Bóg Jezus w świetle badań cudzych i własnych/całość
<<< Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Bóg Jezus w świetle badań cudzych i własnych | |
Podtytuł | Z 112 wizerunkami i rysunkami | |
Wydawca | Wydawnictwo „Myśli Niepodległej“ | |
Data wyd. | 1909 | |
Druk | L. Biliński i W. Maślankiewicz | |
Miejsce wyd. | Warszawa | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron |
ANDRZEJ NIEMOJEWSKI.
BÓG JEZUS
w świetle badań cudzych i własnych.
Z 112 wizerunkami i rysunkami.
WYDAWNICTWO „MYŚLI NIEPODLEGŁEJ”
WARSZAWA, MARSZAŁKOWSKA N+ 48.
1909.
Vivos voco.
|
W ciągu czterech ostatnich wieków Jezus przeżył w umysłach ludzkich całkiem nowy okres swej kilka tysięcy lat trwającej historji. Ukazawszy się na widnokręgu XVI-go stulecia w mistycznej glorji Boga-Człowieka, zwolna zatracał wszystkie cechy bóstwa, stając się człowiekiem, by z kolei w ciągu XIX-go wieku zatracić wszystkie cechy człowieka i na początku XX-go stulecia stać się ostatecznie znowu wyłącznie Bogiem. Te jego przemiany odpowiadają ściśle przemianom rozwojowym umysłów, w których żył. One odjęły mu najpierw bóstwo, pozostawiając człowieczeństwo, następnie przywróciły mu to bóstwo, człowieczeństwo odejmując. Jezus jako Bóg-Człowiek wyrósł z religji, Jezus jako człowiek z rozbudzonego rozumu a Jezus jako Bóg z krytycznie rozpatrzonych dokumentów dziejowych.
Niewiadomo też zaiste, kiedy umysł ludzki na większy zdobył się prometeizm, czy wtedy, kiedy Jezusa z glorji boskiej rozbierał, czy też wtedy, kiedy mu ją przywrócił. W pierwszym bowiem wypadku musiał się wznieść na najwyższe szczyty bohaterstwa w obronie praw zdrowego rozumu przeciwko wielowiekowym uroszczeniom hierarchji teologicznej i ciemnym tłumom pospólstwa pod rządami tej hierarchji zdziczałego, gdy w drugim wypadku na najwyższe szczyty wolnego genjuszu badawczego w imię źródeł i niezbitych dowodów niezliczonej ilości pomników starożytnych przeciwko z góry powziętym tezom owego rzekomo zdrowego rozumu a w rzeczywistości oślepionego potężnemi sugestjami historycznej dawności.
Jezus jako Człowiek stał się dziełem Wielkiej Reformacji a lepiej powiedziawszy świetnej Epoki Odrodzenia, czyli HUMANIZMU, który wyrwał Biblję z rąk teologów i próbował sam ją czytać, nie wiedząc jeszcze, iż za mało posiada wiedzy, by tak ją zrozumieć, jak została napisana, i że dla umysłu nieprzygotowanego teksty starożytne stają się często zwierciadłami, odbijającemi oblicze psychiczne czytelnika, natomiast daleko jeszcze owemu czytelnikowi do ujrzenia w nich oblicza psychicznego autorów owych wielce starożytnych tekstów.
Przypatrzmy się psychologji pokoleń XVI-go wieku, które bóstwo Jezusowi odejmowały, nim uprzytomnimy sobie psychologję pokolenia XX-go wieku, które mu je przywraca.
Jako otwiera epokę humanizmu dla całej ludzkości wielki Polak nowym poglądem na budowę astronomiczną świata, tak dla nas przynajmniej w dziedzinie biblistyki otwiera ją wielka Polka nowym poglądem na Jezusa. Nieraz już bowiem Polska w pierwszym stawała szeregu, gdy chodziło o śmiałą wyprawę zdobywczą na nowe obszary myśli, lecz potem wlokła się na końcu pochodu cywilizacyjnego, gdy już o to tylko chodziło, by się na tych obszarach utwierdzić, zagospodarować i uczynić je własnością narodową.
Bo to z Zygmuntowskiej Polski wyszła owa charakteru pełna postać Malchjorowej z Zalasowskich Wajglowej, ośmdziesięcioletniej matrony krakowskiej, która, jak nam donosi Łukasz Górnicki, roku 1539 przez biskupa Gamrata do jego dworu na sąd porwana, z kanonikami znakomitą stoczyła dysputę. Dysputa owa daje nam wierny obraz metody racjonalizmu ówczesnego i dróg, któremi chodził. Pytana według Kreda, jeśli wierzy w Boga wszechmogącego, stworzyciela nieba i ziemi, odpowiedziała niezmiernie podniośle: „Wierzę w Boga, który wszystko stworzył, co widzimy i czego nie widzimy; który rozumem człowieczym ogarniony być nie może, a dobrodziejstw jego i my ludzie jesteśmy pełni i wszystkie rzeczy na świecie“. Rozszerzała to potem dosyć długo, ale kolegjaci do następnych przeszli pytań: „A wierzyszże w syna jego jedynego, Jezusa Chrystusa, pana naszego, który się począł z Ducha Świętego, narodził się z Panny Marji, ukrzyżowan, umarł i pogrzebion, trzeciego dnia zmartwychwstał“? Ona na to: „Nie miałci Pan Bóg ani żony, ani syna, ani mu tego potrzeba, boć jedno tym synów potrzeba, którzy umierają, ale Pan Bóg wieczny jest, a jako się nie narodził, tak i umierać nie może. Nas ma za syny swoje i wszyscy są synowie jego, którzy drogami od niego naznaczonemi chodzą“. Tu krzyknęli kolegjaci: „Źle mówisz, niebogo, obacz się, są proroctwa o tem, iż miał Pan Bóg posłać na świat syna swego i miał być ukrzyżowan za grzechy nasze, aby nas nieposłusznych jeszcze z ojca naszego Adama swem posłuszeństwem zjednał z Bogiem Ojcem“. Mówili nadto siła z nią doktorowie; ale im więcej mówili, tem ona w swem przedsięwzięciu uporczywiej stała, iż Bóg człowiekiem być i rodzić się nie mógł. Naleziono ją tedy bluźnierką i do urzędu miejskiego odesłano a w kilka dni potem spalono, na którą śmierć szła „namniej niestrwożona“.
W tych słowach zamknięty jest cały o trzysta lat od bohaterskiej Polki młodszy Ernest Renan, którego tu przed innymi dlatego wymieniam, iż był najbardziej utalentowany i najsilniej na umysły oddziałał. On tylko, z większą erudycją to samo, co ona, wygłosił. Może nawet nie wiedział, że i 2 jej stosu pochodził ów blask, przy którym jeszcze po trzech wiekach ŻYWOT JEZUSA tworzył, tezę jego człowieczeństwa szeroko rozwijając i nader przemyślnie uzasadniając.
Ale to nie był POSTULAT NAUKI w dzisiejszem jej rozumieniu. To był tylko postulat najszlachetniejszego racjonalizmu. Renan był jego ostatnim klasycznym apologetą. On dalej Jezusa TWORZYŁ na obraz i podobieństwo swoich ideałów, ale bynajmniej nie umiał go jeszcze na podstawie krytycznie zbadanych dokumentów dziejowych ODTWORZYĆ. Dokumenty te były jeszcze dla niego także zwierciadłami, w których własne tylko oblicze psychiczne postrzegał. Jego przepiękny ŻYWOT JEZUSA był właściwie jakąś PIĄTĄ EWANGIELJĄ dla wykwintnych sceptyków XIX-go stulecia napisaną. Jest to dalszy ciąg LEGENDY, tylko zmodernizowanej i przystosowanej do pojęć umysłów nowożytnych. Z metodami dzisiejszej nauki literackie to arcydzieło niema już nic wspólnego. Dla usunięcia jednego fizycznego nieprawdopodobieństwa Renan spiętrzył setki nieprawdopodobieństw historycznych. Oparł się na ewangielji Jana, najmniej nawet przez teologów kościoła katolickiego za źródło uznawanej. Wprowadził nas do domu cieśli Józefa w miasteczku Nazaret, które w owej epoce wcale nie istniało. Aby znaleść cień dowodu, nazwę onego Nazaretu, idąc ślepo za Neubauerem, w Talmudzie chciał wyczytać, gdzie jej wcale niema, do „zerijeh“ wraz ze swym mistrzem-hebraistą literę „nun“ dopisując, byle tylko jakieś „Nezerijeh“ otrzymać. Nie postrzegał wcale, że różne „powiedzenia“ Uczniów w Listach na „powiedzenia“ Jezusa w ewangieljach w dość niewyszukany sposób pozamieniano. Rzekome cuda Jezusa rzekomemi mistyfikacjami jego wielbicieli tłomaczył, byle tylko nie naruszyć powagi tekstu, na którym zbudował całą swoją teorję. Cudowność i niecudowność ważył, pozornie nader słusznie, na szalach fizyki, nie wiedząc, że tendencja religijna często cud ubiera w zdarzenia bardzo codzienne i całkowicie z fizyką zgodne. Za cud uważał narodzenie się Zbawiciela z Dziewicy w miasteczku judzkiem Betleem, które rzeczywiście istniało, natomiast naturalnem wydawało mu się narodzenie tegoż Zbawiciela z mężatki w miasteczku galilejskiem Nazaret, którego wtedy wcale jeszcze nie było i od którego historyczny przydomek „Nazarejczyk“ wcale nie pochodzi. Nie wierzył w zmartwychwstanie Jezusa, ale wierząc w rzekomy fakt zniknięcia jego zwłok, na IMAGINACJI Marji Magdaleny zbudował teorję wiary miljonów ludzi, zamykając oczy na doroczne zmartwychpowstawania Tammuza, Adonisa, Attisa, Ozyrysa. Piętrzył hypotezy na hypotezach, byle tylko pozór NATURALNOŚCI jakiegoś rzekomego faktu otrzymać. Chodząc dokoła Jeziora Genezaretańskiego jak autor POTOPU dokoła Jasnej Góry, z podań układał romans a z mitologji historję. Kierując się poetycznym racjonalizmem, odczytywał wielokrotny palimpsest Ziemi Palestyńskiej jak współczesny dragoman w wielkim stylu, który, zręcznie odchylając odpowiedź od pytania, z melancholijną ironją na domach jerozolimskich, niekiedy kilkuset lat nie mających, ukazuje ślad ręki Jezusowej, tłomacząc zjawisko nadzwyczajną miękkością kamienia świeżo z łona ziemi dobytego a twardniejącego dopiero na powietrzu. Prawdziwość i nieprawdziwość rzekomych zdarzeń mierzył tylko prawdopodobieństwem. Ale świat tego prawdopodobieństwa właśnie się od niego domagał i był mu za nie nieskończenie wdzięczny. Ludzkość ukształcona, przeżywając ostatnie stadja humanizmu, nie mogła się załatwić z ewangieljami jak ze zwitkiem jakichś starych szpargałów. Nowożytny DEIZM i nowożytny IDEALIZM po trzech wiekach pracy i tytanicznych zapasów W RENANOWSKICH KONKLUZJACH NAJKLASYCZNIEJ SIĘ WYPOWIEDZIAŁ. Odjąwszy Jezusowi bóstwo, opromienić go chciał wszystkiemi blaskami najszczytniej pojętego człowieczeństwa. Cierpiąc przez trzysta lat srogie nieraz prześladowania za głoszone idee, które torowały drogę nowemu światu, uczcić chciał w nim tego, który za swoją ideę poległ. Koniec rozdziału dwudziestego piątego ŻYWOTA JEZUSA cały ten nastrój w natchnionej niemal wyraża apostrofie:
„Spoczywaj w chwale, szlachetny ofiarniku! Dzieło twe zostało dokonane; rozpoczęła się już twoja boskość. Nie lękaj się, że wskutek jakiegoś błędu może jeszcze runąć wznoszona przez ciebie budowa. Stanąłeś już po za granicami ludzkiej słabości, już zaczynasz patrzeć z wyżyn niebiańskiego spokoju na skutki swej działalności. Za kilka godzin cierpień, które nawet nie dotknęły twej wielkiej duszy, zdobyłeś prawdziwą i najpiękniejszą nieśmiertelność. Przez tysiąc lat świat będzie o tobie mówił! Niby sztandar naszych sprzeczności staniesz się symbolem, dokoła którego stoczą się najżarliwsze boje ludzkości. Bardziej żywy niż za życia, staniesz się do pewnego stopnia kamieniem węgielnym ludzkości, że targnąć się na twoje imię będzie znaczyło to samo, co targnąć się na fundamenty świata“...
Ale właśnie przyszły pokolenia prometejskie, które się na owe FUNDAMENTY ŚWIATA targnęły, które je zburzyły doszczętnie i nowe miast nich założyły.
Przewartościowano wszystko: człowieka, świat, Boga. Wiek XIX-ty stał się stuleciem największego w dziejach ludzkich przewrotu umysłowego, który trwa w dalszym ciągu i nawet przypuszczać można, że jest dopiero owego przewrotu początkiem. HUMANIZM ustąpił miejsca NATURALIZMOWI. Przyrodnictwo z jednej z nauk staje się właściwie JEDYNĄ nauką a wszystkie inne teraz z niej ogólne swe zasady czerpać muszą.
My, pokolenie wyrosłe i wychowane w klimacie duchowym wtórej połowy owego nadzwyczajnego stulecia, szliśmy przedewszystkiem szlakiem wiedzowym PRZYRODNIKÓW. Teorja powszechnego rozwoju zdobyła sobie nietylko nasze rozumy, ale i nasze serca. Rozum nasz zbudował z niedostrzegalnych drobinek nie dający się ogarnąć wszechświat a serce nasze pogrążyło się miłośnie w onym wszechświecie jak w macierzystym żywiole. Zwierzę przestało być dla nas jakiemś bydlęciem i zmieniło się w oczach naszych w istotę wspólnego z nami pochodzenia. Rośliny i kwiaty ukazały się nam jako bardzo tylko odległe familjantki. A nawet tak zwana martwa przyroda nabrała życia: jeszcze lat kilka lub kilkanaście a rozłożeni na pierwiastki sami się nią staniemy. Ani jedna cząstka istoty naszej nie zginie. Wieczystość jest naszym udziałem. Z nieśmiertelności wyszliśmy i udamy się w nieśmiertelność. Wszystko, co ludzkie, stało się przyrodzonem, i wszystko, co przyrodzone, stało się ludzkiem. Przezwyciężyliśmy śmierć. Są tylko przemiany. Lęk przed dawną nicością uleciał bezpowrotnie, skoro rozwiała się jak mgła sama nicość. Niema jej. Istnieliśmy przed narodzeniem i istnieć będziemy po tak zwanym skonie. Znikła przepaść wykopana pomiędzy człowiekiem a przyrodzeniem. Syn marnotrawny wrócił do domostwa rodzicieli swoich.
Gdy tedy cała zagadka bytu, ładu i praw rządzących światem z warstatów religijnych przeniesiona została na warstaty przyrodorozeznawcze, gdy ludzkość myśląca miast nawet dobrotliwego ojca na niebiesiech ujrzała prawa nieubłagane, rządzące zjawiskami, pod któremi mogła jednak z najniższych form świata zwierzęcego przejść drogą stopniowego rozwoju na najwyższe szczeble człowieczeństwa i cywilizacji, przewidując znacznie jeszcze wyższe etapy doskonałości i śniąc nawet typ NADCZŁOWIEKA, gdy jednem słowem dziedzinę badań, poświęconą epizodycznej w dziejach ludzkości a wprost nikłej w dziejach przestworów międzyplanetarnych WIZJI Jezusa, przestał obciążać SERWITUT FILOZOFICZNY, dopiero wtedy można było zacząć mówić o istotnie naukowem w nowszem znaczeniu tej WIZJI traktowaniu. Uczony, który jej dzieje bada, nie potrzebuje dziś zastanawiać się nad pytaniami, czy Bóg istnieje, czy świat został stworzony, czy człowiek ma duszę nieśmiertelną i wolną wolę, czy istnieje życie pozagrobowe i czy Zbawiciel mógł się narodzić z Dziewicy. On tylko bada bezstronnie, JAKIE LUDZKOŚĆ W CIĄGU DZIEJÓW MIAŁA NA TO POGLĄDY, ujęte w systematy religijne. Nie chodzi mu o pogodzenie tych poglądów z wynikami dzisiejszej wiedzy ludzkiej, ale o wykrycie łańcucha rozwojowego wyobrażeń ludzkich w ogóle. Badając przeszłość, nie szuka prawdopodobieństwa, ale prawdy, choćby pozornie całkiem była nieprawdopodobna. Nie chodzi mu o to, by znaleść fakty dla teorji, ale teorję dla faktów. Spór Gamrata i Wajglowej a więc wiary ze zdrowym rozumem skończył się. Racjonalistycznie nie możemy dłużej traktować tematu, ponieważ odkryliśmy, że ów pozornie zdrowy rozum wielowiekowym podlegał sugestjom. Dziś stos musimy ustawić dla naszej dawnej psychiki i dla naszych daltonizmów, które widziały to, co widzieć chciały, skutkiem czego nie widziały tego, co rzeczywiście było do widzenia. Dziś siebie przezwyciężyć musimy, nie Gamratów. Z nimi pójdzie łatwo.
Toteż na skłonie XVIII-go stulecia w czasie Wielkiej Rewolucji orla Francja wydaje badacza, który swem znakomitem dziełem „Origine de tous les cultes“ sprawę całą na inne skierował tory. Badaczem tym jest Karol Franciszek Dupuis. Obala on ostatni dogmat, który sugestjonował zajmujących się Jezusem uczonych, dogmat: NIE BĘDZIESZ MIAŁ INNYCH BOGÓW PRZEDEMNĄ. Dzieje chrześcijaństwa włącza on do HISTORJI PORÓWNAWCZEJ KULTÓW. On bodaj pierwszy w sposób naukowy dowiódł, że cała historja Jezusa jest MITEM KOSMICZNYM. A przed nim jako badacz gotujący mu drogę kroczy znowu niepospolity — Polak. Jest nim Paweł Ernest Jabłoński (1693 — 1757), autor dzieła podstawowego do czasów Lepsiusa (1810 — 1884) „Pantheon Aegyptiorum, seu de diis eorum commentarius“, wydanego w latach 1750 — 1752 w Frankfurcie, i autor szeregu innych rozpraw. Dupuis często powołuje się na jego badania, nietylko burząc błędne wyobrażenia o zamarłym świecie starożytnym i jego bóstwach, ale dobywając z pod pyłu wieków ich świetlane postaci i ustawiając je w rzędy rodowe. Potem dopiero ruszyła wielka fala egiptologów, asyrjologów, indjanistów, archeologów, lingwistów, folklorystów, antropologów i mitologów porównawczych, którzy rozkopali całe kraje, zebrali całe muzea zabytków, odczytali starożytne pomniki najróżnorodniejszem pismem pisane a przedewszystkiem odkryli śród dziś żyjącej ludzkości zabłąkane w nasze czasy formacje cywilizacji pierwotnych, które mogli metodycznie porównywać z cywilizacjami kopalnemi.
Nagle też w dziedzinie religji i w wielkiem państwie bogów stało się to, co dokonane zostało w dziedzinie przyrodnictwa. Runął dogmat o stałości i niezmienności gatunku, zwanego bogami. Wszystkie są ze sobą spokrewnione, wszystkie też rozwijają się z form niższych ku wyższym. Z świętego kamienia lub świętej rośliny rozwija się święte zwierzę, następnie przyjmuje formy człekokształtne, więc naprzykład egipskich sfinksów lub babilońskich kerubów, następnie całkiem ludzkie kształty przybiera, wciąż szlachetniejąc, aż zmienia się w abstrakcję. Po drodze wstępuje na niebo, jest gwiazdą, planetą, lub konstelacją, na ziemię zaś schodząc, zachowuje aureole lub inne cechy astralne. Odkryto śród nich nietylko walkę o byt, dobór naturalny, przystosowywanie się do warunków otoczenia, przemiany jednych gatunków w drugie, ale poznano również ich embryologję, ich atawizmy, ich szczątkowe organy, oraz wprost niezliczoną ilość form przejściowych, tworzących wielki łańcuch rozwojowy.
Wiz. 2. Lepienie człowieka z gliny i tchnięcie w niego tchu żywota. (Ze zbiorów art. mal. W. Trojanowskiego).
Ma tu nawet zastosowanie prawo biogenetyczne. Każdy nowo-rodzący się Bóg jest krótką rekapitulacją swego rodu. Ponieważ bóstwa żyły w umysłach ludzkich a umysły te starały się je uzewnętrznić czy to za pomocą słowa, czy też wizerunku, przeto materjał badawczy jest olbrzymi. O ile w przyrodzie odnalezienie ogniw łącznych pomiędzy poszczególnemi gatunkami przedstawiało duże trudności, o tyle tu właśnie badacz ma ich bez liku.
Wiz. 3. Egipski bóg Tout jako święty Pawian i święty Ibis. W pośrodku święty Chrząszcz, Skarabeusz. (Wielkość naturalna, oryg. własn. aut.).
Czczony w Egipcie Baran (Wiz. 1) otrzymuje po pewnym czasie kadłub ludzki, zachowując jeszcze łeb barani, następnie dostaje także głowę ludzką a stawszy się całkiem człowiekiem, ma tylko u boku Baranka jako swój symbol. Koza i Żaba również przemieniają się w człekokształtne, zachowując głowy zwierzęce (Wiz. 2). Święty Chrząszcz (Skarabeusz) zachowuje swą formę i tylko w uskrzydlone słońce się zmienia; ale Małpa (pawian) i Ibis przyjmują formy człekokształtne (Wiz. 3).
Wiz. 4. Egipski Apis z tarczą słoneczną i rogami księżycowemi, z Teb. (Wedle Riehma „Handw. d. bibl. Alterthums“).
Pawian i Ibis są totemami boga Tout, więc bóstwo to co najmniej z dwóch linji szło, przemieniając się ostatecznie w abstrakcję, a odpowiada greckiemu Hermesowi lub chrześcijańskiemu Gabrjelowi, gdyż równie jak oni posłuje od bogów lub zwiastuje narodziny wybrańców bożych. Byk rogaty, czczony jako bóstwo, zostaje przeniesiony na niebo jako święta konstelacja, następnie z nieba wędruje znowu na ziemię, ale już na jego łbie zwierzęcym jaśnieje tarcza słoneczna, ujęta miast rogów zwierzęcych w rogi księżycowe (Wiz. 4). Niekiedy aż trzy epoki rozwojowe zostawiały swe ślady na jednej postaci bóstwa. Oto bóg księżyca Chons, głowę ma krogulca, kadłub człowieka a w górze tarczę słoneczną, ujętą z dołu w sierp księżyca (Wiz. 5). Ta symbolika tak plastyczna posiada dla nauki nadzwyczajne znaczenie, rozwiązuje nam bowiem wprost wizerunkowo kwestję „rogów“ (keran) Mojżesza, o które dotąd wre spór śród uczonych, gdyż rogi były symbolem boskości. Wedle legendy miała go jako dziecię dobyć z Nilu ulubiona córka Ramzesa II Bint-Anta (Córa bogini Anat, Wiz. 6). Na płaskorzeźbie, która ją wyobraża, widzimy nad głową tarczę słoneczną, ujętą w rogi.
Wiz. 5. Egipski bóg Chona, z świątyni w Karnaku. Ślady trzech etapów rozwojowych bóstwa. (Ze zbiorów autora).
A zatem żydzi wyobrażali sobie Mojżesza z symbolami egipskich bóstw lub bóstwom równych władców. I to egipskich, nie babilońskich, jak np. na wizerunku 7 i 8, gdzie widzimy wprawdzie dwie, lub nawet trzy pary rogów, ale bez tarczy słonecznej, gdyż podanie wyprowadza Mojżesza z ziemi egipskiej a nie z babilońskiej.
Michał Anioł, tworząc swego sławnego Mojżesza z rogami, wzorował się może na antykach greckich, wyobrażających Zeusa niekiedy z wypukliznami rogowemi na czole, lub też wzorował się wprost na rogatym Jowiszu-Amonie.
Przemiany w kierunku człekokształtnym szły nieraz odwrotnie, więc bóstwo zachowywało kadłub zwierzęcy a zyskiwało głowę ludzką. Znany jest powszechnie wizerunek olbrzymiego Sfinksa z Gizeh w Egipcie o kształcie lwa z głową ludzką.
Pałaców babilońskich strzegły tak zawane Keruby (Cheruby), czyli skrzydlate byki o głowach ludzkich (Wiz. 8), które następnie otrzymują skrzydlate postaci ludzkie, zupełnie do Aniołów chrześcijańskich podobne (Wiz. 9). Zachował się też na lampkach staro-chrześcijańskich nader znamienny Sfinks Barankowy Jezusa (Wiz. 10), wymownie świadczący, że i Jezus ulegał ogólnym prawom rozwoju.
Wiz. 9. Babiloński Cherub, przypominający chrześcijańskich Aniołów. (Z dzieła Fr. Kaulena „Assyrien u. Babylonien“).
W Talmudzie (Szabbat 119 b) znajduje się taki ustęp: „Dlaczego Mojżesz zwany był mężem bożym? Rab-Abin mówi: Od połowy ciała w dół był człowiekiem a od połowy ciała w górę był bogiem“. Jak to sobie wyobrazić?
W takich wypadkach zabytki wizerunkowe posiadają nadzwyczaj doniosłe znaczenie, uzupełniając i wyjaśniając symbolikę piśmiennictwa, tak nieraz dla umysłów dzisiejszych zagadkową. W organizmie wyznaniowym gwiezdna bogini, która już od tysiącoleci kształty ludzkie przybrała, zwana będzie jeszcze „Gwiazdą morza“. Bóstwo, które również już od tysiącoleci stało się du chem bezcielesnym, widnieć będzie jeszcze w postaci Gołębicy, a do Boga-Człowieka o nader wykształconym życiorysie ziemskim pobożni będą się zwracali ze słowami: „Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami“!
Wiz. 10. Sfinks barankowy Jezusa, z lampek staro-chrześcijańskich. (Z Malverta „Science et religion“).
Prastara cześć kamieni świadczy, jakiemi torami szła myśl religijna. Kamienie czczono albo jako spadłe z nieba meteoryty, albo jako krzemienie, z których wskutek uderzenia pada Wiz iskra, więc Ogień, czyli że występuje z nich Bóg. Później nastąpiło uogólnienie, czczono różne kamienie, zwłaszcza u Żydów kwitnął kult kamieni jako „Domów Bożych“ (Bet-El). Arcykapłan żydowski nosił na piersi dwanaście drogich kamieni z wyrytemi imionami dwunastu pokoleń. Do dziś dnia w Kaabie, Meksce, Muzłumanie oddają cześć meteorytowi.
Do dziś dnia można też w jerozolimskim meczecie Omara za złotym parkanem oglądać święty kamień barwy szarej, szczyt góry stanowiący, który prawdopodobnie tak samo wystawał w SANCTISSIMUM świątyni żydowskiej, dokąd wchodzić miał prawo tylko arcykapłan i to raz na rok (Wiz. 11). I do dziś dnia za werset tekstu kanonicznego uchodzi ustęp z pierwszego Listu Piotra, który Chrystusa nazywa „kamieniem żywym, od Boga wybranym i uczczonym“ (11, 4). Do dziś dnia chleb i wino zamieniają się w ciało i krew Pańską. I do dziś dnia kościoły całego świata zapełnione są symbolicznemi postaciami zwierząt, na wieżach zaś kur, starożytne Bóstwo Czujności, dawnych strzeże tradycji.
Wiz. 12. Święte barki egipskie przenośne, odpowiadające żydowskiej Arce Przymierza. (Ze zbiorów art. mal. W. Trojanowskiego).
A jeżeli wspomniałem Mojżesza, wyposażonego w symbolikę astralną egipskich bóstw i bogom równych władców, a który jest także tylko ogniwem w długim łańcuchu rozwojowym, to warto spojrzeć przy tej sposobności na jedno z większych ogniw kultów Starożytnego Wschodu, dotyczące przenośnej Arki Przymierza u Żydów. Jeśli uwzględnimy starożytność i potęgę państwa egipskiego wobec plemienia koczowników, to pierzchną wszelkie złudzenia co do samorództwa Arki Przymierza w łonie żydostwa (Wiz. 12).
Atawizmy bogów czyli wracanie do form pierwotnych są również faktem i to nader znamiennym. Zdaje się, że fantazja ludzka nie była w takich wypadkach wcale kapryśną. Jeżeli Zeus zamienia się w Złoty Deszcz, by zapłodnić Danaę, to postrzegamy tu nawrot jego do formy astralnej; a jeżeli prócz tego przyjmuje kształt łabędzia, by zapłodnić Ledę, to postrzegamy tu nawrot do formy świętego ptaka; a jeżeli wreszcie rzeźbiarz daje mu w rękę piorun, to postrzegamy również ślady tego, czem ów bóg kiedyś był. Oto pierwiastki, z których w ciągu długich epok się rozwinął, nim przybrał klasycznie piękną postać Zeusa z Otricoli. Tak embryologja ukazuje nam u płodu ludzkiego szpary skrzelowe lub ogon a następnie anatomja porównawcza ślady zanikające uzębienia zwierzęcego w dziąsłach dziecka, niekiedy małpokształtne nogi, niezwykłe uwłosienie na całem ciele i t. p.
Byłby to jednak błąd, powiada Hugo Winckler, gdybyśmy mniemali, że tak wysoko w cywilizacji posunięte narody, jak Egipcjanie lub Babilończycy, istotnie za bóstwa uważały człekokształtne zwięrzęta lub ciała astralne. Przeciwnie, bóstwa już są istnieniami abstrakcyjnemi, tylko pozostały na nich ślady pochodzenia. Duch Święty jest dla chrześcijanina POJĘCIEM a nie GOŁĘBICĄ, tak samo Chrystus POJĘCIEM a nie BARANKIEM. Błędem byłoby tylko uważanie tych symbolów za przypadkową analogję, lub zwroty literackie piśmiennictwa religijnego. Są to FORMY PIERWOTNE, za pomocą których kreślić możemy linję rozwoju pojęć.
Metody nauk nowoczesnych, zastosowane do badań nad Jezusem, dadzą wyniki wprost nieoczekiwane. Pokaże się, że raz jeszcze na nim klęskę poniesie euhemeryzm, który w bogach każę doszukiwać się tylko apoteozy ludzi. Błędu tego dziś nikt już nie popełnia względem Zeusa, Pallas Ateny, Dyany, Marsa, Junony, Marduka, Tammuza, Jehowy, Allaha, ale popełnia jeszcze względem Jezusa. Bezwzględnie pewna historyczność jego bóstwa wywróci rzekomą historyczność jego człowieczeństwa, które pozostanie tylko CZŁOWIECZEŃSTWEM POJĘCIOWEM. Słusznie mówi Pfleiderer, iż należy odróżnić Chrystusa wiary od Chrystusa historji. Na pozór wyda się niemożliwem, by dało się udowodnić, że ktoś jako człowiek nie istniał, co jednak nauka nieraz już przeżyła; zbyt jednak dużo nagromadziło się dowodów, że istniał wcześniej jako Bóg zarówno w swej osobie psychicznej, jak i w swym rodzie, z którego szedł, by mniemanie takie dało się dłużej piętnować jako „hypotezę“. Odwrócą się nawet całkowicie określenia naukowe: gdy niczem nie uzasadnioną hypotezą przez długi czas zwano jego boskość, teraz na niczem nie opartą hypotezą, prócz wielowiekowej sugestji, okaże się jego człowieczeństwo.
A jako w okresie, gdy zwano całą naturę „bydlęctwem“ i wynoszono człowieka na stanowisko w całym wszechświecie wyłączne a on na tem duchowo nic nie zyskiwał, dużo natomiast tracąc i dopiero wtedy prawdziwie błysnął genjuszem, gdy się z naturą pojednał i ją uczcił, tak też i Jezus tylko na majestacie zyskać może, gdy poniżane tak długo jego kosztem CUDZE BOGI na swoje piedestały wrócą i w słonecznych rzędach obok niego staną.
Psychologja nowych pokoleń, dorósłszy do bezstronnego badania jego PRZEMIAN, zorjentuje się przedewszystkiem w psychologji pokoleń dawniejszych, które nie były jeszcze zdolne do krytycznego rozpatrywania źródeł i które nie uznawały przemian gatunków organicznych a cóż dopiero przemian gatunków bożych!
Pielgrzym polski, dotykając stopą świętej ziemi palestyńskiej, doznaje głębokiego wzruszenia. Zdaje mu się, że „wraca na młodości kraje“. Ukazują mu pole, na którem pastuszkowie otrzymali od Aniołów pierwszą wiadomość o narodzeniu się zbawiciela świata; więc rozbrzmiewają mu w duszy kolędy, które słyszał i śpiewał w dzieciństwie. Jedzie do Betleem, wchodzi do Groty Narodzenia; przypomina sobie tedy wieczory wigilijne ubiegłej młodości, kiedy wraz z rodzeństwem wypatrywał na niebie pierwszej gwiazdki, a potem rozlegał się dzwonek, biegną: choinka, tyle świeczek, stajenka, wielka gwiazda z tektury i złotym oblepionia papierem... Kroczy w Jerozolimie Drogą Krzyżową; stają mu przed oczami nabożeństwa pasyjne i słyszy w duszy owe przejmujące jęki pieśni ludu „Któryś za nas cierpiał rany“, śpiewanej w pomroce kościelnej przy żółtem świetle gromnicy, w wielkim lichtarzu na podłodze ustawionej w głowach rozłożonego krucyfiksu, na który chylą się kolejno fantastyczne cienie chłopów, by całować ręce i nogi Ukrzyżowanego. Wstępuje na uroczą Górę Oliwną, staje na miejscu, skąd on, z martwych powstały, uniósł się w niebo; lekki wietrzyk, wiejący od morza, niesie mu melodję wielkanocnego „aleluja“. Płynie błękitami Jeziora Genezaretańskiego; zdaje mu się, że ujrzy w dali na wodnem Przestworzu jasną postać tego, który zażegnywał burze i któremu znakiem on sam pospiesznie się żegnał, powtarzając „A słowo stało się ciałem“, gdy pioruny waliły obok jego domu rodzicielskiego, a szalejąca wichura kładła czuby drzew na krzaki agrestowe. Siadłszy wreszcie na szczycie Góry Tabor, śród ciszy uroczystej zapatrzony w niepokalaną kopułę nieba, zapominając o troskach swego dotychczasowego życia, doznaje sam jak gdyby Przemienienia i słyszy gdzieś przez bezmierne dale poważny głos, mówiący z kazalnicy parafjalnej: „Panie, dobrze nam tu jest! Uczyńmy trzy przybytki: jeden tobie, drugi Mojżeszowi a trzeci Eljaszowi...“
On nigdy nie miał Biblji w ręku. Nie rozmyślał nad nią kilka wieków, jak surowy Anglik lub mistyczny Niemiec. Chrześcijaństwo było dla niego raczej poezją i legendą, raczej stanem duszy i obyczajem, niż faktem realnym i dogmatem, historją i religją. Nad Żłobkiem Betleemskim umieszczał Krzyż Golgoty i nie postrzegał anachronizmu. Wszystkie zdarzenia z Historji Świętej Nowego Testamentu układały mu się w jednej płaszczyźnie, widział je właściwie w jednej jednostce czasu, żył jakąś NIEUSTAJĄCĄ TERAŹNIEJSZOŚCIĄ. Wszechprzewidywanie boże zlewało mu się w jedno z wszechrozpoznawaniem proroctw przez maluczkich i prostych, cichych i wzgardzonych. Światłość jaśniała zawsze śród ciemności a ciemności nigdy jej nie pojmowały. Rozmyślając nad tem, zdumiewał się, iż żydzi nie słuchali tak dokładnych, tak wyraźnych, tak ostrzegawczych przepowiedni. Czuł głęboko i mocno był przeświadczony, iż żyjąc w one dni byłby jak ów bogobojny Symeon z uśmiechem pewności oczekiwał przyjścia pociechy izraelskiej i w chwili spełnienia się tego, co zapowiadali prorocy, zawołał jak on: „Teraz, Panie, odpuść sługę swego w pokoju!“ Że byłby jak owa Anna Prorokini odrazu rozpoznał Nowonarodzonego, choćby po obrączce, którą malarze umieszczają nad główką Dzieciątka. Że byłby wraz z Trzema Królami dążył za Gwiazdą do Stajni Betleemskiej, by się Dzieciątku pokłonić, skoro przecież taki uczony, jak profesor Wieseler z Getyngi, znalazł w chińskich tablicach, że na cztery lata przed naszą erą błyszczała wielka gwiazda, i skoro katecheta na jednej lekcji wspomniał, że „historyczny dowód“ istnienia Jezusa znajduje się nawet u poganina Tacyta. Więc żyjąc za dni Jana Chrzciciela, byłby z nad brzegów Jordanu wraz z nim wołał: „Prostujcie drogę Pańską!“
Cała jego psychologja tak się ukształtowała, iż w perspektywie dziejowej ZAPOWIEDZIANE ZDARZENIA wyobrażał sobie jak jakieś misterjum, które, ułożone w niebie przez wyroki niezbadane, zostało następnie na ziemi tylko odegrane przez wyznaczonych z góry aktorów a rzeczą widzów było jedynie zorjentować się natychmiast w treści świętej onego misterjum i następnie przeżywać je co roku na Boże Narodzenie, Wielkanoc, Zielone Świątki i Wniebowstąpienie. Ludzie dobrzy, poddający się kornie natchnieniom bożym, odrazu wiedzieli, co czynić; ludzie źli i zaślepieni, mając oczy, nie widzieli, i mając uszy, nie słyszeli. Naiwność takiego poglądu na dzieje jest właściwa nietylko umysłom dziecięcym, ale niezliczonym pokoleniom nawet ludzi światłych, lecz wychowanych w poetycznej legendowości tak zwanego obyczaju patryarchalnego. Pogląd ten strzelał daleko po za ramy zdarzeń ewangielicznych, sięgał w epoki Starego Testamentu, w zaranie świata, w chaos, aż do twórczego „Stań się!“ Ludzie tej psychologji, znalazłszy się w dziewiętnastem stuleciu, słuchali o teorji ewolucji i zmienności gatunków nie jak o postrzeżeniu naukowem, ale jak o próbie katastrofy, mającej niby mgłę złudną rozwiać ich legendę, obalić ich obyczaj, podeptać ich najświętsze uczucia...
Ich legendę?!?
Dopiero wtedy opatrzyli się, iż rzeczywiście sami pogrążeni byli w chrześcijaństwie jak w pięknej legendzie. Że sami nowe legendy wytwarzali i rozpowszechniali z lubością. Że Prócz twórczości ludowej pojawiła się twórczość artystyczna. Że poeci i malarze przy każdej niemal sposobności podsuwali im utwory, będące nowemi przejawami owej legendy. Że uległa ona prawu modernizacji w miarę zmiany pojęć, obyczajów i kostjumów. Że właściwie nawet nie wiedzą, w jakim języku Dobra Nowina została spisana i czy są jakie rękopisy, należycie uwierzytelnione, z których czerpali drukarze od czasów Gutenberga.
I wtedy nastąpił przewrót.
Przenigdy! To wszystko nie może być legendą. To jest i musi być niezbitą prawdą historyczną. Może ono żyło w postaci legendy we mnie, w tobie, w nim, ale nie tam, nie w źródłach dziejowych, nie w dokumentach historycznych, nie w archiwach świata. Tam jest prawda, tylko trzeba do niej sięgnąć. Nastaje w psychologji owych ludzi punkt zwrotny. Przestają traktować MISTERJUM CHRZEŚCIJAŃSKIE jak legendę poetyczną i zamienić ją chcą w historję. Już wyraz „nauka“ zyskuje kredyt moralny. „Nauka nie może stać w sprzeczności z tem wszystkiem, co było tak oczywiste, tak „naturalne“! Zbrojni w „naukę“ ruszą na sceptyków i odniosą zwycięstwo!
Ale pokazało się, że nie cała „nauka“ może stanąć po ich stronie. Ze część jej bardzo poważna dostarczy nawet broni niedowiarkom. Więc natychmiast nastąpił podział nauki na „prawdziwą“ i na „podszywającą się pod miano nauki...“
Bo cóż to jest NAUKA? Co to są UCZENI?
Uczeni są przedewszystkiem ludźmi a nauka ich ludzkiem dziełem. „Uczonymi“ byli zarówno astrologowie, którzy z gwiazd przepowiadali przyszłe zdarzenia polityczne, jak i astronomowie, którzy na podstawie obliczeń przepowiadają już tylko zdarzenia astralne. „Nauką“ zaś była równie dobrze alchemja, chcąca zamieniać metale nieszlachetne na szlachetne, jaki chemja, która zachwiała dziś stałością pierwiastków. Toga akademicka pokrywała zarówno gruntownego znawcę literatury hebrajskiej Franciszka Delitscha, upatrującego w trzykrotnem powtórzeniu u Izajasza „Święty, święty, święty Pan Bóg Zastępów“ prorocze PRZECZUCIE przez monoteistów żydowskich Trójcy Świętej, jak również jego sławnego syna Fryderyka, który hebrajskie „Stworzenie“, hebrajski „Potop“ i hebrajski „Sabat“ wyprowadza z Babilonji. Zarówno tych geologów, którzy wedle całkowitego lub bodaj cząstkowego „potopu“ utworzyli wyraz DILUVIUM, jako też geologa Edwarda Suessa, który w babilońskiej wersji, zepsutej przez hebrajską, znalazł opis doskonały nie „potopu“, ale „cyklonu“...
Ogólne ciążenie LEGENDY CHRZEŚCIJAŃSKIEJ oddziaływało tak samo na naukę i uczonych, jak na ludzi wiary i tradycji. Dziejowa sugestja była tak potężna, że w tym wypadku powstał całkiem specjalny stosunek hypotezy i faktu do teorji. Gdy w innych naukach jeden fakt mocen był zachwiać całą teorją i w niwecz ją obrócić, w biblistyce całe zastępy faktów nie były w stanie nawet poruszyć teorji, wyłącznie z hypotez zbudowanej. Dla uratowania Gwiazdy Betleemskiej, „zatrzymującej się“ nad stajenką, sięgano, jak już wspomniałem, aż do źródeł chińskich a swastyka na infułach VIII-go wieku ”nic nie mówiła.“ Zasada autorytetu, obalona gdzieindziej, tu siedziała po dawnemu na swym tronie, aczkolwiek jasne było, ze można jak jezuita Zumofen zbadać doskonale jaskinie fenickie i zebrać znakomite okazy epoki krzemiennej a tem samem wcale jeszcze nie odrzucać etyki objawionej na rzecz rozwojowej, lub jak jezuita Kugler znakomicie wyjaśnić księżycowy kalendarz Babilonji a tem samem wcale jeszcze nie chcieć stanąć w sprzeczności z Syllabusami.
Żyjemy w okresie przejściowym, w którym nikt właściwie nie może powiedzieć, że zupełnie już wydzielił z siebie teologa a pozostawił tylko uczonego. Żadna nawet instytucja naukowa nie może mniemać, iż wyzbyła się całkowicie dawnością nie chodzi tu tylko o jakieś ciało naukowe polskie, które jeszcze niedawno asystowało urzędowo i z insygnjami Przy koronacji cudownego obrazu Matki Boskiej; bo oto w końcu stycznia 1909 roku stała się rzecz następująca w Akademji francuskiej. Matematyk Poincaré, którego wybrano w poczet „nieśmiertelnych“, w swej mowie uroczystej powiedział, że „wszelkie poznanie ludzkie jest względne a rzeczywistości prawdziwej nie znamy“. Na to witający go członek Akademji, historyk Mason, odpowiedział, że „wyższą prawdę daje religja święta a wiedza musi uznać swą niższość wobec wiary“...
Czyż tedy, biorąc rzeczy formalnie, ów polski pielgrzym, Syn Legendy, niema prawa powoływać się także na NAUKĘ i na UCZONYCH?
Powoływanie się na POWAGI jest jednak bardzo ryzykowne. Zresztą większość uczonych posiada bardzo wąziutki Pas specjalności, po za którym jest tylko — zwyczajną publicznością. I nietylko uczony przyrodnik pozbawiony jest kompetencji np. w asyrjologji, ale tenże asyrjolog może być znakomitym znawcą języka a nie być jeszcze historjozofem, może Wreszcie być nawet urzędownie za takiego uznanym a mimo to pod względem zdolności logicznego rozumowania nie przerastać miary przeciętnej publiczności. Są książki, ba, są działy wiedzy, których czytelnicy w pierwszej przynajmniej dobie zawsze składać się będą tylko z publiczności. Wszak to zawodowi astronomowie opierali się Galileuszowi, wszak to zawodowi przyrodnicy nie chcieli uznać Darwina, wszak to zawodowi asyrjologowie tworzą opozycję przeciwko Delitschowi, Zimmernowi i Wincklerowi! Nie zaszkodzi, gdy będziemy zawsze o tem pamiętali, że to, co STARE, ma zawsze oparcie w różnych autorytetach naukowych, które bardzo często dlatego tylko.tak żarliwie występują przeciwko czemuś, co się w nauce pojawia, że jest NOWE, do czego jeszcze nie zdążyli się przyzwyczaić.
Są bowiem tematy, które dość jest przemyśleć. Ale są inne, które trzeba przeżyć. Temat Jezusowy ludzkość przeżywa wraz ze swymi uczonymi od kilku tysięcy lat. Autor to wie i dlatego rozumie, że poniekąd i te karty czytelnicy jego będą musieli z nim przeżyć...
A temat ten jest zaiste wyjątkowy. Wymaga istnej wiwisekcji na sobie samym. Chrześcijaństwo nie jest bowiem jakąś tragedją grecką, która przed wiekami umarła i którą zatem można badać z zupełnym spokojem i objektywnością. Ono żyje dokoła nas i po części w nas, dreszcze jego są nam znane i udzielają się nam, mimowoli wszystkiemi porami wchłaniamy jego atmosferę. Syn Legendy jest naszym ojcem, naszym bratem, naszym synem...
Ale też dzięki temu, że ono żyje i że sami jeszcze oddychamy jego atmosferą, możemy w wielu wypadkach nader trafnie z teraźniejszości wnioskować o przeszłości. Uczeni przez długi czas starali się poznać niejako fizjologję prachrześcijaństwa. To im jednak zaczyna nie wystarczać. I oto dr. K. H. E. de Jong stawił sobie pytanie, czy nie możnaby poznać jego — biologji? Zajął się zbadaniem starożytnych misterjów pod względem religijno-historycznym, etnologicznym i psychologicznym. A więc i uczucia historyczne muszą być naukowo zbadane! A czy byłoby to możliwe, gdyby one dla dzisiejszego człowieka tak zamarły, jak zamarło uczucie tragedji greckiej?
Chrześcijaństwo wedle ogólnie panującego mniemania opiera się fundamentalnie na żywej postaci Jezusa, nietylko jako Boga, ale także jako Człowieka. Czyż więc runie, jeżeli zniknie człowieczeństwo Jezusowe?
Na to ciekawe pytanie odpowiedział zmarły jesienią roku 1908 profesor uniwersytetu berlińskiego Otto Pfleiderer i to na kongresie — teologów. Działo się to w Amsterdamie we wrześniu 1903 roku.
Jeżeli, mówił, Jezus jako człowiek zniknie, czy tem samem upaść musi chrześcijaństwo? Bynajmniej. Gdyby bowiem chrześcijaństwo powstać miało bez Człowieka Jezusa, to chyba i żyć mogłyby bez niego.
Zdanie to jest genjalnie proste i genjalnie prawdziwe. Chrześcijaństwo może a raczej musi istnieć tak długo, dopóki będą istniały FAKTYCZNE jego podstawy.
Takie stawienie kwestji jest dla nauki bardzo ważne. Wiedza musi szukać podstaw istotnych danego zjawiska a nie zadawalniać się pozornemi lub urojonemi.
Tych podstaw faktycznych szukano skwapliwie od dawna. Szukano źródeł chrześcijaństwa zarówno w górach filozofji greckiej, jak i w nizinach ruchów proletarjackich. Wszelako po większej części dwa momenty sugestjonowały badaczów: moment tak plastycznie przedstawionego życia Jezusa i moment aureolą oblanej gminy prachrześcijańskiej.
Wyobrażano sobie, że z ideą chrześcijańską wystąpił pewien człowiek a organizację wytworzyli bezpośredni jego spadkobiercy ideowi.
Przyjąwszy to jako zasadę niemal niewzruszoną, starano się kreślić linję dalszego rozwoju. Powiadam, że zasada owa była „niemal“ niewzruszona, gdyż całe ustępstwo, na które się zdobywano, polegało na przypuszczeniu, iż naga prawda utonęła w obsłonach przelicznych mitów. Przez tych mitów pląlawę brnęło się jednak aż do IV-go wieku a wtedy przychodziła kolej na wyliczanie nagle wyrosłych „herezji“. Sięgający podobno wieku pierwszego Doceci, drugiego Gnostycy, Montamsci, Alogjanie, Sabeljanie, Ofici, trzeciego Manichejczycy, wraz z herezjami IV-go wieku, jak Arjanie, Apolinaryści etc. etc. etc. dziwne wywierają wrażenie. Jakże liczba ich była potężna, jeżeli Epifanjusz w swem dziele „Panarion“ aż 80 sekt wymienia i krytykuje! Odbiera się wrażenie, jak gdyby SECESJA przerastała ORTODOKSJĘ, która wygląda poprostu na sektę ośmdziesiątą pierwszą!
Był to też wielki postęp dla sprawy, gdy zaczęły pojawiać się głosy, że chrześcijaństwo nie jest tworem jakiegoś jednego człowieka, ale że powstało z ugrupowania się w umysłach ludzkich pewnych idei. Wszelako i takie stawienie kwestji nie może uchodzić za wystarczające. Gdy weźmiemy pod uwagę mnogość kultów starożytnych i ich zdumiewające pokrewieństwo z kultem chrześcijańskim oraz z całą jego ideologją, możemy raczej przypuścić, że nie herezje wyrosły z chrześcijaństwa, ale że chrześcijaństwo uformowało się z różnych herezji.
Sądzę, że metoda badań powinna w tym wypadku uledz radykalnej zmianie.
Kościół chrześcijański powstaje właściwie z różnych pierwiastków chrześcijańskich w chwili swej legalizacji czyli w roku 313 dzięki edyktowi medjolańskiemu. Wszystko, co się odtąd dzieje, jest jawne, legalne, urzędowe. Wszystko natomiast, co się działo przedtem, było konspiracyjne, legendowe, tajemnicze. Nie istniał KOŚCIÓŁ, lecz istniały KOŚCIOŁY, nie było chrześcijaństwa, lecz różne prądy chrześcijańskie, nie było wcale jednolitego kierunku z licznemi herezjami, ale była WIELOŚĆ kierunków równorzędnych.
Nagle ludzie, jak kilkadziesiąt lat temu we Włoszech lub w Galicji, idą wprost niemal z pod szubienicy na szczeble najwyższych dostojeństw. Miast na ławie tortur zasiadają na tronach biskupich. Otrzymują WŁADZĘ. W wielkiem kotlisku gotujących się pierwiastków ci ją przedewszystkiem w ręce swoje chwycić i w rękach swoich utrzymać potrafili, którzy przedtem, w okresie bytowania konspiracyjnego, najdoskonalej wykszałcili karne grupowanie się dokoła ośrodka prezbyterjalnego, a więc, jak zwykle, stronnictwo najlepej zorganizowane. To „stronnictwo rządzące“ staje się teraz poprostu „rządem“ a każdy, kto ślepo za niem nie idzie, zostaje uznany za „przeciwrządowca“, ponieważ zaś mamy do czynienia z formacją kościelną, więc za „heretyka“, „odstępcę“. Ideologją „rządu“ zwalcza ideologję wszelkich grup, domagających się dawnej samodzielności. Niedawni rewolucjoniści przemieniają się szybko w legalistów, legitymistów, konserwatystów a przedewszystkiem w hegemonistów. Zaczyna teraz wszystko iść bardzo prędko. Gdy medale z czasów Konstantyna Wielkiego ukazują go z pogańską Boginią Zwycięstwa (Nike) i z pogańskim krzyżem jako starym znakiem rzymskich legjonów a napis wyraźnie mówi: „dzięki TEMU znakowi będziesz zwycięzcą“, wielki ojciec kościoła Euzebjusz fabrykuje legendę, iż Konstantynowi ukazało się na niebie CHRZEŚCIJAŃSKIE znamię Golgoty i do niego stosujący się napis: „W tym znaku zwyciężysz“. Święty Hieronim ubolewa nad chaotycznym stanem rękopisów Pisma Świętego; skarży się, że przepisywacze harmonizowali teksty, że to, co znaleźli u jednego ewangielisty, przenosili do drugiego. Był to zatem nietylko wiek upaństwowienia chrześcijaństwa, ale także wiek HARMONISTÓW. Faktem jest, iż najstarsze odpisy Nowego Testamentu pochodzą z IV-go wieku. Teraz staje się jasnem i prostem, dlaczego akurat z IV-go. Upaństwowiony kościół nadał im ostateczną redakcję wedle ówczesnej swojej ideologji. Zmiany w tekstach o jakie sto lat późniejszych są liczebnie mniej znaczne i właśnie tylko pod względem dogmatycznym doniosłe.
Gdy tedy płynne teksty nagle zakrzepły w formę kanoniczną, nie mogła zakrzepnąć bądź co bądź płynna zawsze ideologją chrześcijańska. Ci, którzy teksty harmonizowali, ani nie byli w stanie usunąć z nich całej masy sprzeczności, ani może nawet ich zauważyć, ani wreszcie przewidzieć, jak będzie się dalej ŻYWIOŁOWO w łonie samego kościoła kształtowała ideologją. Toteż już niebawem zaczyna się tworzyć dystans pomiędzy dogmatami a Nowym Testamentem. Dystans ten zrazu zapełni dyalektyka. Nadejdzie jednak czas, kiedy kościół rozmiar tego dystansu zbyt wielkim ujrzy. Wtedy wyda ZAKAZ czytania Pisma Świętego. Będzie surowo wzbraniał przekładów na języki narodowe, będzie za pomocą rewizji domowych szukał egzemplarzy, będzie je nawet publicznie na stosach palił...
Już za pomocą trzech pierwszych soborów, Nicejskiego w roku 325, Konstantynopolitańskiego w 381 i Efeskiego w roku 431, załatwi sprawy swej polityki wewnętrznej i to zarówno w kierunku Składu Wiary Apostolskiej, jak i w kierunku zgniecenia secesji, czy to Arjan czy Nestorjanów. Teraz weźmie się do regulowania swej polityki zewnętrznej. Roku 391 arcybiskup Teofil spali na czele podburzonych tłumów Bibljotekę Aleksandryjską, posiadającą 700000 zwojów a w nich całą literaturę egipską, indyjską, grecką, rzymską. W roku 415 biskup Cyryl ręką tłumów sfanatyzowanych zamorduje aleksandryjską filozofkę Hypatję, córkę matematyka Teona. A wreszcie cesarz Justynjan (527 — 565) zamknie wszystkie szkoły filozoficzne greckie i chrześcijaństwo na tysiąc lat pozostanie — bez konkurencji.
Jedne teksty zniszczy, drugie poprawi, trzecie opatrzy komentarzami, co do czwartych wytworzy TRADYCJĘ ROZUMIENIA. Cofnie wstecz wiedzę. Ziemia, powiada Lelewel, znowu przybierze kształt czworokąta z górą spiczastą a ciała niebieskie, koło niej chodząc, będą dzień i noc sprawiały „a oto niebiosa słupami dźwigane, z ziemią razem czterema ścianami obwiedzione i sklepieniem pokryte, pod którem sklepieniem nad wodami, nad wszystkiemi ciałami ziemskiemi i niebieskiemi unosić się będzie Duch Boży“...
„Wystarczy sobie uprzytomnić“, powiada Vollers, „zbiorowe rezultaty myśli przeważnie helleńskiej, prace matematyków i astronomów, przyrodników i geografów, historyków i literatów i porównać z niemi sferę interesów duchowych, metodę i kierunek pracy umysłowej następnego tysiącolecia, gdy wytyczną jej miarą była kosmologja Genesis, rytuał ksiąg Lewitów, symbolika Daniela i model Namiotu. Z tego punktu widzenia zwycięstwo chrześcijaństwa kościelnego, ściślej mówiąc rzymskiego kościoła państwowego, nie jest niczem innem, jak zamurowaniem kultury krajów nadśródziemnych i zawisłych od niej północno-alpejskich. Potrzeba było całego tysiącolecia, zanim zabrano się do usunięcia gruzów i do nowej przystąpiono budowy, a dziś jeszcze jesteśmy w toku tej pracy, której końca przewidzieć niepodobna“. Jest to, wedle niego, „wypieranie starej kultury krajów nadśródziemnych przez zalew przeważnie azjatycki“. Następuje „ton katechizmu i ambony, ba! rozmyślne zacieranie i przysłanianie faktów niewygodnych“, rośnie mistrz duchowy Syna Legendy, jego wychowawca, twórca jego psychologii, jego pojmowania historji jako WIECZNEJ TERAŹNIEJSZOŚCI...
I oto jesteśmy bodaj u podstaw faktycznych dzisiejszego chrześcijaństwa. Będzie ono tak długo istniało, dopóki będzie istniał SYN LEGENDY ze swoją psychologią tradycji ewangielicznej.
A jak się przedstawiają podstawy faktyczne chrześcijaństwa pierwotnego? „Brak nam“, powiada Vollers, „wszelkich danych o pierwszej gminie jerozolimskiej, o mężczyznach i kobietach, którzy Jezusa widzieli, słyszeli, stykali się z nim i czcią go otaczali. Ani jeden głos, ani jeden wiersz od nich pochodzący nie przedostał się do nas nigdy i w żadnym języku. To, co ma pretensję do świadectw autentycznych, nie pochodzi nawet z drugiej ręki“...
Kiedy syn Legendy wziął nareszcie do ręki Ewangielje, aby dotrzeć bezpośrednio do źródła Objawienia i aby u tego źródła poznać SŁOWA PANA bez pomocy egzegetów i komentatorów, ale własnym rozumem i własnem sercem, wtedy spostrzegł ze zdumieniem, iż autonomja rozumu i autonomja serca zaraz na wstępie gorzki podaje mu owoc.
Był głęboko przekonany, że Ewangielje zawierają PRAWA MORALNE. Wierzył, że owe prawa są ujęte w pewien systemat spoisty, logiczny, jednolity, prosty i przejrzysty, nie budzący żadnych wątpliwości. Mniemał, że jest tam zawarta NAUKA CHRYSTUSA, że ta nauka jest jedna, jedyna i jednolita.
Ale bez aparatu nowoczesnej krytyki i nowoczesnej uczoności przekonał się, że na każde niemal twierdzenie znaleść może przeciwtwierdzenie. Że jedna wskazówka wyklucza drugą. Że jeden przepis jest bezwarunkowo zaprzeczeniem przepisu drugiego. Że roi się od sprzeczności i że sprzeczności tych nie usunie żadna dyalektyka.
A sprzeczności te zachodzą nietylko pomiędzy tem, co za słowa Jezusa podaje Mateusz, a tem, co podaje Marek, lub Łukasz, lub Jan, lecz w każdej relacji poszczególnej czy to Mateusza, czy Marka, czy Łukasza, czy wreszcie Jana, piętrzą się owe sprzeczności na sprzecznościach i żadnej na to niema rady.
Oto dla przykładu szereg sprzeczności, zawartych jedynie w Ewangielji wedle Mateusza.
1) Błogosławieni pokój czyniący, albowiem nazwani będą synami bożymi.
MAT. V, 9.
|
Nie przyszedłem pokoju puszczać na ziemię, ale miecz.
MAT. X, 34.
|
2) Nie sprzeciwiajcie się złemu.
MAT, V,39.
|
Wszelkie drzewo, które nie rodzi owocu dobrego, będzie wycięte i w ogień rzucone.
MAT. VII,19.
|
3) Nie mniemajcie, abym przyszedł rozwiązywać zakon.
MAT. V,17.
|
Tedy przystąpili do niego uczniowie Janowi, mówiąc: Przeczmy i Faryzeusze pościmy często a uczniowie twoi nie poszczą? I rzekł im Jezus: Młode wino leją w statki nowe a nie stare.
MAT. IX,14—17.
|
4) Kto się gniewa na brata Swego będzie winien sądu.
MAT, V,22.
|
Przyszedłem rozłączyć syna z ojcem i matkę z córką.
MAT. X,35.
|
5) Wejrzyjcie na ptaki niebieskie, iż nie sieją ani żną, ani zbierają do gumien, a ojciec wasz niebieski żywi je... A o odzienie przecz się troszczycie? Przypatrzcie się liljom polnym, jako rosną: nie pracują ani przędą.
MAT. VI,26—28.
|
Kto ma, będzie mu przydano, a kto niema, i to, co ma, będzie mu odjęte.
MAT. XXV,29.
|
6) Nie można dwom panom służyć.
MAT. VI,24.
|
Oddajcie co jest cesarskiego cesarzowi a co jest Bożego Bogu.
MAT. XXII,21.
|
7) Strzeżcie się, abyście sprawiedliwości waszej nie czynili przed ludźmi, abyście od nich byli widziani.
MAT. VI,1.
|
Ze słów twoich będziesz usprawiedliwiony i ze słów twoich będziesz potępiony.
MAT. XII,37.
|
8) Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni.
MAT. VII,1.
|
Wy siedzieć na dwanaści stolicach (będziecie), sądząc dwojenaście pokolenia izraelskiego.
MAT. XIX,28.
Cobyściekolwiek zawiązali na ziemi, będzie zawiązane i na niebie, a cobyściekolwiek rozwiązali na ziemi, będzie rozwiązane i w niebie. MAT. XVIII,18.
Z owoców ich poznacie je. MAT. VII,16.
|
9) Dobrze czyńcie tym, którzy was mają w nienawiści.
MAT. V,44.
|
Lżej będzie ziemi sodomskiej gomorejskiej w dzień sądny.
MAT. X,15.
|
10) Który z was jest człowiek, którego, jeśliby syn poprosił o chleb, izali mu poda kamień? Albo jeśliby poprosił o rybę, izali mu poda węża?
MAT. VII,9—10.
|
„Panie, odpuść mi pierwej pogrześć ojca mego“. — „Pójdź zamną a niechaj umarli grzebią swoje umarłe“.
MAT. VIII,21—22.
|
11) Opuści człowiek ojca i matkę i złączy się z żoną swoją. Co tedy Bóg połączył, człowiek niechaj nie rozłącza.
MAT. XX,5—6.
|
Wszelki, który opuści żonę dla imienia mego, żywot wieczny odzierży.
MAT. XIX,29.
|
12) Będziesz miłował bliźniego swego.
MAT. XXII,39.
|
Na drogę poganów nie zachodźcie i do miast samarytańskich nie wchodźcie, ale raczej idźcie do owiec, które poginęły z domu Izraela.
MAT. X,5—6.
Nie dobrze jest brać chleb synowski a miotać psom. MAT. XV,26.
|
13) Ktokolwiek między wami chciałby być pierwszym, niech będzie sługą waszym.
MAT. XX,26.
|
Nie jest uczeń nad mistrza ani sługa nad pana.
MAT. X,24.
|
14) Darmoście wzięli, darmo dawajcie.
MAT. X,8.
|
Godzien jest robotnik strawy swojej. MAT. X,10.
|
15) Nie będziesz się wadził.
MAT. XII,19.
A ktoby rzekł bratu swemu Raka (rhaka, gałganie, od aram. rheka, hebr. rekh moah — bezgłowy, pustogłów), będzie winien Rady, a ktoby rzekł: Głupcze, będzie winien ognia piekielnego. MAT. V,22.
|
Biada wam Nauczeni w Piśmie i Faryzeusze obłudni.
MAT. XXIII,14.
Głupi i ślepi (μωροὶ καὶ τυφλοί). MAT. XXIII,17.
Wężowie, rodzaju jaszczurczy (ὄφεις, γυννήματα ἐχιδνῶν). MAT. XXIII,33.
|
16) Co wam w ciemności mówię, powiadajcie na świetle, a co w ucho słyszycie, przepowiadajcie na dachach.
MAT. X,27.
|
A strzeżcie się ludzi, albowiem was będą wydawać do Rad i w bóżnicach swoich biczować was będą.
MAT. X,17.
|
17) Wszelkie królestwo, rozdzielone w sobie, będzie spustoszone, i wszelkie miasto albo dom, rozdzielony przeciwko sobie, nie ostoi się.
MAT. XII,25.
|
Przyszedłem rozłączyć syna z ojcem i matkę z córką.
MAT. X,35.
|
18) Abyście byli synami ojca waszego, który czyni, że słońce jego wschodzi na dobre i złe i spuszcza deszcz na sprawiedliwe i niesprawiedliwe.
MAT. V,45.
|
Jaką miarą wierzyć będziecie, będzie wam odmierzone.
MAT. VII,2.
|
19) Błogosławieni ubodzy duchem.
MAT. V,3.
|
Bądźcie mądrymi jako wężowie a prostymi jako gołębice.
MAT. X,16.
|
Przypatrzmy się z kolei logjom, wyjętym także z innych Ewangielji. Sprzeczności piętrzą się jeszcze znamienniej, jeszcze jaskrawiej.
20) A potrzeba, aby naprzód u wszystkich narodów (pogan) opowiadana była ewangielja.
MAR. XIII,10.
|
Na drogę poganów (narodów) nie zachodźcie.
MAT. X,5.
|
21) A ktoby między wami chciał być pierwszym, niech będzie sługą waszym.
MAT, X,27.
|
A ktoby z was, mający sługę orzącego albo pasącego, gdyby się z pola wrócił, rzekłby mu za raz: pójdź, siądź do stołu? A nie rzekłby mu: nagotuj, cobych wieczerzał, a przepasz się i służ mi, a potem ty będziesz jadł i pił.
ŁUK. XVII,7—8.
|
22) Kto się wywyższa, będzie poniżon.
MAT. XXIII,12.
|
Wyście z niskości a jam z wysokości.
JAN VIII,23.
|
23) Czcij ojca swego i matkę swoją.
MAT. XV,4.
|
Któraż to matka moja?
MAREK. III,33.
Co mnie i tobie niewiasto? (Właściwie: Kobieto, co jest wspólnego między mną a tobą?) JAN. II,4.
|
24) (Jezus) trzciny zgniecionej nie złamie.
MAT. XII,20.
|
Będzie karał świat, z grzechu sprawiedliwości i sądu.
JAN. XVI,8.
|
25) Bo Mojżesz rzekł: czcij ojca twego i matkę twoją, ktoby złorzeczył ojcu albo matce, niechaj śmiercią umrze: a wy mówicie: Korban (co jest dar), którykolwiek będzie odemnie, tobie pomocny będzie. I nie dopuszczacie mu nic więcej czynić ojcu swemu, niszcząc słowo Boże przez ustawę waszą, którąścię uchwalili.
MAREK VII,10—13.
|
Jeżeli kto idzie do mnie a niema w nienawiści ojca swego i matki i żony i braci i sióstr, nawet duszy swojej, nie może być uczniem moim.
ŁUK. XIV,26.
|
26) Kto nie jest zemną, przeciwko mnie jest, a kto nie zbiera zemną, rozprasza.
MAT. XII,30.
|
Kto nie jest przeciwko wam, za wami jest.
MAREK IX,39.
|
27) Królestwo moje nie jest z tego świata.
JAN. XVIII,36.
|
Błogosławieni cisi, albowiem oni posiędą ziemię.
MAT. V,4.
|
28) Nie troszczcie się o jutro.
MAT. VI,34.
|
Albowiem kto z was, chcąc budować wieżę, nie pierwej siadłszy rachuje nakłady, których potrzeba, jeśli ma do wykonania? Aby, gdyby założył fundamenty, a nie mógł dokończyć, wszyscy patrzający nie poczęli śmiać się z niego, mówiąc, iż ten człowiek począł budować a nie mógł dokonać? Albo, który król, mając jechać stoczyć wojnę z drugim królem, nie pierwej siadłszy myśli, jeśli może z dziesięcią tysięcy potykać się z onym, który z dwudziestą tysięcy jedzie przeciw niemu?
ŁUK. XIV,28—31.
|
29) Nie mrejcie ani złota, ani srebra, ani pieniędzy w trzosach waszych, ani tajstry w drodze, ani dwu sukien, ani butów, ani laski.
MAT. X,9—10.
|
Ale teraz, kto ma mieszek, niech weźmie także i tajstrę, a kto niema, niech przeda płaszcz swój a kupi miecz.
ŁUK. XXII,36.
|
30) Bądźcie miłosierni jako wasz ojciec miłosierny jest.
ŁUK. VI,36.
|
Pośle Syn Człowieczy Anioły swoje a zbiorą z królestwa jego wszystkie pogorszenia i te, które czynią nieprawość. I wrzucą je w piec ognisty; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów.
MAT. XIII,41—42.
|
31) Temu, któryby ciebie uderzył w policzek. nadstaw i drugiego, któryby brał płaszcz, i suknie nie zabraniaj.
ŁUK. VI,29. 22.
Temu, co cię prosi, daj. MAT. V,42 22.
Temu, co kołacze, będzie otworzone. ŁUK. XI,10. 22.
Tedy rzekł Piotr: Panie, ilekroć brat mój zgrzeszy przeciwko mnie a mam mu odpuścić? aż do siedmi kroć? Mówi mu Jezus: Nie powiadam ci, aż do siedmikroć, ale aż do siedmidziesiąt siedmikroć. MAT. XVIII,21 22.
|
Umarł był żebrak a poniesion był od Aniołów na łono Abrahamowe. Umarł też i bogacz i pogrzebion jest w piekle. A podniósłszy oczy swoje, gdy był w mękach, ujrzał Abrahama zdaleka i Łazarza na jego łonie. A on wołając rzekł: Ojcze Abrahamie! zmiłuj się a poślij Łazarza, aby omoczył KONIEC PALCA swego w wodzie, aby ochłodził język mój; bo cierpię męki w tym płomieniu. I rzekł mu Abraham: Synu! wspomnij, żeś odebrał dobro za życia twego, a Łazarz także złe; a teraz on ma pociechę, a ty męki cierpisz.
ŁUK. XVI,22—25.
|
32) Módlcie się za tymi, którzy wam złość wyrządzają.
ŁUK. VI,28.
|
A ktoby się mnie zaprzał przed ludźmi, zaprzę się go i ja przed ojcem moim, który jest w niebiesiech.
MAT. X,33.
|
33) Nie możecie Bogu służyć i mamonie.
MAT. VI,24.
|
Czyńcie sobie przyjacioły z mamony niesprawiedliwości, aby, gdy ustaniecie, przyjęli was do wiecznych przybytków.
ŁUK. XVI,p.
|
Zestawienie najlepszych tekstów nie usuwa tych sprzeczności, ale tylko je mnoży, jak to widzimy z relacji A. Pott’a o rewizji tekstów, dokonanej przez najwybitniejszych uczonych, nader metodycznie, z wielkim mozołem i z niesłychanym pietyzmem.
Trudno tu mówić o PRAWIE MORALNEM. Wedle starej zasady dwa sprzeczne paragrafy dowodzą, że prawa niema. Ale również trudno mówić o NAUCE CHRYSTUSA, gdy wręcz sprzecznie NAUKI znajdujemy.
Tołstojowi się zdawało, że minimum tego, co musiał uczynić Bóg, schodząc na ziemię dla pouczenia ludzi, to wyrazić się tak jasno, aby nikt słów jego nie potrzebował wyjaśniać.
A jednak wyjaśnienia były niezbędne.
Etyka objawiona przez jakiegoś Boga nie może być przytem inna dla wieku pierwszego a inna dla wieku dwudziestego, inaczej mielibyśmy słuszność, żądając dla każdego okresu cywilizacyjnego specjalnych objawień. Trudno przypuścić, aby BÓG taką wygłosił sentencję: „Są rzezańcy, którzy z żywota matki tak się urodzili, i są rzezańcy, którzy są od ludzi uczynieni, i są rzezańcy, którzy się sami otrzebili dla Królestwa Bożego“ (Mat. XIX, 12). Że to nie jest PRZEPIS BOŻY ani dla wieku XX-go, nie uznającego sekty Skopców, ani III-go, gdy za to potępiono Orygenesa, w to chyba nikt nie wątpi. Ale w takim razie cóż przepis ten robi w księgach OBJAWIEŃ?
Czy jest możliwe, aby Bóg dał ludzkości tak sprzeczne Ze sobą wskazówki moralne, jak wykazują powyższe wersety? Czy jest możliwe, aby tego rodzaju sprzeczności wyszły z ust Jakiegoś jednego założyciela religji? Co więcej, czy jest możliwi aby one w ogóle wyszły z ust jakiegoś JEDNEGO CZŁOWIEKA?
Jeżeli wczytamy się w nie uważnie, przekonamy się, że odzywają się w nich CHÓRY WIEKÓW. Woła Izrael, wyznawca zasady „oko za oko“, że taką miarą należy odmierzać, Jaką było wymierzone; że nie należy chodzić na drogę pogan (ludów), ale zbierać owce, które poginęły z owczarni Izraela. Woła nędzarz, że Łazarz w niebie będący nie powinien nawet KOŃCA PALCA W wodzie umoczyć dla ochłodzenia języka płonącego w piekle bogacza, gdyż każdy swoją nagrodę wedle zasługi otrzymał. Woła dyplomata, że trzeba połączyć przebiegłość węza z prostotą gołębia. Woła stan panów, iż niepodobna sadzać sługi za stołem, póki samemu się nie zjadło. Woła klasa uczonych, iż ostatecznie uczeń nie jest nad mistrza. Woła namiętny agitator, że dla idei należy wyprzeć się ojca, matki, żony, braci, sióstr a nawet swej indywidualności. Woła polityk, który w niepotrzebnych rozterkach wewnętrznych widzi upadek rodzin, miast, państw. Woła anachoreta-samoudręczeniec, iż należy się pozbyć wszelkich pokuś przez otrzebienie. Chcąc wszystkie te głosy w jednych ustach pomieścić, trzeba szukać takiego kazuisty, jak OSOBA ZBIOROWA, która WYPOWIADA SIĘ W PRZYSŁOWIACH.
Jest jednak rzeczą wielce znamienną, że tradycja zupełnie się nie troszczy o te kontradykcje. Ona zna tylko Jezusa dobrotliwego, ustępliwego, przebaczającego, miłosiernego, nie biorąc wcale pod uwagę owych logji srogich, twardych, mściwych. Syn Legendy, przeczytawszy wykaz sprzeczności ewangielicznych, zawoła: „Co mi tam ewangielje z ich kontradykejami! Jezus istnieje dla mnie jako — ideał!“ A czem jest dla ciebie, Synu Legendy, ideał? „Ideał, to jest mój — Bóg“!
I zaiste on prawdę mówi. Bóg jest dla niego ideałem dobra, szlachetności, miłości, pięknych porywów, charakteru niezłomnego, dobroci. Głosząc jakiekolwiek twierdzenie w nastroju podniosłym, powiada, że ono musi być zgodnie z Bogiem. Ale każdy wiek ma swoją troskę i przeto swój ideał. Ci, którzy powyższe logje w trosce swego wieku wygłaszali, czynili to tylko w imię swego bieżącego ideału. Żaden prawodawca do tego stopnia sprzecznym sam z sobą nie był i być nie mógł. Natomiast ludzie, którzy się powoływali i powołują nawet na jakiś ideał wspólny, byli i są indywidualnościami. Ten sam wizerunek, odbity w gładzi różnych płynów, różne otrzyma zabarwienie. W zwierciadlanej gładzi tradycji odbijały się setki i tysiące różnych indywidualności. Ideał zresztą ulegał zmianie, jak ustawicznie zmianie ulegało pojmowanie Boga.
Zachowany u Euzebjusza Papias, który umarł około 165 roku naszej ery a był biskupem Hierapolisu, twierdzi, że Mateusz napisał SŁOWA, czyli LOGJA, czyli POWIEDZENIA Pana. Sam zresztą małą wagę przykładał do SŁOWA PISA NEGO, bez porównania wyżej stawiając SŁOWO ŻYWE. Jest to zeznanie wielkiej wagi. Czy mogły takie sprzeczności wyjść z ust Mistrza? Zapytamy nawet, czy wyjść mogły z ust choćby jego Ucznia? A wreszcie, czy mogły wyjść z pod pióra Mateusza jako jego „złote myśli“?
Toteż nasuwa się wątpliwość, czy Euzebjusz w należytej formie przechował nam zdanie Papiasa. Przysłowia te wyglądają zupełnie tak, jak jakieś PROVERBIA SALOMONIS, które są poprostu PROVERBIA. Głoszone w niedzielę z ambony przez księdza proboszcza SŁOWO BOŻE jest tylko ostatecznie SŁOWEM KSIĘDZA PROBOSZCZA na podkładzie ogólnie przyjętych założeń gromady różnorodnej. Mateusz tedy SPISAŁ niezawodnie tylko te AFORYZMY, które w jego sferze szczególniejszą cieszyły się wziętością.
Ale rozważając Pisma Nowego Testamentu, spotykamy się z innym jeszcze a uderzającym objawem. Oto różne sentencje Uczniów, wygłoszone okolicznościowo w Listach, pojawiają się w Ewangeljach jako słowa Jezusa.
Dla stwierdzenia tego niepotrzeba żadnej wyjątkowej bystrości umysłu. Zauważyć to może każdy, kto Ewangelje i Listy przeczyta uważnie. W Ewangieljach znajdujemy przed każdą sentencją wyraźnie zaznaczone: „Jezus powiedział“. Tymczasem w Listach Uczniowie, wygłaszając te sentencje OD SIEBIE, wcale nie objaśniają, że są to SŁOWA PANA.
Wywiera to wrażenie, jak gdyby z różnych sentencji UCZNIÓW ewangieliści poprostu urobili sentencje Mistrza. A może jedni i drudzy czerpali z jakiegoś wspólnego skarbca?
Bezwarunkowo. Dla bezstronnego historyka nie ulega żadnej wątpliwości, że takie wspólne źródło istniało. Ale tu chodzi jeszcze o inną rzecz. Komu, słusznie czy niesłusznie, tradycja autorstwo przypisywała? Dlaczego z kilku autorów przenosiła ową własność literacką na jednego? Dlaczego z biegiem stuleci wszystkie te aforyzmy z jednych tylko i to pewnych ust płynąć miały?
Rozpatrzmy ten rodzaj logji.
Paweł mówi: „Jeśli ucierpimy, spół też królować będziemy, jeśli się zaprzemy, i on się nas zaprze“ (2 Tym. II, 12). Mateusz i Marek bez ceremonji wkładają to w usta Jezusa: „A któryby się mnie zaprzał przed ludźmi, zaprzę się go i ja przed ojcem moim“ (Mat. X, 33). „Albowiem ktoby się wstydał mnie i słów moich między narodem tym cudzołożnym i grzesznym, zawstyda się go i Syn Człowieczy, gdy przyjdzie w chwale Ojca swego z Anioły świętymi” (Marek VIII, 38).
Paweł mówi: „W modlitwie trwajcie, czujni na niej będąc z dziękczynieniem” (Koloss. IV, 2) a Łukasz twierdzi: „Powiedział im też podobieństwo, iż zawżdy modlić się trzeba a nie ustawać” (XVIII, 1).
Paweł mówi: „Niechaj was nikt nie zwodzi przez pokorę i nabożeństwo Aniołów” (Koloss. 11, 18) a Mateusz urabia taką logję Jezusa: „Patrzcie, aby was kto nie zwiódł, albowiem wiele ich przyjdzie na imię moje” (XXIV, 4 — 5).
Paweł mówi: „Albowiem nie słuchacze Zakonu sprawiedliwymi są u Boga, ale którzy Zakon czynią, będąc sprawiedliwymi” (Rzym. 11, 13), z czego Mateusz robi takie powiedzenie Jezusa: „Nie każdy, który mówi: Panie, Panie! wnidzie do Królestwa Niebieskiego; ale który czyni wolę Ojca mego, który jest w niebiesiech, ten wnidzie do Królestwa Niebieskiego” (VII, 21).
Paweł mówi: „Błogosławcie prześladującym was; błogosławcie a nie przeklinajcie” (Rzym. XII, 14), gdy Mateusz w usta Jezusa tę logję wkłada: „Dobrze czyńcie tym, którzy was mają w nienawiści a módlcie się za potwarzające i prześladujące was” (V, 44).
Paweł mówi: „Jako we dnie uczciwie chodźmy, nie w biesiadach i pijaństwach” (Rzym. XIII, 13), co Łukasz tak zmienia na słowa Jezusa: „A miejcie się na pieczy, aby kiedy nie były obciążone serca wasze obżarstwem i opilstwem” (XXI, 34).
Paweł mówi: „A chodźcie w miłości jako i Chrystus miłował was” (Efez. V, 2). Tymczasem późny Jan przypisuje Jezusowi powiedzenie: „To jest, przykazanie moje, abyście się społecznie miłowali, jakom was miłował” (XV, 12 i XIII, 34).
Paweł mówi: „Sługami jesteście tego, komu posłuszni jesteście, albo grzechowi na śmierć, albo posłuszeństwu ku sprawiedliwości” (Rzym. IV, 16), gdy Jan pisze: „Odpowiedział im Jezus: iż wszelki, który czyni grzech, jest sługą grzechu” (VIII, 34).
Jakób mówi: „A niech prosi z wiary, nic nie wątpiąc” (I, 6), wedle zaś Mateusza Jezus powiedział: „I wszystko, o cobyście prosili w modlitwie, wierząc, weźmiecie” (XXI, 22).
Piotr mówi: „Ale i choć co cierpicie dla sprawiedliwości, błogosławieniście” (1 Piotra III, 14), wedle zaś Mateusza Jezus głosi: „Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości” (V, 10).
Piotr mówi: „Wszystko troskanie wasze składajcie nań, gdyż on ma pieczę o was” (1 Piotra V, 7) a u Mateusza Jezus głosi: Dlatego powiadam wam: nie troszczcie się o duszę waszą, cobyście jedli... Wejrzyjcie na ptaki niebieskie, iż nie sieją, ani orzą, ani zbierają do gumien, a Ojciec wasz niebieski żywi je” (VI, 25 — 26).
Paweł woła do Galatów: „Bo wszystek Zakon w jednej się mowie wypełnia: będziesz miłował bliźniego twego jako samego siebie” (V, 14), opierając się na Lev. XIX, 18, a Mateusz i Marek w wersji nieco odmiennej, ale stylizacji identycznej, robią z tego logję Jezusa.
Cała mowa Piotra (1 Piotra 11, 6 — 9), zaczynająca się od słów: „Dlaczego w Piśmiech stoi: oto kładę kamień przedniejszy narożny, wybrany, kosztowny; a kto weń uwierzy, nie będzie zawstydzon” (z Izajasza XXVIII, 16), wcale za swoje słów tych nie podając, „wam tedy wierzącym cześć a niewierzącym kamień, którzy odrzucili budujący, ten się stał głową węgła... a wy rodzaj wybrany” i t. d., gdzie Piotr mówi to wyraźnie o Jezusie, u Mateusza już Jezus mówi to o sobie: „Nie czytaliście, w Piśmiech: kamień, który odrzucili budujący... przetoż powiadam wam” i t. d. (XXI, 42 — 43).
Jan Apostoł w swym Liście pierwszym pisze: „My z Boga jesteśmy, kto zna Boga, słucha nas. Kto nie jest z Boga, nie słucha nas” (1 Jana IV, 6) a u Jana Ewangielisty już staje się to powiedzeniem Jezusa: „Jeśli prawdę mówię, czemu mi nie wierzycie? Kto z Boga jest, słów Bożych słucha; dlatego wy nie słuchacie, że nie jesteście z Boga” (VIII, 47).
O ile niektóre z tych logji w Ustach Uczniów są na miejscu i nawet brzmią naturalnie, o tyle, włożone w usta Jezusa, uderzają nienaturalnością i wprost karykaturalnością. Badacz, rozbierając poszczególnie treść każdej logji, chyba nie wątpi, które źródło jest starsze a które młodsze. Pniem piśmiennictwa chrześcijańskiego są Listy, fantastyczną koroną gałęzi i liści Ewangielje. Lecz dziwna jest tu proporcja. Pień nie rósł wcale, pozostał karłowatym, natomiast korona rozwinęła się do olbrzymich rozmiarów i całkowicie go przyćmiła.
Bądź co bądź jasnem się staje, że autorowie Ewangielji nie opierali się na faktach rzeczywistych, lecz — tworzyli literaturę, nietylko jakichkolwiek podań się nie trzymając, ale nawet już istniejącej literatury. Musiało to być w zupełnym porządku, skoro uchodziło. Była to zatem epoka TWÓRCZOŚCI a nie ODTWÓRCZOŚCI.
Już Renan zauważył, że większość logji została zaczerpnięta z Pirke Abot, czyli ze zbioru „Przysłowia Ojców”, aczkolwiek starał się sumiennie wszystkie te wyliczyć, których w innych źródłach nie znalazł.
Przedewszystkiem więc Stary Testament jest owym bogatym spichlerzem, który mieści w sobie całe rzędy sentencji, przypisywanych później Jezusowi.
W Jeremjaszu czytamy: „Bom upoił duszę spracowaną i każdą duszę łaknącą nakarmiłem” (XXXI, 25). U Mateusza Jezus mówi: „Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy pracujecie i jesteście obciążeni, a ja was ochłodzę” (XI, 28).
U Mojżesza czytamy: „Który rzekł ojcu swemu i matce swojej: nie znam was, a braci swej: nie wiem o was: i nie znali synów swoich: ci strzegli mów twoich i przymierze twoje zachowali” (Deuter. XXXIII, 9). A u Łukasza Jezus powiada: „Jeżeli kto idzie do mnie a niema w nienawiści ojca swego, i matki, i żony, i sióstr, i nawet duszy swojej, nie może być uczniem moim” (XIV, 26).
Izajasz woła imieniem Boga Izraela: „Dom mój domem modlitwy będzie nazwan wszystkim narodom” (LVI, 7) a Jeremjasz dodaje z żalem: „Jaskinią zbójców stał! się ten dom, w którym wzywano imienia mego przed oczami waszemi. Ja, Ja jestem, Jam widział, mówi Pan” (VII, 11). Marek robi natychmiast z tego scenę dla swojej Ewangielji: „Przyszedł do Jeruzalem i wszedłszy do kościoła, począł wyrzucać przedające i kupujące... mówiąc: „Izaź nie jest napisano, że dom mój, dom modlitwy będzie nazwan wszystkim narodom? A wyście go uczynili jaskinią zbójców” (XI, 17), za Markiem zaś robią to samo Mateusz i Jan.
Czytamy w jednym z Psalmów: „I dali żółć na pokarm mój a w pragnieniu mojem napawali mię octem” (LXIX, 22). Mateusz robi z tego „scenę” następującą: „A około dziewiątej godziny zawołał Jezus głosem wielkim, rzekąc: Eli, Eli, lama zabachtani” (Psalm XXI, 2), „to jest: Boże mój, Boże mój, czemuś mię opuścił... A natychmiast bieżawszy jeden z nich, wziąwszy gąbkę, napełnił octem i włożył na trzcinę i dawał mu pić” (Mat. XXVII, 46 — 48). To samo czyni Marek a Jan wkłada Jezusowi nawet w usta słowo „Pragnę”, przyczem dodaje z całą szczerością: „Aby się wykonało Pismo” (XIX, 28).
U Izajasza czytamy: „A ze złośnikami jest policzon” (LIII, 12). Natychmiast ewangieliści dodają Jezusowi do boku dwóch „złośników” a Marek wprost powiada, dlaczego, aby „wypełniło się Pismo, które mówi: ze złośnikami jest policzon” (XV, 28), Łukasz zaś już nawet rozmowę między skazańcami zna, z których jeden Jezusowi bluźni, drugi natomiast jego wstawiennictwa w niebie błaga a Jezus też do niego mówi: „Dziś zemną będziesz w raju“ (XXIII, 43).
W Psalmie XXXI, 6 czytamy: „W ręce twe polecam ducha mego“ a Łukasz słowa te wkłada Jezusowi w usta w chwili śmierci (XXIII, 46).
Naiwna celowość, przechodząca wszelkie granice dzisiejszego naszego krytycyzmu, idzie w Ewangieljach tak daleko, że nietylko Jezus mówi ustami proroków, ale nawet jego rzekomi oprawcy. W jednym z Psalmów czytamy: „Rozdzielili sobie szaty moje a o suknię moje los miotali” (XXII, 19). W ewangielji według Jana czytamy: „Mówili tedy jeden do drugiego: Nie krajmy jej (szaty), ale rzućmy o nią losy, czyją ma być, iżby się pismo wypełniło, mówiące: podzielili sobie szaty moje a o suknię moję rzucili los. A żołnierze to uczynili” (XIX, 24), przyczem nie zwrócono na to uwagi, iż tak subtelnymi znawcami Pisma są.... żołnierze rzymscy!
Wiz. 13. „Ukrzyżowanie“ Matjasza Grünwalda, (z dzieła Gustawa Pfanmüllera „Jesus im Urtheil der Jahrhunderte“).
Że różne sentencje Jezusa są starsze od epoki rzekomych zdarzeń ewangielicznych, czyli pierwszych trzydziestu trzech lat naszej ery, że znane są nietylko w piśmiennictwie żydowskiem, ale w greckiem a nawet chińskiem, to zostało już tylokrotnie wypowiedziane i opracowane, że przeładowywać takim materjałem pracy mojej nie mogę. Świadczy to tylko, iż autorowie Ewangielji nie byli znowu tak od „pogańskiego” świata oderwani a wyłącznie pełni Ducha Świętego, jeżeli wykazywali podobną literackość. Cały wstęp do Ewangielji Jana jest haftowany na krosnach Filona Aleksandryjskiego, twórcy teorji LOGOSU, czyli SŁOWA. Arystoteles zalecał, abyśmy względem bliźnich tak się zachowywali, jak pragnęlibyśmy, by oni zachowywali się względem nas. Zasada ta obowiązuje niemal u wszystkich moralistów starożytności od Pittakosa do Izokratesa i od Izokratesa do Hillela. U Mateusza czytamy: „Niechaj mowa wasza będzie: tak, tak; nie, nie” (V, 37). W zbiorze aforyzmów talmudycznych rabina J. Sterna „Lichtstrahlen aus dem Talmud” taki sam znajduje się aforyzm: „Niech twoje tak, będzie tak, a twoje nie, będzie nie”. A dalej: „Sądź swego bliźniego zawsze pobłażliwie”. Wedle „Nabożnej antologji”, ułożonej przez Moncure D. Convay’a znajdują się w Talmudzie następujące moralne napomnienia: „Kto spojrzy pożądliwemi oczami na żonę bliźniego, tego należy traktować jak cudzołóżcę”, „Nim wyciągniesz źdźbło z mego oka, dobądź pierwej belkę z własnego” etc.
Wielkie epoki kodyfikacyjne i literackie różnych piśmiennictw często zbiegają się ze sobą. Jest to niezawodnie związane z warunkami ogólnie historycznemi i specjalnie technicznemi. Tak samo zbiega się epoka powstawania Talmudu i Ewangielji. Istnieć tedy musiały wzajemne na siebie wpływy. Wtedy też bezwarunkowo SŁOWO górowało nad ŻYCIEM i prawdopodobnie niewiele lub wcale o nie nie dbało. Słowo stawało się mistrzem życia a nie życie mistrzem słowa.
Cały stosunek błagalny do Boga ludzkości chrześcijańskiej jest oparty na tak zwanej Modlitwie Pańskiej, zapisanej u Mateusza (VI, 6 — 13) i Łukasza (XI, 2 — 4). Jezus miał ją wpoić swoim uczniom. Zawiera ona tak zwane siedm próśb. U Łukasza zresztą jest ich tylko pięć.
Ale o tej liczbie siedm czytamy już w Talmudzie (Berachot 34 e). Rabi Jehuda powiada: „Niechaj człowiek nigdy nie błaga o swoje potrzeby trzema pierwszemi prośbami, ani trzema ostatniemi, ale środkową”. Chodzi o naganę przesadnego „chwalenia” Boga.
Krytyka źródłowa tekstów ewangielicznych wykazała, że pomiędzy zapiskami u Mateusza i Łukasza były pierwotnie znaczne różnice; tekst krótszy u Łukasza uzgodniono z tekstem dłuższym u Mateusza. Nawet i tekst kanoniczny dzisiejszy zawiera u Łukasza tylko pięć próśb. W niektórych tekstach przedkanonicznych zamiast zwrotu „przyjdź królestwo twoje” znajduje się „niechaj duch twój na nas zejdzie”. Tak brzmi tekst u Marcjona, tak rzecz zna Grzegorz Nysseński i Maximus Confessor.
Zwrot „Ojcze nasz i królu” (abinu malkenu) jest znany w Talmudzie (Taanit 25 b). Tak samo zwrot „ojciec nasz, który jest w niebie”. Również zwroty „niech się dzieje wola twoja w niebie” (Tosefta Berachot III), „nie wódź nas na pokuszenie” (Berachot 60 b), „zbaw nas ode złego” (Berachot 16 b) a w żydowskiej modlitwie „Kaddisz” zwrot: „święć się imię twoje” (Schulchan-Arukh, Pawly, Bazylea 1888, 2 zeszyt, str. 247, uwaga 3).
Tekst pierwotny Modlitwy Pańskiej był aremejski. Tak należy przypuszczać na tej podstawie, że ze wspólnego pnia z tą modlitwą pochodzący „Kaddisz” również po aramejsku był napisany a dlatego, że był to ówczesny język potoczny, zresztą Kaddisz powstał w Babilonji (Schulchan-Arukh, j. w. str. 257, uwaga 1).
Żydowski „Kaddisz” wedle John’a Gregorie brzmi tak: „Ojcze nasz, któryś jest w niebie, bądź dla nas łaskaw, o Panie, Boże nasz: święć się imię twoje a niechaj sławione będzie twoje wspominanie wysoko na niebie i w dole na ziemi. Niechaj twoje królestwo panuje nad nami, teraz i zawsze. Święci mężowie dawniejszych czasów mówili: wybacz i daruj wszystkim ludziom, cokolwiek przeciwko nam uczynili. I nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw od zła, albowiem twoje jest panowanie i władać masz w chwale zawsze i wiecznie”.
We wspomnianym przez nas Szulchan-Aruchu jest wyłożona cała liturgja Kaddiszowa (str. 247 — 261). Modlitwę tę odmawia się w formie litanji a posiada ona kilka odmian; spotykamy się z „liturgją pełną”, „częściową”, „sierocą” i „rabiniczną”.
Mniemano, że pojęcie Boga jako Ojca zjawia się dopiero w Nowym Testamencie. Że w Starym Zakonie Bóg jest PANEM a człowiek SŁUGĄ, gdy tymczasem rewolucja religijna Jezusa miała dawny stosunek zmienić w tym sensie, iż odtąd Bóg stał się OJCEM a człowiek SYNEM. Ale głębsze wczytanie się w teksty Starego Testamentu rozwiewa tę iluzję. Oto szereg przykładów:
„Zatrwożą się od oblicza jego, ojca sierot i sędziego wdów” (Psalm LXVIII, 5 — 6).
„Izali nie on ojciec twój, stwórca twój” (5 Mojż. XXXII, 6 u Wujka przekład całkiem zły, porów, u Cylkowa).
„Bom się stał Izraelowi ojcem” (Jerem. XXXI, 9).
„Ojcze mój, niech będzie probowan Hiob” (Hiob XXXIV, 36).
„Panie Boże, ojcze i panie mojego życia” (Jez. Syr. XXIII, 4).
Mniemano, że z Nowym Testamentem zjawia się pierwiastek miłosierdzia, którego nie było w Testamencie Starym, ujawniającym srogość Boga, nieznaną w Testamencie Nowym. Ale i to była iluzja. Znaleść można srogość i niewybaczanie również w Nowym Testamencie. Sodomie i Gomorze lżej będzie w dzień sądny, niż grzesznikowi. Przebywającemu w niebie Łazarzowi niewolno nawet końca palca w wodzie umaczać dla ochłodzenia języka gorejącego w ogniu piekielnym bogacza. W Nowym Testamencie pojawia się dopiero pojęcie piekła jako kary wiecznej. Grzesznik jest skazany na tortury ognia. Niechaj żegna się z nadzieją. W Starym Testamencie Bóg mści się tylko do czwartego lub najdalej do siódmego pokolenia, ale potem następuje wyrównanie. Jest to pojęte po ziemsku. Istniały stosunki patryarchalne i zbiorowa odpowiedzialność. Nawet do chrześcijaństwa przeszło mniemanie, że „krew spada na syny”. Tymczasem w Nowym Testamencie pojawia się nieskończoność kary i tortur.
A i w innych religjach pojęcie Boga jako „ojca” jest znane. Rzymski „Jupiter” już w imieniu swojem nazwę te posiada jako „Jovis pater”. Dzisiejsze trzy kabalistyczne litery chrześcijańskie, wszędzie widniejące, mianowicie D. O. M. (Deo Optimo Maximo), od Jowisza pochodzą.
Hymn na cześć Sina z babilońskiego Ur wielbi go jako „miłosiernego ojca” w tych słowach: „Sin abu ilani... Miłosierny, łaskawy ojcze, w którego rękach spoczywa życie całej krainy... Ojcze, twórco bogów i ludzi”. Jest on zarazem „ojcem w potrzebie”, czyli bitwie.
Bityński Bóg nazywa się wprost OJCIEC a nawet czule OJCZULEK (Pappas). Zeus miał taki przydomek.
Dobroć nadzwyczajna jest przymiotem niektórych bogiń i bogów. Kybele darzy płodnością ziemię. Z krwi jej syna, Boga Attisa, wyrastają fijołki. Z krwi Boga Adonisa wykwitają czerwone zawileczniki.
Bóg Mitra cierpi za ludzkość. Prometeusz staje się na tysiącolecia ideałem bohatera boskiego, który śmierć ponosi za to, iż ludzkości dał ogrzewające płomię. Bóg Asklepios jest lekarzem ludzkości. W przedmowie do Kodeksu Hammurabiego Bóg ma szereg najczulszych przydomków a jego prawo w tym jest celu wydane, aby sieroty i wdowy nie cierpiały, silny nie udręczał słabszego i t. p.
Przykładów takich możnaby przytoczyć bez liku. Jest to poprostu przesąd, iż pojęcie Boga jako „ojca” dane zostało ludzkości dopiero w księgach Nowego Zakonu. Takiemu przesądowi muszą naturalnie ulegać ci, którzy prócz etyki chrześcijańskiej żadnej innej nie znają i którzy do dziejów religji innych narodów nigdy nie zaglądali.
A wreszcie wielce jest ciekawy „Ojczenasz” staroperski, widniejący w Zend w Aweście, który tak brzmi:
„Pierwsza łaska, o którą cię błagam, o niszczący śmierć Horn, bym mógł dotrzeć do wspaniałych siedzib świętych, którzy całkowicie jaśnieją w światłości i zbawieniu.
„Druga łaska, o którą cię błagam, o niszczący śmierć Horn, by ciało moje zawsze w należytem zdrowiu było.
„Trzecia łaska, o którą cię błagam, o niszczący śmierć Horn, jest długość życia.
„Czwarta łaska, o którą cię błagam, o niszczący śmierć Horn, bym zawsze był na ziemi wielki, szczęśliwy i potężny, zło tępiący, Darudża unicestwiający.
