczność pomiędzy relacją Mateusza a Łukasza i to jest bardzo a bardzo ważna okoliczność.
Nie przesądzam zresztą, czy Łukasz był rzeczywiście autorem ewangielji swego imienia, czy też tylko jej głównym redaktorem, czy wreszcie tak opracowywał starsze motywy, jak to podobno robić miał Szekspir. Nie to mnie w tej chwili interesuje. Bo żadnej nie ulega wątpliwości, że człowiek, który owej ewangielji dzisiejszą formę nadał, stał na wysokości czasów swoich i zbrojny był we wszystkie zasoby literackie, estetyczne i astrologiczne.
Jego ewangiełja jest szczególnego rodzaju palimpsestem. Natury proste, grube, ziemskie, mają opowieść fantastyczną o cudach. Natury wyższe, lotniejsze, bardziej duchowe, znajdują pod wierzchnią powłoką fantastyczności lad astralny, cały systemat, pole do poważnych rozmyślań. Tylko genjusz, tylko istotny arcymistrz mógł tak swobodnie operować odziedziczonym materjałem i z taką precyzją wywiązać się z zadania.
Wszelkie tedy mniemania, że ewangiełja ta „narosła” ze stopu logji i notatki życioryśniczej Marka, że jest niejako tworem ludowym, upadają jako bezzasadne. Zbyt wiele tu jest kompozycji, artyzmu, mistrzostwa indywidualnego a natomiast żadnych nie mamy faktów na poparcie mniemania o zbiorowem takiego utworu dzierganiu, byśmy takie dzieło do rzędu twórczości ludowej zaliczać mieli. Dopóki widzieliśmy tylko wierzchnią warstwę, mogliśmy byli tak mniemać, aczkolwiek i wtedy zaliczało się Łukasza do arcymistrzów. Ale teraz, gdy widzimy pod tą warstwą drugą, znacznie głębszą, spoistszą warstwę, stanowiącą systemat astralny, musimy pod niejednym względem dotychczasowe nasze opinje wyregulować.
Z biegiem stuleci i tysiącoleci, gdy teologja kościoła uległa radykalnej zmianie i gdy starano się doszczętnie wytępić dawne pojęcia astralne, z wyobrażeń ŻYWYCH pozostały wyobrażenia SZCZĄTKOWE.
Olbrzymie przestwory, ujęte gwiezdnym pasem konstelacji Zwierzyńca, zmalały do rozmiarów... stajni, zabitej deskami. Żłób astralny zmienił się w zwykły żłób obory a konstelacje, świetnie na nocnem niebie błyszczące, zmieniły się w tak zwany — żywy inwentarz.
Zgrubiało wszystko. Niebo nietylko zostało strącone na ziemię, ale wepchnięte do zwyczajnej szopy. Zatraciło się rozumienie prześlicznego języka astralnego.
Zgasła cudowna fantazja, obracająca się śród gwiazd.
Z łona międzyplanetarnych przestworów wyłonił się łeb zwykłego wołu i zwykłej ośliny. Konstelacyjni Stróże zmienili się w prostackich pastuchów. Wrócono niemal do kultu — zwierząt.
A zamiast pięknych pojęć astralnych zjawił się teologiczny naturalizm, jedna z największych i najskandaliczniejszych obrzydliwości. Cóż uczyniono z gwiezdnej Dziewicy, rodzącej syna z promieni słonecznego przesilenia? Jak wytłomaczono astralne poczęcie, jak akuszeryjnie traktowano poetyczny temat!
Kościół swoją egzegezą niesłychanie ZBRUTALIZOWAŁ cały ten tak piękny mit astralny. A tem samem zbrutalizował DUSZE LUDZKIE.
A jak potężną była siła tej brutalizacji, jak umiał on rzucić sugestję na umysły, jeżeli dziś po kilkunastu wiekach badacz z niesłychanym mozołem odgrzebywać musi prawdę z pod góry popiołów i jeżeli nie to, co kościół mówi, wydaje się fantastycznem ludziom, którzy tej sprawy nie badali, ale — naga, pierwotna, istotna i nader poetyczna prawda?...
Ale i to nie ulega wątpliwości, że cały szereg symbolów chrześcijańskich, tak dziwnych, tak nieraz cudacznych, teraz dopiero ma sens, teraz dopiero zaczyna do nas przemawiać, teraz z cudactwa teologicznego staje się — cudem fantazji!
O, ludzie starożytni bywali niekiedy wielkimi myślicielami.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Między wolem a osłem!
Przypomnijmy sobie stare polskie podanie ludowe, wedle którego w Boże Narodzenie o północy zwierzęta w oborze ludzkiemi głosy ze sobą rozmawiają, jak oślica Bileama. Przypomnijmy sobie starą kolędę: „Wól, osioł, wół, osioł przed nim klękali, bo swego, bo swego pana poznali“, albo drugą, jeszcze bardziej sielską: „A siano i żłobek i bydląt dwoje bawiły (!) pieszczone ciałeczko twoje”...
Dziś wiemy i to, że owe kolędy nie są tworem fantazji ludowej, ale parafjalnej.
Przypomnijmy sobie jeszcze wieczór wigilijny.
Kto z nas, patrząc na choinkę, jarzącą się od światełek niby roju gwiazd, na Żłobek, Dzieciątko, oraz figurki wołu i oślątek, pomyśli, że w tem wszystkiem jest odbicie wielkiego misterjum przestworów? Że do tego pokoju, pełnego radości i śmiechu dziatwy, zaklęty został cały Zodjak? Że cząstka astralnej nieśmiertelności przejawia się w tych figurkach żłobków i bydlątek, tak niezgrabnie ciosanych i tak silnie lakierowanych?
Człowiek myślący, patrząc na to, zapytuje:

— Synu Legendy! Czy ty wiesz, co posiadasz, a rzekomo wiedząc, czy ty to choć trochę rozumiesz?




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Andrzej Niemojewski.