Boska komedja (Dante, 1909)/Czyściec/Pieśń XV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Dante Alighieri
Tytuł Boska komedja
II. Czyściec
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1909
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Edward Porębowicz
Tytuł orygin. Divina Commedia
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
PIEŚŃ XV.[1]

Ile to czasu w obrocie używa[2]

Od zaświtania po godziny trzecie
Sfera niebieska, jak dziecko ruchliwa,

Tyle dopełnić miało, ku swej mecie

Biegnące słońce, ze swego obwodu:
Tu wieczór, północ była zaś na świecie.


W sam środek twarzy blask nas raził z przodu,

Bo całą górę obeszliśmy kołem
I podążali prosto do zachodu,

10 
Gdym nagle swojem jął miarkować czołem,

Że mi coś na nie większe blaski roni,
Więc nowej rzeczy dziwić się począłem

13 
I ku szczytowi brwi uniosłem dłoni,

Aby się oczom jak blaskochron kładła,
Co od nadmiaru jaskrawości broni.

16 
Jako od wody albo od zwierciadła

Odbita strzała jasnego promienia
W stronę przeciwną odpryska niż padła,

19 
I — co z nauki albo z doświadczenia

Wiemy — od pionu odchyla się tyle,
Ile wynosił kąt jej uderzenia,

22 
Tak wydawało mi się pod tę chwilę,

Że skądś odbite światło[3] we mnie runie:
Więc twarzy przed tą jasnością uchylę.

25 
»Ojcze mój«, pytam, »co jest w ognia łunie?

Zasłona dłoni na nią nie poradzi,
A oto, zda się, prosto ku nam sunie«...

28 
»Nie dziw się« odparł, »że bożej czeladzi

Widok źrenice twe jeszcze kaleczy:
To poseł, który w górę poprowadzi.

31 
Rychło czas przyjdzie, kiedy ci tych rzeczy

Blizkość nie będzie przykra, ale błoga,
O ile zmysł jej podoła człowieczy«.

34 
Gdyśmy podeszli, gdzie stał poseł Boga,

Radośnie rzekł nam: »Wstępujcież w pokoju
Na łagodniejszą stromość tego proga«.


37 
Zaczem wstępujem po chwili postoju. —

Błogosławieni miłosierni![4] słyszę;
I znowu: Raduj się, zwycięzco w boju![5]

40 
Gdy idziem w górę, wierni towarzysze,

Zastanowiłem się i zadumałem,
Jakiem pytaniem ważnem przerwać ciszę.

43 
Więc obrócony do Wodza pytałem:

»Jakie to zyski owy duch z Romanii,
Wykluczającym nazywał podziałem?«[6]

46 
»Wie dziś, jak cierpią zawiścią skalani«,

Wódz rzecze. »Nie dziw, byście śród żywota
Wy mniej błądzili, on tu sam się gani.

49 
Iż się chuć wasza ku tym rzeczom miota,

Gdzie podział zmniejsza własne posiadanie,
Zawiść westchnieniom wszerz otwiera wrota.

52 
Gdyby wodziła wasze pożądanie

Miłość jedyna ku najwyższej sferze,
Tej-byście męki nie znali ziemianie.

55 
Tu im spólników więcej, w większej mierze

Miłość powszechna każdemu się święci
I większą każdy cząstkę dobra bierze.

58 
»Oto pewności łaknę teraz więcej«,

Rzekłem, »niżeli wprzódy, gdy milczałem,
I duszę większa wątpliwość mi męci:

61 
Jak to się bowiem dzieje, że podziałem

Wzbogacić można więcej posiadaczy,
I ktoś jest cząstką bogatszy, niż całem?«

64 
»Ponieważ«, odrzekł, »rozsądek twój baczy

Jedynie ziemskie dobra niestateczne,
Śród prawdy światła jak we mgle majaczy.


67 
Niewymówione owo Dobro wieczne,

Które jest w górze, ku miłości leci,
Jak w jasne ciało promienie słoneczne.

70 
Ile zapału znajdzie, tyle nieci:

Im większa z kogoś miłość się wydziela,
Tem się w nim jaśniej wieczny skarb rozświeci.

73 
Im większą duchów liczbę uwesela,

Tem szersze w okół zakreśla granice:
Tak źrzadło, jeden drugim ją odstrzela.

76 
Łakniesz-li jeszcze, w rychle Beatrycze

Obaczysz, która więc nauką swoją
Te, a z nią inne ukoi tęsknice.

79 
O to dbaj jeno, niech jak z tamtą dwoją,

Z resztą pięciorga twoich skaz się stanie:
Skaz, mówię, które cierpieniem się goją«.

82 
Gdym chciał rzec: »Jużem zaspokojon, Panie«,

Wtórego-m kręgu przeszedł wał graniczny,
Więc oniemiło mię oczekiwanie.

85 
Naglem się poczuł w wizji ekstatycznej:

Ramiona moje po powietrzu płyną,
W świątyni staję pośród rzeszy licznej.

88 
W progu niewiasta z czułością matczyną

Odzywała się, zasmuciwszy lice:
»Dlaczego to nam zrobiłaś dziecino?[7]

91 
Oto zalękli o ciebie rodzice

Szukaliśmy cię...« tu mówić przestała
I obróciło się zjawisko w nice.

94 
Po niej niewiasta mi się ukazała

Z rosą na twarzy wyciśniętą bólem,
Kiedy od gniewu wielkiego zapała.


