<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Bratobójca
Pochodzenie Romans i Powieść
Wydawca Józef Unger
Data wyd. 1897
Druk Józef Unger
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Caïn
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XLV.

Alina nie była już zemdloną, lecz jeszcze nie oprzytomniała.
Dźwięk głosu Matyldy niewyraźnie dochodził do jej uszu.
Oczy jeszcze zasłaniała mgła.
Jednakże otworzyła nawpół usta instynktownie i wypiła odrazu napój, uspokajający i wzmacniający.
Chora, wypiwszy lekarstwo, opuściła głowę, a powieki opadły znów na źrenicę.
Jednocześnie zmarszczka powstała wśród brwi.
Znać było na czole pracę budzących się myśli.
Syn Gabryela Savanne i jego kuzynka śledzili z niepokojem ten postęp obudzenia.
Nagle Alina podniosła się na łóżku.
Oczy się jej otworzyły.
Fala krwi, uderzywszy do lic, zastąpiła siną bladość.
Spojrzała kolejno na Henryka i Matyldę i, wyciągając do niej ręce, zawołała:
— Mój ojcze!.. mój ojcze!..
Matylda objęła ją i przytuliła do serca, sama jednak nie mając mocy, ażeby przemówić, wybuchnęła płaczem.
Alina coraz bardziej odzyskiwała pamięć.
— Ojciec mój umarł!.. ojciec umarł!.. Henryk to ci mówił, a ja słyszałam... Umarł zamordowany... Nędznicy zabili mego ojca!.. Mój ojciec umarł!.. Umarł!..
Przeciągłym jękiem wezbrała pierś sieroty a z oczu jej trysnął strumień łez.
Doktór Arnauld przewidział ten atak nerwowy, ale był on jeszcze gwałtowniejszy, niż przypuszczał.
Wobec rozpaczy przyjaciółki, Matylda nie była w stanie zapanować nad własnem zmartwieniem, i przez kilka chwil dziewczyny młode, łącząc swe płacze i jęki żałosne, przedstawiały widok wzruszający, który rozdzierał, serce Henrykowi Savanne.
Daremnie Matylda szukała słów, zdań, ażeby pocieszyć zrozpaczone dziecko... Nie znajdowała ich wcale.
Nagle Alina ruchem gwałtownym schwyciła dłoń Matyldy:
— Chcę wiedzieć, kto zabił mego ojca? — rzekła do niej. — Jak się nazywa?.. Czy jest w więzieniu?.. Wszak życiem przypłaci za życie mego ojca!.. Ale mówcie!.. Dlaczego milczycie?!. Mówcie! Odpowiadajcie mi!..
Henryk zabrał głos.
Wyjąkał:
— Droga Alino, stryjowi memu, najlepszemu przyjacielowi twego biednego ojca, sąd powierzył wykrycie winowajców...
— I cóż?
— Czyż potrzebuję mówić, z jaką gorliwością stryj spełnia to zadanie?., on znajdzie nędzników, o tem nie wątpi, ale dotąd nie są jeszcze oni w ręku sprawiedliwości.
— I pozwolą im uciec! — zawołało dziewczę — zbrodnia potworna nie będzie ukaraną!.. Ojciec mój nie będzie pomszczony!.. O! mój Boże!.. mój Boże!..
— Alino, moja droga — odrzekła Matylda, odzyskując zimną krew — uspokój się, błagam cię... Cios straszny, który w ciebie ugodził, jednocześnie ugodził i nas... Wiesz, jak kochaliśmy twego ojca, i nam serce również pęka, na myśl, że go już nie zobaczymy, ale rozsądek musi rozkazywać najstraszniejszej i najsprawiedliwszej rozpaczy... Nie jesteś osamotnioną na tym świecie... my jesteśmy, ażeby pomódz ci w znoszeniu cierpień, które podzielamy wraz z tobą... Przywiązanie mego ojca, nasze uczucie bez granic, to schronienie pewne, na które winnaś polegać... Otoczona jesteś życzliwością serdeczną, jakiej ci nie zabraknie nigdy. Ojciec mój kocha cię jak córkę... ja kocham cię, jak siostrę... a Henryk kocha cię inaczej... kocha cię bardziej, bardziej jeszcze...
