Bolesne strony erotycznego życia kobiety/Pogromca serc niewieścich
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Bolesne strony erotycznego życia kobiety |
Podtytuł | Bolesne strony płciowego życia kobiety |
Wydawca | Ars Medica |
Data wyd. | 1930 |
Druk | Drukarnia Vernaya Sp. Akc. |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Jedna z moich znajomych opowiedziała mi następujące zdarzenie:
Moja przyjaciółka Zofia M. wpada raz do mnie dziwnie podniecona. „Wiesz, Maniu, musisz przyjść do mnie koniecznie na herbatkę po południu, bo przyjdzie Stanisław N., ów słynny uwodziciel kobiet, któremu podobno żadna oprzeć się nie może. Wiem, że jesteś zimna jak głaz, chciałabym więc koniecznie, byś ty przedewszystkiem zrobiła z nim próbę czy jest to prawdą co o nim mówią“...
Uśmiechnęłam się litościwie i rzekłam: owszem, chętnie przyjdę, ale czy ty nie uważasz, że już jesteś zasuggestjonowana sławą owego pana, jak mu tam N. czy inaczej na nazwisko?
— Czekam cię zatem w niedzielę, niby to nie wiesz jak się nazywa, a jednak dobrze powiedziałaś.
W niedzielę o 5-tej poszłam do Zosi. Ubrałam się jak zwykle skromnie, bo mnie stroje nie są w głowie. Zastałam już parę osób — panie były dziwnie podniecone i oczekiwały w naprężeniu przybycia owego słynnego pogromcy serc niewieścich, który zapewne dla wywołania większego efektu raczył się spóźniać.
Nareszcie o godzinie 6-tej przybył — spojrzałam na niego i zaczęłam się śmiać. Więc ten sobie zwykły pan, ani przystojny, ani nawet postawny, ma być owym słynnym Don Żuanem? Niemożebne!
Przywitał się ze wszystkimi skromnie, grzecznie, bez wyróżnienia kogoś, usiadł na najbliższem wolnem krześle i zaczął z jakimś panem rozmawiać spokojnie o Wystawie w Poznaniu.
Przeszliśmy do jadalni, a Zosia naturalnie posadziła go przy mnie przy stole. Ogromnie byłam ciekawa, o czem on zacznie ze mną mówić. Byłam pewna banalności i nie zawiodłam się.
— Pani zapewne nie oddawna w naszem mieście?
— Tak, a poczem pan to sądzi?
— Potem, proszę pani, że pani bierze cztery kawałki cukru do herbaty.
Także oryginalne spostrzeżenie!
— A pan stale mieszka w Krakowie?
— Tak, proszę pani, niestety stale.
— Dlaczego niestety?
— Dlatego, proszę pani, niestety, bo Kraków jest wstrętną dziurą i gdybym mógł, zarazbym z niego uciekł.
— Tak, pan narzeka na Kraków, a wszyscy mówią, że pan się tutaj doskonale ciągle bawi.
— Ja? Ale niemożebne, ja tu nudzę się, proszę pani, strasznie (to ciągłe „proszę pani“ zaczyna mnie doprowadzać już do rozpaczy). Na szczęście wstajemy od stołu i przechodzimy do salonu, on idzie za mną, naumyślnie siadam z nim osobno w kąciku ku zazdrości innych pań, które zapewne mówią sobie „i ona już wpadła“!
On milczy i patrzy, powiedziałabym nawet idjotycznie lub bezmyślnie przed siebie. To dziwne, że zupełnie nie zwraca uwagi na twarze kobiet lub ich wdzięczne pozy, muszę go o to zapytać.
— Czy pan lubi płeć piękną?
— Owszem, proszę pani, lubię, ale taksamo jak lubię ładne obrazy, sport, wyścigi i dobry obiad. Wszystko to dobre, ale w miarę i niezbyt często, bo się może znudzić.
— A więc pan zapewne lubi odmianę?
— Odmianę, nie, bo przez odmianę rozumiem zastąpienie czegoś, co było lub jest, tem co będzie, a u mnie właśnie, co do kobiet, nie można mówić o odmianie, bo każda kobieta interesuje mnie tylko na chwilę, a potem znika z mej świadomości bez śladu.
Zarozumialec, pomyślałam, chce mnie brać swoją obojętnością do kobiet. Nie chcąc tracić czasu na płytką rozmowę postanowiłam zaatakować go prosto z mostu i zapytałam:
— Czy to prawda, że ma pan ogromne szczęście do kobiet?