„Piąta łaska, o którą cię błagam, o niszczący śmierć Horn, byś zawsze czuwał nademną jako zwycięzcą, mnożył dobre dary ziemi, zło niszczył a Darudża zechciał unicestwić.
„Szósta łaska, o którą cię proszę, o niszczący śmierć Horn, bym zawsze pierwszy zobaczył zbójcę, mordercę i wilka; bym ja go najpierw zobaczył; by żadna zło szerząca istota mnie nie ujrzała, póki ja jej nie postrzegę! Bym wszelkie zło przewidywał, które się przytrafić może, a jemu zapobiegał.
„O Horn, daj siłę i moc wszystkim skrzętnym a życiowo-mocnym bohaterom!
„O Horn, daj niepłodnym niewiastom dużo dzieci, pełnych światłości i świętości!
„O Horn, daj doskonałość, wielkość każdemu, który w swym domu czyta księgi Awesty.
„O Horn, daj córce, będącej długo bez męża, głowę pełną życia i rozumu.
„A niech nad niesprawiedliwymi i gwałtownikami, o Horn, panuje król, który z własnej woli i gwałtu wdarł się na tron a który powie: po mnie w dzielnicach państwa mego ni ogień, ni woda czczone nie będą; król, który wszelkie błogosławieństwo i nadmiar wciąż niszczyć będzie a psuć dobra i owoce wszelakie”!
A jeżeli w słowach „Ojcze nasz“ tkwić ma wyraz tolerancji pierwotnych chrześcijan, których Bóg-Ojciec kazał słońcu wschodzić zarówno nad dobrymi jako i nad złymi, to i takie mniemanie dziś za zwykły przesąd uważać trzeba; raczej ukazać można jako wzór ówczesnej tolerancji starożytny Rzym, który w swoim panteonie gromadził wszystkich bogów; tolerancji odmawiano tylko tym, którzy jej sami względem innych znać nie chcieli i tumulty religijne wszczynali, jak właśnie żydzi i chrześcijanie.
Walki o bogów wszakże istniały a niekiedy bywały bardzo krwawe. Jeżeli jednak zbadamy rzecz gruntownie, to przekonamy się, że przeważnie chodziło o pewne widoki polityczne. Zarówno w Babilonji jak i w Egipcie polityka odgrywała w religji wielką rolę. Dla jedności państwowej przeprowadzało się jedność kultu. Może najbardziej srożono się pod tym względem w Judei. Wystarcza przeczytać okropne sceny u Ezechjela, aby się o tem przekonać. Poganin Konstanty Wielki wyłącznie dla celów politycznych nadaje przewagę chrześcijaństwu.
Wojny krzyżowe, prześladowania innowierców, kacerzy, czarownic, uczonych, klątwy, interdykty, anatemy, oto są krwawe glossy na marginesach ksiąg DOBREJ NOWINY i właściwy sens słów „jako i my odpuszczamy naszym winowajcom“.
Krzyż i miecz!
Gdy rycerz średniowieczny, stanąwszy na popasie, chciał się modlić, zatykał miecz w ziemię i klękał, bo oręż ten formę krzyża posiadał.
Prześladowania „chrześcijan” w Rzymie były właściwie zwykłemi w owych już czasach pogromami żydowskiemi. Gorący żar nawracania, tak zresztą do tumultów w Syrji często doprowadzający, jak świadczą Dzieje Apostolskie, musiał wyprowadzić z równowagi znaną dobrze tolerancję religijną Rzymian a wiele charakterystyczne są słowa Pawła zniecierpliwionego, gdy mu nie udawało się opornych nawrócić:
Badacz, który chce z Ewangielji usunąć cud, popełnia błąd zasadniczy. Kto z Ewangielji cud usuwa, ten usuwa właściwie wszystko.
Mniemano, że szata cudowności pokrywa ciało realnych zdarzeń. Nic błędniejszego nad to mniemanie. Ciałem ewangielicznem jest właśnie cud a szatą zewnętrzną realne zdarzenie.
Zapominamy, że cała legenda Jezusowa tylko dzięki cudowności zapalała umysły i że JEZUS NATURALNY nie byłby nigdy wkroczył w bramy naszego stulecia.
Dla Syna Legendy opowieści ewangieliczne, które żyją w nim jako plastyczne i barwne obrazy, posiadają wyłącznie wartość TEOFANJI, czyli OBJAWIANIA SIĘ BÓSTWA. Winniśmy o tem pamiętać, że i w naszym języku Ewangielje zwą się księgami OBJAWIEŃ BOŻYCH, czyli KSIĘGAMI TEOFANJI. Pod tym względem Syn Legendy myśli i czuje jeszcze, jak mieszkaniec miasta Knossos na Krecie przed jakiemi czterema tysiącami lat, gdy pielgrzymował do pobliskiego grobu Zeusa i rył sobie na złotym pierścieniu scenę objawienia się bóstwa (Wiz. 14).
Ewangielje, jak wynikałoby ze słów Papiasa u Euzebjusza, są utkane z Mateuszowych logji i z jakiejś zapiski teofaniczncj Marka. To nie byłby tylko jakiś przypadkowy podział pracy. To byłby wyraz dwóch kierunków, które się ważyły na szalach Umysłów przez całe tysiącolecia.
Trudno w tej chwili rozstrzygnąć pytanie, jaki typ ludzki reaguje silniej na „logje“ a jaki na „teofanje“, czy zatem „słuchowcy“ powołują się częściej na różne wersety ewangieliczne a „wzrokowcy“ na różne sceny, gdyż jest także możliwe, że w tym wypadku „rozumowcy“ bardziej interesowali się sentencjami a „uczuciowcy“ scenami.
Wiz. 14. Teofanja. Na odnalezionym w Knossos złotym pierścieniu. (Z dzieła dr. Alfreda Jeremiasa „Das Alte Testament im Lichte des Alten Orients“).
Pewne wskazówki mogłaby nam nawet dać pod tym względem historja. W miarę wzmagania się mroków średniowiecza niknie prawie zupełnie Jezus-Nauczyciel a występuje na plan pierwszy Jezus-Męczennik. Bezwarunkowo pewne dowody pomnikowe pouczają nas, że Jezus, przedstawiany pierwotnie na tle swastyki lub krzyża w formie Baranka (Wiz. 15), przemienia się w człowieka „błogosławiącego“ (Wiz. 16, lewy). Ma już plamy krwawe na rękach, ale ręce jeszcze zupełnie wolne, następnie wzdłuż owego krzyża rozkłada ramiona (Wiz. 16, prawy), potem przechyla głowę, potem, w szatach jeszcze, do tego krzyża zostaje przybity, potem szaty traci i wreszcie coraz bardziej bolesny przedstawia widok (Wiz. 17). Rzecz tę wyczerpująco pod względem wizerunkowym traktował P. Hochart w „Études d’histoire religieuse“ (Paryż 1890, str. XVI, 419) w rozdziale „Origine du crucifix“ (str. 378 — 387). A zatem krucyfiks jest dziełem średniowiecza, które, jak się zdaje, o pięknych „logjach“ zupełnie zapomniało a natomiast lubowało się w „scenach“ i to możliwie krwawych. Średniowiecze stwarza niesłychaną ilość relikwji, pamiątek, zabytków zupełnie fantastycznych
Wiz. 15. Rozwój krucyfiksu. Baranek na krzyżu. (Z P. Hocharta „Ètudes d'histoire religieuse“).
Wiz. 16. Rozwój krucyfiksu. Po lewej Jezus błogosławiący. Po prawej z wyciągniętemi wzdłuż ramion krzyża rękami. (Z P. Hocharta).
a przedewszystkiem całą dzisiejszą Jerozolimę, rozliczne Kaiwarje, Stacje Męki Pańskiej i urządza misterja, grywane nawet po kościołach. Dopiero Wielka Reformacja i Humanizm odrzucają to wszystko i wracają do „logji”. Z kościołów znikają obrazy i posągi a wraca Biblja, dostaje się do każdego domu, staje się ulubioną książką, każde dziecko musi wyuczyć się na pamięć pewnego szeregu SŁÓW PANA, gdy TEOFANJA z kaźdem stuleciem Reformacji traci na znaczeniu, żyje jeszcze w umysłach, potem i z umysłów pierzcha.
Ewangielje są klasycznym punktem równowagi pomiędzy panowaniem „logji” i „teofanji”. Drewniany Euzebjusz, lichy fabrykant sztucznej tradycji, powiada, że z wyjątkiem Pawła wszyscy pisarze Nowego Testamentu byli „idjotami”, co po grecku oznacza „gwarowcami”. Twierdzi, niezawodnie tendencyjnie, że nie byli stylistami. Jest to fałsz. Pisarze ci za pomocą możliwie małych środków osiągali możliwie wielki skutek wytwarzając odrębny styl, zwany zwykle biblijnym a u nas naśladowany przez Mickiewicza i Słowackiego, ale który mogliśmy daleko trafniej nazwać STYLEM TEOFANJI CHRZEŚCIJAŃSKIEJ. Niektóre Ewangielje, jak np. Mateusza, posiadają nadzwyczaj kunsztowną budowę, a w Ewangielji Łukasza ukryty jest cały systemat astralny. Do Łukasza powrócę na miejscu właściwem, co zaś do Mateusza, to np. rozdział V-ty posiada następującą symetrję liczbową:
- 9 błogosławieństw, wersety 3 — 11.
- 9 wersetów przemówienia do błogosławionych, 12 — 20.
- 6 dalszych od wyrazu „Słyszeliście”, 21 — 26.
- 6 następnych znowu po wyrazie „Słyszeliście”, 27 — 32.
- 5 po wznowionem „Słyszeliście”, 33 — 37.
- 5 znowu od wyrazu „Słyszeliście“, 38 — 42.
- 6 końcowych od ostatniego „Słyszeliście”, 43 — 48.
- 9 błogosławieństw, wersety 3 — 11.
A dalej:
- 6 cudów w rozdziale VIII.
- 9 cudów w rozdziale IX.
- 7 przypowieści w rozdziale XIII.
- 6 cudów w rozdziale VIII.
U Łukasza:
- 7 przemówień Jezusa w rozdziale XI.
- 7 takichże przemówień w rozdziale XII.
Kabalistyka liczbowa odgrywa w Nowym Testamencie taką rolę, jak u Żydów wszystkich czasów, a symetrję liczbową stosowano nawet do chronologji: „Wszystkiego pokolenia od Abrahama do Dawida pokoleń CZTERNAŚCIE, od Dawida aź do przeprowadzenia babilońskiego pokoleń CZTERNAŚCIE i od przeprowadzenia babilońskiego aż do Jezusa Chrystusa pokoleń CZTERNAŚCIE” (Mat. I, 17.), choć później przekonamy się, że liczby tych pokoleń u różnych ewangielistów wcale się z sobą nie zgodzą. Jest to jednak kunsztowna kompozycja, oparta na wierzeniach i tradycjach całego Wschodu Starożytnego.
- 7 przemówień Jezusa w rozdziale XI.
Mamy zatem w Ewangieljach do czynienia nie z jakimś zaczynem piśmiennictwa chrześcijańskiego, ale z jego zupełnie klasycznym wyrazem.
Jeżeli jednak rozpatrywaliśmy przedtem logje, by wniknąć w ich ducha, zbadajmy z kolei drugą część składową ewangielicznego tworzywa, czyli teofanje.
Składniki teofaniczne kształtować się musiały długo a to, co posiadamy, jest już przeróbką, na CELOWOŚĆ obliczoną.
TEOFANJA PIERWSZA:
„Oto Anioł Pański ukazał mu się we śnie, mówiąc: Józefie, synu Dawidów! nie bój się przyjąć Marji, małżonki twej; albowiem co się w niej urodziło, jest z Ducha Świętego. A porodzi syna a nazowiesz imię jego Jezus; ALBOWIEM on zbawi lud swój od grzechów ich. I to się wszystko stało, ABY się wypełniło, co jest powiedziane od Pana przez proroka mówiącego: Oto panna w żywocie mieć będzie i porodzi syna. I nazowią imię jego Emanuel, co się wykłada Bóg z nami” (Mat. I, 20 — 23).
TEOFANJA WTÓRA:
„Do panny, poślubionej mężowi, któremu było Józef, z domu Dawidowego: a imię panny Marja. I wszedłszy Anioł do niej, rzekł... Oto poczniesz w żywocie i porodzisz syna, a nazowiesz imię jego Jezus... A Marja rzekła do Anioła: Jakoż to się stanie, gdyż męża nie znam? A Anioł odpowiedziawszy, rzekł: Duch Święty zstąpi na cię” (Łukasz I, 27 — 35).
TEOFANJA TRZECIA:
„A byli pasterze... A oto Anioł Pański stanął podle nich, a jasność boża zewsząd je oświeciła, i zlękli się wielką bojaźnią. I rzekł im Anioł: Nie bójcie się; bo oto powiadam wam wesele wielkie, które będzie wszystkiemu ludowi, iż się wam dziś narodził Zbawiciel... A natychmiast było z Aniołem mnóstwo wojska niebieskiego, chwalących Boga i mówiących: Chwała na wysokości Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli” (Łukasz II, 8 — 14).
TEOFANJA CZWARTA:
„Oto Mędrcy ze wschodu słońca przybyli... A oto gwiazda, którą byli widzieli na wschód słońca, szła przed nimi, aż przyszedłszy, stanęła nad miejscem, gdzie było dziecię” (Mat. II, 1 — 9).
TEOFANJA PIĄTA:
„Oto Anioł Pański ukazał się we śnie Józefowi, mówiąc: Wstań a weźmij dziecię i matkę jego, a uciecz do Egiptu i bądź tam, aż ci powiem; albowiem będzie, że Herod szukać będzie dziecięcia, aby je zatracił” (Mat. II, 13).
TEOFANJA SZÓSTA:
„A gdy Herod umarł, oto Anioł Pański ukazał się we śnie Józefowi w Egipcie, mówiąc: wstań a weźmij dziecię i matkę jego, a idź do ziemi izraelskiej; albowiem pomarli, którzy duszy dziecięcej szukali” (Mat. II, 19 — 20).
TEOFANJA SIÓDMA:
„Jezus przyszedł od Galilei do Jordanu do Jana, aby był ochrzczon... A gdy Jezus był ochrzczony, wnet wystąpił z wody. A oto otworzyły się mu niebiosa, i widział Ducha Bożego zstępującego jako gołębicę i przychodzącego nań. I oto głos z nieba mówiący: Ten jest syn mój miły, w którymem upodobał sobie” (Mat. III, 13 — 17). „I dał świadectwo Jan, mówiąc: Iżem widział Ducha zstępującego jako gołębicę z nieba, i został na nim. A jam go nie znał; ale który (?) mię posłał chrzcić wodą, ten (?) mi powiedział: Na którego ujrzysz Ducha zstępującego i na nim zostającego, ten jest, który chrzci Duchem Świętym” (Jan I, 32 — 33).
TEOFANJA ÓSMA:
„Tedy Jezus był zwiedzion na puszczę od Ducha, aby (!) był kuszon od djabła” (Mat. IV, 1). „I był z bestjami a Aniołowie służyli mu” (Marek I, 13). „A skończywszy wszystko kuszenie djabeł odszedł od niego aż do czasu” (Łukasz IV, 13).
TEOFANJA DZIEWIĄTA:
„Wziął Jezus Piotra, Jakóba i Jana, brata jego, i wprowadził je na górę wysoką osobno. I przemienił się przed nimi. A oblicze jego rozjaśniło się jako słońce a szaty jego stały się białe jako śnieg. A oto im się ukazali Mojżesz i Eljasz z nim rozmawiający... A oto głos z obłoku mówiący: Ten jest syn mój miły, w którymem sobie dobrze upodobał, JEGO SŁUCHAJCIE” (Mat. XVII, 1 — 6).
TEOFANJA DZIESIĄTA:
„Wstąpił w łódkę i uczniowie jego... I przyszła nawałność wiatru na jezioro i zalewali się i byli w niebezpieczeństwie. A przystąpiwszy, obudzili go, mówiąc: Mistrzu! giniemy. A on wstawszy, zfukał wiatr i nawałność wody, i przestała, i stała się pogoda” (Łukasz VIII, 22 — 24).
TEOFANJA JEDENASTA:
„A łódkę na środku morza wały miotały; albowiem był wiatr przeciwny. Lecz czwartej strażej nocnej szedł do nich, chodząc po morzu. A ujrzawszy go chodzącego po morzu, zatrwożyli się, mówiąc: iż jest obłuda! i od bojaźni krzyknęli. A wnet mówił do nich Jezus, rzekąc: Miejcie ufność, jam jest, nie bójcie się. A Piotr odpowiadając, rzekł: Panie, jeśliś ty jest, kaź mi przyjść do siebie po wodach. A on rzekł: przyjdź. I wystąpiwszy Piotr z łódki, chodził po wodzie, aby przyszedł do Jezusa. A widząc wiatr gwałtowny, zląkł się, a gdy począł tonąć, zawołał, mówiąc: Panie, zachowaj mię! A wnet Jezus ściągnąwszy rękę, uchwycił go... a gdy wstąpili w łódkę, przestał wiatr. A którzy byli w łódce, przyszli i pokłonili mu się, mówiąc: Prawdziwieś jest Syn Boży” (Mat. XIV, 24 — 33).
TEOFANJA DWUNASTA:
„A on oddalił się od nich (w ogrójcu Getsemane), jakoby mógł zacisnąć kamieniem, a klęknąwszy na kolana, modlił się... I ukazał się mu Anioł z nieba, posilając go” (Łukasz XXII, 41 — 43).
TEOFANJA TRZYNASTA:
„A Jezus zawoławszy powtóre wielkim głosem, wypuścił ducha. A oto zasłona kościelna rozdarła się na dwie części, a skały się popadły. A groby się otworzyły, i wiele ciał świętych, którzy byli posnęli, powstało. I wyszedłszy z grobów po zmartwychwstaniu jego, weszli do miasta świętego i ukazali się wielom. A setnik i ci, co z nim byli, ujrzawszy trzęsienie ziemie i to, co się działo, zlękli się bardzo, mówiąc: Zaisteć ten był Synem Bożym” (Mat. XXVII, 50 — 54).
TEOFANJA CZTERNASTA:
„A oto stało się wielkie drżenie ziemie; albowiem Anioł Pański zstąpił z nieba i przystąpiwszy, odwalił kamień (grobu) i siedział na nim. A było wejrzenie jego jako błyskawica, a odzienie jego jako śnieg. A od bojaźni jego Stróże przestraszeni są i stali się jakoby umarli. A odpowiadając Anioł, rzekł niewiastom: Nie bójcie się wy; bo wiem, iż Jezusa, który ukrzyżowany jest, szukacie. Niemasz go tu; albowiem powstał, jako powiedział” (Mat, XXVIII, 2 — 6).
TEOFANJA PIĘTNASTA:
„A Marja stała u grobu zewnątrz, płacząc... Obróciła się nazad... Rzekł jej Jezus: Marjo! Obróciwszy się ona rzekła mu: Mistrzu! (Jan XX, 11 — 16).
TEOFANJA SZESNASTA:
„A oto dwaj z nich tegoż dnia szli do Emmaus.. I stało się... sam Jezus przybliżywszy się, szedł z nimi” (Łuk. XXIV 13 — 15).
TEOFANJA SIEDMNASTA:
„Byli zasię uczniowie jego w domu i Tomasz z nimi. Przyszedł Jezus drzwiami zamienionymi i stanął w pośrodku i rzekł: pokój wam” (Jan XX, 26).
TEOFANJA OŚMNASTA:
„Potem okazał się Jezus u morza Tyberjadzkiego, a okazał się tak: byli pospołu Symon Piotr i Tomasz” etc. (Jan XXI, 1 — 2).
TEOFANJA DZIEWIĘTNASTA:
„To już trzeci raz ukazał się Jezus uczniom swoim, powstawszy z martwych” (Jan XXI, 14).
TEOFANJA DWUDZIESTA:
„I wywiódł je z miasta do Betanji, a podniósłszy ręce swe, błogosławił im. I stało się, gdy im błogosławił, rozstał się z nimi i był niesion do nieba. A oni pokłon uczyniwszy, wrócili się do Jeruzalem z weselem (!) wielkiem” (Łukasz XXIV, 50 — 52). „A gdy pilnie patrzyli za nim do nieba idącym, oto dwaj mężowie stanęli przy nich w białem odzieniu. Którzy też rzekli: Mężowie galilejscy! czemu stoicie, patrząc w niebo? Ten Jezus, który wzięt jest od was do nieba, tak przyjdzie, jakoście go widzieli idącego do nieba” (Dzieje Apost. I, 10 — 11).
Poprzestanę na tych dwudziestu teofanjach, z któremi zwolennicy idei Jezusa-Człowieka nie mogą sobie dać rady, gdyż zdarzenia w nich przedstawione przeczą tak zwanym prawom natury. Te teofanje były dla Syna Legendy ŚWIADECTWEM NIEBIOS.
Drugą kategorję ewangielicznych teofanji stanowią tak zwane cuda Jezusa. A więc nakarmienie głodnych rzesz raz w liczbie około pięciu tysięcy pięciorgiem chleba i dwojgiem ryb, że zostało jeszcze ułomków koszów dwanaście (!) a drugim razem czterech tysięcy, że zostało ułomków koszów siedm (!), więc uzdrowienie trędowatego, niewiasty mającej płynienie krwi od lat dwunastu (!), dzieweczki jakoby we dwanaście (!) leciech, więc udzielenie dwunastu (!) apostołom mocy i władzy na wszystkie czarty chorobotwórcze, więc wskrzeszenie Łazarza i t. p.
Trzecią kategorję teofanji ewangielicznych stanowią fakty, pozbawione wszelkich pozorów cudowności, więc najbardziej zwodnicze, jak np. dysputa Jezusa Młodzieńca z doktorami w świątyni jerozolimskiej, wypędzenie z przedsionków tej świątyni mieniaczy, kazanie na górze, sceny w Kafarnaum i w Nazaret, na których właściwie wszelkie nowsze „żywoty” Jezusa głównie się opierają. Sceny te, w których Jezus „wcielony” dla zwolenników teorji jego człowieczeństwa wygląda zupełnie „naturalnie”, całkiem inaczej przedstawiają się oku i myśli Syna Legendy. Każda rzecz dzieje się, ABY to a to zostało dowiedzione, ABY taka lub inna zasada potwierdzenie zyskała, ABY idea misterjum wyraźnie się uwydatniła. Bóg Jezus zatem ukazuje się albo śród okoliczności cudownych, w blaskach nadziemskich, otoczony usługującymi mu Aniołami, albo też właśnie w postaci człowieka zwyczajnego, śród codziennej szarzyzny i śród najbiedniejszego prostactwa, ABY się okazało, że cisi i mali i tam go poznają, choć niekiedy mają do czasu „oczy zatrzymane”. W obu wypadkach teofanja pozostaje teofanją. To samo, co się tu mówi o Bogu Jezusie, stosuje się do Marji jako Bogarodzicy i Królowej Niebios, do Józefa jako Bożego Opiekuna i Cudownego Cieśli, oraz do Piotra.
W dziejach „bożych wcieleń” Bóg Jezus ma swój osobny tom. Jego teofanje taki sam ŚLAD pozostawiły w historji, jak teofanja Szamasza, wręczającego Hammurabiemu „Corpus juris”, albo Jahwy, wręczającego „Corpus juris” Mojżeszowi, lub wreszcie Trójcy chrześcijańskiej, wręczającej Pachomjuszowi „Corpus juris” reguły zakonnej. Chyba byłby to zbyt śmiały euhemeryzm, gdybyśmy stawili hypotezę, że Bóg Szamasz jest tylko apoteozą jakiegoś na ziemi żyjącego bohatera a Bóg Jahwe apoteozą jakiegoś pretendenta do korony izraelskiej.
Teofanje i dziś jeszcze się dzieją w Lourdes, Częstochowie, Gietrzwałdzie, Messynie etc. Gazety je notują tak, jak swego czasu Tacyt, Swetonjusz i Józef Flawjusz. A jako my o teofanjach dzisiejszych czerpiemy wiadomości zawsze z rąk trzecich albo czwartych, tak samo czerpali je owocześni kronikarze i historycy, przyczem ta jednak kardynalna zachodzi różnica, że dziś druk należycie utrwala i przed zmiennością chroni zapiski o teofanjach, więc trudniejsze są „poprawki“, jak się np. rzecz miała z relacją o cudownem uzdrowieniu owej dziewczynki w Częstochowie a wskutek nieopatrznego relatora „widzącej przez chustkę”, gdy teksty starożytnych kronikarzy i historyków podrabiano, wprowadzano do odpisów wstawki a oryginały niszczono etc. etc. etc.
Pomniki piśmiennictwa, z których orjentujemy się o dawnych stosunkach na Wschodzie Starożytnym, opowiadają nam wprost fantastyczne rzeczy o niedoli ludzi, cierpiących na choroby zaraźliwe. Trąd, parchy, dżuma, malarja grasowały przeraźliwie a były w dodatku wedle wyobrażeń ówczesnych karą niebios za grzechy. Każda choroba miała swego ducha, który w człowieka wstępował. Wybuch epidemji był dowodem, że nastąpił wybuch bezbożności. Chorych a więc grzesznych wypędzano tłumnie z miast, z okręgów, z krajów. Albo szli na pustynię, albo spędzano ich do łomów kamiennych, jak donosi Manetho, między Nilem a Morzem Czerwonem, gdzie żyli i pracowali w największej niedoli. Niekiedy, jak donosi Lysimachos z Aleksandrji, topiono ich gromadnie w Morzu Czerwonem. Wedle jednych źródeł wypędzono w ten sposób raz 80,000 ludzi z Egiptu; wedle drugich źródeł aż 250,000 a wedle innych 380,000. Gdyby te cyfry były nawet znacznie przesadzone, gdyby im odjąć jedno lub dwa zera, to i tak jeszcze będą one kolosalne a położenie chorych, wytrąconych ze społeczności ludzkiej, prerażające. Ziemia żadnej nie dawała im pomocy, nauka lekarzy ówczesnych była wobec swego niskiego stanu a ich ubóstwa i liczebności śmiesznie bezsilna. Liczyć mogli tylko na cud. Ten cud, wyczekiwany gorączkowo, był jedyną ich nadzieją. Cóż tedy dziwnego, że pilnie słuchali wszystkich wieści o cudownych lekarzach i cudownych uzdrowieniach. Nie mogło być mowy o tem, co się dziś nazywa kuracją, zabiegami leczniczemi, pielęgnowaniem. Cudowny lekarz przychodził, wkładał ręce, spojrzał w niebo, zaklął ducha choroby i duch natychmiast wychodził z człowieka.
Ale któż przyjść mógł do takich nędzarzy? Czy bogaty, czy mądry? Nie, tylko nadzwyczaj miłosierny. Tylko taki, w którym miłość zwalczyła wszystkie lęki i uprzedzenia. Ideał takiej miłości nadzwyczajnej wyśpiewany został w Pierwszym Liście do Koryntjan. Nigdy przedtem ani potem szlachetność porywów altruistycznych tak złotemi nie przemówiła usty:
„Gdybych mówił językami ludzkiemi i anielskiemi, a miłościbych nie miał, stałem się jako miedź brząkająca albo cymbał brzmiący. I chociabych miał proroctwo i wiedziałbych wszystkie tajemnice i wszelką naukę i miałbych wszystkę wiarę, tak, iżbych góry przenosił, a miłościbych nie miał: nicem nie jest. I choćbych wszystkie majętności moje rozdał na żywność ubogich i choćbych wydał ciało moje tak, iżbych gorzał, a miłościbych nie miał: nic mi nie pomoże. Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest, miłość nie zajrzy, złości nie wyrządza, nie nadyma się. Nie jest czci pragnąca, nie szuka swego, nie wzrusza się ku gniewu, nie myśli złego, nie raduje się z niesprawiedliwości, ale się weseli z prawdy: wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, wszystkiego się nadziewa, wszystko wytrwa. Miłość nigdy nie ginie: choć proroctwa zniszczeją, chociaż języki ustaną, chociaż umiejętność będzie zepsowana. Albowiem po części znamy i po części prorokujemy. Ale gdy przyjdzie, co jest doskonałego, co jest po części, zniszczeje. Gdym był dziecięciem, mówiłem jako dziecię, rozumiałem jako dziecię, myślałem jako dziecię; lecz gdym się stał mężem, wyniszczyłem, co było dziecinnego. Teraz widzimy przez zwierciadło, przez podobieństwo; lecz w on czas twarzą w twarz. Teraz znam po części; lecz w on czas poznam, jakom i poznany jest. A teraz trwają wiara, nadzieja, miłość, to troje; a z tych większa jest miłość”.
Człowiek takiej miłości nie pójdzie do możnych i bogatych, ale do chorych i nieszczęśliwych; nie pójdzie do świątobliwych, czyli zdrowych, ale do grzesznych, czyli chorych. Uzdrowi je i to będzie dopiero NOWA NAUKA (Marek I, 27).
W rozgorączkowanych umysłach tworzyły się wizje takiego cudownego lekarza, o którym zresztą wieści chodziły z kraju do kraju. Jeszcze w pomnikach babilońskich znajdujemy opisy cudownych uzdrowień, które jednak wymagają zawiłej formalistyki i dużego względnie ceremonjału. Tradycja ewangieliczna bardzo to wszystko uprościła.
TRĄD.
— Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić!
— Chcę bądź oczyszczony! A gdy rzekł, natychmiast odszedł trąd od niego (Marek I, 40 — 42).
DUCH NIECZYSTY.
Zagroził mu Jezus, mówiąc:
— Milcz a wynidź z człowieka! I duch nieczysty wyszedł z człowieka (Marek I, 23 — 26).
GORĄCZKA.
Przystąpiwszy do świekry Szymonowej, podniósł ją, ująwszy ją za rękę, a wnet ją gorączka opuściła, i służyła mu (Marek I, 31).
POWIETRZEM RUSZONY.
— Synu, odpuszczone są grzechy twoje. Wstań, weźmi łóżko twe i idź do domu.
A on natychmiast wstał a wziąwszy łóżko, wyszedł (Marek II, 11 — 12).
LEGJON ZŁYCH DUCHÓW W CZŁOWIEKU.
— Wynidź, duchu nieczysty, z człowieka! Co za imię masz?
— Imię mi wojsko, albowiem nas jest wiele.
I prosił go bardzo, aby ich nie wyganiał z krainy. A było tam wielkie stado wieprzów.
— Puść nas w wieprze!
Dopuścił im Jezus, weszli w wieprze i wpadło stado wielkim pędem z przykra w morze, około dwu tysiącu i potonęli w morzu (Marek V, 8 — 13).
PŁYNIENIE KRWI.
Niewiasta, która miała płynienie krwi przez dwanaście lat i dużo ucierpiała od wielu lekarzów, przyszła z tyłu między rzeszą i dotknęła się szaty Jezusa. I natychmiast wyschło źródło krwie jej (Marek V, 25 — 34).
GŁUCHONIEMY.
Przywiedli mu głuchoniemego. Wejrzał w niebo, westchnął i rzekł:
— Effata, to jest: otwórz się.
I wnet się otworzyły uszy jego i rozwiązała się zawiązka jeżyka jego i mówił dobrze (Marek VII, 32 — 35).
ŚLEPY.
Przywiedli mu ślepego i poprosili go, aby go dotknął. A ująwszy ślepego, wywiódł go za miasto: a plunąwszy na oczy jego, włożywszy ręce swe, pytał go, jeśliby co widział. A on patrząc, mówił: Widzę ludzi jako drzewa chodzące. Potem zasię położył ręce na oczy jego, i począł widzieć, i uzdrowiony jest (Marek VIII, 22 — 25).
DUCH NIEMY.
— Nauczycielu, przywiodłem tobie syna mego, który ma ducha niemego. Który go gdziekolwiek napadnie, tłucze go, i ślini się, i zgrzyta zębami, i schnie. I mówiłem uczniom twoim, aby go wyrzucili, a nie mogli.
— Jako dawny czas jest, jako mu się to przydało?
— Z dzieciństwa.
Jezus zagroził duchowi nieczystemu:
— Głuchy i niemy duchu! Ja tobie rozkazuję, wynidź z niego a nie wchodź więcej weń.
I wyszedł z niego (Marek IX, 16 — 25).
ANTAGONIŚCI.
— Nauczycielu, widzieliśmy niektórego w imię twoje czarty wyrzucającego, który nie chodzi z nami, i zakazaliśmy mu.
— Nie zakazujcie mu; albowiem żaden nie jest, któryby czynił cuda w imię moje, a mógłby prędko źle mówić o mnie. Bo kto nie jest przeciwko wam, za wami jest (Marek IX, 37 — 39).
ANTYCHRYŚCI.
— Jeśliby wam kto rzekł: oto tu jest Chrystus, oto tam, nie wierzcie, bo powstaną fałszywi Chrystusowie i fałszywi prorocy, i będą czynić znaki i cuda ku zwiedzeniu (Marek XIII, 21 — 22).
Listy Apostołów nic nie wspominają o Jezusie jako o cudownym lekarzu i o cudownych jego uzdrowieniach. Wieści te pojawiają się dopiero w ewangieljach i to nadzwyczaj licznie. Jest odrazu istna powódź uzdrowień.
W Papyrusie Berlińskim, pochodzącym mniej więcej z roku 1500 przed naszą erą, znajduje się formułka zaklęciowa przy ewangielicznem wkładaniu rąk wymawiana: „Obie moje ręce leżą na tem dziecku, obie ręce Izydy lezą na niem, jako Izyda obie ręce położyła na Horusie”.
Notatkę tę czerpiemy z pracy dr. A. Wiedemana „Magie und Zauberei im alten Aegypten”. Zaklinanie demonów chorobotwórczych w Babilonji i Assyrji opracował znowu dr. Otto Weber w „Daemonenbeschwoerung bei den Babyloniern und Assyrern”. Formułki są rozmaite: „Zły Utukku wychodź z jego ciała”, „Zły Rabissu wychodź z ciała”, „Zły Gallu wychodź z ciała”, „Zaklinam cię przez Bela, pana świata”, „Zaklinam cię przez Anunnaki, wielkie bogi”, „Wielki pan Ea posłał mnie, czarowne swe zaklęcie włożył w usta moje” i t. p.
Formy te zresztą zachowały się do dnia dzisiejszego. W „Rituale Sacramentorum” (Wilno 1903, u Józefa Zawadzkiego) znajdują się formułki dzisiejszych egzorcyzmów, dokonywanych przez księży: „Egzorcyzmuję i zaklinam was, przeklęte djabły, jacykolwiek i ilukolwiek was jest, którzy przez czary, zamówienia i bezbożne sztuki człowieka wam oddanego tego człeka (albo: to miejsce: albo: to stworzenie boże) zgubnie prześladujecie: byście stąd odtychmiast z wszelkiemi waszemi omanami i sposobami uchodziły” etc. (str. 293). „Egzorcyzmuję was, niosące zarazę (pestiferos) myszy (albo: szarańczę, albo: robaki, albo: inne zwierzęta) przez Boga Ojca † wszechmogącego Jezusa Chrystusa † Syna jego jedynego, Ducha † Świętego, od obu idącego, abyście najspieszniej ustąpiły z pól i łanów naszych a więcej na nich nie grasowały, lecz do miejsc przeszły, w których nie mogłybyście nikomu szkodzić” etc. (str. 314).
Obrońcy człowieczeństwa Jezusa chcą związać rzekomą jego ucieczkę do Egiptu z możliwemi studjami u tamtejszych Terapeutów. Zapominają jednak, że wedle tej samej legendy Jezus jest jeszcze niemowlęciem przy piersi matki i jako niemowlę wraca. Jest to jeden z typowych przykładów REALIZOWANIA legendy. Odrzuca się fakt niemowlęctwa a pozostawia fakt wędrówki do Egiptu. Taka metoda niema nic wspólnego z naukowością.
Ale zwolennicy człowieczeństwa Jezusa idą jeszcze dalej. Twierdzą, że wszystkie te legendy o cudownych uzdrowieniach owijały się dokoła rzeczywistego wrzeciona, całkiem ono wrzeciono pokrywając. Jeśli jednak mamy trzymać się porównania, to powiedzmy, że bardzo często bierze się jakiś stary zwitek papieru zapisanego, który zastępuje wrzeciono, i dokoła mego wije się kłębek. W tym wypadku zastępowały realne wrzeciono jeżeli nie papierki, czyli papyrusiki, to bądź co bądź treść ich, która szła nie z papyrusów do ludu, ale odwrotnie, z ludu do papyrusów.
Wszystko, co się dzieje z autorami Listów Apostolskich i ich otoczeniem, jest przeważnie dość ziemskie. Jeżeli Jezus wedle ewangielji Marka (VI, 13) dał uczniom moc uzdrawiania, to ta moc w Listach wcale się nie przejawia. Piotr uzdrawia cudownie tylko w Dziejach Apostolskich, III, 6 etc., IX, 32 etc., lub wskrzesza z umarłych (IX, 36 etc.). Ale nie w Listach. Jest kilka „wizji”, jest kilka scen cudownych, ale na ogół widać tylko żmudną pracę propagandy i walki z przeciwnościami. Paweł w Liście jednym upomina się o zwrot książek i o odesłanie opończy. Piotr w Listach ani słowem nie wspomina, by Jezus kogokolwiek wyleczył. Jan pisze list pasterski w rodzaju dzisiejszych listów biskupich lub papieskich. To samo Juda. Włóczą się wprawdzie różni żydzi-zaklinacze, którzy poprzysięgają duchy w imię Jezusowe, co się uczniom bardzo nie podoba, ale to właśnie świadczyłoby przeciwko człowieczeństwu a za POWSZECHNOŚCIĄ bóstwa potężnego, będącego własnością publiczną. Wiadomość o tem znajduje się w Dziejach Apostolskich (XIX, 13).
Powyżej przytoczone przykłady cudownych uleczeń są tylko kategorją teofanji. Nie czarodziej uzdrawia, ale zjawiający się Bóg. On schodzi w dom i wypędza duchy chorobotwórcze. On staje w pośrodku cierpiących a zły demon pierzcha z ciała człowieka.
Ludzie chorzy byli nad wyraz pokrzywdzeni. Nietylko cierpieli, ale cierpienie ich było prócz tego dyfamacją. Były to jawne piętna ich grzeszności i bezbożności. To może nam tłomaczy ideę Ewangielji, iż Jezus krąży prawie wyłącznie śród celników, opętańców, jawnogrzesznic i różnych osobistości podejrzanych.
Bóg ujmuje się za nimi. Syn boleści szuka drugiego syna boleści. Zbawcy wszystkich ludów cierpieli, czy zwali się Adonisami, Prometeuszami, Heraklesami, czy Kryszna, Sakya-Muni, Tammuz, Hesus, Kwetcalkuatl, Attis, Ozyrys, Quirinus, Mitra. Wszyscy oni cierpią za ludzkość, wszyscy niosą jej pomoc, wszyscy spieszą do syna boleści. Wyliczam tytułem przykładu dwunastu. Było ich jednak znacznie więcej, jeżeli się rozpatrzy należycie całość znanego materjału mitologji porównawczej.
Nadzwyczajny realizm świętych mitów sprawia, iż umysły naiwne traktują ową świętą beletrystykę jak kroniki historyczne. Ale z wszystkich tego rodzaju kronik uznaje się za prawdziwe i wiarogodne tylko te, które należą do religji bieżącej.
Owidjusza „Metamorfozy” i Marka „Ewangiełja” stoją pod tym względem na jednym poziomie. Obaj autorowie uwili z przepięknych mitów przepiękne poematy. Ta tylko zachodzi różnica, że religja Owidjusza dawno przebrzmiała a religja Marka do dnia dzisiejszego żyje i działa na naszą psychikę.
Karol Darwin powiedział, że ludzie ówcześni byli nieprawdopodobnie ciemni i łatwowierni. Przeglądając prace Webera, Franka lub Oefelego o wypędzaniu demonów chorobotwórczych i o lecznictwie na Starożytnym Wschodzie, godzimy się ze zdaniem Darwina. Ale czy i dziś ludzie nawet ukształceni nie korzystają z usług wróżek, kabalarek, chiromantów i rozmaitych medjów? Czy i dziś napróżno dla nich nie istnieją uczeni, jak Ramsay, Haeckel, Platę, jak wówczas napróżno istnieli Strabo, Plutarch i Plinjusz starszy? Czy i dziś urzędowo nie wypędza się egzorcyzmami djabłów, szarańczy, robactwa, jak świadczy wydana w Wilnie 1903 roku książka „Rituale Sacramentorum”?
Piękno poetyckie ewangielji znieczula w czytelnikach nerw krytycyzmu. Sugestja idąca z przepięknego utworu działa na rozum paraliżująco. Nie chcemy sobie psuć wrażenia wytykaniem różnych bezsensów. Na skrzydłach rytmiki poetyckiej lata często jak motyl różnobarwny owad bardzo brzydkiego przesądu. Źle czytamy stare teksty i w dodatku w przekładach. Podoba nam się, że trędowaty został „nagle” uzdrowiony; ale nie postrzegamy, że trąd niby jakaś osoba wyszedł z niego. Moźnaby studja psychologiczne robić nad naszem czytaniem i nad urabianiem się sądów historycznych na podstawie takiego czytania.
Że zaś to błędne czytanie jest faktem historycznego znaczenia, dowodzi tego całe uczłowieczenie Jezusa na podstawie takich tekstów, jak Listy Apostolskie, i wkładanie w te listy całej treści Ewangielji.
Wiara, iż posiadamy DOWODY HISTORYCZNE istnienia Jezusa jako osobistości, jest jednym z owych przesądów, które tu i ówdzie tułają się dotąd w nauce i tylko zwolna zanikać będą w miarę ustępowania sugestji, która ową iluzję zrodziła. Kto spojrzy na te „dowody” okiem, nie obałamuconem żadnemi z góry powziętemi tendencjami, tego wprost uderzy zdumiewająca ich nikłość. Gdyby w jakim innym dziale nauki badacz na takich „dowodach” zechciał oprzeć swoje twierdzenie, nazwanoby je hypotezą całkiem dowolną i niczem nie uzasadnioną. Wszystkie owe źródła, na które się zazwyczaj powołuje, są dowodami istnienia CHRZEŚCIJAŃSTWA, ale nie CHRYSTUSA.
Owe rzekome dowody historyczne istnienia Jezusa możemy podzielić na dwie kategorje: podrabiane i iluzoryczne. Wszystkich zaś świadków owej epoki podzielić możemy na miejscowo i czasowo bliższych, którzy zupełnie o Jezusie milczą, albo też teksty ich sfałszowano, następnie na miejscowo i czasowo dalszych, których zapiski żadnego świadectwa dziejowego nie stanowią.
Rozejrzymy się w tym materjale wedle porządku chronologicznego.
Na pierwszem miejscu stoi świetny pisarz z Aleksandrji Filon, żyd i obrońca żydów wobec rzymskiego cezara Kaliguli, żywy świadek owej epoki, znawca stosunków, którego synowiec Tyberjusz Aleksander był nawet w latach 45 — 48 prokuratorem Judei. „Dzieła Filona”, powiada Renan we wstępie do ŻYWOTA JEZUSA, „są dla nas nieoszacowane, albowiem z nich dowiadujemy się, jakie myśli ożywiały za czasów Jezusa ludzi, zajmujących się wielkiemi zagadnieniami religijnemi. Filon żył wprawdzie w zupełnie innej prowincji judaizmu, niż Jezus; ale i on na równi z Jezusem nie był wolny od różnych małostek, które wtedy pleniły się w Jerozolimie; Filona możemy uważać za starszego brata Jezusa. Miał już 62 lat, gdy prorok z Nazaretu dobiegał do szczytu swej działalności, a żył po nim jeszcze lat dziesięć. Jaka szkoda, że los nie zaprowadził go do Galilei! Ileż różnych a ciekawych rzeczy bylibyśmy się od niego dowiedzieli!”
Otóż tylko badacz, który wierzył w istnienie wtedy Nazaretu, mógł był wierzyć również w istnienie wtedy człowieka Jezusa i w takie czysto powieściowe zapuszczać się kombinacje. Jakże zrozumieć, że ów Filon, który znał stosunki od najwyższej góry do najniższego dołu, nic o tym „młodszym bracie” nie słyszał? On, który jako delegat żydów stawał przed cezarem, który w traktacie „De vita contemplativa” opisał szczegółowo życie i organizację Terapeutów, braci duchowych Essejczyków palestyńskich, których Graetz identyfikuje znowu z Nazarejczykami? On, który nawet „nie był wolny od różnych małostek, które się wtedy pleniły w Jerozolimie”? Jakże zrozumieć, że ów wedle Dziejów Apostolskich „żyd niektóry imieniem Apollo, rodem z Aleksandrji, Potężny w Piśmiech, nauczony w drodze Pańskiej, nauczający pilnie tego, CO SIĘ TKNIE Pana” (τὰ περὶ τοὺ κυρίου, XVIII, 24 — 25), nigdy nie zaszedł do owego „starszego brata Jezusa”? Milczenie tego świadka o Jezusie jest zbyt wymowne i nie da wytłomaczyć żadnemi frazesami. Zarówno ci tego nie wytłomaczą, którzy żywot i śmierć Jezusa przedstawiają jako ówczesny WYPADEK DNIA, jak również i ci, którzy, postrzegłszy tę niestosowność, SILENTIUM SAECULI wyjaśniają owego wypadku niepozornością.
Drugim świadkiem dziejowym owej epoki jest historyk żydowski Justus z Tyberjady, który, jak nas poucza Józef Flawjusz w swej „Autobiografji” (65), opisał wojnę Żydów z Rzymianami z lat 66 — 70. Dzieło jego nas wprawdzie nie doszło, ale żyjący w IX-ym wieku Photius jeszcze je czytał a milczenie o Jezusie tłomaczy sobie „niechęcią” tego świadka dziejowego. Trudno jednak wymagać, aby dzisiejszy historyk podzielał wysoce naiwne zdanie Photiusa. Jeżeli Justus, jak pisze Józef Flawjusz, „nałgał” o nim, mógł był równie dobrze przynajmniej „nałgać” o Jezusie; skoro jednak całkowicie milczy, to brakło mu widocznie wszelkiego wątku.
Trzecim świadkiem dziejowym, żydem i o żydach piszącym, jest Józef Flawjusz, który około roku 74 napisał „Dzieje wojny żydowskiej przeciwko Rzymianom”, najdrobniejszych zdarzeń z ostatnich stu lat dziejów swej ojczyzny nie pomijając, ale ani słowem nie wspomniał Jezusa Chrystusa, następnie około roku 94 napisał „Starożytności”, gdzie w księdze XVIII, III, 3 znajduje się następująca przez obcą rękę uczyniona naiwna wstawka:
„Tego czasu był Jezus, mąż mądry, jeśli go słusznie zwać mężem, albowiem był sprawcą wielkich cudów i nauczycielem onych wszystkich, którzy radzi przyjmują rzeczy prawdziwe, a wiele ich, tak z żydów, jako i z poganów, do niego przystawało. Ten był Chrystusem. Którego z oskarżenia naszych starszych, gdy go Piłat skazał na śmierć krzyżową, nie opuścili ci, którzy go przedtem przyjęli byli i umiłowali. Albowiem się im trzeciego dnia żyw ukazał tak, jako to o nim prorocy Duchem Świętym natchnieni i inne niezliczone cuda przyszłe przepowiadali. Ale i do tego czasu rodzaj i imię chrześcijanów trwa, którzy temże imieniem od niego Chrześcijanami są przezwani”.
Ustęp ten przytacza już Euzebjusz w swej Historji Kościoła (I, 11, 7) i prawdopodobnie też w owej epoce został on sfabrykowany a może nawet przez samego Euzebjusza, który pod tym względem przypomina zupełnie i naszego mistrza Wincentego Kadłubka. Józef Flawjusz mówiący o ziszczonym Mesjaszu wygląda w tej naiwnej interpolacji tak zabawnie, jak wyglądałby święty Karol Boromeusz, gdyby w „Katechizmie Rzymskim” zamieścił równie uroczystą notatkę o przyjściu na świat Lutra i o trwaniu do tego czasu rodzaju i imienia Luteranów. Stylistycznie zaś wstawka ta brzmi zupełnie tak, jak również u Euzebjusza i także w Historji Kościoła (I, 13, 9) podany list Jezusa do toparchy Abgara tej nadzwyczajnej wprost treści:
„Błogosławiony, który we mnie wierzy, choć mnie nie widział. Albowiem o mnie jest napisane: ci, którzy mnie widzą, nie uwierzą we mnie, a ci, którzy mnie nie widzieli, uwierzą we mnie i będą żyli. Co do tego, coś do mnie pisał, abym do ciebie przybył, jest obowiązkiem moim wypełnić wszystko, względem czego zostałem posłany. A gdy to wypełnię, zostanę podwyższony do tego, który mnie posłał. A gdy zostanę podwyższony, poślę do ciebie jednego z moich uczniów, by twój ból uleczył. A także da żywot tobie i tym, którzy są z tobą”.
Czcigodny Euzebjusz i na tem nie poprzestaje, ale donosi dalej (II, 2, 2), że Piłat wystosował do cezara Tyberjusza list o Jezusie, że Tyberjusza list ten bardzo poruszył, że przedłożył sprawę senatowi, ale senat projekt uchwały odrzucił, albowiem „śród Rzymian nikt za Boga nie może być uznany, jeśli tego senat nie uradził i nie nakazał”. Toteż zabłąkał się w nasze czasy apokryficzny list Piłata, który wart jest przytoczenia ze względu na „ton” podobnych fabrykatów.
„Poncjusz Piłat Klaudjuszowi Tyberjuszowi zdrowia. Przydało się niedawno, czegom i sam doświadczył, że żydowie przez nienawiść siebie i swoje potomki srogiem zasądzeniem zatracili. Albowiem gdy ich ojcowie mieli obietnicę, że im Bóg ich miał posłać z nieba swojego Świętego, któryby królem ich słusznie był nazwan. Tegoż wedle obietnice między nas posłał, z Panny narodzonego. Mnie zaiste w Żydowskiej ziemi Starostą będącym, ślepe oświecał, trędowate oczyściał, opuchłe uzdrawiał, djabły z ludzi wyganiał, umarłe wskrzesał wiatrom rozkazował, suchemi nogami po wodach morskich chodził i wiele innych dziwnych cudów uczynił. A gdy wiele z ludu żydowskiego tego synem bożym być wierzyli, nienawiścią przeciw jemu Xiążęta Ofiarnickie zapalili się i Mistrzowie Faryzeuszów a uchwyciwszy go, dali mnie Staroście, lżąc go, czarnoksiężnikiem zwali i przeciwnym Zakonowi. Ja ich słowom uwierzywszy, na ich wolą onego ubiczowanego wydałem. Tedy oni go na drzewie ukrzyżowali a umarłego pogrzebszy, strażą dworu mego żołnierze postawili a zapieczętowawszy grób odeszli. Ale on trzeciego dnia zmartwychwstał. I tak bardzo złością pałali żydowie, iż straży mej dali pieniądze, rzekąc: mówcie, że ciało jego Uczniowie w nocy ukradli. Lecz żołnierze, choć pieniądze wzięli, ale przeciw temu mówili. Przeto objawiam tobie królowi, aby żaden tobie prawdę wiedzącemu inaczej nie opowiadał, abyś też nie mniemał, abym wierzył płonnym powieściom żydowskim, gdyż te wszystkie cuda i rzeczy, które się działy z Jezusem na ratuszu moim, czynię znajome przez teraźniejsze pisanie. Z Jeruzalem”.
Wstawka w „Starożytnościach” Józefa Flawjusza tonem i charakterem nie odbiega bardzo od tonu i charakteru obu listów powyższych. Ten sam ton i charakter mają sprzedawane dziś na odpustach kalwaryjskich „Listy Boskie”, „Listy świętego Antoniego” i t. p.
To samo stosuje się do wstawki w „Starożytnościach” (XX, IX, 1) o „Jakubie, bracie Jezusa, zwanego Chrystusem” a wreszcie (XVIII, V, 2) o „Janie Chrzcicielu”, którą Graetz nazywa w swej Historji Judejczyków „bezczelną intorpolacją, równą owej o Jezusie, uznaną za taką ogólnie”, o czem jednak na innem miejscu pomówimy.
Nasuwałoby się tylko pytanie, kto te wstawki robił i dlaczego robił? Odpowiedź jest niestety niesłychanie prosta. Gdy organizacja chrześcijańska odniosła pełne zwycięstwo, gdy otrzymała sankcję państwową, gdy skasowano różne kulty, gdy zamknięto wszystkie szkoły filozoficzne greckie, gdy gorejący ekskluzywizm chrześcijański żadnej innej nauki obok siebie nie znosił, paląc bibljoteki, niszcząc dokumenty, obalając i druzgocąc pomniki a nawet mordując ludzi odmiennego poglądu, gdy z prześladowanego stał się prześladowcą, gdy wywrócił kosmografję i gieografję, wziął się do wywracania historji. Bibljoteka Aleksandryjska została spalona, Księga Prawdy Kelsosa zniszczona a wcieleni do bibljotek chrześcijańskich historycy „uzgodnieni” z tradycją religji cichego Baranka. Ale ponieważ zwycięzcy składali się przeważnie z naiwnych fanatyków, przeto, jak słusznie powiada Graetz, fałszerstwa ich były „zgrabnie niezgrabne” i dzisiejszego historyka zmylić nie zdołają.
Czwartym świadkiem ma być Talmud. Z niesłychanie wielkiego materjału, gromadzącego się przez dwa wieki, Talmud Jerozolimski kształtuje się w latach 350 — 400 a Talmud Babiloński w latach 450 — 500. Pamiętajmy, że żydzi przeżyli dwie przerażające katastrofy, pierwszą w latach 66 — 70, która się zakończyła całkowitem zburzeniem Jerozolimy i większych miast oraz niesłychanem spustoszeniem Palestyny, drugą w latach 132 — 135, czyli w okresie ostatniej próby odzyskania niezależności pod wodzą sławnego Bar-Kochwy. O wpływie tych dwóch katastrof na tradycję i piśmiennictwo zawsze pamiętać należy. Takie katastrofy niby nożyce przecinają pasmo historji a natomiast ręką legendy snują fantastyczne podania. Następnie jest rzeczą konieczną zważyć, że istniał zakaz spisywania prawa zwyczajowego, dotyczący zarówno Halachy jak i Hagady. Sławniejsi rabini, których opinje figurują w Talmudzie, żyli i umarli mniej więcej w latach 300 — 350. A gdy powstały potężne państwa „chrześcijańskie”, stosujące względem żydów represalja, Talmud podlegał cenzurze zarówno ze strony ostrożnych żydów, jak i ze strony narzutliwych władz kościelnych. Jeżeli to należycie uwzględnimy, to zrozumiemy dopiero, że Talmud o Jezusie prawi nam właściwie tylko ZŁOŚLIWE ANEGDOTKI, BĘDĄCE ODPOWIEDZIĄ NA MNIEMANIA CHRZEŚCIJAŃSKIE. Gdy Renan, biorąc się do kompozycji Żywota Jezusa, skarżył się, że „dotąd za mało uwzględniano Talmud przy badaniu początków historji chrześcijaństwa”, i gdy przy pomocy swego przyjaciela Neubauera, uczonego talmudzisty, „sprawdzał wszystkie podane cytaty z oryginałami”, sprawa zebrania wydzielonych z Talmudu miejsc o Jezusie nie była jeszcze przez sfery naukowe poruszona. Dopiero na cztery lata przed śmiercią Renana kwestją tą poczynają się interesować żywo profesor Franciszek Delitsch, Gustaw Dalman a zwłaszcza Strack, pod którego kierunkiem Henryk Laible w roku 1890 publikuje rozprawę o Jezusie Chrystusie w Talmudzie. Przyczynkiem do HISTORJI OSOBY Jezusa te ANEGDOTKI być nie mogą. Świadczą najwyżej o nastroju panującym w tych sferach względeń PODAŃ chrześcijańskich.
Jezus ukazuje się tu nam przedewszystkiem pod różnemi kryptonimami, niekiedy nader urągliwemi. Zowią go „Ben Stada (Satda)”, albo „Ben Pantera”, czyli Syn Stady, Syn Pantery. Józef nazywa się „Paphos (Pappos) ben Jehuda” a wyraz „Paphos (Pappos)” jest pochodzenia greckiego (papias, pappias) i oznacza „ojczaszek”. „Stada (Satda)” ma oznaczać niewierną żonę. „Pantera” jest spaczonym wyrazem greckim „parthenos”, dziewica, lub „pandera”, łacińskie „lupa”, nierządnica. Piłata (Plista’a) żydzi skarykaturowali na „Lista’a” (zbój), ewangielje (dobra nowina) na „awen gillajon” (pismo grzechów). Jako typ ANEGDOTKI niechaj służy następująca (Kalla 18 b):
„Zuchwalec wedle rabina Eliezera musi być bękartem, wedle rabina Jozuego synem cierpiącej na regularność a wedle Akiby i bękartem i synem cierpiącej na menstruację. Razu pewnego starszyzna siedziała przy bramie, gdy przechodziło dwóch chłopaków; jeden miał głowę osłoniętą, drugi nie. O tym drugim rzekł rabin Eliezer: „Bękart”. Rabin Jozue: „Syn cierpiącej na regularność”. Rabin Akiba: „Bękart i syn cierpiącej na regularność”. Rzekli do rabina Akiby: „Jakże twe serce do tej dźwignąć się mogło śmiałości, byś przeczył słowom swoich towarzyszów!” A on: „Dowiodę”. Poszedł do matki chłopca, która na targu sprzedawała warzywa. Przemówił do niej: „Córko, gdy mi wyznasz rzecz pewną, o którą się ciebie zapytam, pomogę ci do osiągnięcia życia wiecznego”. Odparła: „Przysięgnij”. Tedy rabin Akiba przysiągł wargami, gdy równocześnie to w swem sercu unieważnił. Potem rzekł do niej: „Jakiego to rodzaju jest ten twój syn?” A ona: „Kiedy wstąpiłam do alkowy małżeńskiej, cierpiałam na regularność i mąż mój oddzielił się odemnie. Ale swat mój wszedł do mnie i od niego mam tego syna“. Więc okazało się, że chłopak był bękartem i synem cierpiącej na regularność. Tedy rzekli: „Wielki jest rabin Akiba”“.
Ustęp ten uchodzi za jedno z „osobistych zeznań Marji”.
Albo anegdotka z traktatu Szabat (104 b):
„Syn Stady? Był synem Pandery. — A rabin Chasda rzekł: Małżonkiem był Stada, kochankiem Pandera. — „Ale małżonkiem był Paphos, syn Jehudy, matką zaś Stada”. — Matka jego była Mirjam, czesalnica niewiast. — „Ale się mówi w Pumpeditha: S-tath da (niewierną się stała) swemu mężowi”“.
W anegdotkach tych, rzecz prosta, pełno sprzeczności. Żołnierz „Panthera” u Kelsosa pojawia się prawdopobnie jako wpływ baśni żydowskich. Dlatego nie warto się nim tu bliżej zajmować. Wedle Talmudu Jezus został stracony w Lud (Lydda) a nie w Jerozolimie. Tkwi w tem tendencja. Jako syn z nieprawego łoża nie miałby wstępu do Jerozolimy, ponieważ u Mojżesza jest powiedziane: „Nie wnijdzie mamcer, to jest z nierządnicy zrodzony, do Przybytku Pańskiego” (5 Mojżesz XXIII, 2). Wedle Gemary Babilońskiej wypada, że śmierć Jezusa nastąpiła o sto lat wcześniej, niż głosi tradycja chrześcijańska. Wedle jednej wersji talmudycznej Jezus został ukamienowany, wedle drugiej powieszony. Po opisie formy procesu o bluźnierstwo jest dodane tytułem przykładu w obu Gemarach: „Tak też postąpiono z Ben Stadą w Lud” i „ukamienowano go przed podwórcem sądowym”, gdy w Talmudzie Babilońskim ten końcowy frazes brzmi: „Powieszono go w wigilję święta Paschy”. Laible słusznie całkiem powiada, że jeśli gdzie Talmud „bajał” (gefabelt), to tu na pewno. Czytamy w Talmudzie, że Jezus był kulawy, ponieważ nie udały mu się czary, że za karę przebywa w piekle, w „gotującem się błocie” i t. p. Zdaje się tedy, iż nazwanie tych rzekomych relacji o Jezusie jedynie ZŁOSLIWEMl ANEGDOTKAMI żadną nie grzeszy przesadą.
Od tych świadków żydowskich przejdźmy do rzymskich. Świadectwa ich są już późne, gdyż pochodzą z początku II wieku.
Na pierwszem miejscu wypada wymienić Plinjusza Młodszego, który około roku 102 naszej ery pisze do imperatora Trajana list treści następującej:
„Solenne jest dla mnie wszystko, Panie, z czem wedle mego sądu winienem do ciebie się zwracać. Któż bowiem lepiej może mną pokierować, gdy się waham, lub niewiedzę moją objaśnić? Nigdy nie byłem czynny przy badaniu Chrześcijan: przeto nie wiem, co i jak zwykło się karać, lub śledzić. Niemało też głowiłem się, czy ma być stosowana jaka różnica wieku, czy nie należy wyróżniać starszych, którym odpuszczałoby się winę, czy temu, który wogóle był Chrześcijaninem, nie jest pożyteczne przebaczać, czy też samo imię, przy braku zbrodni, karać należy za zbrodnie z samem imieniem związane. Tymczasem względem tych, których przedemną jako Chrześcijan stawiano, takiej trzymałem się zasady postępowania. Pytałem ich, czy są Chrześcijanami. Wyznających badałem drugi i trzeci raz, karą grożąc: zatwardziałych kazałem więzić. Nigdy też nie wątpiłem, że cokolwiek byłoby, coby wyznawali, karać należy bezwarunkowo zatwardziałość i nieugięty upór. Byli inni podobnego obłędu, których jako obywateli rzymskich do stolicy poleciłem odesłać. Wkrótce przez samo badanie, jak się to dziać zwykło, różne rodzaje się zarysowały, odmienne od siebie przestępstwem. Brało się bezimienne doniesienie zawierające wiele nazwisk. Tych, którzy przeczyli, że są lub byli Chrześcijanami, gdy pod mojem przewodnictwem do bogów się modlili i do twego wizerunku, gdy prócz tego podobizny bogów przynieść kazałem, by ofiary z kadzidła i wina składali, prócz tego bluźnili Chrystusowi, których nic do Chrześcijan istotnych, jak mówiono, zapędzić nie mogło, mniemałem, iż wypuścić mogę. Inni, przez donosiciela wymienieni, za Chrześcijan się podawali prędko się wyrzekłszy; byli wprawdzie, lecz odpadli, ten przed trzema laty, ów przed laty wielu, lecz żaden dawniej, niż przed dwudziestu. Ci wszyscy cześć oddawali zarówno twemu posągowi, jak i podobiznom bogów, a Chrystusowi bluźnili. Wyznawali przytem, iż najwyższą ich winą czy błędem to było, iż zwykli rano przed wschodem słońca schodzić się i Chrystusowi niby Bogu modlitwę (carmen) odmawiać, wzajemnie wiązać się przysięgą (sacramento) nie w celu dokonania jakiejś zbrodni, lecz by nie popełniać kradzieży, zbójectwa, cudzołóstwa, wiarołomstwa, zaparcia. Po dokonaniu tego mieli zwyczaj rozchodzić się i znowu się zbierać dla przyjmowania posiłku, prostego i nienagannego; co nawet po edykcie moim czynić zaniechali, gdy wedle mandatu twego zakazałem to jako mające charakter związków. Za bardziej potrzebne uznałem po zbadaniu dwóch niewolnic, które zwano dyakonissami, by prawdy szukać także przy pomocy tortur. Nic innego nie znalazłem, prócz przesądu obłędnego, bezmiernego. Przeto po skończeniu badania do ciebie po radę się uciekam. Widzę bowiem, iż rzecz warta jest rady, zwłaszcza z powodu liczby zagrożonych. Wielu bowiem różnego wieku, wszelakiego stanu, obojej płci w niebezpieczeństwie jest i będzie. Nietylko bowiem na miasta (civitates), ale na osady i wsie wpływ tego przesądu jest rozszerzony; co zdawałoby się możliwem zahamować i naprawić. Pewnie starczy wznowić nabożeństwa w opustoszałych już niemal świątyniach a święte obrzędy dawno zaniechane przywrócić i karmienie zwierząt ofiarnych, na co dotąd bardzo rzadko nabywca się trafiał. Łatwo stąd wnosić, jak wielki tłum ludzi dałby się uratować, gdyby istniało miejsce skruchy”. Cezar odpisał, by ujawnionych Chrześcijan karać, ale ukrytych nie tropić.
List ten tylko dowodzi, że chrześcijaństwo istniało a nawet dość było rozszerzone, że modliło się do Jezusa jako Boga, ale o człowieku ani słowem nie wspomina; jeżeli przeto tak poważni pisarze, jak Hühn, list ten zaliczają do rzędu „pozachrześcijańskich świadectw istnienia Jezusa”, to chyba nie popełnia się przesady, gdy się podobne widzenie rzeczy zalicza do przesądów naukowych.
Z kolei występuje świadek za najważniejszego uchodzący, największa jako historyk powaga, bo wielki Tacyt. Mniej więcej w tym samym czasie, co Plinjusz Młodszy, bo około roku 100, pisząc „Dzieje roczne”, taką w księdze piętnastej a w rozdziale czterdziestym czwartym podaje o Jezusie wiadomość:
„Atoli ani pomoc ludzka, ani szczodrobliwy łask frasunek, ani błagania bogów zatrzeć nie mogły hańby i powszechnego mniemania, iż ten pożar (Rzymu) był dziełem Nerona. Przeto na zatłumienie wieści podemknął winowajców i najwytworniejszemi mękami dręczyć kazał, których dla (!) zbrodni nienawisnych gmin (vulgus) Chrześcijanami nazywał. Początkiem imienia tego Chrystus, który za panowania Tyberjusza od prokuratora Pontskiego Piłata na śmierć skazany. Potłumiony (!) na on czas szkodliwy zabobon znowu wybuchnął, nietylko w żydowskiej ziemi, kędy się to złe wylęgło, lecz w Rzymie samym, gdzie wszystkie zewsząd szkarady i sromoty cenę i przytułek mają. Schwytano naprzód tych, którzy tę wiarę wyznawali, a za wydaniem niezmiernej liczby towarzyszów, nie tak o podpał miasta, jako raczej o nienawiść ku rodzajowi ludzkiemu przekonano”.
Jest rzeczą ciekawą, DLACZEGO TACYT NIE WSPOMINA O CHRYSTUSIE W KSIĘDZE SZÓSTEJ, OPISUJĄC PANOWANIE TYBERJUSZA I MAJĄC ZATEM DO TEGO WŁAŚCIWĄ OKAZJĘ, ALE W KSIĘDZE PIĘTNASTEJ, OPISUJĄC WYBRYKI NERONA, WIĘC OKOLICZNOŚCIOWO? I dlaczego zginęła akurat ta część księgi piątej, w której mógł był o Chrystusie wspomnieć? Tacyt jest zbyt klasycznym pisarzem i tak lubi rzecz każdą na właściwem traktować miejscu, iż lekko tej kwestji pominąć niepodobna. Jasne jest przeto, iż nie podaje wiadomości o Jezusie na podstawie jakiegoś dokumentu urzędowego z czasów Tyberjusza, ale z wersji gminnej, ujawnionej indagacyjnie w czasach Nerona: gmin nazywał tych ludzi Chrześcijanami, indagowani zaś opowiadali o Chrystusie i o jego skazaniu na śmierć przez Piłata za panowania Tyberjusza. Gdyby nawet jakaś późniejsza ręka wstawiła w tekst słowa „Początkiem imienia tego Chrystus, który za panowania Tyberjusza od prokuratora Pontskiego Piłata na śmierć skazany”, to nieopatrznie pozostawiła słowa „których gmin dla zbrodni nienawisnych Chrześcijanami nazywał” i że ich „nie tak o podpał miasta, jako raczej o nienawiść ku rodzajowi ludzkiemu przekonano”. Jeżeli przytacza się Tacyta jako świadka historyczności Jezusa, dlaczego nie przytacza się go zarazem jako świadka, iż chrześcijanie byli „nieprzyjaciółmi rodzaju ludzkiego”? Nie można z pomiędzy zeznań wybierać tych, które są dla nas wygodne, a odrzucać te, które są niewygodne. A rzecz ta jest warta bliższego zastanowienia.
Rzymianie byli pod względem religijnym największymi tolerantami, jakich znał ówczesny świat. Przyjmowali do swego panteonu wszystkich bogów. W Rzymie szerzył się kult Izydy, kult Mitry a nawet germańscy kapłani mieli swoje kolegjum. Każde wyznanie, każda religja i sekta cieszyła się w Rzymie zupełną swobodą, dopóki się nie ujawniły nadużycia, jak wśród kapłanów Izydy, lub zakusy hegemoniczne, jak śród Chrześcijan. Gorejący ekskluzywizm wywołał represalja. Dzieje Apostolskie dostarczają nam ciekawych faktów. Szaweł prześladuje Chrześcijan. Zaledwie się przemienił w chrześcijańskiego Pawła, już czytamy o nim: „Naleźliśmy tego człowieka zaraźliwego i wzbudzającego rozruchy wszystkim Żydom po wszystkim świecie i wodza rozruchu sekty Nazareńczyków (Dzieje Apost. XXIV, 5). Za panowania cezara Klaudjusza znowu w Rzymie wybuchają tumulty przez Chrześcijan wzniecane o Chrystusa. Za Nerona wprawdzie miasta nie spalili, jak to uczciwie zaświadcza Tacyt, ale znowu wszystkim dali się we znaki. A może to fałsz? Bynajmniej. Rzymianie nader trafnie odgadli ducha nowej sekty. Niebawem miała ona zniszczyć wszystkie inne formacje, zawładnąć państwem, zburzyć starą cywilizację, pogrzebać naukę. Chrześcijaństwo chwyciwszy pełną władzę nad stosunkami, przez okrągłe tysiąc lat trzęsło światem, wypełniając dziejami swemi całe średniowiecze, cofając wstecz całą cywilizację, nie dając się niczemu rozminąć, tłumiąc natomiast wszelki opór mieczem, stosem i interdyktem. Władcy oporni w worku pokutników po trzy dni stać musieli u bram Namiestnika Chrystusowego, błagając przebaczenia, uczeni za wyniki swych badań szli na śmierć w płomieniach, kacerze na długich łańcuchach tańczyć musieli dokoła ognisk okropny taniec śmierci, inkwizycja cały genjusz ludzkości w kamiennym chciała utrzymać zastoju. Ten chrześcijański „vulgus”, który dorwał się do władzy, był istotnie „nieprzyjacielem rodzaju ludzkiego”. To zaświadcza historyk Tacyt, ale nie to, że istniał człowiek Jezus i że został przez prokuratora Piłata za panowania Tyberjusza na śmierć skazany. Zaświadcza, iż „vulgus” to mówił, ale nie zaświadcza, iż posiadano w tej sprawie wiadomość urzędową. Gdy chodzi o prawo ewolucji, chrześcijaństwo nie wierzy namacalnym dowodom naukowym; ale gdy chodzi o istnienie Jezusa, chwyta się rozpaczliwie Tacyta, wybiera z niego to, co mu jest wygodne, nie dowód, ale pozór dowodu, czyni to bezkrytycznie, naiwnie, niemetodycznie, uczeni zaś przez wieki nie mają odwagi zaprzeczyć temu, lub wreszcie sami poczynają — źle widzieć.
Do jakiego stopnia śród rzymskich historyków bałamutne o Jezusie krążyły wieści, wykazuje następny i bodaj ostatni świadek a mianowicie Swetonjusz, który również mniej więcej w tym samym czasie, co Plinjusz Młodszy i Tacyt, w „Życiu Klaudjusza” taki fakt zanotował:
„Wygnał (Klaudjusz) z Rzymu żydów, ustawiczne rozruchy czyniących z poduszczenia Chrestosa (impulsore Chresto”).
Aż nadto dobrze wiadomo, że w mowie gwarowej łaciny i greczyzny mieszano „i“ z „e“, więc „Virgilius“ i „Vergilius“, „Christos“ i „Chrestos“. Swetonjusz mniemał najoczywiściej, że Jezus żył za czasów Klaudjusza i że stawał się powodem rozruchów! Dało to powód niektórym do mniemania, iż Swetonjusz mówi o jakimś uczniu Jezusa, który zwał się Chrestos. Hypotezą ta nie wyszła, jak się zdaje, po za sfery prawowierne.
Prócz świadków powyższych przytacza się jeszcze niekiedy dwóch, zmarłego około roku 166 Lukjana i zmarłego około roku 180 Kelsosa, obu piszących po grecku. Obaj jednak nawet przez żądnych świadectw obrońców człowieczeństwa Jezusa jako świadkowie nie są brani poważnie, aczkolwiek pod innym względem muszą interesować żywo każdego historyka.
Oto są owi ŚWIADKOWIE HISTORYCZNI, na których się zwykle powołuje. Jest zaiste rzeczą zdumiewającą, na jak słabych podstawach opierała się hypotezą INKARNACJI HISTORYCZNEJ Jezusa. Gdyby z takimi świadkami wystąpiono przeciw INKARNACJI TEOLOGICZNEJ, cały świat odrzuciłby podobne świadectwa jednogłośnie.
Ale bo też cały świat żył przez wieki w klimacie duchowym Syna Legendy. O inne świadectwa mu chodziło. Chował z czcią św. Obrzezki (10), św. Gwoździe, św. Gąbkę, św. Prześcieradło, w którem złożono Jezusa do grobu, św. Ciernie, znacznie mniej dbając o Św. Pismo, którego czytać i przekładać nie pozwalano, egzemplarze odbierano, układano w stosy i palono. Toteż historja zanotowała dziwne zdarzenie, dające dużo do myślenia, bo przecież św. Pismo także jakiś dowód stanowić miało.
W maju 1844 roku w klasztorze św. Katarzyny na Górze Synaj badacz Tischendorf ujrzał w pośrodku książnicy klasztornej kosz, którego zawartość miała właśnie pójść do pieca. Wiedziony szczęśliwym instynktem poszukiwacza rzadkich rękopisów sięgnął ręką w głąb kosza i wydobył około stu kart pergaminowych, w których bez wielkiego trudu rozpoznał jeden z najstarszych odpisów Biblji, a jak się później okazało, rzeczywiście najstarszy. Brakowało jednak całości. W roku 1853, gdy przybył na Synaj powtórnie, poszukiwania jego nie dały żadnego wyniku. Za to w roku 1859 odnalazł brakujące 346 kart. Część nieznaczna egzemplarza znajduje się obecnie w Lipsku, reszta w Petersburgu. W rzędzie najstarszych rękopisów jest to właściwie jedyny odpis kompletny. Po nim idzie Kodeks Watykański, któremu brak zakończenia Listu do Żydów, obu Listów do Tymoteusza, Listu do Tytusa i Apokalipsy Jana. Pochodzi również z IV-go wieku, kilka stron jest nawet pisanych tym samym charakterem, co znaleziony przez Tischendorfa Kodeks Synajski (grecki). Do V-go wieku należy Palimpsest Paryski a z końca tego wieku pochodzi znajdujący się w Londynie Kodeks Aleksandryjski, któremu brak wielu kart. Wszystkie te odpisy przewyższa wartością Codex Sinaiticus graecus. Jest to bądź co bądź rzeczą znamienną, że chrześcijaństwo, które przechowuje całe zbiory św. relikwji nader fantastycznej autentyczności, najstarszy i najlepszy odpis ksiąg swoich otrzymuje dopiero w latach 1844 — 1859 i to przypadkiem, bo już miał iść do pieca. Zakonnicy klasztoru św. Katarzyny na Synaju żyli też niezawodnie więcej świętą legendą, niż świętemi tekstami, teofanją, niż logjami.
Może też teraz zdołamy należycie rozważyć najstarsze echo opinji oficjalnej kościoła o wartości tych tekstów w stosunku do tradycji, czyli legendy. Echo to dobiega z połowy II-go wieku. Papias, biskup Hierapolisu w Małej Frygji, zmarły około 165 roku, takie w swych „Mowach“ wygłasza zdanie:
„Nie pominę ci także śród tych moich objaśnień i tego, czego się nauczyłem od starszyzny i dobrze mam w pamięci. Nie ci mnie cieszą, którzy wiele opowiadają, jako to dużo takich jest, ale ci, którzy uczą prawdy; także nie ci, którzy przypominają przykazania obcych, lecz ci, którzy przekazują, co przez naszego Pana wierze było dane a z prawdy się wywodzili i z niej szli. Ani też, gdy przyjdzie jakiś człowiek i łączy się ze starszyzną, nie sprawdzałem słów starszyzny: co Andrzej powiedział, co Piotr, albo Filip, co Tomasz, Jakób, Jan i Mateusz, lub inny jaki uczeń Pana naszego. Albo co Aryston, lub też Jan ze starszyzny. Sądziłem bowiem, że korzyść odniosę NIETYLE Z ICH KSIĄŻEK, ILE Z ŻYWEGO I CIĄGŁEGO SŁOWA“.
Jakże dziwnie odbijają te proste i szczere słowa Syna Legendy z II-go wieku od słów „historyka kościoła“ Euzebjusza, który już „kanon“ tych lekceważonych przez Papiasa książek zna, dzieląc pisma Nowego Testamentu na pewne i niepewne, te zaś na użyteczne i nieużyteczna!
Euzebjusz umarł mniej więcej w dwieście lat później, niż Papias, bo około roku 340. Papias był biskupem, był powagą. Postrzega to Euzebjusz, przeto stara się oględnie wykazać, iż był to umysł prostaczy...
Papias powiada, że „Mateusz napisał w języku hebrajskim logje a ci i owi tłomaczyli je, jak umieli“. Następnie wspomina o cennych zapiskach Marka wedle nauk Piotra. Zmarły około 202 roku Ireneusz wie już prócz tego o ewangielji Łukasza i Jana a zmarły około roku 254 Orygenes wie już niemal wszystko, co Euzebjusz. Jeden Hieronim, zmarły w roku 420, uskarża się na chaos panujący w rękopisach.
Jeżeli uwzględnimy najstarszą opinję oficjalną kościoła, którą wyraża Papias, nie interesujący się KSIĄŻKAMI, jeżeli przyjmiemy, że redakcje TEOFANJI EWANGIELICZNYCH w swej nader kunsztownej formie są owocem pewnego ustalenia się stosunków i rozwoju piśmiennictwa, uniezależnionego od ustnej propagandy, jeżeli zestawimy ze sobą dwa takie dokumenty, jak Józefa Flawjusza „Dzieje wojny żydowskiej przeciwko Rzymianom“ i „Dzieje Apostolskie“, opisujące jedne czasy a tak różnie, jeżeli uwzględnimy dwa olbrzymie wstrząśnienia konwulsyjne Ziemi Palestyńskiej z lat 66 — 70 i 132 — 125, które musiały bezwarunkowo oddzielić stary, ginący świat od nowego, rodzącego się, jeżeli odsuniemy na bok Apokalipsę Jana i to nawet nie ze względu na przypuszczalną trafność obliczeń Morozowa doby jej powstania, ale głównie ze względu na jej co do Jezusa czysto poetyczną a nie historyczną treść, która w danym wypadku żadnego nam nie daje materjału do naszych badań, to w rezultacie pozostaną „Listy“ a chociaż badacze dość jeszcze powszechnie zaliczają je właśnie do piśmiennictwa później powstałego, mimo to, wnikając w ich treść, można wykazać, że stanowią odmienne od ewangielicznych a starsze świadectwo.
Już wyżej zaznaczyłem jaskrawą zbieżność dwóch faktów, że najstarsze odpisy ewangielji pochodzą z IV-go wieku i że uznanie chrześcijaństwa za religję państwową także nastąpiło w IV-ym wieku.
Ten czwarty wiek nie narodził, ale ukształtował Jezusa w formie ewangielicznej. Nie zdawał sobie wcale sprawy z przepaści, jaka się utworzyła pomiędzy Jezusem Ewangielji a Jezusem Listów.
Nie pogrążymy się w owych Listach metodą badań lingwistycznych i krytyczno-porównawczych z innemi źródłami, co już tyle razy i bodaj tak doskonale zostało zrobione, ale metodą prostą owej przez Anatola France’a w „Mistycyzmie i wiedzy“ przypomnianej modlitwy:
Przenieśmy się myślą i wyobraźnią w czwarty dziesiątek lat pierwszego wieku. Oczy nasze nic nie widziały i nic jeszcze nie słyszały nasze uszy. Staje przed nami Piotr, „spółstarszy i świadek (martys) mąk Chrystusowych, oraz i onej, która ma się objawić w przyszły czas, uczestnik chwały” (1 Piotra V, 1). To niema być „martys” w znaczeniu późniejszem, gdy setki i tysiące śmiercią męczeńską „świadczyły” o prawdziwości wiary nowej. To ma być „martys” w znaczeniu wprost sądowem, świadek — naoczny. On go przecież „widział”, on z nim „żył”, on go „słyszał”. Niech tedy mówi.
Piotr tak powiada:
„Oznajmiliśmy wam moc i obecność Pana naszego, NIE UWIEDZENI BAŚNIAMI MISTERNEMI, ale PRZYPATRZYWSZY SIĘ SAMI WIELMOŻNOŚCI JEGO. Bo wziął od Boga Ojca cześć i chwałę, gdy do niego szedł głos takowy od wielmożnej chwały: Ten jest Syn mój, w którymem sobie ulubił, jego słuchajcie. A GŁOS TEN MYŚMY SŁYSZELI Z NIEBA PODNIESIONY, BĘDĄC Z NIM NA GÓRZE ŚWIĘTEJ”... (2 Piotra 1, 16 — 18).
Więc tylko TEOFANJA? I to na jakiejś „świętej górze”, kędy się działy wszystkie teofanje kultu hebrajskiego, śród zjawisk świetlnych, jak na Synaju, Górze Oliwnej, Górze Garizim i rzekomo na Taborze, jednem słowem jak w „Przemienieniu”?
Piotr mówi dalej:
„I mamy mocniejszą mowę PROROCKĄ, której się dzierżąc jako świecy w ciemnem miejscu świecącej, dobrze czynicie, ażby dzień oświtnął a jutrzenka weszła w sercach waszych. Albowiem wolą ludzką nigdy PROROCTWO nie jest przyniesione; ale DUCHEM ŚWIĘTYM NATCHNIENI MÓWILI LUDZIE ŚWIĘCI BOŻY”.
Więc Piotr nie jest tu „świadkiem”, ale „prorokiem”? Może niesie wieść owego odwiecznego MISTERJUM, które działo się i dziać ma kolejno wedle pór roku i następstwa lat??
Piotr mówi jeszcze:
„Byli i FAŁSZYWI PROROCY między ludem, jako i między wami będą KŁAMLIWI NAUCZYCIELE, którzy wprowadzą ODSZCZEPIEŃSTWA zatracenia i ZAPRZĄ SIĘ tego Pana, który je kupił, przywodząc na się prędkie zginienie”...
Prędkie zginienie? Może teraz usłyszymy jakieś zeznanie bardziej ziemskie z ust owego naocznego świadka?
Piotr mówi o „pokropieniu krwią Jezusa Chrystusa” (1 Piotra I, 2), o opowiadających „Ewangielje przez Ducha Świętego z nieba posłanego” (I, 12), nakazuje wstrzemięźliwość, posłuszeństwo względem panów i dopiero tytułem przykładu powiada: „bo i Chrystus ucierpiał za nas, zostawiając wam przykład, abyście naśladowali tropów jego” (II, 21), poczem bezpośrednio, miast czerpania z nieprzebranej skarbnicy wspomnień osobistych, przytacza zdanie Izajasza o tym, „który grzechu nie uczynił, ani naleziona była zdrada w uściech jego” (Iz. LIII, 9) i jeszcze: „który sam na ciele swem grzechy nasze nosił na drzewie” (? Jz. LIII, 4 „drzewo” jest dodatkiem). Następnie mówi o Sarze i Abrahamie i w zupełnie takim samym tonie o Chrystusie, który „umarł za grzechy nasze, aby nas ofiarował Bogu” (III, 18) i wreszcie prorokuje „dzień Pańskiego Przyjścia” (2 Piotra III, 10). W krajach tych święcono co roku dzień Pańskiego Przyjścia (paruzji).
A może Piotr przypuszcza, że wiadomość szczegółowa o życiu i czynach Jezusa Chrystusa tak się rozeszła szeroko po świecie, iż nawet wiedzą o tem poganie, więc należy im już tylko TEOLOGJĘ podawać?
Ale gdy poganie tyle wiedzieli, co Tacyt i Swetonjusz, gdy Pfleiderer mniema, że sam Paweł wiedział o Jezusie „blutwenig”, William Benjamin Smith zwraca uwagę, że w ogóle „uczniowie” i „kościoły” nie wiedziały nic. Bo oto w „Dziejach Apostolskich” (XIX, 1 — 7) na takim ustępie palec położył:
„I stało się, gdy Apollo był w Koryncie, iż Paweł obszedłszy górne krainy, przyszedł do Efezu, znalazłszy tam niektóre ucznie. Rzekł do nich: Izaliście wzięli Ducha Świętego, uwierzywszy? A oni mu rzekli: OWSZEMEŚMY ANI SŁYCHALI, IŻ JEST DUCH ŚWIĘTY. Tedy rzekł do nich: W CÓŻEŚCIE TEDY OCHRZCZENI? A oni rzekli: W CHRZEST JANÓW... A było wszystkich mężów koło dwunastu”.
„A żyd niektóry imieniem Apollos, rodem z Aleksandrji, mąż wymowny, przyszedł do Efezu BĘDĄC MOŻNYM W PIŚMIECH. Ten też był WPRAWIONY w drogę Pańską, a pałając w duchu, mówił i nauczał pilnie o Panu, WIEDZĄC O CHRZCIE JANOWYM” (Dzieje Apost. XVIII, 24).
Jeżeli taki był „katechemenos”, „edoctus”, „wprawiony” w drogę Pańską, wiedząc tylko o CHRZCIE JANOWYM, to cóż wiedziały w czasie tłumnego nawracania się owe rzesze, złożone z 3000 mężów (Dzieje Apost. 11, 41), lub z 5000 (IV, 4); co wiedziała Samarja „przyjmująca słowo boże” (VIII, 14), na czem polegało powodzenie „kościoła w Judei, Samarji i Galilei” (IX, 31)?
Tu warto znowu zwrócić się do Piotra, który przecież miał iść aź do Rzymu i tam „świadczyć”.
Jakto, Piotrze, więc widziałeś go tylko W WIZJI? Czy nie pamiętasz, jak z nim pływałeś po jeziorze genezaretańskiem? Jak śladem jego po wodach iść chciałeś na jego wołanie, a tonąc, błagałeś go o ratunek i on cię rzeczywiście uratował? Nie pamiętasz wszystkich jego cudów, kazania na górze, karmienia rzesz wielotysięcznych kilku chlebami i rybami? Nie przypominasz sobie Wieczerzy Ostatniej, scen w Ogrójcu, zdrady Judaszowej, pojmania, twego trzykrotnego zaparcia się, śledztwa, męki krzyżowej? Czy ty tego wszystkiego, świadku pierwszorzędny, istotnie nie pamiętasz?
Wszak Euzebjusz powiada o tobie, iż byłeś „człowiekiem gwarowym”, nie „mistrzem słowa”. Człowiek „gwarowy” nie zadaje sobie trudu przekonywania filozofją, ale czyni to materjałem anegdotycznym. Gdybyś tym, którzy wiedzieli tylko o CHRZCIE JANOWYM, powiedział krótko: WIDZIAŁEM — a mianowicie widziałem, jak chadzał po kraju, jak wstępował do domu Marji i Marty, jak wskrzesił Łazarza, jak był zdejmowany z krzyża, jak pogrzebiony zmartwychwstał i w sześć niedziel później w moich oczach uniósł się w niebo — gdybyś, słowem, to tylko mówił, co przeciętny polski kapłan w Wielki Piątek z kazalnicy w czasie pasyjnego nabożeństwa, czyby w sercach twoich słuchaczy nie był prędzej „dzień oświtnął”?..
A możeś ty rzeczywiście jeszcze tego wszystkiego nie wiedział? Może część tego „czytał” dopiero Papias i głową kręcił a już głową nie kręcili Ireneusz, Orygenes i Euzebjusz? Może Hühn z całym zastępem innych niema słuszności, gdy „Listy” uważa za twory „późniejsze” od Ewangielji, i może w tych „Listach” znajdujemy właśnie ślady najstarszych formacji chrześcijańskich a w takim razie jakich??
Tradycja trzeciego i czwartego wieku, jak zaświadczają Orygenes i Euzebjusz, nie była pewna, czy tak zwany Wtóry List Piotra rzeczywiście od niego pochodzi, choć niewiadomo, na czem ta wątpliwość była oparta. Swoją drogą List ten przekazała nam, uznając go widocznie za „użyteczny”. Czy raziły słowa: „Tym, którzy równą z nami wiarę otrzymali”? Ale w takim razie odpadnie nawet teofanja Piotra w tym Drugim Liście wspomniana, i spytać się musimy, co znaczyły słowa, gdy „świadek” Chrystusów mówił: widziałem?
Albowiem także Paweł, o którym na pewno wiemy, że Chrystusa Jezusa nie widział, że z nim nie obcował a nawet zrazu do prześladowców nowej wiary należał, powiada, że go WIDZIAŁ (1 Kor. XV, 8). Widzenie swoje zestawia całkiem na równi z widzeniem wszystkich Apostołów (5 — 8). Stawia kwestję dość jasno:
„Bo najprzód podałem wam, COM TEŻ WZIĄŁ: iż Chrystus umarł za grzechy nasze WEDŁUG PISMA; a iż pogrzebion jest, iż też powstał z martwych trzeciego dnia WEDŁUG PISMA” a dopiero wtedy „widziany jest od Cefy a potem od jedenaści (!), potem był widzian więcej niźli od piąci set braciej wespółek... potem był widzian od Jakóba, potem (!) od wszystkich Apostołów (!). A na końcu po wszystkich był widzian i ODEMNIE, jakoby od poronionego płodu” (1 Kor. XV, 3 — 8).
„DIC NOBIS PAULUS... Powiedz nam, Pawle, co widziałeś na swej drodze”?
„I stało się, gdym jechał i przybliżyłem się do Damaszku o południu, nagle oświeciła się około mnie wielka światłość z nieba. I upadłszy na ziemię, usłyszałem głos mówiący mi: Szawle, Szawle! przecz mię prześladujesz? A jam odpowiedział: Ktoś jest, Panie? I rzeki do mnie: Jam jest Jezus, którego ty prześladujesz” (Dzieje Apost. IX, 3 — 5).
I jeszcze raz o sobie mówi:
„Znam człowieka w Chrystusie przed czternaścią laty (jeśli w ciele, nie wiem, jeśli prócz ciała, nie wiem, Bóg wie), iż takowy był zachwycony aż do trzeciego nieba. A znam takowego człowieka (jeśli w ciele, nie wiem, jeśli prócz ciała, nie wiem, Bóg wie), iż był zachwycony do raju i słyszał tajemne słowa, których się człowiekowi nie godzi mówić. Z takich rzeczy się będę przechwalał: a z siebie nie będę się przechwalał, jedno z krewkości moich... Ażeby mię wielkość objawienia nie unosiła, dan mi jest bodziec ciała mego, anioł szatanów, aby mię policzkował. Dlatego trzykrociem Pana prosił, aby odemnie odstąpił” (2 Kor. XII, 2 — 8).
Teteż wywodzi:
„Nie jestem wolnym? Nie jestem Apostołem? Izalim Chrystusa Jezusa, Pana naszego, nie WIDZIAŁ”? (1 Kor. IX, 1).
Poczyna tedy „budowanie ciała Chrystusowego” (Efez. IV, 12), ażbyśmy się „wszyscy zeszli W JEDNOŚĆ WIARY I POZNANIA SYNA BOŻEGO”.
Czuje, że „z Chrystusem jest przybity do krzyża”, że nie on już żywię, ale żywię w nim Chrystus (Gal. II, 19 — 20). Przez trzy lata wcale nawet nie szuka Apostołów.
„Bom jej (Ewangielji) ja nie od człowieka wziął, ale przez OBJAWIENIE Jezusa Chrystusa... ANIM POSZEDŁ DO JERUZALEM DO TYCH, KTÓRZY PRZEDEMNĄ BYLI, APOSTOŁÓW; alem szedł do Arabji i wróciłem się zasię do Damaszku. Zatem PO TRZECH LECIECH poszedłem do Jeruzalem, abym oglądał Piotra: i zamieszkałem u niego piętnaście dni. A INSZEGO Z APOSTOŁÓW ŻADNEGOM NIE WIDZIAŁ, JEDNO JAKÓBA, BRATA PAŃSKIEGO” (Gal. 1, 12 — 19).
O „Braciach Pana“, „Apostołach”, „Dwanaści”, „Jedenaści”, „Siedmi” wiemy, że to była hierarchja. Bądź co bądź widać, że nie trzeba było przechodzić żadnego specjalnego kursu apostolskiego, by „opowiadać” Jezusa.
Paweł PRZYPOMINA Galatom, że „śród nich” Jezus „jest” ukrzyżowany (Gal. III, 1). Chrystus ma być w nich „wykształtowan” (IV, 19). Za „krzyż Chrystusów” jest prześladowanie (VI, 12), on „PIĄTNA” Pana Jezusowe” na ciele swojem nosi (VI, 17). „W krzyżu Pana Jezusa świat mnie jest ukrzyżowan a ja światu” (VI, 14).
Spotyka na swej drodze „Ewangielistów”. W Cezarei takim „Ewangielistą” jest Filip, który był jeden z „Siedmi” i który miał aż „cztery córki panny PROROKUJĄCE“ (Dzieje Apost. XXI, 8 — 9). Paweł uchodzi za wodza „Sekty Nazarejczyków” (XXIV, 5). Sam on głosi „Jezusa z Zakonu Mojżeszowego” (XXVIII, 23), uznaje się i za „Rzymianina” (XXII, 25) i za „Faryzeusza” (XXIII, 6 i XXVI, 5). Wiemy, że istniał Jezus (Hesus) także nie z Zakonu Mojżeszowego, jak np. u Druidów etc.
Wiz. 18. Dyana efeska. Moneta złota z czasów babilońskich. (Z Riehm'a „Handw. d. bibl. Alterth.)”.
Ledwie się wiara zaczęła a już jest „odpadanie”. Czyni się „rozruch około drogi Pańskiej” ze względów ekonomicznych (Dzieje Apost. XIX, 23). Paweł zaczął w Efezie szerzyć agitację przeciwko Bogom „czynionym rękami”. Rzemieślnicy, którzy budowali świątynie Dyanie, niemały stąd ciągnąc zysk, uczuli, że są materjalnie zagrożeni. Główny przedsiębiorca Demetrjusz zwołuje ich na wiec, wyjaśnia całą sprawę a zgromadzenie z okrzykiem „Wielka jest Dyana efeska” (Wiz. 18) wywołuje w mieście rozruch przeciwko niewygodnemu prorokowi.
Ujawniają się „poswarki”. Każdy powołuje się na inny kierunek wiary: Jam jest Pawłów, a ja Apollów, a ja Cefy, a ja Chrystusów (1 Kor. 1, 12). A te wiary są równorzędne! Trudno się temu zaiste dziwić, gdy Paweł, nawracając „odrzezek” (akrobystia), nie może się zgodzić z Piotrem, nawracającym „obrzezek” (peritome) i gdy istnieje cały szereg „chrztów”, więc „Chrzest Janów” (Dzieje Apost. XVIII, 24 — 25; XIX, 1 — 5), „Chrzest Mojżeszów” (1 Kor. X, 2), „Chrzest Jezusów”, „Chrzest Ducha Świętego”, gdy nastają poważne spory między apostołami (Gal. IV, 10), gdy Pawła opuszcza Demas „umiłowawszy ten świat” (2 Tym. IV. 10), gdy go „wszyscy opuścili” w chwili ważnej (IV, 16) i gdy Aleksander mosiężnik wiele mu złego pokazał, iż wedle Pawła każdy powinien się go poprostu strzec (IV, 14 — 15). Już są „heretycy” (Tyt. III, 10). Paweł jakby z rozpaczą woła: „Bądź Paweł, bądź Apollos, bądź Cefa, bądź Świat, bądź Żywot, bądź Śmierć, bądź Teraźniejsze Rzeczy, bądź Przyszłe; bo wszystko wasze jest: a wy Chrystusowi a Chrystus Boży” (1 Kor. III, 21 — 22)...
„DIC NOBIS JACOBUS... Powiedz nam, Jakóbie Apostole, co widziałeś na swej drodze“?...
Jakób, sługa „Boży i Pana naszego Jezusa Chrystusa” życzy najpierw zdrowia DWUNASTU POKOLENIOM (?), które są w ROZPROSZENIU. Niech wszelki człowiek będzie „prędki ku słuchaniu a leniwy ku mówieniu“. Ot, poprostu „dobrowolnie porodził nas słowem prawdy, żebyśmy byli niejakim początkiem stworzenia jego“ (List Jakóba I, 18). I nic więcej?
„DIC NOBIS JOANNES... Powiedz nam, Janie Apostole, co widziałeś na swej drodze“?..
„Towarzystwo nasze było z Ojcem i z Synem jego Jezusem Chrystusem“, „w nim mamy rzecznika u Ojca“; kłamcą jest, kto mniema, iż „Jezus nie jest Chrystus“; przykazanie Boga jest, „byśmy wierzyli w IMIĘ Syna jego Jezusa Chrystusa“; z Boga jest, „kto WYZNAWA, iż Jezus Chrystus przyszedł w ciele“...
Ważne, Janie, mów dalej...
„Boga żaden nigdy nie widział. Jeśli się MIŁUJEMY zobopólnie, Bóg w nas mieszka... PRZEZ TO POZNAWAMY, iż w nim mieszkamy, a on w nas: iż z Ducha swego dał nam. A myśmy widzieli i świadczymy, iż Ojciec posłał Syna swego Zbawicielem świata. Ktobykolwiek WYZNAŁ, iż Jezus jest Syn Boży, Bóg w nim mieszka a on w Bogu. I myśmy POZNALI I UWIERZYLI MIŁOŚCI, którą Bóg ma ku nam“ (1 Jana IV, 12 — 16)...
Więc to jest jakieś wewnętrzne poznanie?
„Trzej są, którzy świadectwo dają na ziemi: Duch, i woda, i krew; a ci trzej jedno są... Trzej są, którzy świadectwo dają na niebie: Ojciec, Słowo i Duch Święty; a ci trzej jedno są“ (1 Jana V, 7 — 8).
Tak mówi ten, który „położył się był przy wieczerzy na piersiach jego i mówił: „Panie, któryż to jest, co cię wyda“??
„DIC NOBIS JUDA... Powiedz nam, Judo, sługo Jezusów Chrystusów a bracie Jakóbów, co widziałeś na swej drodze“?..
„Jezus, WYBAWIWSZY LUD SWÓJ Z ZIEMI EGIPSKIEJ (??), zasię te potracił, którzy nie wierzyli“...
Dosyć, Judo...
Przenieśliśmy się myślą i wyobraźnią w czwarty i piąty dziesiątek lat pierwszego wieku. Oczy nasze nie widziały i uszy nasze nic jeszcze nie słyszały. Przesunął się przed nami cały zastęp Uczniów Jezusa i dawał świadectwo tego, co wie...