97 
I rzekła: »Jeśliś tej stolicy królem[8],

Co o jej imię spór wiedli bogowie[9]
I co nauki wszelkiej była ulem,

100 
Niechaj zuchwalec odcierpi surowie

Całus na czole złożony dziewiczem,
O Pizystracie«. Więc w łagodnej mowie

103 
Tak odrzekł pan ów ze słodkiem obliczem:

»Za cóż się czyja nienawiść policzy,
Jeśli kochanie za występek liczym?«

106 
Potem ujrzałem pośród wściekłej dziczy

Młodzieńca[10]: motłoch głazami weń miota
I podszczuwając: »Zabij, zabij!« krzyczy.

109 
A on z gasnącym oddechem żywota,

Gdy go na ziemię zwalili morderce,
Do niebios czynił z oczu swoich wrota,

112 
Modląc się Bogu w tej wielkiej rozterce,

By prześladowcom puścił dzieło krwawe,
Z takim wyrazem, że chwytał za serce. —

115 
Gdy dusza moja odzyskała jawę,

Którą zgubiła, sama w się zebrana,
Poznałem wszystkie czyny me nieprawe.

118 
Przeto tam stałem w oczach mego Pana,

Jak człowiek, co się ze snu powstać sili;
Więc rzekł: »Co tobie, że ci drżą kolana?

121 
Oto uszedłeś więcej niż pół mili

Z wzrokiem zamglonym[11], w nóg nierównowadze,
Jak człowiek, co go sen lub wino zmyli«.

124 
»Ojcze mój słodki«, rzekłem mej Powadze,

»Jeśli posłuchać zechcesz, to-ć wyświecę
Com widział, kiedym w członkach stracił władzę«.


127 
»Choćbyś sto masek«, rzekł, »włożył na lice,

Oczy me przez nie głąb myśli postrzegą,
Ani im będą skryte tajemnice.

130 
To co widziałeś, widziałeś dlatego,

Byś otwarł serce wodom pojednania[12],
Które ze zdroju wieczystości biegą.

133 
Pytałem nie jak człowiek, co odsłania

Rzeczy cielesne okiem z przed mogiły,
Niedowidzącem od chwili skonania,

136 
Ale, by stopom twoim dodać siły,

Jak się leniwe bodzie i oporne,
Gdy się ich zmysły wreszcie obudziły«.

139 
Tak my stąpali przez zorze wieczorne

W dal pozwalając zapuszczać się oku
Skróś przez promienie żarkie i przekorne

142 
Nagle się ku nam tumany obłoku

Jęły przybliżać, jako noc czarniawe:
Trudno przed nimi było umknąć kroku.

145 
— Aż nam odjęły powietrze i jawę.








  1. Taras II. Zazdrość. Taras III. Gniew. Pokutnicy kają się w gęstym dymie.
  2. W. 1 i nast. Była godzina 3 (inni obliczają 2) po południu: słońcu pozostawało do przebieżenia jeszcze około 45°. W antypodach Czyśca była 3 lub 2 po północy, we Włoszech zaś była północ.
  3. skądś odbite światło. Z Boga pada na Anioła i odbite godzi w Dantego.
  4. Błogosławieni miłosierni, piąte błogosławieństwo ewangeliczne.
  5. Raduj się zwycięzco, parafraza Apokalipsy, II, 7, lub słów św. Pawła z Listu do Rzym. XII, 21.
  6. W. 45 i nast. Odnosi się do Cz. XIV, 87. Wirgiljusz tłumaczy Dantemu różnicę między dobrami materjalnemi a duchowemi. Przy pierwszych warunkiem wzbogacenia jest zubożenie strony przeciwnej; zaś dobra duchowe mają to do siebie, że im więcej mają uczestników, tem większa rozkosz dostaje się każdemu w udziale. Przyczyna jest w miłości bożej, która ciągnie ku każdej miłości, przez to ją wzmacnia i rozprzestrzenia.
  7. Dlaczego to nam zrobiłaś dziecino? Słowa Marji do Jezusa w świątyni. Pierwszy przykład łagodności.
  8. Jeśliś tej stolicy królem. Pizystrat, syn Hippokratesa, tyrana ateńskiego (um. ok. 528 przed Chr.). Val. Maximus opowiada, że pewien młodzieniec zakochany w córce Pizystrata, nie mogąc dostać jej za żonę, pocałował ją publicznie, a kiedy królowa domagała się ukarania zuchwalca, Pizystrat miał odpowiedzieć z pobłażliwością i oddać młodzieńcowi królewnę za żonę. Drugi przykład łagodności.
  9. spór wiedli bogowie. Neptun z Ateną mieli wieść spór o to, kto z nich ma nadać nazwę nowo założonemu miastu; Atene zwyciężyła.
  10. Młodzieńca: Ukamienowanie św. Szczepana opowiedziane w Dziejach apost. VII. Trzeci przykład łagodności.
  11. Z wzrokiem zamglonym. Zwolennicy senzacji przytaczają ten ustęp jako dowód, że Dante był epileptykiem lub przynajmniej lunatykiem, podczas gdy to jest tylko objektywne przedstawienie ekstazy.
  12. Byś otwarł serce wodom pojednania. Widzimy jak poeta w swej podróży zaziemskiej oczyszcza się kolejno z ziemskich namiętności; tu więc uczy się tłumić dawny gniew, przebaczać i kochać.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Dante Alighieri i tłumacza: Edward Porębowicz.