— Ja? — udał ogromnie zdziwionego. — Ja proszę pani? To niemożebne, chyba pani żartuje ze mnie lub ktoś pani o mnie jakieś niedorzeczności naopowiadał! Ja, proszę pani, właśnie nie mam szczęścia do kobiet. Przyznaję, że mam łatwość zawiązywania znajomości, owszem, powiem nawet szczerze, że często znajduję kobiety, które mnie lubią, ale to jeszcze daleko do tego, abym mógł powiedzieć, że mam szczęście do kobiet. Czuję, że pani chce mnie wybadać, więc ułatwię jej zadanie i będę mówił o sobie szczerze. Rozwinę nawet przed panią całą moją teorję pogromu serc niewieścich, ale nie tutaj i nie dzisiaj — na to trzeba dłuższego czasu. Zaznaczam z góry, że przez to nie żądam od pani żadnego umówionego spotkania, chcę tylko rozmowy poważnej na temat, który, jak widzę, panią interesuje. Raczy pani zatem naznaczyć sama czas i miejsce wybrać takie, żeby to nie wyglądało na jakie rendez-vous.
— Dobrze, proszę być jutro w parku Jordana o godzinie piątej.
— Służę pani.
Podniosłam się by iść. Zosia przybiegła zaraz i spytała mnie na ucho:
— No i cóż, jakie masz o nim zdanie?
— Jak dotąd, żadne... zobaczymy... Pa.
∗ ∗
∗ |
Przyszłam do parku naumyślnie o pół do szóstej, aby przypadkiem nie być pierwszą i na niego ewentualnie nie czekać. Ujrzałam go zaraz siedzącego blisko wejścia, a liczne ogarki z papierosów koło ławki wskazywały, że czekał już dobrą chwilę.
— Przepraszam pana, że się spóźniłam.
— Ależ proszę bardzo, moim obowiązkiem było, panią oczekiwać.
Poszliśmy w głąb parku, patrzyłam na niego z pod oka. Ubrany był starannie, ale nie z wyszukaną elegancją, wyglądał jakiś przygnębiony, albo też udawał smutnego. Siedliśmy na ławce i on zaraz zaczął mówić na temat wczorajszy.
— Powiedziała mi pani wczoraj, iż powszechnie mówią o mnie, że mam szczęście do kobiet, a nawet uchodzę za pogromcę serc niewieścich. Trzeba te dwie rzeczy jednak zasadniczo od siebie odróżnić, niestety ludzie często mieszają je ze sobą może dlatego, że nieraz byle idjota lecz przystojny, obyty i schlebiający kobietom ma do nich szczęście i uchodzi przez to za pogromcę serc niewieścich. Jest to pojęcie zupełnie mylne, bo pogromcą jest tylko ten, który potrafi poskromić nienawidzące go stworzenie.
Przerwałam mu:
— Ach, więc uważa się pan za pogromcę kobiet, bo mówił pan wczoraj, że niema pan szczęścia do kobiet.
— Nie, proszę pani, mówiłem tylko wczoraj, że mam łatwość zawierania znajomości, dostosowywania się do chwilowych marzeń i wymagań kobiety i że często spotykam w życiu istoty, które mnie lubią. Powiedziałem, że nie mam szczęścia do kobiet, lecz stanowczo protestuję, abym przez to chciał wyrazić, że jestem pogromcą serc niewieścich, choćby z tego powodu, że jestem zanadto uczciwy i z gruntu moralny.
Zaczyna grać rolę świętoszka — pomyślałam. — Niech pan mówi dalej.