I zrozumieliśmy dopiero Papiasa, gdy mówił: że wcale nie zadawał sobie trudu sprawdzania, co Andrzej powiedział, co Piotr, co Filip, co Tomasz, Jakób, Jan i Mateusz, lub inny Jaki uczeń Pana naszego, albo co Aryston, lub też Jan ze starszyzny, albowiem sądził, że korzyść odniesie nie z ich książek, lecz z żywego i ciągłego słowa...
„W Antjochji najpierw ucznie nazywano chrześcijany“, pouczają Dzieje Apostolskie (XI, 26).
Rzeczywiście, za mało uwagi zwracaliśmy dotąd na Antjochję. Mówiło się o Jerozolimie, o niepozornem Betleem i o nie istniejącem jeszcze wtedy Nazarecie jako o miastach, które wypiastowały chrześcijaństwo, a tymczasem tak stara tradycja, jak Dzieje Apostolskie, przypomina nam Antjochję.
Prócz tego powiada nam, że nazwa ta została uczniom z zewnątrz narzucona. Ścisłe znaczenie jej jest: Mesjaniści.
Ale już przed Pawłem byli tam inni. I o tem dowiadujemy się z Dziejów Apostolskich. Czytamy, że „byli niektórzy z nich mężowie Cypryjczycy i Cyrenejczycy, którzy, gdy weszli do Antjochji, mówili i do Greków, opowiadając Pana Jezusa“ (XI, 20).
Cypr jest wyspą na Morzu Śródziemnem, Cyrene znajdowała się aż w Afryce za Egiptem. Dlaczegóż to uczniowie tak ze wszystkich stron ciągnęli do Antjochji?
Bo prócz Pawła przybył tam także Piotr. Przybył Barnaba. Paweł nauczał tam przez cały rok. Czegóż nauczał? Głosił „powstanie z martwych Jezusa Chrystusa, pana naszego“, „zmarłego za niepoboźne“, „zbudzonego z martwych dla usprawiedliwienia naszego“.
Antjochja była wtedy głównem miastem Syrji. Czy chodziło o to, aby sercu syryjskiej ziemi zaszczepić ową nadzwyczajną wieść, iż Pan umarł i trzeciego dnia zmartwychwstał?
Ale pomiędzy Apostołami tej wielkiej nowiny nie było jedności. Zwłaszcza pomiędzy Pawłem a Piotrem wybuchły poważne nieporozumienia, jak świadczy list pierwszego z nich do Galatów (II, 11).
Wiz. 19. Ogródki Adonisa, czyli nasza wielkanocna rzeżucha. Ścienne malowidło w Pompei. (Z dzieła Jeremiasa „Das A. T. im Lichte d. A. O.“).
Piotr i Barnaba „nie prosto szli według prawdy ewangielji“, narzeka Paweł. Piotr „jadał z pogany“ w nieobecności żydów a w ich obecności „schraniał i odłączał się“. Czyżby a owych zwiastunów powstałego z martwych Chrystusa kwestya trefu i koszeru była ważniejsza, niż wszystkie cuda, które się zdarzyły a które niemal przez półtora tysiąca lat uważane były za wyjątkowe i jedyne w dziejach ludzkości?
Niestety dla Antjocheńczyków Dobra Nowina pod tym względem żadną przedewszystkiem nie była nowiną. Święcili Przecież corocznie nader uroczyście śmierć i zmartwychwstanie FANA. Był nim ADONIS. Słowo ADON znaczy PAN a, „is“ jest grecką końcówką, przyczepioną do semickiego słowa.
Uroczystości te zwały się ADONJAMI. Obchodzono je na wiosnę w okresie porównania dnia z nocą a więc w czasie naszych Świąt Zmartwychwstania. Antjochja była wielkim ośrodkiem tego kultu. Owi Cypryjczycy, Cyrenejczycy, następnie Paweł, Piotr i Barnaba, tak prawdopodobnie ciągnęli do Antjochji, jak dziś wierni różnych obrządków do Rzymu.
Jeżeli wyobraźnia nasza nie ma być zupełnie jałową, to pielgrzymka Pawła do Antjochji z wieścią o zmartwychwstaniu Pana powinna nam przypomnieć przysłowie o noszeniu sów do Aten.
Nawet obyczajowo moglibyśmy się czuć w owej Antjochji, jak u siebie. W okresie świątecznym na miseczkach lub skorupkach, napełnionych ziemią, siano szybko kiełkujące, wyrastające i więdnące rośliny i zwano to „Ogródkami Adonisa“ (Wiz. 19). Tak u nas do dziś dnia rzeżucha zdobi stoły ze święconem.
Każdego roku, gdy z wiosną na krwawo zabarwiały się wody rzek od ochry gór, z których spływały i równocześnie czerwone zakwitały zawileczniki, szła wieść, że Bóg Adonis przez srogiego dzika został poszarpany i zabity (Wiz. 20). Więc obchodzono nabożnie jego zgon. Niewiasty śpiewały żałośliwe pieśni a ciało jego w postaci figury drewnianej chowano uroczyście. Następnie drugiego, trzeciego a niekiedy czwartego dnia po dniu zgonu rozległa się nagle wieść: Pan żyje, Adonis powstał z martwych! Natenczas dobywano go uroczyście z grobu i unoszono wysoko w górę...
W Egipcie w ten sam sposób odbywało się uroczyście PODNOSZENIE SŁUPA OZYRYSA. W kościele katolickim istnieje dotąd uroczystość pod nazwą PODWYŻSZENIE KRZYŻA. Znamy PODNIESIENIE podczas mszy.
„A jako Mojżesz PODWYŻSZYŁ węża na puszczy, tak Potrzeba, aby był PODWYŻSZON Syn Człowieczy“, pisze Jan Ewangielista (III, 14).
Mowa tu o miedzianym wężu na drzewcu, którego Mojżesz PODWYŻSZYŁ a „na którego, gdy ukąszeni patrzyli, byli uzdrowieni“ (Num. XXI, 9).
Jezus u Jana Ewangielisty mówi: „Gdy PODNIESIECIE Syna Człowieczego, tedy poznacie, żem ja jest“ (VIII, 28). I dale): „A ja, jeśli będę PODWYŻSZON od ziemi, pociągnę wszystko do siebie“ (XII, 32).
Rzesza jerozolimska dziwi się, że PODWYŻSZENIE ma stosować do Człowieka-Chrystusa, gdyż jest to cechą „wieczystego“ Chrystusa (XII, 34).
To PODWYŻSZENIE Słupa, Krzyża, Boga, było zatem Soczystością REZUREKCJI.
Ale to, co działo się w Antjochji, działo się także w Byblos. Grecki poeta Lukjan opowiada:
— Widziałem w Byblos wielką świątynię Afrodyty, gdzie odbywają się misterja ku czci Adonisa, z któremi się zapoznałem. Opowiadają historję Adonisa z dzikiem a na pamiątkę tego zdarzenia raz do roku kraj cały przywdziewa żałobę, obchodzą misterja śród biadań, biją się w piersi. Gdy dosyć się już nabiadali, składają umarłemu Adonisowi ofiary, następnego dnia zaś głoszą, że żyje i dobywają go (De dea Syr. 6).
Dzik nie jest zwierzęciem zwyczajnem. Postać jego wziął na siebie mściwy Bóg Ares, czujący do Adonisa urazę za Afrodytę, która nim wzgardziła dla pięknego Boga-Młodzieńca.
Kult Adonisa istniał nietylko w Azji Mniejszej, ale także w Egipcie. Mięszano go nawet z kultem Ozyrysa. Zresztą sam Lukjan opowiada:
— Śród mieszkańców Byblos są tacy, którzy powiadają, że jest tam pochowany egipski Ozyrys i że żałobne obchody i misterja odbywają się tam nie ku czci Adonisa, lecz Ozyrysa.
„Kierowałem drogą Boga do jego grobu w Peker... Napełniłem weselem serca mieszkańców Wschodu, gdy znowu wylądowałem w Abydos, przywożąc Ozyrysa“ (Wiz. 12 i 21).
A więc znane były nawet GROBY umęczonych i zmartwychwstałych Bogów (Wiz. 22) a grób Boga chrześcijańskiego wcale do wyjątków nie należy (Wiz. 23).
Historja zna grób Heraklesa w Kadyksie, Zeusa pod Knossos na Krecie, Bela w Babilonji, Apolina w Delfach, bogini Neit w Sais, dużo grobów Ozyrysa w Egipcie i t. d.
Julius Firmicus Maternus opisuje śmierć i zmartwychwstawanie Boga Attisa. Trzeciego dnia arcykapłan wołał: „Attis powrócił, cieszcie się z powodu jego paruzji“! Po ZMARTWYCHDŻWIGNIĘCIU smarował oliwą usta skarżącego się Boga i pocieszał wiernych: „Niech wam, nabożni, pociechą będzie uratowanie Boga, gdy on wam będzie teraz ratunkiem z waszych udręczeń“ (De err. prof. rel. XXII).
Dobra Nowina Pawła nie była nowiną dla Plutarcha (De Is. et Osir. 79). Już Herodot o takich rzeczach opowiadał (IV, 76).
Ale Dzieje Apostolskie wspominają o ROZPROSZENIU jerozolimskich wyznawców zmartwychwstałego Pana (XI, 19). Czyżby kiedyś nawet w Jerozolimie ten kult istniał?
Odpowiada na to świadek typu pierwszorzędnego. Jest nim prorok Ezechjel. On opowiada nie to, co się działo w Antjochji, czy Byblos, czy Peker, czy Abydos, lub Memfis, ale w samej JEROZOLIMIE, więc tam, gdzie po latach i czasach wyrosła Golgota, gdzie Weronika chustą ocierała skrwawioną twarz Zbawiciela i gdzie on miał do niewiast plączących obrócić się ze słowami: „Córki jerozolimskie! NIE PŁACZCIE NADEMNĄ; ale nad sobą płaczcie i nad synami waszemi“...
Prorok Ezechjel mówi ponuro:
„Podniósł mnie duch... do Jeruzalem w widzeniu bożem... A oto z północy bramy ołtarzowej BAŁWAN RZEWLIWOŚCI w samem wejściu... I wszelakie bałwany Domu Izraelskiego wymalowane były na ścianie w około wszędy... A SIEMDZIESIĄT MĘŻÓW STARSZYCH Domu Izraelskiego... każdy miał kadzidlnicę w ręku swoich: a kurzawa obłoczna z kadzidła występowała... I wiódł mnie przez drzwi bramy Domu Pańskiego... a oto niewiasty siedziały, PŁĄCZĄC ADONISA“ (VIII 3 — 14).
Więc kult ten kwitł nietylko w Antjochji, ale w samej nawet Jerozolimie? Wyparty z Jerozolimy przez Ezdrasza, kwitł dalej w Antjochji i budził się w Galilei, zwanej Okręgiem Pogan?
Ten BAŁWAN RZEWLIWOŚCI, owe ściany zapełnione świętemi wizerunkami rozmaitych „bałwanów“, onych SIEMDZIĘSIĘCIU kardynałów Domu Pańskiego, owe obłoki tworzące się z dymu kadzielnic i owe niewiasty PLĄCZĄCE Adonisa przenoszą myśl naszą nad Tyber, gdzie dziś jeszcze takie uroczystości oglądać można dosłownie niemal w tej formie, jak je opisuje prorok Ezechjel. Ale tekst Ezechjela w tem brzmieniu wzięty jest z przekładu Wujka, który znowu tłomaczył go z Wulgaty. W oryginale hebrajskim miast imienia „Adonis“ jest „Tammuz“. Na to daje odpowiedź św. Hieronim, że ten, którego nazywamy Adonis, po syryjsku i hebrajsku zowie się Tammuz. Macrobius (Saturn. 1, 21) wykazuje identyczność Adonisa, Attisa, Ozyrysa i Horusa. Miesiąc Lipiec zwie się dotąd u żydów Tammuz.
Jerozolimski Adonis, czyli Adon, czyli Tammuz, jest bardzo starożytnym Bogiem. Jego ZMARTWYCHWSTANIE opisane jest w eposie babilońskim ENUMA ELISZ, w szczególności zaś w poemacie „Ana Irsziti la tari“, czyli w „Zejściu Isztary do piekieł“.
Nasz poeta Antoni Lange, opierając się na przekładach Lenormant’a i Jensena, spolszczył ten utwór tak dobrze, że można tu według jego stylizacji rzecz przytoczyć:
„Ku ziemi bez powrotu, ku dziedzinie mroku,
„Isztar, córa Sina, iść postanowi,
„Postanowi zejść córa Sina
„Do domu ciemności, do domu Nergala,
„Do domu, skąd wchodzący nie wychodzi,
„Na drogę, do której wejście jest bez wyjścia,
„Do domu, gdzie kto wchodzi, pozbawion jest światła,
„Gdzie kurz jest pokarmem, błoto pożywieniem“...
Potęgi Podziemu rzucają na nią wszystkie choroby i niedole. Ale ona, odrodzona za pomocą Wody Życia, staje nad grobem ukochanego. PŁACZ NIEWIAST całej Babilonji budzi z martwych Tammuza i rozlega się głos:
„Dla Tammuza, kochanka młodości,
„Rozlewaj wodę czystą, rozlewaj dobrą oliwę,
„W szatę uroczystą go przybierz“.
Wspomniane KRZYŻOWANIE OZYRYSA i jego ZMARTWYCHWSTAWANIE działo się już za czasów Ramzesa IV, który, jak oblicza Brugsch-Bey, panował mniej więcej na 1166 lat przed naszą erą. Poemat o ZMARTWYCHWSTANIU TAMMUZA pochodzi z Domu Ksiąg Sardanapala, który panował w latach 668 — 626 przed naszą erą, wszelako cały epos Enuma Elisz jest znacznie starszy. Ezechjel, opisujący kult PANA czyli ADONISA w Jerozolimie, został podobno w roku 598 przed naszą erą uprowadzony do Babilonji, więc tam wspomina tylko „widzenie“ rzeczy jerozolimskich. Cóż tedy nowego pod względem osnowy faktycznej głosił Paweł Antjocheńczykom, kiedy od dawna cały Starożytny Wschód znał KULT PANA, znał WODĘ ŻYWOTA, znał CHLEB ŻYWOTA, znał okres WIELKIEGO POSTU, znał ŚMIERĆ ZBAWICIELA i jego ZMARTWYCHWSTANIE a nawet ideę TRÓJCY BOŻEJ (Wiz. 24)?
Był Bóg ojciec Ptah, żona Sechmet, syn Nefertem. Był Bóg Ojciec Ozyrys, żona Izyda, syn Horus. Były Trójce: Zeus, Kybele, Attis, Merkury, Herakles, Mars. Brama, Wisznu, Sziwa. Sol, Vulcanus, Luna i t. d. i t. d.
Były Trójce astralne. A więc Słońce, Księżyc, Venus. Słońce, Księżyc, Isztar. Słońce, Księżyc, Hator. Słońce, Księżyc, Izyda. Słońce, Księżyc, Tanit i t. d.
Rzymski Romulus podczas zaćmienia słońca wznosi się do nieba i zostaje bogiem Quirinusem. Składano mu ofiary na Mons Quirinalis.
Zaratustra został zapowiedziany matce przez objawienie podczas snu. Sam na górze otrzymuje od Boga objawienie prawdziwej religji. Był kuszony przez Arymana.
Tak samo Sakya Muni. Był kuszony przez Marę.
Perski Mitra rodzi się w grocie, odbiera hołd od pastuszków, po ostatniej wieczerzy wzbija się w niebo.
Zeus rodzi się w grocie Ida z bogini Rei. Ściga ich Kronos.
Izyda rodzi Horusa na wyspie. Ściga ich Tyfon.
Dnia 25 grudnia t. j. w czasie zimowego przesilenia słońca, czyli Nowego Roku, rodził się cały szereg Bogów Słonecznych. Był to bowiem dzień: Nowego Słońca, „Dies natalis solis invicti”. Właściwie momentem urodzenia jest wilja owego dnia. Żydzi dotąd jeszcze nowy dzień zaczynają liczyć od wieczora. Zimowe przesilenie przypada właściwie na 21 grudnia, czyli o trzy dni wcześniej. Jeremias tłomaczy to tak: trzydniowy rachunek księżycowy przemieniono na półroczny rachunek słoneczny. Ponieważ mity księżycowe są starsze od słonecznych, przypuszczam, że owe trzy dni są TRIDUUM kiężycowem, w czasie którego księżyc znika i pojawia się na nowo. Bądź co bądź w okresie owego zimowego przesilenia rodzą się: Bóg Ozyrys, Bóg Tammuz, Bóg Adonis, Bóg Attis, Bóg Mitra, Bóg Agni, Bóg Manu, Bóg Apollo — wszyscy z DZIEWICY i wszyscy w GROCIE NARODZENIA.
Cóż tedy doprawdy nowego mógł był Paweł powiedzieć Antjocheńczykom? Czy tylko tyle, że TYM RAZEM stało się to naprawdę, że bohaterem zdarzenia jest Jezus i że wszystkie tamte zdarzenia były zmyśleniami mitologicznemi?
Jest w egipskich Tebach nad samym Nilem ruina wielkiej świątyni Boga Amona. Pielgrzym, który obchodzi pyszne jej kolumnady, trafia wreszcie do tak zwanej KAPLICY NARODZENIA, gdzie na zachodniej ścianie w prześlicznych płaskorzeźbach wyrażone są sceny epok, kiedy niebo łączyło się z ziemią, tworząc BOGOLUDZI.
Bo nawet wyrażenie BÓG CZŁOWIEK znane było starożytnym. Babilończycy mówili: Ilu-amelu. Tym Bogiem Człowiekiem był u nich Marduk.
W Tebach takim Bogiem Człowiekiem był Amenofis III, który wyjątkowo był jednak rzeczywiście człowiekiem. Owe płaskorzeźby przedstawiają cudowne jego narodziny.
Wiz. 25 Egipskie Zwiasowanie, z Teb w Górnym Egipcie (Wedle Malverta „Science et religion“).
Oto na jednej płaskorzeźbie widzimy królowe Met-em-we. Staje przed nią Tout, wysłaniec Boga Amona, i zwiastuje jej, że porodzi syna (Wiz. 25).
Na drugiej płaskorzeźbie ukazuje się Bóg Amon i królowa Met-em-we, spleceni uściskiem miłosnym. Siedzą na hieroglifie, który oznacza NIEBO.
Na trzeciej płaskorzeźbie jest wyrażone poczęcie królowej Met-em-we przez zbliżenie krzyża do jej nosa a następnie przez jej tuszę (Wiz. 26).
Na czwartej płaskorzeźbie dzieje się narodzenie syna zwiastowanego, Amenofisa III, który, jak oblicza Brugsch-Bey, żył i panował na półtora tysiąca lat przed naszą erą. Jeżeli koserwatywni kapłani takim mitem opromienili jego narodzenie, to nie ulega najmniejszej wątpliwości, iż przenieśli tylko mit jego opiekuńczego bóstwa Amona na niego (Wiz. 27 część górna). Kapłani nie lubią nowostek.
Wiz. 25 Egipskie Poczęcie, z Teb w Górnym Egipcie (Wedle Malverta).
Na piątej płaskorzeźbie nowonarodzony przyjmuje hołd, składany mu przez TRZY postaci (Wiz. 27 część dolna).
I znowu pielgrzym polski, rozglądając się po tych wizerunkach, odbiera wrażenie, jak gdyby „wracał na młodości kraje”. A jest to przecież Górny Egipt, i Nil się toczy, i za nim niedaleko ćmi się „śpiewający” kolos Memnona...
Podróżnicy, którzy zwiedzali Kaukaz, opowiadają, że do dnia dzisiejszego wedle legend, gdy rodzi się bohater narodowy, przybywa do niego z podarkami TRZECH starców.
A Kaukaz to przecież ów kraj, gdzie Prometeusz został ukrzyżowany na skale i gdzie mu ranił bok wprawdzie nie włócznik Longinus, ale ptak sęp...
Jowisz przybiera postać łabędzie i nawiedza Ledę. Zeus przybiera postać gołębia, mówiącego ludzkim głosem, który nakazuje, by mu w Dodonie założono Wyrocznię (Herodot II, 55). Również w postaci gołębia nawiedza Phtiję. Tak samo postać gołębia przybiera Amon. Bogini Isztar jest gołębicą.
Wiz. 26 Egipskie narodzenie (wyżej) i hołd składany narodzonemu, z Teb w Górnym Egipcie (Wedle Malverta).
W Górnym Egipcie, w Biban-el-Muluk, w jednym ze wspaniałych grobowców znajduje się na ścianie wizerunek, na którym Bóg Słońca, zszedłszy do piekieł, przemawia do duchów i potworów.
Nawet pojęcie Anioła Stróża jest znane Starożytności. Zwie się on: Ka. Ojczyzną jego jest panteon egipski. Tout, lepiąc mającego się narodzić, lepi zawsze równocześnie jego Anioła Stróża.
Nowonarodzone Dzieciątko Boże i scena jego karmienia, to motyw bardzo popularny w religjach Wschodu.
Motyw ucieczki do Egiptu i powrotu jest również znany. Na jednym z fresków pompejańskich widzimy Izydę z małym Horusem siedzącą na osiołku. Wizerunek ten jest zupełnie podobny do wizerunku Madonny, pochodzącego z XII-go wieku naszej ery i znajdującego się w Saint-Benoit-sur-Loire.
Gdy rodził się mały Bóg Bachus, składano go do plecionki. Wizerunek jego obnoszono procesyjnie i wołano: Evoe Bacche, Anu-El!
Głośny antysemista Drumont bardzoby się zmartwił, gdyby się dowiedział, że francuskie słowo „Nóel” (Boże Narodzenie), jak to wykazał Ferd. Hoefer, pochodzi od tego okrzyku hebrajskiego „Anu-el” i znaczy dosłownie: Bóg się nam narodził!
Ale nawet znany nam jest z dawniejszych religji „Pośrednik” Pawłów. Jest nim Bóg Mitra. Pośredniczy on, jak potem Jezus, pomiędzy niebem a ziemią.
Wyznawcy Mitry posiadali ścisłą organizację. Dzielili się na siedm stopni namaszczenia. Trzy niższe stopnie obejmowały nowicjuszów, dalej szli „bracia”, potem „ojcowie” a wreszcie „ojciec ojców”.
Kto przystępował do gminy, albo już do niej należąc na wyższe wznosił się stopnie, musiał dokonywać pewnych obrzędów, które zwały się SAKRAMENTAMI. Jednym z takich obrzędów był CHRZEST, przypominający chrzest Janów, albowiem zanurzano się w wodę a to było symbolem duchowego odrodzenia. Następnie tatuowano święty ZNAK na czole.
Istniała także KOMUNJA. Była to sakramentalna uczta, kapłan błogosławił CHLEB i KIELICH, wymawiając święte formułki. Czyniono to NA PAMIĄTKĘ OSTATNIEJ WIECZERZY Mitry przed jego wniebowstąpieniem.
Przystępowanie do sakramentów poprzedzały różne UMARTWIENIA. Święcono niedzielę, Dzień Boga Słońca. Z szczególną uroczystością obchodzono dzień 25 grudnia jako NARODZENIE Boga Mitry.
Tajemniczy ów znak na czole był krzyżem (porów, autora „Dzieje krzyża”, str. 10).
Toteż zmarły około 220 roku Tertuljan pisze z pasją: „To djabeł podmawia heretyków do NAŚLADOWANIA naszych świętych obrzędów podczas czczi oddawanej ich fałszywym bogom... On to każę im znaczyć czoła Żołnierzy Mitry!”
Natomiast bardzo wytrawnie wypowiada się święty Augustyn: „To, co się obecnie chrześcijańską nazywa religją, już istniało u ludzi starożytnych i nie brakło tego nigdy do czasów, aż Chrystus stał się ciałem; odtąd poczęto religję prawdziwą, która już istniała, nazywać chrześcijańską”.
Po inkarnacji Ozyrysa, Tammuza, Adonisa, Attisa, inkarnacja Jezusa miała stać się podstawą religji „prawdziwej”, bo „bieżącej”.
W owem ZNACZENIU czół, gdzieindziej (czół, uszu i rąk), na co tak narzeka Tertuljan, rozpoznajemy owe „piątna Pana Jezusowe”, które Paweł na ciele swojem nosił i tak się niemi chlubił (Do Galat. VI, 17).
Albowiem dużo wieków upłynęło, nim owe „znaki”, „piątna”, „krzyże”, które Hindusi nazywali SVASTIKA, Żydzi TAW a Grecy TH AU — dawne symbole kultu ognia i twórczości — stały się symbolem męki. Ozyrys, Attis, Adonis, mieli SŁUPY, tak samo Chrystus ewangieliczny miał STAUROS (słup). Gdy nas dziś „krzcą”, jak się mówi gwarowo lub po staropolsku, „krzyżują nas”, „znaczą znakiem”, maczając rękę w wodzie, dzięki czemu „odradzamy się”.
Obok tego „krzyżowania” świętym znakiem istniało na całym Wschodzie Starożytnym rytualne „zanurzanie się“ w wodzie i to zwano chrztem (baptisma).
Jest rzeczą niesłychanie znamienną, iż w listach Nowego Testamentu znajdujemy całe kategorje „chrztów” a mianowicie: „chrzest Janów”, „chrzest Ducha Świętego”, „chrzest Chrystusów”, „chrzest Mojżeszów” (1 Kor. X, 2), etc., z których jedne były chrztem z wody, drugie z ognia a trzecie z wody i ognia. Powodowały one różne „rozerwania”, gdyż szły gadki, iż istnieje także „chrzest Pawłów” a może istniał także „chrzest Apollów”, „chrzest Cefy” i innych, albowiem Paweł skarży się, że „jeden NADYMAŁ się przeciw drugiemu” (IV, 6).
Z tych wszystkich chrztów wyróżniał się „chrzest Mojżeszów”, gdyż był dla żydów tradycją narodową. Wiemy, iż „krzyżowanie”, „piętnowanie krzyżem”, znaczenie „znakiem Boga Jahwy” (Dzieje krzyża, str. 12) polegało na tatuowaniu znaku TAW, czyli KRZYŻA. To jest „krzczenie” Mojżeszowe a dlatego Mojżeszowe, że istniało jeszcze w Egipcie przed samem wyjściem żydów, gdy Wysłaniec Boży (Anioł) znakiem tajemniczym znaczył drzwi Izraelitów, aby Bóg wiedział, kogo nie zabijać. Takie „krzczenie”, czyli „piętnowanie” znajdujemy szeroko opisane u Ezechjela a wreszcie w Apokalipsie.
Mogły się były zrodzić w Koryncie gadki o „chrzcie Pawła”, który opatrzony był owemi „piętnami” czy „krzyżami”. Ale też tylko gadki. Inną wielką osobliwość spotykamy w „Dziejach Apostolskich” (XXVIII, 23). Tam Jezus znany jest jako „z zakonu Mojżeszowego”. Jest to wyraźna wskazówka, iż znano już wtedy tam także Jezusa nie z zakonu Mojżeszowego (p. wyżej str. 93 w. 21 etc.). Paweł ciągle powtarza, że TEN Jezus jest Chrystus (Dzieje Apostoł. XVII, 3; XVIII, 5). To samo czyni Akwila (XVIII, 28).
Jak w kulcie Mitry są oni „żołnierzami” (stratiotes) Boga, służą „żołnierką” Bogu (2 Tym. 11, 3 — 4). Istny dzisiejszy „Sodalis Marianus”.
To łączenie rozmaitych „chrztów” i niezawodzie rozmaitych „Jezusów”, różnych wyznań, różnych kultów, różnych wiar i różnych zabobonów, gdy się wniknie w właściwą a nie urojoną treść Listów, wygląda na jakiś ruch etyczny, etycznoreligijny, ODRODZEŃCZY.
I bodaj w tem znaczeniu należy rozumieć Papiasa, nie interesującego się „mitologją”, ale przywiązującego znaczenie jedynie do żywego i ciągłego „słowa”. Papias wyraźnie narzeka na naloty obce. W Listach widzimy nie dążenie ku zbieraniu mitów, ale ku doskonaleniu ludzi.
Jeżeli tedy weźmiemy pod uwagę, że owi „uczniowie” z czasów Pawła składali się z ludzi rzeczywiście prostych, że rekrutowali się wyłącznie z niższych warstw ludności, że nie znali dobrze ani dziejów swojej religji, ani też dziejów religji sąsiadów, to pojmiemy, iż na ruchliwej fali wierzeń i kultów byli doprawdy niejako „rybakami”, miotanymi przez burze, i że jedność między nimi wytwarzały głównie dążenia etyczne a nie dogmatyczne.
A zatem do nieporozumień, niezrozumień, niedorozumień, przeistoczeń, przekręceń — droga otwarta była dla tych, którzy ich słuchali. Lecz „kielich błogosławieństwa”, „uczestnictwo jednego chleba” (1 Kor. X, 16 — 17) i t. p. ceremonje, czyli „sakramenty” nie mogły być śród nich i dla nich nowostkami; to były głęboko w duszach ich zakorzenione obyczaje religijne. Pamiętajmy, że w Listach niema żadnej wzmianki o jakichkolwiek sporach z powodu np. Komunji. Ton, w jakim się o tem mówi w Listach, niczem nie różni się od tonu pierwszych lepszych kazań rekolekcyjnych doby obecnej.
Trudno orzec, w jakim stopniu zajmowali się tradycją anegdotyczną swego Adona, gdyż w Listach panuje pod tym względem wielkie ubóstwo i wszystko to ma tylko znamiona wyobrażeń teologicznych. Ale co jest uderzające, że gdy Piotr schodzi się nareszcie z Pawłem, nic mu z tego wszystkiego nie opowiada, ani też Paweł żadnej w tym kierunku nie zdradza ciekawości! Przyznaję się otwarcie, że gdybym był na miejscu Pawła, kazałbym sobie wszystko bardzo szczegółowo i po kilka razy opowiedzieć. Czy tym, którzy znali tylko „chrzest Janów”, Paweł nie byłby wieści od Piotra otrzymanych dalej opowiadał?
Zdaje się zatem nie ulegać najmniejszej wątpliwości, iż stroną rzekomego życia ziemskiego Zbawiciela wcale się wtedy nie zajmowano a raczej tak to należy pojmować, iż, co trzeba było wiedzieć, to się wiedziało, należąc do jakiegokolwiek kultu, czy Adonisa, czy Mitry, czy Attisa. Każdy z owych „żołnierzy” był prawdopodobnie tylko Synem Legendy, w którego duszy religja tkwiła jako pewien stan psychiczny, święte podanie, lub jak się to dziś u nas mówi — rzecz „zbożna”. Dbano natomiat bardzo o sprawiedliwość, o redukcję krzywd społecznych. Panował między nimi komunizm. Paweł „żył” z Ewangielji.
Mateusz Papiasowy uchodził za ucznia bezpośredniego a tymczasem nie dał wizerunku nadzwyczajnego żywota swego mistrza, który przecież umysły tego rodzaju byłby swemi osobliwościami daleko więcej porwał, lecz napisał „mowy” które na „rzesze” tak działać nie mogły. Czy nie posiadał materjału? Czyni to dopiero uczeń uczniów Marek, jak chce podanie Papiasowe. Czy raczej nie bywa odwrotnie, czy z początku zdarzenia więcej umysłów nie nęcą a dopiero potem, gdy nastąpi pewne uspokojenie, gdy zjawia się refleksja, gdy nad uczuciem bierze górę rozwaga, czy wtedy nie nastaje okres zbierania i rozważania „Słów Pana”?
Toteż odbiera się wrażenie, jak gdyby istniała nadzwyczajna przepaść pomiędzy Listami a Ewangieljami. Listy muszą zawierać materjał STARSZY. Ale ten materjał jest zarazem całkiem INNY. Gdy w Listach „śmierć” Jezusa jest odsunięta w jakąś przeszłość całkiem nieokreśloną, w Ewangieljach jest ona przeniesiona w okres Listów. Na tym punkcie zbiory tych dwóch świadectw przeczą sobie najwyraźniej. Ci, za których życia miało się to wszystko dziać, głoszą to nie jako fakty, ale jako „wiarę”; po stuleciach ci, którzy w to już tylko wierzyć mogą, bo nie widzieli, tamtych nazywają ŚWIADKAMI owych rzekomych „faktów”.
Niepodobna tu urządzać repetycji całej mitologji porównawczej. Wyszła zresztą niedawno po polsku książka Vollersa „Religje świata” a w rękach wielu czytelników znajduje się niezawodnie znakomite i znakomicie przetłomaczone dzieło Edwarda B. Tylora „Cywilizacja pierwotna“, wydane przez „Głos“ 1896 roku, z dodatkami Jana Karłowicza, dotyczącemi rzeczy słowiańskich a zwłaszcza polskich.
Jeżeli żadnej nie ulega wątpliwości, że Bóg Jezus LISTÓW Nowego Testamentu jest tylko odmianą Ozyrysa, Tammuza, Attisa, Adonisa, to Bóg Jezus EWANGIELJI o nader wykształconym ŻYCIORYSIE ZIEMSKIM jest we wszystkich niemal szczegółach osnuty na legendzie indyjskiego Buddy, przyczem głównym dokumentem, prócz wielu innych, jest LALITA VISTARA. Rzecz tę opracował nadzwyczaj wyczerpująco Rudolf Seydel w dwóch książkach „Das Evangelium von Jesu in seinen Verhaeltnissen zu Buddha-Sage und Buddha-Lehre“ (Lipsk 1882, Breitkopf & Härtel, str. VIII, 361) i „Die Buddha-Legende und das Leben Jesu nach den Evangelien“ (2 wyd. Weimar 1897, Emil Felber, str. XVI, 140).
Budda postanawia zejść na ziemię i w tym celu wybiera sobie „słoneczny“ ród Sakya, z którego ma się narodzić. Odpowiada to w zupełności wyborowi w Ewangieljach rodu Dawida. Przyszła jego matka Maja ma proroczy sen o jego przyjściu na świat, który zostaje jej wyłożony przez bramanów niemal w tych samych słowach, któremi do Marji przemawia Anioł Gabrjel podczas zwiastowania. Narodzenie się Buddy i Jezusa zapowiada gwiazda. Obaj nowonarodzeni otrzymują podarki. Gdy u Łukasza stary Symeon przychodzi hołd złożyć Dzieciątku Jezus, w legendzie indyjskiej stary Asyta schodzi z Himalajów, aby to samo uczynić względem Buddy. Król Bimbisara jest narodzeniem się indyjskiego Mesjasza tak zaniepokojony, jak narodzeniem się Mesjasza żydowskiego król Herod. Śle posłów, którzy mają zbadać, czy żyje ktoś taki, który mógłby stać się dla niego groźnym. Tak Herod śle Magów na wywiad. Tu tylko nieznaczna znajduje się odmiana: gdy w Ewangielji Mateusza Herod czyha na życie Dzieciątka a Magowie stają po jego stronie, w legendzie indyjskiej jest odwrotnie, posłowie wzywają króla Bimbisarę, by szedł z wojskiem na Buddę, lecz Bimbisara rad ich nie słucha i postanawia zostać uczniem Buddy. I tu i tam dwunastolatek ginie i z mędrcami toczy dysputy. Jezus szuka jako mistrza Jana, Budda Rudrakę. Uczniowie Jana stają się uczniami Jezusa, uczniowie Rudraki stają się uczniami Buddy. Gdy Jezus zanurzył się w Jordanie, dzieją się nadzwyczajne zjawiska; takie same zjawiska dzieją się, gdy Budda zanurza się w rzece Nairandżana. Jezus idzie na puszczę i pości. Tak samo Budda. Jezusa trzy razy kusi Szatan, demon Mara kusi Buddę przy pomocy trzech swoich córek. I tu i tam demon żąda pokłonu, obiecując wzamian władzę nad światem. I tu i tam po odparciu kusiciela Aniołowie służą zwycięskiemu Mesjaszowi. A dalej mamy wspólność wygłaszania kazań na górach, przyczem w Ewangieljach jest Góra Dziewięciu Błogosławieństw, do dziś dnia pokazywana w Palestynie, gdy w legendzie indyjskiej jest tylko Góra Siedmiu Błogosławieństw. Ale tu i tam jest zapowiedź Parakleta. Tu i tam cuda przy śmierci, trzęsienie ziemi, podział szat, czyli relikwji. Obaj cudownie uzdrawiają, obaj głoszą jakieś Królestwo Boże. Nawet takie są analogje, jak dziewczyn ze wzgardzonych Samarytanów i ze wzgardzonych Czandalów. Jezus i Budda chodzą po wodzie, każdy z nich ma ucznia, który to samo robi, ale wskutek niewiary tonie. Obaj Mesjasze mają uczniów małodusznych, których muszą strofować. Obaj wjeżdżają do swoich miast w tryumfie. Obaj wznoszą się w niebo.
Że Indje już wcześniej wywierały wpływ na Palestynę, niż w epoce kształtowania się Ewangielji, posiadamy dowód w Józefa Flawjusza „Dziejach wojny żydowskiej“ (VII, VIII, 7), gdzie autor zdanie swe pochlebne o Indach wkłada w usta Eleazara z Masady. Mniema się zwykle, że Józef Flawjusz w licznych mowach, któremi swe dzieła przepełnił, tylko popisuje się erudycją. Tu jednak jest coś więcej, niż popis. Ta pochlebna wzmianka o Indach, ich zwyczajach, ich poglądach na życie przyszłe, nabiera wielkiej wagi, gdy się zestawi treść Ewangielji z treścią różnych eposów indyjskich
Pragnę raczej ukazać tylko kilka punktów świetlnych w niesłychanej perspektywie ciemni wieków, aby dowieść, że słuszne całkiem były słowa św. Augustyna o starożytności kultu chrześcijańskiego pod różnemi innemi, rzecz prosta, nazwami.
Nawet Nowa Era, obrachowana później przez Dionisiusa Exiguusa, jako idea ma przodków. Znany jest hymn na cześć cezara Augusta, stanowiący odkrytą niedawno inskrypcję w Priene, która pochodzi z dziewiątego roku przed naszą erą. Oto, co tam czytamy: „On dzień — narodzin Augusta — sprawił, iż cały świat inaczej wygląda; świat byłby zginął, gdyby w Nowonarodzonym nie było błysło szczęście dla wszystkich ludzi, początek nowego życia. Minął czas, kiedy się żałowało, iż się na świat przyszło. Tego męża Opatrzność zesłała nam i przyszłym pokoleniom jako Zbawiciela; położy koniec wszelkim zatargom a wszystko ku wspaniałości pokieruje. Jego zjawienie się ziściło nadzieje ojców, przeszedł wszystkich poprzednich dobroczyńców ludzkości; nie jest możliwe, aby się zjawił od niego większy. Narodziny Boga zwiastują światu Dobrą Nowinę. OD JEGO NARODZIN MUSI SIĘ ROZPOCZĄĆ NOWA ERA“.
„Potem rzekł Jezus: Patrzaj, ojcze,
Wre walka ze złem na ziemi.
Od twego tchnienia idzie w dal.
Człowiek chce uciec przed gorzkim Chaosem
I nie wie, jako ma tam sobie radzić.
A przeto, ojcze, wyślij mnie,
W dół tam z pieczęćmi znijdę,
Przez wszystkie Eony będę szedł
I wszystkie misterja odemknę
I kształty bóstw odsłonię.
I wszystko, co z drogi twej świętej zakryte.
Uwolnię imieniem Poznania“.
Toteż w samym Nowym Testamencie trafiają się wersety, które to popierają. Za najbardziej tendencyjnego na korzyść teologicznego chrześcijaństwa uchodzi ewangielista Jan a przecież u niego są zapisane słowa, z których wynika, że rzesza jerozolimska o bóstwie Chrystusa coś słyszała, człowieczeństwu przecząc: „Myśmy słyszeli z ZAKONU, że CHRYSTUS TRWA NA WIEKI“ (Jan XII, 34).
Cóż tedy mógł istotnie nowego powiedzieć Antjocheńczykom Paweł? O cóż innego mógł był się spierać z Piotrem, jak nie o to tylko, czy jadać, czy nie jadać z „pogany“?
Gdy dokoła ideologją religijna znacznie więcej była rozwinięta, gdy teologja i mitologją owej szczupłej garstki żarliwców mierzyć się nie mogła z teologją i mitologją otoczą, gdy zresztą pod względem obrzędowym nie można było dać absolutnie nic nowego, kulty zaś okoliczne cieszyły się opieką najpotężniejszych mocarstw, czem właściwie były tedy owe podróże misyjne gorliwego Pawła, jeżeli nie wyrazem jakiegoś RUCHU ETYCZNO-TEOZOFICZNEGO, bardzo wówczas POSPOLITEGO, który dzięki temu tak kolosalnie potem został wyolbrzymiony, że z wyżyn późniejszych okresów ktoś za pomocą potężnych reflektorów specjalnie go oświetlił?
Jak ROZMAITE o Jezusie panowały wyobrażenia w łonie samego jego apostolstwa, dowodzi List Powszechny Błogosławionego Judy Apostoła, już wyżej przytoczony, gdzie są wiadomości à la Swetonjusz.
„A chcę wam przypomnieć (!), gdyż raz wszystko (!) wiecie, iż Jezus, wybawiwszy lud z ziemi egipskiej (!), zasię te potracił, którzy nie wierzyli“ (!)
Tak samo w Liście pierwszym Jakóba Apostoła „Jakób Boży i Pana naszego Jezusa Chrystusa sługa, dwiemanaście pokoleniom, które są w rozproszeniu, zdrowia“ (I, 1). A to pozdrowienie musiało być zwykłe, skoro Apostoł „dwunastu pokoleniom“ wcale nie zwiastuje „nowego“ Boga, ale bezpośrednio przystępuje do wygłaszania różnych morałów, zalecając „cierpliwość“, gorącą „wiarę“, „stateczność“.
Czytając takie wersety w księgach KANONICZNYCH, jakiem prawem zarzuca się Koranowi IGNORANCJĘ, że czyni Marję, matkę Jezusową, SIOSTRĄ Mojżesza??
Czy to była ignorancja, czy też MITOLOGJĄ??? Jeżeli CHRYSTUS TRWA WIECZNIE, czy także wiecznie nie miałaby trwać MARJA?
W takich razach mówi się krótko: Koran się myli, albo: Listy Judy i Jakóba nie są autentyczne.
No, ale wobec tego: kto się nie myli i co jest autentyczne??
Toteż profesor Drews słusznie bodaj twierdzi, że Jezus był bóstwem różnych sekt żydowskich, jak Ofici, czyli Naaseńczycy, Ebionici, Peratowie, Setjanie, Heliognostycy etc. Oni wszyscy wierzyli w „drugiego boga“, „Syna Bożego“, „Zbawcę“, „Pana“! Ów surowy monoteizm żydowski, dziś znany, przeniesiony w przeszłość iluzorycznie, myli nas. Nadaremnie kapłaństwo głosiło jedynego „Ela“. Rzesza jerozolimska nie przestawała wierzyć w „Emanu-Ela“, który „trwa na wieki“.
Kult Jezusa, powiada Drews, był tylko „zjudaizowanym kultem Adonisa“. Vollers jest zdania, że kult ten szedł wielką podkową od Małej Azji przez Aleksandrję der Hellady. Ale właściwie obejmował on od tysiącoleci pod rozmaitemi postaciami cały Starożytny Wschód.
Bardziej tedy nowe jest tu IMIĘ, niż RZECZ. Nim tedy przystąpimy od odtworzenia RZECZY, musimy się nieco zastanowić nad IMIONAMI, które, jak to już widzieliśmy na Adonisie, czyli Adonie, czyli poprostu Panu, przenoszone z języków do języków, często jedno i to samo pod różną nazwą skrywają.
„Jeśli są gadki o Słowie, Imionach i Zakonie waszym, sami tego patrzcie; ja nie chcę być tego sędzią”, zawołał Gallion do żydów, gdy mu przywiedli Pawła na sąd. „I odegnał je od stolice”.
Owe IMIONA są jedną z orjentacyjnych nici dla każdego, kto wchodzi do labiryntu legend i mitów Starożytnego Wschodu.
Na wstępie zaznaczyć wypada, iż wielojęzyczna ludzkość jest skłonna do przemieniania różnego rodzaju imion na imiona własne przy przenoszeniu ich z jednych języków do drugich.
W ten sposób imię greckie „istmos”, czyli „przesmyk” lub „międzymorze”, uczyniono imieniem własnem „Istmos”, imię greckie „peraia”, czyli „z drugiej strony leżące”, w szczególności „zawodzie” (ziemia leżąca za wodą) przemieniono w innych językach na imię własne „Perea”, babilońskie imię „bel”, czyli „pan”, zrobiono imieniem własnem „Bel”. Powiadamy, że Turcy mają SWEGO Allaha, co brzmi zupełnie tak samo, jak gdybyśmy powiedzieli, że Niemcy mają swego „Herrgotta”, i co rzeczywiście zostało wyrażone przez Polaków w wierszyku: „Herrgott wlazł na płot, i przyszedł polski Bóg i wziął batog i wygnał Herrgotta z plota”. Nietylko jednak prostactwo polskie w stosunku do Niemców takie popełnia hypostazy, ale również uczeni niemieccy w stosunku np. do Słowian. Nieraz czytałem: „Die Slaven ehren ihren Boh”, „Bielboh”, „Tschernoboh”, „Triglaf” i t. p.
Po wiekach i tysiącoleciach zatraca się potem całkowicie „imię” a zostaje niezrozumiałe „imię własne“. A więc „tor”, czyli „góra”, stanie się imieniem własnem „Tor” i będzie się zwała „Dżebel et Tor”, czyli „Góra, która się zwie Górą”. Imię „nun”, czyli „ryba”, stanie się imieniem własnem „Nun” i w ten sposób Jozue otrzyma ojca „nazwiskiem” Nun. Imię egipskie „ihw”, „ptak“ czyli „duch”, stanie się imieniem własnem „IHVH”, lub dawniejszem „IHV”, i z niego powstanie imię własne JEHOWA. Imię „kriszna”, czyli „czarny”, stanie się imieniem własnem „Kriszna“. Imię „christos“, czyli „pomazany“ stanie się imieniem własnem CHRYSTUS i t. p. i t. p.
Orjentowanie się później w tym materjale jest niesłychanie trudne. Nie można wniosków wysnuwać, opierając się jedynie na metodzie jakiejś jednej nauki, np. lingwistyki. Konieczne jest tu współdziałanie wszystkich nauk, zatem lingwistyki, mitologji porównawczej, archeologji etc. etc. etc. Zwłaszcza wszelkiego rodzaju wizerunki są ważne, gdyż pouczają nas o stosunku wyobrażeń słownych do plastycznych.
Niekiedy IMIONA były tak święte i cudotwórcze, że niewolno ich było nawet wymawiać nadaremno. Żydom niewolno było wymawiać imienia Jahwy a Essejczykom także imion Aniołów. Innym razem dokładano znowu starań, aby znajomość tych imion właśnie szerzyć. Dowiódł tego baron Baudissin, który zbadał kilka tysięcy gem greckich, za pomocą których szerzono nadzwyczajnie imiona trzech patryarchów żydowskich, dodając przy nich czarodziejskie słowo „abraxas”. Na dźwięk IMIENIA Jezus „klęka każde kolano”, czytamy w pomnikach piśmiennictwa polskiego. Imiona „Jezus, Marja, Józef” ratują człowieka w największem niebezpieczeństwie.
Cudowność niektórych imion wywarła nawet wpływ na gieografję. W ten sposób powstało MIASTO ZBAWICIELA, znane pod nazwą NAZARET.
Źródła historyczne pierwszego i drugiego wieku naszej ery nie znają miejscowości, która zwałaby się Nazaret. Wymieniają zbyt wiele miat, miasteczek i wsi, abyśmy na nich polegać nie mieli. Nie wymienia takiej miejscowości ani Józef Flawjusz, ani Talmud, ani Apokrypy. Nie zna takiej miejscowości Stary Testament. Józef Flawjusz, zazwyczaj bardzo dokładny, który przy każdym prawie bohaterze swoim, choćby najniepokaźniejszego znaczenia towarzysko-społecznego, zawsze dodaje, z jakiego miasta lub wsi pochodził, miałby do tego doskonałą sposobność, wymieniając w „Starożytnościach” (XIX, VI, 1) sektę „Nazarejczyków”, których nakazał postrzygać cieszący się względami cezara Klaudjusza król Agrypa. Przy takiej okoliczności Józef Flawjusz wymienia zazwyczaj miasto lub miasta, gdzie znajduje się główne gniazdo owej sekty, lub też gdzie się ona wylęgła, jak to naprzykład uczynił z Sykaryjczykami, wywodząc ich z Jerozolimy (Dzieje wojny II, XII, 3), albo wreszcie jak zaznacza o Essejczykach: „Nie żyją w jakiemś osobnem mieście, ale w kaźdem jest ich sporo“ (tamże II, VIII, 4). Skoro już „Nazarejczyków” wymienił, więc ich milczeniem nie pominął, byłby niezawodnie ze zwykłą lubością zastanawiania się nad wszelkiemi osobliwościami coś nam powiedział o szczególnej zbieżności nazwy sekty z nazwą miasta, w którem mężczyźni nosili długie włosy i gdzie pewnego dnia odbyły się postrzyżyny wszystkich obywateli z rozkazu króla Agrypy, który musiałby to miasto najść nietylko z licznym zastępem fryzjerów, ale ze znaczniejszym jeszcze zastępem żołnierzy do trzymania wyrywających się fryzjerom sekciarzy. Wiemy z jego opisów, jak Essejczycy woleli od Rzymian znosić najsroższe tortury, niż odstąpić od swego obyczaju, a „uśmiechając się śród męczarń, szydzili ze swych oprawców i oddawali ducha przekonani, że go niebawem znowu odzyskają“. Raczej tak należy rozumieć relację Józefa Flawjusza, iż Agrypa kazał łowić rozproszonych po kraju Nazarejczyków i złowionych postrzygać. Gustaw Boettger, który ułożył bardzo szczegółowy leksykon topograficzno-historyczny do dzieł tego dziejopisa, żadnego Nazaretu w tych dziełach nie znalazł. Benedykt Niese, twórca Indeksu do najnowszego wydania pomnikowego dzieł Flawjusza, dokonanego wraz z Destinonem, również w tym Indeksie żadniego Nazaretu nie wymienia.
Odkrywcą Nazaretu w Talmudzie jest Neubauer (La Géographie du Talmud), który w traktacie Megilla (70 a) w wyrazie „zerijeh“ upatrzył to miasto sądząc, iż opuszczono literę „n“. Graetz, nie wymieniając Neubauera, wygłosił to samo, dodając jednak, iż galilejskie Betleem zwało się Nazaret i ze zwykłą pewnością siebie, jak powiada Smith, pisząc: „Zerijeh, CZYTAJ Nezerijeh“. Cheyne był pierwszym, który istnienie miasta Nazaretu w tych czasach fikcją nazwał. Sprawę tę roztrząsa nader szczegółowo i umiejętnie W. B. Smith w „Der vorchristliche Jesus“. Pierwsza wzmianka o Nazarecie znajduje się u Euzebjusza w „Historji kościoła“ (I, 7), przytaczającego długi list, pisany do Arystydesa przez Sextusa Juliusa Africanusa, który Nazaret nazywa „wsią“ i to w JUDEI. Africanus żył w wieku trzecim, Euzebjusz w czwartym. Redaktor ewangielji „wedle Mateusza“ postępuje jak prawdziwy Syn Legendy, pisząc: „A przyszedłszy, mieszkał w mieście, które zowią Nazaret, ABY się wypełniło, co rzeczone jest przez proroki: Iż Nazarejskim będzie nazwany“. Tendencja oczywista, ale zarazem oczywisty brak jakichkolwiek wątków tradycji mimo powoływania się na nią. Dzisiejsza nazwa Nazaretu brzmi „en-Nasira“. Na całym Wschodzie chrześcijanie nazywają się „Nasara“, chrześcijanin „Nusrani“. W dwóch najcenniejszych tekstach Ewangielji Nazaret dwa razy zwie się „Nazara“. Istnienie przedchrześcijańskiej Sekty Nazarejczyków jest faktem historycznym, nie ulegającym żadnej wątpliwości.
William Benjamin Smith całkiem racjonalnie tłomaczy, iż ów wspomniany w Ewangielji Jana (XIX, 19) na krzyżu nad głową Jezusa napis: „Jezus Nazareński Król Żydowski“ należy rozumieć w sensie wyznaniowym a nie gieograficznym. Malvert w późniejszych czterech literach I. N. R. I. widzi tekst formuły: IGNE NATURA RENOVATUR INTEGRA (czystą natura przez ogień się odnawia), co po raz pierwszy pojawia się na mozajce Bibljoteki Watykańskiej z VIII-go wieku i odpowiada formułce „Jam jest światłość świata”, która przed wynalezieniem krucyfiksu widniała na Ewangielji i na którą Chrystus palcem wskazywał. Łączy się to z dziejami swastyki.
Wyraz „Nazarejczyk“ jak wykazał dawniej Hochart a obecnie Smith, pochodzi od słowa hebrajskiego „nazir“, wielokrotnie figurującego w Biblji, a wedle Smitha także pod rozmaitą postacią swego pnia N-S-R w klinach babilońskich. Nawet nasz Wujek tłomaczy: „I na ciemieniu Nazarejczyka (nazir) między bracią twoją” (Gen. XLIX, 26), gdy Cylkow miast Nazarejczyka pisze „wybraniec”. Wujek w Deuteronomium (XXXIII, 16) pisze „Nazareusz” (nazir), Cylkow po dawnemu „wybraniec”. W Numeri (VI, 2) Wujek wyrazu „nazir” wcale nie tłomaczy, a Cylkow oddaje go przez „wstrzemięźliwość”, przyczem takie robi uwagi: „Nazyrat, czyli ślub wstrzemięźliwości, niema nic wspólnego z ascetyzmem lub celibatem”, „Włosy nazwane wprost nazyratem (Num. VI, 8, 18 uwaga do wersetu 5) uważane były za wykwit ożywiającej człowieka siły, i musiał je dlatego człowiek, który wszystkie siły Bogu poświęcił, w naturalnym stanie zachować. Podobne śluby znane były u Egipcjan, Greków i Rzymian”. W księgach „Sędziów” (XIII, 5 etc.) słowa „Nazir Elohim” oznaczają „Poświęcony Bogu”, co Wujek oddaje przez „Nazarejczyk Boży”. Gesenius, który w swym słowniku hebrajskim nie zna żadnego miasta Nazaret, pod wyrażeniem „nazir” zapisuje takie znaczenia: „Ten, który poświęca się Jahwie, uprawiający wstrzemięźliwość co do różnych rzeczy”, „Książe”, „Poświęcony Bogu” etc. W Kodeksie Hammurabiego Smith odnalazł siedm razy to wyrażenie pod rozmaitemi formami i zawsze znaczenie jego jest „strzec”, „pilnować”; mniema też, że grecka forma „Nazaria” jest skrótem hebrajskiego NSRJH = Nasir-Jah, Stróż Jahwy. Wszystko to razem daje: Wybraniec, Pomazaniec, Wstrzemięźliwiec, Stróż, Opiekun, Pośrednik (tak zwie Chrystusa Paweł w liście do Żydów IX, 15, „mesites” Nowego Zakonu). Epifanjusz opisując sektę „Nazaraioi” powiada, iż „wedle nich nie jest zgodne z Zakonem składanie ofiary ze zwierząt”, co znajduje ciekawe potwierdzenie w Liście do Żydów, gdzie jest mowa przeciw pokrapianiu krwią „cielców i kozłów” (IX, 19)na rzecz kropienia „krwią Chrystusową” (IX, 13 — 14).
A więc wyraz „Nazarejczyk” ma wyższe, szlachetniejsze znaczenie. Byli to Pomazańcy, Wybrańcy, Stróże Idei. Znamy z historji „Stróżki Świętego Ognia”, „Stróżów Świętego Gralu”, a i dziś nawet różne „Straże Najświętszej Marji Panny”. Jezus Nazareński oznacza Jezus Wybraniec, Jezus Pomazaniec, Jezus Stróż, Jezus Opiekun, gdy zresztą wciąż w Listach czytamy, iż te właśnie przymioty „odradzające człowieka” są ideałem ewangielicznym. Moglibyśmy niemal wyrazić to po polsku: JEZUS ODRODZENIEC. Gdy do tych przydomków dochodzi jeszcze Jezus Zbawca (Soter), postrzegamy szczególne podobieństwo tych zestawień z przydomkami: Zeus Soter, Zeus Xenios, Zeus Polieus, Zeus Alastor, Jupiter Fulminator, Jupiter Tonitrualis, Jupiter Pluvius, Jupiter Lucetius, Diespiter i t. p.
Do dnia dzisiejszego EPITETON ORNANS Jezusa „Zbawiciel” zastępuje w wielu wypadkach wprost jego imię.
Pominiemy tu różne teorje co do istnienia Ziemi Nazarejskiej, stosunku do niej nazwy Jeziora Genezaretańskiego (jako Gen-Nezar, Gennezar, Kinneret) i t. p., gdyż to zaprowadziłoby nas tu za daleko, a może nas zainteresować dopiero przy rozpatrywaniu systemu astralnego Łukasza. A zatem upada cała legenda o istnieniu jakiegoś miasta Nazaret, ale upada wraz z wszystkiemi konsekwencjami, co należy sobie dobrze uprzytomnić.
Nie upada jednak kwest ja Nazaretu w ewangieljach. Tam ono pozostaje, a rzeczą krytyki jest zbadać, czem właściwie było. Wiemy bowiem, że mistycy znali nietylko ziemskie Jeruzalem, ale także Górne Jeruzalem, Nowe Jeruzalem, Niebieskie Jeruzalem. Już Dupuis wiedział, że żydzi porównywali Jeruzalem z wszechświatem, a specjalnie z zodjakiem. Dr. Eryk Bischoff przytacza zdanie rebego Lewi z Talmudu: „Jeruzalem leży w Sebul” (t. j. w czwartem z siedmiu niebios). Podaje on cały szereg cytat, wedle których istnienie astralnego Jeruzalem w pojęciach żydów jest faktem niezaprzeczonym. Zupełnie tak samo rzecz się ma z Nazaretem.
Wiemy jednak, że teksty ewangielji były wielokrotnie przerabiane, uzupełniane, harmonizowane. Wedle A. Pott’a np. w ewangielji Łukasza pierwotnej nie było wcale rodowodu Jezusa (III, 23 etc.); dziś on różni się niezmiernie od rodowodu Mateusza, istnieje jednak tekst przedkanoniczny, w którym różnice są znacznie mniejsze. O ile tedy u Mateusza wydaje mi się Nazaret na swojem miejscu właściwem, o tyle u Łukasza w wersecie I, 26 słowa „do miasta galilejskiego, któremu imię Nazaret”, wydają mi się wstawką dla zharmonizowania z wersetem II, 4: „szedł też i Józef od Galilei, z miasta Nazaret”. Będę się nad tą kwestją zastanawiał później, gdy przejdę do systemu astralnego Łukasza.
Imię Betleem, w oryginale greckim po hebrajsku Bet-Lahem, znaczy dosłownie Dom Chleba. Istniały dwie miejscowości tej nazwy, jedno znajdowało się na ziemiach pokolenia Juda, drugie na ziemiach pokolenia Sebulon. Tradycja opromieniła blaskiem pierwsze, gdyż z niego miał pochodzić Dawid. Ale istniało jeszcze trzecie Bet-Lahem, lecz nie na ziemi, metaforyczne Bet-Lahem. Był to astralny Dom Chleba, Dom Zboża, ściślej mówiąc Dom Kłosa, czyli konstelacja Panny, którą rysunkowo wyobrażano jako dziewicę z kłosem w ręku. Gwiazda główna tej konstelacji zwie się Kłos (Spica).
W ewangieljach co do Betleemu i Nazaretu panuje pewien chaos. U Mateusza Józef i Marja mieszkają stale w Betleem, gdy u Łukasza w Nazaret i tylko wędrują do Betleem. Jest to rażąca sprzeczność. Aby ją usunąć, musimy sobie stawić i rozwiązać następujące pytania: 1) Dlaczego Jezus rodzi się musowo w Betleem? 2) Dlaczego Jezus mieszka musowo w Nazaret? 3) Dlaczego Marja i Józef musowo wędrują u Łukasza z Nazaretu do Betleem? Ewangielje mówią, że dlatego, aby się spełniło proroctwo. Współczesnemu historykowi nie wystarcza jednak taka odpowiedź i będzie on tem skwapliwiej innej szukał, że podobne proroctwa wyraźnie nam szukanie to nakazują. Ale wchodzi to już w zakres rozdziału o systemie astralnym Łukasza i dlatego tam będę się dalej zajmował tem zagadnieniem.
Kult imienia JEZUS nie jest, jak się to często mniema, późniejszym wytworem dewocji chrześcijańskiej. Już Euzebjusz wspomina, że IMIĘ jezus było nadzwyczaj czczone. W „Dziejach Apostolskich“ czytamy, iż różni magowie używali „imienia” Jezus do zaklęć (XIX, 13), a Ewangiełja wedle Łukasza świadczy, iż tem „imieniem” wypędzali czarty (IX, 49). Podana w „Dziejach Apostolskich” formuła magów Scewitów: „Poprzysięgam was przez Jezusa” (Orkico hymas ton Jesun) odpowiada formule, widniejącej w wydanym przez C. Wessely’ego paryskim Papyrusie Czarnoksięzkim: „Zaklinam cię na Boga Hebrajczyków Jezusa” (Orkico se kata tu teu ton Hebraion Jesu). W „Dziejach Apostolskich” Akwila „przypomina IMIĘ Pana Jezusowe, namawiając Żydy i Greki” (XVIII, 4). W pierwszym Liście Jana (III, 23) czytamy, iż należy „wierzyć w IMIĘ syna jego (Boga) Jezusa Chrystusa”. Imię Jezus w hebrajskim odpowiedniku brzmi: Jehoszua. Było to imię święte bohaterów narodowych. Jozue zwał się pierwotnie Hoszea (Pomoc), ale Mojżesz przezwał go uroczyście Jehoszea, Jehoszua (Boża Pomoc), co się poprostu wykłada: Mąż Opatrznościowy. Takie same imię ma ów arcykapłan, ścięty przez Nebukadnecara, wskrzesiciel kultu żydowskiego, również Mąż Opatrznościowy. Imię to zdobi również cały szereg innych „zbawców” narodowych, tych PATRES PATRIAE. Gesenius twierdzi, że po powrocie z niewoli babilońskiej następuje skrót tego imienia z Jehoszua na Ieszua i że od tej formy pochodzi greckie brzmienie Jesus, a Graetz, Smith i inni, że od skrótu Jeszu. Ważne jest, na co Gesenius zwraca uwagę, że forma Joszua oznacza nietylko Pomoc, Zbawienie, Bożą Pomoc, ale nawet SAMEGO BOGA (Psalm LXII, 3, 7; LXXXIX, 27 etc. Izajasz XL, 8 etc.). Wedle ewangielji Mateusza imię Jezus znaczy „zbawca”, tyle co „Emanuel”, „Bóg z nami”. Epifanjusz pisze, że Jezus po hebrajsku znaczy tyle, co „terapeutes”, lekarz, zbawca. Mniema, że Nazarejczycy, nim stali się chrześcijanami, zwani byli „Jessaioi” i przypuszcza, że nazwa ta pochodziła albo od imienia własnego „Jesse”, albo „Jezus”, właśnie ze względu na powyższe znaczenie. Rzucałoby to pewne światło na nazwę przedchrześcijańskich „Terapeutów”, „Lekarzy”. Zatem w Nazarejczykach moglibyśmy widzieć pierwszych „Jezuistów”, czy „Jezuitów”, którzy jednak szlachetniejsze po sobie zostawili wspomnienie, niż późniejsi Jezuici Loyoli. Smith słusznie całkiem twierdzi, że TERMINI Jezus i Nazarejczyk są właściwie zupełnie równoznaczne. Nie są to, biorąc rzeczy ściśle, imiona własne, imiona osób, ale tytuły, przydomki, epitety, lub, jakby powiedział Mickiewicz: imioniska. Należą do kategorji imion pojęciowych. Jak Bóg, Bagha, znaczy właściwie Fatum, Dolę, Los (Karłowicz), jak Jahwe, albo Ihw znaczy Ptak, Duch (Duch jako Bóg, Wielki Duch, Duch kat exochen), tak Jezus znaczyło Zbawca, Zbawiciel, Odkupiciel, Zbawca Boży, Bóg Zbawiciel, Bóg Odkupiciel. Pojęcie to znajduje się już w Starym Testamencie. A więc w samym judaizmie tkwi ów zarodek. Nietylko w przeszłości Starożytnego Wschodu i Południa widzimy takie kiełkowanie, wyrastanie i przerastanie się wzajemne Imion Pojęciowych, ale nawet w czasach naszych, gdy zestawimy ze sobą Matkę Boską Częstochowską, Ostrobramską, Nieustającej Pomocy i t. p. Gdy w Polsce księża katoliccy więcej się oddają kultowi Częstochowskiej, późniejsi marjawiccy zaś więcej o Nieustającej Pomocy myślą, wielce wiarogodną wydać się może zapiska w „Dziejach Apostolskich”, iż synowie arcykapłana Scewy, więc wyznawcy Boga Jahwy, będąc z prawa kapłanami, przy egzorcyzmach uciekali się do Boga Jezusa (XIX, 13 — 14). Są i tacy, którzy przypuszczają, że Jahve, Jovis i Jezus są trzema liśćmi, z jednego pnia wyrosłemi, co ostatecznie jest możliwe, gdy Herodot np. różnych babilońskich i egipskich bogów odpowiedniemi nazwami greckiemi obdarza, a tak czynią i inni autorowie starożytni.
CHRISTOS, CHREISTOS, a jak prawdopodobnie brzmiało gwarowo CHRESTOS, ma dzięki komentatorom całą historję. Między innemi i bodaj głównie tłomaczono, że jest to tylko grecki odpowiednik hebrajskiego wyrazu Meszyjach, Mesjasz. O ile lingwistycznie szukanie wspólnoty jakiejś pomiędzy wyrazem CHRYSTUS a KRYSZNA niema uzasadnienia, jak to próbowali czynić fantastycznie Jacoillot a gołosłownie C. Renooz i inni, o tyle mitologicznie, a raczej teozoficznie ślady zbliżenia pojęciowego można odnaleść. W czwartej księdze „Bhagavad-Gita” czytamy o Krysznie: „Wciąż i wciąż, gdy cnota upada, a niecnota wyrasta, stwarzam sam siebie. Dla ochrony dobrych, dla zniszczenia złych, dla umocnienia cnoty rodzę się na ziemi”. Jest on wcielonym Bogiem Wisznu, drugą osobą indyjskiej Trójcy Świętej, jako Bóg z żoną swoją Lakszmi jeździ na ptaku cudownym Garudzie. Po wcieleniu w Krysznę uchodzić musi przed mordem powszechnym. Ostatniem jego wcieleniem ma być Kalki. Greckie znaczenie wyrazu CHRYSTUS jest właściwie dwojakie: „christos“ pomazaniec i „chrestos” dobry.
Imię MESJASZ znaczy Pomazaniec. Treść tego słowa zmienia się jednak w literaturze biblijnej. Pierwotnie Pomazańcem tym jest Król ziemski (1 Sam. 11, 10, 35; XXIV, 7, 11; XXVI, 9, 11; 2 Sam. XXIII, 1), a u Izajasza Cyrus (XLX, 1), u Daniela zaś inny władca, prawdopodobnie Seleukus IV, ten tytuł zaszczytny otrzymuje. Ale zwolna znaczenie ulega zmianie. Już we wtórych Księgach Samuelowych (VII, 14) Jahwe ma być mu niejako ojcem, a on synem. U Daniela jest zjawa w obłokach znowu „jako“ Syna Człowieczego, który od Starodawnego otrzymuje władzę wieczystą. A zatem pojęcie Mesjasza jako Syna Bożego, króla mistycznego, wytworzyło się znacznie wcześniej, niż chrześcijaństwo. W ewangielji Mateusza magowie pytają o „króla” żydowskiego, który się miał narodzić. Tu w greckiem słowie „basileus” jest ta myśl wyrażona, iż królowi ziemskiemu, panującemu nad żydami, przeciwstawiony będzie król inny, król niebieski. Wyraźne orzeczenie, że Mesjasz i Chrystus znaczy jedno i to samo, znajduje się w ewangielji Jana 1, 41 i IV, 25. Drews słusznie całkiem twierdzi, że te dwa pojęcia zlały się w jedno z pojęciem trzeciem, przez Filona Aleksandryjskiego wytworzonem, o Pośredniku, Słowie wcielonem, skutkiem czego mielibyśmy cztery warstwy w pojęciu Mesjasza: Pomazaniec, Władca, Król; Syn Boży; Syn Człowieczy; Pośrednik (Słowo) między Stworzycielem a stworzeniem.
Hebrajskie imię MARJA, Miriam, podobnie jak imię Jezus, jest religijno-narodowe. Tak zwie się siostra Mojżesza i Arona, po wyjściu z ziemi egipskiej śpiewająca na czele niewiast, prorokini. Autor Koranu (III, 30 — 33) nazywa Marję, matkę Jezusa, siostrą Mojżesza. Mówiono, jak już wspomniałem, o „nieuctwie” Mahometa, ale raczej należałoby mówić o jego „tradycji”, lub „mitologji”. W greczyźnie Nowego Testamentu miesza się Mariam i Maria. To częstsze „Marja” jest lokalizacją imienia greckiego „Maja”, bogini, matki Hermesa, wysłańca bogów, następnie staroitalskiej bogini wiosny „Maja”, albo „Majesta“, której na pierwszego maja składano ofiary. Również imię „Maja” posiada bogini indyjska, matka Boga Ognia, „Agni”. Imię to, przeniesione na grunt obcy, musiało się najbardziej religijnie-narodowo upodobnić. Pojęciowo rzecz tłomaczy się dość jasno. Łączy się to jednak z CIEŚLĄ JÓZEFEM. W indyjskiej mitologji Twasti (Cieśla) uchodzi za twórcę Swastyki (Krzyża), narzędzia do dobywania ognia za pomocą wiercenia. W otworze na skrzyżowaniu, który się zwie „matką”, „macicą”, „Mają”, mieszka bogini „Maja”. Gdy za pomocą wiercenia świdrem „Pramanta” dobywa się ogień, „Maja” rodzi Boga „Agni”, którego ojcem niebieskim jest Bóg Savitri a ziemskim Cieśla (Twasti). Te analogję, dawno zresztą znane, w stosunku do Jezusa i Marji tak długo nasuwały jednak wątpliwości, dopóki wierzono w człowieczeństwo postaci jednej i drugiej, a nawet trzeciej, bo również Józefa. Obecnie, gdy widzimy, że mamy do czynienia z Osobami Pojęciowemi, wszystko to nowej nabiera wartości.
Malvert twierdzi, iż nastąpiło pomięszanie wyrazów „Agni” (ogień) i „Agnus“ (baranek). Bóg Agni stał się AGNUS DEI z DEUS AGNI. Lingwistycznie sprawa byłaby może przegrana, gdy wizerunkowo ma ona na swe poparcie niezbite dokumenty historyczne. W OGNIWIU Krzyża zjawia się baranek z symbolami kultu ognia.
Mówiąc o IMIENIU JÓZEF, należałoby właściwie mówić o CIEŚLI. I on otrzymał imię narodowo-religijne, które, jak powiada Gesenius, wraz z imieniem Jakób starczy za cały naród (Psalm LXXVII, 16 etc.). Ciesielstwo jego, tak silnie akcentowane w Nowym Testamencie i w Apokryfach, jest właściwie jego imieniem rodowem. Iskrę Bożą dobył z Krzyża. Ludzkość, która dobroczynnego ognia nie znała, temu Wielkiemu Cieśli zawdzięcza podniesienie się do wyższego stanu kulturalnego. Stary Testament „imię” Józef tak tłomaczy: „Odjął Bóg zelżywość moję” (Gen. XXX, 23).
Imię ANNY, matki Marji, jest czysto astralnego pochodzenia, jak to już wykazał Dupuis. Rzymianie czcili boginię zmian noworocznych ANNA PERANNA. Zresztą w ewangieljach wcale nawet niema mowy o rodzicach Marji, a dopiero w drugiem stuleciu zaczyna się wytwarzać legenda z imionami jej rodziców. Przypuszczam, że Łukaszowa Anna Prorokini, babilońska gwiazda SIB-ZI-ANNA, czyli 7 Bliźniąt, i Anna jako matka Marji stanowią postać jedną.
Imię PIOTR, Kef, Skała, zjawia się w ewangieljach jako przydomek Szymona, a w Listach wygląda na tytuł starszego sekty Jerozolimskiej. Ten Piotr, którego znał Paweł, nie był Szymonem. „Petros”, „Petrogenes”, „Saxigenus” jest nazwą doskonale nam znaną w mitologji porównawczej. Jest to bóstwo. Drews zwrócił uwagę na fakt uderzający w Dziejach Apostolskich, że właściwie historja Piotra jest treściwą repetycją historji Jezusa. Czyni cuda, jak Jezus, leczy chorych (Dzieje Apost. III, 6 — 7), wskrzesza (IX, 40), zostaje pojmany w dniach „Paschy“ (XII, 3), by był zdany, jak Jezus, na łaskę ludu (XII, 4), lecz z grobu więziennego zbawia go Anioł w blaskach przybywający (XII, 7), zjawia się jak Jezus niespodzianie śród apostołów (XII, 16) etc. Sprawa jest jednak zbyt skomplikowana i będę musiał zająć się nią w rozdziale, Piotrowi poświęconym.
Imię JANA CHRZCICIELA jest tak splecione z zagadnieniami historycznemi i archeologicznemi, że traktowanie tej sprawy także przenieść muszę do osobnego rozdziału, poświęconego tej Postaci Pojęciowej.
Z pomiędzy imion otoczą Jezusowego wymienię Zebedeusza, ojca Jana i Jakóba. Winckler wyjaśnił, że imię Zebedeusz odpowiada babilońskiemu Zalbatanu; jest to nazwa Jowisza w starym wykazie babilońskim. Toteż synowie jego zwą się w ewangielji „synami gromu”.
Jakób, syn Alfeusza, jest wedle Wincklera synem alpu= guttu, byka Marduka (Jowisza).
Tomasz znaczy po babilońsku wprost „bliźniak”. Jest to zatem jak gdyby postać astralna z konstelacji Bliźniąt.
Nie posiadamy jeszcze dostatecznego materjału, aby w ten sposób wyjaśnić imiona wszystkich dwunastu apostołów, którzy byli prawdopodobnie, jak słusznie zauważono, ZDEPLASOWANYMI bogami. Zanosi się na to w nauce, że i patryarchowie żydowscy także tylko będą bogami zdeplasowanymi. Gunkel, może najostrożniejszy z ostrożnych, podziela to ostatnie mniemanie, wszelako ze stanowiska ściśle naukowego powiada, że jest to dopiero hypotezą, wielce prawdopodobna, że gdyby jednak zamieniła się w pewnik, to również będzie pewnikiem, że Izrael historyczny już sobie patryarchów wyobrażał jako ludzi, a nie jako bogów. To samo da się powiedzieć o apostołach; posiadamy bardzo ważne wskazówki, iż byli zdeplasowanymi bogami, ale historyczne chrześcijaństwo zawsze widziało już w nich ludzi, a nie bogów.
I również to samo da się powiedzieć o Jezusie na podstawie najstarszych tekstów ewangielicznych. Jezus przedchrześcijański jest Bogiem. Jezus starochrześcijański cielesnym synem Józefa, Jezus chrześcijański wychowańcem Józefa a synem Ducha Świętego i t. d.
Imię Duch Święty, hebrajskie Szechina, przechodzi również przez cały szereg ewolucji. Totemem jego jest gołębica, zawsze samica, nie samiec. Totemem Isztary jest również gołębica, a nawet posiadamy materjał wizerunkowy, który przedstawia nam formy przejściowe. W tym wypadku Syn Ducha Świętego zejdzie się z synem gołębicy Isztary.
Imię Syn Wybrany, po sumeryjsku Duzu, jest odpowiednikiem imienia własnego Tammuz, więc Adonisa, Adona, czyli Pana, stąd też i Jezusa.
Rozpatrzywszy to, przyznać musimy słuszność prokonsulowi Achai Gallionowi, iż tłumowi żydów, który go obiegł, wiodąc z wrzaskiem Pawła do niego na sąd, odrzekł krótko: „Jeśli są gadki o Słowie, Imionach i Zakonie waszym, sami tego patrzcie: ja nie chcę być tego sędzią”.
Dwie Ewangielje podają szczegółowe rodowody Jezusa a mianowicie Mateusza (I, 1 — 16), wywodząc go od patryarchy Abrahama, oraz Łukasza (III, 23 — 39), wymieniając jego przodków aż do pierwszego człowieka, biblijnego Adama. Oba te rodowody, jak wiadomo, nie zgadzają się ze sobą i ze Starym Testamentem.
Zdaje się, że już za czasów Pawła próbowano układać tego rodzaju fantastyczne genealogje, albowiem w pierwszym Liście do Tymoteusza (1, 4) potępia on ostro takie fabrykaty, prosząc Tymoteusza: „aby opowiedział niektórym, żeby inaczej nie uczyli, ANI BAWILI SIĘ BAŚNIAMI I NIESKOŃCZONEM WYLICZANIEM RODZAJÓW, które raczej gadki przynoszą, niż zbudowanie Boże, które jest w wierze“.
Tu Paweł, potępiając owe baśnie rodowodowe, zgadza się z Kelsosem, który w jakieś sto lat później w swem „Słowie prawdziwem“ zwracał się do Chrześcijan w tych wyrazach: „Karmicie nas baśniami, nie umiejąc im nawet nadać pozoru prawdopodobieństwa, aczkolwiek ci i owi z pomiędzy was niby pijani, co to sami w siebie godzą, trzy, cztery a nawet więcej razy teksty waszych ewangielji opracowywali, aby osłabić zarzuty, które na ich podstawie dałoby się przeciwko wam sformułować“.
Aczkolwiek tedy z wewnątrz i z zewnątrz chrześcijaństwa odzywały się energiczne protesty przeciwko fabrykacji „baśni i nieskończonemu wyliczeniu rodzajów“, prąd przeciwny zwyciężył i w czwartem stuleciu, gdy chrześcijaństwo stało się instytucją publiczną o silnej organizacji i gdy płynne dotąd teksty ewangielji w kanonicznej formie swojej zakrzepły, wraz z niemi zakrzepły też dwa sprzeczne rodowody Jezusa, przysparzając w następnych wiekach kościołowi dużo kłopotów.
Sam fakt sprzeczności owych rodowodów ze sobą i z tekstami Starego Testamentu wobec tylu na ten temat wyjaśnień i wobec namacalnej oczywistości nie byłby tu nawet godzien wzmianki, gdyby nie stanowił ważnego przyczynku do poznania psychologji owego okresu.
Chrześcijaństwo żyło i żyje tak długo, iż rzeczywiście niepodobna mówić o jakimś jednolitym jego nastroju w ciągu wieków i tysiącoleci. Nastrój ten zmieniał się, prawdopodobnie nawet zmieniał się często; chodzi mi jednak o zaakcentowanie takich tylko zmian, którym się nazwa epokowych należy. Zmiany tak rozumiane będą wyrazem głębokich prądów, które wyżłobiły sobie łożyska w umysłowości już nie chrześcijaństwa jako takiego, ale poprostu tego odłamu ludzkości.
Da się zauważyć trzy ważne fazy psychologiczne:
1) Jedna faza dąży do tego, aby cały skarbiec przysłów włożyć w usta Jezusa. Cel jest jasny. Ma to im nadać wyższą sankcję. Człowiek tego okresu nie rozumie praw objektywnych, tylko subjektywne. Cokolwiek z głębi swej duszy wyjmie i światu pokaże, to ma pochodzić od Boga. Ale ponieważ jego sąsiad, brat, swat, współobywatel są również takiemi indywidualnościami, przeto prawdy, pochodzące od Boga, są różne. Daje to więc w wyniku ostatecznym KONTRADYKCJE ETYCZNE.
2) Druga faza dąży do tego, aby zrealizować pojęciowo Boga Człowieka. Z chwilą, gdy koncepcja z ust przodowników dostanie się do mózgów tłumu i zapali jego wyobraźnię, musi ona odchylić się od pierwotnego pionu, musi z twardego ziarna być zmieloną na mąkę chlebodajną, musi ona przystosować się do tego tłumu psychologji. Logika psychologji jest przecież czemś innem, niż psychologja logiki. Tłum w mniemaniu filozofa może być nielogiczny, ale każdy psycholog przyzna, że ta psychologja, którą ma, jest wedle swoich schematów aż do absurdu logiczna. Jeżeli Syn Boży został wiekiem, to tem samem jako człowiek musiał mieć przodków. Urodził się maluczkim, ale kryje w sobie wielkość; a zatem przodkowie jego musieli być wielkimi ludźmi, gdyż o ludziach małych wieść nawet do niego nie doszła. Ci wielcy ludzie muszą stanowić prostą drabinę rodową. Ci, dla których historja rozpoczynała się właściwie od Abrahama jako potężnego patryarchy, wraz z jakimś Mateuszem z owego korzenia pędzić będą pień genealogiczny Jezusa; ci natomiast, którzy opamiętali się, że przecież jeszcze i przed Abrahamem żyli ludzie, wydłużą pień rodowy i korzeniem uczynią za przykładem jakiegoś Łukasza „Adama, który był Boży“. Musi to, rzecz prosta, dać KONTRADYKCJE RODOWODOWE, które tu pozwolę sobie przytoczyć wedle zestawienia Marji Aleksandry Walewskiej (hr. W.) z „Trzech rodowodów Chrystusa“. Liczby oznaczają pokolenia, licząc wstecz od Chrystusa. Imiona spisane prostopadle oznaczają tych, na których obaj synoptycy się godzą. Gwiazdki oznaczają przeskoczenie pokolenia, niezgodne z tekstem biblijnym.
RODOWÓD MATEUSZOWY. | RODOWÓD ŁUKASZOWY.
| |||
Adam
|
76
| |||
Set
|
75
| |||
Enos
|
74
| |||
Kainan
|
73
| |||
Malaleel
|
72
| |||
Jared
|
71
| |||
Enoch
|
70
| |||
Matuzalem
|
69
| |||
Lamech
|
68
| |||
Noe
|
67
| |||
Sem
|
66
| |||
Arfaxad
|
65
| |||
Kainan
|
64
| |||
Sale
|
63
| |||
Heber
|
62
| |||
Faleg
|
61
| |||
Ragau
|
60
| |||
Sarug
|
59
| |||
Nachor
|
58
| |||
Tare
|
57
| |||
41
|
Izaak
|
55
| ||
40
|
Jakób
|
54
| ||
39
|
Juda
|
53
| ||
38
|
Fares
|
52
| ||
37
|
Esron
|
51
| ||
36
|
Aram
|
50
| ||
35
|
Aminadab
|
49
| ||
34
|
Naasson
|
48
| ||
33
|
Salmon
|
47
| ||
32
|
Booz
|
46
| ||
31
|
Obed
|
45
| ||
30
|
Jesse
|
44
| ||
29
|
Dawid
|
43
| ||
28
|
Salomon
|
Natan
|
42
| |
27
|
Roboam
|
Mattat
|
41
| |
26
|
Abia
|
Menna
|
40
| |
25
|
Asa
|
Melea
|
39
| |
24
|
Józefat
|
Eliachim
|
38
| |
23
|
Joram
|
Jona
|
37
| |
22
|
Ozjasz
|
Józef
|
36
| |
***21
|
Joatam
|
Juda
|
35
| |
20
|
Achaz
|
Symeon
|
34
| |
19
|
Ezechiasz
|
Lewi
|
33
| |
18
|
Manasses
|
Matat
|
32
| |
17
|
Amon
|
Jorim
|
31
| |
16
|
Jozjasz
|
Eliezer
|
30
| |
*15
|
Jechoniasz
|
Jezu
|
29
| |
Her
|
28
| |||
Elmadam
|
27
| |||
Kosam
|
26
| |||
Addi
|
25
| |||
Melchi
|
24
| |||
Ner
|
23
| |||
*14
|
Salatjel
|
22
| ||
13
|
Zorobabel
|
21
| ||
12
|
Abiud
|
Res
|
20
| |
11
|
Eljacym
|
Joanna
|
19
| |
10
|
Azor
|
Juda
|
18
| |
9
|
Sadok
|
Józef
|
17
| |
8
|
Achim
|
Semei
|
16
| |
7
|
Eliud
|
Matatjasz
|
15
| |
6
|
Eleezer
|
Mahat
|
14
| |
5
|
Matan
|
Nagga
|
13
| |
4
|
Jakób
|
Essli
|
12
| |
2
|
—
|
Amos
|
10
| |
1
|
CHRYSTUS
|
Matatjasz
|
9
| |
Józef
|
8
| |||
Janni
|
7
| |||
Melchi
|
6
| |||
Lewi
|
5
| |||
Mattat
|
4
| |||
Heli
|
3
| |||
Józef
|
2
| |||
CHRYSTUS
|
1
|
Powyższe zestawienie nie jest wszelako całkowitym wyrazem ewangielicznym sprzeczności rodowodowych, ale raczej ich próbką opartą na zestawieniu tekstów, uznanych oficjalnie przez kościół katolicki. Ten rodowód Łukaszowy, wzięty z tekstu kanonicznego, bardzo się różni od tekstu kodeksu Bezy, który znowu zbliża się do tekstu Mateusza. Takie chwianie się tekstu, jak poucza A. Pott, jest zawsze wskazówką późniejszej wstawki. Toteż Pott mniema, że pierwotny tekst ewangielji Łukasza nie posiadał wcale rodowodu Jezusa. Istnieje zresztą rękopis, gdzie po wyliczeniu pokoleń u Mateuzza jest nad I, 18 taka wzmianka: „Tu rozpoczyna się ewangielja“. To mówi naukowa krytyka tekstów, opierająca się na najsumienniejszych i najmozolniejszych badaniach wszystkich dotąd odnalezionych odpisów, których liczba jest niemała. Ale sądząc ze stanowiska literackiej kompozycji to samo powiedzieć musimy. O ile u Mateusza, jak sam Pott zaznacza, pierwsze 17 wersetów, mówiących o przodkach Jezusa, dziwnie odbija od tekstu dalszego i z wersetem 18 zaczyna się jak gdyby nowa całkiem historja, o tyle u Łukasza spotykamy się nagle z wyolbrzymionem w 16 wersetów zdaniem względnem, czyli z jakimś nawiasem, dopiskiem, przyczepką w miejscu przypadkowem, gdzie architektonicznie balkon jest większy od domu, rażąc nieproporcjonalnością u mistrza pierwszorzędnego, który, jak się później przekonamy, nadzwyczaj kunsztownie zbudował swoją ewangielję. Końcowe zdanie epizodu „A ten Jezus poczynał być jakoby we trzydziestu lat“ ma nagle znośne jeszcze „jako mniemano syn Józefa“ i jeszcze do wytrzymania „który był Heli“, gdy wtem idzie jak po sznurku: „który był Mattat, który był Lewi, który był Melchi“ aż do Adama. Mateusz jest w niezgodzie sam z sobą, gdyż zapowiada trzy razy po czternaście pokoleń, czyli czterdzieści dwa a wypada tylko czterdzieści jeden, obaj zaś z Łukaszem tak się różnią, że już na jednego dziada zgodzić — się nie mogą i gdy jeden wymienia Jakóba, drugi powiada, że był nim Heli.
3) Trzecia faza psychologji chrześcijańskiej dąży do tego, aby zebrać wszelkie relikwje po Jezusie i Świętych, więc szaty, ciernie, gwoździe, gąbkę, krzyż, na którym wisiał, słup, przy którym go biczowano a nawet jego domek z rzekomego Nazaret, ciała świętych męczenników, głowy ich, ręce i t. p. Daje to KONTRADYKCJE RELIKWIALNE. Zachowało się aż sześć (wedle Malverta nawet dziesięć) obrzezków Jezusa a mianowicie w Charroux, w Veaux, w Antwerpji, w Hildesheim, w Coulombs i w Rzymie (Lateran). Jeden słup biczowania znajduje się w Jerozolimie w Kościele Grobu Świętego, drugi w Rzymie u św. Praksedy, dalej pokazują 33 świętych gwoździ, 2 gąbki, 2 kielichy z ostatniej wieczerzy, jeden srebrny, drugi z zielonego kryształu (stłuczony za czasów Napoleona Bonaparte), 36 prześcieradeł grobowych, taką ilość kawałków krzyża świętego, że poszłyby na to całe lasy Libanu etc. etc. a z relikwji Świętych: 2 kompletne ciała św. Wojciecha, jedno w Gnieźnie, drugie w Pradze; św. Andrzeja: 5 ciał, 6 głów, 17 ramion, nóg i rąk; św. Antoniego: 4 ciała i 1 głowę; św. Anny: 2 ciała, 8 głów, 6 ramion; św. Barbary: 3 ciała, 2 głowy; św. Bazylego: 4 ciała, 5 głów; św. Błażeja: 1 ciało, 5 głów; św. Klemensa: 3 ciała, 5 głów; św. Eligjusza 2 ciała, 3 głowy; św. Stefana: 4 ciała, 8 głów; św. Jerzego: 30 ciał; św. Heleny: 4 ciała, 5 głów; św. Hilarego: 8 ciał; św. Jana Chrzciciela: 10 głów; św. Juljanny: 20 ciał, 26 głów; św. Leodegara: 5 ciał, 10 głów, 12 rąk; św. Pankracego: 30 ciał; św. Łukasza Apostoła: 8 ciał, 9 głów; św. Filipa: 3 ciała, 18 głów, 12 ramion; św. Sebastjana: 4 ciała, 5 głów, 13 ramion etc. etc.
Te trzy fazy psychologiczne wytworzyły Jezusa logji, Jezusa człowieka i Jezusa relikwji. Na pytanie, dlaczego go takim stworzyły a nie innym, może dać odpowiedź tylko historja kultury.
Dawniej rozróżniano chrześcijaństwo tak zwanych pierwszych wieków, więc klasyczne, czyste, bez przymieszek, prześladowane, idealne, oraz chrześcijaństwo późniejsze, pełne różnych przymieszek, prześladujące, zepsute. Podział ten dziś nie wytrzymuje krytyki. Jeżeli chodzi o twórczość psychiki chrześcijańskiej, to trwa ona do chwili obecnej i wciąż Jezusa przetwarza. Sam fakt istnienia fakultetów teologicznych jest wymownym tego dowodem. Jezus podlega ciągłej modernizacji, jak podlega modernizacji rozumienie tekstów Ksiąg Świętych. Jeżeli Filon Aleksandryjski rozumiał pierwsze słowa księgi Genesis w ten sposób: „W prabycie zrobił Bóg Uranosa i Geę“, a późniejsze chrześcijaństwo: „Na początku stworzył Bóg niebo i ziemię“, to dzisiejsi teologowie, na których bądź co bądź wywarli wpływ Spinoza i Ostwald, tak już niemal te wersety interpretują: „W pierwostanie wytworzyła SUBSTANCJA gwiazdy i planety. Ale planety były jeszcze w stanie pierwiastkowym i niezróżnicowanym, wszelako ENERGJA działała wszędzie“...
Syn Legendy nie może się rozstać ze swoją macierzą. Daremnie będzie go upominał Paweł, aby się nie bawił „baśniami i nieskończonem wyliczaniem rodzajów“, daremnie będzie mu wtórzył Kelsos: „Karmicie nas baśniami, nie umiejąc im nawet nadać pozoru prawdopodobieństwa“. Bo cóż to jest prawda, pytał już Piłat, my zaś spytamy: co to jest prawdopodobieństwo?
Ileż prawd naukowych uchodzi wobec nieukształconego tłumu za baśń nieprawdopodobną? A ileż nieprawdopobieństw daje w sumie swej prawdę historji?
Prócz Mateusza i Łukasza zastanawiają się jeszcze nad pochodzeniem Jezusa Talmud i ów wzmiankowany Kelsos. Ale Talmud, jak to już zaznaczyłem, nic innego na ten temat nie głosi prócz złośliwych anegdotek, które mogą być jedynie materjałem dla charakterystyki autorów jego, Kelsos zaś czerpał prawdopodobnie swe wiadomości od osób, kręcących się dokoła tego źródła, co wnioskuję z tego, iż ojcem Jezusa czyni Panterę.
Teologiczny rodowód Jezusa, na którym oparte jest całe chrześcijaństwo, osnuto na teorji Filona Aleksandryjskiego a wyrażono w pierwszych wersetach ewangielji Jana. Pomiędzy Stworzycielem a stworzonym światem łącznikiem było twórcze Słowo. Ono ucieleśniło się. Dlatego Paweł nazywa Jezusa „Pośrednikiem Boga i ludzi“ (1 Tym. II, 5).
U Mateusza, Łukasza i Piotra sam Bóg ten rodowód potwierdza, gdy Duch Święty w postaci gołębicy spływa na Jezusa i rozlega się głos: „Ten jest Syn mój miły, w którymem sobie upodobał“.
Wszelako orjentalista dla tego WYBRAŃCA o innym myśleć musi rodowodzie, gdy mu znana jest treść słowa Tammuz (Duzu), co oznacza SYN PRAWY, ten Tammuz, czyli Adonis, czyli Pan, którego już w epoce Ezechjela opłakiwały niewiasty jerozolimskie, nim jęły go opłakiwać pod imieniem obecnem Jezus.
Ale drzewo genealogiczne, które spróbowałby wykreślić, byłoby niezmiernie rozgałęzione. Obejmowałoby konarami swemi Egipt, Babilonję, Fenicję, Palestynę, Indje, Helladę, Italję, kulty Amona, Attisa, Adonisa, Izydy, Mitry... Wszystkie demonologje, mitologje, wszystkie misterje: eleuzyńskie, orfickie, dionizyjskie, Samotraki, Andanji... Sięgnęłoby wreszcie pod gwiazdy do konstelacji Baranka, w której przez jakieś 2000 lat w czasie wiosennego porównania dnia z nocą słońce, wschodząc nad ziemią, przyświecało KULTOWI BARANKA...
Hymn naasseński, przytoczony wyżej, zapowiada dążenie do takiej biogenetycznej unifikacji w Jezusie wszystkich wiar i kultów:
Przez wszystkie Eony będę szedł
I wszystkie misterja odemknę.
Jedyny dowód historyczny istnienia człowieka, zwanego Janem Chrzcicielem, posiadamy w „Starożytnościach” Józefa Flawjusza (XVIII, V, 2), gdzie znajdujemy taki ustęp:
„Niektórzy ludzie byli zresztą mniemania, że upadek siły wojennej Heroda był dziełem gniewu bożego, który za stracenie Jana Chrzciciela sprawiedliwej wymagał kary. Albowiem Herod kazał go stracić, aczkolwiek był to mąż szlachetny, który wpajał żydom szlachetność, napominając ich do sprawiedliwości względem siebie, pobożności względem Boga a następnie do chrztu. Wtedy (!), tak zwiastował, chrzest będzie miły Bogu, bo służyć będzie do uświęcenia ciała a nie do gładzenia grzechów; dusza bowiem już przedtem przez życie sprawiedliwe grzechów się pozbyła. Ponieważ miał nadzwyczajny dar pociągania za sobą ludzi i masy do niego płynęły, przeto Herod się przeląkł, iż rady tak popularnego męża mogą lud skłonić do buntu; uznał przeto za słuszne w porę uprzątnąć go z drogi, nim wskutek nagłego obrotu rzeczy miałby się znaleźć w położeniu niebezpiecznem i dopiero wtedy, gdyby już było zapóźno, żałował. Na podstawie tego podejrzenia kazał Jana pojmać, osadzić w twierdzy Machero i tam stracić. Żydzi więc mniemali, że śmierć ta była przyczyną zniszczenia wojsk Herodowych, gdyż Bóg w gniewie swoim tę karę na tetrarchę zesłał”.
Graetz tak ocenia ten ustęp:
„Jest to bezczelna wstawka, równa owej o Jezusie (Starożytności XVIII, III, 3), uznana za taką ogólnie. Jakim sposobem mógł Józef pisać: JAN ZWANY CHRZCICIELEM, bez objaśnienia czytelników greckich, co wogóle znaczy chrzciciel? Ustęp ten jest zgrabnie niezgrabnem fałszerstwem”.
Następnie Graetz zestawia chronologię ewangielisty Łukasza z chronologią Józefa Flawjusza i wykazuje różne sprzeczności.
Ten drugi zarzut Graetza jest stanowczo ważniejszy niż pierwszy. Skoro bowiem, jak już przyznawał Renan i co widać z całego szeregu pomników, ablucje rytualne były znane na całym Starożytnym Wschodzie, mógł ostatecznie istnieć człowiek, który rytuał ten wyspecjalizował; pojawienie się takiego człowieka nie wymagałoby specjalnych wyjaśnień dla Greków, którzy mieli w Palestynie i Syrji kolonje, żenili się z żydówkami, niekiedy przechodzili nawet na mozaim i bądź co bądź dobrze znali obyczaje żydowskie. Niektóry badacze mniemają nawet, że „Chrzciciel” znaczyło „Essejczyk“.
Natomiast daleko ważniejszym jest zarzut drugi, wynikający z zestawień chronologicznych.
Jezus ma się rodzić w czasie spisu ludności, dokonanego przez Quiriniusa a jednak przed śmiercią Horoda Wielkiego. Spis ludności, o którym mowa, przypada w roku 6-ym naszej ery, gdy śmierć Heroda Wielkiego nastąpiła w roku 4 przed naszą erą. Mamy tedy różnicę, która wynosi 10 lat. Jest to sprzeczność, świadcząca fatalnie przeciwko rzekomym świadectwom historycznym. Prócz tego za czasów Heroda Wielkiego Palestyna była państwem niezależnem, więc spis z rozkazu cezara rzymskiego odbyć się nie mógł, a gdy się odbył pod Quiriniusem, Herod już nie żył i stosunki polityczne całkiem się zmieniły.
Jan występuje na widownię i ginie w latach 28 — 29 naszej ery, gdy przyczyna tej śmierci, strofowanie Heroda Antypasa za kazirodczy związek i wojna z królem nabatejskim przypada mniej więcej na lata 35 — 36 naszej ery, więc Jan musiałby dłużej żyć od Jezusa. Jest to druga i równie fatalna sprzeczność, której żadnym sposobem nie da się usunąć.
Następnie wedle Ewangielji Łukasza w czasie wystąpienia Jana tetrarchą Abileńskim ma być Lizanjasz, gdy istniała wprawdzie ziemia tej nazwy, ale tej nazwy człowiek rządził niemi w latach 40 — 36 przed naszą erą i przez Antonjusza został stracony.
A wreszcie Marek robi Herodjadę żoną tetrarchy Filipa, gdy wedle świadectwa Józefa Flawjusza była ona żoną nie Filipa, ale Heroda, syna Heroda Wielkiego i Marjamy, Filip zaś wziął za żonę ich córkę, ową ewangieliczną tancerkę Salome.
Z tego wszystkiego wynika, że autor wstawki w dziele Józefa Flawjusza i autorowie Ewangielji, nie znając dostatecznie historji, chcieli tradycję Jezusa i Jana zlutować z dziejowemi postaciami, przyczem chodziło o pewne dziejowe postaci, z któremi można je było tylko zlutować, ale przy badaniu chronologicznem całe to klecenie rozpada się.