— Służę pani. Otóż zacznijmy omawiać sprawę tak zwanego szczęścia do kobiet. Zadajmy sobie pytanie: jacy mężczyźni mają największe szczęście do kobiet? Obecnie przy rozstrzyganiu rozmaitych problemów społecznych opieramy się w pierwszym rzędzie na statystyce. Otóż ta wykazuje, że przedewszystkiem zawód mężczyzny odgrywa tu decydującą rolę. Największe szczęście do kobiet mają bezwarunkowo mężczyźni, którzy potrafią chwilowo porwać za sobą dużą ilość osób, przez co suggestja tłumu działa tu podniecająco na osobnika. Dlatego też, nawet pamiętam to w procentach, największem powodzeniem (99%) cieszą się artyści, zwłaszcza tenorzy, a z dramatycznych wybitni komicy. Potem idą oficerzy (działa tu zgrabna figura, mundur, fizyczna odwaga 90%), potem literaci (89%), następnie dziennikarze (50%), lekarze (10%), a najmniej cenieni przez kobiety są uczeni, zwłaszcza zajmujący się ścisłemi naukami, jak naprzykład matematyka. Jeżeli zastanowimy się nad tą statystyką, to łatwo przyjść do przekonania, że kobiety cenią w mężczyźnie życie brane raczej ze strony lekkiej i brawurowej jak poważnej. Mężczyzna ponury wyjątkowo zadziała na kobietę, zaś wesoły i wygadany bywa powszechnie lubiany. Kobieta dla mężczyzny poważnego, smutnego, nieszczęśliwego lub chorego będzie zacną opiekunką, przyjaciółką, doradczynią, a nawet poświęci się dla niego, natomiast prawdziwą kochanką, w całem tego słowa znaczeniu być dla niego nie może. Lecz niektórzy mężczyźni umieją wyzyskać to macierzyńskie uczucie u kobiet opierających się im z początku i zręcznie zaczynają grać rolę prześladowanych przez los i nieszczęśliwych, aby przez to zyskać dla siebie sympatję i wtedy rozpocząć prawdziwą akcję. Mężczyzna zadziałać może na kobietę nieraz jakimś śmiałym swoim czynem, choćby takowy był wprost niemoralny, i dlatego kobiety potrafią się zakochać nawet w mordercy, aferzyście lub sławnym awanturniku. Szczęście do kobiet, proszę pani, ma przedewszystkiem ten, który albo zna duszę kobiety, albo intuicyjnie ją wyczuwa, lub też przypadkowo trafi odrazu na gust i chwilowy kaprys lub życzenie kobiety w danej chwili. Bo to sama kobieta wymaga jednego dnia by być dla niej grzecznym, eleganckim i nadskakującym, a drugiego wyda jej się to banalnem i marzy o brutalności, są chwile, że działa na nią nieśmiałość mężczyzny, a inną znów razą przemoc jej tylko imponuje. Przeciętnie mężczyźni w stosunku do kobiet mają pewien ustalony szablon i dlatego wyjątkowo tylko robią na nie wrażenie, zapominając o tem, że nawet ta sama kobieta jest codzień inną i wymaga by mężczyzna to odczuł i umiał się odpowiednio dostosować. A cóż czynią mężczyźni? Oto naprzykład na drugi dzień po wczorajszej bardzo czułej scenie, mężczyzna chce w dalszym ciągu iść rozpoczętą drogą, tymczasem widzi, że kobieta ta jest dla niego zimną, zapytuje ją więc:
— Co się stało, że pani dzisiaj dla mnie taka jakaś inna? Nie, nie, ona jest w gruncie ta sama, ale o tyle jest inna, że dzisiaj włożyła na siebie nową piękną suknię i kapelusz, a ty, biedaku, tego nie zauważyłeś!
Zaczęłam się śmiać ha ha ha, ma pan, jak widzę, specjalną pod tym względem filozofję, dowodzi to jednak, że pan jest tutaj, że się tak wyrażę, zawodowcem i specjalistą i studjuje te sprawy...