Istnieje jeszcze jedna okoliczność, na którą nie zwrócono dotąd należytej uwagi. Podaje się zazwyczaj Jana za postać niezmiernie oryginalną, za poprzednika nowej religji, za pierwszego jej męczennika. Zarazem przyjmuje się oporność świata żydowskiego i pogańskiego, co jest tem naturalniejsze, im bardziej taki prorok jest oryginalny i dążeniami swemi wystrzela ponad ogół. Tymczasem z Nowego Testamentu a w szczególności z Dziejów Apostolskich wynikałoby, że już po upływie kilkunastu lat kult Jana był znany i praktykowany na całym niemal ówczesnym świecie t. j. w Europie, Azji i Afryce. Znają go wypędzeni przez Klaudjusza z Rzymu żydzi, zna go Apollos z Aleksandrji, znają go w Efezie. Wiemy z katakumbowej archeologji, iż pierwsi chrześcijanie posługiwali się symbolem RYBY. Miał to być symbol Jezusa a później nawet z dużą dozą pomysłowości greckie słowo „Ichtys“ (ryba), wytłomaczono jako „Jesus Christos Teu Hyios Soter” (Jezus Chrystus Syn Boga Zbawca). Ale jest to tylko robota wieków.
Przypatrzmy się tym pierwszym chrześcijanom w Rzymie. Są to żydzi. Skąd wzięli się w Rzymie? Przygnał ich tam Pompejusz jako jeńców po zdobyciu Jerozolimy w roku 63 przed naszą erą. Jest tedy jasne, że wtedy żydzi niejako „zawlekli“ tam ze sobą zarówno „Chrzest Janów”, jak i znak „Ryby”.
Wszyscy jeńcy, emigranci patryotyczni, wygnańcy narodu uciemiężonego, są zwykle, zwłaszcza po pewnym czasie, bardzo konserwatywnie nastrojeni i raczej cofają się do starych tradycji, niż mieliby dawać posłuch nowostkom, albo też — szybko się wynaradawiają i zlewają z otoczeniem. Ten drugi wypadek nie zachodzi, więc niezawodnie zachodzi pierwszy. Zresztą mogą być wyjątki, ale nigdy ogół, który o taką „nowostkę“, jak ów nieznany dla Rzymian „Chrestos“, miałby się posuwać aż do tumultów.
Zazwyczaj ten błąd optyczny popełniamy, iż patrzymy na żydów minionych przez żydów dzisiejszych jak przez okulary. Dziś religja żydowska jest strupieszała, skostniała, zaskorupiała w jednej formie a resztki Samarytanów i Karaitów nie nasuwają się nam przed oczy. Ale w Palestynie było inaczej. Tam liczne i potężne wyłaniały się sekty, żywa religja wciąż nowe wypuszczała pędy. Tam prócz Saduceuszów, Faryzeuszów, Essejczyków, a wreszcie Samarytańskiego odłamu istniały sekty Libertynów, Cyrenejczyków, Aleksandrjanów (Dzieje Apostoł. VI, 9), Galilea zaś wprost nazywała się Okręgiem Pogan (Gelil ha goim). On Szymon Cyrenejczyk, który ma nieść krzyż za Jezusem, zwie się tak niezawodnie jako sekciarz a nie jako człowiek, pochodzący z miasta czy kraju tej nazwy. Istniały sekty Naaseńczyków, Peratów, Setjanów, Ofitów, Ebionitów, z któremi później zmaga się chrześcijaństwo. Pisma ich zostały prawie doszczętnie zniszczone a pozostały po nich tylko nazwy. Wszystkie te sekty wyznawały Jezusa i znały Chrzest Janów.
List Plinjusza Młodszego do Trajana odsłania nam jedną niezmiernie ważną tajemnicę. Wizerunek obyczajów chrześcijańskich, który nam daje, zgadza się we wszystkich szczegółach z wizerunkiem Essejczyków, opisanych przez Józefa Flawjusza: wspólne modlitwy zaranne, wspólne uczty, wiązanie się przysięgą co do rzetelnego życia. Ale gdy Józef Flawjusz pisze, iż Essejczycy zobowiązywali się „trzymać w tajemnicy księgi sekty i imiona Aniołów“ a rano odmawiali „jakieś starodawne modlitwy swoje do słońca“, Plinjusz wydobył z podsądnych, że rano modlili się do Chrystusa „jako do Boga”.
Hilgenfeld w swej „Ketzergeschichte des Urchristenthums” (Lipsk 1884, str. X, 664) na str. 123 wyjaśnia, że i z relacji Józefa Flawjusza nie wynika, by Essejczycy istotnie modlili się do słońca jak do bóstwa i że był to raczej zwyczaj syryjski „orientem solem salutare”. Nie ulega chyba już żadnej wątpliwości, że opisani przez Filona w „Quod omnis probus liber“ i w „De vita contemplativa”, przez Józefa Flawjusza w „Dziejach wojny żydowskiej przeciwko Rzymianom“ i przez Plinjusza Starszego w „Historia naturalis“ (V, 15) Essejczycy, istniejący wedle tego ostatniego pisarza „per saeculorum millia“, jedną wyznawali religję z Jezusem i Janem. Dzieje Apostolskie robią Pawła, wyznawcę Jezusa i Jana, członkiem sekty Nazarejczyków (XXIV, 5). A zatem także wspomnieni przez Józefa Flawjusza w Starożytnościach” (XIX, VI, 1) Nazarejczycy, sekta przedchrześcijańska, Jezusa i Jana wyznawali.
Essejczyczy (Εσσαῖοι) zwą się także Jessejczykami (Ιεσσῖοι) Epifanjusz mniema, że tak nazywano pierwotnie Chrześcijan (Haer. XXIX, 1, 4), wyznawców Jana i Jezusa.
Bo też kult Syna Bożego i Królowej Niebios nie mógł był wyginąć doszczętnie od czasów Jeremjasza i Ezechjela, gdy istniał dokoła, w pobliskiem Byblos, w Antjochji, we Frygji i t. d. A wreszcie chrzest jako taki istniał u żydów całkiem oficjalnie a obowiązywał zwłaszcza prozelitów.
Wiz. 28 Chrzest z wody u Epipcjan. (Ze zbiorów art. mal. W. Trojanowskiego).
Jan chrzcił i wygłaszał mowy. Nic więcej wiemy. Mowy jego, podawane przez ewangielistów, nie wykraczają po za ramy etycznych ogólników. A chrzest? Wcale nie czytamy, by miał on być nowością. Chrzcił „wodą”. Ta forma znana nam jest doskonale z pomników egipskich (Wiz. 28). Jan mówił, że przyjdzie po nim ten, który będzie chrzcił „Duchem Świętym i Ogniem” (Mat. III, 11; Łuk. III, 16). I tę formę znamy z pomników egipskich. Najpierw znamy chrzest z ognia (Wiz. 29), gdzie strumień składa się z krzyżyków, symbolu życia, lub ognia. Następnie znane jest również połączenie obu tych form, czyli chrzest z wody i z ognia. Wyobraża go odbitka z fotografji, zdjętej przezemnie w Abydos, w Górnym Egipcie, czyli w starożytnem Abotu, w świątyni Seta I, którą „Strabo nazywa Memnonium, a mianowicie w pierwszej sali, gdzie na ścianie po prawej płaskorzeźba malowana wyobraża Touta i Horusa, wylewających hieroglify „czystość” i „życie”, czyli symbole wody i ognia, na Ramzesa II (Wiz. 30).
Ponieważ na powyższej fotografji hieroglify nie wyszły dość wyraźnie, przeto podaję inny wizerunek (Wiz. 31), przerysowany, na którym one występują wyraźniej a mianowicie na przemian w formie greckiego „τ” i egipskiego krzyżyka z uszkiem.
Wszystkie te rytuały były zatem znane, chodzi tylko o to, KTO się niemi będzie posługiwał. Tak wedle naszego mniemania należy rozumieć owe ustępy u ewangielistów.
Wiz. 31 Chrzest z wody i z ognia u Egipcjan. Ramzes III między Toutem i Horusem. Z Teb. (Wedle dr. Wilhelma Lübke „Grundriss der Kunstgeschichte“, Stuttgart 1871).
Czytamy, że Jan poznał tego, który owym chrztem z ognia chrzcić będzie.
Wiz. 32 Chefren z sokołem. Paralela do słów: „Iżem widział Ducha zstępującego nań jako gołębicę i został na nim“ (Jan I,32). Z muzeum kairskiego. (Wedle Edw. Meyera.).
Duch Święty w postaci gołębicy spłynął na niego i przysiadł na nim. I to jest nam znane z pomników egipskich. Tak Boży Ptak Sokół spłynął na władcę Chefrena i „pozostał na nim“ (Wiz. 32). Tak Boży Ptak Ibis przysiada na głowie bogini opiekuńczej Górnego Egiptu (Wiz. 33). Znana jest nam nawet forma przejściowa: Izyda albo Hator w postaci Ptaka Bożego, czyli Ducha Świętego (który jest zawsze rodzaju żeńskiego), osłaniają Ozyrysa (Wiz. 34).
Wiz. 33 Bogini Górnego Egiptu z świętym Ibisem. (Ze zbiorów autora) .
Wiz. 34 Izyda skrzydlata osłania Ozyrysa. (Wedle Jeremiasa) .
Ta forma przejściowa jest z tego powodu niesłychanie ważna, gdyż świętym ptakiem Isztary była gołębica, a Izyda w Egipcie takie stanowisko zajmuje, jak Isztar w Babilonji.
W Katakumbach Kaliksta pod Rzymem znajduje się najstarszy wizerunek chrztu chrześcijańskiego. Jedna postać stoi nad wodą, druga z niej występuje a nad tą drugą postacią unosi się gołąb i trzyma w dziobie gałązkę oliwną. Czy to nie nasuwa myśli o Noem, potopie i gołębiu z gałązką oliwną? (Wiz. 35).
Wiz. 35. Najstarszy wizerunek chrztu według tradycji chrześcijańskiej, z Katakumb Kaliksta. (Wedle Riehma).
Ale idźmy dalej. Zastanówmy się nad znakiem RYBY.
Jest rzeczą uderzającą, iż odnajdujemy go na naczyniu z grobu indyjskiego Zbawcy a mianowicie Buddy, czyli z roku, jak obliczył Max Müller, 477 przed naszą erą.
Wiz. 36. Znak Ryby z grobu Buddy, z r. 447 przed naszą erą. (Wedle R. Pischel'a „Leben u. Lehre d. Buddha“).
A ponieważ cztery inne naczynia z tego grobu żadnych nie posiadają symbolów, więc chyba ten jeden jedyny posiadał wyjątkowo ważne znaczenia (Wiz. 36).
Ale przedewszystkiem na gruncie palestyńskim spotykamy się z Rybą i to jako bóstwem. Jest to ów Dagon, Rybobóg, Sfinks rybi, przez pół kształtu człowieka a przez pół ryby, stare bóstwo narodowe ziemi Kanaan, wyparte przez kult Jahwy (Wiz. 37).
Wiz. 37. Rybobóg Dagon. (Wedle Riehma).
Jest to niejako Rybobóg z linji hebrajskiej, gdyż po hebrajsku „dag” znaczy „ryba”. Ale mamy jeszcze Ryboboga niejako z linji aramejskiej, gdyż „ryba” po aramejsku znaczy „nun”. Opisał nam go Berossus a wizerunek jego odkopano w Kujundżik (Wiz. 38). Nazywa się po grecku Oannes. Wedle opisu Berossusa z pod rybiej głowy wychylała się głowa ludzka a z ogona rybiego ludzkie nogi. Rano wynurzał się z wód, przez cały dzień uczył ludzi gwiaździarstwa, pisma, świecąc im przykładem wstrzemięźliwości a na noc zanurzał się znowu w głąb wodną. Posiada on zatem niejako wszystkie cechy Jana Chrzciciela i bodaj że ów „znak” katakumbowy RYBY będzie TOTEMEM Jana a nie Jezusa.
Wiz. 38. Rybobóg Oannes z Kujundźik. (Wedle Riehma).
Prócz tego wiemy z różnych źródeł starożytnych, że Syryjczycy oddawali cześć Rybie astralnej. Miała ona ważne znaczenie astronomiczne, gdyż oznaczała ściśle początek i koniec najkrótszej nocy podczas letniego przesilenia. Mówiono, że przez noc dąży do Memfis, gdy wieczorem wychodziła z Morza Czerwonego.
To samo opowiadano o Rybie Astralnej Odakon, która wedle Dupuis zwała się niezawodnie Odagon i stała w związku z Dagonem.
Była wreszcie bogini syryjska Derketo, przez pół kształtów kobiecych, przez pół rybich, jak Syrena.
Tu raz jeszcze przypomnieć muszę zdanie Wincklera, że aczkolwiek spotykamy się na obszarach Starożytnego Wschodu z Bogami o głowach zwierzęcych, lub innych jakich zwierzęcych cechach, Bogi te są już pojęciami oderwanemi, są bardzo uszlachetnione, w piśmiennictwie nader wyidealizowane. Owe cechy zwierzęce są tylko śladem embrjologicznym.
Jeżeli wedle Biblji świat powstał z wielkich wód, z Tehomu, nad którym unosił się Duch Boży, to wedle pojęć babilońskich powstał on z tego, co jest w wodzie, czyli z wielkiej RYBY, którą Marduk przez pół przeciął, z jednej połowy czyniąc ziemię a z drugiej firmament. Babilońskim Pozejdonem jest Bóg Ea. Może jest on identyczny z owym przez Berossusa opisanym Oannesem. Istnieje przypuszczenie, że Jonasz po trzech dniach z wieloryba wychodzący jest odległym podźwiękiem tych wyobrażeń.
W ewangieljach Piotr ukazuje się jako Uczeń Janów. Jezus zwie go: Syn Jony, Bar Jona; brano to dosłownie mniemając, iż ojcem Piotra był Jonasz lub Jan. Ale tu może być mowa tylko o ojcostwie duchowem, o stosunku wyznawcy do wyznawanego. Wyrażenie to i dziś jest w obiegu a nawet w Polsce, wyrażenie a raczej forma wyrażenia. Cóż to są owe „Dzieci Marji”?
Jest za czasów Pawła już taki, który się chce nazywać Synem Jezusa, Bar-Jesus (Dzieje Apost. XIII, 6).
Jeżeli przeto uwzględnimy wspomniane wyżej sprzeczności chronologiczne, następnie powszechność chrztu, dalej wielkie rozszerzenie się „Chrztu Janowego” w ówczesnych trzech częściach świata, iż doprawdy trudno przypuścić, aby jakiś anachoreta nad Jordanem przebywający mógł przy tak prymitywnych środkach komunikacji, jakiemi wtedy ludzkość rozporządzała, tak wielki wpływ wywrzeć, a wreszcie jeżeli uwzględnimy cały materjał mitologiczny, to istnienie człowieka, zwanego Janem Chrzcicielem, wydać się musi więcej niż problematycznem. W tym materjale, którym rozporządzamy, posiada on raczej wszystkie cechy umiejscowionego bóstwa, któremu poezja nadała kształty łudząco cielesne, jak Zeusowi, Atenie, Dyanie, Marsowi i w ogóle wszystkim Bogom, które się kształtowały na plastycznym gruncie Grecji. Hellada, która czciła człowieka, oczyściła z czasem niemal doszczętnie bóstwa swoje z licznych resztek totemistycznych, jednego bodaj Satyra na pamiątkę zostawiając, wreszcie drobnego znaczenia Syreny i t. p. Ale bóstwa naczelne posiadają idealne kształty ludzkie a jeżeli Zeus popada atawistycznie w kształt łabędzia, to mit tylko dla miłosnej przygody ustępstwo to czyni. Metamorfozy są cudownym wątkiem baśni. Bóg jest człowiekiem i to człowiekiem pięknym, silnym, pociągającym. Ta plastyka udzieliła się ewangielistom, którzy przecież pisali po grecku, a więc niejako z gliny azjatyckiej lepili wedle gustów europejskich.
Wszystko to jednak inaczej jeszcze wygląda, jeśli się wraz z Rudolfem Seydel'em cały mit o Jezusie i Janie zestawi z mitami o indyjskim Sakya-Muni, czyli Buddzie. Już wspomniałem (str. 113), że tak jak w Ewangieljach pierwsi uczniowie Jezusa rekrutują się z uczniów Jana, tak tam pierwsi uczniowie Buddy z uczniów Rudraki. I tu i tam podczas zanurzenia się Zbawiciela w rzece dzieją się nadzwyczajne zjawiska. W ten sposób Jan z postaci wyjątkowej zmienia się w typową, z oryginalnej w schematyczną, i tylko może zachodzić pytanie, jak Ewangielje ów mit ogólny obrobiły, na czem więc oryginalność ich twórców polegała.
Badania dotychczasowe bowiem ukazują nam tylko wspólność źródeł. Ale pamiętajmy, że ta wspólność źródeł istniała również dla mistrzów malarstwa włoskiego, z których każdy do obowiązku się poczuwał odmalować scenę Zwiastowania, scenę Przemienienia, scenę złożenia Jezusa do grobu i t. p. Czy odmówimy im oryginalności dlatego, iż bądź co bądź każdy z nich brał Jezusa, Marję, Apostołów, czyli jeden i ten sam temat? Wiemy, że Mickiewicz, pisząc Pana Tadeusza, niejednokrotnie wzorował się na Homerze. Czy popełnił plagjat? Śmierć Longinusa u Sienkiewicza zupełnie przypomina śmierć Rolanda w dolinie Roncevalles. Czy to znaczy, że Sienkiewicz naśladował starofrancuską epopeję „Chanson de Roland” albo „de Roncevaux”? Iluż „Faustów” było przed „Faustem” Goethego! Czy wielki Goethe nazwany zostanie podrabiaczem? Bynajmniej. Ludzkość posiada szereg bohaterskich tematów, a najwięksi artyści właśnie ubiegają się o to, który z nich piękniej i potężniej temat taki zaklnie w plastyczne kształty sztuki. W mitach o Jezusie i Janie podzwaniają mity i poematy o Heraklesie, Buddzie, Ozyrysie, Bachusie. To jest tylko wspólna glina plastyczna, z której mistrze lepili. Znalazłszy tedy to, co jest wspólne, musimy następnie szukać tego, co jest różne.
Już dość dawno upadła w Polsce teorja, że twórcą poezji ludowej był sam lud. Twórcami jej byli poeci ludowi, a nie lud. Lud, jak każda inna klasa społeczna, jest szarym ogółem. W Tatrach poetą był Sabała, nie górale. Upadły też teorje, które twórczości szarej masy ludowej przypisywały poematy i epopeje tej miary, co Pieśń o Nibelungach, Ujada, Odyseja. Z wielką słusznością powiada Rudolf Seydel, że twórczość w zakresie mitów tak nigdy nie była przywilejem każdego, jak komponowanie melodji i tworzenie pieśni, że wszędzie w odległej starożytności spotykamy rapsodów, kapłanów, bardów, szeregi głośnych wieszczów, których twórczość duchowa tak była przez lud czczona i apoteozowana, jak dziś genjusz poetycki i artystyczny, więcej nawet, gdyż twórczość ta działała na tle wiary, będącej najpoważniejszą podstawą życia. A więc upaść musi również teorja „narastania“ Ewangielji z logji i teofanji, owa teorja, która tak Ewangielje twórczości szarej masy przypisywała, jak pieśni Homera, lub pieśni o Nibelungach. Pochodziło to może stąd, iż ci, którzy byli zwolennikami tej teorji, nie postrzegli nadzwyczaj kunsztownej formy tych dzieł, lub też ulegali sugestji, która wmawiała w świat nadzwyczajną prostotę duchową ewangielistów. To byli mistrze. Aby się jednak o tem przekonać dowodnie, trzeba Ewangielje umieć tak czytać, jak zostały napisane. A na nas wszystkich ciąży przekleństwo egzegezy urzędowej kościoła. Musimy przenieść się w świat ówczesnych wyobrażeń, ówczesnych pojęć, ówczesnych rudymentów traktowania tematu. Musimy zapoznać się z POEZJĄ GWIAŹDZIARSKA.
W tem też rozumieniu nabiera dla nas szczególnego znaczenia fakt, iż Rybobóg Dagon figurował w zodjaku (Dupuis, Origine de tous les cultes, t. II, cz. 1, str. 207 etc.). W systemacie astralnym Łukasza Jan, ów Berossusa Oannes, będzie także figurował w zodjaku, a mianowicie na miejscu konstelacji Ryb.
Aczkolwiek pierwiastki astralne, któremi operował Łukasz, istnieją wszędzie, w mitach o Heraklesie, Ozyrysie, Dionizozie, czyli Bachusie, nawet Buddzie, to jednak SYSTEMAT z tych pierwiastków zbudowany jest niezaprzeczoną własnością Łukasza, jak niezaprzeczoną własnością Mickiewicza jest KOMPOZYCJA Pana Tadeusza mimo podźwięków Homera i jak niezaprzeczoną własnością Sienkiewicza jest kompozycja Longinusowej śmierci mimo podźwięków śmierci Rolandowej. Właśnie ta rywalizacja daje nam możność poznania całej oryginalności twórców, gdy biorą tematy wszechludzkie i niby promień słoneczny przepuszczają przez pryzmat swej duszy. Tak czynił Szekspir. Tak czynili najwięksi.
Tak też czynili ewangieliści. A przybywa do tego jeszcze wiara w temat boski i ukochanie tego tematu boskiego.
Chcąc jednak przejść do tych wyników badań, a więc od części ROZBIORCZEJ pracy niniejszej do części ODTWÓRCZEJ, muszę pierwej bodaj w głównych zarysach przypomnieć, co jest nam wiadome z zakresu mitologji gwiażdziarskiej.
Od ziemi unieść musimy wzrok w niebo. Spojrzeć musimy w modrość nocnych przestworów jak w księgę objawienia i niby owi Chaldejczycy z przed kilku tysięcy lat czytać w gwiazdach.
My, ludzie współcześni, tak biegli w różnych umiejętnościach, będziemy musieli zacząć od sylabizowania w owej księdze astralnej, nim z gwiazd poszczególnych ułożą się nam święte ideogramy konstelacji, a z ich wieńców migotliwych wersety i rozdziały.
Spędzić musimy z oczu naszych chmury, obłoki i mgły dzisiej szóści. Na chwilę bodaj miniona dawność owiać nas musi swym czarem.
Ten tekst gwiezdny, rozwieszony na wspaniałej kopule niebios, był pierwszą księgą myślącej ludzkości? Co ona w nim wyczytała? Jak go rozumiała? Ile tysiącoleci śledziła go, przenikając tajniki wieczystości?
Co rano słońce powlekało ów tekst gwiezdny zasłoną blasku swego. Co wieczór noc zdejmowała ową zasłonę, wzywając ludzkość do czytania.
Toteż dzień zaczynał się tam o zmierzchu.
Ale w tajniki nocy grążyła się ludzkość dopiero wtedy, gdy owa noc była dla niej czemś więcej, niż okresem spoczynku. Pierwotnie bowiem niebo musiało do duszy mało czułej człowieka jakiemś bardziej uderzającem przemówić zjawiskiem. Coś stać się musiało na niebie pozornie przeciw naturze, by człowiek oczy ku niemu podniósł i po raz pierwszy popatrzył.
W jakiejś noweli skandynawskiej jest opisana śmierć zamęczonej codzienną pracą szkapiny. Autor powiada, że ona nigdy nie widziała słońca, a postrzegła je dopiero na niebie w chwili agonji. Skrzyżowały się spojrzenia wiecznie młodego i pełnego żarów oka słonecznego i łamiącego się blasku w źrenicy nędznej szkapiny. Owa szkapina miała może w tej chwili przeczucie wyższych sił, wyższych typów, wyższych etapów rozwojowych.
Tak też kiedyś jakieś znękane pokolenie praojców naszych w chwili tragicznej spojrzało na niebo i ujrzało słońce. Od zwierzyny na łowach ściganej, od ryby w nurtach rzeki łowionej, od jaguara czającego się w zaroślach, od węża, który czatował z zębem jadowitym, od tej plątawy niebezpieczeństw i potrzeb nieustannych gdzieś, raz, kiedyś człowiek w niebo spojrzał i postrzegł — słońce.
I wtedy zauważył, że ono wschodzi zarówno nad nim, jak nad jaguarem i grzechotnikiem. Ze ono potężniejsze jest, niż śmierć.
Nie. I ono nawet ma swego jaguara, który w zaroślach blasku czai się niepostrzeżenie. I ono ma jakiegoś węża, który je opasze i zdusi.
Sięgnijmy w czasy cywilizacji pierwotnej.
Hordy dzikusów, praprzodków naszych, patrzą z przerażeniem na niebo. Dzieje się tam katastrofa. Na Boże Słońce, dawcę ciepła, blasków i płodności, naciera Czarny Potwór.
Przyćmiona jest jasność dnia, ptactwo milknie i ucieka do swoich gniazd, słychać trwoźnie ryki zwierząt.
Na wysokościach Czarny Potwór rośnie z każdą chwilą. Pochłania paszczą straszliwą Boga Słonecznego, który, walcząc z nim, krwią się oblewa.
Ludzkość nieszczęsna pada na kolana, wojownicy precz odrzucają zbyteczne już dzidy a dzieci tulą się do łona matek.
Śród niesłychanego milczenia Czarny Potwór pochłania Bożą Ofiarę dalej i dalej. Już jest na świecie ni dzień, ni noc. Zaledwie drobną cząstkę widać dawnej wielkości i świetności Władnego Boga.
Wreszcie Czarny Potwór pochłonął go całkowicie. I oto panuje tam, gdzie przedtem jasność się rozlewała. Białego Boga zastąpił Bóg Czarny.
Rządy jego będą okropne a jakie, tego nawet nikt przewidzieć nie może. Nastąpi koniec świata. Gdy Boga Słonecznego zwalczył, któż oprze się jego potędze?
Czarny jest. Ale dokoła całej jego postaci wstrząsa się grzywa czerwonych płomieni. Teraz z nieba zejdzie na ziemię, odwróci wszystkie stosunki, odmieni wszystkie wartości.
Ale po niejakim czasie grzywa jego nieco przygasła a z boku po za nim ukazały się jakieś blaski. Tłumy patrzą z zapartym oddechem. Oto z niesłychanym wysiłkiem Bóg Słoneczny część swego ciała promiennego wyzwolił z cielska Czarnego Potwora.
Nadzieja wstępuje w serca. Dokoła czyni się widniej. Już i zwierz przestał ryczeć a ptactwo z gniazd wyziera i ćwierka.
A oto teraz Bóg Biały oba ramiona wysunął i spycha z siebie Boga Czarnego.
A teraz już głowę promienną ukazał. Patrzcie, patrzcie! Żyje nasz Bóg, walczy nasz Bóg, zwycięża nasz Bóg! Połowa jego świetlanej postaci już wyzwolona. Ptakowie leśni wylatują z gniazd swoich, mężowie chwytają ponownie dzidy a potrząsają niemi dufnie, starcy oddychają żywiej a dzieciny unoszą w górę rączyny i z krzykiem ukazują matkom walkę olbrzymią.
Nareszcie Boże Słońce ostatnim wysiłkiem zepchnęło z siebie całkiem Czarnego Potwora i strąciło w przepaści niebieskie, że spadł i wcale nie jest widzialny.
Może się kryje i kryć będzie a czatować kędyś w przestworach jako lew na bawoła, jako wilk na barana, jako jastrząb na gołębicę? Ale teraz odepchnięty jest i strącony, na wysokościach zaś panuje złote, promienne, jaśniejące blaskami Boże Słońce, zwycięzkie, płodne, niezmożone.
Pomiędzy narody poszła tedy wieść o onej nadzwyczajnej walce Bożego Słońca z Czarnym Potworem, Smokiem oczywiście, którą to wieść powtarzano z pokolenia w pokolenie.
Tylko potem zaczęto mówić, że walka ta odbyła się nie na wysokościach, ale wprost na ziemi. Jedni mówili, że ze Smokiem walczył Indra, drudzy, że Marduk, a jeszcze inni, że Kadmos. Także mówili, że walczył Keresaspa, Wisznu, Jahwe a nawet Krak.
Ale gdy narody nocą usypiały na drzewach lub w grotach, na smugach przy trzodach pasterze zebrani innej walce na niebie przypatrywali się. A walka ta trwała dłużej, toczyła się wolniej i bezustannie się powtarzała.
Oto krągła postać świetnego Boga Księżyca jęła szczupleć. Widno, że nacierał na niego Smok. Po tygodniu już połowę jego postaci zakrył a po drugim tygodniu całą. I ta walka także rozgrywała się śród przerażającej ciszy.
Lecz oto trzeciego dnia zmożony przez Smoka Bóg Księżyc zaczynał widocznie brać górę nad Czarnym Potworem, albowiem, zmagając się z nim, z drugiej ukazywał się strony. Pod koniec tygodnia trzeciego już połowa dawnej jego postaci była widna a gdy czwarty upłynął tydzień, całkiem Smoka odrzucił za siebie i świecił po dawnemu.
Ale do czasu. Bo ów Smok, Wąż Starodawny, uparty jest. Ponownie naciera. I oto co miesiąc wre bój, z roku na rok, z wieku na wiek. Miotają się tak, że raz jeden drugiego odrzuci na lewo, to znów tamten odrzucony zostanie i przez onego zakryty.
A przez dzień, miesiąc, rok i stulecie ludzie opowiadali to sobie i szły one opowieści od narodu do narodu. Tylko znowu jedni mówili, że walka odbywa się. na niebie, drudzy zaś, że na ziemi początek swój bierze i potem się tylko na niebo przenosi. Ze to Marduk walczy z Tiamat (Wiz. 39), Set z Ozyrysem, Jahwe z Rahabem, Archanioł Michał z Szatanem a nawet Krak ze Smokiem.
Szło im o władzę nad światem.
Potem śród modrych nocy egipskich i złotych dni babilońskich uczeni magowie inne jeszcze walki podpatrywali. Światłość dnia walczyła przez rok cały z ciemnością nocy.
Oto zimą rodził się Nowy Dzień. Rósł aż do wiosny, aż całkiem się zrównał z Nocą. A wtedy ją przemógł. I tak rósł dalej, aż latem całkiem uczynił ją nikłą. Lecz wtedy przesilała się jego potęga. Noc oparła mu się, uszczupliła jego potęgę, sama z kolei rosła, aż jesienią całkiem się z nim zrównała. Teraz, niewstrzymana w pochodzie zwycięzkim, dalej i dalej górę nad nim biorąc, zimą zupełnie go zmogła, czyniąc go nikłym i zamarłym. Ale też i wtedy następowało z kolei jej przesilenie. Dzień oparł się jej nareszcie i znowu jął brać nad nią górę.
Narody zaś mówiły, że Dniem jest Bóg a Nocą Szatan. Ze to zmagają się ze sobą Feridun i Zohak, Herakles i Hydra, Perseusz i Gorgona, Adonis i Dzik, a nawet Chrystus i Książę Piekieł.
O walkach tych rozpowiadali Chaldejczycy nad wodami Babilonu, kapłani egipscy nad wodami Nilu, Indowie nad wodami Gangesu i w laurowych gajach Hellady poeci o nich śpiewali, w struny lutni uderzając.
Zmieniały się czasy, stosunki i wyobrażenia. Z mitów wytwarzały się kulty. Opowieść o walce dwóch potęg tysiączne przybierała kształty i tysiącznych otrzymywała bohaterów. Ukazywano nawet miejsca na niebie i ziemi, gdzie owe potęgi się ze sobą zmagały.
Wśród gór Kaukazu miał zmagać się Zeus z Prometeuszem. W Oazie Eden Jahwe pokonywał Węża. W Jaskini Wawelskiej Krak zwalczał Smoka. A na Górze Kuszenia w pobliżu Jerycha Jezus oparł się Szatanowi.
Brutalna walka Jahwy z Rahabem, Heraklesa z Hydrą, lub Adonisa z Dzikiem coraz bardziej szlachetniała, coraz bardziej się zamieniła w walkę dwóch przeciwnych idei kierowniczych.
Nietylko Dnia Trzeciego Bóg Księżyc wychodził zwycięsko z objęć Czarnego Smoka, ale Smok wypluć musiał połkniętego Jazona, Set Ozyrysa, Wieloryb Jonasza, mrok zaś podziemu oddać Tammuza a groby zwrócić Adonisa, Attisa i Chrystusa.
Poranieni, pocięci w kawałki lub porąbani na sztuki bogowie trzeciego dnia zrosną się i zmartwychwstaną. A przedtem uciekać będą do Egiptu, Syrji i Kaukazu. Uciekać i wracać.
Przyłączy się do nich postać Dziewicy. Więc Isztara pójdzie do Podziemu wskrzesić Tammuza. Atena zmusi Potwora do wyrzucenia Jazona ze swych wnętrzności. Niewiasty z Byblos i Jerozolimy wyczarują Adonisa płaczem z grobu. A nawet około Kraka jako Pogromcy Smoka przewinie się jakaś Wanda, niby jego córką będąc.
Dziewice te bowiem albo są matkami, albo oblubienicami, albo jednem i drugiem, a wreszcie niejako córkami. Ponieważ wywodzi się to z gwiazd, przeto niema mowy o stosunkach kazirodczych. Dopiero potem, gdy tradycja astralna wygasa, mitologje poczynają zachodzić w sprzeczność z bieżącą etyką.
Izyda jest macierzą Dzieciątka Horus, następnie staje się jego oblubienicą a zatem niejako córką swego męża Ozyrysa. Tak samo karmicielka Ozyrysa, egipska bogini Hator, staje się potem oblubienicą swego boskiego syna. Tak samo dzieje się w Indjach, tak samo w Syrji. W Apokalipsie Jana czytamy: „Chodź, a okażęć Oblubienicę, Małżonkę Barankową” (XXI, 9).
Wszelkie podziały dziejów religji świata na politeistyczne i monoteistyczne są dziełem teologów a nie uczonych. Rzekomy zaś przełom, który miał z wielobóstwa wyłonić jednobóstwo, wynoszony jako kwiat szlachetnego entuzjazmu, blaknie jak lampka olejna wobec słońca, gdy rozejrzymy się w materjale, dającym nam obraz przełomu, kiedy religje totemistyczne jęły się przeobrażać w astralne.
Ludzkość czciła góry, rzeki, kamienie, drzewa, rośliny. Szczególniej w pewien systemat ułożyła się cześć zwierząt, mianowicie cześć zwierzęcia rodowego, czyli totemu. Nietylko różne rody, ale nawet różne kraje miały takie totemy. Siad tego kultu zwierzęcia narodowego do dziś dnia widnieje we Francji na złotych monetach, z których usunięto wizerunek Napoleona III’a umieszczono Koguta Gallskiego.
Czczono krokodyla, ibisa, kozła, barana, osła, pszczołę, małpę, lwa, jastrzębia, orła, myszy, psy, chrząszcze. Ludzkość jednak wcale wtedy hordą już nie była. Posiadała państwa doskonale zorganizowane, literaturę, sztukę, różne kunszty a przedewszystkiem naukę.
Teraz też owa ludzkość przez swoich uczonych podniosła oczy ku niebu i oto w jego nieprzebranych przestworach ład ujrzała, z którym jego ziemskie odbicie wedle wiedzy ówczesnej mierzyć się wcale nie mogło.
Nietylko takie zjawiska, jak pory roku, jak doroczny obieg słońca i miesięczny księżyca, jak powracające perjody zaćmień uderzały umysł uczonych, ale przedewszystkiem budowa tego Królestwa Niebieskiego, oparta na ścisłej liczbie.
Przekonano się, że słońce w ciągu roku zatacza wielki krąg, przebiegając po linji pewnych gwiazdozbiorów, których ustalono dwanaście. Przekonano się również, że po tej samej linji w ciągu miesiąca krąg zatacza księżyc. Ze różne planety w różnych tylko jednostkach czasu ten sam obieg czynią. Mniemano, że każda planeta ma swoją sferę, czyli swoje niebo i stąd do dziś dnia mówi się jeszcze u nas o „siedmiu niebach”. Zauważono, że pewne punkty tego okręgu stoją w ścisłym związku z długością dnia i nocy. Że krąg ten jest jak gdyby JAJEM ŚWIATA, zapłodnionem przez Stwórcę. Gdzieindziej krąg ten zwano WĄTROBĄ ŚWIATA. Że to olbrzymie JAJE czy WĄTROBA wykonywa także pewne ruchy, które po upływie tysiącoleci, jak wykazuje rachunek, powtarzają się. Wyżej i niżej tego kręgu gwiezdnego pełno jest gwiazdozbiorów, które co noc odbywają świetny pochód dokoła pewnego punktu na niebie. Ten boski ład zaiste boskich wymagał określeń a ponieważ coraz widoczniejszem się stawało, iż pewne przynajmniej ciała niebieskie pewnemi na ziemi zjawiskami „rządzą”, przeto boskość ich uznać musiano a ponieważ z konserwatywnej duszy tych uczonych nie uleciała cześć dla zwierząt, przeto imionami szczególniej czczonych jęli szczególniej ważne ciała niebieskie nazywać.
I był to zaiste olbrzymi w dziejach ludzkości przełom, gdy kapłan babiloński, indyjski lub egipski, biorąc ucznia swego za rękę i ukazując palcem w niebo, łagodnie go upominał:
— Co czcisz zwierzęta ziemskie? Patrzaj w otwarte niebiosa a inne tam ujrzysz zwierzęta, które są pełne oczu gwiezdnych z przodu i z tyłu a nie wracają się, gdy chodzą. Te zwierzęta czcią otaczaj! Patrz, jedno kroczy na czele wiosny, drugie latu przoduje, trzecie zwiastuje nam jesień a czwarte prowadzi zimę. Patrz na bóstwo Księżyca, z którem jedna połowa rodzaju ludzkiego jest wprost fizycznie związana. Patrz na bóstwo Słońca, od którego cała płodność ziemi bezpośrednio zależy. A wiele zdumiewających tajemnic odkryje ci święty związek liczb, w którym dwadzieścia sześć tysięcy lat jest jako jeden rok!
Duch ludzki poszybował pod gwiazdy. Religja unosiła się na skrzydłach nauki. Niebo stało się wielką księgą objawienia.
A objawień owych ideogramami były konstelacje. Przełom filozoficzny, etyczny i estetyczny, który się wtedy dokonał w duszy narodów, posiadał najwyższe znaczenie cywilizacyjne. Równać się to może tylko odkryciom Kopernika lub Darwina. Nigdy jednak dojrzały mąż wobec wielkich zdarzeń tych wzruszeń doznawać nie może, które podnoszą pierś młodzieńca entuzjastycznem uniesieniem. Porównajmy treść uroczystych przemówień dzisiejszych uczonych, wielbiących zasługi swych znakomitych przodków naukowych, z hymnami i psalmami, które układali uczeni babilońscy. Zestawmy zresztą naturę poznawaną przez mikroskop, z tą, którą poznajemy przez potężne szkła dalekowidzów. Natura przez szkło drobnowidza nasuwa nam myśli o mądrości; spędzając noce w obserwatorjum astronomicznem i patrząc na drgające niezliczonemi światłami niebiosa, widzimy prócz mądrości wielkość. Wczuwamy się tedy w chwilę, gdy ów mistrz babiloński, indyjski lub egipski uczniowi swemu prawił:
— Od złotej pszczoły, która przysiadła na modrym kielichu kwiecia, skieruj oczy ku gwiezdnej pszczole, krążącej po modrym firmamencie. Od psa wiernego na ziemi sięgnij okiem, kędy po niebiosach inny pies bieży, wiernie czasy i pory wskazując. Od lwa wspaniałego, który grzmotem swego ryku napełnia pustynię, zwróć oczy ku temu lwu, w którego Znaku Boże Słońce latem świeci, nim zwróci się ku jesieni. Nie te na ziemi, ale tamte na niebie czcij, rozważając, jak to wszystko mądre jest i wielkie!
Tymczasem na ziemi stojące po świątyniach bóstwa zwierzęce poczęły zwolna zamieniać się w istoty człekokształtne. Więc egipski bóg Sobk ukazuje się na pomnikach jako człowiek o łbie krokodyla, Bóg Chnum posiada łeb kozła, Bóg Amon łeb barana a Bóg Tout ibisa. Potem, gdy i ludzkie przybrały głowy, zwierzęta rodowe stawały obok nich jako symbole. Toteż firmament prócz zwierząt zaczyna od ludzkich roić się postaci, różne oznaczających gwiazdozbiory. Wychodzą na niebo różni boscy bohaterowie i spełniają swoje dwanaście zbawczych dla ludzkości robót, jak Herakles, Ozyrys, Dionizos, później Chrystus.
Przypatrzmy się, jak wygląda JAJE ŚWIATA, zapłodnione przez umysł ludzki wizerunkami swoich wyobrażeń.
Wiz. 40. Konstelacja Byka. (Z dzieła Dupuis „Memoire explicatif du zodiaque chronologique et mitologique“, Paryż 1806).
Czczony w Babilonji Kherub, w Egipcie Apis, w Judei Złoty Cielec, dostaje się na pierwsze miejsce w Pasie Zwierzyńcowym a mianowicie tam, gdzie w owe czasy słońce świeciło w czasie wiosennego zrównania dnia z nocą (Wiz. 40). A trwało to mniej więcej od roku 2900 do 700 przed naszą erą. Nad grzbietem kółko z krzyżykiem w dół obróconym jest hieroglifem planety Wenus. Obok widnieje nazwa indyjska tej konstelacji. W słonecznym micie Heraklesa jest to ów byk, którego Pozejdon darował Minosowi Kreteńskiemu a Herakles go pojmał i przywiódł do Mycen.
Po miesiącu słońce już w następnej świeci konstelacji Zodjaku, którą oznaczono wizerunkiem Bliźniąt (Wiz. 41). Mity z tą konstelacją związane są bardzo starożytne a głoszą o Dioskurach: Kastor i Poluks, Romulus i Remus, Sin i Nergal i t. p. Wtedy zachodzi Pies (Procjon), którego zmógł Herakles. Później przekonamy się, jak konstelacja ta będzie ważna dla chrześcijaństwa, gdy zajmiemy się ideowemi bliźniętami Janem Chrzcicielem i Jezusem Nazareńskim, dwoma bliźniętami bożemi, z których nowa wyszła religja. Nad głową lewego bliźnięcia widnieje znak planety Merkury.
Na miejscu trzeciem w Zodjaku umieszczono Raka (Wiz. 42), który Heraklesa w piętę raził, gdy ten się zmagał z Hydrą Lernejską. W górze sierp jest symbolem księżyca.
Czwarta z rzędu konstelacja otrzymała wizerunek Lwa (Wiz. 43), który w okolicy Nemei miał swe legowisko i pokonany został przez Heraklesa. Między przedniemi jego łapami świeci gwiazda, którą Babilończycy „królewską” nazywali. Jest to Regulus. Kółko nad ogonem jest symbolem słońca.
Jaśniejącą na miejscu piatem w Zodjaku konstelacje, opatrzono wizerunkiem Panny z kłosem w ręku (Wiz. 44).
Wiz. 44. Konstelacja Panny (Dupuis).
Główna gwiazda tej konstelacji zwie się Kłos (Spica). Jest to Królowa Niebios, Malkat ha-szamaim, egipska Izyda, grecka Demeter, czyli Ceres, czczona w Lerne, gdzie szalała Hydra, którą zabił Herakles. Później przekonamy się, że konstelacja ta oznacza także chrześcijańską Marję. Wizerunek ów Dziewicy z Kłosem zwał się po hebrajsku Szibolet, po arabsku Sanbalat i stąd powstała tajemnicza nazwa Sybilli. W Zodjaku żydowskim jest ona Diną a Symeon z konstelacji Bliźniąt (Symeon, Lewi) jest jej rodowym obrońcą. Dziewicę astralną przedstawiano także z dzieciątkiem na ręku. W ewangielji Łukasza miejsce jej zajmie matka Jezusa. W Apokalipsie Jana jest ona ową niewiastą „obleczoną w słońce a księżyc pod jej nogami, a na głowie jej korona z gwiazd dwunaści”, która „porodziła syna mężczyznę, co miał rządzić wszystkie pogany laską żelazną, i porwany jest do Boga i do stolicy jego“, niewiasta zaś otrzymuje „dwa skrzydła orła wielkiego” (XII). Dzierżony w lewej ręce kłos kieruje się w dół do gwiazdy tejże nazwy (Kłos, Spica). W tej konstelacji ma siedzibę planeta Merkury (Dupuis, Origine I, 177).
Na miejscu szóstem umieszczono Wagę, którą Mochos miał po raz pierwszy zbudować dla ludzkości (Wiz. 45). Gdy słońce ukazuje się w tej konstelacji, wschodzi Centaur, który ugościł Heraklesa, oraz Niedźwiedzica, symbol Dzika Erymantejskiego, poskromionego przez Heraklesa.
Konstelację siódmą nazwano Skorpionem (Niedźwiadkiem), który wedle podania miał Orjonowi śmierć zadać. Wtedy zachodzi Kasjopea, albo złotoroga Łania Artemidy, pojmana przez Heraklesa. Kółko ze strzałką w bok pochyloną jest symbolem planety Mars (Wiz. 46).
Konstelację ósmą opatrzono wizerunkiem Strzelca. Była ona poświęcona bogini Dyanie, mającej wspaniałą świątynię w dolinie Stymfalosu, gdzie Herakles wystrzelał pożerające ludzi ptaki. Znak na wizerunku do czwórki podobny jest hieroglifem planety Jowisz (Wiz 47).
Konstelację dziewiątą wyobrażano sobie w postaci Koziorożca z ogonem syrenim. Tu wyobrażano sobie stajnię Augjasza którą oczyścił Herakles. Zwykle rysują pod spodem wizerunek pobliskiej konstelacji Ryby Mieczowatej (Cetus), świecącej na niebie południowem. Nad Koziorożcem widny jest hieroglif planety Saturn (Wiz. 48).
Dziesiąta konstelacja otrzymała wizerunek człowieka wylewającego wodę z naczynia i przeto nazywa się Wodnik, albo Czasza. W greckiej mitologji jest to albo Ganymedes, albo Deukaljon (helleński Noe), albo wreszcie Kekrops, za którego czasów ofiarowywano bogom jeszcze tylko wodę miast późniejszego wina (Wiz. 49).
Następuje jako jedenasta konstelacja Ryb (Wiz. 50). Gdy Tyfon ścigał Afrodytę i Erosa, ci skoczyli do Eufratu i zmienili się w Ryby; dlatego też na wizerunku wstęga Ryby łączy.
Przejście słońca przez tę konstelację oznaczał zachód konstelacji Lutni, albo Sępa Prometeuszowego, zabitego przez Heraklesa. W mitologji hebrajskiej ryba posiada szczególne znaczenie. Bogiem narodowym ziemi Kanaan był Dagon, Rybobóg. Rybobogiem był także opisany przez Berossusa Oannes, czyli Joannes, czyli Jan. Nazwa ta znowu stoi w związku z bóstwem wód Ea. Wiadomo, że wedle mitów Starożytnego Wschodu świat został uczyniony albo z wód, albo z wielkiej ryby. Jak się później przekonamy, konstelacja ta ma w ewangielji Łukasza wielkie znaczenie.
Konstelacją dwunastą i ostatnią Zwierzyńca Niebieskiego jest Baran greckiego Phrixosa, egipskiego Amona, wreszcie symbol chrześcijańskiego Zbawiciela (Wiz. 51). Gdy słońce wchodzi w tę konstelację, ukazuje się Okręt. Argo, na który siada Herakles, wybierając się po Złote Runo.
Za daleko zaszlibyśmy, wykładając tu mitologję różnych ludów, związaną z Pasem Zwierzyńcowym.
Zodjak podzielono na 360 stopni, stopień na 60 minut, minutę na 60 sekund. Krąg ten, rzucony na papier, tak się przedstawia, jak to wykazuje załączony rysunek (Wiz. 52).
Ponieważ obracamy się w świecie pojęć starożytnych, przeto na wizerunku naszym Ziemia znajdzie się w pośrodku okręgu, słońce zaś krążyć będzie po okolu z lewej ku prawej a konstelacje będą ustępowały z prawej ku lewej. Co miesiąc słońce wschodzi i zachodzi w konstelacji następnej, licząc na rysunku od lewej ku prawej.
Dla zapamiętania kolejności dwunastu znaków Zodjaku ułożono następujący dwuwiersz łaciński:
Sunt aries taurus gemini cancer leo virgo
Libraque scorpius arcitenens caper amphora pisces,
Baran idzie przed Bykiem, po Bliźniętach Raki,
Lew przed Panną uchodzi, to są letnie znaki.
Waga chłodzi z Niedźwiadkiem, Strzelec zimnem grozi,
Koziorożec ląd wiąże, Wodnik Ryby mrozi.
W Zodjaku cztery punkty są szczególniej ważne. Wiemy, że dnia 21 marca mamy wiosenne zrównanie dnia z nocą, 21 czerwca letnie przesilenie słońca czyli dzień najdłuższy, 21 września jesienne zrównanie dnia z nocą a 21 grudnia zimowe przesilenie słońca, czyli dzień najkrótszy. Słońce ukazuje się wtedy kolejno w czterech różnych konstelacjach, oddalonych od siebie o ćwierć koła a w latach 2900 — 700 przed naszą erą ukazywało się wiosną w konstelacji Byka, latem Lwa, jesienią Skorpiona a zimą Wodnika. Są to zatem niejako CZTERY WĘGŁY ŚWIATA, na których opiera się cały Zodjak.
Oglądając jednak stare pomniki i starożytne odczytując teksty, miast konstelacji Skorpiona znajdujemy konstelację Orła. Dziś konstelacja ta nie świeci w Zodjaku, ale może dawniej świeciła. W Apokalipsie Jana czytamy: „Zwierzę pierwsze podobne lwowi, a wtóre zwierzę podobne cielcowi, a trzecie mające oblicze jako człowieka, a czwarte podobne orłowi latającemu“ (IV, 7). Swoją drogą starszy od niego Ezechjel rzecz dokładniej w swem proroctwie określa: „A podobieństwo twarzy ich: twarz człowiecza i twarz lwia po prawicy tego czworga, a twarz wołowa po lewicy tego czworga, a twarz orłowa NA WIERZCHU tego czworga” (I, 10). Dziś konstelacja Orła znajduje się w pobliżu Strzelca i Koziorożca.
Ponieważ konstelacja Byka zwie się także konstelacją Wołu, przeto winniśmy tu wyjaśnić, iż wedle wyobrażeń egipskich księżyc w przyroście był młodym bykiem a księżyc w pełni bykiem starym, który tamtego wytrzebił.
Tu też pora przypomnieć sobie, że czterej ewangieliści następujące posiadają symbole: Łukasz Wołu, Marek Lwa, Jan Orła a Mateusz Człowieka. A zatem pochodzenie tych symbolów chrześcijańskich jest astralne.
Ireneusz powiada, że mogą być tylko cztery ewangielje, gdyż są cztery wiatry (Wiz. 53), świat ma cztery strony i opiera się na czterech słupach. Obecnie widzimy, że te „słupy“ są PUNKTAMI ASTRONOMICZNEMI (Wiz. 54).
Józef Flawjusz w swych „Dziejach wojny żydowskiej przeciwko Rzymianom” daje nam klasyczny przykład stylu astralnej formy objawień: „Głos ze wschodu, głos z zachodu, głos z czterech stron świata” (VI, V, 2).
Niebo mówi.
Tak też wedle wyobrażeń fantazji wschodniej głosy ewangielistów z czterech stron świata płynęły — z przestworów niebieskich, z nieskończoności.
Eryk Bischoff, który doskonale przewertował Talmud pod względem astralnym i nadzwyczajne rzeczy z niego wydobył, powiada, że ludzie starożytni wyobrażali sobie związek pomiędzy niebem a ziemią znacznie „realistyczniej”, niż my. Dodalibyśmy, że my wyobrażamy sobie ten stosunek mistycznie, t. j. mętnie.
Ale przyszły inne czasy. Chrześcijaństwo starało się zatrzeć za sobą ślady swego pochodzenia astralnego. Cel swój osiągnęło, zwężając jednak niezmiernie horyzont myśli ludzkiej i własnych swoich symbolów.
Tekstów naturalnie zmienić nie mogło, ale mogło je zaciemnić egzegezą. Świadczy o tem SACRAMENTARIUM GELASIANUM, które taki daje wykład symbolów konstelacyjnych czterech ewangielistów: „Mateusz ma kształt Człowieka, gdyż w swoim wstępie nic innego nie czyni, tylko narodzenie Zbawiciela w całkowitym układzie genealogicznym wyłuszcza”, „Ewangielista Marek ma postać Lwa, gdyż od puszczy zaczyna, mówiąc: Głos wołającego na puszczy”, „Ewangielista Łukasz jest wyobrażony w kształcie Wołu, którego wzorem Zbawiciel nasz został ofiarowany”, „Jan ma podobieństwo Orła, albowiem ważył się na rzecz wielce szczytną. Powiada mianowicie: Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, a Bogiem było Słowo”.
A więc na miejsce jasnych pojęć astralnych zjawia się ciemna, zawiła filozofją, która człowiekowi posiadającemu wyobraźnię nic nie tłomaczy a wszystko zaciemnia. Toteż ta filozofa zaćmiła na kilkanaście wieków teksty biblijne i z czasem wprost... zapomniano, jakie było znaczenie pierwotne tych symbolów.
Jeszcze dla typu specjalistów, jak Giordano Bruno, Kircher, Newton lub Dupuis piękny język astralny Nowego Testamentu był zrozumiały. Ale ogół nic już z tego wszystkiego nie pojmował. I trzeba było zaiste całego szeregu odkryć, odkopalisk i mozolnych badań, aby owe święte teksty uznać niejako za palimpsesty, gdzie z pod fabuły zdarzeń ziemskich, jak np. u Łukasza, wyziera ledwie czytelna fabuła astralna.
Postrzegamy zarazem, że symbole astralne czterech ewangielistów są znacznie starsze od chrześcijaństwa. Pomijamy fakt, iż znajdują się już w Ezechjelu. Kult Cielców jest przecież znacznie od Ezechjela starszy. Ale ze stanowiska astronomicznego TE CZTERY PUNKTY ASTRONOMICZNE odnoszą się do epoki co najmniej 700 lat przed naszą erą.
Albowiem ziemia, czyniąc swój obieg dokoła słońca, zjawia się po roku nieco wcześniej w punkcie równonocnym. Na okręgu Pasa Zwierzyńcowego wynosi to nieco więcej, niż 50 sekund (50’24”). Skutkiem tego punkty równonocne cofają się. Cały perjod tych przyspieszeń ziemi, względnie cofań się konstelacji, wynosi 26000 lat, czyli stanowi tak zwany w astronomji Rok Platoniczny. A ponieważ na każdy znak Pasa Zwierzyńcowego przypada 30 stopni i ponieważ 12 konstelacji Zwierzyńcowych rozpada się na 360 stopni, przeto, aby słońce w czasie wiosennego porównania dnia z nocą ukazało się w konstelacji poprzedniej, czyli o 30 stopni wstecz, trzeba 2166 lat, czyli niemal 2200 lat.
Mniej więcej od roku 1500 naszej ery słońce w czasie wiosennego porównania dnia z nocą ukazuje się w konstelacji Ryb, w czasie letniego przesilenia w konstelacji Bliźniąt, w czasie jesiennego porównania dnia z nocą w konstelacji Panny a w czasie zimowego przesilenia słońca w konstelacji Strzelca (Wiz. 55).
Astronomowie zachowali jednak nazwy z okresu poprzedniego, który trwał od 1500 roku naszej ery wstecz do 700 roku przed naszą erą, kiedy owemi czterema konstelacjami były: Baran, Rak, Waga i Koziorożec (Wiz. 56).
Okres ten jest też epoką kultu Barana. Egipski Bóg Amon z głową barana był wyobrażony. W Karnaku pod Tebami są całe aleje kamiennych Baranów, które dziś jeszcze oglądać można (Wiz. 1).
Wiz. 10. Sfinks Jezusa na lampkach staro-chrześcijańsk.
W całym Nowym Testamencie Jezus ciągle jest wspominany jako Baranek. Pomniki chrześcijańskie przedstawiają go nawet w formie Sfinksa z kadłubem baranim (Wiz. 10), naśladując egipskie Sfinksy lwie, babilońskie Sfinksy wole, lub syryjskie Sfinksy rybie. Kościół starał się usilnie, aby symbol Barana usunąć, ale nadaremnie. Pochodzący z VIII-go wieku list biskupa z Mende, Wilhelma Duranda, głosi: „Ponieważ ciemności ustąpiły i Chrystus rzeczywistym jest człowiekiem, przeto papież Adrjan nakazuje przedstawiać go w ludzkiej postaci. Na krzyżu nie należy tedy malować Baranka Bożego; gdy się jednak ludzką postać przedstawiło, można pod spodem albo z drugiej strony krzyża dawać wizerunek Baranka”.
Wiz. 58. Zodjak babiloński wyryty na głazie granicznym z roku 1117 przed naszą erą (wedle Jeremiasa).
Dopiero cofając się wstecz szlakiem tysiącoleci w okres między rokiem 700 a 2900 przed naszą erą, znajdujemy na niebie epokę, kiedy owe cztery symbole ewangielistów schodzą się z CZTEREMA WĘGŁAMI ŚWIATA, jak to wskazuje Wiz. 57, lub ściślej Wiz. 54.
Wiz. 59. Zodiak grecki z czterema postaciami symbolizującemi cztery węgły świata (Według Jeremiasa).
Wiz. 60. Zodiak Koptów z czterems węgłami świata (Według Jeremiasa).
Wiz. 62. Jak się odbiło na stolnicy zakopiańskiej (Z dzieła W. Matlakowskiego „Zdobienie“. Co do Bożego Oka porów. Wiz. 68).
Toteż na starych pomnikach babilońskich znajdujemy owe cztery symbole ewangielistów jako znaki pewnych gwiazdozbiorów (Wiz. 58). Znajdujemy je również na pomnikach Hellenów (Wiz. 59) i Koptów (Wiz. 60). Tak samo u Egipcjan w Denderach i Esne (Wiz. 61).
Żydzi w czasie niewoli babilońskiej przyswoili sobie wiedzę astronomiczną Chaldejczyków, aczkolwiek już pierwej przez Egipt napłynęło do nich dużo wyobrażeń astralnych wielkiej wagi. W świątyni jerozolimskiej, jak nam donosi Józef Flawjusz, na wielkiej zasłonie widniał wizerunek nieba, ale bez figur zodjakalnych, gdyż żydom niewolno było robić rytego obrazu. Przenieśli oni na Pas Zwierzyńcowy nazwy swych dwunastu pokoleń. Ponieważ jednak w miejscu Bliźniąt dwa stanęły pokolenia, przeto w konstelacji Panny umieszczono Dinę jako jedyną siostrę, której rodowym mścicielem za jej pohańbienie był Symeon (Wiz. 63).
Znajdujące się w pierwszej księdze Mojżeszowej Błogosławieństwo Jakóba, udzielone dwunastu synom, ma cechy wybitnie astralne. Zresztą, jak wykazał Eryk Bischoff, Talmud nie pozostawia najmniejszych wątpliwości, że w religji żydowskiej panowały astralne wyobrażenia.
W Pesiktha Rabbathi Bóg mówi: „Stworzę wagę, ponieważ czyny ludzkie muszą być sądzone”, w czem się zresztą odbiły pojęcia egipskie (Wiz. 64).
Bezpośrednio dalej Bóg mówi, iż stworzy: skorpiona, ponieważ człowiek, uznany na sądzie za złoczyńcę, musi być strącony do piekła”. Jest tu wyraźnie mowa o konstelacji Wagi i Skorpiona a w dodatku wyobrażenia te pochodzą z epoki, kiedy słońce w czasie wiosennego porównania dnia z nocą wschodziło w konstelacji Byka a w czasie porównania jesiennego w konstelacji Skorpiona, idąc następnie śladem konstelacji podwidnokręowych, czyli schodząc do Poddziemu (Wiz. 65).
Tamże czytamy: „Słońce odpowiada naszemu patryarsze Abrahamowi, który napełnił świat słońcem i blaskiem”. Rabbi Eleazar wkłada w usta Jetro słowa: „Ty, Aron, jesteś słońce, a twój brat (Mojżesz) księżyc”.
Całej epoki cywilizacyjnej potrzeba było na to, aby święte zwierzęta ziemi przenieść na niebo i z religji totemistycznej wytworzyć religję astralną.
I znowu całej trzeba było epoki, aby mity astralne całkowicie z powrotem zlokalizować na ziemi i bóstwa śród tych przenosin przyoblec w kształty Syna Człowieczego.
Ale bóstwa, zstępując z firmamentu na ziemię, powlokły za sobą girlandy gwiazd i glorje słoneczne. W życiorysach ich widać wyraźny ślad zdarzeń astralnych a głowy ich otacza aureola, utkana z promieni słonecznych. Na ziemi jednak gwiazdy i glorje traciły blask pierwotny a z symbolów zwolna dawna treść wietrzała, przez nową zastępowana.
W klinach babilońskich gwiazda prostsza ✽ lub bardziej złożona ✺ oznaczała Boga. Owe obrączki nad głowami świętych chrześcijańskich są śladem dawnej słoneczności.
Żydzi posiadali jeszcze inne wyobrażenie Zodjaku, którego konstelacje poszczególne zwały się „stolicami“, „domami” i t. p. Były to wspomniane już „Domy Boże”, Bet-El, kamienie w kształcie klinów ciosane (Wiz. 66). Czczono bowiem kamień albo w postaci meteorytu, że spadł „z nieba”, albo w postaci głazu ziemnego, że ukryta jest w nim „iskra”, czyli, że „ogień” t. j. „Bóg” ma w nim swój „dom”. Arcykapłan, jak mówiłem wyżej, w dniach uroczystych wkładał na pierś efod z dwunastu drogiemi kamieniami a na każdym kamieniu było wyryte imię jednego pokolenia. Kult „betelów” był bardzo rozpowszechniony. Słowa Jana Chrzciciela z ewangielji Mateusza (III, 9) i Łukasza (III, 8), iż, gdy Bóg wzgardzi obecnem pokoleniem żydów, „wzbudzi” inne z „kamieni”, do tych Zwierzyńcowych stosują się kamieni, albowiem, jak się później przekonamy, sam Jan z takiego kamienia wzbudzony został, czyli, jak mówi polskie przysłowie, na kamieniu się rodził.
Ale w Talmudzie znajdujemy jeszcze dalsze ślady pojęć astralnych, które tu dla nas mają duże znaczenie.
Wiz. 67. Czterej Archaniołowie stojący na czterech węgłach świata.
Rysowane przez autora wedle badań Dr. Eryka Bischoffa.
Ziemia jest tylko odbiciem zjawisk zachodzących na wysokościach. Dr. Eryk Bischoff przytacza następujące miejsca z Talmudu: „Rabbi Lewi powiedział: W Sebul znajduje się Jerozolima, świątynia i ołtarz, a Michał, wielki książę, stoi przed nim i składa ofiary, albowiem jest napisane: zbudowałem ci dom, byś w nim mieszkał wieczyście” (Chagiga 12 b).
Jest tu wyraźnie mowa o konstelacji Ołtarza. Rabbi Lewi w Midraszu Tehillim powiada: „Juda jest porównany z młodym Lwem, ponieważ gwiazda jego jest Lew; Reuben jest Barankiem a Symeon Bykiem”. Jest tu całkiem wyraźnie mowa o konstelacji Byka, Lwa i Barana. Panują nawet wyobrażenia astrologiczne. „Żywot dzieci i pokarmy nie zależą od nabożności, ale od gwiazd” (Moed katan 28 b). „Krew puszczać pierwszego, czwartego i szóstego dnia w tygodniu a nie drugiego i piątego, bo wtedy gwiazda Mars podwójnie panuje“ (Szabat 129 b). Mars jako „czerwony” ma szczególny wpływ na „krew”. „Abaje mówi: ludzie tak powiadają: jak się podnosi słońce, to tak się podnosi (lżejszą się staje) choroba” (Baba batra 16 b). „Bez ciepła Kesifa (Orjona) i zimna Kimah’y (Plejad) świat nie mógłby wcale istnieć” (Berachot 58 b). Wyrażenie „rokija” oznacza kosmicznie Zodjak a telurycznie firmament. Gwiazdy są Aniołami. „Nazwy Aniołów Izraelici przynieśli ze sobą z Babilonji” (jer. Rosz ha-szana 1, 2). Czterej Archaniołowie stoją na czterech węgłach świata. Archanioł Michał stoi przed ołtarzem i składa ofiary, Urjel strażuje, Rafael spełnia rozkazy a Gabrjel jest od „zwiastowań” (Wiz. 67).
Gabrjel stoi zawsze w punkcie południowym i symbolizuje słońce „skwarne”, więc słońce podzwrotnikowe, wysyłające na ziemię promienie prostopadle. Jest to zatem „astralne” zapładnianie.
Konstelacje mają różne nazwy symboliczne, więc „domy”, „stolice”, „przybytki” (temenos), „miejsca”. Na dwunastu „stolicach” siedzi dwanaście pokoleń Izraela.
Gdy jednak przyszło chrześcijaństwo i wzięło niebo w swe wyłączne posiadanie, Zodjak Żydowski przemienił się w Zodjak Chrześcijański. Ewangielista wkłada w usta Jezusa zdanie, wygłoszone do Apostołów: „Wy siedzieć na dwunastu stolicach będziecie, sądząc dwojenaście pokolenia izralskiego”. Toteż później przekonamy się, że na czele Nowego Roku astralnego widnieje Apostoł Piotr.
Oto jak przekształcało się KRÓLESTWO NIEBIESKIE z indyjsko-babilońsko-egipsko-greckiego w żydowskie a z żydowskiego w chrześcijańskie.
Ziemia i niebo, niby mąż i niewiasta małżeńskim uściskiem spleceni, były wiecznie płodne. Tę płodność wyobraża wizerunek staro-egipski, znajdujący się w Muzeum Turyńskiem.
W Listach Apostolskich niema ani razu wzmianki o Marji. Mówi się tam o narodzeniu Jezusa właściwie jak o pojęciu religijnem a nie jak o zdarzeniu życiowem, i to w przeszłości nieokreślonej. W Dziejach Apostolskich, które wedle wszelkiego prawdopodobieństwa wraz z ewangielją Łukasza wyszły z pod pióra jednego i tego samego autora, Marja jest wymieniona dwa razy (I, 14 i II, 1). Dopiero w Ewangieljach ukazuje się Marja w różnych epizodach, co do których poszczególni ewangieliści, jak to powszechnie wiadomo, wcale nie są z sobą zgodni. Gdy już w pierwszych rozdziałach ewangielji Łukasza z pod tekstu występują na wierzch cechy jej astralne, w Apokalipsie Jana zjawia się ona jako wielki „znak“ na niebie: „Niewiasta obleczona w słońce, księżyc pod jej nogami a na głowie jej korona z gwiazd dwunaści” (XII, 1).
W tej postaci dostała się do kultu chrześcijańskiego, do chrześcijańskiej sztuki i poezji. W każdym niemal kościele widujemy jej figurę, jak opisuje Słowacki, „na sierpie w blaskach księżyca”, i jak dodaje Krasiński „w gwiazd koronie”.
W pieśniach kościelnych wielbi się ją jako „Gwiazdę Morza”, która „Pana mlekiem swojem karmiła”. Wyrażenie to „Gwiazda Morza”, łacińskie „Stella maris”, odpowiada greckiemu przydomkowi Izydy „Isis pelagia”.
Litanja katolicka zwie ją jeszcze „Gwiazdą Zaranną”. Jest nią Venus łacińska a babilońska Isztar. Vollers wywodzi imię „Isztar” od „gwiazdy”, indyjskie „star”, staroperskie „stare”, greckie „aster”, łacińskie „Stella”, niemieckie „Stern”. A więc w tradycji chrześcijańskiej Marja zachowała pewne cechy planety Venus.
Wiz. 69. Babilońska Isztar z Dzieciątkiem Tamuz na ręku. (Wedle Riehma).
A wreszcie w Litanji zowie się ona jeszcze „Domem Złotym”. Ponieważ „domami” zwano konstelacje i ponieważ określenie „dom złoty” odróżniać prawdopodobnie miało dom konstelacyjny, astralny, od domu zwykłego, więc dość mamy resztek astralnych w liturgji chrześcijańskiej, które bez wyjaśnień astronomicznych byłyby fantastycznemi dziwolągami. Konstelacja Pasa Zwierzyńcowego Panna, o której mówi Apokalipsa Jana, zwała się po łacinie Virgo, po grecku Parthenos, jako zaś bogini: Astraja.
Wyrażenie KRÓLOWA NIEBIOS pojawia się na starożytnym Wschodzie czy jako „Melechet ha szamaim”, czy też „Malkat ha szamaim”. Królową niebios była Isztar (Szarrat szamami). Przedstawiano ją z dzieciątkiem na ręku (Wiz. 69).
Tem Dzieciątkiem był Tammuz, zwany z żydowska po grecku Adonis, u żydów Adon, u Greków Kyrios, u Rzymian Dominus, u nas Pan. Ta Matka-Karmicielka u Egipcjan będzie świętą krową Hator, trzymającą przy piersi małego Ozyrysa (Wiz. 70). Na załączonym wizerunku ma ona już kadłub ludzki, lecz głowę jeszcze krowią, ale między rogami zwierzęcemi posiada już tarczę słoneczną, więc jest Królową Niebios.
Taką Matką-Karmicielką jest Izyda z maleńkim Horusem na ręku. Na wiz. 71 widać na jej głowie świętego jej ptaka, rogi, słońce, symbole astralne, a na słońcu hieroglif jej imienia. Na wiz. 72, przerysowanym, brak tego rozpoznawczego hieroglifu, ale za to wyraźniej ukazuje się święty ptak.
Taką Matką-Karmicielką jest Junona karmiąca Marsa (Wiz. 73), taką Demeter z Bachusem (Wiz. 74), taką wreszcie indyjska Królowa Niebios, otoczona Znakami Zwierzyńcowemi a w szczególności dwóch ewangielistów, Jana i Marka (Wiz. 75).
Kartagińska Królowa Niebios Tanit dzierży w rękach sierp księżyca i słońce. (Wiz. 76).
Na wielkim zodjaku w Denderach w Górnym Egipcie widnieje jako konstelacja Panny bogini Izyda, dzierżąca małego Horusa. (Porów. Wiz. 106 b).
Pannę w Zwierzyńcu przedstawiano z kłosem w ręku; wtedy, jak wykazał Winckler, a przed nim jeszcze Dupuis, była symbolem Sybilli.
Wiz. 72. Izyda z Dzieciątkiem Horus. (Wedle Riehma).
Wiz. 73. Junona z Dzieciątkiem Mars. (Wedle Malverta).
Wiz. 72. Demeter z Dzieciątkiem Bachus. (Wedle Malverta).
Wiz. 75. Indyjska Królowa Niebios z Dzieciątkiem i symbolami Zodjaku. (Wedle Jeremiasa).
Tak też z kłosem w ręku przedstawiano grecką boginię Demeter, łacińską Ceres, opiekunkę roślinności, zwłaszcza zboża, żniw, co się odbiło w chrześcijańskich nazwach: Matka Boska Zielna, Matka Boska Siewna.
Wiz. 76. Kartagińska Królowa Niebios Tanit z sierpem księżyca i słońcem w rękach. (Wedle Jeremiasa).
Dnia 8 września obchodzono uroczyście Narodziny Iztary. Dzień ten pozostał w chrześcijaństwie dniem Narodzin Matki Boskiej. W Sippar zdobiono zielenią grób Isztary, która co roku umierała a raczej usypiała, jak Marja. Zapalano na jej cześć światła, co też potem odbiło się w chrześcijańskiej Matce Boskiej Gromnicznej.
Konstelacja Panny ma wizerunek dziewicy uskrzydlonej. Morozow w genjalny sposób objaśnił wizję owej uskrzydlonej niewiasty z Apokalipsy Jana. Obliczył, że w roku 395 naszej ery, w niedzielę dnia 30 września nad wieczorem z wyspy Patmos tak się niebo przedstawiało, jak je widział i opisał w Apokalipsie Jan Złotousty. Panna widniała w postawie leżącej, słońce jaśniało w jej szacie a księżyc pod nogami (Wiz. 77). Zbliżała się chwila zaćmienia słońca, które jednak mogło być widoczne tylko na drugiej, nieznanej jeszcze wtedy półkuli, w Południowej Ameryce (Wiz. 78). Jest to jedynie jasne i proste wytłomaczenie owego tajemniczego ustępu Apokalipsy.
Tradycja astralna zanikła zupełnie w świadomości chrześcijańskiej. Bez zrozumienia powtarzano słowa „Gwiazdo Morza”, „Gwiazdo Zaranna”, „Domie Złoty”. Przedstawianie Marji z księżycem POD STOPAMI wyjaśnia Dupuis (p. Wiz. 106 b). Ale chrześcijanie tego astralnie nie rozumieją. Są to zatem u nich wyobrażenia szczątkowe, trzymające się organizmu kościelnego nader upornie, ale jako zupełne przeżytki.
Wiz. 77. Wyjaśnienie Morozowa „Niewiasty obleczonej w słońce z księżycem pod nogami“ (Otkrowienje w grozie i burie).
A jednak wrażenie ogólne, jakie się odbiera, patrząc na pomniki starożytne i zestawiając je z wizerunkami nowożytnemi, jest takie, iż właściwie DAWNOŚĆ ciągle tkwi w religijnej TERAŹNIEJSZOŚCI. Spoglądając na wizerunek Dyany z krzyżem na głowie, z gwiazdą po prawej a sierpem księżyca po lewej (Wiz. 79), możnaby mniemać, że ma się przed sobą jeden z wizerunków Matki Boskiej.
I rzeczywiście identycznie ukazuje nam się ona na pieczęci kapituły w Salisbury (Wiz. 80). Ów krzyż na głowie Dyany pojawia się i u Chrystusa. Oto wizerunek z sarkofagu chrześcijańskiego z IV-zo wieku nasze, ery. Chrystus ma na głowie charakterystyczny krzyz „z uszkiem” (Wiz. 81). Podobne krzyże mają na głowach egipskie bogi (Wiz. 82).
Wiz. 79. Dyana jako Królowa Niebios (Wedle M. Brocka).
Wiz. 80. Matka Boska z Salisbury (Wedle M. Brocka).
Wiz. 81. Chrystus z sarkofagu IV-go wieku z Arles (Wedle Malverta).
Wiz. 82. Bogi egipskie z krzyżami (Luwr, przerys. przez art. mal. W. Trojanowskiego).
Kult ten obejmuje: obchodzenie śmierci i opłakiwanie Pana, święcenie jego zmartwychwstania, czczenie jego Matki jako Królowej Niebios, a zatem obejmuje w głównych zarysach właściwie wszystko, czem słynie Jerozolima chrześcijańska.
Stosunek Królowej Niebios do Syna zmienia się. „Przyszło wesele Barankowe, a małżonka jego zgotowała się. I darło jej, aby się oblekła w bisior świetny i czysty; albowiem bisior są usprawiedliwienia świętych. I powiedział mi: Napisz: Błogosławieni, którzy na wieczerzę wesela Barankowego wezwani są”. Czytamy to przecież w Apokalipsie Jana (XIX, 2 — 9), czyli w księdze kanonicznej.
Może lużnemi podżwiękami tych pojęć są gody w Kanie Galilejskiej (Jan II, 1 etc.) i wersety Łukaszowe XII, 36 i XIV, 8.
Kibele frygijska jest matką i oblubienicą Attisa. Fenicka Astarte jest również matką i oblubienicą Adonisa. Izyda egipska, jak już wspomnieliśmy, będąc żoną i siostrą Ozyrysa, jest matką i oblubienicą jego syna Horusa. Tak samo babilońska Isztar w stosunku do Tammuza. W starochrześcijańskiem pojęciu Duch Święty jest Matką Marji a syn jej synem i oblubieńcem Ducha Gołębicy. Duch Święty, po hebrajsku Szechina, jest żeńskiego rodzaju. Isztara jest także gołębicą a Tammuz (Duzu) jej „synem wybranym”. Indyjska Królowa Niebios, którą oglądaliśmy na wiz. 75, obejmuje rękami właściwie Syna-Młodzieńca a nie Dzieciątko. Oryginał tego wizerunku jest płaskorzeźbą w drzewie; rzecz cała jest silnie zmodernizowana. Tem bardziej tedy potwierdza zadawnienie się tego pojęcia matki-oblubienicy.
Wszystko to, dziwaczne i nawet nieobyczajne ze stanowiska ziemskiego, astralnie całkiem inaczej wygląda a nawet ma rysy świetności.
Bo spojrzyjmy tylko na nocne niebo, usiane gwiazdami.
Na konstelacji Tron siedzi Starodawny. Po jednej jego stronie jaśnieje konstelacja Baranka, po drugiej konstelacja Królowej Niebios. Na czterech węgłach Zodjaku widnieją konstelacyjne postaci czterech Zwiastunów Dobrej Nowiny.
Ewangielista Łukasz rozpoczyna księgę swych objawień od tajemniczych momentów zwiastowania, poczęcia i narodzin dwojga bożych dziecin, z których jedno ma poprzedzać drugie, obie zaś z woli niebios świat przeistoczą.
Opowieść ta daje dużo do myślenia. Pisał ją mistrz, który wiedział, że wedle prastarych wiar wszelkie zdarzenia ziemskie są tylko odbiciem tego, co się dzieje na wysokościach.
Zapowiedziane zdarzenia nie są chwilowym kaprysem bóstwa, ale wynikają z przedwiecznej jego woli, która puściła w ruch planety, gwiazdom ich drogi wyznaczyła a teraz nastaje wyroczna chwila, zbliżająca się równie nieubłaganie, jak sama konieczność.
Ale do ludzi ludzkim przemawiać trzeba językiem. Zdarzenia niebieskie przyjąć muszą kształty cielesne. Nieskończoność ma przywdziać szaty ziemi.
„Był za dni Heroda, króla żydowskiej ziemie, kapłan niektóry imieniem Zacharjasz i żona jego Elżbieta. A nie mieli syna, przeto iż Elżbieta była niepłodna, a byli oboje podeszli we dniach swoich. A stało się, gdy odprawował urząd kapłański w rzędzie porządku swego przed Bogiem, według zwyczaju urzędu kapłaństwa losem padło, iż miał kadzić, wszedłszy do kościoła Pańskiego: i ukazał mu się Anioł Pański, stojąc po prawej stronie Ołtarza Kadzenia. I rzekł do niego Anioł: żona twoja Elżbieta urodzi tobie syna i nazowiesz imię jego Jan. A ty będziesz miał wesele i radość, i wiele ich będą się radować z narodzenia jego. Albowiem będzie wielki przed Panem: wina i sycery pić nie będzie i będzie napełnion Duchem Świętym jeszcze w żywocie matki. A on uprzedzi przed nim w duchu i mocy Eljaszowej, aby obrócił serce ojców ku synom, a niedowiarki ku roztropności sprawiedliwych, iżby zgotował Panu lud doskonały. I rzekł Zacharjasz: skąd to poznam? Bom jest stary i żona moja podeszła w leciech. Anioł rzekł mu: Jam jest Gabrjel, który stoję przed Bogiem, a jestem posłań, abych to dobre poselstwo tobie odniósł. A oto będziesz milczącym, ani będziesz mógł mówić aż do dnia, którego się to stanie: dlatego, żeś nie uwierzył słowom moim, które się wypełnią czasu swego“.
I rzeczywiście po onych dniach Elżbieta poczęła, ale taiła się przez pięć miesięcy.
A miesiąca szóstego udał się Anioł Gabrjel do Panny imieniem Marja, przyrzeczonej (μἐvηστευμέγη) mężowi, któremu było Józef, i rzekł:
Następnie jakby dla poparcia przykładem wróżby powiada:
„A oto Elżbieta, krewna (συγγεvίς) twoja, i ona poczęła syna w starości swej a ten miesiąc szósty jest onej, którą zowią niepłodną”.
Tedy Marja udaje się „z kwapieniem“ (μετὰ σπουδής), dążąc „w górę” (εὶς τὴv ὸρειvήv), wchodzi do „miasta” (πόλις) judzkiego a następnie w „dom” (οίχος) Zacharjaszów. Elżbieta, ujrzawszy ją, woła: „A skąd mnie to, że przyszła matka Pana mego do mnie?”
Marja bawi u niej „jakoby“ (ώσεί, ώς) trzy miesiące, potem wróciła się do „domu” (οίχος) swego.
A Elżbiecie wypełnił się czas porodzenia i porodziła syna. Sąsiedzi i krewni bardzo się radowali i chcieli dzieciątku dać imię Zacharjasz. Ale matka powiedziała, że Jan będzie imię jego. Więc zwrócono się z zapytaniem do niemego ojca. Ten zażądał tabliczki i napisał oraz nagle przemówił: „Jan jest (ὲστίν) imię jego”. A potem zawołał z radością: „Nawiedził nas Wschód z wysokości”.
Tymczasem Marja dąży wraz z Józefem do Betleemu, miasta Dawidowego, kędy miano „popisać wszystek świat“. I stało się, gdy tam byli, wypełniły się jej dni, aby porodziła. A ponieważ nie było miejsca w „gospodzie”, przeto złożyła dzieciątko w „żłobie” (φάτνη).
A byli pasterze w tejże krainie, czujący i strzegący nocne straże nad trzodą (ὲπὶ τὴν ποίμνην) swoją. A oto Anioł Pański stanął pośród nich, oświeciła ich wielka jasność, bardzo się przelękli, Anioł zaś zwiastował im narodzenie się Zbawiciela. Niechaj idą a ujrzą dzieciątko w „żłobie” (φάτνη). A z Aniołem było mnóstwo wojska niebieskiego. Tedy poszli i znaleźli Marję, Józefa i dzieciątko w „żłobie”.
A gdy wypełniły się dni oczyszczenia Marji wedle zakonu Mojżeszowego, przyniesiono dzieciątko do Jeruzalem. Tam żył w one dni Symeon bogobojny, oczekiwający pociechy izraelskiej. I przyszedł w „duchu” (ὲν τῷ πνεύματι) do świątyni. A gdy wnoszono dzieciątko Jezus, on wziął je na ręce i zawołał: „Teraz odpuść sługę swego, Panie, w pokoju”.
I była Anna Prorokini, ta była „bardzo podeszła w leciech”, która też onej godziny nadszedłszy, wyznawała Pana i opowiadała o nim wszystkim.
Dzieciątko rosło i umacniało się a rodzice jego co roku chodzili do Jeruzalem na dzień Paschy.
Na tem kończy się część pierwsza misterjum ewangielicznego wedle relacji Łukaszowej.
Znajdujemy tu bardzo dużo ustępów i zwrotów tajemniczych, całkiem w języku zwykłego zdarzenia niezrozumiałych. Przywykliśmy do tego, iż stare teksty święte znamionuje nadzwyczajna ścisłość. Tłomaczenie ich sobie dzisiejszemi naszemi doświadczeniami naukowemi nietylko nie wystarcza, ale wiedzie na manowce. I tak: wydawało się nam naiwnością ze strony autora pierwszej księgi Mojżeszowej, iż Bóg stwarza światło dnia pierwszego a źródło światła dopiero dnia czwartego. Nie wiedzieliśmy, że był to tylko starożytny pogląd na zjawiska. Mniemano, że słońce nie jest źródłem światła, że światłość i ciemność mają byty odrębne, a słońce i księżyc są tylko znakami dla układania kalendarza. Wobec tego nie możemy również z lekkiem sercem przejść około różnych tajemniczych zwrotów i wyrażeń Łukasza, lub uważać je za przenośnie, w którym to wypadku nader często przenośnią to nazywamy, czego nie potrafimy jasno zrozumieć.
Cóż to znaczy, że Symeon przyszedł „w duchu” do świątyni? Więc przyszedł, czy nie przyszedł i tylko, jak mówi przysłowie polskie, „przez imaginację pojechał na koronację”?
Jest powiedziane, że Elżbieta taiła się po poczęciu przez pięć miesięcy. Dlaczego akurat przez pięć a nie przez cztery lub sześć?
Zacharjasz widzi Anioła po prawej stronie Ołtarza Kadzenia. Dlaczego po prawej a nie naprzykład po lewej?
Anioł Gabrjel udaje się do Marji szóstego miesiąca. Dlaczego właśnie szóstego a nie piątego lub siódmego?
Cóż znaczy ono tajemnicze wyrażenie: Moc Najwyższego zaćmi tobie?
Po zwiastowaniu Marja udaje się do Elżbiety. Dlaczego Marja do Elżbiety a nie Elżbieta do Marji, skoro nawet Elżbieta dziwi się i pyta: skądże mnie to, że przyszła matka Pana mego do mnie?
Ale Marja udaje się nawet „z kwapieniem”. Dlaczego aż z kwapieniem? Czy dlatego, jak tłomaczą egzegeci, aby się podzielić radosną nowiną? Ale dlaczego czyni to PANNA a dlaczego taiła się MĘŻATKA?
Dlaczego Marja bawi w domu Elżbiety „jakoby” trzy miesiące?
Dlaczego Zacharjasz powiada: Jan JEST imię jego a nie „niech będzie”, ἔστω? Czy tak jak u nas Janem ten jest, który się „na świętego Jana” narodził? Więc w jego znaku? Ale co znaczyłoby w JEGO znaku?
Co znaczy tajemnicze wyrażenie Zacharjasza: nawiedział nas Wschód z wysokości?
Dlaczego nie było miejsca w gospodzie i dlaczego Panna złożyła dzieciątko akurat w żłobie? Dlaczego ta poetyczna legenda np. nie powiada, że złożyła je: śród kwiecia?
Cóż to za pasterze, którzy mają JEDNĄ trzodę? Ujrzeli Józefa, Marję i dzieciątko w żłobie. I po tem „poznali słowo, które im było powiedziane o dzieciątku tem”. Gdy Zacharjasz jest tak niedowiarczy, gdy nawet Marja wątpi w chwili zwiastowania, dlaczego ci pasterze po tak drobnej okoliczności, jak ułożenie dziecka w żłobie, poznają prawdziwość zapowiedzi o Dziecku Zbawicielu?
Dlaczego Symeon woła, że teraz już Pan może go odpuścić w pokoju, gdy może właśnie przydałby się opiekun jeszcze jeden bożemu dzieciątku, nim podrośnie?
Co znaczy owa Anna Prorokini i dlaczego jest ona akurat bardzo podeszła w leciech?
I dlaczego jest wreszcie powiedziane, że rodzice jego chodzili na dzień Paschy każdego roku do Jeruzalem? Czy przedtem nie chodzili a po raz pierwszy wybrali się w te strony tylko dlatego, ponieważ miał być „popisan wszystek świat“?
Dlaczego jest powiedziane, że ma być popisan „wszystek świat”, kiedy wiemy z historji, iż spis ludności za Quiriniusa dotyczył tylko ludu żydowskiego?
I dlaczego wreszcie rodzice Jezusa na ten popis wędrują do „miasta” swego z domu swego? Dlaczego ich „dom” nie znajduje się w ich „mieście”?
Gdzie jest „dom” Marji a gdzie „dom” Józefa, skoro ze sceny zwiastowania wynika, iż ona męża swego jeszcze nie zaznała i on też przy zwiastowaniu nie był obecny?
Jak się oni zeszli ze sobą, że następnie razem dążyli a ona już była brzemienna?
I dlaczego u Mateusza wszystko to jest całkiem inaczej opowiedziane?
Oto jest szereg pytań, które się nasuwają. Rodzi się dylemat: albo zdarzenia te są fantazją wschodnią a w takim razie odpowiedzi mogą być tylko fantastyczne, albo też tkwi w nich ukryta głęboko musowość a w takim razie winniśmy jej dociec.
A winniśmy to uczynić tem bardziej, iż Łukasz na wstępie wyraźnie powiada, że już wielu kusiło się opowiedzieć historję Jezusa, ale on dopiero „porządnie” ją wyłuszczy.
Operuje nawet liczbami. Relacja jego tajemnicza posiada pozory jakiejś dziwnej ścisłości. Czyż znowu będziemy mówili z uśmiechem o „naiwności” pisarza starożytnego? Czy ci pisarze starożytni nie bywali istotnie niekiedy wielkimi myślicielami?
Czy wierzyć będziemy Euzebjuszowi, gdy z wyjątkiem jednego jedynego Pawła nazwał wszystkich pisarzy Nowego Testamentu „idjotami”, czyli „gwarowcami”, czyli „prostakami”?
Jeżeli rzekomą fantastyczność i to fantastyczność kapryśną Apokalipsy rozwiali Kircher, Newton, Dupuis i Morozow, ukazując nam w niej prześliczny język astralny, pojęcia jasne i ścisłe, oraz ten ostatni zdarzenia rachunkiem sprawdzalne, czy wolno nam po takim wypadku naukowym przechodzić z lekkiem sercem obok Łukasza i to w chwili, kiedy tacy uczeni, jak dr. Alfred Jeremias oraz dr. Eryk Bischoff tyle pierwiastków astralnych odkryli w Ewangieljach i Talmudzie a tak poważny organ, poświęcony orjentalistyce, jak „Memnon”, powitał ich badania z największem uznaniem?
Przystąpmy tedy z aparatem współczesnych zdobyczy naukowych do zbadania tych pierwszych dwóch rozdziałów ewangielji Łukasza.
Na pierwszy rzut oka postrzegamy, wyrażając się językiem mitologji porównawczej, iż mamy przed sobą mit o Bliźniętach.
Obaj nowonarodzeni są bliźniętami ideowemi. Razem założyć mają nową religję. Jeden padnie na progu, zbroczony krwią, z głową odrąbaną, drugi wzięci w niebo, aby tam sądził żywych i umarłych. Tak przecież dzieje się niemal z Remusem i Romulusem.
A i matki są bliźniaczkami w zakresie misji. Są to przytem żony-dziewice. Rozumieją swoje zadanie dziejowe. Ojcami zaś są sprawiedliwi starcy.
Wciąż przesuwają się parami jakiejś typy bliźniacze. Więc Anna Prorokini i Symeon bogobojny. Więc dwóch Łotrów. Więc wysłanych do Jezusa dwóch uczniów Jana. Nawet Herod i Piłat w jakiś bliźniaczy zachodzą stosunek i „stają się sobie przyjaciółmi”, choć „przedtem byli sobie nieprzyjaciółmi” (XXIII, 12).
Jest to więc, jeżeli o formę chodzi, klasyczny mit o Bliźniętach. A ponieważ dr. Eryk Bischoff powiada, że FORMA każdego objawienia Starożytnego Wschodu jest zawsze w ostatnim rzędzie ASTRALNA, przeto możemy śmiało przypuścić, że będzie to: ASTRALNY MIT O BLIŹNIĘTACH.
A w takim razie za punkt wyjścia należy wziąć konstelację Bliźniąt, czyli to miejsce na niebie, gdzie ukazuje się słońce w czasie wiosennego porównania dnia z nocą, czyli 21 marca.
Ale przeniosłoby to nas w tak zwaną Epokę Bliźniąt, która trwała mniej więcej od roku 2900 do 5000 przed naszą erą.
Będzie to jednak epoka mityczna, nie historyczna. Legenda jest konserwatywna i lubi formy możliwie starożytne. Nazwy naszych zwrotników pochodzą także z epoki przed Kopernikiem i już nie odpowiadają rzeczywistości astronomicznej.
Narysujmy sobie tedy zodjak z Epoki Bliźniąt (Wiz. 83). Wszystko, co się dziać ma, będzie się działo w tym układzie.
Widzimy przedewszystkiem, że w-onym układzie zwrotnikami będą Ryby i Panna. Postrzegamy też, że odległość pomiędzy konstelacją Panny a konstelacją Bliźniąt wynosi dziewięć miesięcy. Konstelacja Ryb nazywa się w zodjaku żydowskim „Asser”, czyli „szczęście“. Jan ma się narodzić w znaku „radości”, „szczęścia”.
Znakomity znawca pojęć astralnych Starożytnego Wschodu dr. Eryk Bischoff powiedział, jak już zaznaczyłem, że ludzie starożytni wyobrażali sobie związek pomiędzy niebem a ziemią daleko „realistyczniej“, niż my. Jeremias zaś przypomina słowa Klemensa Aleksandryjskiego: „Wszyscy teologowie Hellenów i Barbarów istotę rzeczy skrywali i przekazywali prawdę w zagadkach i symbolach, alegorjach i przenośniach“ (Stromata V, 4, 21). Chrześcijan zawsze posądzano o kult astralny, jak to przyznaję Tertuljan.
Ale owe tajemnice, ukryte głęboko w tekstach, były tajemnicami tylko dla prostaczków, dla umysłów grubych i ciężkich, dla istot cielesnych i nieświatłych. Tym podawało się rzecz w postaci zmysłowej, dla nich jedynie przystępnej. Umysły wyższe otrzymały coś więcej. Orjentowały się doskonale w palimpseście objawieniowym. Dla nich każde słowo miało drugie, wyższe znaczenie.
Objawienie szło z nieba. Na niebo przeto trzeba spojrzeć. Zjawiska ziemskie są przecież dla owych ludzi tylko odbiciem zjawisk, zachodzących na wysokościach. Tam też niedowiarstwo znajdzie olbrzymie potwierdzenie Dobrej Nowiny. Tylko ślepi nie widzą. Ale kto ma oczy, ten zobaczy!
Świat współczesny daleko odbiegł od tych wyobrażeń. Prysła złota nić tradycji rozumienia tych starożytnych tekstów. Nie nasza to wina. Uczyniła to świadomie urzędowa egzegezą ze względów teologicznych, by wyprzeć kult astralny.
Uczyniła to kosztem zaćmienia tekstów i zgrubienia pojęć. Zbrutalizowała urocze koncepcje, zacieśniła widnokrąg świata ewangielicznego. Kluczem komentatorskim zamknęła podwoje niebieskie.
Konstelacja, czyli Miejsce, czyli Dom Bliźniąt zowie się w zodjaku żydowskim: Symeon-Lewi. Imię własne Lewi jest synonimem Kapłana. A zatem Kapłana Zacharjasza w tej konstelacji szukać musimy. Jednym bliźniakiem będzie Kapłan, drugim występujący później Symeon Bogobojny.
Kapłan postrzega Anioła Gabrjela po prawej stronie Ołtarza Kadzenia. Wiemy, że wedle języka astralnego gwiazdy są Aniołami. Wiemy również z badań dr. Eryka Bischoffa, że wedle pojęć talmudycznych Anioł Gabrjel ma miejsce w punkcie południowym, czyli w konstelacji Ryb. A więc znane są nam już dwa miejsca, miejsce Kapłana i miejsce Anioła Gabrjela. Szukać tedy musimy jeszcze miejsca Ołtarza Kadzenia (θυσιαστήριν τοῦ θυμιάματος).
Nie jest to Ołtarz Całopalenia, ale Kadzenia, inaczej mielibyśmy poprostu do czynienia z Konstelacją Ołtarza.
Otóż przypuszczam, że owym Ołtarzem Kadzenia będzie Czasza (Amphora), z której na wizerunku leje się woda, albowiem najstarsze ofiary jeszcze za bajecznych czasów Kekropsa wodne były. W takim razie Kapłan ujrzy istotnie Anioła Gabrjela po prawej stronie Ołtarza Kadzenia (Wiz. 84).
Ale przypuśćmy, że tym Ołtarzem Kadzenia nie będzie Czasza (Amphora), lecz Puhar (Crater), którego szukać musimy w stronie konstelacji Panny. To i w tym wypadku Kapłan będzie widział Anioła Gabrjela po stronie prawej Ołtarza Kadzenia (Wiz. 85).
Albo przypuśćmy wreszcie, co jest najmniej prawdopodobne, że owym Ołtarzem Kadzenia będzie rzeczywiście Konstelacja Ołtarza, której szukać musimy w kierunku Strzelca, — ale po za nim. To i w tym wypadku Anioł Gabrjel ukaże się Kapłanowi po prawej stronie Ołtarza Kadzenia (Wiz. 86).
A zatem wszystkie trzy kombinacje dają astralnie jeden i ten sam wynik.
Dr. Eryk Bischoff powiedział, że ludziom Starożytnego Wschodu wystarczało w zestawieniach jakiekolwiek TERTIUM COMPARATIONIS a proroctwo już tem samem było oparte na PIŚMIE. Przekonamy się jednak niebawem, że w ewangielji Łukasza analogję są względnie bardzo ścisłe i że niekiedy ze względu na nie Łukasz odstępuje nawet od tradycji.
Wypadałoby jeszcze ustalić CZAS ASTRONOMICZNY dni urzędu astralnego Kapłana. Jest to moment przesilenia zimowego. Słońce o północy mija w Rybach południk dolny a chwilę tę określa zachód Kapłana. Gdy nazajutrz słońce minie południk górny, Kapłan wejdzie na wschodzie niewidzialny w blaskach dnia i dopiero o zachodzie słońca ukaże się na firmamencie w najwyższym punkcie swego wzniesienia, by drogą okólną wrócić do swego „domu”, czyli „miejsca”, od którego liczyć się będą dni brzemienności jego żony. Później syn jego będzie określał moment przesilenia letniego.
Gdy Anioł Gabrjel spełnił swoją misję względem Zacharjasza, dąży do Panny. Na odbycie tej drogi potrzebuje SZEŚCIU miesięcy. Dlaczego sześciu a nie pięciu lub siedmiu?
Wyjaśnia nam to wizerunek 87.
W tym systemacie, jak już zaznaczyłem, jednym zwrotnikiem jest Panna, drugim Gabrjel. Słońce świeci co miesiąc w innej konstelacji, czyli że konstelacje cofają się i co miesiąc zmieniają miejsca. Otóż Gabrjel może tylko szóstego miesiąca wstąpić w Dom, czyli zająć Miejsce Konstelacji Panny. Droga ta po krzywiźnie zodjaku wynosi 180°.
A zatem w liczbie miesięcy jego drogi tkwi musowość. Nie może on przybyć na miejsce wyznaczone ani wcześniej, ani później. Gdy brak jakichkolwiek powodów mitologicznych, czy filozoficznych, lub wreszcie teozoficznych, by droga ta trwała sześć miesięcy, powód astralny rzuca się w oczy jako jedyny. Jest on przytem naturalny i jasny.
Ale spotykamy się tu jeszcze z inną dokładnością. Gabrjel nie przybywa w Dom Panny po upływie sześciu miesięcy, ale wyraźnie miesiąca szóstego. Bo gdy on z jednej strony wstępuje w Dom Panny, już z drugiej strony wstępuje równocześnie Słońce, które tu jest symbolem Boga Najwyższego, o czem później będzie mowa. Słońce od Ryb, czyli punktu zimowego przesilenia, do Panny, czyli punktu swego przesilenia letniego, przybywa również szóstego miesiąca.
Gabrjel powiada Marji tytułem objaśnienia zwiastowania, że Elżbieta także porodzi i że jest już w szóstym miesiącu ciąży. Czas ten zgadza się w zupełności z czasem, który upłynął od jednego zwiastowania do drugiego.
Ale wedle relacji Łukasza Elżbieta taiła się z tym faktem przez pięć miesięcy. Z tego wynika jako prosty wniosek logiczny, że w miesiącu szóstym przestała się taić.
I znowu astralnie rzecz tłomaczy się nader jasno a stoi w dodatku w ścisłym związku z poprzedniemi faktami astralnemi.
Elżbieta jest niewiastą w Domu Kapłana. Dom ten od chwili zwiastowania poczyna cofać się pod widnokrąg nocą lub przez dzień tai się nad widnokręgiem w zakrywających go blaskach słońca. Trwa to pełne pięć miesięcy a dopiero miesiąca szóstego zaczyna on pokazywać się na widnokręgu z drugiej strony przed wschodem słońca (Wiz. 88). Więc znowu w liczbie miesięcy tajenia się Elżbiety tkwi musowość a nie przypadkowość.
Wszelkie tłomaczenia filozoficzne, teozoficzne, obyczajowe albo lekarskie na nicby się tu nie przydały i byłyby tylko albo czysto dyalektyczne, albo nawet wulgarne, zwłaszcza te ostatnie, skoro obracamy się w świecie zdarzeń kosmicznych a nie położniczych. Jedno gwiaździarstwo daje nam odpowiedź zarówno jasną, jak i kategoryczną.
Gdy słońce świeci w pewnej konstelacji, wtedy ją blaskiem swoim przyćmiewa.
Panna gwiezdna zapytuje Anioła Gabrjela, jakim sposobem może porodzić syna, skoro nie zaznała męża? Na to Anioł Gabrjel odpowiada jej: Duch Święty zstąpi na cię i Moc Najwyższego zaćmi tobie.
Wskazówka jasna. Czynnikiem zapładniającym będzie tu promień słoneczny.
Opierając się na tem, możemy teraz wygłosić tezę niemal tajemniczym językiem wyroczni delfickiej, aczkolwiek wszystko będzie astralnie jasne i matematycznie ścisłe.
Kiedy Boże Słońce promieniami letniego przesilenia zaćmi Pannę, wtedy po dziewięciu miesiącach narodzone w znaku Bliźniąt Dzieciątko będzie miało po jednej stronie swojej Wołu a po drugiej Osły (Wiz. 89).
Konstelacja Raka zwie się w zodjaku żydowskim Isachar, którego ojciec Jakób nazywa „osłem kościstym” (1 Mojż. XLIX, 14), w całem zaś błogosławieństwie Jakóbowem odkryto język astralny. Ale tu nie chodzi o tak odległą analogję, czyli TERTIUM COMPARATIONIS. Oto poprostu do konstelacji Raka astronomowie przyłączyli drobną grupę gwiazd i nazwali ją Osły (ὅνοι, aselli). Symbolika chrześcijańska wzięła PARS PRO TOTO, część konstelacji za całość, a właściwie uczynił to autor ewangielji Łukaszowej.
Osioł jest świętem zwierzęciem Mesjaszowem. U Zacharjasza (IX, 9) czytamy: „Raduj się wielce, córko Syon! Wykrzykaj, córko Jeruzalem! Oto król twój przyjedzie tobie sprawiedliwy i zbawiciel, on ubogi, a wsiadający na oślicę i na źrebię jej, syna oślice”.
Koń jest symbolem władcy ziemskiego, króla w ścisłem tego słowa znaczeniu. Zaraz też w następnym wersecie czytamy u Zacharjasza przepowiednię: „Wytracę konia w Jeruzalem a połamany będzie łuk wojenny: i będzie mówił pokój narodom” etc.
Przemawiająca oślica Bileama (1 Mojż. II, 28 etc.) działa wedle wyroków bożych. Widzi Anioła, którego Bileam nie postrzega. Bileam bije ją za rzekomy upór. Ona cierpi za sprawę bożą.
W średniowieczu obchodzono Święta Osłów (festa asinorum). Przedstawiano zawsze oślicę jako zwiastującą przyjście Mesjasza.
W Egipcie Bóg Tyfon miał na kadłubie ludzkim łeb ośli. Jest to już epoka późniejsza, gdyż przedtem czczono poprostu osła.
Kult Wołu, właściwie Byka, jest powszechnie znany. Istniał on w Egipcie, w Asyrji, w Babilonji, w Judei. Już Dupuis wyjaśnił, że wyrażenie Złoty Cielec symbolizowało Cielca Astralnego.
Zabawnym wydawał się mit egipski, wedle którego święta Krowa, która porodziła Apisa, miała być zapłodniona przez promień słoneczny. Ale teraz rozumiemy już, jak to zapładnianie należy rozumieć. Jest to chwila, kiedy słońce zjawia się w danym znaku astralnym i zaćmiewa go blaskiem swoim.
Jest jeszcze do usunięcia inna wątpliwość.
Oto z powyższego układu wynika, że Jezus rodzi się w czasie wiosennego porównania dnia z nocą, czyli 21 marca, kiedy wedle tradycji chrześcijańskiej Boże Narodzenie przypada 25 grudnia a właściwie 24 grudnia o północy.
Najpierw co do różnicy trzech dni, więc zimowego przesilenia 21 grudnia i wiosennego porównania dnia z nocą 21 marca, kiedy w starożytności przypadają święta 25 grudnia i 25 marca. Różnicę tych trzech dni, jak już zaznaczyłem wyżej, Jeremias tłomaczy zamianą trzydniowego rachunku księżycowego na półroczny słoneczny. Przyznam się, że to tłomaczenie jest dla mnie trochę niejasne. Sądzę, że owe daty są zabytkiem świąt, związanych z TRIDUUM KSIĘŻYCOWEM, czyli trzydniówką, gdy księżyc niknie po ostatniej kwadrze i następnie ukazuje się na młodziku. Sprawą tą zajmę się w rozdziale JEZUS KSIĘŻYC.
Data dnia 25 grudnia została uznana na Zachodzie za dzień Bożego Narodzenia dopiero w roku 354 a na Wschodzie, gdzie święcono Boże Narodzenie 6 stycznia, dopiero cesarz Justynjan ją wprowadził.
Wszelkie daty Bożych Narodzin łączą się z astralnym Nowym Rokiem. W babilońskim kulcie Marduka Nowy Rok rozpoczynał się na wiosnę właśnie w chwili zrównania dnia z nocą. To samo, jak się później przekonamy, miało miejsce u żydów od powrotu z niewoli babilońskiej.
Sam Łukasz potwierdza tę datę, gdyż wiąże ją z świętem Paschy (11, 41). A zatem u Łukasza Jezus astralny rodzi się nie w grudniu, lecz w marcu. Czy będzie to ściśle moment porównania dnia z nocą, czy łącząca się z tem inna data astronomiczna, zobaczymy później.
Idźmy dalej.
Możemy wygłosić tezę drugą, dotyczącą narodzin drugiego z Bliźniąt astralnych.
Gdy w czasie zimowego przesilenia niewiasta w Domu Kapłana pocznie, to dziecię, narodzone po dziewięciu miesiącach w znaku Ryb, czyli w konstelacji żydowskiej Asser, co znaczy „szczęście”, będzie Janem, czyli Oannesem, czyli wspomnianym wyżej Rybobogiem (Wiz. 38), i poprzedzać będzie Baranka, dążąc w kierunku odwrotnym, niż słońce (Wiz. 90).
Zacharjasz z ową „tabliczką” w ręku jest bardzo znamienny. On nie mówi, że imię dziecięcia „ma być” (ἕστω) Jan, ale że JEST (ὲστίν) Jan. Więc tylko stwierdza fakt, który wywołuje wielkie zdziwienie (ἐθαύμασαν πάνεμ).
Cała charakterystyka babilońskiego Oannesa, podana przez Berossusa, zgadza się w najważniejszych zarysach z charakterystyką Jana. Więc zanurzanie się wodzie, wstrzemięźliwość, nauczanie ludzi. Różnice mogą już tylko zachodzić co do szczegółów towarzyszących zanurzaniu się w wodzie, wstrzemięźliwości, nauczaniu ludzi. Ale te różnice pouczają nas tylko, która odmiana prototypu jest wcześniejsza a która późniejsza. Oannes zjawia się w Babilonji jako rzecznik kultury w ogóle, Jan zaś w Palestynie jako rzecznik kultury moralnej.
Odzywają się tu echa najstarszych tradycji całego Starożytnego Wschodu a Palestyny w szczególności. Jeżeli totemem narodowym plemienia francuskiego jest kogut a Ateńczyków sowa, nie pomylimy się bardzo twierdząc, iż totemem narodowym żydów była ryba.
Prócz Oannesa spotykamy jeszcze podobne rybo-astralne twory w piśmiennictwie starożytnem. Sprawę tę tak szczegółowo opracował Dupuis, który także w Janie widział Ryboboga Oannesa, że wypada mi tylko przypomnieć niektóre fakty.
Ryba Mieczowata, widniejąca pod konstelacją Koziorożca, określała w starożytności bardzo ściśle noc najkrótszą, gdyż o zmroku wschodziła na niebo a o świcie schodziła z niego. Powiadano o niej, że wieczorem wychodziła z Morza Czerwonego i szła do Memfis. W tem znaczeniu uczyła ona rzeczywiście ludzi astronomji.
Takiemi samemi rybo-astralnemi tworami są Oes i Odakon, jak mniema Dupuis, Odagon.
Ponieważ świętojanki obchodzimy w czasie letniego przesilenia słońca, przeto wypadałoby zastanowić się nad różnicą, jaka zachodzi pozornie pomiędzy systematem Łukasza a wywodami Dupuis.
Właściwie różnicy niema. W systemacie, o którym mówi Dupuis, Ryba Mieczowata wraz z konstelacją Koziorożca będzie o 60° przesunięta w lewo a w systemacie Łukasza (w Epoce Bliźniąt) odpowiadać jej będzie konstelacja Ryb. W czasie letniego przesilenia w systemacie Łukasza o zachodzie słońca Ryby będą się ukazywały na widnokręgu wschodnim a o świcie zachodziły, jak to w systemacie z Epoki Baranka czynić będzie Ryba Mieczowata w Koziorożcu. A więc u Łukasza „Gwiazda Jana” będzie określała długość najkrótszej nocy.
Jan „poprzedza” Baranka, czyli totem Jezusa. Tu system astralny Łukasza daje nam pewną wskazówkę co do tradycji historycznej. Po kulcie Chrztu Janowego następuje Kult Baranka a raczej w sferach, o które chodzi, Kult Ryby przerodził się w Kult Baranka.
Jan rodzi się w konstelacji Asser, czyli „szczęście”. Stąd mowa, iż z przyjścia jego wielu cieszyć się będzie. Wiadomo, że cała astrologja opierała się na takich kombinacjach i wnioskach.
Jest rzeczą wielce ciekawą, że Łukasz zapowiada przez Gabrjela zaćmienie Marji przez Ducha Świętego, ale go nie opisuje. Bo właściwie astralnie jest to ta sama chwila. Jak już zaznaczyliśmy, z jednej strony wchodzi w Dom Panny Anioł Gabrjel, z drugiej Słońce.
Po zwiastowaniu Marja udaje się w drogę, dążąc do Elżbiety. Pytamy, dlaczego udaje się Marja do Elżbiety a nie Elżbieta do Marji? Łukasz wyraźnie zaznacza, że fakt ten zdziwił samą Elżbietę. Zwraca więc niejako uwagę naszą na tę okoliczność. To jest jego metoda.
I znowu rzecz cała da się tylko astralnie wyjaśnić.
Ustępowanie konstelacji odbywa się w kierunku odwrotnym, niż ruch słońca. Konstelacja, w której znajduje się Elżbieta, ustępuje w tym samym kierunku, co konstelacja Panny. Nie zmienia się tylko stałe jej Miejsce, czyli Dom. Ruch tedy Panny w kierunku konstelacji Bliźniąt jest musowy.
Czytamy, że Marja poszła „w górę”.
Wyrażenie „w górę” (εὶς τὴv ὸρειvήv) gieograficznie wcale się nie tłomaczy. To nie znaczy, że Marja z dolin udała się w góry. Kto przewędrował Galileę, Samarję i Judeę, ten wie, że wszystkie owe dzielnice Palestyny są właściwie jednakowo górzyste a różnice wysokości gór są zbyt małe, aby je można było brać w rachubę.
Panna idzie w górę drogi słonecznej, w przeciwnym kierunku, niż ono. Dąży z północy na wschód.
Kierunek drogi Panny jest jeszcze w inny sposób u Łukasza zaznaczony. Panna wchodzi w „kraj”, albo „miasto” Juda. Łukasz jest tu bardzo precyzyjny. Ponieważ najbliższa kontelacja, czyli Dom, jest wedle zodjaku żydowskiego „Juda”, przeto Łukasz mógł był powiedzieć, gdyby chciał poszczególne stacje drogi wymieniać, że Panna weszła w „dom” (οίχος) Juda a nie w „miasto” albo „kraj” (πόλις) Juda. Ale w takim razie wypadałoby także wymienić „dom” następny, czyli Isachar. Ponieważ taka drobiazgowość była oczywiście niepotrzebna, przeto Łukasz za pomocą wyrażenia „polis Juda” określa kierunek a za pomocą wyrażenia „oikos” ostatnią stację, czyli cel drogi. Marja mija tedy „polis Juda” i wchodzi w „dom” Elżbiety.
Droga ta musiała astralnie trwać trzy miesiące, albowiem tyle czasu wymaga cofnięcie się konstelacji o 90°, czyli z Miejsca Panny do Miejsca Bliźniąt.
Następnie jest powiedziane, że Panna udała się do Elżbiety „z kwapieniem” (μετὰ σπουδής). Wyrażenie to świadczy znowu o wielkiej precyzyjności Łukasza pod względem ujęć astronomicznych.
Kugler w „Babylonische Mondrechnung” na str. 83 etc. pisze, iż Babilończycy w obrachunkach swych przyjmowali ruch słońca od 13“ Panny do 27° Ryb szybszy, czyli miesięcznie po 30°, natomiast od 27° Ryb do 13° Panny wolniejszy, czyli miesięcznie tylko po 28“ 7’ 30”. Jeżeli tedy słońce szybciej ustępuje od Panny, to tem samem i ruch Panny od słońca w kierunku Bliźniąt będzie „z kwapieniem”.
Panna bawiła w Domu Elżbiety „jakoby” (ώς) trzy miesiące. Jest to określenie znowu nader precyzyjne. Panna bowiem wchodzi na horyzoncie w Dom Kapłana i wraz z nim pod horyzontem znika. Wydaje się tedy, jak gdyby w tym Domu przebywała. W rzeczywistości jednak posuwa się aż do zwrotnika Ryb i dopiero stamtąd rozpoczyna odwrót do swego Domu.
Przypatrzmy się jej drodze w rzucie na glob ziemski, jak ukazuje Wiz. 91.
Tu jednak może nasuwać się wątpliwość, że Dom Kapłana, czyli Dom Świątyni Jerozolimskiej, znajdować się będzie na Równiku, gdy wedle pierwszego lepszego podręcznika gieografji wiemy, że Jerozolima znajduje się pod 31° 47’ szerokości północnej. To samo może się stosować do Betleem, czyli miejsca narodzenia Jezusa.
Pomijam kwestję, że tu chodzi o „Górne Jeruzalem” czyli o Jeruzalem astralne a nie o Jeruzalem ziemskie. Ale nawet i co do tego ziemskiego Jeruzalem odpowiedź jest łatwa.
Wyobrażano sobie poprostu, że Jerozolima znajduje się w środku świata. Tak przedstawiano rzecz na mapach średniowiecznych. Do dziś dnia oglądać można w Jerozolimie w Kościele Św. Grobu a mianowicie w katedrze greckiej wmurowany w posadzkę, puhar marmurowy, który się zwie „środkiem świata” (Wiz. 92).
Turcy mniemają, że środek świata znajduje się u nich a mianowicie w jerozolimskim meczecie Omara i że oznacza go głaz za złotym parkanem (Wiz. 11).
Wszystkie metropolje uważały się za środek świata. Taki sam środek świata mieli Trojanie (Wiz. 93), Etruskowie (Wiz. 94), Babilończycy (Wiz. 95). Wyrocznia delficka leżała w środku świata (Strabo IX, 3). Zwano to „wątrobami”, „pępkami”.
W Moskwie na Kremlu także do dnia dzisiejszego pokazują „Pępek świata”. Uznający Rzym za środek świata Józef Flawjusz nazywa skromnie Jerozolimę już tylko „pępkiem Judei”.
Owe „pępki” służyły do celów wróżebnych. Wieszczki chyliły się nad znakiem w świętym szale i czyniły przepowiednie. Zwłaszcza trojański „pępek świata” powinien zainteresować naszych malarzy i ludoznawców. Widniejąca na nim gwiazda powtarza się w ornamentyce ludowej polskiej od Tatr aż do Białej Rusi.
Zdarzenie, które wedle pojęć Łukasza było ŚRODKIEM DZIEJÓW, musiało się też rozegrać w ŚRODKU ŚWIATA.
Cały ów epizod wędrówki Marji kończy się zwrotem, że Panna, zabawiwszy w Domu Elżbiety „jakoby” trzy miesiące, „wróciła się” (θπέστρεφεν) do Domu swego.
Ale nie jest powiedziane, że przybyła. Opowieść jest w tem miejscu przerwana a epizod nowy zaczyna się od opowiadania, iż Marja z Józefem dążyła od Nazaretu na miejsce popisu.
A więc Łukasz w jednym epizodzie doprowadza Marję do konstelacji Ryb i opowieść urywa, w następnym zaś epizodzie ma ją prowadzić od konstelacji Ryb do miejsca urodzenia Jezusa.
Przekonamy się, że tak też i czyni.
Ale teraz dąży ona z Józefem. Już Dupuis przed stu laty pouczył nas, że konstelacją Józefa będzie Wolarz, czyli Bootes, ów Karmiciel, który stale towarzyszy Pannie. W epizodzie pierwszym Łukasz go tylko nie wymienia, wspomina o nim dopiero w epizodzie drugim, gdyż tak mu wypada z treści opowiadania.
Oboje teraz „wracają” od Ryb.
Dni brzemienności Panny tak się przedstawiają: od konstelacji jej imienia do Ryb sześć miesięcy, od konstelacji Ryb do Miejsca Popisu w Bliźniętach trzy miesiące, razem dziewięć miesięcy. Ma zatem jeszcze siedm dni czasu. Ale ponieważ niema miejsca w gospodzie, czyli w zodjaku, przeto składa Dzieciątko w Żłobie (φάτνη, praesaepe), czyli w gwieździe s konstelacji Raka (Wiz. 96).
Ale konstelacje nie posuwają się raz naprzód a drugi raz w tył. Wyrażenie Łukasza „wróciła się” oznacza, iż Panna od konstelacji Ryb czyli od połowy drogi podwidnokręgowej wraca po krzywiźnie zodjaku przez konstelację Strzelca do swego Domu astralnego.
Nie zmieni to jednak postaci rzeczy, bo wraz z nią porusza się całe niebo. Łukasz to świetnie zaznacza: „Szli wszyscy, aby się popisali, każdy do miasta (kraju) swego. Szedł też i Józef od Galilei... aby był popisan z Marją”.
Cały układ nieba się zmieni. Po dziewięciu miesiącach konstelacja Bliźniąt znajdzie się w miejscu konstelacji Panny a konstelacja Panny w konstelacji Strzelca. Jeszcze po siedmiu dniach Panna i Józef w górę się wysuną a konstelacja Raka razem z gwiazdą Żłób znajdzie się w miejscu konstelacji Wagi. A więc jest wszystko jedno, czy powiemy obrazowo, że Panna „wraca” do Bliźniąt, czy ściśle astralnie, że Panna „wraca” przez Strzelca, gdyż tymczasem inne konstelacje przesuną się tak, jak to zaznaczyliśmy wyżej.
Tu jednak musimy sięgnąć do oryginału greckiego, gdyż przekład polski nie jest ścisły.
W oryginale greckim nie jest powiedziane, że Józef „szedł”, ale że „wstępował” (ὰνέβη) od Galilei, z „miasta” (ὲχ πόλεως) a raczej z „kraju” Nazaret i dążył do Judei, do „miasta” Dawidowego, czyli znowu kraju, civitas, „które zowią Betleem”. Tam bowiem był jego „dom” (οίχος).
To Józefowe „wstępował” odpowiada w zupełności wzbijaniu się w górę od konstelacji Ryb do konstelacji Panny.
Hebrajskie słowo Bet-Lahem, jak to już wyżej zaznaczyłem, oznacza Dom Chleba. A więc ewangiełja Łukasza mówiłaby niejako o mieście lub kraju Domu Chleba. Pannę rysowano z Kłosem a Kłos jest Chlebem. Więc Józef szedł w kierunku konstelacji Domu Chleba, albo Domu Kłosa.
Z tego jednak wynika podział świata astralnego na dwa wielkie obszary. Dolnym, podwidnokręgowym, będzie Kraina Nazaretu, gdzie jest Dom Nazira, miejsce urodzenia Jana-Oannesa. Górnym, nadwidnokręgowym, będzie Kraina Betleemu, gdzie w punkcie najwyższym króluje Panna, Dom Chleba, Dom Zboża, Dom Kłosa.
Obszar dolny jest ziemią wstrzemięźliwości, zimy; obszar górny ziemią płodności, lata.
„Jezioro Gennezar bierze swą nazwę od ziemi przyległej”, powiada Józef Flawjusz w „Dziejach wojny żydowskiej przeciwko Rzymianom” (III, X, 7). Wedle Blassa (Gramm. d. Neutest. Griechisch, str. 14) forma „Gennesar” jest tu właściwą a nie „Genezaret”. Więc będziemy tu mieli niezawodnie dwa słowa: gen i nesar. W hebrajszczyźnie będzie to najprościej odpowiadało wyrażeniu „gan nasir”, czyli: ogród nazira. W szerszeni znaczeniu „gan” oznacza właściwie oazę.
A zatem Łukaszowe „Nazaret” będzie niezawodnie oznaczało „Gan Nazir”, astralnie i klimatycznie kraj zimy w przeciwstawieństwie do kraju lata.
Przytem pisownia Nazaretu waha się w najlepszych tekstach. W Codex Vaticanus i Sinaiticus u Łuk. IV, 16 i Mat. IV, 12 mamy Ναξαρά (Nazara).
Łukasz mówi właściwie, że Józef i Marja wchodzą do „kraju Domu Chleba”. Aby znaleźli się ściśle w Domu Chleba, czyli w konstelacji Panny, potrzebaby roku czasu a to nie zgadzałoby się z dniami brzemienności niewiasty. Jeżeli będziemy się trzymali konsekwentnie astralnego języka Łukasza, to przekonamy się, że on wcale nie mówi o miejscowościach gieograficznych, ale astralnych, dla których tylko poszukano potem odpowiedników gieograficznych.
Więc „gdy tam byli”, Marji wypełniły się dni, porodziła Dzieciątko i złożyła je w astralnym Żłobie (Wiz. 97).
Czytamy dalej, iż byli pasterze w onej okolicy, którzy czuwali nocą nad swoją trzodą. Zwracam uwagę, iż o pasterzach mówi się w liczbie mnogiej a o trzodzie w liczbie pojedynczej.
Wiemy z mitologji astralnej, iż „stróżami” zwano Procjona z konstelacji Pies Mały i Syrjusza z konstelacji Pies Wielki. Gwiazdy te strażują nocą po obu stronach Drogi Mlecznej, czyli wielkiej Trzody Gwiazd (Wiz. 98).
Dupuis mniema, co jest ogólnie przyjęte, że trzy gwiazdy, stanowiące Pas Orjona, odpowiadają Trzem Magom, czyli Trzem Królom. Ponieważ niema o tem wzmianki w ewangielji Łukasza, ale epizod ten jest odosobniony u Mateusza, przeto nie będę się nad tem bliżej tu zastanawiał.
Kiedy wnoszono Dziecię Jezus do świątyni jerozolimskiej, wtedy Symeon Bogobojny wziął je na ręce i zawołał: „Teraz odpuść, Panie, sługę twego w pokoju!” Symeon czekał na przyjście zbawiciela w Bliźniętach. Teraz ustępuje, jest niepotrzebny. Był rodowym obrońcą pohańbionej przez Sychema Diny (Panny). Teraz Panna ma już innego rzecznika swej sprawy.
Symeon udał się do świątyni jerozolimskiej „w duchu”, lub „przez“ ducha (p. ὲν, τᾦ, Blass, Gram. d. neut. Gr. 132). Πνεῦμα znaczy także „powietrze“.
A była Anna Prorokini, „bardzo w leciech podeszła”, mająca 84 lat wieku. I ona tejże godziny znalazła się i wszystkim o Panu opowiadała. Rozpoznajemy w niej bez trudności podeszłą w latach rzymską boginię zmian noworocznych ANNA PERANNA (Wiz. 99).
Czy astralnie nie będzie tą Anną wspomniana przez Wincklera gwiazda 7 Bliźniąt, babilońska Sib-zi-anna?
To misterjum narodzin astralnych kończy się u Łukasza wiele mówiącym zwrotem: „A rodzice jego na każdy rok chodzili do Jeruzalem na dzień Paschy”.
W tych słowach Łukasz wyraźnie zaznaczył ciągłą powtarzalność zjawiska astralnego w ścisłych okresach czasu. Czyni to zresztą, jak zobaczymy, nieraz.
A gdy w ten sposób rozejrzeliśmy się w mechanice astralnej owego misterjum narodzin Bożych Bliźniąt, tak wyjątkowo przez Łukasza przedstawionem, warto odwrócić karty jego ewangielji i ponownie rzucić okiem na stronnicę pierwszą i na bardzo znamienny wstęp:
„Ponieważ wielu ICH się kusiło, żeby spisali porządną historję o rzeczach, które się w nas wypełniły, jako nam podali, którzy się im od początku sami przypatrowali i byli sługami mowy: zdało się i mnie, którym z początku pilnie wszystkiego dochodził, porządnie tobie, cny Theofile, wypisać. Abyś poznał prawdę słów tych, których cię nauczono”.
I bezpośrednio potem przystępuje do wyluszczenia swej relacji astralnej, w tak spoisty, jak przekonaliśmy się, systemat ujętej.
Widzimy tu w Łukaszu mistrza nad mistrze. To nie jest ów, jak chce Euzebjusz, „gwarowiec”, czyli prostak. Stoi on na wyżynie ówczesnego wykształcenia literackiego i filozoficznego. Znając doskonale dawność i wiedząc, na czem opierała się wszelka religja, bierze to za fundament dla swej ewangielji. Albo tedy Euzebjusz nie zrozumiał Łukasza, albo miał inny tekst przed sobą, albo ten sam, tylko zrozumieć go nie chciał.
Bo istotnie jakiś „gwarowiec” poprawiał mistrza. Jednakowoż to poprawianie było nieudolne i znać szwy partacza. Ponieważ w II, 4 Józef z Marją dążą od Nazaretu, przeto wedle owego korektora i wyjść z niego musieli. A więc w 1, 26 dopisuje: „do miasta galilejskiego, któremu imię Nazaret”.
Przypuszczenie to, oparte wyłącznie na rekonstrukcji astralnej owych ustępów Łukaszowych, zyskuje bardzo ważne poparcie ze strony źródłowej krytyki tekstów. W pomnikowem dziele Hermana von Sodena „Die Schriften des Neuen Testaments in ihrer ältesten erreichbaren Textgestalt” (dotąd ukazały się dopiero trzy części tomu pierwszego) znajduję na str. 1320, iż w sławnym Kodeksie Bezy słowa „któremu imię Nazaret” wcale się nie znajdują, na str. 1338 zaś, że mowa jest o mieście „Galilea”! Takie chwianie się tekstu uchodzi zawsze za wstawkę.
W ten sposób powstała owa sprzeczność pomiędzy ewangielją Mateusza i Łukasza. Korektor nie rozumiał pielgrzymki Marji i Józefa. Brał to po ziemsku. U Mateusza jest dobrze. Jezus rodzi się w Domu Chleba (w kraju płodności) a mieszka w Domu Nazira (w kraju wstrzemięźliwości). W obu wypadkach nie jest to fakt realny, ale mistyczny, „aby” to a to się spełniło. U Łukasza Dom Chleba, czyli Panna, wędruje, a dążyć od Domu Nazira, to jeszcze wcale nie znaczy mieszkać w nim. W ten sposób niknie doniosła sprzeczność pomiędzy relacją Mateusza a Łukasza i to jest bardzo a bardzo ważna okoliczność.
Nie przesądzam zresztą, czy Łukasz był rzeczywiście autorem ewangielji swego imienia, czy też tylko jej głównym redaktorem, czy wreszcie tak opracowywał starsze motywy, jak to podobno robić miał Szekspir. Nie to mnie w tej chwili interesuje. Bo żadnej nie ulega wątpliwości, że człowiek, który owej ewangielji dzisiejszą formę nadał, stał na wysokości czasów swoich i zbrojny był we wszystkie zasoby literackie, estetyczne i astrologiczne.
Jego ewangiełja jest szczególnego rodzaju palimpsestem. Natury proste, grube, ziemskie, mają opowieść fantastyczną o cudach. Natury wyższe, lotniejsze, bardziej duchowe, znajdują pod wierzchnią powłoką fantastyczności lad astralny, cały systemat, pole do poważnych rozmyślań. Tylko genjusz, tylko istotny arcymistrz mógł tak swobodnie operować odziedziczonym materjałem i z taką precyzją wywiązać się z zadania.
Wszelkie tedy mniemania, że ewangiełja ta „narosła” ze stopu logji i notatki życioryśniczej Marka, że jest niejako tworem ludowym, upadają jako bezzasadne. Zbyt wiele tu jest kompozycji, artyzmu, mistrzostwa indywidualnego a natomiast żadnych nie mamy faktów na poparcie mniemania o zbiorowem takiego utworu dzierganiu, byśmy takie dzieło do rzędu twórczości ludowej zaliczać mieli. Dopóki widzieliśmy tylko wierzchnią warstwę, mogliśmy byli tak mniemać, aczkolwiek i wtedy zaliczało się Łukasza do arcymistrzów. Ale teraz, gdy widzimy pod tą warstwą drugą, znacznie głębszą, spoistszą warstwę, stanowiącą systemat astralny, musimy pod niejednym względem dotychczasowe nasze opinje wyregulować.
Z biegiem stuleci i tysiącoleci, gdy teologja kościoła uległa radykalnej zmianie i gdy starano się doszczętnie wytępić dawne pojęcia astralne, z wyobrażeń ŻYWYCH pozostały wyobrażenia SZCZĄTKOWE.
Olbrzymie przestwory, ujęte gwiezdnym pasem konstelacji Zwierzyńca, zmalały do rozmiarów... stajni, zabitej deskami. Żłób astralny zmienił się w zwykły żłób obory a konstelacje, świetnie na nocnem niebie błyszczące, zmieniły się w tak zwany — żywy inwentarz.
Zgrubiało wszystko. Niebo nietylko zostało strącone na ziemię, ale wepchnięte do zwyczajnej szopy. Zatraciło się rozumienie prześlicznego języka astralnego.
Zgasła cudowna fantazja, obracająca się śród gwiazd.
Z łona międzyplanetarnych przestworów wyłonił się łeb zwykłego wołu i zwykłej ośliny. Konstelacyjni Stróże zmienili się w prostackich pastuchów. Wrócono niemal do kultu — zwierząt.
A zamiast pięknych pojęć astralnych zjawił się teologiczny naturalizm, jedna z największych i najskandaliczniejszych obrzydliwości. Cóż uczyniono z gwiezdnej Dziewicy, rodzącej syna z promieni słonecznego przesilenia? Jak wytłomaczono astralne poczęcie, jak akuszeryjnie traktowano poetyczny temat!
Kościół swoją egzegezą niesłychanie ZBRUTALIZOWAŁ cały ten tak piękny mit astralny. A tem samem zbrutalizował DUSZE LUDZKIE.
A jak potężną była siła tej brutalizacji, jak umiał on rzucić sugestję na umysły, jeżeli dziś po kilkunastu wiekach badacz z niesłychanym mozołem odgrzebywać musi prawdę z pod góry popiołów i jeżeli nie to, co kościół mówi, wydaje się fantastycznem ludziom, którzy tej sprawy nie badali, ale — naga, pierwotna, istotna i nader poetyczna prawda?...
Ale i to nie ulega wątpliwości, że cały szereg symbolów chrześcijańskich, tak dziwnych, tak nieraz cudacznych, teraz dopiero ma sens, teraz dopiero zaczyna do nas przemawiać, teraz z cudactwa teologicznego staje się — cudem fantazji!
O, ludzie starożytni bywali niekiedy wielkimi myślicielami.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Między wolem a osłem!
Przypomnijmy sobie stare polskie podanie ludowe, wedle którego w Boże Narodzenie o północy zwierzęta w oborze ludzkiemi głosy ze sobą rozmawiają, jak oślica Bileama. Przypomnijmy sobie starą kolędę: „Wól, osioł, wół, osioł przed nim klękali, bo swego, bo swego pana poznali“, albo drugą, jeszcze bardziej sielską: „A siano i żłobek i bydląt dwoje bawiły (!) pieszczone ciałeczko twoje”...
Dziś wiemy i to, że owe kolędy nie są tworem fantazji ludowej, ale parafjalnej.
Przypomnijmy sobie jeszcze wieczór wigilijny.
Kto z nas, patrząc na choinkę, jarzącą się od światełek niby roju gwiazd, na Żłobek, Dzieciątko, oraz figurki wołu i oślątek, pomyśli, że w tem wszystkiem jest odbicie wielkiego misterjum przestworów? Że do tego pokoju, pełnego radości i śmiechu dziatwy, zaklęty został cały Zodjak? Że cząstka astralnej nieśmiertelności przejawia się w tych figurkach żłobków i bydlątek, tak niezgrabnie ciosanych i tak silnie lakierowanych?
Człowiek myślący, patrząc na to, zapytuje:
Ale jakież to jest Dzieciątko, które zostało zrodzone w podróży, owinięte w pieluszki i złożone w gwiezdnym Żłobie a nocą było witane przez Stróżów Trzody Astralnej?
Jest to Księżyc na młodziku.
Dziś wydaje się nam to dziwnem. Cumont pisze: „Za czasów Konstantyna już nikt nie śmiał obserwować wschodu i zachodu słońca a nawet wieśniacy i marynarze unikali patrzenia na gwiazdy i drżąc, oczy ku ziemi spuszczali”.
Raz jeszcze za Juljana Apostaty odżył kult astralny z niezmierną siłą. Ale po jego śmierci zgnieciono go bezpowrotnie.
A i dziś patrzą na niebo już tylko astronomowie. Dzieci nasze uczą się budowy niebios na książkach i przyrządach, ale nikt na niebo nie spojrzy. Nowsza pedagogja urządza z dziatwą wycieczki botaniczne, pokazuje jej ptaki, zwierzęta i ryby; ale gwiazd jeszcze jej nie ukazuje.
Gdzieś tylko na głębokiej wsi umie chłop, wyszedłszy nocą przed chatę i spojrzawszy na niebo, ściśle godzinę oznaczyć. Wszelako inteligencja nasza z nielicznemi wyjątkami nie zdoła bez kalendarza odróżnić pierwszej kwadry księżyca od drugiej a gdy zbliża się zaćmienie, astronomowie muszą przez gazety powiadamiać publiczność, z której strony tarcza księżyca zostanie przez cień ziemi najpierw zakryta.
Cóż tedy dziwnego, iż wieść, by wedle jakiejś ewangielji kanonicznej Jezus miał być księżycem, wyda się w pierwszej chwili humbugiem!
A jednak żadna moc nie jest w stanie zmienić tekstu ewangielji Łukaszowej i tam Jezus jest symbolem księżyca na młodziku.
Odpowiednikiem jego będzie OSIRIS LUNUS, którego statuetka bronzowa znajduje się w paryskim Luwrze a którego wielbi inskrypcja Ramzesa IV w Abydos temi słowy: „Tyś jest księżycem na niebie”. Odpowiednikiem jego będzie następnie SIN babiloński, czyli po polsku: Księżyc.
Będąc w opozycji do słońca jaśnieje pełnym blaskiem, natomiast w złączeniu z nim niknie i dopiero trzeciego dnia się odradza.
Religijny Nowy Rok żydowski zaczynał się od nowiu wiosennego. Niezawodnie Święto Nowiu stało się z czasem Świętem Nowego Roku. Żydzi do dnia dzisiejszego pamiętają święta Nowiu i Pełni. Odbiło się to nawet w sztuce polskiej, choćby w obrazie Tadeusza Popiela, znanym szerokim kołom publiczności z pocztówek wydanych przez H. Altenberga we Lwowie.
Regina Lilientalowa w swej znakomitej pracy „Święta żydowskie w przeszłości i teraźniejszości”, wydanej przez Krakowską Akademję Umiejętności, pisze o świętach Paschy: „Pesach przypadał w miesiącu wiosennego porównania dnia z nocą a jako święto rozpoczynające szereg zbiorów dorocznych i wieńczących je uroczystości, był początkiem zmiany roku; podobnie jak podług księżycowego kalendarza Chińczyków rok rozpoczyna się u nich jak i w starożytnym Rzymie z wiosną. „Miesiąc ten będzie wam początkiem miesięcy, pierwszym on dla was z miesięcy roku”, brzmi ustęp w Exodus (XII, 2). Miesiąc ten, pierwotnie tak obrazowo zwany „miesiącem dojrzewających kłosów” (Deuteronomium XVI, 1), po powrocie z niewoli babilońskiej przezwany z chaldejska Nisan — która to nazwa po dziś dzień się utrzymała — pozostał pierwszym jedynie dla roku religijnego”.
Dr. Eryk Bischoff, mówiąc o różnych dniach sądnych, względnie dniach wyrocznych u żydów, pisze: „Najważniejszem i najjaśniejszem wyobrażeniem jest pojęcie dorocznego wielkiego dnia sądu nad ludzkością, poprzedzonego przez trzy dni sądne, lub, lepiej powiedziawszy, wyroczne, dotyczące potrzeb ludzkich. W Misznie, Rosz ha-Szana I 2 (16 b) brzmi o tem: W czterech okresach postanawia się o świecie: na święto Paschy o zbożu” etc. Bischoff w przypisku dodaje: „Około świąt Paschy Palestyna oczekuje żniw, zbioru zboża”.
Umyślnie powołuję się na tych znawców, gdyż przytoczone przez nich fakty rzucają światło na system astralny Łukasza.
Konstelacja Panny zwie się poprostu Kłos. Siew słoneczny w niej się odbył. Bieży ona z dojrzewającym kłosem na miejsce, gdzie ma być „popisan wszystek świat”. Tam syna swego jako gotowe ziarno złoży w Żłobie.
Była to przecież uroczystość, na której składano ofiary z pierwocin. On też jest jej synem „pierworodnym” i zarazem „jedynym”, czyli „pierwociną”.
Jest to zaiste jedna z najprześliczniejszych alegorji, na jaką się ludzkość zdobyła. Dziewica z astralnego Domu Chleba bieży na miejsce popisywania zbiorów i sypie swe ziarno boże do gwiezdnego Żłobu Świata.
Księżyc nazywano chlebem, stwierdza Ernest Böcklen. Panem jest on roślin i bydła a zarazem pierwszym ofiarnikiem, mówi dalej.
„I wypiekali ciasto, które wynieśli z Micraim, na placki przaśne”, czytamy w Exodus (XII, 39).
„Maca jako ofiara śniedna, jadalna, należy także do każdej ofiary u Greków i Rzymian”, powiada Regina Lilientalowa. I powiada dalej: „Lecz najlepszem schroniskiem dla pierwotnej postaci chleba stał się kult religijny, będący ogniskiem wszystkich zresztą obumarłych praktyk. Po dziś dzień katolicy rzymscy używają przy mszy i komunji chleba przaśnego (opłatki są bez drożdży), u Żydów zaś przeżytek ten zakonserwował się w święcie Paschy”.
I do dziś dnia w czwartem przykazaniu kościelnem każdy podręcznik katechizmowy zaleca: „około Wielkanocy komunikować”.
Aluzja tedy jasna. Jezus będzie spożywany jako chleb. Może tedy w ewangielji powiedzieć, chleb ów łamiąc: „Oto ciało moje”!
W niektórych bardzo cennych tekstach przedkanonicznych, np. w Kodeksie Bezy i w Kodeksach Starołacińskich po słowach u Łukasza XXII, 19: „Oto ciało moje”, brak jest całego dalszego ustępu: „które się za was dawa. To czyńcie na pamiątkę moję. Także i kielich po wieczerzy, mówiąc: Ten jest kielich Nowy Testament we krwi mojej, który na was wylan będzie” (Soden, j. w. str. 1320). A więc przy Ostatniej Wieczerzy jest tylko chleb!! Te cenne rękopisy zawsze z tego powodu zastanawiały uczonych. Przypuszczano, że jest to „przeskok” tekstu. Ale czy przypuszczenie to obecnie może być uważane za racjonalne, gdy cały systemat astralny Łukasza robi Jezusa Księżycem-Chlebem?
Żydzi byli typowymi księżycowcami, powiada dr. Eryk Bischoff a „Memnon” mu przytakuje. Łukasz jest ewangielistą o wpływach łacińskich, głosi dotąd niemal powszechnie egzegezą i krytyka. Jakże tu jednak tradycje żydowskie wspaniałą stworzyły symbolikę!
Bóg płodności, Bóg chleba powszedniego, Bóg Księżyc o łamiących się kształtach, Macierz Siewna z Synem-Ziarnem spiesząca na zbiór ogólny, Księżyc-Jezus-Ziarno oddający się ludowi, to nietylko splot mitów, to nietylko stara teologja, ale to filozofją życia!
Słońce jest u Łukasza Bogiem Najwyższym, Summus Deus, θεὸς ὕψιστος, Księżyc jego synem.
Ale raz jeszcze wypada przypomnieć zdanie wytrawnego badacza Hugona Wincklera. Więc owo słońce będzie już tylko SYMBOLEM Boga Najwyższego a księżyc SYMBOLEM jego syna.
A zatem Dzieciątkiem, złożonem w gwieździe Żłób, będzie Księżyc (Wiz. 100). Braknie dla niego miejsca w GOSPODZIE, czyli w ZODJAKU, gdyż wszystkie konstelacje są zajęte, jak zaraz zobaczymy.
Już przed stu laty Dupuis a obecnie Kugler wykazali jedność astronomji Babilończyków, Egipcjan, Indów i Chińczyków, z czego wynika, iż astronomowie musieli komunikować się ze sobą. Łukasz, poczynając dzieje Jezusa-Księżyca od Panny, świadomie lub nieświadomie przyjął chińską zasadę, wedle której pierwsza stacja Księżyca znajdowała się w gwieździe Kłos konstelacji Panny.
Czytamy dalej w ewangielji Łukasza, że gdy Jezus był )uz „we dwanaście leciech”, rodzice udali się z nim do Jeruzalem, że on tam zniknął im na TRZY DNI, ale że go po trzech dniach odnaleźli w KOŚCIELE pośrodku DOKTORÓW.
Owe dwanaście lat będzie stanowiło dwanaście obiegów słonecznych, czyli tak zwanych dwanaście lat księżycowych. Księżyć wtedy znajdzie się znowu wraz ze słońcem w tej samej konstelacji, zniknie i trzeciego dnia ponownie odnaleziony zostanie w ZODJAKU, czyli w KOŚCIELE, pośrodku DOKTORÓW czyli KONSTELACJI (Wiz. 101), zwanych przez Babilończyków RADZĄCYMI BOGAMI.
Oto dlaczego przedtem nie było „miejsca w gospodzie”, gdyż wszystkie konstelacje były zajęte przez „radzących bogów”.
Rozdział trzeci w ewangielji Łukasza daje od pierwszego wersetu dużo do myślenia. Nie wiemy, o ile historja przekazała go nam w formie pierwotnej a co jest dziełem korektorów. Ale systemat astralny mimo to wybija się na wierzch ze zdumiewającą wyrazistością.
Czytamy tam, co następuje:
„Gdy Poncjusz Piłat rządził żydowską ziemią, a Herod był tetrarchą galilejskim, a Filip, brat jego, tetrarchą Iturejskim i Trachonitskiej krainy, a Lizanjasz Abileńskim tetrarchą”, w dodatku przy tej samej podstawie astralnej mitu o Bliźniętach, bo „za najwyższych kapłanów Annasza i Kajfasza”, czyli w tym układzie, w którym za punkt wyjścia brało się konstelację Bliźniąt (Symeon-Lewi), wtedy „stało się Słowo Pańskie do Jana” i t. d.
Podzielmy sobie Zodjak na cztery części (Wiz. 102). Przepołowi go Droga Mleczna, niby Palestynę Jordan. Porównanie Drogi Mlecznej do rzeki, jak nas poucza Dupuis, było znane Chińczykom. W wycinku, gdzie znajduje się konstelacja Juda, będzie „rządził” Piłat, obok w drugim Herod, w trzecim Filip a w czwartym Lizanjasz. Wyrażenie „rządzić” jest w astrologji jednem z pojęć podstawowych i oznacza sferę „wpływów”. Bliźnięta będą naturalnie odpowiadały dwom najwyższym Arcykapłanom, co historycznie u Łukasza jest dziwne, gdyż w Jerozolimie rządził zawsze tylko jeden Arcykapłan, astralnie zaś tłomaczy się jasno.
Czujemy, iż jest tu podźwięk mitu kosmicznego o Heraklesie. Piłatem będzie niezawodnie owa Hydra Lernejską, która się wije niemal przez cały wycinek. Herodem będzie Skorpion, związany w ten sposób z Kasjopeą, iż kiedy on wschodzi na niebie, ona zachodzi i odwrotnie (Wiz. 103). Są to tak zwane paranatelony, czyli współbieżniki. Skorpion-Herod ściga tedy po niebie Kasjopeę, znajdującą się w wycinku jego brata Filipa. A zatem Kasjopea będzie odpowiadała ewangielicznej Herodjadzie, zaś córka jej Andromeda córce Herodjady Salome. Sam zaś Filip może będzie astralnym Bykiem a Lizanjasz Koziorożcem (przyczem zauważyć należy, że w Koziorożcu Herakles oczyści! stajnię Augjasza).
Jan ma tu wszystkie cechy „wojującego” Heraklesa. Herakles około Drogi Mlecznej, czyli owej Rzeki Astralnej, zwalczyć musiał pożerające ludzi ptaki z Doliny Stymfalosu. Są to konstelacje Orła, Łabędzie i Sępa, zwanego dziś Lutnią (Wiz. 102). Jan napotyka tam „rzesze”, „celników“ i „żołnierzy”. Że „zjadającemi ludzi ptakami” mogą być żołnierze i celnicy, to jasne, mniej natomiast jest jasne, dlaczego mają być niemi „rzesze”. Łukasz jednak i na to znajduje odpowiedź. Są to rzesze żydowskie, „rodzaj jaszczurczy” (III, 7), chełpiące się, iż mają „Ojca Abrahama”, uważające się za naród wybrany, prześladujące innych, gdy Bóg mocen jest przyłożyć siekierę do pnia rodzącego zły owoc a z kamieni (astralnych) wzbudzić syny Abrahamowi (III, 8).
Uderza jednak, iż te tłumy, tak pokornie żądające od Jana chrztu, tak pytające go ufnie, co mają robić, są tak przez Jana gromione. Da się to właśnie wytłomaczyć tylko pochodnością mitu: Herakles walczył; gdy Janowi nikt oporu zbrojnego nie stawia, musi on bodaj gromić. Tego wymaga typ.
Jan dochodzi do Jordanu. Wtedy gwiazda (konstelacja) jego znajdzie się w opozycji do słońca. Jest to bowiem moment letniego przesilenia. Jan jest tego letniego przesilenia GENJUSZEM. Gwiazda jego określa ściśle długość najkrótszej nocy a zatem i najdłuższego dnia, albowiem wschodzi wtedy o zachodzie słońca a zachodzi o wschodzie słońca (Wiz. 104). Ale doszedłszy do sfery wpływów Heroda, musi zginąć. Jan, narodzony wedle systematu Łukasza w czasie zimowego przesilenia, kiedy dzień poczyna rosnąć, teraz znajduje się w momencie krytycznym, kiedy dzień musi maleć. Toteż znamienną jest jego skarga w ewangielji Jana (III, 30), gdy mówi o Jezusie: „On ma rość a ja się umniejszać“. Znalazłszy się w tym punkcie swej drogi, zostaje umniejszony, ścięty. Teraz Andromeda-Salome ukaże się (na niebie), trzymając na misie jego głowę, jak opowiadają Marek (VI, 28) i Mateusz (XIV, 11), oddając ją swej matce, Herodjadzie-Kasjopei.
Jest u Łukasza powiedziane, że gdy Jezus minął Jordan, czyli Drogę Mleczną, miał jakoby trzydzieści lat (III, 23). Jeżeli narodził się w Bliźniętach, to rzeczywiście po trzydziestu latach w czasie wiosennego porównania znajdzie się w Strzelcu, czyli w opozycji do Słońca, które naturalnie po trzydziestu latach będzie się znowu znajdowało w Bliźniętach. A znalazłszy się w tej opozycji, właśnie pełnym rozjaśnieje blaskiem, gdy Jan musiał się „umniejszyć“, zginąć wcześniej i dlatego nie chrzci Jezusa wbrew wszelkiej tradycji, ale zgodnie z konsekwencją mitu astralnego. Zabity i pokrajany przez Tyfona Ozyrys żył tylko 28 lat a jest to liczba księżyca, jak nas poucza Plutarch (De Is. et Osir. 358, 368). Herod ma tu cechy Tyfona, Jan Ozyrysa (światła dziennego) a Jezus Izydy-Księżyca (porów. Dupuis, „Origine“ I, 406). Tu jesteśmy też bodaj u źródła mitu o wieku Jana, któremu wszyscy przypisują 28 — 29 lat. Piętnasty rok panowania Tyberjusza, zmieniony na naszą erę, da właśnie do wiosennego porównania pełnych 28 lat a do letniego przesilenia jeszcze 3 miesiące. W ten sposób z pewną nawet zręcznością, choć dość prymitywną, zlokalizowano astrologicznie mit o Jezusie i Janie w ziemskim czasie i w ziemskiej przestrzeni.
Ten epizod akcji astralnej wiąże się bezpośrednio z epizodem następnym. Czytamy bowiem, że Jezus „pełen Ducha Świętego” wrócił się od Jordanu na puszczę.
Astralnie „puszczą“, albo „Egiptem”, zowie się ta część Zodjaku, która w pobliżu konstelacji Panny zniża się pod równik niebieski.
Wyrażenie „pełen Ducha Świętego”, czyli blasku, oznacza u Łukasza Pełnię Księżycową.
Następują trzy fazy kuszenia Jezusa przez djabła. Jest to wspomniana wyżej walka astralna z Szatanem, czyli Białego Boga z Czarnym, czyli jasnej tarczy księżycowej z ciemną, czyli APOTEOZA LUNACJI (Wiz. 105).
Przypuszczam, że GANKIEM KOŚCIELNYM będzie równik, o ile kościołem nie będzie całe niebo a gankiem zodjak.
Gdy skończyło się „wszystko kuszenie”, złożone charakterystycznie z TRZECH FAZ, Jezus wrócił się w MOCY DUCHA do Galilei, czyli w swej PEŁNI.
Gdy Mateusz pisze: „Tedy opuścił go djabeł“ (IV, 11), Łukasz znamiennie dodaje: „Aż do czasu” (IV, 13), wie bowiem, że zjawisko astralne będzie się stale powtarzało.
Powtórzy się więc i owe TRIDUUM, czyli TRZYDNIÓWKA, aczkolwiek znowu w odmiennej formie narracyjnej.
A powtórzy się jeszcze w innej formie.
Albowiem „Potrzeba jest, aby Syn Człowieczy wiele cierpiał, a był wzgardzon od STARSZYCH i PRZEDNIEJSZYCH kapłanów i doktorów i aby był zabit, a trzeciego dnia powstał” (IX, 22).
Kto z nas dziś orjentuje się w uczuciach KSIĘZYCOWCÓW, którzy na historję astralne Księżyca „od początku” patrzyli, wedle odmian jego święta swe obchodzili i cały swój ład społeczny regulowali!
Jakże pięknym obrazem astralnym jest scena, gdy Herod pojmanego Jezusa „naigrał OBLECZONEGO W SZATĘ BIAŁĄ i odesłał do Piłata” (XXIII, 11). Jest to ów Księżyc przed nowiem, w blaskach dnia jakby na urągowisko świecący. (Dnia 9.VIII 1909 r. o g. 9-ej rano, robiąc korektę niniejszego ustępu, wyszedłem na balkon, by rzecz sprawdzić. Biedny Księżyc „naigrany w szatę białą” świecił wysoko na niebie, w potokach blasku słonecznego nędzny przedstawiając widok! Mimowoli nasunęło się na usta: Ecce Luna)!
A jakże subtelnym obrazem astralnym jest scena trzykrotnego zaparcia się Piotra i wyjścia przez drzwi (janua, januarius), o czem jednak później wypada mi mówić, gdy zajmę się astralnemi pierwiastkami Piotra.
Jest też wielce znamienne zdanie u Łukasza, że Jan jest czemś więcej, niż prorokiem (VII, 26). Przytwierdza to Mateusz (XI, 9). Czemżeż człowiek śmiertelny może być nad proroka? Bogiem? Tak, Bogiem.
Wynika to z Łukaszowego MITU BLIŹNIĄT. Wynika to z całej prastarej tradycji kanaańsko-babilońskiej, więc z kultu Dagona (Wiz. 37) i Oannesa (Wiz. 38).
Łukasz musiał to wiedzieć. Dlatego prawdopodobnie stworzył cały swój systemat astralny. Dlatego też prawdopodobnie AKCENTUJE ową TABLICZKĘ w ręku Zacharjasza, tabliczkę astralną, jaką też sam, pisząc, miał niezawodnie przed sobą, i jaką my, starając się go odgadnąć, musieliśmy sobie uczynić.
Ale nad Janem i Jezusem jest BÓG NAJWYŻSZY. Dlaczegóźby JEDYNY miał zwać się NAJWYŻSZYM, gdyby nie było rzeczywiście GRADACJI?
Jezus Księżyc, jak się narodził, tak też i umiera w okolicy znaku Bliźniąt. Jeżeli tedy Keim obliczył, że Jezus właściwie umarł w roku 35, to niebardzo się pomylił, tylko o rok, gdyż astralnie trzy razy po dwunastu latach Księżyc i Słońce znajdą się podczas wiosennego przesilenia znowu w tej samej konstelacji Bliźniąt.
Około astralnego GROBU Jezusa stają „DWAJ mężowie w szatach świetnych”, gwiazdy, czyli, mówiąc językiem astralnym Starożytnego Wschodu, dwaj Aniołowie, czyli wedle zodjaku ogólnego: Kastor i Polluks.
Zatrwożone niewiasty spoglądają w stronę GROBU. Ale już go tam niema.
I oto na „sześćdziesiąt stajów od Jeruzalem”, czyli w odległości 60° od Domu Kapłana, postrzegli go i znowu „dwaj z nich”. Tu, jak u Babilończyków, jest więcej gwiazdnych Bliźniąt.
Zrazu go nie poznali, tak był niepozorny w światłości dnia. Aż gdy „dzień się nachylił” i siedli z nim u stołu, poznali go po ŁAMANIU CHLEBA.
Poznali go, że nie jest gwiazdą, ale księżycem na młodziku.
U ewangielisty Mateusza pierwiastki astralne zaraz w drugim rozdziale występują z niezmierną siłą. Oto, co tam czytamy:
„Gdy się narodził Jezus w Betleem Juda we dni Heroda króla, oto magowie ze wschodu przybyli do Jerozolimy, mówiąc: Gdzież jest, który się narodził król żydowski?[1] Albowiem widzieliśmy gwiazdę jego na wschodzie i przyjechaliśmy pokłonić się jemu. A usłyszawszy król Herod, zatrwożył się, i wszystka Jerozolima z nim. I zebrawszy wszystkie przedniejsze kapłany i doktory ludu, dowiadywał się od nich, gdzie się miał Chrystus narodzić. A oni mu rzekli: W Betleem judzkiem, bo tak jest napisano przez proroka.“ „Tedy Herod wezwawszy potajemnie magów, pilnie się wywiadował od nich czasu gwiazdy, która się im ukazała. I posławszy je do Betleem, rzeki: Idźcie a wywiadujcie się pilnie o dzieciątku; a gdy najdziecie, oznajmijcie mi, abym i ja przyjechawszy, pokłonił się jemu. Którzy wysłuchawszy króla, odjechali. A oto gwiazda, którą byli widzieli na wschodzie, szła przed nimi, aż przyszedłszy, stanęła na miejscu, gdzie było dziecię. A ujrzawszy gwiazdę, uradowali się radością bardzo wielką. I wszedłszy w dom, naleźli dziecię z Marją.”
Ustęp ten można rozumieć tylko astralnie, inaczej będzie poprostu bez sensu, albowiem trudno przypuścić, aby ówcześni pisarze tej miary tak sobie owe zdarzenia wyobrażali, jak nasi kolędnicy, wedle których „gwiazda” zatrzymuje się nad „stajenką”.
Mędrcy otrzymują ostrzeżenie we śnie, aby nie wracali się do Heroda, toteż inną drogą dążą do krainy swojej. I znowu we śnie Anioł każę Józefowi wraz z dziecięciem i jego matką uchodzić do Egiptu, co też Józef czyni NOCĄ. Rozgniewany Herod pobił wszystkie dzieci, które były w Betleem i po wszystkich granicach jego, ode dwu lat i niżej, według czasu, którego się był wypytał od magów. A gdy umarł, wtedy Józef znowu otrzymał we śnie wskazówkę aby wracał, albowiem pomarli ci, którzy duszy dziecięcej szukali.
Nie para bliźniąt tu występuje do współdziałania, ale para wrogów śmiertelnych, z których jeden jest potężny i zniszczenie dokoła siejący, drugi zaś słaby i mogący żyć jedynie w oddaleniu od tamtego.
Pod względem mitologicznym mamy tu zatem temat popularny na całym Wschodzie Starożytnym, wedle którego ojcowie godzą na synów, przyczem ojcostwo jest pojęte jako władza. Tak godzi Set na Ozyrysa, Kronos na Zeusa i t. p. Król Herod zatrwożył się, że mu wyrasta pod bokiem nowy pretendent jako „król żydowski”.
Kto wie, czy umiejscowienie mitu w czasach Heroda nie jest wyrazem poważnych czynników tradycyjnych. Herod już za życia bał się o tron, na tle tych obaw wytworzyło się istne piekło intryg i onych intryg wyławiań. Szalejąc, własnych synów na śmierć skazywał. Końcowe rozdziały księgi pierwszej „Dziejów wojny żydowskiej przeciwko Rzymianom” Józefa Flawjusza, w których historyk żydowski opisuje panujące na dworze Heroda Wielkiego stosunki, przejmują grozą jeszcze dzisiejszego czytelnika, czyli po 2000 lat. Gdy Herod umarł, wystąpiły całe szeregi pretendentów, spieszyły do Rzymu, snuły intrygi. Państwo żydowskie zwolna chyli się ku upadkowi 1 popada w anarchję. Herod wyrósł niemal na mitycznego giganta, pożerającego jak ów Bóg helleński Kronos własne dzieci. W krajach, w których obywatele nie mają na ścianach kalendarza a na stołach gazety, tęczowe pasmo legendowości szybko osnuwa każdą postać. Wystarcza uprzytomnić sobie te mity, które lud prosty zdołał wytworzyć o arcyksięciu Rudolfie. Wobec tego jest całkiem możliwe, że psychologja tradycji widziała w Herodzie owego mitycznego Smoka, ścigającego Niewiastę z Dzieciątkiem, gdy ów smok ukoronowany rzeczywiście nawet matki tych swoich synów ścigał, którzy popadli w niełaskę a rzekomo strącić go chcieli z tronu.
W takim razie dobór wszystkich następnych postaci historycznych, które do mitu wplecione zostały (nieraz błędnie), byłby już całkiem naturalny. Dobór ten uskutecznili nie ludzie prości, ale literaci, wielcy poeci ewangieliczni, mężowie władający piórem po mistrzowsku. Albowiem owa „prostota“ stylu ewangielicznego jest jednym z krytycznych przesądów. Już wyżej wskazałem, jak Mateusz umiał operować symboliką liczbową w budowie zdań, jak Łukasz zdarzenia astralne w szatę zdarzeń ziemskich kunsztownie ubierał. Ewangielista Jan jest filozofem typu neo-platońskiego. Owa „prostota” nic wspólnego z „prostactwem” przez Euzebjusza wspomnianem niema. To jest najwyżej prostota genjuszu, który tworzy arcydzieła poetyckie.
Parabola o siewcy, który ziarno rzucał na grunt rozmaity, powinna nas uczyć, że ziarno mitów także musi paść na właściwą glebę, aby mogło kiełkować i w kłos wyrosnąć. Taką glebą dla mitu Mateuszowego była krwawa tradycja Heroda Wielkiego. Mógł Herod wytępić pewnych pretendentów do władztwa nad duszami ludu, wszelako wyrósł jeden, którego nie dosięgnie, bo ma w tym wypadku ramię za krótkie.
Jeżeli przedtem wykazałem, zgodnie zresztą z całym szeregiem nieuprzedzonych badaczów, że niema właściwie żadnego dowodu historyczności Jezusa, to jednak nie została tem samem załatwiona sprawa, DLACZEGO mit zlokalizowano AKURAT w epoce Heroda. I na to pytanie należy znaleść odpowiedź.
Dupuis wykazał, że Herod w ewangielji Mateusza jest astralnym Smokiem. Ale znakomity ten badacz został potem zapomniany. Zdaje się, że Strauss i Renan wcale go nie czytali a przynajmniej nie zauważyłem, aby go cytowali. Zwrócono na niego uwagę baczniejszą dopiero w czasach ostatnich, gdy jego twierdzenia tak znakomicie zostały poparte przez nowe zdobycze naukowe na Wschodzie Starożytnym.
Józef Flawjusz przedstawia Heroda jako potwora. Gdyby nawet zbyt jaskrawych dobrał barw, to nie o wierność ścisłą obrazu tu chodzi, ale o oczy, które tego autora czytały. A Flawjusza czytano. Euzebjusz ciągle go przytacza. „Dzieje wojny” zostały napisane, nim powstał jakikolwiek szkic którejkolwiek ewangielji. Pałac królewski, jak pisze Józef Flawjusz, wskutek intryg, tortur i egzekucji zmienił się w jaskinię, w której cienie pomordowanych straszyły po nocach tych, którzy każdej chwili podobnemu uledz mogli losowi.
Niektórzy z tego powodu popadali w obłęd, jak np. Tryfon, golibroda królewski (I, XXVII, 5). Stanął przed królem i począł sam siebie oskarżać, iż podmawiano go, aby podczas golenia poderżnął mu brzytwą gardło, a otrzyma od pretendenta do tronu Aleksandra sowitą nagrodę. Herod każę natychmiast brać na męki całe szeregi ludzi. Do tych zdarzeń pałacowych przyłączają się bunty ludu. Król tłumi je krwawo i jak gdyby z dziką rozkoszą. A chociaż śmierć mu patrzyła już w oczy, pisze historyk, jeszcze wpadł na piekielny pomysł. Oto kazał z całej Judei żyjących po wsiach najbardziej szanowanych sprowadzić mężów i zamknąć ich w Hypodromie. Następnie wezwawszy do siebie siostrę Salome i męża jej Aleksasa, tak do nich przemówił: „Wiem, że żydzi w dzień radości zechcą zamienić dzień mego zgonu. Ale posłuchajcie jeno mego polecenia, a będzie i żałoba po mnie i pogrzeb wspaniały. Gdy wydam ostatnie tchnienie, przykaźcie żołnierzom wyrżnąć wszystkich, co są tam zamknięci, aby cała Judea i dom każdy musiał mnie płakać” (I, XXVIII, 6). Jakże zgodne są z tym ustępem słowa ewangielisty Mateusza: „Głos jest słyszan w Ramie, płacz i krzyk wielki: Rachel plączącą synów swoich” (II, 18). Swoją drogą tym razem rzeź do skutku nie doszła. Ale ileż ich było przedtem! Jakże srogo król ukarał poddanych z powodu buntu o umieszczenie orła nad bramą świątyni!
Gdy Archelaos objął rządy, razu pewnego „pod wieczór zaczęły zbierać się tłumy, domagające się całkiem nowych porządków. Bo obeschły wprawdzie oczy, które płakały Heroda, ale strumieniami leją się łzy po tych, których Herod wygubił za strącenie złotego orła z nad bramy świątyni. I uderzył wielki płacz w całej Jerozolimie, zapełniły się mury miasta jękami po tych, którzy legli w obronie zakonu ojczystego a świątyni kalać nie dawali. Za śmierć tych ofiarników należy szukać pomsty na tych, których Herod wyniósł... Archelaos zawrzał... wysłał potajemnie chiliarcha z oddziałem żołnierzy celem pojmania wichrzycieli. Ale tłum rzucił się na żołnierzy... I wtedy padło około trzech tysięcy z pomiędzy ludu” (11, 1, 3). Jakże odpowiadają tym ustępom słowa ewangielisty Mateusza, gdy mówi, że Józef wrócił wprawdzie z Egiptu z dzieciątkiem i jego matką, lecz usłyszawszy, iż Archelaos królował w żydowskiej ziemi miasto Heroda, bał się tam iść a napomniany we śnie, ustąpił w strony galilejskie” (11, 22).
Nie było poprostu postaci, która tak nadawałaby się do lokalizacji mitu astralnego, jak Herod. Nie ulega wątpliwości, że wtedy różnych oczekiwano Mesjaszów, czyli władców duchowych, którzyby ład zaprowadzili na świecie. Cezarowie uważają się za bogów. Wszystkie kulty, wielkie i małe, czczą Synów Bożych. Synem Bożym jest Attis, Adonis, Mitra. Ale we wszystkich tych kultach występuje zarazem postać zażartego przeciwnika Syna Bożego. Przeciwnik ten jest jednak wszędzie także Bogiem. Mit religijny, który Jezusa człowiekiem czynił, musiał rozglądnąć się za przeciwnikiem, który również byłby człowiekiem. I znalazł go.
Dupuis w trzecim tomie swego dzieła „Origine de tous les cultes” na str. 90 etc. dał tak znakomite wyjaśnienie astralne drugiego rozdziału ewangielji Mateusza a w tomie dodatkowym „Planches de 1’ Origine de tous les cultes” na tablicy 19-ej tak plastyczne całego mitu ujęcie, iż wobec nader rzadkiego faktu znajomości jego badań pozwolę sobie ten ustęp dosłownie przytoczyć a proszę go czytać, patrząc na załączony Wiz. 106 a i b, gdyż obie półkule stanowią całość. Nikt dotąd, o ile mi wiadomo, nie zakwestjonował jego twierdzeń.
„Wyjaśnienie planisfery (rzutu biegunowego kuli niebieskiej na płaszczyznę), ukazującej stan nieba w chwili narodzenia się Boga Dnia, zwanego Chrystusem, 25 grudnia o północy.
„Planisfera ta jest przepołowiona linją od wschodu do zachodu a linja owa stanowi widnokrąg. Część pod linją widnokręgową wyraża półkulę dolną, niewidzialną, część zaś nad linją widnokręgową wyraża półkulę górną a widzialną.
„Na dole planisfery jest umieszczony znak Koziorożca, który o północy tego dnia znajduje się na południku dolnym, gdy Rak na południku górnym, widzialnym. Ten koziorożec jest ową kozą, która karmiła Boga Światła Jowisza, tego, co jak Chrystus z wiosną przyjmuje kształt Barana Amona lub Baranka. Te trzy dekady[2] należą do Słońca, Marsa i Jowisza, co też zostało na wizerunku zaznaczone.
„Koziorożec dążył od Wodnika, symbolu jednego z ewangielistów i jednego z czterech Cherubów. Poprzedza go Orzeł, symbol Jana ewangielisty i również jednego z czterech Cherubów. Obaj, Człowiek i Orzeł, są w opozycji biegunowej do innych dwóch zwierząt, znajdujących się na półkuli górnej, t. j. Lwa i Byka, będących symbolami dwóch innych ewangielistów i reszty Cherubów.
„W części górnej a widzialnej planisfery widać na widnokręgu w stronie wschodniej niebieską Pannę, która, wznosząc się w górę, daje początek Nowemu Rokowi. Ma pod sobą, pod widnokręgiem, Smoka, który w ślad za nią występuje na niebo z Wagą i który jakby ją ścigał. Tak Smok w Apokalipsie ściga uskrzydloną Niewiastę, mającą porodzić Boga rządzącego światem, niby ów Smok Pyton, od którego wziął nazwę, co to ścigał Latonę, macierz Słońca, czyli Apolina.
Pierwsza dekada Wagi był dekadą Księżyca. Tym sposobem Święta Dziewica miała jak Niewiasta z Apokalipsy Słońce nad głową a księżyc pod NOGAMI[3].
„Dziewicę tę wyobrażano z noworodkiem, jak na globu’ sach perskich Aben Ezry i Abulmazara, z imieniem Chrystus i Jezus. Przy jego nóżkach, na wschód, znajduje się gwiazda Janus, która służyła za wzorzec dla Piotra, przodownika dwunastu Apostołów, jak Janus przodownikiem był dwunastu miesięcy, lub znaków, wyobrażających u jego nóg 12 ołtarzy.
„Nad linją widnokręgową na wschodzie jest Stróż i Kar-miciel Horusa, syna Dziewicy Izydy, matki Boga Dnia, czyli Stróż Łodzi Izydy i Horusa, z której zrobiono Łódź Piotrową i Łódź Janusa; obaj bowiem mają Łodzie i Klucze. Na samym widnokręgu widać Stefanosa (konstelację Korona, Wieniec), czyli pierwszego wyznawcę, którym zrobiono św. Stefana, czyli Szczepana (Wawrzyńca), pierwszego męczennika, którego uroczystość święci się następnego dnia po urodzeniu Chrystusa, czyli 26 grudnia. Dąży za nim Orzeł, symbol ewangielisty Jana, którego też obchodzi się bezpośrednio potem, bo 27 grudnia.
„Gdy Panna się wznosi w górę, poprzedza ją jako matkę Bogów Lew, jeden z Cherubów, symbol ewangielisty Marka[4]. Jest to ów Lew, Dom Słońca, w którym kabaliści żydowscy umieścili pokolenie Juda. „Wyjdzie Lew z pokolenia Judy... Dziewica pocznie i porodzi” etc.
„Na południku znajduje się Rak, mieszczący w swej konstelacji Żłób rodzącego się Jowisza, i Osły Bachusa, czyli Boga Słońca, którego wyobrażano jako dziecię. Tu jest miejsce zimowego przesilenia Słońca. Tym sposobem mamy na dole na południku Stajnię Augjasza, Syna Słońca; w górze Osła i Żłób, po prawej na wschodzie Dziewicę z nowonarodzonym Synem, na zachodzie, po lewej, Baranka, którego kształt ten syn bierze w misterjach w chwili rezurekcji i wznoszenia się Słońca. Jest to Baranek Teofanji, czyli objawienia się Boga. Ma on nad sobą Orjona z owemi trzema gwiazdami, dziś jeszcze przez lud nazywanemi Trzema Królami Magami, którzy, ostrzeżeni przez gwiazdę widzianą na Wschodzie, przychodzą hołd złożyć Barankowi odkupicielowi, który w tym kształt cie ma ująć władzę nad światem. Owa gwiazda, co ich ostrzegła o tych narodzinach, miała posiadać według proroctwa Zoroastra postać młodej niewiasty, takiej właśnie, jaka się ukazuje na skraju wschodnim widnokręgu na początku ruchu rocznego.
„Nad Trzema Królami jest Cielec, albo Byk, symbol jednego z Cherubów.
„Takie jest ścisłe położenie ciał niebieskich o północy 25 grudnia, czyli 8-go przed Kalendami Styczniowemi, w epoce, do której przeniesiono narodziny Chrystusa, w której obchodzono urodziny Mitry, Boga Światła i Dnia, który całkiem tak, jak Chrystus, umarł, zmartwychwstał i przez swe cierpienia zbawiał uczestników swych misterji.”
Na podstawie, którą dał Dupuis, można teraz rozpatrzyć każdy szczegół wtórego rozdziału ewangielji Mateusza.
Trzej Magowie (Orjon) przybyli ze wschodu (Wiz. 106 b) na zachód (Wiz. 106 a). Taki jest ich ruch po sklepieniu niebieskiem. Pytają, gdzie się narodził król żydowski, gdyż widzieli jego gwiazdę, czyli Pannę z Dzieciątkiem, na wschodzie (Wiz. 106 b). Więc Herod zapytuje kapłanów i doktorów o miejsce urodzenia, ci zaś, opierając się na „proroku” (astrologu?), powiadają, że miejscem tem jest Betleem.
Jest to, jak już wyjaśniłem wyżej, Bet-Lahem, Dom Chleba, więc Dom Kłosa, czyli Konstelacja Panny.
Herod jest Astralnym Smokiem, ścigającym Niewiastę i Dziecię. Tedy wzywa „potajemnie” na naradę Magów, aby go objaśnili co do „czasu” tej gwiazdy. Czyni to „potajemnie”, gdyż sam znajduje się pod widnokręgiem a oni nad widnokręgiem, ale wycinki ich miejsc astralnych korespondują ze sobą. Magowie ruszają w drogę a przed nimi posuwa się konstelacja Baranka, czyli „gwiazda” Chrystusa, a gdy posunęli się o 180°, gwiazda ta zatrzymała się nad miejscem, gdzie było Dziecię. Toteż wszedłszy tam, naleźli Marję z dzieckiem.
Nie wracają się do Heroda, gdyż jako gwiazdy mają bieg okólny, więc „inszą drogą” dążą do krainy swojej.
Józef otrzymuje we śnie wskazówkę, aby z Dziecięciem i jego matką uchodził do Egiptu przed Smokiem Herodem. Musi to czynić, gdyż jako konstelacja ciągle krąży. Zejściem do Egiptu albo na puszczę zowie się, jak już zaznaczyłem, bieg pod równik niebieski albo też pod widnokrąg. Herod-Smok wkracza teraz na miejsce Domu Kłosa i zabija wszystkie dwulatki i niżej. Może tu chodzi o planety o takim właśnie czasie obiegu, więc o Marsa, Wenerę i Merkurego?
Zachód jest miejscem śmierci. Gdy tam Smok-Herod przybył, schodząc pod widnokrąg, umiera. Ale tu też rozpoczyna się odwrót dążących przed nim konstelacji. Józef dowiedziawszy się jednak, że w ziemi żydowskiej panuje Archelaos, idzie do miejscowości Nazira, do znaku Ryby, więc Oannesa, Wstrzemięźliwca-mędrca, Ryboboga (Wiz. 38).
Teraz rozpoczyna się szczególne krążenie Jezusa-Słońca po Zodjaku. Okrążenie pierwsze da się nawet całkiem ściśle określić.
Popatrzmy na Wiz. 107. Od Domu Kłosa Jezus-Słońce schodzi pod równik niebieski, czyli na puszczę. Gdy minął Jordan, czyli Drogę Mleczną, ukazało się „niebo otworzone”. Istotnie w tem miejscu Droga Mleczna rozdziela się a tam, gdzie się rozdziela w górze, ukazuje się konstelacja Łabędź, który będzie odpowiadał Duchowi Świętemu, jak w mitologji różnych ludów starożytnych. Potem Jezus krąży między konstelacjami Sebulon i Naftali, jak to Mateusz wyraźnie zaznacza (IV, 15). Potem z drugiej strony mija Drogę Mleczną. Tam postrzega dwóch braci, zapuszczających sieci w morze. Odpowiada to ściśle konstelacji Bliźniąt Kastor i Pollux oraz ich położeniu względem Drogi Mlecznej. Oni też dążą za nim zwolna, albowiem, jak wiadomo, konstelacje opóźniają się w stosunku do biegu słońca. A wreszcie Jezus ujrzał drugich dwóch braci w Łodzi z ojcem. Jest to konstelacja Okręt. W Łodzi siedzą: Zebedeusz z dwoma synami. Opuszczają ojca i łódź a idą za Jezusem-Słońcem.
Jak to rozumieć? Opuszczając Łódź, opuszczają właściwie tylko swe „miejsce”. Ale dlaczego opuszczają ojca Zebedeusza?
Wedle ewangielji Marka (111, 17) ci dwaj synowie Jakób i Jan zowią się Synami Gromu. Któż jest bóstwem gromu? Zeus, względnie Jowisz. Otóż imię Zebedeusz, jak tłomaczy Winckler a jak mu Jeremias przytwierdza, pochodzi od wyrażenia babilońskiego Zalbatanu a wyrażenie to w wykazach babilońskich oznacza właśnie Jowisza, ową planetę o niezmiernie powolnym obiegu, gdyż wędrówka jej dokoła ekliptyki trwa 11 lat i 10,5 miesiąca.
Zdaje mi się, iż w ewangielji Mateusza da się wyróżnić siedm takich obiegów Słońca dokoła ekliptyki. Mówię to naturalnie z wszelkiemi zastrzeżeniami. Obieg pierwszy obejmuje może wersety od 11, 14, drugi od 111, 13, trzeci od XII, 1 (gdy Jezus szedł przez „zboża”, Dom Kłosa??), czwarty XVII, 1, piąty XXI, 1, szósty XXIV, 1 (gdy wyszedł z kościoła t. j. po za równik niebieski) a siódmy i ostatni od XXVII, 28. Jedynie dlatego to wspominam, że Mateusz lubuje się w siódemce, trójce i dziewiątce, co się odbiło w stylizacji wersetowej niektórych rozdziałów, jak np. wspomniany już przezemnie roz. XIII. Ale może dałoby się wykryć dziewięć obiegów? Sądzę jednak, iż jakaś święta liczba tu się kryje a sądzę dlatego, ponieważ widzę, jak kunsztownie cała ta ewangielja jest zbudowana.
Ostatni obieg zawiera dwa epizody astralnie tak piękne, iż zaiste podziwiać trzeba arcymistrza-poetę.
Jezusa wydaje Judasz. Astronomicznie rzecz tak się tłomaczy. Jedna konstelacja zawsze czai się za słońcem. Dlatego może w hierarchji za czasów Pawia było tylko „jedenaści”.
Ale rzecz da się jeszcze tak pojąć.
Gdy Słońce wstępuje w znak Baranka i wieczorem zachodzi pod widnokrąg, wybiega na niebo Lew Judy, konstelacja Juda w Zodjaku żydowskim, a potem przed wschodem słońca jakby z drugiej strony schodziła po niego pod widnokrąg. Jak Magowie po znaku Panny poznają narodzenie się Jezusa, tak tu po znaku Judy (po grecku: Judas, po polsku Judasz) poznajemy chwilę wejścia słońca w moment krytyczny.
W ten sposób Juda (Judasz) „śledzi” i „wydaje” słonecznego Zbawiciela.
Żołnierze wyprowadzają Jezusa z Ratusza, włożywszy nań PŁASZCZ SZKARŁATNY. Tak Słońce w purpurze królewskiej rano ukazuje się na widnokręgu. A potem żołnierze zdjęli z niego szatę szkarłatną i „oblekli go w odzienie JEGO”, albowiem Słońce, dążąc dalej po swej dziennej drodze, blask zwykły przyjmuje.
Tu należy zwrócić uwagę na sprzeczność zachodzącą pomiędzy opowiadaniem Łukasza i Mateusza. Gdy u Łukasza w micie księżycowym oznaką szyderstwa jest szata biała, u Mateusza w micie słonecznym jest nią szata szkarłatna. I znowu astralnie sprzeczności niema, tylko jest logiczne traktowanie odmiennych mitów.
Następuje zaćmienie, które w języku astralno-mitologicznym oznacza śmierć.
Wtedy „zasłona kościoła” czyli ZASŁANIAJĄCA NIEBO ŚWIATŁOŚĆ przez pół się rozdarła. Otworzyły się groby i „wiele ciał świętych, którzy byli posnęli, powstawali, weszli do miasta świętego i ukazali się wielom”.
Józef Flawjusz pisze:
„Bo któryż z onych ludzi bohaterskich nie wiedziałby, że dusze mieczem w boju odcięte od ciał, przechodzą do najczystszzgo żywiołu, którym jest eter, wzbijają się między gwiazdy, gdzie przyświecają potomkom jako dobre duchy, bohaterowie-opiekuny” (Dzieje wojny żydowskiej IV, I, 5). Takie wyobrażenia panowały na całym Wschodzie Starożytnym.
Gdy pękła zasłona blasku, gdy odwalony został kamień jasności dziennej, kryjący niejako w grobach owe gwiezdne dusze bohaterów-opiekunów, wtedy oni z owych grobów swoich wyszli i ukazali się swym czcicielom.
Obraz ten pod względem wspaniałości i ogromu jest niezrównany. Wieki pokryły go grubą warstwą teologicznej egzegezy. Więc pod tą warstwą kurzu zczerniał i wydawał się cudacznym bohomazem. Ale gdy się zdejmie z niego ten kurz, ukazuje się oku w niezrównanej swej świetności.
Teraz rozumiemy, dlaczego chrześcijan posądzano o wyznawanie religji astralnej i to, jak sam Tertuljan powiada, nie bez pozorów słuszności.
Aczkolwiek tedy kościół starał się wszelkiemi sposobami zatrzeć za sobą ślady astralne, mimo to ślady owe zostały i są widoczne w jego obyczajach, obrzędach, modlitwach, ruchach rytualnych i sprzętach.
Tylor przytacza takie słowa z „Katechizmu mistagogicznego“ Cyryla z Jerozolimy:
„Przybyliście naprzód do przedsionka chrzcielnicy, zwróceni na zachód; kazano wam odpędzić szatana, wyciągając ręce, jak gdyby był obecny... A czemu staliście ku zachodowi zwrceni? Tak trzeba było, bo zachód jest obrazem ciemności, a on jest ciemnością, więc patrząc na zachód, wyrzekacie się symbolicznie ciemności i nocy”.
Potem katechumen, zwracając się na wschód, składał przyrzeczenie posłuszeństwa dla nowego Pana, Chrystusa. Zaś św. Hieronim pisze: „Wyrzekamy się najpierw tego, który jest na zachodzie i którego moc umiera wraz z grzechami naszemi; potem, zwróciwszy się na wschód, zawieramy związek ze słońcem sprawiedliwości, przyrzekając mu służyć.” Do dnia dzisiejszego kościoły katolickie są tak budowane, że ołtarz wielki zwrócony jest na wschód a wierni w nim zebrani tem samem, modląc się, także się na wschód zwracają. Zwyczaj w czasie modlitwy zwracania się na wschód dawniej obowiązywał, dziś jednak został zapomniany.
Wymownym dowodem astralnych zabytków w kościele jest MONSTRANCJA, która w języku francuskim nazywa się też poprostu SŁOŃCE (Soleil). Czółenko, na którem stawia się hostję, nazywa się LUNULA, czyli księżyczek (księżyc na młodziku). W języku polskim wyraz księżyc należy do imion odojcowskich (patronimicznych); jest to syn księdza, czyli księcia, w danym więc wypadku syn słońca.
Niekiedy jeszcze tarczę słoneczną monstrancji otacza sześć drogich kamieni, symbolizujących sześć planet (Księżyc, Merkury, Wenus, Mars, Jowisz, Saturn, przyczem zauważyć należy, że wedle starej terminologji słońce także jest planetą).
Na ołtarzu plonie sześć świec, symbolizujących sześć planet; w środku stoi krzyż, symbol ognia, w tym wypadku ognia niebieskiego.
Obrączki nad głowami świętych są wyraźnym śladem astralności. Jest to symbol aureoli słonecznej. Dotąd istnieją aureole, składające się z krzyża wpisanego w koło, co jest symbolem ognia słonecznego i ziemskiego, bóstwa i człowieczeństwa. Znak ten był znany Hellenom na tysiąc lat przed naszą erą (p. Dzieje krzyża, str. 27).
Na ścianach kościołów widnieje dwanaście krzyżów Melchizedechowych, symbolizujących dwanaście stacji słońca w drodze po zodjaku.
Procesja z księdzem, niosącym SŁOŃCE, czyli monstrancję, jest usymbolizowaniem dorocznego ruchu ciał niebieskich. Procesja uroczysta na Boże Ciało zatrzymuje się przy czterech ołtarzach, czyli na czterech węgłach świata (Wiz. 53, 56, 59, 60). Tam też odczytuje się ustępy z czterech ewangielistów, których symbolami konstelacyjnemi są: Człowiek, Lew, Wół i Orzeł.
O symbolice astralnej Matki Boskiej jako Królowej Niebios już wspomniałem a także o astralnych pierwiastkach, zawartych w jej litanji.
Cała msza, która jest udramatyzowaniem życia Jezusowego, tem samem symbolizuje doroczny ruch słońca. Moment Podniesienia jest odbiciem podniesienia Adonisa, Attisa, Ozyrysa. Podnoszona hostja ma nawet do dziś dnia kształt tarczy słonecznej.
Kto umie myśleć przyrodniczo — a bez tego trudno dziś być historjozofem — komu zatem nie są obce pojęcia narzędzi szczątkowych, ten w dzisiejszych wyobrażeniach chrześcijańskich znajdzie bardzo dużo niezrozumiałych na pozór „resztek” bałwochwalczych. Organizm kościelny tak samo nie może się ich pozbyć, jak organizm cielesny. Jeżeli wczoraj, lub dziś POSTANOWI, aby to lub owo zostało z kultu usunięte, to jutro lub pojutrze nagle odezwie się ono jako praktyka ludowa gdzieś daleko od Trybunału Świadomości Kościelnej, wcale nie zważając na owego trybunału „postanowienia”, przy głębokiej wierze w zgodność z wszelkiemi jego „postanowieniami”, trzymając się wiernie kościelnego organizmu, jak komórki trzymają się organizmu cielesnego. Kościół, potępiając przez lud nocą na cmentarzyskach i w oddalonych kaplicach praktykowane uczty KOZŁA (!), nie może temu zapobiec, by jakiś genjalny wieszcz, będąc tego kościoła najwierniejszym synem, nie wywołał ich znowu w swoich „Dziadach” i aby to w formie znacznie zmienionej, ale za to tem silniej, nie utrwaliło się w organizmie narodowym.
Chrześcijaństwo odbiegło ideologicznie niesłychanie daleko od swej kolebki astralno-totemicznej. Używało wszelkich sposobów, by ślady swego pochodzenia zatrzeć a religję wznieść na wyższy poziom pojęć. Potem samo nawet pamięć dawnych rzeczy zatraciło. A zatraciwszy, stwarzać musiało zawiłą filozofją dla wytłomaczenia i w ogóle usprawiedliwienia wyobrażeń szczątkowych, które taką moc mają i nawet organizm kościelny o różne przyprawiają dolegliwości.
Wyraz REFORMA brzmi bardzo pięknie na ustach księży-idealistów i świeckich mistyków. Ale rzadko kiedy zdarza się, aby reformatorowie byli czemś innem, niż MODERNISTAMI, co dla historjozofa znaczy dosłownie: ludźmi wlewającymi nowe wino w stare beczki.
Wyrwanie szczątkowego „zęba mądrości” lub wycięcie „ślepej kiszki” może uleczyć tylko danego osobnika, na którym dokonano operacji; ale wcale nie zapobiegnie temu, by z „wyleczonych” nie rodziły się pokolenia, mające znowu owe „zęby mądrości” i „ślepe kiszki”.
Jeżeli rodzą się jednostki z atawistycznem uwłosieniem, lub uzębieniem, ze stopami rękokształtnemi etc., to również rodzą się co pewien czas ludzie, którzy na swój wiek piszą Ewangielję Syna Bożego, lub zwiastują Nową Epokę Chrześcijaństwa. Hasło ludzi głębokiej religijności: „wracać do chrześcijaństwa pierwotnego”, jest znane powszechnie. To „pierwotne” chrześcijaństwo będzie jednak zawsze interesowało się tylko jakąś jedną cechą, szczególnie miłą i pielęgnowaną, albowiem cały organizm do swego pierwostanu, póki żyje, żadną miarą wrócić nie może, a gdy się rozłoży na pierwiastki składowe, to te pierwiastki będą przypominały owe zdegenerowane plemionka, rozrzucane od Mosulu aż do Zatoki Perskiej, niekiedy z ich kultem Oannesa.
Organizm musi dalej rozwijać się wedle praw swego rozwoju a drobinka, której w tym organizmie źle, musi go opuścić i może najwyżej wejść w skład organizmów innych, bardziej dla siebie odpowiednich.
Obok jednak owego starego organizmu kościelnego wyrósł potężnie inny organizm a mianowicie wiedzy i nauki ludzkiej. Kto go jako tako zbadał, ten wie, że i on podlega swoim prawom rozwoju. Od astrologji do astronomji i od alchemji do chemji tak się rozwijał, jak religja od fetyszyzmu do antropomorłicznego politeizmu i od niego do deizmu metafizyków.
Wszelako zaznaczyć należy, że tylko EMBRJOLOG CHRZEŚCIJAŃSTWA jest w możności orjentować się należycie w tych zagadnieniach, badać różne stadja rozwoju jego i odkrywać pokrewieństwa rodowe pomiędzy niem a calem PAŃSTWEM RELIGJI, kultów i wierzeń, od Rzymu do wysp karaibskich i od szamanizmu aż do papizmu.
Niepodobna na tem miejscu z powodu szczupłych ram wyłożyć całej embrjologji mitów chrześcijańskich a specjalnie ewangielicznych. Jak człowiekowi w stanie embrjonalnym po dawnej rybie ukazują się szpary skrzelowe, tak w chrześcijaństwie po dawnym kulcie Oannesa i Dagona tylko już jako martwy symbol Ryba pozostała. Kościół do każdej litery tego słowa dorobił komentarz: „Ichtys” (Ryba), jak widzieliśmy, ma znaczyć „Jesus Christos Teu Hyios Soter” (Jezus Chrystus Syn Boga Zbawca). Powstały całe bibljoteki takich komentarzy: toteż powstaje cala literatura, która zbiera i notuje skrzętnie wszystkie formy przejściowe pojęć i wyobrażeń, ustawia je w rząd, szukając ciągłości rozwojowej.
Nietylko ogrom materjału zmusza do ograniczania się, ale także fakt, iż badania wcale nie są ukończone. Należy przytem pamiętać o różnicy zachodzącej pomiędzy naukowem prawdopodobieństwem a naukową prawdą.
A przytem kwestją metody. Jeżeli w roku 1827 Ksiądz Peres, chcąc ośmieszyć wyniki naukowe badań Dupuis’a, napisał maleńką broszurkę „Comme quoi Napoléon n’a jamais existé” i na drodze zabawnych, choć zręcznych lingwistycznych sztuczek wykazał, że jest to mit słoneczny, gdyż wyraz Napoleon składa się ze słowa Apollo (Apoléon, ὰπολλυω, ὰπολεω), więc „słońce”, a „Na”, lub „ne” (νη, ναι) jest afirmacją, czyli że Napoleon znaczy „Zaprawdę Słońce”, to skompromitował nie Dupuis’a, ale metodę, której sam użył a której później Andrew Lang, jeden z najznakomitszych mitologów porównawczych, najgorsze wystawił świadectwo. Metoda ta chce mity tłomaczyć wyłącznie na podstawie dociekań lingwistycznych. Tak właśnie Dupuis nie postępował a jeżeli wyczerpał już wszystkie źródła badania, to dopiero na końcu szukał jeszcze lingwistycznych analogji.
Cały system astralny, wykryty u Łukasza, byłby czczą igraszką konstrukcyjną, gdyby elementy tego systematu nie były faktami, uprzednio przez naukę stwierdzonemi.
Musimy zawsze pamiętać o tem, iż jesteśmy dziećmi XX-go wieku, które inaczej myślą, rozumują i fantazjują, niż odlegli przodkowie. Dlatego racjonalistyczny sposób tłomaczenia starych tekstów ustąpić musi badaniu źródłowemu.
A badanie źródłowe Biblji rozpoczęło się dopiero w XVIII wieku. Dr. Jan Astruc zapoczątkował krytykę tekstów przez odkrycie w Księdze Rodzaju stopu dwóch tekstów starszych, Dupuis zaś zapoczątkował metodykę mitologji porównawczej a w szczególności badania mitów astralnych, nie schodząc nigdy z obszaru stwierdzalnych faktów i nie zapuszczając się nigdy, dla ich braku, w ryzykowne hypotezy.
Dlatego też ci dwaj uczeni stworzyli właściwie naukową krytykę Biblji, aczkolwiek przed nimi już Spinoza w XVII wieku niejedną trafną uwagę o Biblji wygłosił a Ibn-Asra to samo w XIII wieku. Ale nie dali oni jeszcze metody.
I nie mogło być inaczej. Ibn-Asra żył w średniowieczu. Spinoza posługiwał się jeszcze spekulacją. Dopiero wiek, który wziął się do badań ścisłych, mógł przystąpić do analizy Biblji z nadzieją otrzymania pewnych wyników.
Lecz w pierwszej połowie XIX-go wieku znowu wzięła górę nad umysłami spekulacja. Toteż dwaj najsławniejsi badacze Biblji, których wypiastowała pedagogja pierwszej połowy owego stulecia, więc Strauss i Renan, spekulują jeszcze nad Biblją. Dopiero przewrót, dokonany w umysłach przez przyrodników, poparty znakomitemi ekspedycjami na Wschód Starożytny i niesłychanej wartości odkopaliskami, zwraca biblistykę na tory, które jej wytknął Dupuis.
Poznano w olbrzymim organizmie kościelnym, wierzeniowym i obrzędowym, zabytki starożytne. Postrzeżono, jak rósł, jak się zmieniał.
A żaden organizm nie może utaić swego pochodzenia przed okiem embrjologa. Sam mu odsłoni w chwili właściwej swoje cechy istotne. Chrześcijaństwo zaś jako bardzo starożytny organizm zbyt wiele i zbyt jaskrawych nagromadziło w sobie znamion, aby one ujść miały przed baczną spostrzegawczością badacza, zwłaszcza dziś, gdy ziemia, owa najwspanialsza i najpewniejsza bibljoteka, otworzyła swe podwoje na Wschodzie starożytnym, dotknięta czarodziejskim kluczem prostej łopaty orjentalisty i ukazała mu liczne swoje półki z zabytkami starych religji z przed trzech i czterech a nawet pięciu tysięcy lat.
Chrześcijaństwo głosiło, iż wyszło całkiem gotowe z głowy swego bóstwa, jak Minerwa z głowy Jowisza. Dziś nie może dłużej bronić tego dogmatu. Każdy organizm ma niesłychanie długi szereg przodków, z których się rad nierad legitymuje. Ale gdy w licznych wypadkach sięgać trzeba po dowody rozwojowe EXTRA MUROS, dziś rozglądając się wewnątrz tych murów, widzimy, że najświętsze teksty samego kościoła i zatem najświętsza jego własna spuścizna dostarcza niezbitych dowodów jego ROZWOJU z form innych oraz bytu czysto pojęciowego Jezusa, Marji, Józefa i t. d. i t. d.
Gdy nauka opiera się na jednostkach wybranych, kościół na masach. Metody badań naukowych są takie, iż jeden uczony mocen jest zmusić ogół współbadaczy do zmiany zasadniczej poglądów. Ale tam, gdzie władza opiera się nie na badaniu, lecz na autorytecie, autorytet ten, rad nierad, musi ulegać wpływowi masy. Masa zaś jest zawsze konserwatywna. Dlatego też w kościele zachowało się takie mnóstwo pojęć i wyobrażeń szczątkowych, ponieważ kościół liczyć się musiał ustawicznie z psychologją mas.
Reformacja, która zburzyła w kościołach dysydenckich całe nieprzebrane mnóstwo pojęć i wyobrażeń szczątkowych, była właśnie ruchem mas. Luter, Kalwin i wszyscy w ogóle reformatorowie szli z tłumu, czyli z owej szarej masy, która dźwignęła się kulturalnie i dorosła do reform. Weźmy przeciętny typ protestanta a przekonamy się, o ile on przewyższa pod względem świadomości religijnej typ przeciętnego katolika. Ze w znaczeniu umysłowem typy tego rodzaju przestały być szarą masą, temu nie przeczę, ale organicznie w stosunku do ośrodków władczych kościoła katolickiego tylko są i były szarą masą. Jest rzeczą wielce znamienną, że w krajach protestanckich a w szczególności w Niemczech rozkład idzie dalej. Od kościoła międzynarodowego ludzie szli tam do kościoła narodowego a od kościoła narodowego dążą obecnie do wolnych gmin religijnych. Coraz silniej zaś rozlega się wołanie na rzecz religji indywidualnej a literatura, zajmująca się tą sprawą, w latach ostatnich przybrała rozmiary znaczne.
Jest to powolne przechodzenie drobinek ludzkich do organizmu nowego, naukowego, do którego wniosą, rzecz prosta, cały szereg atawizmów, bo się bez tego żadną miarą obejść nie może. Człowiek nie jest zjawiskowem TABULA RASA. Jest on tylko potomkiem swych przodków. Bardzo pouczającym jest przykład socjalizmu, który, gdy począł masy ogarniać, obarczony został całym szeregiem typów atawistycznych, które chciały godzić materjalistyczne pojmowanie dziejów z opatrznościowem. Próbowano nawet zrobić z Jezusa i jego mitu sprawę socjalistyczną. Mit tworzył się dalej.
Temu parciu ulegli nawet najwybitniejsi, do których zaliczam Karola Kautsky’ego. Praca jego „Der Ursprung des Christenthums” wymownie świadczy, jak umysł „rewolucyjny”, czy „ewolucyjny”, brodzić może po grzęzawiskach a wyrażając się lekko o „teologach”, przez niektórych z nich fatalnie zostanie zdystansowany. Jeżeli Karol Kautsky istotnie czytał prace czynnego pastora lipskiego kościoła luterańskiego Dr. Alfreda Jeremiasa, bo go cytuje, to nawet nie był zdolny — zrozumieć go. Gdy Jeremias naukowo staje rzeczywiście na szczytach współczesności, choć nie kładzie kropki nad „i”, sypiąc faktami a wstrzymując się od wniosków, Kautsky chce kłaść po kilka kropek, ale nie nad „i”, tylko nad całkiem fantastycznemi literami.
Swoją drogą przyznać mu trzeba, iż zaprotestował przeciwko robieniu z Jezusa socjalisty. Ale na rzecz czego zaprotestował? Na rzecz — ruchu komunistycznego. Wszystko zresztą, co mówi o stosunkach ekonomicznych owych czasów, jest bardzo interesujące, często nawet bardzo trafne, choć przeważnie w nauce dość znane. Wszystko natomiast, co mówi o Jezusie, apostołach, ideologji chrześcijańskiej etc., jest tylko zabawną dla specjalisty rewją widm, czyli pojęć i wyobrażeń szczątkowych.
Umyślnie zatrzymałem się dłużej nad Kautsky’m, gdyż stanowi on klasyczny przykład. Wypada jeszcze wspomnieć przyrodników.
Wskutek nowego kierunku wychowawczego wysunięto na plan pierwszy nauki przyrodnicze a usunięto humanistyczne. Było to słuszne z tego powodu, że nauki pierwsze szły naprzód i święciły istne tryumfy w ciągu XIX-go wieku, gdy humanizm kostniał, wciąż w miejscu stojąc.
Ale bez nauk historycznych obejść się nie można. Toteż przyrodnicy, którzy zreformowali niemal doszczętnie swój pogląd na świat, z Jezusem nie mogli dać sobie rady a na Biblję patrzyli z lekceważeniem. Był to błąd, który utrudnił im pozycję naukową i oświatową. Ale to nie jest ich wina, nie jest to wogóle niczyja wina, gdyż rozwój wiedzy takiemi szedł torami. Wszelako dziś, gdy nauki orjentalistyczne tak ogromne uczyniły postępy i gdy teorja powszechnego rozwoju zastosowana została do historji religji i do dziejów bóstw, musi nastąpić pod tym względem zmiana. Przyrodnicy muszą bodaj w ogólnych zarysach zapoznać się z wynikami badań orientalnych, aby doprowadzić swój pogląd na świat i pod tym względem do JEDNOLITOŚCI, pozbywając się szeregu tkwiących w nich mimowiednie przeżytków pojęciowych i wyobrażeniowych.