— Przepraszam, zawodowcem? Co pani przez to rozumie? Wygląda to, jakby mnie pani podejrzewała, że się zawodowo zajmuję uwodzeniem, czy bałamuceniem kobiet? Coś w tem rodzaju... O, to się pani myli i to grubo — przed chwilą przecież mówiłem, że jestem z gruntu uczciwy, a uwodzenie kobiety uważam za rzecz niemoralną. Jeżeli myślę często nad tą sprawą, to podobnie myślę i o wielu innych doniosłych problemach, a kwestja stosunku mężczyzny do kobiety jest chyba tak samo ważną jak inne, o których rozmawiamy godzinami. Jeżeli poznam jakąś kobietę i spostrzegę, że ona zaczyna mi okazywać sympatję, to zaraz zapytuję siebie: dlaczego właściwie, a raczej przez co zrobiłeś na niej korzystne wrażenie, na razie bowiem tego nie wiem, gdyż działałem całkiem naturalnie choć może odruchowo. Mężczyzna zaś próżny powie sobie: już ją mam, mam przecież szalone szczęście do kobiet! Analizując siebie dochodzę do zdumiewających wprost rezultatów. Naprzykład tej kobiecie byłem sympatyczny dlatego, że będąc w danej chwili zdenerwowany traktowałem ją, jak to mówią „per nogam“ innej, bo wykryłem w niej odrazu słabą jej stronę, którą troskliwie ukrywa przed wszystkimi, innej znów dlatego, że ją „odrazu zrozumiałem“, a często pociągało znów kobiety to, że ich zrozumieć nie chciałem! Daję pani słowo honoru, że nigdy nie staram się zdobyć sobie względów jakiejkolwiek kobiety i zupełnie jest mi to obojętne. Dziwię się, że mężczyźni używają tu rozmaitych terminów jak odporna, nieprzystępna, łatwa i t. d. Nie istnieją te nazwy dla mnie, bo ja nie żądam nic od kobiet wbrew ich woli, spełniam zawsze tylko to, co kobieta sama chce i zawsze dobrze na tem wychodzę. Proszę pani, mężczyzna pragnący, by go kobiety lubiały i z nim sympatyzowały, musi odczuwać i znać duszę kobiecą, a myli się ten co przypuszcza, że mówiąc do kobiety: ja jestem taki sam jak pani i tak samo to lub owo odczuwam, czyni dobrze, bo kobieta w mężczyźnie szuka przedewszystkiem tego, czego sama nie posiada. Poznać zaś kobiety może dobrze tylko ten, kto przeszedł w życiu wiele zawodów, rozczarowań i bolów, nigdy zaś ten, który cieszył się dotąd łatwemi zdobyczami i nie doznał nigdy poważnego zawodu. Nie przeczę, że są mężczyźni, o których mówimy: ten ma szalone szczęście do kobiet, ale zwykle odnosi się to do mężczyzn, którzy mimo tego, a może dlatego, że nie mają żadnych duchowych do tego podstaw robią chwilowo wrażenie na kobietach, czego jednak one potem nie raz gorzko żałują i nieraz się tego nawet wstydzą. Takie „szczęście do kobiet“ może mieć nawet subjekt w sklepie, pomocnik fryzjerski albo jeździec w cyrku. Szczęście to jest jednak pewnego rodzaju zboczeniem, podrażnieniem kobiety, a nawet tylko pewnego typu kobiet i to tylko w pewnych momentach...
— Więc kogo pan uznaje za pogromcę serc niewieścich?
— Pogromcą serc niewieścich nazywam tego, który zyskuje sobie kobiety nie czemś błachem, ale gromem, którym w nie uderza, genjuszem, nadzwyczajnym czynem, lub też dziwną, tkwiącą w nim magnetyczną siłą. Takich ludzi kobiety mogą prawdziwie pokochać, lecz również dobrze rychło znienawidzić, o tych, co mają tak zwane szczęście do kobiet, rychło zapominają lub też potem drwią z nich sobie, a takich jak ja biednych zato długo lubią i sympatycznie zawsze wspominają.
— Więc jak pan siebie właściwie określa?
— Ja, proszę pani, jestem przedewszystkiem psychologiem, znam, rozumię i odczuwam kobiety. Nazwa „zawodowca“, jak raczyła się pani o mnie wyrazić, nie jest dla mnie stosowna, bo nie jestem na punkcie kobiet ani rzemieślnikiem ani fachowcem, ale jestem... artystą! Niestety muszę panią pożegnać, bo śpieszę a wie pani, gdzie? Zapewne sądząc z pani uśmiechu przypuszcza pani, że idę na jakieś inne spotkanie? Nie, proszę pani, śpieszę do domu, bo zostawiłem tam mego małego ukochanego pieska, a zawsze o tej porze muszę wyjść z nim na spacer.
Pożegnał się grzecznie i odszedł, a ja zostałam zła na siebie, a przedewszystkiem na Zosię, że mnie z tym człowiekiem poznała, bo dziwna rzecz, odtąd często nie chcąc nawet, musiałam o nim myśleć, a także o tem, co mówił, gdyż wszystko to trafiło do mej duszy i poczułam, że mężczyzna ten mnie zrozumiał i dlatego mówił cały czas, jak gdyby czytał w mej duszy. Może być, że się mylę, bo jestem kobietą, a on zdobywcą serc kobiecych...