Ale jest to już kwestją KONTAKTU NAUK. Filozofją miała stanowić NAUKĘ NAUK. Miała i może kiedyś tem będzie. Nim to jednak nastąpi, musi wytworzyć się wcześniej bodaj ów kontakt nauk, aby z ludzi bardzo pod jednym względem naprzód posuniętych a pod względem zaraz granicznym nieraz wprost ciemnych, wytworzyć typy jednolite a nie takie, które np. w dziedzinie biologji przodują światu a w dziedzinie pojęć i wyobrażeń historyczno-religijnych stanowią typy ludzi z ubiegłych epok.
Sprawa ta jest prosta i względnie nawet łatwa. Typy tych ludzi tak się zdążyły udoskonalić, że przy najmniejszym nakładzie pracy luki odpowiednie swej wiedzy uzupełnić potrafią. Wystarczy przeczytanie kilku dobrych książek, należycie regestrujących ostatnie wyniki badań. Jeżeli jednak jako postulat pedagogiczny stawia się w szkole poznanie rozwoju organizmu od komórki aź do człowieka, to należałoby również pomyśleć o szczepieniu poznania rozwoju wielkiego organizmu pojęć i wyobrażeń ludzkich od pierwszych przebłysków przedhistorycznej świadomości aż do dnia dzisiejszego, z ukazywaniem wszystkich tkwiących w nas atawizmów, co wiodłoby może do zbudowania teorji psychicznych skrótów rozwoju, tak ważnej dla współczesnego pedagoga, który musi przecież poznać przyrodzone właściwości duszy wychowańca, by rozwojowi tej duszy pomagał a nie piętrzył mimowiednie przeszkód na drodze owego rozwoju.
A w nas wszystkich pokutują pojęcia szczątkowe, w starych i młodych, w nieukształconych i ukształconych, w konserwatystach i skrajnych radykalistach. Może niejeden czytelnik tej książki sam na sobie się przekona, ile pojęć szczątkowych bezwiednie i mimowoli przechowywał w swym umyśle i jak go racjonalizm, do źródeł nie sięgający, wodził po szlakach cmentarnych.
Wciąż walczymy z widmami dawności. One kładą nam ręce mgliste na oczy, one melodję życia zgłuszyć chcą melodją grobów. Umysł nasz, w rozpaczliwym wysiłku o byt, splata te dwie melodje w jeden harmoniczny a raczej dysharmoniczny dziwoląg. Ścisłe rozgraniczenie tych dwóch melodji jest postulatem postępu. Z żywymi naprzód musimy iść. Ale uda nam się to tylko wtedy, jeśli należycie zrozumiemy umarłych. Wtedy przestaną oni nami rządzić.
Któż z nas nie pamięta prześlicznej sceny w Ogrójcu, kiedy Jezus się modli, uczniów sen ogarnia a on im zaleca czuwanie?
„Ojcze, przyszła godzina...
„Oznajmiłem imię twe ludziom, któreś mi dał z świata: twoić byli i dałeś mi je...
„A jużem nie jest na świecie, ale ci są na świecie, a ja do ciebie idę...”
A Piotr rzekł:
— Panie, z tobą jestem gotów i do więzienia i na śmierć iść...
A Jezus odrzekł mu:
— Powiadam ci, Pietrze, nie zapieje dziś kur, aż się trzykroć zaprzesz, że mnie nie znasz...
Rzekł też do innych:
— Módlcie się, abyście nie weszli w pokuszenie!
I oddalił się od nich jakoby na rzut kamienia, ukląkł i modlił się. A gdy wstał od modlitwy i przyszedł do uczniów swoich, nalazł je śpiące.
I daremnie im mówił:
— Czemu śpicie? Wstańcie, módlcie się...
A już do Ogrodu Oliwnego wkraczał zdrajca z rzeszą, aby złożyć przewrotnie pocałunek na jego obliczu.
Pojmali go, powiedli. Piotr bieżał ostrożnie za pochodem. Zakradł się nawet do sieni arcykapłana i siadł koło ognia z innymi a czekał.
Ale niektóra służebnica, przypatrzywszy mu się, rzekła: — Ten z nim był!
A on się zaprzał.
— Niewiasto, nie znam go!
A maluczko potem ktoś drugi rzekł:
— I tyś z onych!
A Piotr zapierał się:
— O człowiecze, nie jestem!
I jeszcze po godzinie inszy niektóry twierdził:
— Prawdziwie i ten z nim był, bo i Galilejczyk jest!
A Piotr powiedział:
— Człowiecze, nie wiem, co mówisz!
A natychmiast, gdy on jeszcze się bronił, zapiał kur. Stojący opodal pod strażą Mistrz spojrzał na Piotra. Piotr zaś wyszedł i gorzko płakał.
Scenę tę zaliczyć wypada do najpiękniejszych i najdramatyczniejszych z całego piśmiennictwa ludzkości. Jest ona oparta na bardzo starożytnych wyobrażeniach, przekazanych nam przez pomniki.
Stary Testament nie wspomina ani kury, ani koguta. Wyrażenie „sekhwi”, mające wedle starej tradycji żydowskiej oznaczać koguta jako zwiastuna zmierzchu, u Geseniusa jest wykazane jako niepewne. Tak samo u Egipcjan nie spotyka się na pomnikach dotąd znalezionych ani kur, ani kogutów, choć rozmaitego innego ptactwa, nie wyłączając gęsi, nie brak.
Z tym ptakiem spotykamy się dopiero u Greków, Babilończyków, zwłaszcza zaś Indów, gdzie jest jego właściwa ojczyzna. Na cylindrach i gemach babilońskich widnieje kogut jako bóstwo, co tłomaczą załączone wizerunki (Wiz. 108). Kapłan na jednym wizerunku a na drugim Cherub składa mu ofiarę. W górze świeci księżyc.
U Persów kogut był ptakiem Stróża Niebios Sraosza, który władał czasem od północy do wschodu słońca. Wymieniony u Strabona (XI, XV) Omanos miał przy sobie jako święte zwierzę koguta. Vohu-mano ma przy sobie koguta i księżyc.
Kogut u Greków zwał się „ptakiem perskim“. Był to święty ptak Eskulapa. A także był symbolem Hermesa. Janus jako „Pater Matutinus” (Ojciec zarania) ma przy sobie tego świętego ptaka. W kulcie Mitry symbolami Kronosa są: kogut i „klucze”.
W Rzymie istniały „auguria pullaria”. Augur „pullarius” trzymał ptaki w świętych klatkach dla celów wróżebnych.
Z kogutem spotykamy się w Europie u różnych ludów. Słowianie mniemali, że pianie koguta odpędza złe duchy i bodaj do dnia dzisiejszego wiara ta żyje. U romantyków naszych kur pieje, upiór znika. Nawet w „Tańcu Szkieletów” Saint-Saënsa pieje kogut. Ptak ten, jak wspominałem, dziś jeszcze jest godłem narodowem Francuzów (str. 163).
Będąc w Smyrnie 1903 r. i zwiedzając tam muzeum bibljoteczne przy szkole ewangelicznej, dzięki uprzejmości p. Stilpona Pittakisa oglądałem stelę, wyobrażającą koguta a mającą przedstawiać prototyp Koguta Gallskiego.
W ogóle wszystkie symbole, złączone z Piotrem, są mitologiczne. Za słonecznym Jezusem Piotr idzie jak księżyc i mieni się, powiedziałby nasz lud. Jest w nim coś Janusowego. Tak też w dwie strony patrzył rzymski Janus, bóstwo noworoczne, dzierżące „klucze” i mające przy sobie „koguta”. Słowo łacińskie „janua” znaczy „drzwi”, „Januarius” jest pierwszym, „drzwiowym” miesiącem nowego roku u Rzymian. Gdy kona rok stary, kur pieje, a „styczeń” musi się go zaprzeć i jak Piotr wyjść przez drzwi, by widnieć na czele miesięcy nowego roku.
Janus rzymski ma dwa oblicza (Wiz. 109). Symbolem jego jest okręt (Wiz. 110), jak Piotra łódź.
Wiz. 109. A rzymski, moneta miedziana z czasów Republiki (Z Riehma).
Wiz. 110. As rzymski. Strona lewa (Z Riehma).
Toteż dziś niepodobna uważać Piotra za postać realną. Już Dupuis, opierając się na pomnikach, twierdził, że dwunastu apostołów symbolizowało tylko dwanaście konstelacji zodjaku. Jedna, przyćmiona, czająca się za słońcem, to Judasz. Znika tedy z dziejów najgłówniejszy zaprzaniec, dalej najgłówniejszy zdrajca a wreszcie rozwiewa się klątwa, wisząca nad pewnym ludem, że „zabił Boga”.
Rzeczywiście, w listach Apostolskich owych dwunastu nader małą odgrywa rolę. Jest ich zresztą tylko „jedenastu“. A ponieważ w tej epoce chrześcijaństwo „Rybaków” już istnieje w Europie, Azji i Afryce, przeto jest jasne, iż owi „Uczniowie”, czy „Bracia”, czy „Bracia Pana” wcale PIERWSZYMI nie byli. Ostatecznie z listów wcale to nie wynika.
Genjusz Ewangielistów rozporządzał takiemi środkami ekspresji dla ożywienia starożytnych mitów religijnych, iż z nim naprawdę nie może się mierzyć żaden twórca, który czerpał z siebie a nie z całych światów. Genjusz ten umiał tak swe opowieści zmodernizować, zlokalizować i zmodyfikować, tyle prawdy życiowej w nie wlać, że dziś po tylowiekowej zwłaszcza sugestji niezmiernie trudno jest określić, z ilu i z jakich nieb ułożył swój panteon, bo że go nie brał z ziemi, czyli z faktów realnych, to jest aź nadto wyraźne. Nie chcę zresztą w analizie posuwać się za daleko a mianowicie po za fakty, który ów materjał analityczny stanowią. Prof. P. Jensen w swem dziele „Das Gilgamesch-Epos in der Weltliteratur” wykazał, jak ziemskie życie Piotra modelowano na epopei babilońskiej. Dupuis w „Origine de tous les cultes” na podobieństwo jego do Janusa rzymskiego wskazał. Cumont w „Textes et monuments figurés relatifs aux mistères de Mithra” podobieństwo jego z Kronosem uwydatnił. Ile rodzajów metali złożyło się na odlanie tego dzwonu ewangielicznego, który przez kilkanaście stuleci dzwonił nad światem swoją bajeczną wieść, kładąc narody na kolana i lasy rąk unosząc w niebo!
Imię Piotr nie jest w ewangieljach imieniem własnem, ale niejako tytułem. Jest to tam całkiem wyraźnie powiedziane. Imieniem własnem owego legendowego Piotra, wyznawcy Kultu Ryby, miało być Szymon.
Jest całkiem pewne, iż PIOTR, którego znał Paweł, nie był SZYMONEM. Imienia własnego Szymon przy Piotrze wcale też nie spotykamy w Listach Pawła, ani w innych Listach Nowego Testamentu, tylko nazwę PIOTR, prócz Wtórego Listu Piotra (I, 1), przyczem w Liście tym pisownia tego imienia waha się w różnych rękopisach i raz jest „Simon”, drugi raz „Simeon”.
Ten Piotr, z którym miał do czynienia Paweł a do którego tak się zresztą opieszale wybierał, stał na czele gminy a właściwie gminki jerozolimskiej i miał może TYTUŁ PIOTR.
Tytuł ten odpowiadałby temu, co się później nazywało wedle nomenklatury kultu Mitry PAPA, ojciec, a jak spolszczyliśmy: papież.
Przed owym Piotrem-Papieżem, z którym Paweł miał do czynienia, istnieć musiał szereg innych. Ten Piotr z okresu Pawła wcale się nie zachowuje jak świadek naoczny życia Jesusa, ale jak świadek jego bóstwa.
Powieściowy charakter ewangielji myli nas. Ale czytajmy Listy, te stanowczo najstarsze dokumenty. Piotr całkiem inaczej imponowałby Pawłowi, gdyby on Paweł, z Szawła w Pawła, niesłychanego gorliwca zmieniony, wiedział, iż Jezus był postacią realną i że Piotra łączyły z nim stosunki osobiste.
On go tak traktuje, jak dzisiejszy ksiądz-misjonasz rezydującego w Rzymie papieża. Dopiero po trzech latach od chwili nawrócenia wybiera się do niego i bawi czternaście dni. Byłoby to sprzeczne z psychologją żarliwej a żądnej szczegółów wiary, gdyby Paweł istotnie tak opieszale dążył do ŚWIADKA NAOCZNEGO, on, płomień gorejący!
Paweł w Listach swoich, kilkakrotnie wspominając o wizji Jezusa, ani słowem nie mówi o tem, co mu Piotr, gdyby był naocznym świadkiem, mógł naopowiadać. Gdybyśmy mieli do czynienia nie z wyznawcą, ale z człowiekiem jako tako wrażliwym, Listy jego byłyby przepełnione szczegółami bolesnej męki i tragicznego zgonu tego, który stał się NOWEM ŚWIATŁEM.
Pfleiderer powiada, jak wspomniałem, że Paweł wiedział o Jezusie „blutwenig”. Ależ zetknął się nareszcie z Piotrem. Czy i ten wiedział „blutwenig”?
Bezwarunkowo.
Czy nie interesował się? To byłoby nieprawdopodobne, potworne, urągające naturze już nie apostoła, ale człowieka. I to człowieka prostego a poświęcającego się, doświadczonego w metodach misyjnych!
Paweł i Piotr postępują niemal identycznie, różni ich postępowanie tylko temperament. Są to misjonarze, kaznodzieje, etycy, agitatorzy.
Gdyby Piotr był świadkiem naocznym, Paweł oprowadzałby go i tłumom pokazywał, wołając: patrzajcie, ten go widział, nie w wizji, ale cielesnego, ziemskiego, jadł z nim, sypiał z nim, chodził za nim wszędzie, ostatnie zlecenia od niego otrzymał...
Mglista, niejasna, bierna postać PIOTRA z Listów świadczy wymownie, iż był to tylko Piotr z Piotrów.
Tamten Piotr, wyznawca Kultu Oannesa, który niezawodnie Kult ów rozszerzył na Kult Baranka, jest, jak dotąd, postacią mityczną. Żadnych nie posiadamy świadectw, by istniał realnie. Starożytny Wschód lubił się powoływać na legendowych poprzedników. Zresztą same ewangielje wyposażyły go we wszystkie symbole rodzaju, do którego należy. A jest to rodzaj POJĘCIOWY.
Jezus Baranek, Rok Stary, jest już związany w przedsionku domu Kapłana. Piotr, miesiąc naczelny, przysięgał się, że pozostanie mu wiernym. Ale gdy zapiał kur, Ptak Boży Czujności, musiał się wyprzeć i wyjść przez drzwi (janua) na świat jako „Januarius”. Ruszy naprzód a za nim pójdą wszystkie miesiące.
Ten moment astralny u mistrza Łukasza wychodzi najpiękniej. Gdy Piotr się zaparł i kur zapiał, „Pan obróciwszy się, spojrzał na Piotra... a Piotr wyszedłszy precz gorzko płakał” (XXII, 61 — 62). U innych ewangielistów niema tej dziwnej wymiany spojrzeń.
Astralnie też tłomaczy się „dwulicowy” Piotr daleko piękniej, niż etycznie. Kościół wyjaśnia postępowanie Piotra słabością charakteru, nauka zaś nieubłaganą koniecznością praw przyrody. Które tłomaczenie jest prawdziwsze i piękniejsze? Zresztą nawet ów „tytuł” Piotr jest tylko bardzo starą urną, która ongi inną treść zawierała. Piotr, Πέτρος, Πέτρα, Cefa, Kefa, Kef, skała, kamień, to bodaj najstarsza forma różnych bóstw. Jowisz był kamieniem (Jupiter Lapis), Mitra zowie się „petrogenes” (saxigenus). Owa OPOKA dziwną sprzeczność stanowi z JANUSO WOSCIĄ ucznia Jezusowego. Prof. Drews mniema, że w ewangieljach stopiono pierwiastki Mitraistyczne i Janusowe w jedną postać Piotrową.
Egzegezą teologiczna była nieraz w kłopocie, gdy zastanawiała się nad tem, dlaczego Jezus powierzył tak chwiejnemu uczniowi, jak Piotr, klucze nieba i ziemskie losy swego kościoła. Doszła do rozpaczliwego wniosku, iż dlatego, ponieważ Piotr właśnie dzięki swej słabości tak bardzo był Człowiekiem“ a kościół jako instytucja ziemska ziemianina na kierownika potrzebował. Jest to jednak dorabianie filozofji do niezrozumianego faktu. Piotra takim, jakim jest, wymodelował wielowiekowy proces mitologiczny. Ostatnim etapem tego procesu jest Piotr ewangieliczny.
Prof. Artur Drews w swem studjum „Die Petruslegende”, pomieszczonem w dwutygodniku „Das freie Wort” (N-r 5 i 6, 1909) pisze:
„W Rzymie znajduje się tak zwana STOLICA PIOTROWA, z którą wiążą „pierwszego biskupa rzymskiego”, ale ornamentyka wykazuje, że pochodzi z kultu Mitry. Albowiem zodjak i prace Boga Słonecznego, wyrażone na stronie licowej, nie pozostawiają żadnej wątpliwości, że pierwszy kapłan, który na niej zasiadł w chwili urzędowania, nie chrześcijańskim był, lecz mitraistycznym „Pater patrum”, albo „Pater patratus”, jak zwano arcykapłana perskiego „Kamienioboga”. Jak obecnie „główny pasterz chrześcijaństwa”, tak i on ongi miał swoją siedzibę na wzgórzu watykańskiem, tam, gdzie obok Mitry także Attis, umierający i zmartwychwstający młody bóg frygijskich misterjów, wraz ze swoją matką Kibelą cześć odbierał, gdzie wierni przez uroczysty chrzest krwawy odpuszczenie grzechów otrzymywali, gdzie chrześcijański SKALNIK miał życia dokonać i gdzie dziś bazylika Piotrowa nad GROBEM APOSTOŁA się wznosi”.
A wreszcie na str. 129 wspomniałem, że historja Piotra jest jak gdyby skróconą historją Jezusa i to aż do śmierci krzyżowej.
Legenda ewangieliczna czyni Piotra łącznikiem pomiędzy Janem i Jezusem. Stanowisko naczelne, które do dziś dnia zajmuje w kościele, dowodzi, iż kiedyś w jakimś kulcie jeszcze wyższe zajmował. Kto wie, czy Jana nie „zdeplasował” Piotr a Piotra Jezus. Tak nieraz władcy udzielni stawali się hołdownikami tych, wobec których samodzielności swej obronić nie umieli.
Wspomniana w rozdziale naczelnym walka o byt między bóstwami wre bowiem wciąż. W chwili obecnej wcale jej za ukończoną uważać nie można. Hołdownicy od czasu do czasu wznoszą głowę i walczą o swe prawa. Ryszard Andrée w swej pracy „Votive und Weihegaben des katholischen Volkes in Süddeutschland” (Brunświk 1904) podaje na str. 161 ciekawy przykład walki św. Florjana z samym Bogiem. W Tyrolu w miejscowości Wenus na pewnym domu znajduje się taki napis:
Ta chata była w ręku Boga
I trzykroć ją zniszczyła pożoga,
Lecz po raz czwarty odbudowana,
Opiece teraz powierzona świętego Florjana[5]!
Tej siły oporu Piotr nie posiada. Kur jego, widniejący na wieżach starych kościołów, strzeże kultu bóstwa zwycięskiego. Wijąca się dalej tęczowa nić legendy ludowej lubuje się nie w jego pierwiastkach „Opokowych”, ale „Janusowych“, czego wymownie dowodzi to, co o nim nakomponował Homer tatrzański Sabała.
Swoją drogą kapłani babilońscy, wstawszy z grobu i ujrzawszy szczyty naszych wieżyc kościelnych, bardzoby się zdziwili, gdyby im powiedziano, że dawne ich Bóstwo Czujności piastuje obecnie godność podrzędną Kura Piotrowego. Prawdopodobnie powiedzieliby: chrześcijaństwo wszystko — przekręciło!
W kraju, w którym ongi kwitł kult kanaańskiego Boga narodowego Dagona pod postacią Ryby a następnie Boga Oannesa również pod postacią Ryby, pierwsi Apostołowie Jezusa są Rybakami. Dwóch z nich, Piotr i Andrzej, było nawet pierwotnie uczniami owego Oannesa (Jan, I, 35 — 37) a Jezus w chwili uroczystej nazywa Piotra Synem Oannesa (Jan XXI, 15 — 17), albo: Bar-Jona (Mat. XVI, 17).
Ryba i Rybacy brzmi tak, jak Chrystus i Chrześcijanie, Budda i Buddyści, Mojżesz i Mozaiści, Mahomet i Mahometanie, Luter i Luteranie, Kalwin i Kalwiniści.
Heitmüller, mówiąc o Chrzcie Janowym, mniema, iż ewangielje uległy wpływom „apologetyczno-polemicznym”. I rzeczywiście czuć niekiedy „celowość” całych scen.
U Łukasza czytamy, że Jezus obaczywszy rybaków, którzy u brzegu płókali sieci, kazał im jechać na głębię i tam je zapuścić. Szymon jednak odpowiada z powątpiewaniem, iż się to nie na wiele przyda, albowiem przez całą noc już pracowali i nic nie ułowili; wszelako na słowo jego zapuści sieci. Zaledwie to uczynili, zagarnęli takie mnóstwo ryb, że sieć się rwała. Szymon padł Jezusowi do kolan a Jezus rzekł mu: „Nie bój się, odtąd już ludzi łowić będziesz“ (V, 1 — 10).
Ale obok aż zbyt wyraźnej „celowości” postrzegamy tu „symbolikę”. W innej scenie pierwiastek „symboliczny” występuje na jaw całkiem jasno.
U Marka uczniowie martwią się, iż wzięli z sobą tylko jeden bochenek chleba. „Co poznawszy, rzekł im Jezus: Cóż myślicie, że chleba nie macie? Jeszcze nie baczycie, ani rozumiecie? Jeszcze macie serce wasze zaślepione? Oczy mając, nie widzicie, i uszy mając, nie słyszycie, ani pamiętacie? Gdym pięcioro chleba łamał na pięć tysięcy, wiełeście odnieśli koszów pełnych ułomków? Rzekli mu: Dwanaście. A gdy siedmioro chleba na cztery tysiące, wieleście koszów zebrali ułomków? I rzekli mu: Siedm. I mówił im: Jakoż jeszcze nie rozumiecie?“ (VIII, 16 — 21).
W tym ustępie jest nietylko symbolika, ale nawet kabalistyka liczbowa, tak rozpowszechniona na Wschodzie.
Wszystkie sceny rybackie są symboliczne. Nie chodzi o przygodę, ale o jej mistyczne znaczenie. Toteż pierwiastku historycznego nie możemy szukać w przygodach, ale w symbolice owych przygód.
Przygodziło się (podobno), iż rzesze, które dążyły za Jezusem, były głodne. Jezus bierze dwie ryby i pięcioro chleba, dzieli między tłumy i wszyscy są nasyceni. Po tej uczcie pozostaje w ułomkach więcej chlebów, niż było przedtem. Bralibyśmy rzecz bardzo płytko, gdybyśmy mniemali, iż chodziło o opisanie zwykłego cudu. Cała ta scena jest symboliczna a kryje się pod nią UCZTA RYTUALNA, na co już Strauss zwrócił uwagę. Nawet forma tej uczty jest znamienna. Jezus łamie a uczniowie rozdają. Tak w gminach staro-chrześcijańskich Starszy oddawał wino i chleb dyakonom a ci między wiernych rozdzielali.
Mamy więc w owych scenach karmienia tysiącznych tłumów symboliczny opis KOMUNJI. Miast późniejszego wina i chleba spotykamy tu chleb i rybę.
Ale nietylko tu.
Gdy po zmartwychwstaniu Jezus ukazał się uczniom nad Morzem Tyberjadzkiem, „wziął chleb, a dawał im, także i rybę” (Jan XXI, 13).
Tu następuje jak gdyby rytualna rozmowa:
— Szymonie Janów, miłujesz mnie więcej, niźli oni?
— Tak, Panie, ty wiesz, że cię miłuję.
— Paś baranki moje.
I drugi raz:
— Szymonie Janów, miłujesz mnie?
— Tak, Panie, ty wiesz, że cię miłuję.
— Paś baranki moje.
I trzeci raz:
— Szymonie Janów, miłujesz mnie?
— Panie, ty wszystko wiesz, ty wiesz, że cię miłuję.
— Paś owce moje.
I zaraz potem idzie jakby rytualne zaklęcie:
— Zaprawdę, zaprawdę powiadam tobie: gdyś był młodszym, opasowałeś się i chodziłeś, kędyś chciał; lecz gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce twe, a inny cię opasze i poprowadzi, gdzie ty nie chcesz. Pójdź za mną!
Jest rzeczą znamienną, że taką formę komunji opisuje nam Jan ewangielista nad Morzem Tyberjadzkiem a Mateusz, Marek i Łukasz inną w Jerozolimie, gdzie występuje chleb i kielich. (W Kodeksie Bezy, jak wykazywałem wyżej, Łukasz w Jerozolimie opisuje tylko Komunję chleba.) Widzimy tu jak gdyby w jednej płaszczyźnie bez perspektywy rzeczy perspektywicznie różne, w jednej jednostce dziejowej czasu rzeczy czasowo bardzo oddalone od siebie.
Jeżeli wnikniemy należycie w treść Listów Nowego Testamentu i zdamy sobie dobrze sprawę z doniosłego znaczenia, jakie miał Chrzest Janów, to nie bez zastanowienia przeczytamy słowa w ewangielji Łukasza, iż Jan „miał przygotować Panu lud doskonały“ (I, 17).
Nietyle naturalnie Jan, ile Joanici.
Wyrażenie „Syn Jana” a właściwie „Syn Oannesa” nie oznacza wcale zwykłego ojcostwa. Alfred Jeremias słusznie zwraca na to uwagę, iż Bar-Jona należy do tak zaszczytnych nazw, jak Syn Dawida, lub Syn Józefa. Następnie powiada, iż słynny bohater narodowy żydów Jozue, właściwie ówczesny ich Mesjasz, także owe zaszczytne miano piastował, zwąc się Jehoszua Ben-Nun, czyli Jezus Syn Ryby. Że wreszcie w Talmudzie „Inun“ Mesjasza oznacza.
Jozue, przekroczywszy Jordan, każę dwunastu mężom ułożyć dwanaście symbolicznych kamieni (Jozue IV, 5 etc.). Jezus, przyjąwszy w Jordanie Chrzest Janów, bezpośrednio potem dwanaście takich kamieni swej nauki obiera, do pierwszego mówiąc nawet: Tyś jest Symon Ben-Oannes, ty będziesz zwań Kef (Jan I, 43), czyli „Skała“, „Kamień“.
Jeżeli tedy źródła pozaewangieliczne ukazują do wielkiej rzeki chrzecijaństwa dopływy Attisowe, Adonisowe, Ozyrysowe i Mitraistyczne, to źródła ewangieliczne jako wyciek bezpośredni, aczkolwiek drobny, ale istotnie oryginalny, ukazują nam Kułt Rybaków, Kult Oannesa, Bożej Ryby, której symbol przeniesiony został nawet do katakumb.
A więc z wyznawców Jana Chrzciciela rekrutowały się zastępy pierwszych chrześcijan, niosących przed sobą Znak Ryby, Znak Janów a nie Jezusów.
To jest istotny rdzeń chrześcijaństwa, rdzeń oryginalny. Papież do dnia dzisiejszego nosi na palcu żelazny pierścień Rybaka.
Zwrot: „Szymonie Oannesów, paś Baranki moje“ (Jan XXI, 15 — 17), znaczy właściwie: Rybaku Ryby, paś Baranki Baranka.
Rybak zmienia się tedy w Pasterza, Znak Ryby w Znak Baranka. I natychmiast ujawnia się obcy dopływ: miast Hermesa z Barankiem na plecach (Wiz. 111), pojawią się teraz wizerunki Jezusa jako Dobrego Pasterza z tak dzierżonym Barankiem.
Lecz i ów rdzeń przy bliższem rozpatrzeniu wykazuje części składowe. Weźmy pod uwagę choćby tylko dwa pierwiastki, Piotra i Jana.
Piotr jest Skałą. Tu przypominają się legendy o wszystkich bogach i półbogach zrodzonych ze skały, w skale, z góry, w górze, w grocie. Zeus rodzi się z Rei w grocie Ida. Pasterze widzą, jak Mitra rodzi się ze skały. Wedle podania polinezyjskiego Bóg Tangaloa z żoną swoją O-te-Papa, Skałą, płodzi bogów i półbogów zrazu jako kule okrągłych, następnie przez uciskanie formowanych w kształty należyte; w ten sam sposób pierwsza macierz pierwszego człowieka zrodziła i ukształtowała (Böcklen, Adam und Qain, str. 19). Bogini Maja w skale otrzymuje objawienie, iż porodzi syna. Wyrażenie Mateusza: „Błogosławionyś jest Symonie, Barjona, tyś jest opoka a na tej opoce zbuduję kościół mój“ (XVI, 17 — 18), jest tedy tylko dalszym etapem rozwojowym powyższych pojęć. Ale już tu jest stop Skały, Bar-Jony i, jak mniema Drews, Symona; która to nazwa ma pochodzić wedle niego od nazwy syryjskiego Boga Słonecznego z przydomkiem „Megas”, czyli ”wielki, z czego potem utworzono „maga Szymona” Dziejów postolskich (VIII, 9) a o którym czytamy, że go słuchali „wszyscy od największego aż do najmniejszego mówiąc: Ten jest moc Boża, którą zowią wielka” (VIII, 10).
Przypatrzmy się z kolei drugiemu pierwiastkowi owego oryginalnego rdzenia chrześcijaństwa, czyli Janowi.
Wiz. 111. Hermes z barankiem na plecach. Z Fenicji. Figurki z kamienia wapiennego i bronzu (Luwr). (Wedle zbior. res. mal. W. Trojanowskiego).
Ewangielje dają nam w tym wypadku niewiele. Postrzegamy jakąś mityczną postać, która ma być czemś więcej, niż prorokiem. Wedle Dziejów Apostolskich rytuał z tą postacią związany już w połowie pierwszego wieku jest znany w Europie, Azji i Afryce. W ewangielji Łukasza ujrzeliśmy ową postać mityczną jako Rybę Astralną.
Źródła pozaewangieliczne mówią nam nieco więcej. Berossus ukazuje nam niejako w tej postaci babilońskiego Oannesa a wykopalisko z Kujundżik jego wizerunek. Idąc dalej, natykamy się w Babilonji na Bóstwo Wód Ea, Pozejdona okolic, sąsiadujących z Zatoką Perską. Bóstwo Wód jest zarazem Bóstwem Mądrości.
Idąc jeszcze dalej, napotykamy się na mity o stworzeniu świata. Wedle jednych, jak wspomniałem, niezawodnie późniejszych, świat powstał z wielkich wód; wedle drugich, niezawodnie wcześniejszych, świat obecny powstał z jakiejś wielkiej ryby, przez pół przeciętej przez Boga Marduka.
Widzimy tedy, że wątek mitu Janowego sięga w czasy niezmiernie odległe. A wszystko to razem znaczy: kult Ryby nad wodami.
Wiemy, że w tych krajach stawiano świątynie nad wodami. Rybacka tradycja ewangieliczna ciągle się obraca nad wodami Morza Tyberjadzkiego i Jordanu. Z tego wszystkiego dziś w życiu zostało tylko tyle: pierścień rybacki na palcu papieża, dla chrześcijan pokropienie wodą święconą a dla żydów ryba jako danie przy uczcie świątecznej.
Ale jako rzeka, która przez różne kraje przepływa i przeto w różnych punktach różnych narodów własność stanowi, tak ów rdzeń Kultu Oannesa, przechodząc przez Mezopotamję, Syrję, Palestynę, Grecję, Rzym, w różnych drzewach religijnych był miazgą. Wszelki organizm ma wymianę materji, musi przystosowywać się do warunków otoczenia, urabiać a nawet zmieniać swoje organy, z jednych form przechodzić w drugie. Takim też prawom ulegał Kult Oannesa.
Komunja w formie ryby w pewnym etapie kulturalnym przestała łudzi zadawalniać. Gdy w misterjach orfickich Bachanaci, wyznawcy Bachusa, rzucali się na ofiarowanego wołu, rozrywali go i pochłaniali „żywe ciało”, by być pełnymi „ducha bożego“ (entusiasmos), gdyż „krew” była „duchem” (nefesz), gdy i tam przy pewnych postępach cywilizacyjnych krew w znaczeniu dosłownem zastąpiona została krwią metaforyczną Boga Winnej Latorośli, gdy semiccy wyznawcy Kultu Oannesa już zdawna mieli nakaz, by nie spożywać krwi zwierzęcia, albowiem jest ona jego duszą, i gdy w literaturze Nowego Testamentu wciąż odzywają się głosy, iż „niepodobna rzecz, aby krwią kozłów i wołów miały być gładzone grzechy” (Żyd. X, 4), miast ryby pojawia się w komunji kielich błogosławieństwa. Kiedy to nastąpiło, nie wiemy, ale ten moment jest genezą chrześcijaństwa dzisiejszego pod względem rytualnym.
Bo pod względem dogmatycznym będzie owym momentem przyjęcie przez Kult Oannesa wiary w Syna Bożego. I to ściśle Jezusa. Moment ten, jak poniekąd świadczą ewangielje, poprzedza moment tamten. Już wyznawcy Jana czczą Jezusa, ale jeszcze mają komunję ryby i chleba. Zmiana rytuału następuje później.
Na podstawie materjału, którym obecnie rozporządzamy, nie możemy powiedzieć, kiedy się to stało i jak się stało. Możemy tylko powiedzieć, że się stało.
O ile ewangielje mają być wogóle jakimś materjałem historycznym, to badając go, do takich właśnie wyników dojść tylko możemy. Kult Ryby przeradza się w Kult Baranka, komunja Ryby i Chleba przemienia się w komunję Chleba i Wina.
Rozumie się, że momenty te cofają się znacznie wstecz po za próg pierwszego stulecia naszej ery. Wszelkiego rodzaju wyznawcy są zawsze bardzo konserwatywnie nastrojeni a zmiany dzieją się w nieskończonostkach. Ewangielje pouczają nas, ze owe zmiany nastąpiły, ale wcale nam nie mówią, dlaczego nastąpiły.
Zdaje się, że Kult Oannesa i Komunja Chleba i Ryby stanowią w ewangieljach cząstkę najoryginalniejszą. I pod tym względem bodaj semickie pochodzenie chrześcijaństwa jest najlepiej wylegitymowane.
Palestyna była zdawna „przechodnią kamienicą” pomiędzy potężnym Egiptem i równie potężną Assyrją. Religje, kulty, mity musiały się mięszać. Chrześcijaństwo jest utkane niemal z wszystkich nitek znanych nam kultów starożytnego Wschodu, Zachodu i Południa. To żadnej nie ulega wątpliwości. Ale tak jak jajko musi być zapłodnione przez spermatozoon i następnie bardzo prędko się rozkłada, tworząc płód, bez zarodka zaś powstanie tego płodu jest wykluczone, tak w owej zaasymilowanej przez chrześcijaństwo wielkiej mięszaninie religji, kultów i mitów, spermatozoonem był Kult Oannesów z wiarą w Jezusa i komunją pod postacią chleba i ryby.
Jest to bodaj jedyna kropla ścisłej historji, którą z ewangielji wycisnąć możemy. Cała reszta będzie, jak poniekąd chce Heitmüller, materjałem „apologetyczno-polemicznym“, a jak nam się zdaje: symbolicznem mięsem owocu, którem otulona jest pestka, by padłszy na ziemię, miała zapewnione warunki kiełkowania.
W wieku XVII odkryto w południowej Babilonji sektę, będącą starożytną pozostałością po Kulcie Rybaków. Wzięto tych ludzi za wyznawców chrześcijańskiego Jana Chrzciciela, wcale na to nie zwracając uwagi, iż byli oni dla chrześcijaństwa wogóle bardzo źle usposobieni.
Fakt ten dowodziłby poniekąd, iż kiedyś przed tysiącoleciami nastąpiła albo śród owej sekty secesja, albo rozproszenie. Albo część wyznawców Kultu Ryby przyjęła Kult Baranka a część nie przyjęła, albo też część palestyńska wyznawców przyjęła, ulegając wpływom otoczenia, a babilońska, żyjąc w innych warunkach, nic nawet o tem nie wiedziała i pozostała przy wierzeniach dawnych.
To, co nam ewangielje na ten temat opowiadają, jest bardzo słabiuchnem echem przechowywanych w tradycji faktów o całkiem już mitycznym charakterze. Już ryby do sieci nie szły. Zjawia się nowy „nazir”, każe tym, którzy już całkiem zwątpili, zapuszczać sieci po „prawej” stronie łodzi (Jan XXI, 6). Ta strona wedle mantyki chaldejskiej była „dobrą“ stroną, jak przypomina prof. Lehman (Aberglauben u. Zauberei, str. 51). I oto Rybacy dobywają mnogość Ryb nad swe siły.
Płynie też do dnia dzisiejszego Łódź Piotrowa przez wody świata, z Janusowego drzewa mitycznego zbudowana i z Janusowemi „kluczami” w ręku Piotra. Wznosi się nad nią krzyż tak, jak na łodziach ze znanych nam medalów przedchrześcijańskich (Dzieje Krzyża, str. 55 etc.). Dzieła takie, jak ewangielje, dlatego się właśnie utrzymały i utrzymać mogły, że przemawiały do mas za pomocą powszechnie uznanych symbolów.
Nie byłoby to zresztą wcale niemożliwe, aby kiedyś jacyć rzeczywiści rybacy, mieszkający dokoła wód jeziornych, lub morskich, istotnie cześć oddawali rybie a ryba ta następnie przeszła przez różne etapy rozwojowe aż do abstrakcji. Ale w takim razie wypadałoby cofnąć epokę ewangieliczną co najmniej o kilka tysięcy lat wstecz, gdy tworzyły się pierwsze pojęcia o Dagonie lub Oannesie. Zbyt dużo faktów przemawia za tem, iż nie ryba została przez tradycję dorobiona do rybaków, ale RYBACY do ryby. Może zresztą w owej przedhistorycznej fazie, bardzo odległej od epoki ewangielicznej, tak było; ale w tej fazie, którą rozpatrujemy, nazwa „rybak“ pod symboliką „zawodu” kryje „wyznanie“.
Już w kulcie Mitry spotykamy nazwy „kruki”, „lwy”. Pomniki pokazują nawet ich lwie i krucze kostjumy. Jak ten sposób myślenia tkwi głęboko w duszy ludzkości, dowodzi Wolne Mularstwo, które, uczyniwszy z Boga Wielkiego Architekta, stworzyło dla stowarzyszonych symboliczne stopnie Uczniów, Czeladników i Mistrzów.
Cała historja totemizmu popiera taki pogląd. Wyznawcy Niedźwiedzia są Niedźwiedziami, Jelenia Jeleniami, Orła Orłami, Lwa Lwami, Węgorza Węgorzami. Do dziś dnia kapłani chrześcijańcy nazywają się pasterzami a wierni trzodą. Dziś ma to już tylko znaczenie przenośne a nie rytualne, ale przenośnia nie jest wcale przypadkowa, gdyż totemem ich bóstwa jest Baranek.
Teologiczne okulary, przez które nauczono nas patrzeć na teksty ksiąg świętych, całkiem popsuły nam wzrok, nabawiły nas krytycznego daltonizmu i trzymają nasz umysł w stanie pewnej sugestji.
Jakiegoś to niesłychanego wysiłku wymagało odkrycie, że księga Genesis nie składa się z jednolitego tekstu, ale jest stopem dwóch tekstów zasadniczych!
Jakich trudów, kosztownych wypraw naukowych, ślęczeń i genjalnych koncepcji wymagało poznanie naukowe księgi Exodus oraz określenie wszystkich wpływów, którym uległa, zszeregowanie wszystkich pierwiastków, z których powstała!
Ile namęczyć się musiał świat naukowy, aby wszystkie przepisy rytualne księgi Leviticus i całe jej prawo w perspektywie tysiącoleci na właściwem miejscu rozwojowem obaczyć!
Ileż w ogóle bajecznego nakładu czasu i energji wymagało stwierdzenie jednego jedynego faktu, iż to, co nazwano KSIĘGĄ, stanowi właściwie zbiór szczątków całego PIŚMIENNICTWA pewnego narodu!
Umysł uczonego podlegał ciśnieniu dwojakiemu: z góry od wszechwładnej teologji i z dołu od nieukształconych mas, którym legendy teologiczne poprzylepiały się do języków a języki te mełły następnie wiekowe komunały, śmiechem i szyderstwem witając każdą próbę analizy tego, z czem się umysł zbiorowy zżył i za niezmienne uważał.
Są zagadnienia naukowe, które się rozwiązuje w ciszy pracowni i nikt badaczowi nie przeszkadza. Tak dziś pracuje i chemik, fizyk, biolog, astronom. Ale były czasy, kiedy tłum wpadał do ich pracowni, ciągnął ich na sąd, kiedy trybunały nie pozwalały im głosić wyników ich dociekań. Były to chwile, kiedy nauka burzyć musiała pewne zawady, tamujące rozwój umysłu zbiorowego, jakieś oparte na zmysłowych złudach uprzedzenia. Przerażenie budziła myśl o kulistości ziemi, o antypodach, o ruchu wirowym globu ziemskiego, o nieistnieniu twardego sklepienia niebieskiego.
Gdy na ogół nauki przyrodnicze, astronomiczne, historyczne, językopoznawcze, folklorystyczne i t. p. wywalczyły sobie prawo nietykalnego majestatu, ta gałąź wiedzy, która się zajmuje badaniem wszelkiej religji bieżącej, żyć i rosnąć musi w warunkach z przed kilku wieków. Uczeni badacze podlegają nietylko krytyce swych kolegów fachowych, jak gdzieindziej, ale również naporowi z góry i z dołu, albowiem ci, którzy są najmniej powołani do opinjowania w tego rodzaju sprawach, nie posiedli jeszcze i w tym zakresie ignorancji wstydliwej, ale mają ignorancję wyzywającą, apodyktyczną, opartą na bardzo długotrwałym przywileju powszechnie przyjętego komunału.
Ponieważ praca naukowa przy takich konjunkturach nie może być prawidłową i ponieważ badaczowi mimowoli udziela się nalot namiętnościowy, tak niepożądany, przeto w ciągu ostatnich dziesięciu lat postanowiono na Zachodzie pewną ilość wiedzy orjentalistycznej spopularyzować zarówno za pomocą żywego słowa, jako też przystępnej literatury. Pamiętne były wykłady berlińskiego profesora Fryderyka Delitscha, które taką wywołały wrzawę; nieocenione są wydawnictwa, jak „Der ałte Orient”. Ale skutek został osiągnięty. Dziś w rzędzie najdzielniejszych pracowników na tem polu wyliczyć można szereg nawet teologów protestanckich a nastrój śród czytającej publiczności znacznie się zmienił na lepsze. Nowe pokolenia, zaprawione do myślenia przyrodniczego, zorjentowały się, że zasada rozwoju obejmuje rzeczywiście wszystko a więc także bóstwa, ich kulty, związane z niemi ideologje i ich święte księgi.
Runął też dogmat o monodeizmie narodu żydowskiego od pierwszej chwili pojawienia się jego na arenie dziejowej. W księdze Exodus mamy wyraźny ślad kultu Złotego Cielca, któremu przewodniczy tak wybitna postać, jak Aron, i kultu Węza Miedzianego, rozwieszonego na drzewcu, więc w formie Laski Eskulapa, któremu ma przewodniczyć sam Mojżesz, a wreszcie kultu Baranka Wielkanocnego.
W czwartej księdze Mojżeszowej (XXI, 6) czytamy: „Jahwe przypuścił na lud węże jadowite, które kąsały lud, że umarło wiele ludu z Izraela... Więc zrobił Mojżesz Węża Miedzianego; i bywało, że gdy wąż ukąsił człowieka, tedy wyzdrowiał”.
Wielki wąż, pisze Tylor, bronił twierdzy Aten i otrzymywał co miesiąc placek z miodem; rzymski „genius loci” ukazywał się pod postacią węża; dawni Prusacy czcili węże i ofiarowywali strawę wężom domowym. Lombardowie czcili złotą żmiję. Europa nie zapomniała bajki, opowiadanej przez piastunki, że bywają węże, które w złotej koronie na głowie przychodzą pić mleko z miseczki dziecka. Bezpośrednia cześć wężów uwydatniała się bardzo w religjach krajowych Azji południowej; zajmowała ona prawdopodobnie niepoślednie miejsce w pierwotnym buddyzmie indyjskim, a rzeźby na grobowcu w Sanczi wyobrażają sceny oddawania czci bóstwu, pięciogłowemu wężowi, znajdującemu się w świątyni.
A dalej powiada Tylor, że Peruwjanie np. czczą gwiazdę „Tygrys”, która strzeże ludzi od tygrysa, że w ogóle wszystkie ptaki i zwierzęta mają swych przedstawicieli w niebie etc.
Jeroboam jeszcze nad Jordanem zbudował świątynię Złotego Cielca, która dotrwała do czasów ostatecznego upadku państwa żydowskiego, bo ją wspomina Józef Flawjusz, aczkolwiek niewiadomo, czy nie była to już tylko ruina.
O kulcie Baranka dość już mówiłem. Żydzi spożywają to zwierzę już w Egipcie podczas świąt Paschy. A przecież tam właśnie kwitł kult Barana-Amona!
Ale te trzy przykłady wskazują, że Bóg Jahwe co najmniej z trzech totemów swój BYT POJĘCIOWY wyprowadza a jeszcze wcale nie jest rozwiązane pytanie, czy i nie z czwartego a mianowicie, jak już wspomniałem, PTAKA, po egipsku IHW, co oznacza przenośnie DUCH.
A przecież on w dalszym rozwoju swoim stał się pierwszą osobą Trójcy chrześcijańskiej, czyli BOGIEM OJCEM. Siady formy jego przejściowej przez formę CZŁOWIEKA znajdujemy jeszcze w starych przepisach kościoła katolickiego, które każą go wizerunkowo przedstawiać jako siwego starca, na co dziś żywemi oczami po kościołach patrzymy.
Monodeizm a raczej henodeizm żydowski, czyli jednobóstwo, istniał rzeczywiście przez pewien czas, ale kosztem ogromnych ofiar i raczej wskutek żelaznej woli hierarchji kapłańskiej. Ciągle jednak tlił podziemny ogień wiary w TRÓJCĘ, więc w Szechinę, czyli Ducha Świętego (żeńskiego rodzaju), w Elohima, czyli Boga, i w Ben-Elohima, czyli Syna Bożego.
Toteż wcześniej czy później nastąpić musiała adoptacja i rzeczywiście nastąpiła. Logika musiała oddać swe królewskie berło psychologji a żydowski arcykapłan chrześcijańskiemu patryarsze.
Przeto jednobóstwo chrześcijańskie, poddane analizie embrjologicznej, posiada cały szereg totemów, czyli świętych zwierząt rodowych, jak Złoty Cielec, Miedziany ąż, Baranek, Ryba, Gołębica. Jedne totemy pozostawiły ślady po sobie wyraźniejsze, inne prawie zupełnie zanikły i należą tylko do form kopalnych po starych tekstach. Ogółem zaś chrześcijaństwo daleko więcej takich totemów przechowało, tylko uległy one degradacji, jak np. symbole ewangielistów Wół, Lew i Orzeł, lub święte zwierzęta Mesjaszowe oślica z oślątkiem.
Również albo jako szczątkowe formy czci boskiej albo jako zdegradowane do rzędu rytualnych symbolów pozostały święte kamienie, święte rośliny, święcona woda, święcony ogień, słońce i księżyc monstrancji, niektóre planety, jak t. zw. Gwiazda Zaranna, czyli Wenus, kult świętych czaszek i t. p.
A tak, jak w Księgach Mojżeszowych odkryto pokłady różnych formacji bożych, tak wreszcie w tekstach Nowego Testamentu z równą precyzją dało się odnaleść i określić różne ogniwa rozwojowe jednego i tego samego bóstwa, które dzięki najbardziej krańcowemu antropomorfizmowi i antropopatosowi w oczach umysłów nawet najniepospolitszych uchodziło tak za postać dziejową, jak niegdyś uchodził Zeus, Bel, Amon, Tammuz, Mars, Junona i t. d.
Niesłychany czar, bijący z tej pojęciowej postaci, chlubnie świadczący o zdolnościach idealizacyjnych ludzkości, genjalna plastyka, bajeczna legendowość i magnetyzująca mistyka symboliki mistrzów i arcymistrzów, którzy tę postać pojęciową z siebie wyłaniali, wszystko to sprawiło, że ludzkość uwierzyła w cielesną realizację swego IDEAŁU i dopiero wtedy wiara ta poczęła przygasać, gdy począł ZMIENIAĆ SIĘ sam ideał.
Ale pamiętajmy, że rekonstrukcja naukowa łańcucha rozwojowego mimo tylu wspaniałych i niezbitych dokumentów, gdy ma z gabinetu badacza wyjść na świat, z wielkiemi walczyć musi trudnościami. Badacz daje tylko to, co dać może. Łatwiej mu odtworzyć fizjologję zjawisk religijnych, niż ich psychologję. Dotąd jeszcze ten dział intuicji odtwórczej bywa przeważnie własnością poetów, czyli syntetyków, a rzadko uczonych, czyli analityków. Wprawdzie Poincare wykazuje, iż w zakresie twórczości naukowej matematyki istnieli zarówno wielcy analitycy, jak i syntetycy, ale matematyka należy do nauk ścisłych a orjentalistyka nie może rościć pretensji do takiej ścisłości, skoro z pomników i znalezin, nieraz bardzo uszkodzonych i fragmentarycznych, musi snuć swoje wnioski i budować swoje teorje.
Jest jakaś, może nietyle niepochwytna, ile trudno wyrażalna cząstka owych zjawisk psychicznych w micie przyrodniczym i jego symbolizowaniu się, że badacz sumienny woli pióro złożyć i sprawę potomnym zostawić pokoleniom, niż przez błędną rekonstrukcję zjawiska siebie i innych w błąd wprowadzać.
Było to w pierwszych dniach grudnia 1903 roku.
Jechaliśmy powozem w stronę Morza Martwego, zostawiając za sobą daleko a wysoko niby trapezoid Górę Kuszenia a niby wieniec rzucony na piaski pustyni otoczone palmami i cyprysami Jerycho.
Upał dochodził do dwudziestu siedmiu stopni Reaumura. Po niejakim czasie wjechaliśmy na przestwory miałkiego piachu pustynnego. Z modrej kopuły niebios słońce zalewało całą rozdał złotym deszczem swego światła.
Za nami na Górze Kuszenia legenda ustawiła zmagającego się Boga Białego z Bogiem Czarnym. W dole legenda grzmotem trąb zburzyła siedm murów Jerycha. Wysoko na niebie legenda podczas zaćmienia pootwierała gwiezdne groby i wyprowadziła z nich na jaw postaci zmarłych bohaterów.
Zda się, że jeszcze od Góry Kuszenia płyną dwa głosy. Ze w powietrzu drży resztka tych dźwięków jerychońskich w migotaniu złotych promieni słońca. Że oślepiająco biały całun dziennej światłości właśnie zamyka na niebie groby gwiezdne zmarłych przed tysiącami lat bohaterów. W lewo majaczeje gdzieś zielona wstęga Jordanu, pełna węzłów nadbrzeżnych drzew i krzewów.
Tam legenda zjednoczyła trójmit o Rybie, Baranku i Gołębicy. Przed nami w oddaleniu niby zwał zbielałych na słońcu szkieletów widnieją góry Abarim a gdzieś tam na nich Machero, gdzie pokazują jeszcze cysternę Jana Chrzciciela.
Spiekota stawała się z każdą chwilą coraz nieznośniejszą. Wiatr szedł za nami krok w krok, ale nie dotykał nas. Na szczęście jechaliśmy dość szybko.
Tam na tych widniejących w dali górach miał umrzeć Mojżesz, nie dotarłszy do Ziemi Obiecanej. A lud jego kroczył dalej, roznosząc o nim mity po Kanaanie.
Krew bije w skroniach. W uszach dudni. Żar wysysa z pielgrzyma ostatnie zapasy energji. W takich chwilach najbardziej entuzjastyczny podróżnik obojętnieje na wszystko.
Ubranie parzy. Czego się dotknąć, jest gorące. Biały pył pokrywa kapelusze, włosy, wąsy, brwi, dostaje się do oczu, przez usta na język. Czuje się rzeczywiście — smak pustyni.
Powieki zapadają. Nadchodzi senne omdlenie. W tym stanie traci się poczucie czasu. Może to dziś a może trzy tysiące lat temu?
Tak, trzy tysiące lat temu, albo znacznie więcej, kiedy „Jahwe szedł przed nimi na okazanie drogi, we dnie w słupie obłoku, a w nocy w słupie ognistym, żeby był wodzem na drodze obojego czasu. I nigdy nie odchodził słup obłoku we dnie, a słup ognisty w nocy przed ludem.”
Bastian powiedział, że kto chce zrozumieć pewną legendę, musi odszukać jej ojczyznę. Goethe powiedział coś podobnego: „Kto chce pojąć, co wieszcz baje, niech przez wieszcza dąży kraje.”
Nagle pojazd jednem kołem uderzył o jakąś podpiachową skałę i rzucił mną w bok. Trzeba się było chwycić czegoś, aby nie wypaść. Ale właśnie wskutek tego mimowoli spojrzałem w bok.
Zdało mi się, że coś za powozem idzie. I to coś niesłychanie olbrzymiego.
Obejrzałem się.
W jednej chwili pierzchło znużenie a zachwyt ogarnął całem mojem jestestwem.
Oto w ślad za powozem dążył olbrzymi słup piachu. Biały był, tylko cały ozłocony deszczem promieni słonecznych. Rysował się jak piękna mara na tle niepokalanej modrości nieba. Sunął cicho jak wierny wartarz pustyni, jak brońca, jak mistyczny wskaźnik.
Czołem sięgał niesłychanej wyżawy a dołem szata jego wlokła się po pustyni.
Chwyciłem aparat fotograficzny, nastawiałem go gorączkowo, myśląc: niech po zachodzie słońca górną jego część obleje czerwień, jak topole przez Fałata malowane, a będziemy mieli „słup ognisty w nocy przed ludem”...
— Stać!
Dzierżyłem piłkę gumową, aby trzasnąć migawką na jedną setną sekundy. Ledwie jednak rozkaz wykonano i powóz się zatrzymał, gdy złota mara piachu pustynnego zwaliła się na powóz, na mnie, na aparat, na powoźcę, na konie. Krztusząc się i spluwając, otrząsając się z pyłu, wyskoczyłem z powozu i przedewszystkiem starałem się wydmuchać i oczyścić aparat, gdyż postanowiłem koniecznie ten SŁUP MOJŻESZOWY przywieść do Warszawy i pokazać go rodakom...
Gdy otrzepano poduszki powozu, siadłem znowu a patrząc z nagotowanym aparatem za powóz, kazałem ruszyć żywo, licząc na to, że złota mara piachu dźwignie się na nowo.
Jakoż rzeczywiście po pewnym czasie niby jakiś olbrzym, plackiem leżący, który głowę podnosi, potem dźwiga się na kolana, wreszcie z nich wstać usiłuje, tak ponownie ów słup dźwigał się a dźwigał. Jeszcze mi nie wyrósł do pierwotnej wyżawy, jeszcze czekałem, aż wydźwignie się do tamtego majestatu, kiedy nagle koła powozu zaczęły dudnić po skałach, słup zaś karlał, opadł jak gdyby na kolana, jeszcze się wlókł za powozem, zwiewał, aż wreszcie plackiem się położył na pustyni i całkiem się z jej piachami zrównał.
Tego pomnika natury legendotwórczej Starożytnego Wschodu nie dało się uchwycić na kliszę i załączyć do „dowodów”...
Pozostała po nim w duszy tylko jakaś wizja, legenda własnej pamięci, tej pamięci zawodnej, przekształcającej odebrane wrażenia, mieszającej ze sobą obrazy wspomnień...
A gdzież stał z aparatem fotograficznym badacz, gdy siedzący przed swym namiotem NAZIR oczyma duszy widział postać SYNA CZŁOWIECZEGO, kroczącego po modrych wodach Jeziora Genezaretańskiego?
Gdzież fonograf, narzędzie dzisiejszych folklorystów, któryby uchwycił owe dźwięki muzyki anielskiej otwierającego się nieba przed klęczącym wizjonerem Dobrej Nowiny?
Gdzie i kiedy te regestrujące aparaty miał on ustawić, by notowały drżenia nerwowe owych w święty szał wpadających proroków i prorokiń, opisujących natchnioną mowę widziadła przeżywanych teofanji?
Toteż tu tymczasem badacz złożyć musi pióro a oddać je poecie. I tem chyba pożegna czytelnika, iż mu powie celem ostatecznego wyczerpania tematu w jakimś jednym wniosku, graniczącym z aforyzmem, że: NAJPIĘKNIEJSZEM NIERAZ W DZIEJACH ŚWIATA TO BYŁO, CO ŻYŁO TYLKO W DUSZY NATCHNIONEJ LUDZKOŚCI.
A wielką KSIĘGĄ OBJAWIENIA, w której ta dusza natchniona czytała, było niebo, literami gwiazdy, słowami konstelacje a rozdziałami okresy astralne. Tam ludzkość czytając, ład swój wedle wielkiego zegaru świata na ziemi tworzyła w urządzeniach społecznych, w kalendarzu, w filozofji. To był zaiste święty związek z potęgami kosmicznemi. Związek ten prysnął, gdy zaczęła rządzić umysłami martwa litera, martwe słowo, martwy rozdział, martwa księga. Tysiąc lat leżała ta martwa, pergaminowa księga w kamiennym grobowcu Teologji jak ów ewangieliczny Łazarz, że gdy nauka-mistrzyni zawołała: „Odejmijcie kamień“, niejedna Marta rzekła z obrzydzeniem: „już cuchnie”! A przecież owa mistrzyni sama odwaliła kamień i zawołała wielkim głosem: „Łazarzu, wynidź z grobu”! I natychmiast on pergaminowy Łazarz, „który był umarły, wyszedł, mając ręce i nogi związane chustami i twarz mając chustką owiązaną”. I rzekła wiedza-mistrzyni: „Rozwiążcie go i puśćcie, aby szedł”, a gdy się lękano, sama to uczyniła i on pergaminowy Łazarz, wyszedłszy z tysiącoletniego grobu kościelnego, idzie a opowiada wiernie prastare czasy nowym pokoleniom.
Str. 2. „Tegoż czasu Malcherową, mieszczkę krakowską, białogłowę w lat ośmdziesiąt, o żydowską wiarę spalono na rynku w Krakowie, NA CO PATRZYŁEM. Zebrał był do dworu swego ks. Gamrat, biskup krakowski, kanoniki wszytkie i kolegjaty ku wysłuchaniu jej wyznania wiary” etc., p. „Dzieje w Koronie Polskiej” Łukasza Górnickiego w „Dziełach wszystkich“, pierwsze wydanie zbiorowe, przygotowane do druku przez Rafaela Loewenfelda, ze wstępem i słowniczkiem archaizmów Piotra Chmielowskiego, Warszawa 1886, nakł. S. Lewentala, 3 tomy, w tomie 3-cim, na str. 150 etc. „Była ona szlachcianką z rodu Zalasowskich, siostrą Jana, rajcy tarnowskiego, którego wyrok sądu królewskiego mieni „nobilis”, siostrą Urszuli Kromerowej w N. Sączu i Katarzyny Rimerowej, mieszczki krakowskiej (N. Sącz Archiw. 5 str. 144)”, p. Szczęsnego Morawskiego „Arjanie polscy”, Lwów 1906, nakł. autora, str. XXI, 564, na str. 12. Charakterystyczne dla poglądów epoki: Czechowicz r. 1573 obala „wywody dwojczaków, co wywodzą, że się Syn Boży urodził na niebie bez matki a na ziemi bez ojca” (tamże str. 94). „Socyna zasady wedle katechizmu, wnet po jego śmierci wydanego, były... Chrystus człowiek, obdarzon jest boską mocą celem zbawienia ludzkości, a w nagrodę posłuszeństwa swego wniesion do boskości... Śmierć Chrystusa nie jest przejednaniem Boga, lecz zapieczętowaniem nauki wygłaszanej“ (tamże str. 122). Faust Socyn umarł 1604 roku a Katechizm Socynjański wydano po polsku w Rakowie 1605 r. Nie mylę się chyba przeto, jeżeli mówię, że Renan jest właściwie ostatnią i najklasyczniejszą konkluzją „jednobożan”.
Str. 3. Ernesta Renana „Żywot Jezusa” ukazał się po polsku w dwóch przekładach i czterech wydaniach szybko po sobie idących, co świadczy o wpływie tego pisarza na umysły w Polsce, przekład mój: Kraków 1904, str. LVIII, 369; wyd. 2-gie przejrzane po podróży na Wschód, Warszawa 1907, str. 380; wyd. 3-cie, popularne, Warszawa 1907, str. 262, z opuszczeniem jedynie przypisków zbyt specjalnych; przekład Antoniego Krasnowolskiego z francuskiego wydania popularnego (skróconego), Warszawa 1907, str. 219. Przytaczam wedle mego wydania drugiego. — Obok Renana zyskał niezmierny rozgłos Dawid Fryderyk Strauss (1808 — 1874) swem dziełem „Das Leben Jesu” (2 wyd. Lipsk 1864, str. XXVI, 633), które wywołało namiętne protesty. Ale niebawem Strauss doszedł w świecie naukowym do wielkiego uznania. Gdy we Francji przeważał wpływ Renana, w Niemczech bardziej Strauss odpowiadał psychice swego pokolenia, które nawet niekiedy było dla mistrza francuskiego niesprawiedliwe. Dr. Ludwik Noack w książce „Die Geschichte Jesu” (Mannheim 1876), biorąc stronę Straussa, posunął się do tego, iż dzieło Renana o Jezusie nazwał pogardliwie „romansem opata z przeoryszą”. Straussowi to głównie za zasługę poczytywano, iż z materjału do żywota Jezusa układał cykle legend. Tendencję jego charakteryzują końcowe zdania: „Krytyk jest przekonany, iż nie popełnił na świętym żadnej zbrodni, jeżeli to wszystko, co Jezusa uczyniło istotą nadludzką, jako zrazu szczerą i może nawet dobroczynną, ale następnie szkodliwą a dziś wprost zgubną iluzję usuwa, odtwarzając wedle możności Jezusa historycznego w jego prostych (schlichten) ludzkich rysach” (str. 627). Zdaje mu się, iż umie odróżniać „prawdziwe” słowa Jezusa od „nieprawdziwych” (str. 623), że całkiem jest „prawdopodobne”, iż ojciec Jezusa był cieślą (str. 191); mniema, że może Jezus urodził się w Nazarecie, gdyż „każdy wiedział”, że to była jego ojczyzna, natomiast pielgrzymka do Betleemu W CZASIE CIĄŻY Marji jest nieprawdopodobna etc. (str. 333 — 340) a twierdzenia te powtarza jeszcze w swej pracy „Der alte und neue Glaube” (polski przekład I. Moszczeńskiej „Stara i nowa wiara”, Warszawa 1907, str. 203). Dziś jednak namiętny zapał dla rozpoznawcy i klasyfikatora legend o Jezusie znacznie osłabł a ma on jeszcze wielbicieli tam, gdzie działa na umysły jako pedagog społeczny. Houston Steward Chamberlain w „Die Grundlagen des neunzehnten Jahrhunderts” (VII wyd. Monachjum 1907) w tomie pierwszym na str. 227 w dopisku powiada o nim: „Że Strauss nigdy pojęcia nie miał, co to jest mitologją a co wynika z jego mięszania mitów ludowych z mitami przez poezję wytworzonemi i legendami, to jest kwestją inna. Czasy przyszłe nie będą w ogóle mogły zrozumieć skutku (den Erfolg) owych czczych, choć uczonych, lecz bystrzejszej wnikliwości i tchnienia twórczego pozbawionych płodów, jak owe Straussa... Mitologiczne jego stanowisko jest dziś tak martwe, że niepodobna bez ziewania wodzić oczu po kartach pracy tego uczciwego człowieka”. Ale przyznaję jednak Straussowi i Renanowi, iż wywarli bardzo zbawienny wpływ na umysły swego pokolenia. Rudolf Seydel w „Die Buddha-Legende und das Leben Jesu nach den Evangelien“ (2 wyd. Weimar 1897) na str. 4 pisze, iż Strauss całkiem błędnie wiązał Nowy Testament ze Starym. Jeżeli chodzi o tak ważne epizody, powiada, jak narodzenie z Dziewicy, ofiarowanie Dzieciątka w świątyni, kuszenie etc. Stary Testament zupełnie zawodzi a szukać trzeba analogji w różnych mitach pogańskich, zwłaszcza zaś w buddyjskich.
Str. 4. W sprawie Nazaretu, Nazarejczyka, Nezerijeh, zerijeh, p. „Der vorchristliche Jesus, nebst weiteren Vorstudien zur Entstehungsgeschichte des Urchristenthums”, William Benjamin Smith, mit einem Vorworte von Paul Wilhelm Schmiedel, Giessen 1906, Alfred Töpelmann, str. XVIII, 243, w szczególności rozdział II-gi o znaczeniu przydomka „Nazorejczyk”, str. 42 — 70. — Co do „imaginacji” Marji Magdaleny p. Renana „Les Apôtres”, Paryż 1903, Calman-Levy, str. LXIV, 388, na str. 7: „il est certain... que... Marie de Magdala joue seule un rôle... car elle porta, ce jour-là, pendant une heure tout le travail de la foi de l’avenir”. — „Chodząc dokoła Jeziora Genezaretańskiego jak autor POTOPU dokoła Jasnej Góry”: wiadomo, że źródła urzędowe szwedzkie, przed kilku laty opublikowane, całkiem inaczej przedstawiają obronę Częstochowy, niż Kordecki w swej „Gigantomachji“ i snujący dalej legendę Henryk Sienkiewicz, p. Th. Westrin „Częstochowa Kloster Belägring af Karl X Gustaw 1655”, Stockholm 1905, str. 24. in 8°, z 2 rycinami w tekście i podobizną autografu Aug. Kordeckiego. List tegoż, znaleziony przez Westrina, różni się znaczenie od listów do szwedzkiego Feldmarszałka Müllera von der Lühnen, pomieszczonych w „Nova Gigantomachia przez Szwedów i innych kacerzy podjęta przeciw świętemu obrazowi Bogarodzicy przez św. Łukasza malowanemu” etc. Wedle Kordeckiego siły pod Częstochową wynosiły 9000 żołnierza, wedle Westrina tylko 1100. Wedle pierwszego Szwedzi koniecznie chcieli zdobyć Częstochowę, wedle drugiego król szwedzki wydał feldmarszałko wi rozkaz cofnięcia wojsk z pod klasztoru, aby „katolickiego” narodu nie drażnić. Listy Kordeckiego w „Gigantomachji” są dufne, gdy list przez Westrina odnaleziony od tych zaczyna się słów: „Dostojnoćć wasza zechce przyjąć do wiadomości, że naszem powołaniem religijnem nie jest obiór królów, ale szanowanie już obranych przez stany. A ponieważ całe Królestwo posłuszne jest Najjaśniejszemu Królowi Szwecji i uznało Go za swego pana, przeto i my wraz ze świętem miejscem, które dotąd było w opiece i poszanowaniu Królów Polskich, pokornie poddajemy się Jego Królewskiej Mości Panu Szwecji”. Nowodworski w „Przeglądzie Historycznym“ (t. I, zeszyt 1) sądzi, iż Kordecki umyślnie zmienił treść powyższego listu, aby podnieść aureolę klasztoru. Porów. Edwarda Chwalewika „Ksiądz Aug. Kordecki w świetle ostatnich badań”, „Ludzkość” N✢ 147 z d. 13 grudnia 1906 r. — „Ślad ręki Jezusowej”: w Jerozolimie na VIA DOLOROSA od XV-go wieku ukazują piątą stację około „domu bogacza”, ładnej budowli średniowiecznej, zaś w ścianę domu po lewej wmurowano kamień rzekomo z śladem ręki Jezusa. Kamień, zawierający podobne ślady rąk i stóp, jest rzeczywiście bardzo miękki, sam widziałem, jak go rżnięto zwykłą piłą, twardnieje jednak na powietrzu po wydobyciu z ziemi, więc może służyć za budulec. Na stacji dziewiątej Jezus miał drugi raz upaść pod brzemieniem krzyża, aczkolwiek już od piątej stacji niósł krzyż Szymon Cyrenejczyk. Archeologia chrześcijańska, o której pisałem w rozprawce „Jerozolima”, pomieszczonej w N✢ 11 i 12 „Myśli Niepodległej”, jest „jedną z najdziwniejszych archeologji, jaką znały dzieje. Rzeczoznawcą jej jest wiara a celem — ukojenie tęsknot mistycznych... Tęsknoty te były szczere, gorące, namiętne i trzeba je było ukoić. Więc przy odbudowie Jerozolimy pomyślano o tem. Znalazł się otwór w ziemi, gdzie krzyż stał. Znalazły się ślady stóp w miejscu, skąd Jezus wzniósł się w niebo. A kiedy nastał Wiek Relikwji, znalazło się w Rzymie nawet nieco sprzętów domowych, w Turynie znalazła się cała szata a w niezmiernej ilości kościołów, zamków, pałaców, skarbców,, nawet domowych ołtarzyków, nawet noszonych na piersiach medaljonów, znalazło się tyle drzazg z krzyża, że wedle przypuszczalnych obliczeń na utworzenie jednego słupca męki musiałyby paść wszystkie cedry Libanu”.
Str. 7. Karol Franciszek Dupuis (1742 — 1809) był od r. 1788 członkiem francuskiej akademji inskrypcji i sztuk pięknych, następnie członkiem konwencji, sekretarzem zgromadzenia narodowego, wreszcie członkiem instytutu. W r. 1794 wydał „Origine de tous les cultes, ou la religion universelle”, 3 tomy in 4° i atlas (1-szy t. XVI, 556; 2-gi t. 302 i 304; 3-ci t. IV, 367 i 358, 4-ty t. 23 plansze i „Table generale” IV, 104), oraz w 12 tomach i 8°. W r. 1798 wydał skrót tej pracy „Abrégé de l’Origine de tous les cultes” w jednym tomie, str. XLIV, 438. W szeregu innych prac ważne zajmuje miejsce „Mémoire explicatif du Zodiaque chronologique et mitologique”, Paryż 1806, in 4°, str. 149, z miedziorytem Zodjaku. Prócz tego drukował „Dissertation sur le zodiaque de Denderah” (1806), „Mémoires sur les Pélasges” (w „Recueil de l'Institut, 1798), „Mémoire sur le Phénix” (w „Mémoires de l’Académie”), „Lettres sur l’origine astronomique de l’idolâtrie et de la fable” (in 4°), „Lettres sur Janus” (in 4U). Dupuis wywarł wielki wpływ na umysły swego wieku. Reakcja, która zalała Europę po upadku Napoleona i zwycięstwie Świętego Przymierza a która szczególniej tępiła wszelkie ślady wolnej myśli, stała się powodem, że świat właściwie o nim zapomniał. Sięgano nawet do iście małpich przedrzeżniań wielkiego badacza. W roku 1827 ksiądz Pérès, z zakonu Oratorjanów, wydał, naturalnie anonimowo, maluchną broszurkę „Comme quoi Napoléon n’a jamais existé, grand erratum, source d’un nombre infini d’errata à noter dans l’histoire du XIX-e siècle, Paris, 1827”, później wielokrotnie z jego nazwiskiem już przedrukowywaną. Ksiądz Peres starał się ośmieszyć rzekomą metodę Dupuis (p. roz. TEORJA POJĘĆ SZCZĄTKOWYCH, str. 260). Toteż warto przeczytać, co o tem mówi jeden z uczonych współczesnych a mianowicie profesor uniwersytetu w Karlsruhe dr. Artur Drews w swem studjum „Die Petruslegende”, pomieszczonem w dwóch czerwcowych zeszytach (1909) dwutygodnika „Das freie Wort” (N✢ 5 i 6). W N✢ 6 na str. 220 czytamy: „Na najbardziej uderzającą z tych paralel zwrócił był już uwagę stary Dupuis, którego dzieło „De l'Origine de tous les cultes” wykazuje tak bystrą spostrzegawczość autora w zakresie mitycznych pierwiastków Biblji, iż nigdy się dość nie zaleci czytania dzieł jego naszej „historycznej“ teologji, pogrążonej w naiwnej wierze w historyczność opowiastek Nowego Testamentu“.
Str. 9. Kozobóg Chnum lepi z gliny nietylko człowieka, jak żydowski Jahwe, ale także bogów. Bogini Żaba przez przytknięcie krzyżyka (krzyżyka z uszkiem) do nosa człowieka udziela mu „tchu żywota“. — Wiz. 3. Egipski Tout jako święta małpa (pawjan) i święty ibis, w pośrodku święty chrząszcz, czyli Skarabeusz, ze zbiorów własnych. Ponieważ jednak nic łatwiejszego, jak o falsyfikaty, przeto zaznaczam, iż przedmioty te nabyłem w Muzeum Kairskiem, pozostającem pod zarządem sławnego egiptologa Maspero. W epoce, kiedy Touta przyoblekano w postać takich figurek, był on już naturalnie abstrakcją, utworzoną z małpy, ibisa i człowieka.
Str. 10. „Stawszy się całkiem człowiekiem, ma tylko u boku Baranka jako swój symbol“: porów. Wiz. 1, 10 i 13. — Wiz. 4. Apis z tarczą słoneczną i rogami księżycowemi na łbie, z Riehma „Handwoerterbuch des biblischen Alterthums”, wyd. z r. 1898, w t. I, str. 825. — Co do legendy Mojżeszowej p. „Astralmythen der Hebraeer, Babylonier und Aegypter, religionsgeschichtliche Untersuchungen von Eduard Stucken, V. Theil, Mose“, Lipsk 1907, str. 431 — 657. Motyw plecionki z sitowia, puszczonej z dzieciątkiem na wodę, uderzenie w skałę, z której tryska woda etc., powtarza się w mitach bardzo wielu narodów. Kwestją „rogów” Mojżesza sprawia wciąż jeszcze dużo trudności badaczom-teologom. Polski tłomacz ksiąg Mojżeszowych Cylkow w t. II, na str. 170 w przypisku do wersetu 29 pisze: „Vulgata błędnie CORNUTA, stąd rogi na przedstawiających Mojżesza obrazach”. Dr. Alfred Jeremias w „Das Alte Testament im Lichte des Alten Orients”, Lipsk 1906, 2-gie wyd., str. XVI, 624, na str. 381 powiada: „Tłomacz Wulgaty Hieronim chyba wiedział, że ROGI są na Starożytnym Wschodzie symbolem bóstw”. Ale widzimy je także na głowach władców, wyniesionych do godności bogów. W kwestji rogów boga burzy Ramman p. „Die Keilinschriften und das Alte Testament”, Eberhard Schrader, 3 Aufl., neubearb., mit Ausdehnung auf die Apokryphen, Pseudoepigraphen und das Neue Testament: Geschichte u. Geographie von H. Winckler, Religionu. Sprache von H. Zimmern, Berlin 1903. Sądzę wszelako, że wizerunkowo rzecz się tak tłomaczy, jak to widzimy na płaskorzeźbie córki Ramzesa II (Wiz. 6). Aleksandra Wielkiego przedstawiano także z rogami, p. Lübke-Semrau „Die Kunst des Alterthums”, Esslingen a. N. 1908, str. VII, 458, na str. 294 wiz. 389. Tak samo Kleopatrę i t. p. Już od XIX-ej dynastji władcy egipscy jako ozdobę głowy i symbol swego pochodzenia uważali rogi Amona, porów. „Die Toten und ihre Reiche im Glauben der alten Aegypter”, Alfred Wiedeman, Lipsk 1902, na str. 12. Do jakiego stopnia obce wpływy ciążyły na podaniach żydowskich, świadczą wszystkie mity o Jehowie, Mojżeszu, patryarchach etc., porów. Prof. amsterdamskiego dr. Daniela Völtera „Aegypten und die Bibel, Die Urgeschichte Israels im Lichte der aegyptischen Mythologie”, 4-te wyd. na nowo opracow., Leiden 1909, str. VIII, 134; P. Jensen „Das Gilgamesch-Epos”, H. Winckler „Geschichte Israels”, „Abraham ais Babylonier, Joseph ais Aegypter” etc. i do tego krytyczne uwagi Hermana Gunkel w „Genesis, uebersetzt und erklaert” (Hankommentar zum Allen Testament), Getynga 1902, na str. LXX i dopiski.
Str. 11. Wiz. 5. Egipski bóg Chons, jest bóstwem księżyca. Jezus u Łukasza posiada także ślady pochodzenia księżycowego.
Str. 12. Wiz. 6. Bint-Anta. Tu widzimy rogi w formie tjary królewskiej. Święty wąż nad czołem królewny posiada te same emblematy: tarczę słoneczną ujętą w rogi.
Str. 13. Wiz. 7 i 8. Cheruby babilońskie z dwiema i trzema Parami rogów, pierwszy z Fryd. Delitscha „Babilon i Biblja”, drugi z Riehma „Handw. d. bibl. Alterth”. Robiono również figury z jedną Parą rogów. Wspaniałe okazy Cherubów babilońskich oglądałem w paryskim Luwrze.
Str. 14. Wiz. 9. Babiloński Cherub podobny do postaci Anioła chrześcijańskiego, z Fr. Kaulena „Assyrien u. Babyłonien”, Freiburg im Breisgau 1899, 5-te wyd., str. XIV, 318, na str. 220. — Wiz. 10. Sfinks Barankowy Jezusa, z lampek starochrześcijańskich, z Malverta „Science et religion”, 3-cie wyd., Paryż 1899, str. 330, na str. 76 wiz. 89. — Efod arcykapłana żydowskiego z dwunastoma drogiemi kamieniami i wyrytemi na nich imionami dwunastu pokoleń p. „Dzieje wojny żydowskiej przeciwko Rzymianom” Józefa Flawjusza, w moim przekładzie, Kraków 1906, str. XXXIX, 575, na str. 369 (V, V, 7). O czci kamieni p. „Cywilizacja pierwotna“, Edward B. Tylor, przekł. Z. A. Kowerskiej, wyd. „Głosu“, w t. I, na str. 135 etc. Kaaba, tamże w t. II, na str. 136.
Str. 15. Wiz. 11. Święta skała w meczecie Omara w Jerozolimie. Porów. Rudolf Kittel „Studien zur hebräischen Archäologie und Religionsgeschichte”, Lipsk 1908, J. C. Hinrichs, str. XII, 242, w szczegół, str. 1 — 85 „Der heilige Fels auf der Moria”. Autor twierdzi, że za czasów Heroda Wielkiego o czci owej skały zapomniano (str. 83), czemu jednak przeczą poniekąd podane przez niego źródła arabskie (str. 31). Jeżeli Omar, zdobywszy Jerozolimę w r. 637, bolał, że znalazł świętą skałę zanieczyszczoną i sam własnoręcznie zabrał się do jej oczyszczenia, i jeżeli, jak świadczy napis w dzisiejszej świątyni, roku 691 wzniesiono dokoła skały meczet, to trudno przypuścić, aby w tradycji nastała jakaś przerwa. Skała stanowi szczyt góry, na której przecież „zamieszkiwał Pan”, jak na Olimpie zamieszkiwał Zeus. Ale tak jak na Synaj do Boga jeden tylko Mojżesz wstępował, tak do Sanctissimum i skały świętej jeden tylko arcykapłan raz do roku. Raczej dzisiejsi żydzi zapomnieli o tym kulcie skały; nie wchodzą nigdy na Haram esz-Szeryf, czyli na dziedziniec okalający meczet Omara, aby przypadkiem nie stąpić na miejsce dawnego Sanctissimum, więc nie pamiętają, by to miejsce oznaczała skała, znajdująca się przecież nie na dziedzińcu, ale we wnętrzu świątyni. Patrz także „Cywilizacja pierwotna”, j. w. t. II, str. 170, o „bóstwie rządzącem górą”.
Str. 17. Bóstwa starożytnego Wschodu jako pojęcia, zdanie Wincklera, p. jego „Himmels- u. Weltenbild der Babylonier”, Lipsk 1903, J. C. Hinrichs, str. 68, na str. 10:,,Es waere voellig falsch, in ihren Goettern nur die Gestirne — Mond Sonne, Planeten u. s. w. — zu erblicken. Die Gottheit ist auch ihnen eine geistige Macht, die sich nur in den einzelnen Theilen der Schoepfung, im Walten der Natur und in allen Erscheinungen der sinnlichen Welt offenbart”. — „Że istniał wcześniej jako Bóg... by mniemanie takie dało się dłużej piętnować jako HYPOTEZĘ”. Gdy nawet tak poważny organ, jak „Revue de l’histoire des religions” (Annales du musée Guimet) o niepospolitem studjum amerykańskiego profesora W. B. Smitha „Der vorchristliche Jesus” w recenzji Eugenjusza Picarda zawyrokował: „Il ne nous est possible de voir dans ses conclusions autre chause que des hypothèses absolument gratuites” (Septembre — Octobre 1908, str. 239), „Nie możemy w jego konkluzjach widzieć nic innego prócz bezzasadnych hypotez”, to profesor Artur Drews z Karlsruhe w swej pracy „Die Christusmythe” (Jena 1909, str. XII. 190), na str. VII pisze wręcz przeciwnie: „Smith hat in seinem Werke „Der vorchristliche Jesus” ein so helles Licht auf eine Anzahl wichtiger Momente bei der Entstehung des Christenthums geworfen und so manche Punkte aufgeklaert, die uns einen tieferen Einblick in den wirklichen Zusammenhang der Ereignisse gestatten, dass wir jetzt anfangen, in dieser Beziehung wirklich klar zu sehen”, „Smith w dziele swem „Jezus przedchrześcijański” rzucił snop tak jasnego światła na szereg ważnych momentów powstania chrześcijaństwa i tyle punktów wyjaśnił, dzięki czemu możemy głębiej wejrzeć w istotny związek zdarzeń, że pod tym względem poczynamy istotnie lepiej rzeczy widzieć”. Wykazuje na str. 132, że się szczególna odgrywa komedja (halb komisches, halb trauriges Schauspiel): „najpierw odbiera się drogą krytyki wszelką wartość ewangieljom jako źródłom do tego stopnia, że dla historycznego Jezusa nic właściwie nie zostaje, i wtedy nagle odrzuca się oręż, którym się wojowało, domagając się od czytelnika, by chwili nie wątpił w ludzką egzystencję Jezusa, przyczem się apeluje do zdrowego rozumu, religijnego uczucia, HISTORYCZNEGO SUMIENIA, ze wzniesionemi oczami hymn piejąc na cześć Jezusa”. Drews kończy powściągliwie: „Man unterdrueckt ein starkes Wort“, „nie chce się tu silnego słowa wygłosić“ — przeciwko tego rodzaju metodzie. — Chrystus wiary i historji, p. Otto Pfleiderer „Das Christusbild des urchristlichen Glaubens”, Berlin 1903, str. 116, na str. 4.
Str. 18. Psychologja rozwojowców. Mówiąc o „psychologji nowych pokoleń, niepodobna pominąć milczeniem poglądów jednego z największych mistrzów owych pokoleń i twórcy teorji ewolucji, wielkiego Karola Darwina, który w swej „Autobiografji” powiada, że dla niego „księgi Starego Testamentu nie mogą być więcej wiarogodne, niż święte księgi Hindusów”, że „ludzie owych czasów byli nieprawdopodobnie ciemni i łatwowierni”, że „nie da się udowodnić, iż ewangielje zostały ułożone współcześnie ze zdarzeniami, które opisują”, i że „gdyby dziś Bóg chciał dać Hindusom objawienie, czyż pozwoliłby je uzgodnić z wiarą w Wisznu, Sziwa etc., jak uzgodniono chrześcijaństwo ze Starym Testamentem?” Także do uwag nad „Psychologją nowych pokoleń”, która bądź co bądź w rozwoju swoim z takiemi trudnościami i przeszkodami walczyła, należy głęboka uwaga duńskiego profesora dr. Alfreda Lehmana. uczyniona nad psychologją pewnego upadłego olbrzyma a mianowicie Babilonu, o którym uczony ten tak pisze w „Aberglauben und Zauberei von den aeltesten Zeiten an bis in die Gegenwart”, przekł. niem. dr. med. Petersena I, 2 wyd., Stuttgart 1908, str. XII, 665, na str. 44, gdzie wykazuje niesłychany rozwój Chaldejczyków, ale mimo to tonęli w magji a przyczyna tego jasna: „Odziedziczyli po przeszłości animistyczny pogląd na świat, który dla ich dalszego rozwoju stał się groźnym, gdyż temu rozwojowi zakreślił granicę. Skoro Chaldejczycy ten pierwotny pogląd na świat konsekwentnie rozwinęli i w systemat zmienili, tem samem uniemożliwili powstanie istotnych nauk przyrodniczych, które badałyby siły przyrody. W zakresie bezpośredniego praktycznego doświadczenia mogli byli wprawdzie dążyć do coraz większej doskonałości technicznej; ale po za tem wszystkiem zjawiska przyrody były dla nich tylko grą kapryśnych demonów. Ponieważ przyjmowali jedynie działanie sił duchowych a żadnych fizycznych, nie mogła była u nich powstać różnica pomiędzy religją a nauką; przeto kult i technika w wielu wypadkach zlały się u nich w jedno”. A zatem właściwie zginęli nie wskutek zewnętrznego naporu, ale wskutek niezdolności do dalszego PSYCHICZNEGO rozwoju.
Str. 19. Nie jest to tajemnicą dla naszych ludoznawców, że rozsadnikiem różnych „tradycji” z chrześcijaństwem związanych śród naszego gminu była plebanja. Warto pod tym względem przejrzeć roczniki „Wisły”. Przecież przez księdza były pisane słowa kolędy: „koło niej budy słońce świeciło”. Księża są również twórcami naszej „Szopki”. Tymczasem w Palestynie wszystko przedstawia się nieco inaczej, o ile te indywidua, które podają się za „dragomanów”, dla skrócenia sobie drogi innej nie tworzą „tradycji”, jak to uczynił np. mój dragoman, który chciał mi „Pole Pasterzy” pokazać w pobliżu Grobu Racheli po drodze z Jerozolimy do Betleem, gdy w rzeczywistości tradycja chrześcijańska ukazuje je nie po północnej stronie Betleemu, ale wschodniej, za Bet-Sahur. W środku tego „Pola Pastuszków” znajduje się nie kolędowa „buda”, ale GROTA, która jednak dostaje się na języki ludzkie dopiero w czasie wojen krzyżowych. — Tak samo rzecz się ma z betleemską GROTĄ NARODZENIA. Wyobrażano sobie „Stajenkę Betleemską” w kształcie „budowli” i stąd wyrażenie „Szopka”. Tradycja naszej inteligencji a nawet naszych artystów nie jest lepiej poinformowana, skoro przedstawia Heroda w fantastycznym stroju „żydowskim” i z wielką czarną brodą, gdy tymczasem Herod nosił się z „rzymska”, jak nasi królowie „z cudzoziemska”, i właśnie brodę golił, bo nawet jego golibrodę Tryfona podmawiano, by z brzytwą w ręku zamach na jego życie uczynił (Dzieje wojny żydowskiej przeciwko Rzymianom” Józefa Flawjusza I, XXVII, 5). — Co do kolęd i ich znaczenia dla umysłu nowożytnego odsyłam do pracy Marji Aleksandry Walewskiej (hr. W.) „Etyka kolęd” w N. 99 „Myśli Niepodległej”, str. 685 — 699. — Jerozolimska „Via Dolorosa” zmieniała swój kierunek wraz z niejednokrotną zmianą planu miasta, które przecież po domniemanym okresie żywota Jezusa zostało w roku 70 doszczętnie zburzone. Droga krzyżowa, którą obecnie pokazują, ma najwyżej cztery wieki. — Wedle „tradycji” na miejscu, z którego Jezus uniósł się w niebo, odbiły się jego stopy. Czciciele Jezusa mieli kamień przez pół przepiłować i ślad każdej stopy do osobnej przenieść świątyni. Tak wykładał mi w gimnazjum brodnickiem na lekcji religji ksiądz licencjat Ossowski. Dorósłszy, byłem tam i widziałem. Odbicie jednej stopy znajduje się w meczeciku na Górze Oliwnej, odbicie drugiej stopy w meczecie El-Aksa; pierwsze jest dwa razy większe od drugiego a oba z prawej nogi. — Wielkanocny okrzyk „alleluja” na cześć zmartwychwstającego Jezusa jest właściwie żydowskim okrzykiem na cześć Jahwy „Hallelu Jah”, „Chwalcie Jahwę”.
Str. 20. Góra Tabor, na której wedle tradycji miało nastąpić „Przemienienie Pańskie”, była zamieszkała. Znajdowało się na niej miasto, które nawet Józef Flawjusz ufortyfikował, p. „Dzieje wojny żydowskiej” II, XX, 6. — „On nigdy nie miał Biblji w ręku”: Biblji po polsku nie można dostać w żadnej polskiej księgarni. Polska katolicka zdobyła się w ciągu dziejów swoich na jeden jedyny przekład Wujka, który jej wystarczył na 400 lat (wydanie pierwsze w Krakowie 1599 r.). Inaczej postępowali polscy innowiercy a nawet żydzi. — O poszukiwaniach zabawnych w tablicach chińskich śladu Gwiazdy Betleemskiej przez prof. Wieselera z Getyngi dowiaduję się z dzieła D. F. Straussa „Das Leben Jesu”, 2 wyd., Lipsk 1864, str. 372, o czem Strauss dość żartobliwie wspomina.
Str. 22. Jak jeszcze względnie niedawno nauka traktowała badania biblijne, świadczy wymownie Franciszka Delitscha „Commentar ueber das Buch Jesaia”, 4 wyd., Lipsk 1889, na str. 125: „Czy trzykrotne święty (Dreimalheilig) nie stosuje się czasem do Boga trójjedynego? Kn(obel) zadawalnia się uwagą, że to ma służyć tylko jako spotęgowanie. I rzeczywiście, nieraz powtarza się trzykrotnie to, co się chce wyrazić wyczerpująco i wystarczająco; albowiem trójka jest liczbą odemkniętej jednostki. Ale dlaczego właśnie jest tem? Pitagorejczycy mówili: liczba jest zasadą wszystkich rzeczy, a Pismo, wedle którego Bóg w dwa razy po trzy dni przez potężnych słów dziesięć świat stworzył i w dni siedm wykończył, uczy, że Bóg jest podstawą wszystkich liczb. Żetrójka jest liczbą rozwiniętej i w sobie zamkniętej jednostki, to ma swą podstawę ostateczną w tem, iż jest liczbą troistej istoty Boga i TRISAGIONU SERAFÓW (jak w Apokal. IV 8 Cherubów), może więc w świadomości owych duchów być skierowaną do Boga trójjedynego a zwie się w języku kościelnym nie bez słuszności HYMNUS TRINITATIS”. A w dopisku: „Galatinus twierdzi, że w Lecce, mieście neapol. prowincji tejże nazwy, czytał Targum, gdzie trzykrotne „święty” przełożono: kadisza aba, kadisza b’ra, kadisza ruach kud’sza (Święty Ojciec, Święty Syn, Święty Duch Święty), niezawodnie wstawka ręki chrześcijańskiej”. Jakże od tych majaczeń odbiegł syn jego, Fryderyk Delitsch, który dnia 13 stycznia 1902 r. w berlińskiej Akademji Śpiewaczej w obecności cesarza i cesarzowej Niemiec a dnia 1 lutego nawet już na zamku cesarskim wygłasza swój sławny odczyt „Babilon i Biblja” (wyd. polskie z upoważnienia autora, nakł. Myśli Niepodległej, Warszawa 1907, str. 56), w którym Biblję wraz z różnemi urządzeniami żydów tak uzależnia od Babilonji! Serja tych odczytów obejmuje „Babel und Bibel, erster Vortrag”, wyd. 5, opracowane, Lipsk 1905, str. 82; „Zweiter Vortrag ueber Babel und Bibel”, nowe przejrzane wydanie, Stuttgart 1904, str. 62; „Babel und Bibel, Dritter (Schluss-)Vortrag”, Stuttgart 1905, str. 69; „Babel und Bibel, ein Rueckblick und Ausblick”, Stuttgart 1904, str. 75. — O potopie jako cyklonie p. Edward Siiss „Die Sintflut”, 1884.
Str. 23. Sfastyka na infułach VIII-go wieku, p. odczyt Michała Żmigrodzkiego, wygłoszony na kongresie folklorystów w Paryżu w lipcu 1889 roku „Historja swastyki”, „Wisła” t. V, str. 333 etc., na tablicach rys. 104. — Zbiory paleontologa jezuity Zumofena oglądałem w Berot, w Fenicji, w Kolegjum Francuskiem. Sam Zumofen z nadzwyczajną uprzejmością i dobrocią oprowadzał mnie, nie szczędząc objaśnień. Zbiory te są bardzo cenne. — Franz Xaver Kugler, jezuita, „Die Babylonische Mondrechnung, zwei Systeme der Chaldaeer ueber den Lauf des Mondes und der Sonne”, Freiburg im Breisgau 1900, str. XV, 214 z XIII tablicami. — Teksty dwóch Syllabusów p. N-r 25 i 36 „Myśli Niepodległej”.
Str. 24. Dr. K. H. E. de Jong „Das antike Mysterienwesen in religionsgeschichtlicher, ethnologischer und psychologischer Beleuchtung”, Leiden 1909, str. X, 362.
Str. 25. Otto Pfleiderer „Das Christusbild des urchristlichen Glaubens in religionsgeschichtlicher Beleuchtung. Vortrag gehalten in verkuerzter Fassung vor dem internationalen Theologen-Kongress zu Amsterdam, September 1903”, Berlin 1903, str. 116, na str. 5: „Pytanie, ile z wizerunku Chrystusa wedle Nowego Testamentu iść ma na karb wspomnień rzeczywiście historycznych a ile z innych pochodzi źródeł, nie da się nigdy rozwiązać. Że na ten niezaprzeczony fakt wielu jeszcze oczy zamyka, polega niewątpliwie na założeniu, dziś niemal ogólnie za pewnik uchodzącem, że poznanie istoty chrześcijaństwa opiera się i upada wraz z dokładnem poznaniem historycznej postaci Założyciela. Ale czy to założenie nie polega znowu na złudzeniu? Chrześcijańska religja i kościół opiera się bezwarunkowo na wierze w Chrystusa prachrześcijaństwa wedle Nowego Testamentu i równoczesnego piśmiennictwa chrześcijańskiego. To jest jedynie ustalonym faktem historycznym a nie dającym się zmienić, jakkolwiek wypadłaby odpowiedź co do pochodzenia tej wiary w Chrystusa; czy do jego powstania historycznego wspomnienie o Jezusie z Nazaretu więcej lub mniej, bezpośredniej lub pośredniej się przyczyniło, a nawet — co wprawdzie wydaje się wielce nieprawdopodobnem — wcale się nie przyczyniło, to jednak treść wiary owej a tem samem istota chrześcijaństwa pozostanie niezmienna”. Zdanie to zyskuje pewne podkreślenie przez uwagi końcowe na str. 103: „Kto zestawi te mnóstwo stycznych punktów porównawczych pomiędzy wiarą w Chrystusa prachrześcijaństwa a religijnemi ideami otoczą, ten z trudem opiera się wrażeniu, że chrześcijaństwo nie było czemś poprostu nowem i oryginalnem, co z nieba spadło, lecz że wyrosło jako owoc dojrzały tysiącoletniego rozwoju z historycznie przygotowanego podłoża owoczesnych ludów”. O przygotowaniu chrześcijaństwa przez grecką filozofję p. jego „Enstehung des Christenthums”, 2 wyd., Monachjum 1907, str. VIII, 255, na str. 19 — 33. — Najnowszym pisarzem, który wywodzi chrześcijaństwo z ruchu proletariackiego, jest socjalista niemiecki Karol Kautsky w dziele „Der Ursprung des Christenthums, eine historische Untersuchung”, Stuttgart 1908, str. XVI, 508 (p. roz. TEORJA POJĘĆ SZCZĄTKOWYCH, str. 262/3). Nikt nie zaprzeczy, że podłoże ekonomiczne zawsze i wszędzie ważnym było czynnikiem, oraz, im niżej cywilizacyjnie stoi pewna warstwa, tem więcej skłonna jest, jak wykazuje Kautsky, pretensje swe wyrażać „religijnie” a nie ekonomicznie. Ale Kautsky całą swoją budowlę ekonomiczną wzniósł na fundamentach czysto mitologicznych, wierząc wraz z teologami konserwatystami w jakiegoś „założyciela” chrześcijaństwa i w „pragminę“ chrześcijańską z pierwszego wieku naszej ery. — O sektach p. „Die Ketzergeschichte des Urchristenthums urkundlich dargestellt”, Dr. Adolf Hilgenfeld, Lipsk 1884, str. X, 664.
Str. 26. Mniemanie, iż za punkt wyjścia do badań historji zorganizowanego chrześcijaństwa należałoby uważać rok 313 i od niego posuwać się naprzód, jak i wstecz, byłoby tematem do specjalnego studjum, obecnie jednak może przedwczesnego, dopóki nie zostaną ukończone krytyczne wydania pism starszych autorów chrześcijańskich choćby wedle planu Komisji Ojców kościoła (Kirchenvaeter-Commission) król, pruskiej Akad. Umiejętności. Jeżeli bowiem rzeczywiście odniesie zwycięstwo Morozowa „Otkrowienje w grozie i burie, istorja wozniknowienja Apokalipsisa” (2 wyd. Moskwa 1907, str. XIV, 322), który na drodze astronomicznej stwierdza, iż Apokalipsa Jana została napisana po 30 września 395 roku, a przecież tylu autorów kościelnych „wcześniej” ją wymienia, to narzuca się wprost konieczność rewizji tych wszystkich tekstów, albowiem: 1) albo teksty tych autorów zostały sfałszowane, 2) albo też autorowie ci mieli przed oczami inny tekst Apokalipsy Jana a Jan Chryzostom przerobił ją w roku 395 i przystosował do chwili, dawniejszy zaś tekst jej zaginął. Uważam jednak wprost za sugestję „psychologji tradycji ewangielicznej” ów fakt lekceważenia astronomicznych badań Morozowa, skontrolowanych przez dwóch innych astronomów zawodowych, a przeciwstawiania mu tego, co „stoi w ojcach kościoła, którzy przecież niekiedy na takie sztuczki się puszczali, jak Euzebjusz, przytaczający IN EXTENSO list Jezusa do teatrarchy Abgara i tegoż do Jezusa („Hist. Eccl.” I, XIII, 6 — 9). Harald Hoeffding w swej „Religionsphilosophie” przytacza bardzo ciekawy przykład sugestji. W pewnym kościele dysydenckim ludność, przechodząc około pewnej ściany, zwykła była przyklękiwać, nikt jednak nie umiał wytłomaczyć się, dlaczego to robi. Aż razu pewnego przystąpiono do restauracji i gdy odbito tynk, ukazał się stary fresk Matki Boskiej z czasów, gdy ów kościół był jeszcze katolicki. Oto wymowny przykład sugestji! Kto tedy wie, co się kryje pod wierzchnim tynkiem tekstów różnych pism ojców kościoła! Gdy „panbabiloniści” (porów. Alfred Jeremias „Die Panbabylonisten, der Alte Orient und die Aegyptische Religion”, Lipsk 1907, str. 65) odbili nieco tynk ewangieliczny i ukazali na obnażonem tle wpływy babilońskie bardzo wyraźne, powstała wrzawa. O znakomitej pracy Jensena (P. Jensen „Das Gilgamesch-Epos in der Weltliteratur”, 1-szy tom, Strassburg 1906, str. XVIII, 1030) p. J. R. w „Revue de l’histoire des religions” (Annales du musée Guimet, w numerze za wrzesień-pażdziernik 1908, na str. 273 etc.) pisze: „C’est fantastique! Il y a là un véritable cas pathologique d’idée fixe. On ne saurai trouver de plus merveilleux exemple du danger que présente dans la science la specialisation excessive. M. Jensen jouit d’une autorité considerable dans les domains de l’assyriologie. Mais pour lui il n’y a plus desormais que du babylonien dans l’ancient Orient. Qui nous délivrera des exagérations absurdes d’un certain nombre d’assyriologues?” A jednak tacy badacze, jak dr. Alfred Jeremias, nietylko prywatdoceut uniwersytetu lipskiego, ale pastor czynny kościoła luterańskiego w Lipsku, wręcz innym poszedł torem, aczkolwiek jako pastor bardziej był narażony na wpływy sugestji. Wprawdzie zastrzega się przeciwko „Aufloesung der Thatsachen in Ideen”, co wyraził przedewszystkiem w swej świetnej pracy „Babylonisches im Neuen Testament” (Lipsk 1905, str. 132), więc tylko przeciwko wnioskom z faktów, ale jakżeż jest nieulękły, gdy chodzi o fakty! Zresztą sam powołuje się na dzieła Dupuis, który całą historję Jezusa uważa za mit kosmiczny (Origine de tous les cultes, t. III, str. 5 etc.). Otóż wedle mojego zdania uczeni niedość jeszcze spokojnie traktują fakty, które jednak niemal z każdym dniem piętrzą się i EO IPSO wpływają na zmianę psychologji tradycji ewangielicznej. — „W wielkiem kotlisku gotujących się pierwiastków”, p. Dr. August Dorner „Die Entstehung der christlichen Glaubenslehren”, Monachjum 1906, str. XI, 513, zwłaszcza na str. 85 wygłoszono zdanie, że gdy w roku 381 w Konstantynopolu wraz z Bóstwem Słowa (Logosu) uznano zarazem prawdziwe i pełne człowieczeństwo Jezusa, uczyniono to więcej „pojęciowo” (begrifflich), mniej dbając o „historyczne” i rzeczywiście „ziemskie” życie Jezusa.
Str. 27. „W tym znaku zwyciężysz”, p. moje „Dzieje krzyża”, Warszawa 1908, wyd. „Myśli Niepodległej, str. 96, w szczeg. na str. 64 — 68 i podaną tam literaturę. — W kwestji najstarszych odpisów Nowego Testamentu, p. Hermann Freiherr von Soden „Die Schriften des Neuen Testaments in ihrer ältesten erreichbaren Textgestalt hergestellt auf Grund ihrer Textgeschichte”, Berlin, tom I, cz. 1, r. 1902, str. 704; cz. 2, r. 1906, str. 705 — 1520, cz. 3, r. 1907, str. 1521 — 1648, Dotąd więcej nie wyszło. Dalej A. Pott „Der Text des Neuen Testaments nach seiner geschichtlichen Entwickelung”, Lipsk 1906, str. IV, 108, zwłaszcza od str. 42 etc. Do najstarszych, z IV-go wieku pochodzących odpisów należą: CODEX SINAITICUS GRAECUS I CODEX VATICANUS.
Str. 28. „Tradycja rozumienia”. Tłomacząc Józefa Flawjusza „Dzieje wojny żydowskiej przeciwko Rzymianom”, kiedy trzeba było wnikać w tekst bardzo szczegółowo, miałem możność przekonania się, jak nieraz najpoważniejsi uczeni bardziej tradycji wierzą, niż własnym oczom. Oto przykłady. Józef Flawjusz pisze: „Po brzegach (!) widna ziemia sodomicka, niegdyś żyzna i zamożnemi zaludniona miastami, dziś wszelako całkiem spalona. Powiadają, że wskutek bezbożności mieszkańców piorunami spustoszona została. Dziś jeszcze znać ślady ognia zesłanego przez Boga. Widać też szczątki pięciu miast”. Wszyscy tłomacze dodają „w jeziorze”, choć tego w tekście wcale niema, ale widzą oczami „tradycji”; piszą też „widać tam CIENIE pięciu miast”, choć prawdopodobnie nie umieliby się wytłomaczyć, co rozumieją i czy w ogóle coś rozumieją przez wyrażenie „cienie”. Papę w swym słowniku podaje 4) ἡ σκιά „das Schwache”, „Vergaengliche”, Nichtige“, więc „szczątki”, „resztki”. Należyte rozumienie tekstu jest w tym wypadku dla archeologów bardzo ważne, bo można poprostu jechać i kopać! (porów, przekład mój, str. 320, dopisek do w. 15). Z tłomaczów niemieckich wymieniam tam tylko Clementza, ale później sprawdzałem u innych, bardziej uznanych i sławnych, to samo! Inny przykład. Wiadomo, że w odpisach tego dzieła w ustępie VI, V, 1 wyraz ἡ περαία jest pisany małą literą, więc wedle słownika Papego „peraia” oznaczać tylko może W TYM wypadku „zarzecze”. Tymczasem tak znakomici wydawcy, jak Niese i Destinon, idąc za tradycją, drukują słowo to przez wielką literę Περαία, skutkiem czego otrzymuje się imię własne Perea, która niewiadomo jakim cudem znajduje się nagle przy samej Jerozolimie (p. moje uwagi j. w. str. 440). „Odegrzmiało echem zarzecze (Góra Oliwna) „i góry okoliczne”, pisze Flawjusz a tlomacze powiadają. „Odegrzmiała echem Perea i okoliczne góry”, z czego się pokazuje, że tekstu nie rozumieli. Takich przykładów bezmyślnego pochodu za „starą tradycją” możnaby w tym dziale nauki przytoczyć setki i bodaj miliony! — „Ziemia znowu przybierze kształt czworokąta”, p. Lelewel „Badania starożytności we względzie gieografji”, Wilno i Warszawa 1818, str. 591, na str. 165, oraz tegoż „Atlas do badań starożytności we względzie gieografji”, także Wilno i Warszawa 1818, wizerunek N✢ 26. Ilekroć do starego sięgałem Lelewela, tyle razy otrzymywałem informacje ścisłe, na najlepszych źródłach oparte i bardzo wyczerpujące. Ten mistrz nasz stoi i stać będzie na najwyższych szczytach nieobałamuconej żadnemi ubocznemi wpływami wiedzy. — Karl Vollers „Die Weltreligionen in ihrem geschichtlichen Zusammenhange”, Jena 1907, str. 199. Cytuję według przekładu polskiego „Religje świata”, Kraków 1909, str. 240, który to przekład niestety roi się od błędów i to ważnych, jak sprawdziłem z oryginałem. Zwracam jeszcze uwagę na str. 203 etc. „Wobec tego stanu rzeczy nie może nas dziwić, że niektórzy badacze powątpiewali w ogóle o samem nawet istnieniu Jezusa, uważając je za wytwór mityczny. Stanowcze rozstrzygnięcie tej kwestji pozostanie chyba na zawsze wykluczonem wobec nader skąpych materjałów. Przyznać jednak należy, że ważne dane przemawiają za owem radykalnem tłomaczeniem mitycznem, gdyż żadną miarą nie można dostarczyć argumentów, mogących bezwzględnie stwierdzić historyczność osoby Jezusa”. — Artur Drews, „Die Christusmythe”, Jena 1909, str. XII, 190, na str. IX: „Wiedza już dawno doszła do tego punktu, w którym historyczny Jezus w rękach jej poczyna się rozpływać. Najnowsze zdobycze na polu orjentalnej mitologji i religji, postępy w zakresie historji porównawczej religji, związane w Anglji zwłaszcza z nazwiskami Frazera i Robertsona, w Niemczech Wincklera, Gunkela, Jensena i t. d. tak rozszerzyły nasze wiadomości o religijnych stosunkach w Azji przedniej w ostatnich stuleciach przed naszą erą, że gdy chodzi o powstanie chrześcijaństwa, wcale nie jesteśmy już skazani na ewangielje i inne pisma Nowego Testamentu jako źródła jedyne“.
Str. 30. Wykaz trzydziestu trzech sprzeczności czerpię z mego artykułu „Kontradykcje ewangieliczne”, pomieszczonego w N✢ 1 „Myśli Niepodległej”, str. 33 — 43. Przeciwko „kontradykcjom” występowano z tym tylko zarzutem, iż „logje” oderwałem od epizodów” a trzeba je rozpatrywać na tle zdarzeń, co właśnie potwierdzałoby tylko zarzut kazuistyki. Jeżeli jednak chodzi o sprzeczność epizodów, to już Lessing zwracał na to uwagę w swych „Theologische Streitschriften“ i naliczył dziesięć takich sprzecznych z sobą relacji, dotyczących jedynie zmartwychwstania Jezusa. W czasach ostatnich B. Rogatcheff w „L’idole et sa morale, étude ethico-sociologique“ (traduit du manuscrit par Anna Kramm, Paris 1903, str. 114, Imprimerie centrale de la Bourse, Alcan Levy, 117 rue Reaumur) poddał analizie etykę epizodów ewangielicznych. Są jednak sprzeczności bardzo groźne, jak np. w kwestji chrztu Jezusa. Wedle Mateusza (III, 13 — 16) i Marka (I, 9) Jezusa chrzci Jan Chrzciciel, tymczasem wedle Łukasza (III, 20) Jan zostaje uwięziony przed chrztem Jezusa. Wtedy też w nieobecności Jana zstępuje na niego Duch Święty (Łukasz III, 22), gdy wedle ewangielji Jana (I, 32) właśnie Jan Chrzciciel „daje świadectwo“ owego zstąpienia Ducha Świętego na Jezusa i t. p. Kompletny wykaz różnic zdarzeniowych u ewangielistów Mateusza, Marka i Łukasza podaje Dr. Eug. Hühn w „Hilfsbuch zum Verständniss d. Bibel“, Tybinga 1905 a mianowicie w części III-ej na str. 2 — 8, wyliczając, co podają wspólnie wszyscy trzej, następnie co Mateusz i Łukasz, wreszcie co sam Mateusz i co sam Łukasz, a na str. 19 — 24 wykazuje różnice pomiędzy nimi a Janem. — Ciekawą pracę, mającą na celu próbę odbudowania logji w pierwokształcie, stanowi studjum Alfreda Resch’a „Die Logia Jesu, nach dem griechischen und hebraeischen Text wiederhergestellt, ein Versuch“, Lipsk 1898, str. XXXII, 302. Logje te są ułożone wedle ugrupowań pokrewnyh, mimy więc działy: Jan Chrzciciel, Jezus jako Mesjasz, Prorok w swej ojczyźnie, Cudotwórca z Kafarnaum, Przodownik, Kaznodzieja z góry, Jezus i jego lud, Jezus jako parabolista i t. p.
Str. 37. Zdanie Tołstoja, iż nietylko Bóg, ale każdy wielki nauczyciel musi swą naukę tak jasno wyłożyć, aby się obyła bez komentatorów, biorę z jego pracy w przekładzie niemieckim Dr. N. Syrkin’a „Ueber Gott und Christenthum“, Berlin 1901, Hugo Steinitz Verlag, str. 120, na str. 116. Swoją drogą wypada przypomnieć zdanie Augusta Dide w „La fin des religions“, że to, co Tołstoj za Jezusowe podaje, winien był podawać za swoje. — O zapiskach Mateusza mówi Papias u Euzebjusza w „Hist. eccl.“ III, 39, 16. O sprzecznościach p. D. Fr. Strauss „Stara i nowa miara“, przekł. Izy Moszczeńskiej, Warszawa 1907, str. 203, na str. 42 etc.
Str. 38. „Czem jest dla ciebie ideał, Synu Legendy? Ideał, to mój Bóg“. Świeżo ukazało się drugie wydanie cennej pracy profesora Hermana Ebbinghausa „Abriss der Psychologie“, Lipsk 1909, a badacz religji powinien takie dzieła czytywać, aby dobrze zdać sobie sprawę, co warte są „wspomnienia“ świadków, co to są „Suggestivfragen“ przy „wspomnieniach“ (str. 112) i t. p. Szczególniej jednak interesować nas tu musi rozdział „Die Religion“ (str. 169 — 177), gdzie autor tłomaczy, jak z niższych pojęć religijnych wytwarzają się wyższe, ale w „obramowaniu“ pojęć niższych (str. 174), jak bóstwa stają się „SITTLICHE GESTALTEN“, „POSTACIAMI ETYCZNEMI“ (str. 173) i jak z wielości przemieniają się w jedności. Wre praca nad „uzgodnieniem“ poetycznego mitu Mojżeszowego o stworzeniu świata ze współczesną kosmologią i geologją, a nie chce się przyznać, że jest to mit (str. 176). Religja, powiada Ebbinghaus, jest OBJAWEM PRZYSTOSOWYWANIA SIĘ DUSZY do pewnych złych skutków swego myślowego przewidywania i zarazem obroną przed temi skutkami za pomocą rozporządzalnych środków (str. 171). Syn Legendy przeżywa obecnie nowy okres tego ciągłego procesu, choć broni się, jak może, bo to wymaga wysiłku. A położenie jego jest trudne, gdyż autorytet kościoła nie uznaje prywatnego pojmowania „ideału”. Toteż Ebbinghaus świetnie wykazuje, jak autorytet wyzyskuje tylko psychologję „strachu i nieszczęścia” (str. 171).
Str. 39. Reinach słusznie całkiem twierdzi („Orpheus, histoire générale des religions“, Paryż 1909, Alcide Picard, str. XXI, 625, na str. 344), że „blaszki złote“ są w owym „piasku ewangielicznym“ wielką rzadkością. Wartość myślową logji nadzwyczajnie przeceniono. Sądzę, że równać się one nie mogą z innemi zbiorami Starożytności. Niektóre są małoduszne, zaściankowe, sekciarskie, niektóre wprost kramarskie, jak np. „kto ma, będzie mu przydano, a kto niema, i to co ma, będzie mu odjęte“. Jakaż mądrość tkwi np. w logji „nie siejcie i nie orzcie“? Jaka etyka tkwi w nawoływaniu przesądnem „nie sprzeciwiajcie się złemu“ a właściwie „djabłu“? Z imieniem Salomona związane „Proverbia“ Starego Testamentu przerastają niesłychanie dojrzałością i wytrawnością myślową te zdawkowe często komunały a myśli Platona, Seneki, Marka Aureljusza nawet tonem szlachetnym przewyższają logje, w których często fanatyzm walczy o lepsze z bezprzykładną naiwnością, jak np. w logjach, dotyczących uczty u króla, którego zawiedli goście, więc kazał z „ulicy“ spędzić tłum a gdy któryś potem nie miał „godowej szaty“, każę go wtrącić do więzienia.
Str. 40. Fakt ten powinien dla krytyka tekstów mieć znaczenie nader doniosłe. Gdyby w tym wypadku chodziło nie o Jezusa, ale o Platona, Buddę, Mahometa, Napoleona, Darwina, historycy z całym zasobem swej uczoności rzuciliby się na podobny dokument, albo też nazwaliby takiego aforystę plagiatorem. Wystarcza przypomnieć, jak krytycy skrzętnie w Słowackim lub Krasińskim wszystkie naloty obce wykazują. Wszystkie podręczniki filozofji przepełnione są zazwyczaj przykładami, jak jedni myśliciele od drugich się zapożyczali, jak następcy rozwijali idee swych poprzedników i jak nowożytne koncepcje w świecie starożytnym już poczynają kiełkować. Gdy jednak chodzi o Jezusa, nagle zmieniają się metody. Jego słowa na ogół uchodzą za probierz słów innych. Wprawdzie pod tym względem w ciągu ostatniego półwiecza nauka znacznie otrząsnęła się z podobnych uprzedzeń, ala mniemanie, iż od Jezusa nie posiadamy ANI JEDNEGO SŁOWA, należy jeszcze do rzadkości. Dyskusja nad logjami „Jezusa“ przypomina mi poniekąd modne dziś sądy nad Ewą Pobratyńską i jej „powiedzeniami“. — A. Pott w „Der Text des Neuen Testaments nach seiner geschichtlichen Entwickelung“ na str. 18 pisze: „Aczkolwiek wyda się to bolesnem, ale jest to istne błogosławieństwo, iż nie posiadamy ani jednego autografu Jezusa lub jego uczniów. Jakże bałwochwalczy pietyzm, przeciwny jego duchowi (?), zrodziłby się natychmiast! Urządzano jednak łowy na to. Pobożne legendy prawią o wymianie korespondencji pomiędzy Jezusem a księciem Edessy, Abgarem z Uchomo. W piątem stuleciu chciano odnaleźć w grobie św. Barnaby na Cyprze oryginał pierwszej ewangielji, pisanej przez Barnabę wedle dyktanda Mateusza. W połowie ubiegłego stulecia pewien kupiec angielski był znacznie szczęśliwszy, gdyż od Greka Konstantego Simonidesa odkupił aż trzy autografy: Mateusza, Jakóba i Judy. Szkoda tylko, że pod własnoręcznem pismem apostołów odkryto ledwie czytelne pismo starsze, zmyte, z średnich wieków pochodzące... W okresie zbierania autografów istniała w Jerozolimie fabryka, która na wielką skalę prowadziła handel takiemi starożytnościami; fabrykowała teksty albo na świeżo wyłamanym porfirze, albo na płytach ołowianych, co tylko w Anglji walcowanych, albo też na pergaminach, z których zmywano dawniejsze pismo“.
Str. 44. Pirke Abot, p. „Die Sprueche der Vaeter, ein ethischer Mischna-Traktat“, herausgegeben und erklaert von Prof. D. Herm. L. Strack, dritte, wesentlich verbesserte Auflage, Lipsk 1901, str. 59. Polak, któremu trudno sięgnąć do oryginału hebrajskiego, może dziś zapoznać się z tym traktatem w języku rosyjskim a mianowicie w czwartym tomie N. Pereferkowicza „Талмудъ, Мишна и Тосефта, критическій переводъ“, na str. 478 etc. „Трактаъ Авотъ“. Traktat ten podniosłością i szlachetnością tonu nadzwyczajnie się wyróżnia z pomiędzy innych traktatów talmudycznych.
Str. 46. Wiz. 13, „Ukrzyżowanie“, obraz Matjasza Grunwalda z dzieła Gustawa Pfanmüllera „Jesus im Urtheil der Jahrhunderte“, Lipsk i Berlin 1908, str. VI, 578, po str. 240.
Str. 47. Filon Aleksandryjski, traktaty wydane w Paryżu 1552, o Logosie: Słowo (Logos) to Bóg (str. 407). to obraz Boga (str. 4 i 563), to pierworodny Syn Boga (str. 132), w Słowie są zawarte wszystkie idee świata (str. 3), ze Słowa powstał świat (str. 3), Słowo jest czynnikiem powstania świata (str. 307). Słowo było pośrednikiem pomiędzy Bogiem a ludzkością (str. 346 i 391), Słowo leczy choroby duszy (str. 391), Słowo oczyszcza nas (str. 407), przez Słowo wszystko pojmujemy (str. 390). — Wprawdzie „Memnon“ (t. I, zeszyt 2, str. 128 etc.) dość krytycznie przyjął Pawła Kocha pracę „Mythen und Sagen der Bibel“ (Berlin 1907, str. 156), gdzie Koch na zbyt ryzykowne puszcza się wywody lingwistyczne, mimo to zdaje mi się, że nie popełnię błędu, jeśli zwrócę uwagę czytelnika na inną jego pracę a mianowicie „Religion und Vernunft“ (Berlin 1907, str. 178), gdzie autor zestawił logje ewangieliczne z różnemi sentencjami autorów starożytnych i gdzie tylko cytuje a więc nie rusza na pole zawiłych i ryzykownych kombinacji. — Polaka zainteresować powinna książka na gruncie swojskim wyrosła p. t. „Idea“, Edwarda Żukowskiego (Synpolskiego), trzecie wyd. poprawne i pomnożone, Kraków 1886, nakł. autora, na składzie u firmy G. Gebethner i Sp., str. VII, 489. Żukowski daleko bardziej wyczerpująco od Kocha zestawia myśli ewangieliczne z myślami różnych filozofów starożytnych (str. 359 etc., str. 368 — 381. — O logjach odkrytych w czasach nowszych p. Ignacego Radlińskiego „Dzieje jednego z Synów Bożych“, Warszawa 1908, str. 388, na str. 88 etc. oraz podaną tam literaturę.
Str. 48. W starych rękopisach tekst Modlitwy Pańskiej w różnej widnieje postaci. Gdy u Mateusza jest „Ojcze nasz“ (VI, 9), u Łukasza tylko „Ojcze“ (XI, 2). Źródłowe informacje co do nowszej krytyki tekstów znajdują się u A. Potta we wspomnianej już pracy „Der Text des Neuen Testaments etc.“, str. 91 i nast.
Str. 49. Kaddisz wedle John’a Gregorie p. Paul Koch „Religion u. Vernunft”, j. w., str. 31. — Sulchan-Arukh (Gedeckte Tafel), oder das Ritual- und Gesetzbuch des Judenthums etc. zum ersten Male aus dem Original frei in’s Deutsche uebersetzt und mit Quellenangaben etc. versehen, von Dr. Johannes A. F. E. L. V. von Pavly, unter Mitwirkung hervorragendster Fachgelehrten, Basel 1888, str. 480, Verlag von Stephan Marugg. Wielka szkoda, że dotąd Pirke-Abot i Szulchan-Aruch nie są przetłomaczone na język polski. Nie chodzi bowiem tylko o „słowa“ w związku z „Ojczenaszem“ stojące, ale o cały nastrój i ton podobnych apostrof do bóstwa. — Czułe zwracanie się do Boga jako „ojca“ p. „Babylonische Hymnen und Gebete, in Auswahl“, Dr. Heinrich Zimmern, Lipsk 1905, wyd. d. Alte Orient, str. 32.
Str. 50. Istnieje polski przekład kodeksu Hammurabiego „Ustawy i ich stosunek do ustawodawstwa Mojżeszowego jako też do dwunastu tablic“, Dr. H. Müller, Stryj 1905, str. 100, z tekstem babilońskim (w transkrypcji), przekł. hebrajskim i polskim, brak jednak przedmowy a raczej wstępu, gdzie jest wyrażony czuły stosunek do bóstwa, a który natomiast znajduje się w „Die Gesetze Hammurabis, Koenigs von Babylon um 2250 v. Chr.“, Dr. Hugo Winckler, Lipsk 1903, d. Alte Orient, str. 46. — Właściwie należy pisać „Hammurapi“, p. „Altorientalische Texte und Bilder zum Alten Testament“, Lic. Dr. Hugo Gressmann, 2 t. str. XI, 253 i XII, 140 form, bibliotecznego, Lipsk 1909, patrz t. 1 na str. 140, uwaga 7.
Str. 51. Staroperski „Ojczenasz“ czerpię z książki „Die Lieder aller Völker und aller Zeiten“, Hans Grabów, Hamburg 1892, str. XIX, 619, na str. 16.
Str. 52. Miecz z symbolami krzyża w starożytności, p. Gabriel de Mortillet „Le signe de la croix avant le christianisme“, Paryż 1866, str. 11, 182, w szczegół, na str. 153 wiz. 73; str. 159, wiz. 77 i 78; str. 169, wiz. 104. — „Krew wasza na głowę waszą; czystym ja, odtychmiast pójdę do poganów“, Dzieje Apost. XVIII, 6.
Str. 53. W sprawie „usuwania cudów“ z ewangielji jakże charakterystyczne są słowa Straussa w pracy „Stara i nowa wiara“ na str. 42: „Gdy krytycznie (?) rozpatrywać chcemy życiorys (?) Jezusa podany przez ewangielistów i zniewoleni jesteśmy odrzucić (!) całą tę girlandę cudów mesjanistycznych, znaczna część jego mniemanych czynów i wypadków życiowych musi odpaść“. — Poszukiwanie znów „naturalnego“ Jezusa p. G. Lejeal „Histoire naturelle de Jésus“ w „L’humanité nouvelle“, 3 rok, XIX, styczeń 1899 i XXVIII październik 1899, gdzie autor czyni Jezusa „prorokiem z Egiptu“ wedle rzekomych wskazówek w Józefa Flawjusza „Dziejach wojny żydowskiej“, II, XIII, 5: „Jeszcze gorszą plagą był dla żydów prorok fałszywy, który przybył z Egiptu. Oszust ten, zjawiwszy się w kraju, skupił dokoła siebie około 30,000 słabych głów, ruszył z nimi z pustyni i osiadłszy na Górze Oliwnej, chciał wtargnąć do Jerozolimy, wybić załogę rzymską i objąć władzę nad ludem, przyczem utworzył sobie ze swoich wspólników straż przyboczną. Napad na miasto udaremnił mu Feliks, ruszając na niego z rzymskimi hoplitami, cały zaś lud zbrojnie go w tem popierał; ale zaraz na początku bitwy Egipcjanin zbiegł z nieliczną garstką, większość zaś jego stronników albo ubito, albo wzięto w niewolę, reszta ich pierzchła a każdy starał się gdzieś skryć w swej okolicy“. Widać więc, że hypotezą G. Lejeal'a jest bardzo fantastyczna. Wyrazy „Góra Oliwna“, „straż przyboczna“, „Egipt”, były owemi jedynemi elementami do zbudowania „naturalnej” historji Jezusa. Kto nie zna dzieł Józefa Flawjusza, ten może istotnie przypuszczać, iż jest jakaś zbieżność pomiędzy przebywaniem Jezusa na Górze Oliwnej a przebywaniem tam owego proroka z Egiptu. Ale takich proroków Flawjusz wciąż wspomina. Zaraz o kilka wierszy dalej pisze: „zaledwie się z tem uporano, kiedy niby w chorem ciele na innem znowu miejscu pojawiło się zapalenie“. Lejeal opiera się na takich źródłach, jak Kelsos, Swetonjusz. Dzięki temu mniema, że Jezus... był w Rzymie i to około roku 48. Widać więc, że racjonalizm, wierzący w Jezusa Człowieka a nie opierający się na dokumentach właściwych, tak samo błądził, jak ów idealizm, który w Jezusie widział Boga-Człowieka.
Str. 54. Wiz. 14, Teofanja, na odnalezionym w Knossos złotym pierścieniu; z dzieła Jeremiasa „Das Alte Testament im Lichte d. A. Orient“, str. 155, wiz. 62.
Str. 55. Wiz. 15, 16, 17 przedstawiające rozwój krucyfiksu, biorę z dzieła P. Hocharfa „Études d’histoire religieuse“, Paryż 1890, str. XIV, 419, p. str. 381 i 385. W kwestji dziejów krzyża prócz wymienionego wyżej Gabrjela de Mortillet „Le signe de la croix avant le christianisme“ (Paryż 1886, z ilustracjami), pracy podstawowej, należy wymienić M. de Briere „Essai sur le symbolisme antique d’Orient“, Paryż 1847, str. 101; Ernst von Bunsen „Das Symbol des Kreuzes bei allen Nationen und die Entstehung des Kreuzsymbols der Christlichen Kirche“, Berlin 1876, str. 236: Mourant Brock M. A. „La croix païenne et chretienne“, przekł. z angielskiego z 2-ej edycji, Paryż 1881, str. X, 226, z ilustracjami; „O czci krzyża w czasach przedchrześcijańskich“, tłomaczone z francuskiego przez ks. L. Ż„ Warszawa 1890, str. 87, z rysunkami, autorem jest ksiądz Ansault; Malvert „Science et Religion”, 3-cie wyd., Paryż 1899, str. 228, z 156 wizerunkami: przekład niemiecki tej pracy „Wissenschaft und Religion“, z wydania poprzedniego, Frankfurt a. M. 1904, str. 124; wreszcie praca autora „Dzieje Krzyża“, Warszawa 1908, str. 96, z 91 wizerunkami. Dzieje Krzyża łączą się z kultem ognia i wyobrażeniami o jego powstaniu na ziemi, p. Adalbert Kuhn „Mythologische Studien, erster Band: Die Herabkunft des Feuers und des Göttertranks“, 2 wyd., Gütersloh 1886, str. IV, 240. Krzyż (albo swastyka) jest mistyczną ochroną przed złem, przeto na kościelnych wieżach, dziś symbol wiary stanowiąc, pierwotnie siły wrogie zażegnywał. Jeżeli więc dziś dość często spotykamy, że po tym krzyżu wzbija się w górę piorunochron, to nie omylimy się, jeżeli powiemy, że świat współczesny na owych wieżach kościelnych dwa piorunochrony umieszcza, jeden rzeczy wisty, zbudowany na zasadach wiedzy współczesnej, drugi symboliczny, dawniejszy, odpowiadający wiedzy ludzkiej z przed 5 — 6 tysięcy łat.
Str. 56. Euzebjusz w Historji Kościoła (III, 24) pisze o autorach Nowego Testamentu: „W mowie byli idjotami (gwarowcami); ale polegali na cudownej i boskiej sile, którą otrzymali od Zbawiciela. Wcale o tem nie wiedzieli, by przez przekonywanie i sztukę słów wieścić mieli naukę swego Pana, i wcale się o to nie starali... Paweł tylko, który silniejszy był, niż oni wszyscy, w dobieraniu słowa a także w rozumieniu“ etc. Oto źródło wielkowiekowej sugestji, prawiącej o rzekomej „prostocie“ ewangielistów.
Str. 57. Teofanje. Rzecz prosta, że jeżeli krytyka modelowała Jezusa na człowieka, odrzucając cuda, to tem samem z analizy usuwała materjał istotny a pozostawiała urojony. Strauss najwyżej „gatunkował“ legendy, choć i to go daleko nie zaprowadziło. Zresztą większość tych „legend“ jest pochodzenia dawniejszego, łączy się z całą mitologją starożytności, a formą nową i duchem nowym jest tylko — symbolika mistyczna, w te mity włożona. Każde zdarzenie ma coś znaczyć. Na to Strauss nie mógł naturalnie zwrócić uwagi, gdyż, jak słusznie mówi o nim Chamberlain, nie miał w tym kierunku czucia. Brakło mu też wiedzy.
Str. 64. Józef Flawjusz w pracy „Przeciw Apionowi“ (I, 26) pisze, że wedle relacji egipskiego kapłana Manetho faraon Amenofis spędzić kazał z Egiptu 80,000 trędowatych i zająć w kamieniołomach, na wschód od Nilu położonych. Wedle Apiona (Przeciw Apionowi II, 2), Ramzes wypędził z Egiptu 110,000 żydów chorych i kalekich. Chajremon z Naukratis (Przeciw Apionowi I, 32) w swej historji Egiptu mówi o wygnaniu 250,000 chorych. Wedle tego samego źródła wzbroniono wstępu do Egiptu 386,000 chorym.
Str. 65. Wielce znamienne zdanie u Marka I, 27, że cudowne uzdrawianie jest jakąś „nową nauką“, stąd pochodzi, iż demonologia rzeczywiście nauką była, p. „Magie und Zauberei im Alten Aegypten“, Dr. Alfred Wiedemann, Lipsk 1905, str. 32; „Dämonenbeschwörung bei den Babyloniern und Assyrern“, Dr. Otto Weber, Lipsk 1906, str. 36; „Aberglaube und Zauberei von den ältesten Zeiten an bis in die Gegenwart“, Dr. Alfred Lehman, przekład z duńskiego Dr. med. Petersen I, 2-gie wyd. Stuttgart 1908, str. XII, 665 i streszczenie części pierwszej w „Myśli Niepodległej“ NN. 85 — 94; „Babylonische Beschwörungsreliefs“, Karl Frank, Lipsk 1908, str. VI, 94 z 5 wizerunkami w tekście i 4 tablicami, między innemi o „wkładaniu rąk“ str. 41.
Str. 68. Że u ludu naszego do dziś dnia „zamawia się“ choroby, wypędza „złe duchy“, wiemy wszyscy a literatura folklorystyczna polska ciekawe zanotowała fakty. Wszelako jest bardziej interesujące, że wypędzanie djabła istnieje jeszcze urzędownie w kościele katolickim. Świadczy o tem przytoczona książka „Rituale Sacramentorum ac aliarum ecdesiae romano-catholicae caeremoniarum“, wydanie nowe, Wilno 1903, u Józefa Zawadzkiego, str. 515, z aprobatą wileńskiego urzędu duchownego. Są tam egzorcyzmy zapobiegawcze, zaczynające się od słów „Audi, maledicte satana“, „słuchaj, przeklęty szatanie“ (str. 36), „maledicte diabole“, „przeklęty djable“ (str. 37), „Exorciso te, immunde spiritus“, „wypędzam cię, duchu nieczysty“ (str. 40); ale są też egzorcyzmy, polegające na wypędzaniu djabła z opętanych mężczyzn, kobiet, zwierząt i miejscowości: „Exorcismus. Exorciso et adjuro vos, maledicti diaboli, quincunque et quotcunque estis, qui incantationibus, maleficiis et nefariis artibus, addicti hominis vobis adducti, hominem hunc (VEL locum hunc, VEL has Dei creaturas) perniciose vexatis et exagitatis: ut hinc statim cum omnibus praestigiis et maleficiis vestris discedatis, nec ullam vobis deinceps potestatem in hunc hominem (VEL in hunc locum, VEL in has Dei creaturas) usurpetis. Hoc autem non mea virtute, vel meritis vobis praecipio: sed in nomine Dei Omnipotentis, Pa†ris, et Fi†lii, et Spiritus † Sancti, et in virtute sanctae † crucis et mortis Christi Domini nostri, per quam potestas omnis tenebrarum, et tyrannis vestra in homines, et omnes creaturas Dei, enervata et exinanita est. Recedite ergo, et fugite hinc illico, et date locum Dei potentiae, dissolventis opera vestra maligna, per immensam misericordiam suam. Increpet in vos digitus Dei, qui magorum Pharaonis incantationes inefficaces reddidit, et cuius virtutem tunc agnovistis, cum Pauli Apostoli Imperio vim vestram in Elymam magum et mancipium vestrum, ad cuius nutum multis nocebatis, convertistis, et cum in sanctam Justinam, incantante, et vos urgente Cypriano, nihil profecistis. Sit super vos etiam nunc terror Dei omnipotentis, qui vos in ignem aeternum praecipitaturus est; Pa†ter, et Fi†lius, et Spiritus † Sanctus. Amen“. His dictis aspergatur homo, vel locus, vel iumenta, et pecudes incantatae et maleficatae aqua benedicta; et suffitu thuris, vel herbarum benedictarum lustrentur, sive incensentur“ (str. 293 — 294). Przekład: „Egzorcyzmuję i zaklinam was, przeklęte djabły, jacykolwiek i ilukolwiek was jest, którzy przez czary, zamówienia i bezbożne sztuki człowieka wam oddanego, tego człeka (ALBO to miejsce, ALBO to stworzenie boże) zgubnie prześladujecie i niepokoicie: byście stąd odtychmiast z wszelkiemi waszemi omanami i sposobami uchodziły i odtąd żadnej sobie władzy nad onym człowiekiem (ALBO owem miejscem, ALBO onem stworzeniem boskiem) nie uzurpowały. Nakazuję wam to nie przez własną moc lub zasługi, ale w imię Boga Wszechmocnego, Oj † ca, i Sy † na, i Ducha † Świętego, i mocą Krzyża † Świętego i śmierci Chrystusa Pana naszego, przez co wszelka potęga ciemności a władza wasza nad ludźmi i stworzeniami boskiemi jest ubezwładniona i unicestwiona. Ustępujcie przeto i uciekajcie stąd natychmiast, a dajcie miejsce władzy Boga, który niszczy wasze nikczemne dzieła przez swe nieprzebrane miłosierdzie. Niechaj dotknie was palec Boży, który popsuł czarnoksiężnikom faraonowym ich sztuki i którego moc wówczas poznaliście, gdy na rozkaz Pawła Apostoła obróciliście władzę waszą na czarnoksiężnika Elymasa i swoją własną ostoję, na którego skinienie wielce szkodziliście, i jako nic nie wskóraliście, gdy was Cyprjan na świętą Justynę nasadzał. Niech i teraz będzie nad wami groza Boga wszechmogącego, który was strąci do ognia wieczystego; Oj † ciec, S † yn, i Duch † Święty. Amen. — Po tych słowach kropi się wodą święconą zaczarowanego lub urzeczonego człowieka, albo miejsce, albo bydło i trzodę; następnie oczyszcza się i okadza kadzidłem lub świętemi ziołami“. W roku 1842 wiele hałasu narobiło wypędzanie djabła z Katarzyny Pfefferkorn przez biskupa luxemburskiego Teodora Laurent (Das freie Wort, 1908, N. 21). Formułki nie uległy nawet zasadniczej zmianie, czego dowodem egzorcyzmy babilońskie: „zaklinam cię przez Bela, pana świata“. Czy dziś ludzie inteligentni nie korzystają z usług wróżek, kabalarek, chiromantów i cudownych lekarzy? Zmarły tragiczną śmiercią artysta malarz Wacław Pawliszak był znanym w Warszawie chiromantą, który mnie i w mojej obecności różnym osobom podobno bardzo „trafnie“ z ręki wróżył. Poznałem przed kilku laty w Warszawie nadzwyczaj inteligentną wróżkę, która zupełnie umiała się przystosować do literacko-artystycznego otoczą, czytywała dzieła z zakresu psychologji i sztukę swoją rzeczywiście zupełnie zmodernizowała. Zauważyłem, iż posiadała wysoko rozwinięty zmysł estetyczny i że umiała działać na umysły za pomocą obrazowych opowiadań. Cudownym lekarzem był w Polsce Andrzej Towiański a dość chyba głośne jest jego „cudowne“ uzdrowienie żony Mickiewicza. Z cudownych uleczeń zasłynęła we Włoszech bazyljanka Matka Makryna Mieczysławska (p. Wiadomości Marjawickie N. 56 z 17. VII. 1909, art. Makryna Mieczysławska).
Str. 72. Za jedną z przyczyn panującej śród ukształconego ogółu wiary w różne iluzoryczne „dowody dziejowe“ istnienia Jezusa jako człowieka uważać należy trudny dostęp do źródeł greckich i łacińskich w wieku dojrzałym. — Przytoczone zdanie Renana o Filonie Aleksandryjskim w „Żywocie Jezusa“ na str. 19. — Filon opisuje tryb życia Terapeutów czyli Essejczyków w „Quod omnis probus liber“ i w „De vita contemplativa“, p. „Philonis Judaei opera omnia“, Lipsk 1852, t. V, str. 281 — 318 i 319 — 330. Nad jeziorem Meros w Egipcie istniała kolonja, złożona z oddzielnych domków a w każdym świątynia zwana „semneion“ lub „monasterion“. Terapeuci odprawiali modły rano i wieczór, uczyli się Pisma, tłomaczyli je alegorycznie, pisali hymny, popadali w ekstazy, miewali szczególne sny i wizje. Inne odzienie nosili latem, inne zimą. „Dnia 7-go zbierali się, spożywali skromną ucztę, złożoną z chleba, soli i wody. Dopuszczano także kobiety, aczkolwiek miały wyznaczone miejsce oddzielne. Dnia 50-go odbywała się wielka uroczystość religijna. Po spożyciu posiłku i wysłuchaniu mów rozlegały się śpiewy chóralne, męzkie, żeńskie i mięszane, a potem odbywały się pląsy przez całą noc. Adolf Hilgenfeld w „Ketzergeschicte des Urchristenthums“ na str. 88 mniema, że wartościową relacją Filona o Essejczykach jest tylko traktat „Quod omnis probus liber“ a traktat „De vita contemplativa“ wyszedł,.z fabryki chrześcijańsko-mnisiej pism Filona“. Renan w Historji Ludu Izraelskiego pisze: „Jestem głęboko przekonany, że traktat De vita contemplativa wyszedł z pod pióra Filona“ etc. Mam pod ręką tylko przekład niemiecki (świetny) „Geschichte des Volkes Israel, deutsche autorisirte Ausgabe, übersetzt von E. Schaelsky“, Berlin 1894, 5 t., w t. 5 str. 351 uw. 2. — Poselstwo swe do Kaliguli Filon przedstawił w „Legatio ad Cajum“. — Żywot Essejczyków z ich zarannemi modłami do słońca opisał Józef Flawjusz w „Dziejach wojny żydowskiej przeciwko Rzymianom“ w II, VIII, 2 — 13. — Essejczycy „prócz tego żyli jako Nazarejczycy, których ideałem było osiągnąć najwyższy szczyt świętości kapłańskiej“, pisze Graetz w „Geschichte der Judaeer“, Lipsk 1888, t. III, cz. I, str. 91. W polskim przekładzie St. Szenhaka „Historja Żydów (Mniejsza)“, Warszawa 1903, t. I, cz. 2, str. 519 — 524, w opisie Essejczyków tego porównania wyraźnego z Nazyrejczykami niema. Nazyrejczyków wspomina Józef Flawjusz w „Starożytnościach“ IV, IV, 4 i XIX, VI, 1.
Str. 73. O historyku imieniem Justus z Tyberjady dowiadujemy się z „Autobiografji“ Józefa Flawjusza, roz. 65. — Photius, wspominający Justusa, p. „Photii bibliotheca“ w wydaniu Didota dzieł Józefa Flawjusza.
Str. 75. Apokryficzny list Piłata do Tyberjusza p. „Dzieje wojny żydowskiej“, str. XXXIII. Tamże na str. XXXI apokryficzny opis Lentulusa postaci Jezusa, fabrykat pochodzący podobno z XII-go wieku.
Str. 76. Co Talmud mówi o Jezusie p. „Jesus Christus im Thalmud“, Heinrich Laible, mit einem Anhange: Die thalmudischen Teste, mitgetheilt von Prof. D. Gustaf Dalman, zweite Auflage, Leipzig 1900, str. VI, 95 i 19. — Uwagi o Talmudzie p. „Einleitung in den Thalmud“, D. Herman L. Strack, dritte Auflage, Leipzig 1900, str. VI, 136. O zakazie „pisania“ p. str. 49 etc.
Str. 79. List Plinjusza Młodszego p. C. Plini Caecili Secundi Epistularum Libri Novem etc.“, recensuit R. C. Kukula, Lipsiae MCMVIII, na str. 308 etc.
Str. 81. „Die Annalen des Tacitus“, Schulausgabe von A. Draeger, II. B. 2. H., vierte verb. Aufl. Leipzig 1899, Buch XIV, XVI, na str. 82: quos per flagitia invisos vulgus Christianos appelabat. auctor nominis eius Christus Tiberio imperatore per Procuratorem Pontium Pilatum supplicio adfectus erat“. Cały ten ustąp ze względu na piękny język podałem w przekładzie Naruszewicza „Kaia Korneliusza Tacyta dzieła wszystkie“, Warszawa 1804, tom 2-gi, str. 255. Ciekawe też jest, dlaczego akurat zginął środek księgi piątej, gdzie Tacyt mógł był o Chrystusie wspomnieć i gdzie „dopełnienia“ jezuity Gabrjela Brotiera te wiekopomne głoszą słowa: „Piłat Pontski, któremu Cezar Judzką ziemię w rządy oddał, wrzaskliwemi nienawistnego żydostwa płocho strwożony głosami, Jezusa Chrystusa, zakonu nowego dawcę, złośliwie, bez dowodów oskarżonego, uznawszy sam niewinność, na śmierć zelżywą skazał. Wzruszona trzęsieniem ziemia, rozpadłe opoki, zaćmione słońce zdawały się szukać zemsty bogobójców i niewinności jego przeświadczać. On sam grobowe przeniknąwszy zapory i w obecności stróżów, żywy i zupełny wyszedłszy, prawdziwego bóstwa nieomylny dać miał dowód a bacznego na wszystko Tyberjusza cudem poruszył, wiary jednak nie wraził“... Co za podniosły styl „dopełniacza“ Tacytowego!! Naruszewicz zaś w dopisku tak na to „dopełnienie“ zapatruje się: „Tacyt poganin, nieprzyjaciel chrześcijan, jako się niżej powie w księdze XV, 44, podobnoby opuścił tak znaczny na świecie przypadek, ale chrześcijańskiemu pisarzowi omijać go nie należy...“ To jest PENDANT do słów Tacyta „potłumiony na on czas SZKODLIWY ZABOBON“, o którem to POTŁUMIENIU także nic Tacyt nie pisze w ks. V-ej i VI-ej. Gdy uprzytomnimy sobie fakt, że przez 1000 lat Kościół był jedynym stróżem tekstów, to możemy sobie wyobrazić, jak „chrześcijańscy“ pisarze relacje dziejopisów „pogańskich“, którzy przez ZŁOŚĆ opuszczali, co im było niemiłe, z pietyzmem UZUPEŁNIALI! Przykład ten jest tak klasyczny, że go ominąć nie mogłem, gdy usiłuję wniknąć w psychologję Syna Legendy i wraz z Synem Nauki odszukać ścieżkę prawdy.
Str. 83. K. T. Swetonjusza „Dzieje dwunastu cesarzów rzymskich“, przez Kajetana z Kwiatkowa Kwiatkowskiego, szambelana byłego dworu Króla Polskiego, członka Warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, na język polski przełożone, dwa tomy, str. XXI, 567 i 432, Wrocław 1826 u Wilhelma Bogumiła Korna, tekst łaciński i polski równolegle, w tomie 2-gim, str. 46: „Iudaeos impulsore Chresto assidue tumultantes Roma expulit“. — „Christos“, „Chrestos“, p. „Handwoerterbuch des biblischen Alterthums“, herausgegeben unter Mitwirkung von Dr. G. Baur, Dr. Beyschlag, Dr. Fr. Delitsch, Dr. Ebers etc. etc. von Dr. Eduard C. Aug. Riehm, zweite Auflage, Bielefeld u. Leipzig 1898, tom pierwszy, na str. 277 a: „Ponieważ także z innych źródeł wiemy, że imię Chrystusa Rzymianie nierzadko wymawiali „Chrestus“, przeto przez tumulty, które śród Żydów powstawały z poduszczenia Chrestusa (impulsore Chresto), prawdopodobnie należy rozumieć tylko spory Żydów o postać Jezusa“. Natomiast Kwiatkowski w Nocie 28-ej do „Życia Klaudjusza“ pisze: „Błędliwie tu Swetoniusz przez swój wyraz IMPULSORE CHRESTO pomięszał Chrześcijan z Żydami, ~ czego widać niewiadomość Rzymian względem Chrześcijan, kiedy jeszcze za czasów Swetonjusza jednych za drugich przytaczając brali“. A Naruszewicz w Notach do ks. XV-ej „Dziejów Rocznych“ Tacyta (t. II, str. 535 etc.) powiada: „Mylą się także, którzy słowa Swetonjusza... o CHRYSTUSIE Panu i Chrześcijanach rozumieją. Ponieważ nie za powodem JEZUSA CHRYSTUSA Zbawiciela, ale jakiegoś warchoła CHRESTA (które imię często się daje widzieć w pisarzach Greckich i Łacińskich) Żydów niespokojnych Klaudjusz wygnał“. Imię to wcale nie jest tak częste, p. Dr. W. Papę „Wörterbuch der griechischen Eigennamen“, w opracowaniu Dr. Gustawa Edw. Benselera, pod „Chrestos“, „Chreistos“ i Christos“.
Str. 84. Kelsos, p. Dr. Theodor Keim „Celsus Wahres Wort“, Zürich 1873. Auguste Dide „La fin des religions“, Paryż, 1881, w szczeg. na str. 162 „L’anti-évangile de Celse“, także w przekł. niem. Dr. Adolfa Saagera „Das Anti-Evangelium des Celsus von A. Dide“, przekł. autoryz. z przedmową, Frankfurt n. M. 1907, str. 61, na str. 21: „dziś jest udowodnione, że opowiadanie o żołnierzu Panterasie jest zaczerpnięte ze źródła żydowskiego. Napomknienia o nim znajdują się w Talmudzie“. — Lukjan ur. około 120 r. naszej ery, p. „Luciani Samosatensis opera omnia“, 3 t. Lipsk 1909, w szczeg. o chrześcijanach t. II Alex. 25 (str. 127), 38 (str. 183), t. III. Peregr. 11 — 13 (str. 274, 275). Święte Gwoździe, Św. Gąbka etc. p. studjum Marji Aleksandry Walewskiej (hr. W.) „Idolatrja Kościoła rzymsko-katolickiego“, w N. 66 — 74 „Myśli Niepodległej“, w szczeg. N. 72, str. 1116 etc. Do tych relikwji dodaje źródłowy jak zwykle Edward Żukowski w „Idei“, j. w., na str. 354 „w Anglji w wolsingenth’skim kościele... kilka kropel mleka najświętszej panny, uronionych podczas karmienia niemowlęcia Jezusa“, oraz na str. 352 „obrzezek (Christi pracputium) przechowywany w Charroux, w środkowej Francji, w opactwie Benedyktynów. Wedle aktów kapituły Charroux Karol Wielki miał w Jerozolimie podczas nabożeństwa stosownie do zapowiedzi patryarchy osobiście ten dar otrzymać z rąk Jezusa, który na ołtarzu zjawił mu się jako pacholę i rzekł: „Najlepszy monarcho, przyjmij ten dar mojego ciała i krwi mojej“ (str. 353). Karol Wielki nigdy w Jerozolimie nie był. — Codex Sinaiticus graecus, historja jego znalezienia, p. A. Pott „Der Text des Neuen Testaments nach seiner geschichtlichen Entwickelung“, str. 42 — 44.
Str. 85. O wyższości żywego słowa nad pismami apostolskiemi zdanie Papiasa u Euzebjusza w Hist. eccl. III, 39, 3 — 4.
Str. 91. Ciekawe są próby uzgodnienia świadectw Uczniów w imię głównej wytycznej, płynącej z ewangielji, do których krytycy usiłują Listy Nowego Testamentu dopasować a gdy się to uczynić nie da, głoszą, iż taki lub inny werset jest „wstawką“, lub że cały List jest „pseudoepigrafem“. Porów, pod tym względem wielce staranny podręcznik Hühna „Hilfsbuch zum Verstandniss der Bibel“, j. w., cz. III, str. 41 i nast. Jeżeli powiadamy, że tekst zawiera „wstawkę“, to dlatego, że z charakterem dzieła w rażącej stoi sprzeczności. Tak rzecz się ma np. z „wstawką“ u Józefa Flawjusza dotyczącą Chrystusa czyli „Mesjasza“. Gdy się mówi, że to a to jest „wstawką“, bo stoi w sprzeczności z charakterem INNEGO dzieła, wtedy popełnia się naiwną niemetodyczność. W ten sposób cenzuruje się Listy miarą ewangielji. Wygląda to tak, jak gdyby człowiek z piętra czwartego spadając rękami chwytał się za własne nogi, aby... nie spaść. Gdy Hühn mniema, iż w Liście Jakóba słowa „Jakób, Boży i Pana naszego Jezusa Chrystusa sługa, dwiemanaście pokoleniom, które są w rozproszeniu, zdrowia“ (I, 1) albo zawierają niepotrzebnie imię „Jakób“, albo rzecz cała jest „pseudoepigrafem“ (cz. III, str. 45), bo mu to mąci całą tradycję, to wedle mnie mamy tu wskazówkę, iż u żydów wiara w Chrystusa istniała, na co nas inne źródła naprowadzają. A jeżeli prawie to samo znajduje się w Liście Judy, podającego się za brata Jakóba i twierdzącego, że Jezus wywiódł żydów z ziemi egipskiej (5), to nietylko wraz z Hühnem i tego dokumentu nie odrzucę, ale będę go uważał raczej za silne potwierdzenie przypuszczeń, które mi nasunął List Jakóba. — Toteż ci, którzy umieją zedrzeć bielma z własnych oczu, do zdumiewających dochodzą wyników. Jednym z takich jest wymieniony już W. B. Smith, autor dzieła „Der vorchristliche Jesus“, który wykrył, iż wedle relacji Dziejów Apostolskich najbardziej „wprawieni“ w drogę Pana Uczniowie nic więcej o „Jezusie“ nie wiedzieli, prócz „Chrztu Janowego“ (str. 7, 9, 11). Otto Pfleiderer „Religion und Religionen“, Monachjum 1906, str. VI, 249, na str. 224: „O życiu ziemskiego proroka Jezusa Paweł wiedział tak mało (so blutwenig). jak i jego antiocheńscy pogano-chrześcijanie“. Hühn i na to znajduje odpowiedź: „Paweł mało się INTERESOWAŁ historyczną postacią Jezusa“ (cz. IV, str. 3). Człowiek, kilka razy opowiadający o jednej wizji Jezusa, która mu się pod Damaszkiem zdarzyła, nie byłby się interesował przemianą wody w wino w Kanie Galilejskiej, chodzeniem Jezusa po wodzie, cudownem wypędzeniem całej tłuszczy kramarzy z świątyni jerozolimskiej, uzdrowieniami, wskrzeszaniami?? Jeżeli Flammarion, Lombroso, Crookes, Huggins, zainteresowali się medjami, jak Home, Florence Cook i Eusapia Palladino, ryzykując nawet na ośmieszenie swoją opinję naukową, to Paweł miałby „nie interesować się“ cudami tego, który mu sam cudownie się ukazał?? Czy i w tym wypadku nie wartoby metodą Chamberlaine’a zapytać, gdy chodziło o zupełne nierozumienie ducha mitów przez Straussa, czy Hühn zna się choć trochę na — duszy ludzkiej?? A jeżeli Hühn z kolei i list pierwszy Piotra (wzorem Euzebjusza, Hist. eccl. III, 25, 8) odrzuca jako „pseudoepigraf“ (cz. III, str. 47), powiadając, że „uczeń pozostający pod wpływem Jezusa żyjącego“ nie mógł podobnego Listu napisać, to godzę się, tylko pytam, dlaczegóżby ten Piotr, ten uczeń Jezusa, to jest WYZNAWCA Jezusa, miał właśnie pozostawać pod wpływem Jezusa żyjącego? Czy dlatego, że taka wskazówka płynie z tekstów ewangielicznych?
Str. 97. Kult PANA (Adonisa) kwitł nietylko w Byblos, ale wzdłuż całego pobrzeża Morza Śródziemnego od Antjochji i Afeki aż do Aleksandrji i Aten. Porów. Dupuis „Origine de tous les cultes“ t. III, 72; Vollers „Die Weltreligionen“, str. 152; Pfleiderer „Religion u. Religionen“, str. 222. Z krwi Adonisa wyrastały zawileczniki (anemony), Dupuis „Origine de tous les cultes“ t. XI, cz. 2, str. 57. Nazwę miasta Afeka starożytni wyprowadzali od hebrajskiego słowa „afek“, dzierżyć, ściskać, obejmować i stosowali to do pierwszego i ostatniego uścisku miłosnego Wenery i Adonisa, p. Gustav Boettger „Topographisch Historisches Lexicon zu den Schriften des Flavius Josephus“, Lipsk 1879, str. XIV, 386, na str. 30. „Wszyscy uczeni godzą się, że w Adonisie czczono słońce“, pisze Dupuis w „Origine“ t. I, cz. 1, str. 5. — Ogródki Adonisa, p. Dupuis „Origine“ t. II, cz. 2, str. 58. Wizerunek takiego ogródka znajduje się jako ścienne malowidło w Pompei i reprodukowane było w „Annales du Musee Guimet“, nast. w Jeremiasa „Das Alte Testament im Lichte d. A. Orients“, skąd go czerpię.
Str. 98. Lukjan opisuje uroczystości na cześć Adonisa w Περὶ τῆς Συρίης θεοῦ 6 etc. wspominając zarazem rzekę imienia Adonisa. „Każdego roku... gdy na krwawo zabarwiały się wody rzeki“, ὁ δὲ ποταμὸς ἑκάστου ἔτεος αἱμάσσεται etc. — Podniesienie Słupa Ozyrysa. Słup Ozyrysa miał to samo znaczenie, co Krzyż Chrystusa. Kult ten istniał pierwotnie w Memfis. Jednego dnia obchodzono zgon Ozyrysa, drugiego jego zmartwychwstanie, czyli podnoszono go z grobu. Kult Ozyrysa i Izydy opisał Plutarch w swym traktacie Περὶ Ἴσιδος καὶ Οσίριδος (De Iside et Osiride). Ozyrys był słońcem, potem stał się w Grecji Bachusem, w ogóle różne kształty przybierał. Słup Ozyrysa czczono zarazem jako jego „phallus” (członek). Sam Herodot dziwi się temu, choć stwierdza, że niewiasty procesyjnie obnosiły fallus egipskiego Dionizosa, czyli Bachusa, czyli Ozyrysa, że nawet go podczas procesji podnoszono i opuszczano i że ten dziwny kult dostał się do Grecji (Herodot 11, 48 — 49). „Prawie wszystkie nazwy bogów przeszły z Egiptu do Grecji“, powiada Herodot (II, 50). Rzecz ze względu na rozwój i zanikanie pojęć jest ciekawa. Fallus był symbolem płodności. Wiadomo, że Egipcjanie obrzezywali się i że sąsiednie ludy od nich ten obyczaj wzięły (Herodot II, 104). Prowadzili nawet wykazy ludów obrzezanych. Ebers podaje rysunki scen obrzezywania. Sam odfotogrofowalem taką scenę w grobie Ench-me-Hora, w grupie piramid Sakkara. Essejczycy zmuszali ludzi do obrzezania, grożąc im nawet niekiedy śmiercią. Jeżeli przeto w chrześcijaństwie pojawia się kult relikwji św. obrzezka, to wydaje mi się on szczątkiem kultu fallusa, który w XV w. w Niemczech jeszcze żyje niezawodnie wskutek grasowania przymiotu, jak świadczą vota, p. Richard Andree „Votive und Weihegaben des katholischen Volks in Süddeutschland“, Brunświk 1904, str. XVIII, 191, XXXII, roz. „Phallische Opferfiguren“, str. 109 etc. i wizerunki. — Pastor dr. Alfred Jeremias mówi bez ogródek o „Krzyżowaniu Ozyrysa i święcie jego zmartwychwstania“ (Kreuzigung des Osiris und Auferstehungsfest), p. „Das A. T. im L. d. A. O. str. 85 i dop. 1.
Str. 100. „Kierowałem drogą Boga do jego grobu w Peker“, porów. Jeremias „Die Panbabylonisten, der alte Orient und die Aegyptische Religion“, Lipsk 1907, str. 65, na str. 46 — 47, o inskrypcji berlińskiej. Plutarch (De Iside et Osiride 358) opisuje, że ciało Ozyrysa zostało posiekane na czternaście części i rozrzucone; Izyda skrzętnie każdej części szukała i grzebała, stąd tyle grobów jego. — Wiz. 22, Grób Ozyrysa, z Edwarda Meyera „Aegypten zur Zeit der Pyramidenbauer“, Lipsk 1908, str. 43 i 17/tablic; na str. 19 Meyer podaje aż cztery groby Ozyrysa.
Str. 101. Wiz. 22 Grób Jezusa w Jerozolimie, ze zbiorów autora, fotografia zakładów Bonfilsa, który słynie w całej Syrji a jego zdjęcia służą doskonale do celów naukowych. Zwracam na to uwagę polskich pielgrzymów i artystów. — Groby bogów. Plutarch opisuje grób Ozyrysa (De Iside et Osir. 359), Herodot bogini Neit w Sais (II.170), Bela w Babilonie (1, 182) i t. p. — Julius Firmicus Maternus „De errore prof. relig.“ (ed. Ziegler, Lipsk 1902), cap. XXII. „Tunc a sacerdote omnium qui flebant fauces unguentur, quibus perunctis sacerdos hoc lento murmure susurrat:
θαρρεῖτε μύσται τοῦ θεοῦ σεσωσμένου.
ἕσται γὰρ ήμῖν ὲκ πόνων σωτηρία.
Str. 102. Niewiasty jerozolimskie plączące Adonisa, czyli Pana; już zwracał na to bardzo szczegółowo uwagę Dupuis, p. „Origine des tous les cultes“, t. II, cz. 2, str. 59. Św. Hieronim w Komentarzu do Ezechjela stwierdza identyczność Adonisa i Tammuza (Div. Hieron. Com. 3 ad Ezechiel).
Str. 103. Isztar szukająca Tammuza, p. „Epos, t. I, Epos babilońskie Enuma Elisz,“ Antoni Lange, Brody 1909, str. 106 z ilustracjami w tekście, na str. 96 — 101. Porów. „Die Höllenfahrt der Istar, ein altbabylonisches Epos nebst Proben assyrischer Lyrik“, Dr. Eberhard Schrader, Giessen 1874; P. Jensen „Assyrisch-Babylonische Mythen und Epen“ (Keilinschriftl. Bibl.), Berlin 1900.
Str. 104. Tak samo pyta Pfleiderer: cóż nowego mógł głosić Antjocheńczykom Paweł? „Ponieważ religijne obyczaje nigdy z powietrza się nie biorą, przeto musimy przyjąć, że pogano-chrześcijanie Antjochji swe stare obrzędy śmierci i zmartwychwstania Adonisa zachowali i tylko wszystko przenieśli na nowego Pana, Chrystusa“, p. „Religion u. Religionen“, str. 223. Ale ponieważ i „nazwa“ nowego Boga nie bierze się z powietrza, przeto choćby na podstawie Listów Jakóba i Judy przypuścić musimy, że imię to było czczone nieco dawniej, niż epoka Pawła. — Na kult Pana czyli Adonisa w Jerozolimie, zupełnie do kultu Chrystusa podobny, zwracał już uwagę Dupuis, „Origine“ t. II, cz. 2, str. 59. — Woda żywota, chleb żywota, oliwa żywota, porów. „Adam und Qain im Lichte der vergleichenden Mythenforschung“, Ernst Böcklen, Lipsk 1907, str. 148, na str. 66. Księżyc zwano także chlebem żywota, tamże, str. 104, dop. 2.
Str. 105. „Dies natalis Solis invicti“, „dzień narodzenia nieprzezwyciężonego słońca“. Tylor w „Cywilizacji pierwotnej“ pisze: „Rzymska uroczystość w dzień przesilenia zimowego, obchodzona 25 grudnia (VIII Kai. Jan.) w związku z czcią boga-słońca Mitry, została zaprowadzona w takiej postaci zapewne po wyprawie wschodniej Aureljana, toku 273 po Chr. i dzięki tej uroczystości dzień ten nazwano urodzinami niezwyciężonego słońca, Dies Natalis Solis invicti. Z najzupełniejszem zastowaniem symbolicznem, chociaż bez żadnej podstawy historycznej, dzień ten przyjęto w kościele zachodnim za rocznicę narodzenia Chrystusa; widzimy to w IV-ym wieku wszędzie na zachodzie a stąd i Kościół wschodni począł też święcić ten sam dzień jako Dies Natalis. Usiłowano usprawiedliwić datę tę historycznie, ale bez powodzenia, albowiem nie stwierdza tego, ani nawet prawdopodobnem nie czyni żadna tradycja starochrześcijańska. Przeciwnie, z pism ojców Kościoła po ustanowieniu święta tego można wnosić o niezaprzeczonem słonecznem pochodzeniu jego“ (II, 246).
Str. 106. W kwestji egipskiego krzyżyka p. autora „Dzieje Krzyża“, str. 14, wiz. 6. — Chronologja egipskich faraonów, p. „Geschichte Aegyptens unter den Pharaonen, nach den Denkmalern bearbeitet“, Dr. Heinrich Brugsch-Bey, Lipsk 1877. Wymieniony faraon podług listy królów z Abydos, wyrażonej w płaskorzeźbach na jednej ze ścian w świątyni Seta I. Podanie kaukaskie o trzech starcach przybywających z podarkami do nowonarodzonego bohatera narodowego, rzecz tę opowiadał mi p. Wacław Rogowi cz, literat.
Str. 107. Prometeusz jako uosobienie pramanty, czyli świdra wiercącego ogień w swastyce, p. „Dzieje Krzyża“, str. 39. Cały mit o ogniu jest opracowany znakomicie w wymienionej pracy Kuhna „Die Herabkunft des Feuers“, str. 35 etc. — Bóstwa jako gołębie. Bogini Isztar jako gołębica p. „Himmels-und Weltenbild der Babylonier“, Dr. Hugo Winckler, Lipsk 1903, str. 68, na str. 47. Zeus i Amon jako gołębie, p. Herodot II, 55. Zeus jako gołąb i Phtija, porów. Malvert „Science et religion“ (Paryż 1899) str. 95. — Izyda z dzieciątkiem Horus na osiołku, wizerunek u Malverta „Sience et religion“, str. 93, wiz. 111.
Str. 108. Francuskie „Nogi“ z hebrajskiego „Anu-el“, zdanie Ferd. Hoefera u P. Hocharta, „Études d’histoire religieuse“, str. 249. — O organizacji kultu Mitry, p. „Die Mysterien des Mithra“, Fr. Cumont, tłom, z franc. G. Gehrich (Lipsk 1903), str. 112 etc. Vollers „Religje świata“, na str. 169, kwiatem świętym Mitry jest złocień czerwony; na str. 194: „zgodność głównych idei obu chrześcijańskich sakramentów (chrztu i komunji) z misterjami Mitry nie ulega żadnej wątpliwości w świetle badań czysto historycznych“. Tego samego zdania jest Dr. K. H. E. de Jong „Das antique Mysterienwesen“ (Leiden 1909, str. X, 362).
Str. 112. Zmyłka drukarska, ma być Rudolf Seydel (a nie Sydel).
Str. 114. Hymn wedle inskrypcji z Priene p. Pfleiderer „Religion u. Religionen“, str. 218. — Dio Cassius opowiada, że Tiridates z Armenji pochodem wspaniałym, mając w orszaku trzech królów, przez dziewięć miesięcy dążył do Neapolu i tam złożył Neronowi hołd jako zbawicielowi świata a potem inną drogą wracał do swej ojczyzny, p. Jeremias „Babylonisches im Neuen Testament“, Lipsk 1905, str. 132, na str. 54 — 55. — Hymn naaseński, p. W. B. Smith, „Der vorchristliche Jesus“, str. 31 — 32. — U Swetonjusza „Vita Augusti“ XCV opowieść, że gdy Octavianus Augustus w towarzystwie Agrypy zaszedł w Apolonji do astrologa Teogenesa i wymienił godzinę swego urodzenia, Teogenes padł mu do nóg, hołd składając. Cezar kazał z tego powodu bić monetę z konstelacją Koziorożca, w którego znaku się narodził. Wedle astralnych wskazówek w Mateuszu Jezus w tym znaku się rodzi, p. rozdział „Jezus słońce“.
Str. 116. Koran o Marji, matce Jezusowej, jako o siostrze Mojżesza roz. III, 31, przekład Jana Murzy Tarak Buczackiego, Warszawa 1858, 2 tomy.
Str. 118. Jak zatraca się pierwotne znaczenie słów, widać to po wyrazie „Bóg“. Jan Karłowicz w pracy „O człowieku pierwotnym“, Lwów 1903, str. 163, na str. 121 etc. pisze: „Wspomnijmy też paralelę z sanskrytu: bhadż, znaczy dzielić, stąd bhaga = 1) pomyślność, szczęście, 2) pan, 3) bóstwo w Wedach; po zendzku bagha = 1) część, udział, bóg. Od tego pnia i słowiańska nazwa boga pochodzi.“ Delitsch w „Babel und Bibel, ein Vortrag“ (Lipsk 1905) 49 i w dopiskach na str. 74 etc. szeroko dowodzi, że starosemickie „El“, Bóg, znaczy „Cel“, co odpowiadałoby „Fatum“ i „udziałowi“, więc „doli“, zaś starosemickiemu El odpowiada muzułmański „Allah“. Dość stąd odległa droga rozwojowa do dzisiejszego pojęcia teologicznego bóstwa.
Str. 119. Imię własne IHWH, dawniejsze IHW, porów. „Israel in Aegypten, nach neugefundenen Urkunden, Vortrag“, Dr. Felix Stahelin, Bazylea 1908, str. 24, o tekstach aramejskich kolonji żydowskiej w Egipcie, znalezionych 1904 r. w Assuan i Elefantine a pochodzących z V-go wieku przed naszą erą, na str. 9: „szczególniej ważnem jest tu wspomnienie Boga Jahu; tak bowiem (ihw) jest stale pisane to imię w aramejskich dokumentach a nie Jahwe (ihwh), jak w Starym Testamencie“. — Kryszna, Chrystus. W sprawie wywodu etymologicznego słowa „Krishna“ i podanej przez Jacoillota formy „Kristna“ zwróciłem się do prof. Jana Baudouina de Courtenay i otrzymałem od niego wyjaśnienie, że „forma KRISTNA jako obocznik formy KRISHNA (Kršhna) jest bezwzględnie niemożliwa.“ A dalej: „Zestawianie etymologiczne Krsna z greckim Κριστός jest nieuzasadnione. Κριστός (Chrystos) znaczy „posmarowany“, „pomazany“, „pomazaniec“ (boży), tymczasem KRŠNA znaczy właściwie CZARNY“. A wreszcie: „Wogóle sądzę, że przy zestawianiu KRŠHNY i CHRYSTUSA wywody etymologiczne nie na wiele się przydadzą“. Mitologicznie natomiast rzecz się przedstawia inaczej. Jeremias w „Das Alte Test, im L. d. A. O.“ na str. 71 pisze: „Tym samym motywem (historji dzieciństwa, co Sargona I i Mojżesza) wyposażyła legenda indyjska Buddę i Krysznę, perskiego Zaratustrę i chińskiego Fohi“, a Winckler w „Geschichte Isr.“ II, 10 powiada, że tradycja stwarza pewne stałe normy wyposażeń legendowych bohaterów. Jak niezależnie od etymologji jedne i te same rysy mitologiczne miewają różni bohaterowie i bohaterki, bóstwa i t. p., porów. Edwarda Stuckena „Astralmythen“, cz. V, „Mose“ (Lipsk 1907), który mówi, że np. w jakimś koszu lub pudle wzorem Mojżesza wysadzony zostaje Erychtonios, w mitologji fińskiej iskra, w japońskiej Izanagis etc. (str. 433). Nie ulega wątpliwości, że dziś wyraz „Chrystus“ stał się poprostu „nazwiskiem“ Jezusa. — O Nazarecie PW. B. Smith „Der vorchristliche Jesus“, roz. II, „Die Bedeutung des Beinamens Nazoraus“, str. 42 — 70, studjum podstawowe. Hochart także wykazywał, że „Nazarejczyk“ nie może pochodzić od „Nazaretu“, p. „Études d’histoire religieuse“, str. 120 — 122. Epifanjusz w „Panarion Haer.“ 29, 6 twierdzi, że Nazarejczycy przed Chrystusem istnieli i wcale go nie znali. Zresztą w Starym Testamencie znaczenie „nazir“ jest zbyt jasne, aby mogły co do tego dłużej istnieć wątpliwości.
Str. 120. Essejczycy. Nad kwestją ich „miast“ zastanawia się Hilgenfeld w „Ketzergeschichte“, na str. 119, uw. 191.
Str. 121. Igne natura renovatur integra, p. Malvert „Science et religion“ (Paryż 1899) na str. 88.
Str. 124. Wydany przez C. Wessely’ego paryski papyrus czarnoksięski, p. W. B. Smith „Der vorchristliche Jesus“, str. 37. Zaklęcie na „Boga Hebrajczyków Jezusa“ dowodzi, że Jezus jako Bóg był czczony przez żydów, więc wyżej przytoczone zdanie Pfleiderera o przeniesieniu kultu Adonisa na Jezusa traci racjonalną podstawę. — Smith przytacza bardzo ważne ustępy z Epifanjusza, odnoszące się do imienia Jezus i nazwy pierwotnej chrześcijan: „Zwali się oni pierwotnie albo Jessejczycy (Jessaioi) od Jessego, albo od imienia Jezusa, Pana naszego, gdyż od Jezusa wychodzili jako jego uczniowie i ponieważ tak się wykłada imię naszego Pana. Gdyż Jezus znaczy w języku hebrajskim tyle, co curator (therapeutes) t. j. lekarz i zbawca“ (str. 58 — 59). Wyjaśnia to poniekąd werset Mateuszowy: „i nazowią imię jego Emanuel, co się wykłada: Bóg z nami“ (I, 23). Rzecz jest tylko przystosowana do Izajasza VII, 14: „i nazowiesz imię jego Imanuel“; „Oto panna pocznie i porodzi“ — wyraz „panna“ „almah“, znaczy po hebrajsku dojrzałą do zamążpójścia kobietę a przytem ów przepowiadany Immanuel był niezawodnie synem Izajasza, który dwom innym synom swoim także pełne znaczenia imiona nadawał, porów. Riehm, „Handw. d. bibl. Altterth.“, pod „Immanuel“. O podobnem tłomaczeniu imienia Jezus p. „Des heiligen Irenäus Schrift zum Erweise der apostolischen Verktündigung, in armenischer Version entdeckt, herausgegeben und in das Deutsche übersetzt von Lic. Dr. Karapet Ter-Mekerttschian und Lic. Dr. Erwand Ter-Minassiantz“, Lipsk 1907, na str. 30.
Str. 128. Malvert o Agni i Agnus, „Science et religion”, str. 71. — Anna Peranna, Dupuis „Origine” I, 156 i III, 47 — 48. Porów. Riehm „Handw. d. bibl. Alterth.” pod wyrazem „Maria”. O gwieździe Sib-zianna, p. Winckler „Himmels- u. Weltenbild der Babylonier”, Lipsk 1903, na str. 45.
Str. 129. Alfeusz=Alpu, Zebedeusz=Zalbatanu, Tomasz=tuamu= bliźniak, p. Jeremias „Babylonisches im N. T.”, str. 92. O znaczeniu imion w mitologji p. Tylor „Cywilizacja pierwotna”, wedle skorowidza pod „imiona”. W t. I na str. 325 czytamy: „Dla Persa każde wielkie i starożytne zwaliska są dziełem bohaterskiego Antara; w Rosji, jak mówi Dr. Bastian, budowle z najrozmaitszych czasów przypisywane są Piotrowi Wielkiemu, tak jak w Hiszpanji Boabdilowi, lub Karolowi V. Inne ludy europejskie twierdzą, że stare budowle niezwykłych rozmiarów a szczególniej kamienne, znane obecnie pod nazwą zabytków przedhistorycznych, są dziełem djabła” etc. Jeżdżąc po Syrji przekonałem się, że wszystkie sławniejsze ruiny związane są z Salomonem a różne odciski stóp na skalach z Jezusem, co później niekiedy przenosi się na Mahometa. Tylor pisze dalej: „Widzimy, że najpierwotniejsza etnologja wyraża się zwykle mową przenośni, w której kraje i narody są uosobione a stosunki ich wzajemnie określone wyrazami, używanemi do określania stosunków ludzkich. To samo da się powiedzieć o ważnem świadectwie etnologji starożytnej, o spisie narodów w dziesiątym rozdziale Księgi Rodzaju” (str. 333). A wreszcie Tylor powiada, że rozbiór wszelkich tego rodzaju „imion” nie powinien kończyć się na „burzeniu”, gdyż stanowią one cenny materjał do badań.
Str. 131. Tablicę rodowodów Jezusa wedle ewangielji, ułożoną przez M. A. Walewską (hr. W.) w „Trzech rodowodach”, biorę z N. 9 i 10/11 „Kultury” z roku 1908. W rodowodzie Mateusza 3 X 44 = 42 i stąd luka przy liczbie 2. Liczba 42 jest święta, Egipt był podzielony na 42 okręgi, w sądzie nad umarłymi wedle wyobrażeń Egipcjan zasiadało 42 sędziów, nocne niebo u Babilończyków dzieliło się na 42 „hamusztu”, p. dr. A. Jeremias „Die Panbabylonisten”, str. 36. Szczegóły o zabytkach relikwjalnych czerpię po większej części z Malverta „Science et religion”, str. 213 etc.
Str. 137. „W prabycie zrobił Bóg Uranosa i Geę” p. J. Lanz-Liebenfels „Die griechischen Bibel-Versionen (Septuaginta und Hexapla), herausgegeben u. mit Anmerkungen u. deutscher Uebersetzung ver sehen, Vol. I Genesis, Verlag „Lumen”, Lipsk i Wiedeń 1908, kart 175.
Str. 138. Tammuz, Duzu, syn prawy, wybrany, p. Vollers „Die Weltreligionen”, str. 32; w polskim przekładzie na str. 43 błąd drukarski „Duru” miast „Duzu“. Baranek, mówiąc językiem mitologji porównawczej, jest totemem Jezusa. Tu nawiasowo warto wspomnieć o MONOGRAMIE Jezusa , w którym sławny egiptolog Flinders Petrie uznał symbol Boga Horusa. Znak ten spotyka się istotnie na znacznie starszych pomnikach, niż chrześcijaństwo, porów. „Dzieje Krzyża”, str. 62 — 69, wiż. 56 — 66. Później w niektórych rękopisach Nowego Testamentu używano tego znaku jako skrótu imienia Chrystus, p. Soden „Die Schriften des Neuen Testaments in ihrer ältest. erreichb. Texgest.” str. 1065. — O chwianiu się i braku rodowodów w ewang. p. Soden j. w. str. 1574.
Str. 139. Zdanie Graetza o interpolacji u Józefa Flawjusza, dotyczącej Jana, którego zresztą nazywa „Essejczykiem”, p. w „Geschichte der Judäer”, t. III, cz. 1, str. 278, w uwagach.
Str. 140. Porów. „Religionsgeschichtliche Tabellen”, Joachim Kurd Niedlich, Lipsk, in folio, str. 120; „Zeittafeln und Ueberblicke zur Kirchengeschichte”, Dr. Hermann Weingarten, 5-te wyd. przejrzał i uzupełnił Dr. Carl Franklin Arnold, Lipsk 1897, in 8°, str. IV, 290.
Str. 145. Gdy Duch Święty w kształcie gołębicy przysiada na Jezusie, rozlega się z nieba głos: „Ten jest Syn mój miły” etc. Jensen w „Das Gilgamesch-Epos in der Weltliteratur”, tom pierwszy, Strasburg 1908, str. XVIII, 1030, na str. 831 wykazuje, że tak samo do Eabaniego Bóg Słoneczny woła z nieba. Godząc się na to, iż mit o Buddzie jest tylko starszą odmianą mitu o Jezusie, Jensen przypomina, że Brahma-Sahampati podobnie spływa z nieba do Buddy. W niektórych rękopisach Duch Święty u Marka (I, 10) spływa W Jezusa a nie NA Jezusa. Wobec tego, powiada Jensen, inni ewangieliści są bardziej zgodni z mitami babilońskiemi i indyjskiemi. — Izyda w Egipcie zajmuje takie stanowisko, jak Isztar w Babilonji, p. Antoni Lange, „Epos II, Epos egipskie”, Brody 1909, str. 95, na str. 8 zestawienia imion źródłowo opracowane: babilońska IŠt-ar, egipska IŠt, grecka Isis.
Str. 146. Ptakiem świętym Isztary jest gołębica, p. „Himmelsu. Wetenbild d. Babylonier”, Hugo Winckler, str. 47.
Str. 148. Dupuis wykazuje, że Syryjczycy oddawali cześć gwiazdom konstelacji Ryby, „Origine de tous les cultes” t. I, cz. 1, str, 5; opiera się na Hygin. I, 2, c. 42. Berosus o Oannesie I, 3, p. „Fragmenta historicorum graecorum”, Carolus Müllerus, Paryż 1848, wyd. Didota, tom 2-gi, str. 496: „Roku pierwszego z morza Erytrejskiego, w miejscu, gdzie graniczy z Babilonją, zjawiła się istota obdarzona rozumem, a której imię było Oannes; miała całkiem rybie ciało, ale z pod rybiej głowy wyrosła jej inna głowa, ludzka; następnie z ogona wyrosłe miała nogi a ludzki głos. Wizerunek tej istoty dotąd się przechowuje. Ta istota przez cały dzień obcowała z ludźmi, nie używając żadnego posiłku, uczyła ludzi pisma i umiejętności i różnych sztuk, jak miasta zaludniać i świątynie budować, jak ustanawiać prawa, mierzyć ziemię, pokazywała im, jak siać i zbierać płody i wszystko w ogóle, co jest niezbędne dla zaspokojenia potrzeb zwykłych. Od tego czasu nikt nic ponad to nie wymyślił. O zachodzie słońca ta istota Oannes znowu zanurzała się w morze i tam noce spędzała, albowiem była dwużyciowa” (ὰμφίβιον). Hyginus i Helladius podobne rzeczy piszą o Euadnesie i Oesie, z których pierwszy miał uczyć ludzi jeszcze astrologji.
Str. 149. Marduk tworzący z ryby a raczej smoka rybiego, Tiamat, doczesny świat, p. tekst u Wincklera „Keilinschriftliches Textbuch zum Alten Testament”, Lipsk 1903, str. 130, na str. 121: „Wreszcie wziął się Pan do jej (Tiamat) zwłok, stwarzając (obmyślając) plany (idee). Rozciął ją jak... rybę na dwie części, jedną część ustawił, zacienił nią niebo. Ustawił zaporę i strażników, by jej wód nie wypuszczali. Niebo i ziemię ugruntował” etc. Porów. „Altorientalische Texte und Bilder”, Lic. Er. Hugo Gressman, Tybinga 1909, str. XI, 253 i XII, 140, na str. 19 w. 135 etc. Ryba dziwnie uporczywie trzyma się żydów. Prawda, jest to już tylko Lewiatan, Bóg zdegradowany, ale niekiedy szuka sobie towarzystwa z innym Bogiem zdegradowanym a mianowicie z Cielcem. Powołuję się tu na ciekawą rycinę w pracy Reginy Liłientalowej „Święta żydowskie w przeszłości i teraźniejszości”, Kraków 1908, str. 98 z 20 tablicami, nakładem Akademji Umiejętności, mianowicie na tablicy drugiej wizerunek z Zawichosta z podpisem „Liwiatan w’szor habar”. Cielec a dokoła niego zwinięta ryba.
Str. 157. Porów. Ernst Siecke: „Drachenkämpfe, Untersuchungen zur indogermanischen Sagenkunde”, Lipsk 1907, str. 123, jako tom pierwszy i zeszyt pierwszy Bibljoteki Mitologicznej, wydawanej przez Towarzystwo dla badań nad mitologją porównawczą. Smok jako czarna część księżyca, str. 8. „Ze wszech miar byłoby dobrze, gdyby uczeni badacze znowu zechcieli porządnie przypatrzeć się niebu, słońcu i księżycowi. Przekonaliby się, że słońce i księżyc mogą niekiedy równocześnie świecić na niebie. Wielu uczonych jak gdyby tego nie wiedziało a także i tego, że tylko rosnący księżyc dąży za słońcem, gdy za malejącym słońce biegnie”, str. 10. — Ernst Boecklen: „Adam und Qain im Lichte der yergleichenden Mythenforschung”, Lipsk 1907, str. 148. jako drugi i trzeci zeszyt Bibljoteki Mitologicznej. Zwraca on uwagę na zasługi Siecke’go, który pierwszy na gruncie aryjskim księżycowe pierwiastki w różnych mitach wyśledził, str. 2. — Eduard Stucken „Astralmythen der Hebraeer, Babylonier und Aegypter”, V. Theil, Mose, Lipsk 1907, .str. 431 — 657. — Edward B. Tylor: „Cywilizacja pierwotna, badania rozwoju mitologji” etc., przekład Z. A. Kowerskiej, wydawnictwo „Głosu”, Warszawa 1898, 2 t., str. IV, 433 i III, 416, w szczególności wedle Skorowidza podania o słońcu i księżycu. — Strabo na początku IX-ej księgi wspomina o pojedynku messeńskiego króla Melanthosa (Czarnego) z Xanthosem (Białym), królem Beocji; są to bohaterowie mityczni.
Str. 158. Izajasz: „Powstań, powstań, oblecz się w moc, ramię Jahwy... Izaliś nie ty pobiło pysznego, zraniło Rahaba” (Smoka) LI, 9. „W on dzień nawiedzi Jahwe mieczem swoim twardym i wielkim a mocnym Lewiatana, węża zaworę, i Lewiatana, węża pokrzywionego, i zabije wieloryba, który jest w morzu” XXVII, 1. — Psalmy: „Pokruszyłeś głowy smoków w wodach” LXXIV, 13. „Tyś zabił Rahaba” LXXXIX, 11.
Str. 159. Apokalipsa Jana: „I stała się wielka bitwa na niebie. Michał i Aniołowie jego walczyli ze smokiem, i smok walczył i Aniołowie jego. I nie przemogli, ani ich miejsce dalej znalezione jest na niebie. I zrzucon jest on smok wielki, wąż starodawny, którego zowią djabłem i szatanem” XII, 7 — 9.
Str. 161. Walka Chrystusa z Szatanem u Mat. IV, 11, u Marka I 12 — 13, u Łukasza IV, 1 — 13, przyczem u jednego Łukasza astralność (więc powtarzalność) zjawiska jest wyraźnie zaznaczona. — Historja węża rajskiego, poskromionego przez Jahwę, jest odbiciem walki Marduka z Tiamat, porów. „Dwa drzewa biblijne”, wyd. „Myśli Niepodległej”, Warszawa 1908, str. 34. — O matkach-oblubienicach p. Alfreda Jeremiasa: „Das Alte Testament im Lichte des Alten Orients”, 2 wyd. Lipsk 1906, na str. 106 etc. — Renan, który Jana Chrzciciela i Jezusa tierze za postaci rzeczywiste, tak tłomaczy (astralny) mit walki Jezusa z Szatanem: „Kto chciał odegrać jakąś rolę, musiał naśladować Eljasza, a ponieważ pustelnictwo było główną jego cechą, przeto oddawna przyzwyczajono się nazywać pustelnika mężem bożym. Wyobrażano sobie, że wszyscy świętobliwi mężowie spędzali żywot na pokucie i pustelnictwie; przeto udanie się na puszczę było niezbędnym warunkiem wszelkiej misji a zarazem wstępnym do niej krokiem” (str. 129). „Niema chyba na ziemi bardziej opustoszałego i smutnego zakątka, jak ów strzelisty zrąb gór, wznoszący się na zachodniem wybrzeżu Morza Martwego. Wierzono, iż (Jezus) w czasie pobytu w tej strasznej okolicy był wystawiony na przerażające próby, że szatan dręczył go złudnemi widziadłami i kusił obietnicami, że wreszcie aniołowie, aby go nagrodzić za odniesione nad szatanem zwycięstwo, zstąpili na ziemię i służyli mu” (str. 142), — Alfred Jeremias: „Babylonisches im Neuen Testament”, Lipsk 1905, str. 132, który wprawdzie nie jest zdania, aby fakty Nowego Testamentu rozpływały się w ideach, ale pisze: „Zwycięstwo Chrystusa (nad Szatanem) oznacza objęcie władzy. To odpowiada w zupełności wyobrażeniom Starożytnego Wschodu o Bogu Zbawcy, który odnosi zwycięstwo nad Smokiem“ (str. 95). Co do „kawałkowań” Boga Roku, trzebienia go, ucinania mu głowy, p. str. 9, 22 etc. Ścięcie jest mitologicznym odpowiednikiem trzebienia, p. Stucken, „Astralmythen”, str. 594, w dopiskach. Przeto „ścięcie” Jana Chrzciciela jest motywem astralno-mitologicznym. — Tukaj Mickiewiczowski, który się chce odmłodzić przez „posiekanie”, jest najpóżniejszem bodaj echem mitu astralnego o Nowem Słońcu i Nowym Księżycu (księżyc „na młodziku”).
Str. 162. Zwierzęta opiekuńcze różnych krajów były: Persja = mysz, Babilon = pies, Kapadocja = wąż, Armenja = chrząszcz, Azja = osioł, Jonja = lew, Libja = kozioł, Italja = byk, Kreta = jastrząb, Syrja = małpa, Indje = krokodyl, p. Alfred Jeremias „Das Alte Testament im Lichte des A. O.” str. 51.
Str. 164. Jaje świata, Jeremias, tamże str. 142 uwaga 2., 153 i 161; Hugo Winckler „Himmels- u. Weltenbild der Babylonier”, Lipsk 1903, str. 67, na str. 28 przytoczone określenie Filona z Byblos. — Wątroba świata, Fritz Hommel „Ein neues Bindeglied zwischen Etrurien und Kleinasien” w piśmie „Memnon” I, 87.
Str. 166. Wizerunki 40 — 51 figur zodjaku czerpię z pracy „Mémoire explicatif du zodiaque chronologique et mythologique”, Dupuis, Paris 1806, str. 149. Ciekawa jest teorja Dupuisa, dotycząca powstania nazw konstelacji (Origine de tous les cultes III, cz. 1, str. 324 etc.) a w szczególności konstelacji Pasa Zwierzyńcowego, który był czemś w rodzaju kalendarza rolnego. Dupuis mniema, iż nazwy te powstały w czasach bardzo dawnych a mianowicie wtedy, gdy słońce w czasie wiosennego porównania zjawiało się w Wadze, i że powstały w Egipcie, gdyż odpowiadają jego stosunkom rolniczym i klimatycznym. W czasie wiosennego porównania waży się dzień z nocą, stąd nazwa konstelacji Waga. W czasie zimowego przesilenia słońce cofa się jak rak, stąd nazwa konstelacji Rak. W czasie letniego przesilenia słońce wspina się jak koziorożec najwyżej, stąd konstelacja nazwy Koziorożec. Znak ten rysują w ten sposób, iż Koziorożec kończy się rybim ogonem, po nim idzie Wodnik, po Wodniku Ryby. Te trzy wodne znaki odpowiadają trzy miesiące trwającemu wylewowi Nilu. Gdy wody ustępowały, bujne ukazywały się pastwiska, stąd idzie konstelacja Baran. Na listopad przypada orka, stąd konstelacja Byk. Następnie ziemia jak macierz otwiera łono, stąd Bliźnięta. Na luty przypada żniwo, stąd konstelacja albo o wizerunku z trzema kłosami, albo Panny (żniwaczki) kłos dzierżącej. Gdy po przesileniu zimowem słońce wstępowało w znak Lwa, wegetacja była najbujniejsza. Kwietniowe zjadliwe wiatry, wiejące z Etiopji, symbolizowała konstelacja Skorpiona a po wiosennych zbiorach przed latem czas odpowiedni do wojny symbolizował Strzelec, w którego znaku wedle astrologów rodziły się wojny, bo i po żniwach było co grabić. Gdyby tak było, jak mniema Dupuis, czas powstania nazw Pasa Zwierzyńcowego przypadłby na epokę z przed 14,000 lat! Wynikałoby stąd, że co najmniej tak stara jest astronomja, co nie jest wykluczone, że znano już wtedy uprawę roli, co również jest prawdopodobne, że posiadano takie instrumenty, jak waga, co również całkiem jest możliwe. W ogóle wyobrażenia nasze o długości czasu rozwojowego ludzkości i o minionych kulturach są dotąd bardzo słabe. Wyobrażaliśmy sobie, przejęci mitologją Biblji, że rozwój był prędszy, gdy on bezwarunkowo był znacznie wolniejszy, niż nasze najśmielsze przypuszczenia. Odkopaliska babilońskie rozwiały pod tym względem już wiele iluzji. — Rówieśnikiem Dupuis’a i jak on śmiałym badaczem kultów był Volney, właściwie Konstanty Franciszek Chasseboef (1757 — 1820), „autor wydanego w roku 1791 dzieła „Les ruines ou méditations sur les révolutions des empires”, p. wyd. z r. 1883, Garnier Fréres, o kultach astralnych str. 153 i nast. Dorobek jego nie może się jednak mierzyć pod względem bogactwa z dorobkiem Dupuis’a.
Str. 174. Wiz. 52. Cztery wiatry, wedle Kosmasa Indikopleustesa (VI wiek naszej ery), z Morozowa „Otkrowienje w grozie i burie”, str. 68. — Konstelacja Byka zwana z tego powodu także konstelacją Wolu, ponieważ w Egipcie panowało wyobrażenie, że księżyc w przyroście, wyobrażany jako młody byk, został przez księżyc w pełni, więc bykastarego, wykastrowany, p. Brugsch u Siecke’go w „Drachenkaempfe”, str. 19 — 21.
Str. 175. Ireneusz (Adv. haer. III, 1) pisze, że mogą i muszą być tylko cztery ewangielje, albowiem są cztery strony świata, cztery wiatry, ziemia na czterech spoczywa słupach i t. p.
Str. 176. Sacramentarium Gelasianum, porów. „Die Uebergabe der Evangelien beim Taufunterricht”, dr. Johannas Kunze, Lipsk 1909, str. 64, na str. 5 etc. — Dr. Erich Bischoff „Babylonisch-Astrales im Weltbilde des Thalmud und Midrasch”, Lipsk 1907, str. 172, na str. 2 słuszna ze wszech miar uwaga dla tych, którzy chrześcijaństwo wywodzą od „idei” Platona (między innymi także Otto Pfleiderer w „Die Entstehung des Christenthums”, 2 wyd., Monachjum 1907, str. 255, w roz. „Vorbereitung des Christenthums in der griechischen Philosophie”, str. 19 etc.) że „idee” Platona były bardziej pojęciami oderwanemi, istniejącemi gdzieś po za kopułą niebieską, gdy tymczasem żydzi związek pomiędzy niebem a ziemią wyobrażali sobie znacznie „realistyczniej”, więc za pomocą wpływu „gwiazd”. W tejże pracy na str. 51 Bischoff znakomitą i ważną czyni uwagę, że żadne wschodnie porównanie, nie wyłączając porównań Nowego Testamentu, nie jest poprawne wedle naszego sposobu myślenia i że fantazji ludów wschodnich wystarczało jakiekolwiek TERTIUM CAMPARATIONIS. Na str. 66 zaś powiada: „Forma objawienia (naturalnie nie jego treść) jest zawsze w ostatnim rzędzie astralna”. — Cztery węgły świata, porów. N+ 86 „Myśli Niepodległej”, str. 49 — 58.
Str. 178. Zakaz wyobrażania Jezusa w postaci Baranka p. Malvert „Science et religion”, 3 wyd., Paryż 1899, str. 228, na str. 81, także na str. 79 o zakazie wydanym przez Koncyljum w Konstantynopolu. — „Druga część Przybytku była niższa od pierwszej a wiodły do niej złote podwoje wysokości pięćdziesięciu pięciu łokci, szerokości zaś szesnastu łokci. Zakrywała je całkowicie zasłona babilońska... Na zasłonie widniało wyobrażenie całego nieba, tylko nie były oddane obrazy zwierzyńca”, Józef Flawjusz „Dzieje wojny żyd. przeciwko Rzym.” V, V, 4.
Str. 180. Wiz. 62. Przeglądając dzieło Matlakowskiego „Zdobienie i sprzęt ludu polskiego na Podhalu”, Warszawa 1901, str. 176 in folio z LXV tablicami, zauważyłem na tablicy VIII rysunek stolnicy, który zawiera wedle mego zdania słabe odbicie wizerunków czterech węgłów świata. Są to ślady prastarej cywilizacji, której chrześcijaństwo całkowicie zatrzeć nie zdołało, aczkolwiek pusta tylko i niejako rozbita forma z niej została. U nas ślady te można zauważyć na wszystkich ziemiach polskich i na Białej Rusi. Artysta malarz Józef Smoliński pokazywał mi bardzo ciekawe „gwiazdy“ białoruskie, p. jego pracę ilustrowaną „Zabytki zdobnictwa na budowlach drewnianych w Królestwie Polskiem i na Białorusi”, w „Architekcie”, maj — czerwiec 1907. W pracy mej „Dzieje Krzyża”, idąc zresztą po części za Żmigrodzkim, wykazywałem, jak na pisankach, czyli jajkach wielkanocnych, malowanych przez nasz lud, trzymają się uporczywie starożytne symbole a mianowicie różne formy swastyki (str. 77 etc.). — Nietylko u ludu polskiego, ale i u ludu żydowskiego na ziemi polskiej błąkają się astralne ornamentacje. W pracy Reginy Lilientalowej „Święta żydowskie w przeszłości i teraźniejszości”, na tablicy V mamy wycinankę z Jarczewa w Tomaszowskim powiecie (gub. lubelska), na której widać figury zodjaku, cztery fazy księżyca i drogę mleczną w kształcie koła a w tem kole dwa ptaki ku sobie zwrócone, co po egipsku oznaczałoby jednego ptaka (Egipcjanie przeważnie wszystko pokazują z lewej i z prawej strony, gdy przedstawiają figurę z profilu). A ptak? Czy to nie ów „ihw”, „duch”, Jahwe? Autorka na str. 59 w uwadze 5-ej pisze: „Sufit spalonej przed kilkunastu laty bóżnicy w Lachowiczach (miasteczku w dawnem województwie nowogródzkiem, gub. mińskiej) ozdobiony był zodjakiem. Wiadomość tę zaczerpnęłam od p. A. Gawzy, bibliotekarza przy warszawskiej bibljotece synagogalnej”.
Str. 181. Układ zodjaku żydowskiego według Jeremiasa „Das Alte Testament etc.”, str 395, a nie wedle Lepsiusa, ponieważ znakomity hebraista Bischoff układowi Jeremiasa przyznał pierwszeństwo w pracy swej „Babylonisch-Astrales”, str. 50, i ponieważ krytyka kompetencję Bischoffa wysoko oceniła, p. Aug. Wuensche w „Memnonie” I, 254 etc. — Astralność w Talmudzie opracował Bischoff z wielką znajomością rzeczy, na nim też głównie w tych sprawach opierać się należy. Na str. 52 przytoczonej wyżej pracy Bischoff pisze: „W Midraszu Tanhuma B. 16 jest jasno powiedziane, że liczba dwunastu pokoleń „jest w porządku świata uzasadniona; gdyż dzień ma 12 godzin, noc 12 godzin, rok 12 miesięcy a zodjak 12 konstelacji”. Takich miejsc jest (w Talmudzie) więcej!” On też na podstawie Talmudu oznaczył miejsca Archaniołów w zodjaku, p. str. 136 tekst i dopiski. Badania moje nad podkładem astralnym objawienia w ewangielji Łukasza potwierdzą słuszność naukowych ustaleń Jeremiasa i Bischoffa. Z ustalonych przez nich elementów powstanie System Astralny Łukasza. — Historja pohańbienia i pomszczenia Diny w 1 Mojż. XXX, 21, XXXIV, XLVI, 15. Szczególniej w akcie zemsty biorą udział bracia Symeon i Lewi.
Str. 183. Glorje słoneczne, obrączki nad głowami świętych, niekiedy z krzyżami wpisanami w koło, p. „Dzieje Krzyża”, str. 27 wiz. 20, str. 48, wiz. 35, str. 57, wiz. 49, str. 55, wiz. 55, str. 86, wiz. 87. — Gwiazdy w klinach babilońskich są ideogramem Boga Anu, Bóg Najwyższy (summus deus) w właściwem tego słowa znaczeniu, mniemanie H. Zimmerna, zakomunikowane przez Dr. A. Jeremiasa w „Monotheistische Strömungen”, Lipsk 1904, str. 48, na str. 19.
Str. i84. Dwanaście Domów Bożych Zodjaku, czyli świętych kamieni. Egipskie źródła nieco inaczej łączą kamienie z konstelacjami a mianowicie: Panna = chryzolit, Waga = Sardyk, Skorpion = Sardonik, Strzelec = szmaragd, Koziorożec = chalcedon, Wodnik = szafir, Byk — Hyacynt, Bliźnięta = Chryzopaz, Rak = topaz, Lew = beryl, p. Dr. A. Jeremias „Babylonisches im Neuen Testament”, Lipsk 1905, str. 132, na str. 68.
Str. 191. Hugo Winckler „Himmelsund Weltenbild der Babylonier”, j. w., str. 43, wywód Sybilli od Szibbolet i Sanbalat; zgodnie z tem Jeremias w „Das Alte Testament etc.”, j. w., str. 109, przyczem obaj zwracają uwagę na Sędziów XII, 6: „Pytali go: Mówże Szybbolet, co się wykłada: kłos. A on odpowiadał: Sybbolet: tąż literą kłosu wyrazić nie mogąc: i wnet pojmawszy go zabijali”. — Mikołaj Morozow „Otkrowienje w grozie i burje, istorja wozniknowienja Apokalipsisa”, 2 wyd. Moskwa 1907, str. XIV, 322. Świeżo ukazał się tego dzieła w wydaniu Księgarni Polskiej B. Połonieckiego polski „skrót” Pawia Sterlinga „Objawienie śród gromów i burzy”, Lwów 1909, str. 84. Wizerunki 77 i 78, u nas podane, są tam także opuszczone. Nie wiemy, czy te wandalskie skrócenia są pomysłem tłomacza, czy wydawcy, który zasłynął u nas z tego, że go autorowie drogą procesów sądowych uczyć muszą poszanowania wydawanych rękopisów.
Str. 192. Dzień 8-my września jako narodziny Isztary i Matki Boskiej. Jeremias w „Einfluss Babyloniens auf das Verständniss des Alten Testaments”, Berlin 1908, str. 32, na str. 22 opisuje ciekawe zdarzenie, jakie miał prof. Winckler na Libanie w pobliżu ruin starej świątyni Astarty. „Pewnego wieczoru przy pełni księżyca pielgrzym (prof. Hugo Winckler) ujrzał nadciągający z Berot kondukt wychowańców jezuickich. Zbierali suche gałązki a gdy ów podróżny zapytał ich, czemu to czynią, popatrzyli na niego zdziwieni. Był to 8-my września, wedle kalendarza starożytnego święto narodzin Królowej Niebios a stosownie do tego wedle kalendarza katolickiego święto Narodzenia Najświętszej Marji Panny. Wychowańcy jezuiccy z płonącemi łuczywami suną przez pola, śpiewając hymn na cześć Marji. Hymn ten wylicza jej cnoty niewieście a wystarcza tylko, by miast imienia Marja umieścić imię Astarte, a przemieni się on na wschodni hymn ku czci Królowej Niebios Astarty”. W tej sprawie porów. Heinrich Zimmern „Babylonische Hymnen und Gebete”, Lipsk 1905, str. 32, na str. 19 etc. pieśni do Isztary. Królowa Niebios znana była także Horacemu. W „Carmen Saeculare” czytamy: „Siderum regina bicornis, audi, Luna, puellas”, czyli: „Gwiazd Królowo dwurożna, wysłuchaj, księżycu, dziewic”. Isztar nazywa się także Gwiazd Królową, Szarrat kakabe. „Gwiazdami twój wieniec płonie”, śpiewa Mickiewicz w Hymnie na dzień Zwiastowania N. M. P., on, który z wszystkich poetów nowoczesnych najlepiej orjentował się w stylu i obrazowaniu astralnem, czego dowodem końcowe ustępy Widzenia księdza Piotra w Dziadach.
Str. 194. Wizerunki Dyany i Matki Boskiej z Salisbury, M. Brock „La croix païenne et chretienne”, przekł, z ang„ Paryż 1881, str. X, 226, na str. 40 — 41 i 42.
Str. 195. Do Wesela Barankowego jako odpowiednik Wesele Tammuza, p. Jeremias „Das A. T. L. d, A. O.” str. 31 i nast.
Str. 198 etc. Opieram się na tekście greckim wydania: „Novum Testamentum graece recensionis Tischendorfianae ultimae textum cum Tregellesiano et Westcottio-Hortiano contulit et brevi adnotatione critica additisque locis parallelis illustravit”, Oscar de Gebhardt, Lipsk 1901, str. 492. — Hugo Winckler w „Himmelsund Weltenbild der Babylonier” na str. 45 powiada, że Bliźniętami Zodjaku są niezawodnie te, które zwane bywają WIELKIEMI BLIŹNIĘTAMI. Od nich odróżniano „małe bliźnięta”, okolicznościowo tylko i bez bliższych szczegółów wymieniane. Trzecią parę bliźniąt nazywano „bliźnięta przed gwiazdą Sibzi-anna”, t. j. γ bliźniąt wielkich.
Str. 202. Atanazy Kircher (1601 — 1680), wynalazca latarni czarnoksięskiej, autor dzieła „Oedipus Aegyptiacus”, które Dupuis bardzo często cytuje. Izaak Newton (1743 — 1727) wedle Morozowa nietylko rozumiał astralny język Apokalipsy, ale nawet data jej powstania, rok 395, przesunęła mu się przed oczami (str. 309). Newton o Apokalipsie w „Opera”, Londyn 1785, t. V, str. 441; notatkę tę czerpię z Morozowa, str. 308 uw. 1. Natomiast Giordano Bruno nietylko rozumiał, ale nawet niejako strawestował Apokalipsę w swoim wspaniałym dyalogu „Spaccio della bestia trionfante”, p. niemiecki przekł. Ludwika Kuhlenbecka „Giordano Bruno Gesammelte Werke”, Lipsk 1904, tom II, „Die Vertreibung der triumphierenden Bestie”. — W „Memnonie” recenzje prac Dr. Alfreda Jeremiasa i Dr. Eryka Bischoffa I, 152 etc. (o Jeremiasie) oraz I, 254 (o Bischoffie).
Str. 204. Epoka Bliźniąt, porów, pracę Fritz Hommel’a „Zum babylonischen Ursprung der aegypt. Kultur”, w „Memnonie” I, 80 — 85, 207 — 210.
Str. 206. Zaznaczam wyraźnie, że zodjak żydowski został ustalony przez Dr. Alfreda Jeremiasa, p. „Das Alte Testament im L. d. A. O.”, str. 395 — 400, co Dr. Eryk Bischoff potwierdził w „Babylonisch-Astrales im Weltbilde des Thalmud und Midrasch”, str. 49 etc. i że ten ostatni ukazał miejsce Anioła Gabrjela w Zodjaku, str. 136. Na tym fundamencie buduję dalej.
Str. 212. Złoty Cielec jako Cielec Astralny, p. Dupuis „Planches de l’Origine de tous les cultes”, na str. 5, „le Veau d’or des Hébreux”.
Str. 213. Trzydniowy rachunek księżycowy, p. Dr. Alfred Jeremias „Das A. T.” etc. str. 35 uw. 3: „Wenn unser Kalender den 24 Juni statt 21 Juni (Johannistag) und den 24 December statt 21 December (Geburtstag d. Erlösers) setzt, so hat das wohl darin seinen Sinn, dass die dreitägige Mondrechung auf die halbjährige Sonnenrechnung aufgesetzt wird”.
Str. 215. Derketo, Oes, Odakon, Odagon wedle Dupuis, p. „Origine” t. II, cz. 1, str. 210, 226, 228, 229.
Str. 217. Z „kwapieniem” szła Panna, p. „Die Babylonische Mondrechnung, zwei Systeme der Chaldäer über den Lauf des Mondes un der Sonne, auf Grund mehrerer von J. N. Strassmaier S. J. copirten Keilinschriften des Britischen Museums“, Franz Xaver Kugler S. J., mit einem Anhang über Chaldäische Planetentafeln, Freiburg im Breisgau, 1900, str. XV, 214 z XIII tablicami klinów, in folio. Na str. 83: „man nahm an, die Sonne lege von 13° Virginis bis 27° Piscium im Laufe eines mittleren synodischen Monats volle 30° zurück; dagegen von 27° Piscium bis 13° Virginis nur 28° 7’ 30“.“ Badając Łukasza, nie można się naturalnie opierać na naszych wiadomościach astronomicznych, ale na tych, które wtedy były a jako przykład przytoczę, że gdyby ktoś chciał np. konstelację Gołębia z Gołębicą Isztar jako Królową Niebios wiązać, ten popełniłby anachronizm, gdyż Konstelacja Gołębia (Columba) została ułożona i nazwana r. 1679 przez Roge’a.
Str. 221. Wolarz, Bootes, wedle Dupuis, Józef, p. „Origine“ III, cz. I, str. 75 i cz. II, str. 108. Jest to charakterystyczne. Plutarch opowiada, że Bootes miał czterech synów: Janus, Hymnus, Faustus i Felis. Czy ten Bootes nie odpowiada Józefowi z jego czterema synami: Jakób, Józef, Szymon i Judas, u Mateusza XIII, 55? Toteż tu warto za Tylorem przytoczyć zdanie Orygenesa, ojca kościoła, który twierdził, że gwiazdy są żywe i rozumne a poruszają się w takim porządku i tak rozsądnie, iż niedorzecznością byłoby twierdzić, że bezrozumne istoty tak mogą postępować (Cywilizacja pierw. I, 245).
Str. 225. Anna Peranna, Winckler wymienia jako γ Bliźniąt gwiazdę Sib-zi-anna, „Himmels- u. Weltenbild der Babylonier“, str. 45. Winckler o Pasie Orjona pisze: „Trzy gwiazdy w Pasie Orjona. Każde dziecko krajów katolickich zna Świętych Trzech Króli ze Wschodu przybyłych: Kacpra, Melchjora i Baltazara“. Himmels- u. Weltenbild der Babylonier, str. 50.
Str. 227. Pomnikowej pracy Sodena „Die Schriften des Neuen Testaments in ihrer ältesten erreichbaren Textgestalt“ ukazały się dopiero następujące części: tom pierwszy, cz. 1, str. XVI, 704; cz. 2 str. 707 — 1520; cz. 3, str. 1521 — 1648, a brak jeszcze cz. 4-ej i całego tomu II-go. O Sodenie pisze A. Pott w „Der Text des Neuen Testaments nach seiner geschichtlichen Entwickelung“ na str. 2: „Berliński profesor von Soden, wydawca najnowszego dzieła krytycznego o tekstach Nowego Testamentu, przed szeregiem lat wysłał cały zastęp współpracowników w szeroki świat, od Synaju do Londynu, od Kairu do Upsali, od Petersburga do Paryża, by na drodze badań wszystkich greckich odpisów Nowego Testamentu ustalić rozwój historyczny tekstu i tym sposobem zbliżyć się możliwie do jakiegoś tekstu pierwotnego“. Obecnie ukazują się już owoce tej zbiorowej gigantycznej pracy. Nie mogłem niestety w całości zgłębić tej otchłani badań i musiałem poprzestać tylko na rozpatrzeniu się w zagadnieniach najbardziej mnie obchodzących i to jeszcze w małej tylko części, gdyż zbyt późno zdobyłem się na kupno tego kosztownego skarbu faktów, a pracując w Warszawie, ani się nie jest należycie informowanym o ruchu wydawniczym, ani też takich dzieł nie można dostać w publicznych książnicach.
Str. 229. Nie chcę bynajmniej, łącząc choinkę z systemem astralnym Łukasza, nic więcej nad to powiedzieć, co powiedziałem, t. j. że choinka u nas TAKĄ OSTATECZNĄ formę symboliczną przybrała.
Str. 231, p. Cumont-Gehrich „Die Mysterien des Mithra“, na str. 152: „Wenn ein Rhetor uns erzählt (Mamert. GRAT. ACT. IN JULIAN., c. 23), dass unter Konstantin niemand mehr wagte, den Aufgang und den Untergang der Sonne zu betrachten, dass sogar die Bauern und die Seeleute es vermieden, die Gestierne zu beobachten“ etc. — Przewrót za Juljana Apostaty, p. tamże na str. 153: „Proklamacja Juljana za jednym zamachem spowodowała zwrot nieoczekiwany. Przez gallijską armję na tron wyniesiony filozof od dziecka żywił tajemną cześć dla Heliosa. Był przekonany, że ten Bóg w dzieciństwie zbawił go od wielkiego niebezpieczeństwa; mniemał, iż otrzymał od niego świętą misję“ i t. d.
Str. 231. Osiris Lunus, wizerunek jego znajduje się w „Powszechnej Ilustrowanej Historji Sztuki“ A. Springera, przekł. Kazimierza Broniewskiego, Warszawa 1902, w tomie I, str. 30, wiz. 34. Ozyrys, Księżyc, Laban, p. Ernst Böcklen „Adam und Qain“, str. 27. Nów wiosenny staje się świętem noworocznem, p. prof. dr. Ferdynand Mühlau w Riehma „Handwörterbuch d. Bibl. Alterth.“ pod „Neumond“. — O święceniu porównania dnia z nocą, p. Jabłoński w Dupuis „Origine“ I, 409, oraz dalej: „on célébrois l'entrée d’Osiris dans la Lune au mois Phamenoth, ou au Printemps... au mois Phamenoth, que les juifs célébroient leur Pâque“. — Regina Lilientalowa „Święta żydowskie w przeszłości i teraźniejszości, Kraków 1908, nakl. Akademji Umiejętności, str. 98 z 20 tablicami, na str. 10 o święcie Pesach. — Dr. Erich Bischoff „BabylonischAstrales“ na str. 63 o dniach sądnych i wyrocznych. Że Wielkanoc jest w chrześcijaństwie związana z księżycem, to każdy wie. Obchodzi się to święto w pierwszą niedzielę po wiosennej pełni, t. j. po pełni pierwszej po dniu 20 marca. Nie jest to pełnia astronomiczna, ale średnia, następująca zawsze w 14 dni po NOWIU, licząc dzień nowiu za dzień pierwszy. Wedle tej zasady Wielkanoc może przypadać najwcześniej 22 marca a najpóźniej 25 kwietnia.
Str. 232. Ernst Böcklen „Adam und Qain im Lichte der yergleichenden Mythenforschung“, Mythologische Bibliothek, Lipsk 1907, str. 148, na str. 114 o księżycu jako chlebie. — Baentsch w „Handkommentar z. Leviticus“ na str. 90 godzi się, że Pascha ma charakter święta księżycowego.
Str. 234. Rodzice odnaleźli Jezusa w kościele, rozmawiającego z doktorami. W świetnej pracy Wincklera „Himmels- u. Weltenbild der Babylonier“, fstr. 27) znajduję przytoczony z Diodora (II, 30) ustęp o chaldejskich wyobrażeniach, który mnie uderza zbieżnością z obrazem, danym przez Łukasza. Konstelacje zodjaku są nazwane „radzącymi bogami“ (ratende Götter).
Str. 236. „Rządzić“ w znaczeniu astrologicznem. Podstawą astrologji była wiara, że gwiazdy a zwłaszcza planety, do których należały księżyc i słońce, wywierają wpływ na wszystko i wszystkich. Dlatego niesłychanie chodziło o ustalenie, która planeta w której godzinie „rządzi“, czyli szczególniejszy wpływ wywiera. Przypuszczano, że co godzinę inna planeta jest u władzy. Drogą kalkulacji doszli, że pierwszą godziną dnia „rządzi“ Saturn, drugą Jowisz, trzecią Mars etc., ósmą znowu Saturn, dziewiątą Jowisz etc. Planeta, która rządziła pierwszą godziną danego dnia, była władcą całego dnia, stąd dzień pierwszy w tygodniu nazwano dniem Saturna (ang. Saturday, sobota), dzień drugi dniem słońca (niem. Sonntag, ang. Sunday), dzień trzeci dniem księżyca (Montag, dies lunae, lundi) i t. d.
Str. 236. Mit astralny o Heraklesie, Kasjopei i Andromedzie etc. p. Dupuis, „Origine“ I, 317 — 345, o Hydrze Lernejskiej na str. 320.
Str. 239. Lata Ozyrysa, Dupuis, j. w. str. 406. — Profesor uniwersytetu Marburskiego P. Jensen w dziele „Das Gilgamesch-Epos in der Weltliteratur“, tom pierwszy, Strasburg 1906, str. XVIII, 1030, na str. 856 tłomaczy, jak na postaci babilońskiego Eabani tworzył się ewangieliczny mit Jana Chrzciciela. Zastanawia się też nad tem, kiedy każdy ewangielista zamyka Jana w więzieniu i powiada, że kiedy Łukasz wyobraża sobie to uwięzienie, nie da się wykazać, opowiada to bowiem ANTYCYPUJĄCO (antizipierend). Widzimy teraz, że Łukasz czas ten określił wedle zegaru swego systematu astralnego. — Kuszenie Jezusa. Siecke pisze: „Smokiem jest czarna część księżyca a smok ten przy księżycu malejącym otrzymuje władzę nad oświetloną częścią i albo ukąszeniem go zabija, jak się to dzieje np. z Eurydyką i nimfą Hesperją, prześladowaną przez Aksakosa, albo go połyka i bóg światła jest potem z jego paszczy wyciągany, lub z jego brzucha wycinany... Zwycięskim bogiem światła jest w tym wypadku jasny księżyc, który ukazując się ponownie w kształcie sierpa, zwycięstwo swoje manifestuje“, etc. „Drachenkampfe“, str. 8 — 9. — Czterdziestodniowe przebywanie na puszczy jest również znane w mitologji astralnej. Wedle wyraźnego świadectwa Hezjoda okres niewidzialności Plejad przyjmowano jako czterdziestodniowy, więc czterdzieści dni bawi bóg słoneczny w okresie zimowym w Podziemiu, jest to liczba dni od Wielkanocy do Wniebowstąpienia, p. Winckler „Himmels- u. Weltenbild der Babyl.“ str. 48.
Str. 242. Już mówiłem wyżej, że mity księżycowe dawały się bardzo łatwo zamieniać na mity słoneczne ze względu na to, iż miesięczny obieg księżyca jest niejako obrazem rocznego obiegu słońca. Winckler też pisze: „Marduks Monatssternbild stellt im Kleinen das ganze Jahr dar“, p. „Himmels- u. Weltenbild“, str. 48.
Str. 243. Astralność Mateusza jedną jeszcze ma cechę. Cały szereg ważnych zdarzeń dzieje się w nocy; okres snu jest okresem objawień, które, jak już wiadomo, zawsze z gwiazd płyną. — Umiejscowienie mitu w epoce Heroda. Tu należałoby sobie uprzytomnić, jak ostatnie lata czy dziesięciolecia dziejów niezawisłości narodowej i wszystkie wysiłki o utrzymanie tej niezależności, wszelkie zło, które pchało naród ku przepaści, zazwyczaj oddziaływa potężnie na kształtowanie się tradycji, narodowej historjozofji i t. p. Może Polak to prędzej zrozumie i odczuje, niż syn innego narodu. Czy i u nas po rozgromię 1831 roku nie rodzi się Mesjanizm? Czy nie mamy nawet Sługi Bożego i jego gorejącego Pawła, przemawiającego wszystkiemi językami, ludzkiemi i anielskiemi? Czy nie powstają istne ewangielje narodowe i Apokalipsy? Czy niema, jak w Listach Apostolskich, przepowiedni przyjścia Mesjasza Narodowego a potem wykazywania, że on już właściwie przyszedł? Czy nie powstaje nawet nowa epoka (Trzecia Epoka Chrześcijaństwa) przez Towiańskiego głoszona? Czy duch religijno-narodowy nie oparł się na najstarszych i najświętszych tradycjach? Czy to, co sami przeżyliśmy, nie otwiera nam oczu na tamto? Czy nie powstaje symboliczny olbrzym (narodów) jako postać abstrakcyjna, który niby Chrystus zostaje umęczony? Czy ci ludzie z przed 2000 lat nie przeżywali istotnie tego samego i czyż się nie opierali na najstarszych i najświętszych tradycjach religijno-narodowych a przecież, tak jak u nas, zarazem na ogólno-ludzkich?
Str. 249. Wiz. 106 b. Kreska czarna, idąca przez okręt z dołu do góry, jest tylko odbiciem fałdy załamanej planszy Atlasu Dupuisa, mającej w chwili wydania niniejszej książki przecież już 115 lat!
Str. 254. Judasz, porów. Winckler „Himmels- u. Weltenbild der Babylonier“, str. 48.
Str. 254 i 240. Naigrawanie się z Jezusa, ubieranie go w płaszcz królewski, nadawanie mu berła i korony, wybór pomiędzy nim a Barabaszem, urąganie tłumu a przedtem uroczysty wjazd do Jerozolimy przy radosnych tego tłumu okrzykach, jest mięszaniną różnych obyczajów Starożytnego Wschodu, złączonych z świętami noworocznemi, losowemi (Purym), z saturnałjami etc. U Babilończyków, Persów, Żydów aleksandryjskich objeżdżał miasto cudacznie ubrany niby-król, którego albo zabijano, albo też miał on prawo po drodze od sklepikarzy i wekslarzy wszystkiego żądać a gdy mu nie dawano, konfiskować, o ile jednak w pewnym ściśle określonym czasie objazdu nie dokończył, to go linczowano; albo też reprezentował wjazd Nowego Roku (Marduka-Mardocheusza). Filon opisuje objazd w Aleksandrji takiego Karabbasa, co jest niezawodnie zmyłką przepisywacza i chodzi o postać Bar-Aba, Syn Ojca, Barabasz. W ewangieljach pomięszano objazd Marduka-Mardocheusza z wleczeniem Hamana. Porów. Arthur. Drews „Die Christusmythe“ str. 31 — 36. Na dnie tych obyczajów jest żegnanie starego roku i witanie nowego, W naszym Koniku Zwierzynieckim, który się zwie „Lajkonik“, niezawodnie „Heiliger Koenig“ (warszawskie „Elekrysty“!), obyczaje persko-babilońsko-żydowskie stanowczo oddźwięk mają a ponieważ najeźdźcami byli Tatarzy, więc do nich rzecz nawiązano. — Orygenes miał czytać w jakiejś starej ewangielji Mateuszowej, że Barabaszowi było na imię Jezus. I rzeczywiście znajduję u Sodena („Die Schriften des Neuen Testaments“ na str. 1449) taki tekst (Mat. XXVII, 16 etc.), z czego wynika, że Jezusa Barabasza rozdzielono na Jezusa i Barabasza.
Str. 256. Tylor o Tertuljanie, Cyrylu z Jerozolimy i Hieronimie, p. „Cywilizacja pierwotna“ II, 245, 355 — 356. — Wizerunki monstrancji, p. Malvert „Science et religion“, str. 32 wiz. 6 monstrancji katolickiej i str. 31 wiz. 5 monstrancji buddyjskiej z muzeum Guimet.
Str. 257. Symbolika astralna Matki Boskiej jako Królowej Niebios. Zachowała się ona klasycznie w rzeźbach katedry Nôtre-Dame w Paryżu, gdzie są wyrażone wszystkie figury zodjaku a w miejscu Panny artysta siebie wyrzeźbił, ją zaś z boku ustawił, dając jej na czoło koronę o dwunastu gwoździach misternie jako gwiazdy i rozgwiazdy skomponowanych. Dupuis pierwszy zwrócił na to uwagę świata naukowego i pomieścił wizerunek tego dzieła w „Planches de TOrigine de tous les cultes“, N. 18. Tekst objaśniający p. „Origine“ t. III str. 48. — Msza jest udramatyzowaniem życia Jezusowego, porów. Jong „Das antique Mysterienwesen“ str. 29: „Z większą pewnością możemy się wyrazić o wpływie misterjów eleuzyńskich na chrześcijaństwo. Grecko-chrześcijański kościół był przecież następcą (Nachfołger) kultów starożytnych i musiał dużo zaczerpnąć z Eleuzis, największą czcią otaczanego świętego miejsca Hellenizmu. Widać to nietylko z szczegółów, ale z całego charakteru (Gepräge) kultu. Kościół grecki jest instytucją mistagogiczną a odczuwane przez niego misterja mogą tylko jako żywe być obchodzone. W odprawianiu mszy zbliża się do dramatycznego przedstawienia ofiary Chrystusa. Charakter tajemniczości jest przytem wedle możności zachowany. Tak np. właściwy akt komunji odbywa się za wrotami zamkniętemi, aczkolwiek przeważnie przeświecającemi (durchbrochene Thüren). Różne ważne ceremonje, jak np. wyświęcanie mnicha na kapłana, odbywają się w nocy. Pochody procesjonalne z obrazami przypominają pochód Jakchosa. Pokazywanie świętych przedmiotów odgrywa ważną rolę w kościele greckim a także rzymsko-katolickim. Spowiedź przed komunją przypomina wykluczanie niegodnych w Eleuzis i spowiedź w Samotrake... Jest rzeczą wiadomą, że kult Madonny rośnie dopiero od V-go wieku, czyli właśnie w tym czasie, kiedy nastąpił upadek misterjów eleuzyńskich“ str. (29 — 30). Gdy z Aten do Eleuzis dążyłem Świętą Drogą, oglądając po drodze na skałach ślady tablic wotacyjnych, gdy następnie obchodziłem Eleuzis, gdzie grube mury nie dopuszczały profanów i gdzie pod niebem gwieździstem śród propylejów i świątyń dusze starożytnych Hellenów przeżywały tajemnicze misterja, zdjął mnie jakiś dreszcz owych czasów... Czyż dziwić się temu? Wszak przed dwoma miesiącami patrzyłem w Jerozolimie na solenne nabożeństwo, odprawiane przez patryarchę greckiego, ze starożytnym, nieco przyćmionym przepychem. — Procesje bogów odbywały się także w Babilonie, przyczem bóstwa noszono na feretronach całkiem podobnych do chrześcijańskich. Kult Izydy także całkiem był podobny do chrześcijańskiego. Posty, ablucje, tonzury, procesje, nabożeństwa zaranne (prymarje!) i wieczorne (nieszpory!) są dostatecznym tego przykładem (Jong, j. w. str. 61). Ciekawe są nastroje, wyrażone w przekazanych nam tekstach kultu Izydy: „Szedłem aż do granicy śmierci; przekroczyłem próg Prozerpiny i gdym minął wszystkie elementy, znowu wróciłem. O północy widziałem słońce w białej jego światłości. Przed niższemi i wyższemi bogami stanąłem, twarz w twarz, i z bezpośredniego pobliża modliłem się do nich“ (Jong, j. w. str. 71).
Str. 258. Uczta Kozła. Czyż potrzebuję przypominać Polakowi Mickiewiczowską przedmowę do „Dziadów“, zaczynającą się od słów: „Dziady. Jest to nazwisko uroczystości obchodzonej dotąd między pospólstwem w wielu powiatach Litwy, Prus i Kurlandji na pamiątkę dziadów, czyli w ogólności zmarłych przodków. Uroczystość ta początkiem swoim zasięga czasów pogańskich i zwała się niegdyś UCZTĄ KOZŁA, na której przewodniczył Koźlarz, Huślar, Guślarz, razem kapłan i poeta“. Gustaw mówi do Księdza: „Czy wierzysz w piekło, czyściec?“ Ksiądz: „Ja we wszystko wierzę, cokolwiek w piśmie świętem Chrystus nam ogłasza i co zaleca wierzyć Kościół, matka nasza“. Gustaw: „I w co twoje pobożne wierzyły pradziady? Ach, najpiękniejsze święto, bo święto pamiątek, za cóż zniosłeś dotychczas obchodzone Dziady?“ Ksiądz: „Ta uroczystość ciągnie z pogaństwa początek; Kościół mnie ROZKAZUJE i nadaje WŁADZĘ OŚWIECAĆ LUD, WYTĘPIAĆ RESZTKI ZABOBONU“. Gustaw, pokazując na ziemię: „Jednak proszą przezemnie i ja szczerze radzę, przywrócić nam Dziady“. Ksiądz nie przywrócił. Ale wieszcz je przywrócił w genjalnej pieśni, by, jak mniemam, w formie zmienionej, ale za to tem silniej utrwalić je w organizmie narodowym.
Str. 259. Nowa epoka Chrześcijaństwa. Mam tu na myśli Andrzeja Towiańskiego, który, ściśle się wyrażając, głosił „Trzecią epokę chrześcijaństwa“, p. „Andrzej Towiański“, Tancredi Canonico, tłomaczenie z włoskiego, Turyn 1897, str. 363 formatu bibljotecznego. Tu jednak zamilknąć muszę, gdyż od syna A. T. egzemplarz otrzymałem pod warunkiem, że rzecz nie będzie w prasie omawiana, gdyż takie jest życzenie autora, którego zresztą poznałem w Rzymie. Czy śmierć nie rozwiązuje podobnych życzeń? Zacny autor, wielki przyjaciel Polaków umarł. Małoduszni wyznawcy Towiańskiego, aczkolwiek całemu światu zarzucają, iż w sprawie Towiańskiego nie sięga się do „źródła“, lękliwie, o ile mogą, te źródła kryją. W handlu księgarskim dzieła Canonico’a niema.
Str. 252. Jezus jako socjalista. Zwłaszcza literatura niemiecka jest w tego rodzaju traktaty zamożna. Nie przytaczam źródeł, gdyż odbiegłbym za daleko od tematu. Wystarcza Karol Kautsky, „Der Ursprung des Christenthums“, p. wyżej str. 306. Próbował on w całej pełni przystosować „materjalistyczne pojmowanie dziejów“ do... mitu kosmicznego o Jezusie. O dziełach Dupuis z przed stu łat naturalnie nie słyszał a całej literatury nowszej tego odłamu orjentalistyki albo nie czytał, albo nie zrozumiał. Jestem z całym respektem dla „materjalistycznego pojmowania dziejów“, ale zdaje mi się, że tu teologja Kautsky’ego za nos wodziła.
Str. 266. Hugo Winckler „Himmels- und Weltenbild der Babylonier“, str. 44: „Waga jest znakiem Merkurego a grecki Hermes prowadzi dusze do Podziemu. Jego odpowiednikiem jest babiloński Nebo, czczony w mieście Borsippa, sąsiadującem z Babilonem; jest on przeciwstawnikiem Marduka, wyobraża słońce jesienne i zimowe. Jego zwierzęciem jest KOGUT, którego czarami można drzwi zamknięte otwierać, ofiaruje się go jako odkupienie Bogu Umarłych (der jüdische Kappores-Hahn!), którego pianie jednak zwiastuje koniec władztwa jego Pana a w micie, gdzie różne przeciwieństwa łatwo się godzą, oznacza wogóle koniec wszechrzeczy; bo wprawdzie nastaje po władztwie zimy nowe światło, ale pewien okres czasu jednak się skończył“.
Str. 267. Kogut, p. Vollers „Die Weltreligionen“, str. 13; Siecke „Drachenkämpfe“, str. 7; Dr. Eryk Bischoff „Babylonich-Astrales im Thalmud u. Midrasch“, str. 40, gdzie czytam, że wedle Sanhedrynu 63 b. wymieniony w 2 Król. XVII, 31 bałwan Nergala był kogutem a Nergal reprezentował Podziemie i Piekło. Demony miewały kształty kogucie, zwłaszcza nogi od kolan. Czy nie przypomina się kogut Twardowskiego? Dalej na str. 144 Bischoff komunikuje ciekawe mity o śladach kogucich. Dr. Alfred Jeremias „Babylonisches im N. T.“ str. 92, o kogucie, kluczach i zaprzaniu się. W kulcie Mitry klucze i kogut były symbolami Kronosa. Uwagi, które Dupuis czyni o Piotrze w swem „Origine de tous les cultes“, zajęłyby tu zbyt wiele miejsca. Możnaby o Piotrze napisać olbrzymią monografię, nie tykając wcale jeszcze pierwszego wieku naszej ery. O odbiciu się w żywocie ziemskim Piotra różnych epizodów babilońskiego eposu Gilgamesz pisze P. Jensen w „Das Gilgamesch-Epos in der Weltliteratur“, tom I, Strasburg 1908 str. Will, 1030, na str. 839 etc.
Str. 277. Jeremias w „Babylonisches im Neuen Testament“ na str. 42 pisze: „Może talmudyczne określenie Mesjasza INUN jest grą słów, z aluzją jednoczesną do ryby (nun) i Jonasza“. Na str. 92 wspomina o zaszczytnych imionach: Ben-Nun, Ben Dawid etc.
Str. 279. Wiz. 111, Hermes z barankiem na plecach, wykopaliska z Fenicji, ze zbiorów rysunkowych art. mai. W. Trojanowskiego. „Christoforos“ jest pochodzenia astralnego. Jest to stosunek słońca do księżyca, łub księżyca do słońca. Jedno ratuje drugie z Podziemu. Albo słońce księżyc ratuje, albo księżyc słońce (niesie je na plecach, Christoforus) w punkcie zrównania dnia z nocą, albo wiosenny księżyc na nowiu, spadający do Podziemu, zostaje przez słońce wiosenne wybawiony. Porów. Jeremias „Das A. T. im Lichte d. A. O.“ str. 32 — 33.
Str. 285. Z wszystkich źródeł żydowskich widać, że jednobóstwo było tam tylko formalne, jak formałnem jest jednobóstwo chrześcijańskie.
Str. 288. Góra Kuszenia, Mons Tentationis, Dżebel Karantal, na zachód od Jerycha. Pełno tam jaskiń po dawnem pustelnictwie.
Str. 289. Słup Mojżeszowy. Urzędowy mozaim odsunął się wprawdzie od natury, ale lud i jego poeci nie mogli tego uczynić. Legendy o nagłych burzach na jeziorze Genezaret ~i nagłych uciszeniach mają podstawę w miejscowym układzie gór (p. mój przypisek w „Dziejach wojny żydowskiej“ Józefa Flawjusza, str. 264). Mit sodomicki ogniowy i mniej znany wodny, związany z Birket-Ram za Hermonem, tak samo w naturze gniazdo rodowe posiada. Dźwigający się za pielgrzymem słup piachu pustynnego, po zachodzie słońca oblany może w górze czerwienią, nasuwa refleksje o pokutującym w każdym człowieku animizmie, który wszystko, co się rusza, osobistością czyni. — Słowacki widział „gorejący Krzak Mojżeszowy“ (p. „Listy Juljusza Słowackiego“, z autografów poety wydał Leopold Meyet, Lwów 1899, 2 tomy, w t. 2, str. 38, dopisek 1, wypis z dziennika podróży: „D. 18 (Decembra) kilka lasów palmowych — nocleg w namiocie rozbitym pod palmą — życie stepowe — krzaki palące się — Mojżesz“).
Novum Testamentum graece recensionis Tischendorfianae ultimae textus cum Trigellesiano et Westcottio-Hortiano contulit et brevi adnotatione critica additisque Iocis parallelis iIlustravit Oscar de Gebhardt, Lipsk 1901, B. Tauchnitz.
Novum Testamentum graece et latine. Textus latinus ex vulgata
versione, Lipsk 1903, B. Tauchnitz.
Die Logia Jesu nach dem griechischen und hebraeischen Text
wiederhergestelIt, ein Versuch, Alfred Resch, Lipsk 1898. J. C. Hinrich.
Grammatik des neutestamentlichen Griechisch, Fr. Blass, Getynga 1908, Vandenhoeck und Ruprecht.
Die Schriften des Neuen Testaments in ihrer aeltesten erreichbaren Textgestalt hergestellt auf Grund ihrer Textgeschichte, Hermann Freiherr von Soden, tom I. cz. 1-3, Berlin 1-902-1907. Alexander Dunker.
Der Text des Neuen Testaments nach seiner geschichtlichen
Entwickelung, A. Pott, Lipsk 1906, B. G. Teubner.
Pięcioksiąg Mojżesza, Dr J. Cylkow, Kraków 1895,
Die griechischen Bibel-Versionen (Septuaginta und Hexapla), Vol. I. Genesis, J. Lanz-Li ebenfels, Lipsk i Wiedeń 1908, "Lumen".
Handkommentar zum Alten Testament, in Verbindung mit ande
ren Fachgelehrten herausgegeben von Dr. W. Novack, Getynga 1902, I.
Genesis, uebersetzt und erklaert von Hermann Gunkel, II. Exodus und
Leviticus, Baentsch.
Handwoerterbuch des biblischen Alterthums, Dr. Eduard C. Aug.
Riehm, Bielefeld i Lipsk 1898, Velhagen & Klasing.
Hilfsbnch zum Verstaendniss der Bibel, Eugen Hiihn, Tybinga
Philo Judaeus, Quod omnis probus liber i De vita contemplativa, Opera omnia, t. V., Lipsk 1852, C. Tauchnitz.
Flavii Iosephi opera, edidit et apparatu critico instruxit Benedictus Niese, Vol. VI, De bello judaico libros VII ediderunt Iustus a Destinon et Benedictus Niese, Berlin 1894, apud Weidmannos.
Józef Flawjusz, Dzieje wojny żydowskiej przeciwko Rzymianom, Kraków, 1906.
Józef Flawjusz, Vita.
Józef Flawjusz, Contra Apionem.
Heinrich Laible, Jesus Christus im Thalmud, mit einem Anhange: Die thalmudischen Texte, mitgetheilt von Prof. Gustaf Dalman, 2 wyd., Lipsk 1900, J. C. Hinrich.
Dr. Hermann L. Strack, Die Sprueche der Vaeter, ein ethischer Mischna-Traktat, 3-cie wyd., Lipsk 1903, J. C. Hinrich.
N. Pereferkowicz, Tałmud, kriticzeskij pieriewod, tomów 7, Petersburg 1902—1906, P. P. Sojkin.
Dr. Johannes A. F. E. L. V. von Pavly, Šulchan-Arukh oder das Ritual- und Gesetzbuch des Judenthums, Bazylea 1888, Stephan Marugg.
Dr. Felix Stähelin, Israel in Aegypten nach neugefundenen Urkunden, Bazylea 1908, in Kommision bei Helbing & Lichtenhahn.
Rudolf Kittel, Studien zur hebraeischen Archaeologie, Lipsk 1908, J. C. Hinrich.
Regina Lilientalowa, Święta żydowskie w przeszłości i teraźniejszości, Kraków 1908, Akademja Umiejętności.
Eduard König, Talmud und Neues Testament, Berlin 1907, Edwin Runge.
Ernest Renan, Geschichte des Volkes Israel, przekł. E. Schaelsky’ego, tomów 5, Berlin 1894, Siegfried Cronbach.
Dr. H. Graetz, Geschichte der Jadaeer, 4-te wyd., Lipsk 1888, Oscar Leimer.
Ignacy Radliński, Prorocy hebrajscy wobec krytyki dziejów, Warszawa 1904.
Ignacy Radliński, Dzieje jednego Boga, Warszawa 1905, nakł. Bibljoteki Naukowej.
Tacyt, Die Annalen, Schulausgabe von A. Draeger, vierte verbesserte Auflage von Ferd. Becher, Lipsk 1899, B. G. Teubner.
Kaia Korneliusza Tacyta Dzieła wszystkie, przekładania Adama Stanisława Naruszewicza, Warszawa 1804, edycja Tadeusza Mostowskiego.
Swetonjusz, Dzieje dwunastu cesarzów, tekst łaciński i przekład polski Kajetana z Kwiatkowa Kwiatkowskiego, Wrocław 1826, Wilhelm Bogumił Korn.
K. Plinjusza Starszego, Historja Naturalna, przekł. Józefa Łukaszewicza, Poznań 1845, Księgarnia i drukarnia J. Łukaszewicza.
C. Plinius Caecilius Secundus, Epistułarum libri novem etc., recensuit R. C. Kukula, Lipsk 1908, B. G. Teubner.
Julius Firmicus Maternus, De errore profanarum religionum, edidit Konrat Ziegler, Lipsk, 1907, B. G. Teubner.
Plutarch, De Iside et Osiride, w Moralia, recognovit Gregorius N. Bernardakis, Vol. II, Lipsk 1889, B. G. Teubner.
Lukjan, De dea Syria, w Opera ex recognitione Caroli Iacobitz, Vol. III, Lipsk 1887, B. G. Teubner.
Herodot, Die Geschichten, uebersetzt v. Friederich Lange, Lipsk, Philipp Reclam.
Strabo, Geographie, uebersetzt von Karl Kaercher, Stuttgart 1829, J. B. Metzler.
Euzebjusz, Die Kirchengeschichte, aus dem syrischen uebersetzt von Eberhard Nestle, Lipsk 1901, J. C. Hinrich.
Des heiligen Irenaeus Schrift zum Erweise der apostolischen Verkuendigung, in armenischer Version entdeckt, herausgegeben und in das Deutsche uebersetzt von Lic. Dr. Karapet Ter-Mekertschian und Lic. Dr. Erwand Ter-Minassiantz, mit einem Nachwort und Anmerkungen von Adolt Harnack, Lipsk 1907, J. C. Hinrich.
Qissat Mar Eliia (Die Legende von hi. Elias) von Dr. Phil. Hersch Ram, Lipsk 1907, J. C. Hinrich.
Koran, z arabskiego przekład polski Jana Murzy Tarak Buczackiego, Tatara z Podlasia, Warszawa 1858, Aleksander Nowolecki.
Berosus Chaldaeus, w Fragmenta historicorum graecorum, collegit etc. Carolus Müllerus, vol. secundum, Paryż 1848, A. F. Didot.
Dr. Hugo Gressman, Altorientalische Texte und Bilder zum Alten Testament, in Verbindung mit Dr. Arthur Ungnad und Dr. Hermann Rankę herausgegeben, Tybinga 1909, J. C. B. Mohr (Paul Siebeck).
Dr. Hugo Winckler, Keilinschriftliches Textbuch zum Alten Testament, Lipsk 1903, J. C. Hinrich.
Dr. Hugo Winckler, Die Gesetze Hammurabis, Lipsk 1903, J. C„ Hinrich.
Dr. D. H. Müller, Ustawy Hammurabiego, Stryj 1905, A. Müller Syn.
Eberhard Schrader, Die Hoellenfahrt der Istar, ein altbabylonisches Epos nebst Proben assyrischer Lyrik, Giessen 1874.
Eberhard Schrader, Die Keilinschriften und das Alte Testament Giessen 1872.
Eberhard Schrader, Die Keilinschriften und das Alte Testament, 3 Auflage, neubearbeitet, mit Ausdehnung auf die Apokryphen, Pseudoepigraphen und das Neue Testament; Geschichte und Geographie von H. Winckler, Religion und Sprache von H. Zimmern, Berlin 1903.
P. Jensen, Das Gilgamesch-Epos in der Weltliteratur, I. Band, Strassburg 1906, Karl J. Teubner.
Dr. Franz Kaulen, Assyrien und Babyłonien, 5 wyd., Freiburg i. B. 1899, Herdersche Verlagshandlung.
Karl Frank, Babylonische Beschwoerungsreliefs, Lipsk 1908, J. C. Hinrich.
Dr. Otto Weber, Daemonenbeschwoerung bei den Babyloniern und Assyrern, Lipsk 1906, J. C. Hinrich.
Dr. Felix Freiherr von Oefele, Keilinschriftmedizin in Parallelen, Lipsk 1904, J. C. Hinrich.
Dr. Heinrich Zimmern, Babylonische Hymnen und Gebete, Lipsk 1905, J. C. Hinrich.
Dr Hugo Winckler, Die babylonische Kultur in ihren Beziehungen zur unsrigen, Lipsk 1902, J. C. Hinrich.
Dr. Hugo Winckler, Die juengsten Kaempfer wider den Panbabylonismus, Lipsk 1907, J. C. Hinrich.
Dr. Alfred Jeremias, Die Panbabylonisten, der alte Orient und die aegyptische Religion, Lipsk 1907, J. C. Hinrich.
Dr. Alfred Jeremias, Monotheistische Stroemungen innerhalb der habylonischen Religion, Lipsk 1907, J. C. Hinrich.
Dr. Alfred Jeremias, Hoelle und Paradies bei den Babyloniern, Lipsk 1903, J. C. Hinrich.
Dr. Alfred Jeremias, Im Kampfe um Babel und Bibel, Lipsk 1903, J. C. Hinrich.
Fryderyk Delitsch. Babilon i Biblja, Warszawa 1907, Myśl Niepodległa.
Friedrich Delitsch, Babel und Bibel, Lipsk 1905, J. C. Hinrich.
Friedrich Delitsch, Zweiter Vortrag ueber Babel und Bibel, Stuttgart 1904, Deutsche Verlags-Anstalt.
Friedrich Delitsch, Babel und Bibel, Dritter (Schluss-)Vortrag, Stuttgart 19C5, Deutsche Verlags-Anstalt.
Friedrich Delitsch, Babel und Bibel, Rueckblick und Ausblick, Stuttgart 1904, Deutsche Verlags-Anstałt.
Friedrich Delitsch, Im Lande des einstigen Paradieses, Stuttgart 1908, Deutsche Verlags-Anstalt.
H. V. Hilprecht, Die Ausgrabungen der Universitaet von Pennsylvania im Bel-Tempel zu Nippur, Lipsk 1903, J. C. Hinrich.
Dr. Alfred Wiedemann, Die Toten und ihre Reiche im Glauben der alten Aegypter, Lipsk 1902, J. C. Hinrich.
Dr. Alfred Wiedemann, Magie und Zauberei im alten Aegypten, Lipsk 1905, J. C. Hinrich.
Eduard Meyer, Aegypten zur Zeit der Pyramidenbauer, Lipsk 1908, J. C. Hinrich.
Carl Niebuhr, Die Amarna-Zeit, Aegypten und Vorderasien, Lipsk 1903, J. C. Hinrich.
Dr. Heinrich Brugsch-Bey, Geschichte Aegyptens unter den Pharaonen, nach Denkmaelern bearbeitet, Lipsk 1877.
Antoni Lange, Epos egipskie, Klechdy, Romanzero, Pentaur, Brody 1909, Feliks West.
Rudolf Seydel, Das Evangelium von Jesu in seinem Verhaeltniss zu Buddha-Sage und Buddha-Lehre mit fortlaufender Ruecksicht auf andere Religionskreise, Lipsk 1882, Breitkopf & Härtel.
Rudolf Seydel, Die Buddha-Legende und das Leben Jesu nach den Evangelien, zweite Autlage mit ergaenzenden Anmerkungen von Dr. Phil. Martin Seydel, Weimar 1897, Emil Felber.
R. Pischel, Leben und Lehre des Buddha, Lipsk 1906, B. G. Teubner.
T. W. Rhys, Der Buddhismus, aus dem englischen uebertragen von Dr. Arthur Pfungst, Lipsk, Philipp Reclam.
Th. Schultze, Buddhas Leben und Wirken, nach der chinesischen Bearbeitung von Aęvagoshas Buddha-Carita und der Uebersetzung in das Englische durch Samuel Beal, in deutsche Verse uebertragen, Lipsk, Philipp Reclam.
Dupuis, Origine de tous les cultes ou religion universelle, Paryż 1794.
Dupuis, Abrégé de l'Origine de tous les cultes, Paryż 1798.
Dupuis, Mémoire explicatif du zodiaque chronologique et mitologique, Paryż 1806.
Volney, Les ruines ou méditations sur les révolutions des empires etc., wydanie nowe, Paryż 1883, Garnier Frères.
Franz Xaver Kugler, Die babylonische Mondrechung, Freiberg i. B. 1900, Herdersche Verlagshandlung.
Hugo Winckler, Himmels- und Weltenbild der Babylonier als Grundlage der Weltanschauung und Mythologie aller Voelker, Lipsk 1903, J. C. Hinrich.
Dr. Erich Bischoff, Babylonisch-Astrales im Thalmud und Midrasch, Lipsk 1907, J. C. Hinrich.
Giordano Bruno, Die Vertreibung der triumphierenden Bestie (Spaccio della bestia trionfante), ins deutsche übertragen von Ludwig Kuhlenbeck, tom drugi „Giordano Bruno Gesammelte Werke”, Lipsk 1904, Eugen Diederichs.
Mikołaj Morozow, Otkrowienje w grozie i burie, istorija wozniknowienja Apokalipsisa, Moskwa 1907, W. M. Sablin.
Eduard Stucken, Astralmythen der Hebraeer, Babylonier und Aegypter, V. Theil, Mose, Lipsk, 1907, Eduard Pfeiffer.
Ernst Siecke, Drachenkaempfe, Untersuchungen zur indogermanischen Sagenkunde, Lipsk 1907, J. C. Hinrich.
Ernst Böcklen, Adam und Qain im Lichte der yergleichenden Mythenforschung, Lipsk 1907, J. C. Hinrich.
Alfred Jeremias, Babylonisches im Neuen Testament, Lipsk 1905, J. C. Hinrich.
Alfred Jeremias, Das alte Testament im Lichte des Alten Orients, Lipsk 1906, J. C. Hinrich.
Fritz Wilke, Die astralmythologische Weltanschaung und das Alte Testament. Berlin 1907, Edwin Runge.
Edward B. Tylor, Cywilizacja pierwotna, przekład Z. A. Kowerskiej, ze wstępem i dodatkami dotyczącemi rzeczy słowiańskich a zwłaszcza polskich z życiorysem autora przez Jana Karłowicza, Warszawa 1896, wyd. „Głosu”.
Jan Jędrzejewicz, Kosmografia, wyd. 2-gie, opracowane przez dr. M. Ernsta, Warszawa 1907.
M. Ernst, Astronomja gwiazd stałych, Warszawa 1907, nakł. red. Prac matematyczno-fizycznych.
Gabriel de Mortillet, Le signe de la croix avant le christianisme, Paryż 1866, C. Reinwald.
P. Hochart, Études d’histoire religieuse, Paryż 1890, Ernest Thorin.
M. de Briere, Essai sur le symbolisme antique d’orient, Paryż 1847.
Mourant Brock, La croix païenne et chretienne, traduction faite sur la deuxième edition augmentée et enrichie d’illustrations nouvelles, Paryż 1881, Ernest Leroux.
Ernst von Bunsen, Das Symbol des Kreuzes bei allen Nationen und die Entstehung des Kreuz-Symbols der christlichen Kirche, Berlin 1876, Mitscher & Róstell.
Ernst Kuhn, Mythologische Studien: Die Herabkunft des Feuers und des Goettertranks, 2 wyd., Guetersloh 1886, C. Bertelsmann.
Michał Żmigrodzki, Historja swastyki, „Wisła”, tom V.
Ks. Ansault, O czci krzyża w czasach przedchrześcijańskich, tlomaczenie z francuskiego przez Ks. Leona Żarnowskiego, Warszawa 1890.
A. Niemojewski, Dzieje krzyża, Warszawa 1908, Myśl Niepodległa.
William Benjamin Smith, Der vorchristliche Jesus nebst weiteren Vorstudien zur Entstehungsgeschichte des Urchristenthums, mit einem Vorworte von Paul Schmiedel, Giessen 1906, Alfred Töpelmann.
Malvert, Science et religion, Paryż 1899, 3-cie wyd., Société d’editions scientifiques.
Arthur Drews, Die Christusmythe, Jena 1909, Eugen Diederichs.
Arthur Drews, Die Petruslegende, „Das freie Wort” 1909, N+ 5 — 6.
Dr. K. H. E. de Jong, Das antique Mysterienwesen in religionsgeschichtlicher, ethnologischer und psychologischer Beleuchtung, Leiden 1909, E. J. Brill.
Franz Cumont, Die Mysterien des Mithra, ein Beitrag zur Religionsgeschichte der roemischen Kaiserzeit, autor, deutsche Ausgabe von Georg Gehrich, Lipsk 1903, B. G. Teubner.
Karl Vollers, Die Weltreligionen in ihrem geschichtlichen Zusammenhange, Jena 1907, Eugen Diederichs.
Karol Vollers, Religje świata, Kraków-Warszawa 1909, Gebethner i Wolff.
Salomon Reinach, Orpheus, histoire générale des religions, Paryż 1909, Alcide Picard.
Albert Kalthoff, Das Christusproblem, Lipsk 1903, Eugen Diederichs.
Albert Kalthoff, Die Entstehung des Christenthums, Lipsk 1904, Eugen Diederichs.
Paul Koch, Religion und Vernunft, Berlin 1907. Hugo Bermtihler.
Adolf Hilgenfeld, Die Ketzergeschichte des Urchristenthums, Lipsk 1884, Fues’s Verlag (R. Reisland).
Wilhelm Heitmuller, Im Namen Jesu, eine sprach- und religionsgeschichtliche Untersuchung zum Neuen Testament, speziell zur altchristlichen Taufe, Getynga 1903, Vandenhoeck & Ruprecht.
Dr. Johannes Kunze, Die Uebergabe der Evangelien beim Taufunterricht, ein Beitrag zur aeltesten Geschichte des Katechumenates, des Neuen Testaments und der Glaubensregel, Lipsk 1909, A. Deichert (Georg Böhme).
Dr. August Dorner, Die Entstehung der christlichen Glaubenslehren, Monachjum 1906, J. F. Lehman.
David Friedrich Strauss, Das Leben Jesu, 2 wyd., Lipsk 1864, F. A. Brockhaus.
David Friedrich Strauss. Der alte und der neue Glaube, Stuttgart, Emil Strauss.
Dawid Fryderyk Strauss, Stara i nowa wiara, przekł. Izy Moszczeńskiej, Warszawa 1907, Bibljoteka Naukowa.
Ernest Renan, Żywot Jezusa, przekł. A. Niemojewskiego, Warszawa 1907, Jakób Mortkowicz.
Ernest Renan, Les Apôtres, Paryż 1903, Calmann Levy.
Dr. Ludwig Noack, Die Geschichte Jesu, Mannheim 1876.
Otto Pfleiderer, Das Christusbild, Berlin 1903, Georg Reimer.
Otto Pfleiderer, Die Entstehung des Christenthums, Monachjum 1907, J. F. Lehmann.
Otto Pfleiderer, Religion und Religionen, Monachjum 1906 J. F. Lehmann.
Ignacy Radliński, Na przełomie dziejowym, początki piśmiennictwa judaistyczno-chrześcijańskiego, Warszawa 1907.
Ignacy Radliński, Apokryfy judaistyczno-chrześcijańskie, Lwów 1905, Polskie Towarzystwo Nakładowe.
Ignacy Radliński, Dzieje jednego z synów bożych, Warszawa 1908, Bibljoteka Naukowa.
Gustave Lejeal, Celse et Jésus, L’Humanité nouvelle, revue internationale, 2-gi rok, luty 1898.
Gustawe Lejeal, Histoire naturelle de Jésus, L’Humanité nouvelle, 3-ci rok, styczeń-październik-grudzień 1899.
Auguste Dide, La fin des religions, L’anti-evangile de Celse, Paryż 1881.
Dr. Theodor Keim, Celsus wahres Wort, Zuerich 1873.
Lessing. Theologische Streitschriften. w „Werke”, Lipsk, Philipp Reclam.
Bruno Wille, Die Christusmythe, Berlin, Vita.
Karl Kautsky, Der Ursprung des Christenthums, Stuttgart 1908, J. H. W. Dietz Nachf.
Dr. Wilhelm Lübke, Grundriss der Kunstgeschichte, Stuttgart 1871.
Dr. Max Semrau, Die Kunst des Alterthums von Wilhem Lübke, vierzehnte Aufl., vollstaendig neu bearbeitet, Esslingen a. N. 1908, Paul Neff (Max Schreiber).
A. Springer, Historja sztuki, przekł. Kazimierza Broniewskiego, Warszawa, 1902, Gazeta Polska.
Houston Stewart Chamberlain, Die Grundlagen des XIX. Jahrhunderts, VIII Aufl., Monachjum 1907, F. Bruckmann A. G.
Hans Grabów, Die Lieder aller Voelker und Zeiten, Hamburg 1892. G. Kramer.
Fritz Hommel, Ein neues Bindeglied zwischen Etrurien und Kleinasien, w „Memnonie” I, 87, etc.
Gustav Pfanmüller, Jesus im Urtheil der Jahrhunderte, Lipsk i Berlin 1908, B. G. Teubner.
Rituale Sacramentorum ac aliarum ecclesiae romano-catholicae caeremoniarum, Wilno 1903, Józef Zawadzki.
Dr. Alfred Lehmann, Aberglaube und Zauberei von den aeltesten Zeiten an bis in die Gegenwart, deutsche autorisierte Uebersetzung v. Dr. med. Petersen I., 2-gie wyd. Stuttgart 1908, Ferdinand Enke.
Hermann Ebbinghaus, Abriss der Psychologie, 2-gie wyd. Lipśk 1909, Veit & Comp.
Joachim Lelewel, Badania starożytności we względzie geografii, Wilno 1818, Józef Zawadzki.
Joachim Lelewel, Atlas do badań starożytności we względzie geografii, Wilno 1818, Józef Zawadzki.
Aben Ezra p. Ibn Asra.
Abotu p. Abydos.
Abgar 75, 307, 312.
Abraham 57, 89, 131, 133, 183, 237.
Abulmazar 250.
Abydos 100. 102, 144, 231, 325.
Adam 3, 131, 133, 136.
Adon 97, 111, 130, 189, 195.
Adonis 4, 50, 70, 97-99, 102-105, 109 111, 112, 116, 117, 130, 138, 160, 161, 189, 195, 246, 257, 278, 323, 324, 327.
Adrjan, papież 178.
Afeka 323.
Africanus, p. Sextus Julius Africanus.
Afrodyta 99, 171.
Agni 105, 127, 128, 328.
Agnus 128, 128.
Agrypa, król 120.
Akiba 78.
Akwila 110.
Alfeusz 129, 328.
Aleja Sfinksów 8.
Aleksander, mosiężnik 94.
Aleksander, pretendent do tronu Heroda W. 245.
Aleksander Wielki 300.
Aleksandrjanie, sekta 142.
Aleksas. dziewierz Heroda W. 245.
Alleluja 19, 304. p. Hallelu Jah.
Allah 17, 118.
Alogjanie, sekta 25.
Almah 327.
Alpu 328, p. Alfeusz.
Amenofis III, 106.
Amon 105-107, 138, 165, 172, 178, 287, 300.
Andrée, Ryszard 273, 323.
Andromeda 237, 238, 340.
Andrzej 85, 95, 136, 275.
Anioł, Aniołowie, Archaniołowie 14, 19, 110, 119, 243, p. Gabrjel, Michał, Rafael, Urjel.
Anna, matka Marji 128, 136.
Anna Peranna 128, 225, 226, 328, 338.
Anna Prorokini 20, 128, 199, 201, 203, 226.
Annasz 236.
Ansault, ksiądz 315.
Antinuopolis 99.
Antjochja 96-99, 102, 115, 143, 323, 324.
Antoni św. 76, 136.
Antonjusz, Marek, tryumwir 141.
Anu 335.
Anu-El 325.
Apis 10, 166, 213.
Apion 316.
Apokalipsa Jana 168, 174, 188, 192, 195, 307, 331, 337.
Apolinaryści, sekta 25.
Apollo, bóg 101; 105, 247, 260.
Apollo, Apollos z Aleksandrii, wyznawca Jezusa, 90, 94, 109, 141.
Archelaos, syn i następca Heroda W. 245, 246, 252.
Arcykapłan 14, 16, 183, 236, 301.
Ares 99.
Arianie, sekta 25, 28.
Arka Przymierza 16.
Aron 127, 183, 286.
Aryman 105, 161.
Aryston 86, 95.
Arystoteles 47.
Arystydes 121.
Asklepios 50.
Asser 214, 216.
Astarte 195, 336.
Astraja 189.
Astruc, dr. Jan 260.
Asyta 113.
Atena 149, 161.
Attis 4, 50, 70, 101, 103-105, 109, 111, 112, 138, 160, 161, 195, 246, 257, 273, 278.
Augiasz 170, 237, 250.
August, pierwszy cezar rzymski 114.
Augustyn św. 109.
Aureljan 325.
Bachus 108, 150, 151, 190, 191, 250, 280, 323, p. Dionizos.
Bachanaci 280.
Baentsch 339.
Barabasz 341.
Bar-Aba 341.
Baran 9, 172, 173, 178, 185, 247, 286.
Baranek 10, 14, 17, 54 55, 76, 138, 161, 178, 179, 185, 196, 211, 214-216, 247, 250, 251, 254, 272, 278, 279, 281, 282, 283, 286, 287, 289, 329, 334.
Barbara św. 136.
Bar-Jona 275, 277, 278.
Bar-Kochwa 77.
Barnaba 96-98, 312.
Bastian, dr. Adolf 289, 328.
Baudissin, W. W. 119.
Baudouin de Courtenay, prof. Jan 326.
Bazyli św. 136.
Bel 101, 118, 287, 324.
Ben Dawid 345.
Ben Elohim 287.
Ben Nun 345.
Ben Pantera 78.
Ben Stada 77, 78.
Berosus 148, 149, 151, 171, 214, 279, 330.
Bet-Lahem 124, 222, 251, p. Dom Chleba.
Betleem 4, 19, 96, 121, 124, 199, 218, 222, 242, 243, 251, 296, 303.
Bet-Sahur 303.
Beza 135, 233, 277.
Biball el-Muluk 107.
Bileam 212, 229.
Bimbisara 113.
Blnt-Anta 11, 12, 301.
Birket-Ram 345.
Bischoff, dr. Eryk 123, 175, 181, 184, 185, 202, 203, 206, 207, 231-233, 333-335, '337.
Blass, dr. Fr. 223, 226.
Bliźnięta 166-168, 173, 177, 181, 197, 202-204, 208, 211-213, 216-218, 221, 222, 225, 226, 235, 236, 238, 241, 253, 336, 337. Dom Bliźniąt 206. Epoka Bliźniąt 203, 204, 215.
Błażej św. 136.
Boabdil 328.
Bogini zwycięstwa (Nike) 27.
Bootes, Konstelacja Wolarza 221, 338, Bootesa (Wolarza, Józefa)
czterej synowie 338.
Boże Narodzenia 21, 105.
Boże Oko 180, 187.
Boże Słońce 158, 212.
Bóg Biały 157, 153, 239, 288.
Bóg Czarny 157, 158, 239, 288.
Bóg Hebrajczyków (Jezus) 124, 327.
Bóg Księżyc 158-161.
Bóg Roku 332.
Bóg Słoneczny 105, 157, 158, 161, 273, 278, 329.
Bóg Wielki Architekt 283.
Bóg Winnej Latorośli 280.
Bóg Umarłych 344.
Bóstwo Mądrości 279, p. Ea.
Bóstwo Wód 279.
Boettger Gustaw 120, 323.
Böcklen 232, 278, 325, 330, 331, 339.
Brama 104, 329.
Brière, M. de 315.
Brock M. 194, 315.
Brugsch-Bey 103, 106, 324, 333.
Bruno, Giordano 176, 337.
Buczacki, Jan Murza Tarak 326.
Budda 112, 113, 147, 150, 151, 275, 296, 311, 329.
Bunsen, Ernest von 315.
Byblos 99, 102, 143, 161, 323.
Byk 10, 13, 166, 173, 174, 179, 183, 185, 212, 237, 247, 251, 332, 333.
Canonico, Tancredi 343.
Cefa, p. Kef.
Ceres, Cerera 168, 191, 247, p. Demeter.
Centaur, konstelacja 169.
Chaldejczycy 152, 160, 181, 303.
Chamberlain, Houston Steward 296, 316, 322.
Chasda, rabin 78.
Chefren 145, 146.
Cheruby. Kheruby 13, 14, 166, 217, 250, 251, 267, 301, 305.
Cheyne 121.
Chleb-Księżyc 232, 241.
Chleb Żywota 325.
Chnum 165, 300.
Choinka 229, 339.
Chons 10, 11, 301.
Chrystus, Chrestos, Chreistos, Christos 2, 16, 17, 30, 37, 72, 80-84, 89, 91, 97, 109, 110. 115, 119 (wyjaśnienie nazwy), 121,
126 (Chrystus a Kryszna), 127, 133 (rodowody), 142, 160, 161, 166, 178 (Chrystus a Baranek), 193, 194 (krzyż na głowie), 242, 247 (Bóg Dnia), 250, 251, 256, 275 (Chrystus a Chrześcijanie), 305, 306, 320, 323, 327, 329, 331.
Chrząszcz (Skarabeusz) 9, 10, 162, 332.
Chrześcijaństwo, chrześcijanie 20, 24, 26, 27, 28,72,82, 83, 96, 132-137, 256-262, 274, 281.
Cielec, Cielec Złoty, Cielec Astralny, p. Złoty Cielec, Byk, Wół.
Convay, p. Moncure D. Convay.
Cumont 230, 270, 325, 339.
Cylkow 122, 300.
Cypr 96.
Cyprjan 317.
Cypryjczycy, wyznawcy Jezusa 96, 98.
Cyrene 96.
Cyrenejczyk, Cyrenejczycy, wyznawcy Jezusa 96, 98, 142.
Cyryl, biskup aleksandryjski 28.
Cyryl z Jerozolimy 256.
Cyrus 127.
Czandale 113.
Czasza (albo Wodnik) 206, 207.
Człowiek, symbol astralny ewangielisty Mateusza 175, 176, 257.
Dagon 148, 151, 171, 241, 259, 275, 282.
Dalman, Gustaw 77, 319.
Danae 16.
Daniel 28, 127.
Darudża 51.
Darwin, Karol 24, 70, 165, 303, 311.
Dawid, król 57, 112, 124, 198, 199, 222, 277.
Deizm 5.
Delfy 101.
Delitsch, Franciszek 22, 77, 304.
Delitsch, Fryderyk 24, 159, 285, 301, 305, 326.
Demas 94.
Demeter 168, 190, 191, p. Ceres.
Demetrjusz, przedsiębiorca 93.
Dendery 100, 181.
Derketo 148, 337.
Destinon 120.
Deukaljon 171.
Dide, August 310, 321.
Diespiter 123, p. Jowisz.
Diluvium 22.
Dina 168, 181, 225.
Dionisius Exiguus 114.
Dionizos 151, 166, p. Bachus.
Dioskury 166.
Doceci, sekta 25.
Dodona 107.
Dolina Stymfalosu 170, 237.
Dom Chleba 124, 222, 2l4, 227, 232, 251, p. Bet-Lahem.
Dom Kapłana 210, 241.
Dom Kłosa 251, 252, p. Dom Chleba.
Dom Słońca 250.
Dom Nazira 222, 223, 227.
Domy Boże 335.
Dom Złoty 189, 192.
Dominus 189.
Dorner, dr. August 308.
Droga Krzyżowa 19, p. Via Dolorosa.
Drews, prof. Artur 116, 127, 129, 272, 273, 278, 298, 302, 309, 341.
Drumont 108.
Drzewo genealogiczne alfabetów 299.
Duch 119, 286.
Duch Boży 28, 149.
Duch-Gołębica 195.
Duch Święty 2, 17, 47, 89, 109, 130 (Szechina), 138, 143, 145, 146 (formy przejściowe), 195, 198, 211. 216, 239, 253, 287, 305, 310, 329.
Dupuis. Karol Franciszek 7, 123, 128, 148, 151, 166-172, 176, 191, 192, 202, 212, 215, 221, 225, 234, 236, 244, 246, 248-251, 260, 261, 269, 270, 298, 322-324, 328, 330, 332, 337, 338, 342, 344.
Durand, Wilhelm, biskup z Mende 178.
Duzu 130, 138, 329, p. Tammuz.
Dyana 17, 93 (efeska), 149, 170, 193, 194, 336.
Dzień 160, 161, 247, 250, nowy 159.
Dziewica 4, 7, 160. 228, 250, 296 p. Panna.
Dzik 99, 160, erymantejski 169.
Ea 149, 171, 279 (Bóstwo Wód i Bóstwo Mądrości).
Eabani 329, 340.
Ebers 323.
Ebionici, sekta 116, 142.
Ebbinghaus, Herman 310, 311.
Eden 160.
Efez 141.
Efod 301.
El 116, 326.
El-Aksa 304.
Eleazar, rabin 183.
Eleazar z Masady mówiący o Indach 114.
Eliezer, rabin 78.
Eligjusz św. 136.
Eljasz 20, 198, 331.
Elżbieta 197, 200, 210, 216-218, 220.
Emanuel 116, 125, 327.
Eony (wieki) 115, 138.
Epifanjusz 25, 122, 125, 143, 327.
Eros 171.
Erychtonios 327.
Esne 180, 181.
Essejczycy 73, 119, 120, 140, 142, 143, 318, 319, 323, 327, 329, p. Terapeuci.
Euadnes 330.
Euzebiusz 27, 38, 39, 53, 56, 74, 75, 86, 90, 91, 121, 124, 202, 226, 244, 245, 307, 310, 315, 321, 322.
Ezdrasz 102.
Ezechjel 52, 102-104, 110, 138, 143, 174, 176, 195.
Faryzeusze 142.
Feliks, wielkorządca 314.
Feridun, perski bohater mityczny, prześladowany przez Zohaka 160.
Filip, dyakon 85, 95.
Filip, tetrarcha 141, 235, 236.
Filipa św. relikwie 136.
Filon aleksandryjski 47, 72, 73, 127, 137, 143, 312, 318, 319, 341.
Filon z Byblos 332.
Flawjusz Józef, p. Józef Flawjusz.
Flinders Petrie 329.
Florjan św. 273, 274.
Frank, Dr. Karl 70.
Gabrjel 10, 113, 185, 186, 198, 200, 206-211, 216, 337.
Galatinus 305.
Galilejczyk 267.
Galileusz 24.
Ganymedes 171.
Garuda 126.
Gayet 99.
Gallion, prokonsul 118, 130.
Gamrat 2, 7, 295.
Gea 137.
Gehrich 339.
Genezaret, Genezaretańskie Jezioro 4, 19, 90, 123; Gennesar 223 (wyjaśnienie nazwy), 291, 297; Gan Nazir 224.
Gesenius 122, 125, 128, 267.
Gnosis, p. Poznanie.
Gnostycy 25.
Golgota 20, 102.
Gołębica 14, 17, 195, 287, 289, 330, 338.
Gomora 50.
Gorgona 160.
Góra Garizim 88.
Góra Kuszenia 288, 289.
Góra Oliwna 19, 88, 304, 314.
Górnicki, Łukasz 2, 295.
Goethe 150, 289.
Grabow, Hans 314.
Graetz, Dr. H. 76, 120, 125, 139, 140, 319, 329.
Gregorie, p. John Gregorie.
Gressmann, Dr. Hugo 330.
Groty Narodzenia 19, 105, 304.
Grób Racheli 303.
Gruenwald, Matjasz 45, 46.
Grzegorz Nysseński 48.
Gunkel 129, 301, 309.
Gwiazda Betleemska 20, 23, 304.
Gwiazda Jana 215.
Gwiazda Morza 14, 188, 192.
Gwiazda Zaranna 188, 192, 287.
Haeckel 71.
Hagada 77.
Halacha 77.
Hallelu Jah 304, p. Alleluja.
Hammurabi 50, 62, 122, 313, 314, (Hammurapi).
Harmoniści 27.
Hator 104, 146, 161, 189, 190.
Heitmueller, Wilhelm 275, 281.
Heli 135, 136.
Helladius 330.
Herakles 70, 101, 104, 150, 151, 160, 166, 167-172, 236, 237, 340.
Hermes 10, 268, 279, 344, 345.
Herod Wielki 113, 140, 141, 197, 242-246, 251, 301, 304, 341.
Herod, syn Heroda W. i Marjamy 141.
Herod Antypas 139, 235. 237, 240.
Herodjada 141, 237, 238.
Herodot 102, 107, 126, 323, 325.
Helena św. 136.
Heliognostycy 116.
Hesus 70, 93, 322.
Hieronim św. 27. 86, 103, 256, 300, 324, 342.
Hilary św. 136.
Hilgenfeld, Adolf 142, 306, 318, 327.
Hillel 47.
Hipolit 114.
Hochart. P. 54, 55, 121, 315, 325, 327.
Hoefer, Ferd. 108, 325.
Hoeffding, Harald 307.
Hom 51.
Homer 150-152.
Hommel, Fritz 332, 337.
Horacy 336.
Horus 103-105, 108, 144, 145, 161, 190, 191, 195, 247, 250.
Hühn, Dr. Eug. 81, 91, 310, 321, 322.
Hymnus Trinitatis 305.
Hydra Lernejska 160, 167, 168, 236, 340.
Hyginus 330.
Hypatja 28.
Ibis, 9, 10, 146, 300.
Ibn-Asra 250, 261.
Ichtys 141.
Ida 105, 278.
Ihw 119 286.
Indje 114.
Indra, bóstwo indyjskie 158.
Inun 277, 344
Ireneusz 86, 91, 175, 328, 333.
Isachar 212, 217.
Iskra 327.
Istmos 118.
Isztar 103, 104, 107, 130, 146, 160, 188, 189, 192, 195, 325, 329, 330, 336.
Izajasz 22, 42, 44, 45, 89, 127, 328, 331.
Izanagis 327.
Izokrates 47.
Izyda 82, 104, 105, 107, 138, 146, 161, 168, 188, 190, 191, 195, 247, 250, 329.
Jabłoński, Paweł Ernest 7, 339.
Jacoillot 126, 326.
Jahwe, Jehowa 17, 62, 109, 119, 122, 125-127, 148, 158-160, 286, 289, 304, 326, 331, 334.
Jaje świata 164, 166, 332.
Jakób Apostoł, autor Listu 41-43, 94, 116, 312, 322.
Jakób, ojciec św. Józefa Oblubieńca 136.
Jakób, patryarcha 128, 181, 198, 212.
Jakób, przez Papiasa wymieniony 85, 95.
Jakób, syn Zebedeusza 129, 253.
Jan Apostoł, autor Listów 42, 43, 47, 69.
Jan, autor Apokalipsy 161, 174, 189, 192, 195, 307.
Jan Chrzciciel 21, 109, 111, 113, 129, 136 (relikwje), 139-150, 167, 183, 184, 197 (zwiastowanie), 199, 200 (nazwanie), 203, 214, 215, 237 (gromi), 238, 240, 241, 273, 275-282, 289, 329, 330, 332, 340, 340.
Jan ewangielista 3, 30, 34, 41, 42, 45, 46, 60, 61, 99, 115, 121, 138, 175, 176, 190, 195, 244, 247, 250, 275-278, 282.
Jan, uczeń Jezusów 59.
Janowie Papiasa 85, 86, 95.
Janus 250, 268, 269. 270, 282.
Jazon 160, 16l.
Jędrzeiewicz, Jan 162.
Jeleń 283.
Jehoszua ben Nun 277, p. Jozue ben Nun.
Jehuda, rabin 48.
Jensen. P. 103, 270, 301, 307, 309, 324, 329, 340, 344.
Jeremias, dr. Alfred 54, 97, 98, 100, 105, 146, 179, 180, 181, 186, 189, 191, 202, 203, 213, 219, 220, 253, 263, 277, 300, 307, 315, 323, 324, 326-328, 331, 332, 335, 337, 344, 345.
Jeremiasz, prorok 44, 49, 143, 195.
Jeruzalem Górne, Niebieskie, Nowe 123.
Jeroboam 286.
Jerzy św. 136.
Jesse 327.
Jessejczycy 143, J27.
Jetro 183.
Jezuici 125.
Jezus Syrach 49.
Jona 149.
Jonasz 149, 160, 161.
Jong, K. H. E. de 24, 305, 326, 342, 342.
Jowisz, Jovis, Jupiter 50, 107, 126, 247, 250, 261, 272; Jowisz Amon 13; Jupiter Fulminator, Lapis, Lucetius, Pluvius, Tonitrualis 123.
Jowisz, planeta 129, 170, 253, 257, 340.
Jozue, rabin 78.
Jozue ben Nun 119, 277, p.Jehoszua ben Nun.
Józef Cieśla 4, 62, 78, 119, 124, 128, 130, 135, 198, 199, 220, 221-224, 246, 252, 261, 338.
Józef Flawjusz 62, 74, 86, 114, 119, 120, 139, 140-143, 175, 181, 220, 223, 243, 24.1, 254, 286, 301, 304, 308, 314, 316, 319, 321, 329, 334, 345.
Juda apostoł, autor Listu 69, 95, 115, 116, 312.
Juda, pokolenie i konstelacja 124, 185, 21£, 217, 242, 350, 254 (Judasz).
Judasz 254, 269, 341.
Juljanna św. 136.
Juljan Apostata 230, 339.
Julius Firmicus Maternus 101, 324.
Justus z Tyberjady 73, 74, 319.
Justynjan 28, 213.
Junona 17, 190, 191, 287.
John Gregorie 49, 313.
Ka 107.
Kaaba 14
Kaddisz 49.
Kadmos, mityczny bohater staro-grecki 158.
Kajfasz 236.
Kaligula 72, 319.
Kalki 126.
Kalwin 262, 275.
Kana Galilejska, Gody 195.
Karabbas 341.
Karaici 142.
Karłowicz, Jan 112, 125, 326.
Kapłan 206, 203, 210, 214, 218, 272.
Kasjopea 170, 236, 237, 340.
Kastor 166, 241, 253.
Katarzyna św. 84, 85.
Kaulen, Fr. 14, 301.
Kautsky, Karol 262, 263, 306, 343, 344.
Keb 187.
Kef, Kefa 128, 272, p. Piotr.
Keim, Dr. Teodor 240, 241, 341.
Kekrops 171, 206.
Kelsos 16, 79, 84, 131, 137, 315, 321.
Keresaspa (Krsaspa), perski pogromca Smoka 158.
Kibele, Kybele 50, 104, 195, 273.
Kircher 176, 202, 337.
Kittel, Rudolf 301.
Kherub, p. Cherub.
Klemens św. 136.
Klemens Aleksandryjski 203.
Kleopatra 300.
Klucze 250, 269.
Kłos 124, 168, 169, 222, 232, 234.
Kogut 268, 344, Gallijski 163, Twardowskiego 344.
Koch, Paweł 313.
Konik Zwierzyniecki 341.
Konstantyn W. 27, 52, 230.
Kopernik 165, 203.
Koptowie 180.
Koran 127, 326.
Korona, konstelacja 250.
Koza 10.
Kozioł, Uczta Kozła 258, 332, 343.
Koziorożec 170, 173, 174, 178, 215, 237, 247, 326.
Krak 158-161.
Krasiński 188, 311.
Krokodyl 332.
Kronos 105, 243, 268, 270.
Kruk 283.
Kryszna 70, 119, 126, 326, 327.
Krzak Mojżeszowy 345.
Księżyc 162, 164, 230-234, 239-241, 250, 257.
Księżyc-chleb, p. Chleb Księżyc.
Księżyc-Laban 339.
Kugler 23, 217, 234, 305, 338.
Kuhn, Adalbert 315, 325.
Kunze, Dr. Johannes 333.
Kwetcalkuatl 70.
Kyrios 189.
Laible Henryk 77, 79, 319.
Lakszmi 126.
Lang, Andrew 260.
Lange, Antoni 103, 324, 329.
Lanz-Liebenfels 329.
Latona 247.
Leda 16, 107.
Lehman, prof. A. 282, 303, 316.
Lejeal, G. 314, 315.
Lelewel, Joachim 28, 309.
Lenormant, Fr. 103.
Leodegar św. 136.
Lepsius 7, 335.
Lerne 168.
Lessing 309.
Lew 167, 168, 173-176, 179, 185, 247, 250, 254, 257, 283, 287, 332.
Lewi, pokolenie 168.
Lewiatan 330, 331.
Lewi, rabin 123.
Libertyni, sekta 142.
Lilientalowa, Regina 231, 232, 330, 334, 339.
Lizanjasz 140, 235, 236.
Logos 312, p. Słowo.
Lukjan 84, 99, 321, 323.
Luna 104.
Lunula 257.
Luter 74, 262, 275.
Lutnia 171, 237.
Lübke-Semrau 300.
Lübke, Wilhelm 145.
Lyzimachos 64.
Łabędź 237, 253.
Łazarz, nędzarz 37, 50.
Lazarz, brat Marji i Marty 62, 91, 291.
Łotr 203.
Łukasz 30, 34-36, 41, 44, 45, 48, 56-61, 86, 113, 123, 124, 131, 133, 135-138, 140, 151, 152, 168, 172, 174-176, 184, 188, 195, 197, 199, 200, 202, 203, 206, 207, 210, 212, 213, 215-217, 220-228, 231, 233, 240, 244, 254, 260, 272, 275, 277, 279, 301, 310, 313, 338, 340.
Macierz Siewna 234.
Macrobius 103.
Madonna 108.
Magowie 113, 254.
Mahomet 127, 276, 311, 328.
Maja 112, 127, 128, 278.
Malvert 14, 106, 107, 121, 128, 136, 191, 194, 301, 315, 325, 327-329, 334.
Małpa (pawjan) 10, 300, 322.
Manetho 64, 316.
Manichejczycy 25.
Manu 105.
Mara 105, 113.
Marcjon 48.
Mardocheusz 341.
Marduk 17, 105, 129, 149, 158, 159, 213, 279, 330, 331, 341.
Marek ewagielista 30, 34, 35, 40-42, 44, 45, 53, 59, 65, 66-70, 86, 111, 141, 174, 175, 176, 190, 227, 237, 250, 253, 276, 277, 310, 316, 329.
Marek Aureljusz 311.
Marja 2, 62, 78, 113, 116, 119, 122, 124, 127, 128, 149, 150, 168, 188, 189, 192, 195, 198, 199, 200, 201, 210, 216, 217, 220, 221, 222, 224, 227, 243, 251, 326; Marjam 141; Miriam 78, 126.
Marja Magdalena 4, 297.
Marja, siostra Łazarza 91.
Mars 17, 104, 149, 170, 185, 190, 191, 247, 252, 257, 287, 340.
Marta 91, 291.
Mason 23.
Maspero 300.
Maternus, p. Julius Firmicus Maternus.
Mateusz 30, 31-37, 40, 42, 47, 48, 53, 56-60, 85, 86, 95, 111, 113, 121, 123-125, 127, 131, 133, 135-138, 143, 175, 176, 184, 201, 225, 227, 237, 239, 240, 242, 244, 245, 246, 251-254, 275, 277, 278, 310, 312, 313, 326-328, 341.
Matka Boska 23, 192, 193, 194, 257, 307, 336, 342; Gromniczna, Siewna, Zielna 192.
Matlakowski, W. 180, 334.
Maximus Confessor 48.
Max Müller 147.
Megas 278.
Melanthos (Czarny), król 331.
Mekerttschian, dr. Karapet Ter 328.
Memnon 219, 233, 313, 332, 335, 337.
Merkury 104, 167, 169, 252, 257, 344.
Mesjasz, Mesjasze 74, 113, 126, 127, 212, 246, 277, 287, 310.
Me-tem-we 106.
Meyer, Edward 100, 324.
Michał 12, 159, 185, 186, 331.
Mickiewicz, Adam 56, 125, 150, 152, 318, 332, 343.
Mieczysławska, Matka Makryna 318.
Miedziany Wąż 287.
Miesiąc Smoczy 162.
Minassiantz, Dr. Erwand Ter 328.
Minerwa 261.
Minos Kreteński 166.
Misterja 138, 342.
Mitra, bóg perski 50, 70, 82, 105, 108, 110, 111, 138, 246, 251, 268, 270, 272, 273, 278, 283, 324, 325, 344.
Mochos 169.
Mojżesz 10, 11, 12, 16, 20, 44, 49, 62, 79, 99, 109, 110, 116, 125, 127, 181, 183, 199, 200, 212, 275, 286, 287, 289, 290, 300, 301, 311, 313, 326, 327, 345.
Moncure D. Convay 47.
Monogram Jezusa (Horusa) 329.
Mons Quininalis 104.
Montaniści, sekta 25.
Moria 301.
Morozow 86, 192, 193, 202, 307, 333, 335-337.
Mortillet, Gabrjel 314, 315.
Morze Czerwone, z którego Ryba Astralna wychodzi 64, 148, 215.
Mühlau. Dr. Ferd. 339.
Müller, Dr. H. 313.
Mysz 332.
Naasseńczycy 116, 142, hymn ich 115, 320.
Naftali, pokolenie 252, 253.
Nairandżana 113.
Nazara 224.
Nazarejczyk 4, 73, 120, 121, 122, 125, 143, 297, 327.
Nazaret 4, 62, 73, 95, 119 — 124, 136, 220, 222-224, 227, 296, 297, 306, 327.
Nazir 232, 291, 327.
Nebukadnecar 125.
Nefertem 104.
Neit 101, 324.
Nergal 103, 166.
Neron 81-83.
Nestorjanie 28.
Neubauer 4, 120.
Newton 176, 202, 337.
Nezerijeh 4, 121, 297.
Niedlich, Joachim Kurd 329.
Niedźwiadek 173, p. Skorpion.
Niedźwiedzica 169.
Niedźwiedź 283.
Niese, Benedykt 120.
Nisan 23.
Noack, dr. Ludwik 296.
Noc 159-16l.
Noe 147.
Noël 108, 325.
Nowy Dzień 159. Nowy Księżyc 332, Nowe Słońce 332.
Nun 119.
Nut 187.
Oannes 148, 149, 151, 171, 214, 215, 252, 259, 272, 275, 278, 279, 280-282, 330, p. Jan Chrzciciel.
Octavianus Augustus 326.
Odagon, Odakon 148, 215, 337.
Oefele, Dr. Felix Freiherr von 70.
Obrzezek 94.
Odrzezek 94.
Oes 215, 330, 337.
Ofici 25, 116, 142.
Okręt, konstelacja 253.
Oliwa Żywota 325.
Ołtarz, konstelacja 18S, 206-208.
Omanos 267.
Omar 15. 219, 301.
Orjon 169, 250.
Ormuzd 161.
Orygenes st. 86, 91, 338.
Orzeł, konstelacja 174, 237, 247, 250, 257, 283, 287.
Osły 212, Osły Bachusa 250, 332.
Ostwald 137.
O-te-Papa, skała-macierz 278.
Owidjusz 70.
Ozyrys 4, 70, 98, 99-105, 109, 112, 146, 150, 151, 159-161, 166, 182, 189, 190, 195, 243, 257, 278, 323, 324, 340, Osiris Lunus 231, 339.
Pachomjusz 62.
Pallas Atene 17.
Pan 189, 195 opłakiwanie, 198, 200, 315, 323, 324, 330.
Pankracy św. 136.
Parma 124. 168, 173, 177, 181, 189-193, 206, 208-212, 216-218, 220-224, 227, 232, 234, 247, 250 i 250 o niej mowa, 337.
Pantera, Panthera 79, 137, 321.
Paphos ben Jehuda 78.
Papias 38, 39, 53, 85, 86, 91, 95, 110, 111, 310, 321.
Paraklet 113.
Parthenos 189.
Pas Zwierzyńcowy 164, 166 etc, 332 (teorja powstania).
Pavly 48, 313.
Paweł 40-43, 47, 52, 56, 69, 83, 90-92, 94, 96-98, 102, 105, 110, 111, 115, 118, 122, 128, 130, 131, 137, 138, 143, 202, 254, 270, 271, 322, 341.
Pawian 9, 10.
Peker 100, 102, 324.
Peratowie 116, 142.
Pereferkowicz, N. 312.
Pérès, ksiądz 260, 298.
Perseusz 160.
Petrie Flinders p. Flinders Petrie.
Petrogenes 129.
Petros 129.
Pępek świata 219, 220.
Pfanmüller, Gustaw 46, 312.
Pfleiderer, Otto 17, 25, 90, 271, 302, 305, 322-324, 326, 327, 333.
Phallus 323.
Phrixos 172.
Phtija 107. J24.
Photius 73, 74, 319.
Pies 163, 332, p. Procjon.
Pies Mały 225.
Pies Wielki 225.
Piłat 75, 81-83, 137, 203 pogodzony z Herodem, 230, 236, jego list apokraficzny 75, 319.
Piotr 16, 42, 43, 47, 62, 69, 85, 86, 88, 91, 94-98, 111, 115, 128, 129, 138, 149, 186, 240, 250, 266-275, 278, 282, 322, 344.
Pirke Abot 44, 312, 313.
Pischel, R. 147.
Pittakos 47.
Plate 71.
Platon 311, 334.
Plecionki z sitowia 300.
Plinjusz Młodszy 79-81, 84, 124, 319.
Plinjusz Starszy 71, 143.
Plutarch 71, 102, 238, 323, 324
Poincaré 23, 288.
Pole Pastuszków 303.
Poluks 166, 241, 253.
Pompejusz, Cnejus Magnus 141.
Posty 343.
Pott, A. 36, 123, 135, 308, 312, 313, 321, 338.
Pozejdon 149, 166, 279.
Poznanie 115.
Prakseda św. 136.
Pramanta 128.
Priene 114.
Procesje 343.
Procjon 166, 225.
Prometeusz 50, 70, 107, 160, 324.
Psalmy 45, 49, 125, 128, 331.
Ptah 104.
Ptak 334.
Purym 341.
Pyton 247.
Quirinius 140, 201.
Quirinus 70, 104.
Radliński, Ignacy 299.
Radzący Bogowie 235, 340.
Rafael 185, 186.
Rahab 159, 160, 331.
Rak 167. 173, 178, 212, 221, 222, 247, 250.
Ramsay 71.
Ramzes I 11, 12, 144.
Ramzes III 145.
Ramzes IV 231.
Rea 105, 278.
Reformacja 2, 56, 262.
Regulus 168.
Reinach 311.
Remus 166, 202.
Renan, Ernest 3 etc. 44, 72, 77, 140, 245, 261, 295, 296, 297, 318, 319.
Renooz, C. 126.
Resch, Alfred 310.
Reuben 185.
Rewolucja, Wielka 7.
Riehm 10, 13, 93, 104, 147 148, 182, 189, 191, 268, 209, 300, 301, 320, 328.
Rituale Sacramentorum 68, 316.
Rogatscheff, B. 310.
Rogi 10-12, 300, 301.
Rogowicz, Wacław 325.
Roland 150, 152.
Romulus 104, 166, 202.
Rudolf, arc. 244.
Rudraka 113, 150.
Ryba, Ryby 141, 147, 148, 151, 171, 173, 177, 203, 206, 208, 210, 214, 215-218, 221, 222, 238, 252, 259, 270, 275, 277 Syn Ryby, 278-283, 287, 289, 330.
Ryba Mieczowata 170, 215.
Rybacy 275 etc. 278. 281, 282.
Saager, Dr. Adolf 321.
Sabała 151. 274.
Sabeljanie 25.
Sacramentarium Gelasianum 333.
Saduceusze 142.
Saint-Saëns 268.
Sais 101, 324.
Sakya-Muni 70. 105, 112, 150.
Salisbury, Matka Boska z 193, 194, 336
Salome, córka Herodjady 141, 236, 237.
Salome, siostra Heroda W. 245.
Salomon 311.
Sanbalat 168, 335.
Sanctissimum świątyni 16, 301, 302.
Sara 89.
Sardanapal 104.
Saturn 170, 257, 340.
Satyr 149.
Sawitri 128.
Saxigenus 129.
Scewici 124.
Schrader Eberhard 300, 324.
Sebastian św. 136.
Sebul 123.
Sebulon 124, 253.
Sechmet 104.
Seleukus IV, 127.
Seneka 311.
Seraf 305.
Set, bóg 159, 160, 243.
Set I, faraon 144, 325.
Setjanie 116, 142.
Sextus Julius Africanus 21.
Seydel, Rudolf 112, 150, 151, 296, 326.
Sezostrys III, 100.
Sęp, konstelacja 171, 237.
Sfinksy 13, 178.
Sfinks Barankowy Jezusa 14, 301.
Sib-ai-anrra 128, 226, 328, 338.
Siecke, Ernest 330, 331, 333.
Sienkiewicz, H. 4, 150, 152, 297.
Sin 50, 103, 166, 231.
Skała 128, 278.
Skarabeusz 9, 300.
Skopcy 37.
Skorpion albo Niedźwiadek 169, 174, 179, 182, 183, 236.
Słowo 127, p. Logos.
Słowacki, Juljusz 188, 311, 345.
Słońce 104, 164, 165, 208, 209, 216, 238, 240, 241, 247, 250, 254, 257.
Smith, William Benjamin 90, 114, 121, 122, 125, 297, 302, 322, 326, 327.
Smok 158-162, 244, 247, 330.
Smok Astralny 251.
Smok Herod 252.
Sobk 165.
Sobory 27.
Socyn 295.
Soden 227, 233, 308, 329, 338.
Sodoma 50.
Sokół 145, 146.
Sol 104.
Spinoza 260, 261.
Sraosza 267.
Stajnia Augjasza, p. Augjasz.
Stajnia Betleemska 20.
Stähelin, Dr. Felix 326.
Stefan św. 136.
Stefanos, p. Korona.
Stern J. 47.
Stilpon Pittakis 268.
Strabo 71, 144, 219, 267.
Strack, L. 77, 312, 319.
Strauss, D. Fr. 245, 261, 276, 296, 304, 310, 314, 316, 322.
Strzelec 170, 173, 174, 177, 207, 222, 238.
Stucken, Edward 327, 331.
Stymfalos, p. Dolina Stymfalosu
Suess, Edward 22.
Swastyka, Svastika 109, 127, 305.
Swetonjusz 62, 83, 84, 89, 115, 315, 320, 326.
Sybilla 168, 191, 335.
Sychem 225.
Sykaryjczycy 120.
Syllabusy 23.
Symeon Bogobojny 20, 113, 199, 200, 225, 226.
Symeon, pokolenie 168, 181, 185, 206.
Symon (Piotr) 278, p. Szymon.
Synaj 85, 88, 301.
Syn Dawida, Jana, Józefa, Oannesa, tytuły zaszczytne 277.
Syn-Ziarno 234.
Syrena 148, 149.
Syrjusz 225.
Święta skała w meczecie Omara 15, 301.
Szamasz 62.
Szatan 113, 157-161, 239, 331, 332.
Szaweł (Paweł) 82, 271.
Szczepan, Wawrzyniec 250.
Szechina (Duch Święty) 130.
Szekspir 152, 227.
Szymon (Piotr) 128, 129, 270, 275, 276, p. Symon.
Szymon, mag 279.
Szymon Cyrenejczyk 142, 297.
Szibolet 168, 335.
Sziwa 104, 303.
Szu 187.
Szulchau-Aruch 48, 49, 313.
Tabor 20, 88, 304.
Tacyt 20, 62, 81-84, 89, 319.
Talmud i Midrasz 48, 76-79, 120, 185, 186, 319, 321, 335.
Tammuz 4, 17, 70, 103-105, 109, 112, 130, 138, 161, 189, 195, 287, 324, 329.
Tangaloa 278.
Tanit, Królowa Niebios 104, 190, 91.
Taw, Thau, 109.
Teby 10, 105-107, 145, 178.
Tehom 149.
Teofanja 54, 315.
Teofil, arcybiskup, spalił Bibljotekę Aleksandryjską 28.
Teogenes 326.
Terapeuci 69, 73, p. Essejczycy.
Tertuljan 108, 204, 256, 342.
Tiamat 159, 330, 331.
Tiridates 326.
Tischendorf 84, 85, 198.
Tołstoj 37, 310.
Tomasz, wymieniony przez Papiasa 85, 95.
Tomasz, bliźniak 129, 328.
Tonzury 343.
Tout 9, 10, 106, 107, 144. 145, 165, 300.
Towiański, Andrzej 318, 341, 343.
Trajan, cezar i9, 142.
Trojanowski. W. 9, 16, 143, 144, 194, 279, 345.
Trójce św. 22, 104, 287.
Tron, konstelacja (Kasjopea) 106.
Tryfon, golibroda Heroda W. 245, 340.
Trzej królowie, Magowie 225, 251, 338, p. Magowie.
Tukaj 332.
Twasti 127, 128.
Tyberjadzkie Morze 277, 280, p. p. Genezaret.
Tyberjusz 75, 82, 83, 238, 319, 320.
Tyberjusz Aleksander 72.
Tyfon 105, l71, 2l2, 238.
Tygrys, gwiazda 286.
Tylor E. B. 112, 286, 301, 325, 328, 331, 338, 342.
Ur 50.
Uranos 137.
Urjel 185, 186.
Via Dalorosa 297, 304, p. Droga Krzyżowa.
Virgo 189.
Vohu-Mano 267.
Vollers 28, 29, 112, 116, 118, 309, 323, 325, 344.
Volney 333.
Völter, dr. Daniel 301.
Vulcanus 104.
Venus, Wenus, Wenera 104, 166, 188, 189, 252, 257, 287, 323.
Wenus, miasto 274.
Waga, konstelacja 169, 173, 178, 182, 222, 247, 250.
Wajglowa, z Zalasowskich 2, 7, 295.
Walewska, A. M. hr. W. 133, 321, 328.
Wanda 161.
Wątroba świata 164, 220, 332.
v
Wąż 160, 332.
Wąż Miedziany 286.
Weber, dr. 68, 70, 316.
Weronika 102.
Wesele Barankowe 195, 336.
Wesele Tammuza 195, 336.
Wessely, C. 124, 327.
Weingarten, Dr. Herman 329.
Węgorz 283.
Wiedemann, dr. Alfred 68, 300, 316.
Wieseler, prof. 20.
Winckler, Hugo 17, 24, 129, 148, 191, 226. 234, 253, 300-302, 309, 314, 325, 327, 328, 330, 352, 335-341, 347.
Wino 281.
Wisła 303.
Wisznu 104, 126, 158, 303.
Woda Żywota 325.
Wodnik (albo Czasza) 171, 173-175, 179, 247.
Wojciech św. 136.
Wolarz 221, p. Bootes.
Wolne Mularstwo 283.
Wół 174, 176, 211, 212, 257, 333.
Wujek 103, 121, 122, 333.
Wulgata 103.
Wyrwicz, ksiądz 173.
Xanthos (Biały), król 331.
Zacharjasz 197-201, 206, 208, 2l4, 241.
Zalbatanu (Zebedeusz, Jowisz), 129, 253, 328.
Zebedeusz 129, 353, 328.
Zend-Awesta 51.
Zeus 12, 16, 17, 50, 53, 101, 104, 105, 107, 149, 160, 243, 253, 278, 287; Ala stor, Polieus, Soter, Xenios 123, 301, 325.
Zimmern, H. 24, 300, 313, 335, 336.
Złoty Cielec 166, 176, 212, 251, 286 (ruiny świątyni), 287, 330, 337.
Złoty Deszcz 16.
Zodjak chrześcijański 186.
Zodjak żydowski 181, 186.
Zohak, przeciwnik Feriduna, zły, z imienia węza Dahaka utworzone pojęcie smoka 160.
Zoroaster, Zaratustra 105, 251, 327.
Zumofen 23, 305.
Żaba 9, 10m 300.
Żłobek Betleemski 20.
Żłób, gwiazda 221, 222.
Żmigrodzki, Michał 305, 334.
Żukowski, Edward 313, 321.
- ↑ Zwracam uwagę na charakterystyczne zapytania ewangieliczne: „Gdzież jest, który się narodził Król żydowski”, „Jakoż się to stanie, gdy męża nie znam” i t. p. czyli pytania pozornie przeciw naturze rzeczy z natychmiastowemi odpowiedziami, ukazującemi właśnie prawidłowość zjawisk. Nazwałbym je PYTANIAMI EWANGIELICZNEMI, gdyż nie znajduję im równych w innem piśmiennictwie.
- ↑ Zodjak dzielono na dwanaście konstelacji a każdą konstelacje na trzy dekady. Jest to na obwodzie planisfery zaznaczone.
- ↑ Morozow inaczej tłomaczy ten ustęp Apokalipsy, p. Wiz. 77.
- ↑ W oryginale zmyłka, jest Lwem Mateusz (stale) miast Marka.
- ↑ Dieses Haus stand in Gottes Hand
Und ist dreimal abgebrannt,
Und das viertemal ist’s wieder aufgebaut
Und jetzt dem heiligen Florian anvertraut. - ↑ „Co się tknie Jezusa“, „co się tknie Adama“, które to imię ze względu na swe pochodzenie dałoby jeszcze zwrot „co się tknie... człowieka“.