Na te ostatnie słowa, sierota drgnęła.
Wielkie jej oczy wilgotne zwróciły się ku młodzieńcowi.
Podała mu rękę.
Henryk ją pochwycił, lecz w okolicznościach bolesnych, w jakich się znajdowano, nie śmiał jej ponieść do ust.
Zapanowała chwila milczenia, poczem Alina podchwyciła głosem powolnym i łagodnym:
— Tak, znam uczucia życzliwe, jakie mnie otaczają, to przywiązanie, które czuwa nademną, i to inne uczucie, odmienne i jeszcze życzliwsze... Bo i to również słyszałam... Jeżeli jednak w przyszłości znajdzie się miejsce dla promyku słońca, teraz przenika mnie tylko ta straszna, dręcząca myśl: Ojciec mój umarł!..
— Alino! droga Alino! — zawołał syn Gabryela Savanne — moja dusza, moje serce, myśl, istnienie całe należy do ciebie i miłość moja będzie słońcem dla twej przyszłości, ale masz słuszność, dziś myślmy tylko o opłakiwaniu naszego przyjaciela, najlepszego z ludzi i najlepszego z ojców, jednocześnie jednak zbierzmy całą odwagę i powiedzmy sobie, że będzie pomszczony...
— Będzie, nieprawdaż?
— O! przysięgam ci... Nabierz więc siłę i spokój... Nie żyje się z umarłym!.. Zachowuj siebie dla tych, którzy cię otaczają i kochają...
— Tak — odpowiedziało dziewczę — żyć będę dla was... żyć będę dla ciebie... Odtąd życie moje do ciebie należy... Powiedziałeś, że jeśli umrę i ty umrzesz. Pojmuję to, bo gdybyś ty umarł, jabym cię nie przeżyła... Pojmuję teraz, dlaczego śmierć mnie nie ugodziła, gdyś oznajmił Matyldzie, że jestem sierotą... Bo obok boleści, która mogła, która powinna była mnie zabić, osłabiłeś gwałtowność ciosu tem niespodziewanem odkryciem, że od mego życia zależy i twoje... Henryku, będę miała całą siłę, jakiej odemnie żądasz, całą odwagę, jakiej wymagasz odemnie, jeżeli mi przysięgniesz, że mnie zawsze będziesz tak kochał, jak mnie w tej chwili kochasz...
— Zawsze! zawsze! moja droga Alino!..
— Cokolwiek się stanie?
— Tak... przysięgam... i ty?..
— Ja jestem twoją narzeczoną i będę twoją żoną... Kochać cię będę aż do śmierci!..
Ta scena nieprzewidziana, w której żałoba i nadzieja zmieszały się dziwnie, wyczerpała młodą chorą.
Nadstawiła czoło Henrykowi i Matyldzie.
Matylda złożyła na nim pocałunek siostry, Henryk pocałunek narzeczonego, ale również zimny, jak pocałunek brata.
— Teraz — wyjąkała Alina głosem słabym — nie mówcie nic do mnie więcej...
— Chcesz spać?
— Nie... ale chcę się pomodlić za mego ojca.
I nowe łzy zalały jej bladą twarz.
Matylda i Henryk opuścili pokój na chwilę.
— Ocalona! — zawołała z głęboką radością córka sędziego śledczego.
Henryk Savanne, ściskając z radością dłoń kuzynki, dodał:
— Ocalona przez moją miłość!.. Ona mnie kocha... My damy jej zapomnieć o zmartwieniach!..


∗             ∗
Naczelnik policyi, zgodnie z poleceniami Daniela Savanne, pośpieszył przesłać redakcyom notatkę, oddaną mu przez sędziego.

Dzienniki paryskie dlatego też pod datą 9 go stycznia 1894 roku ogłosiły tę wiadomość na widocznem miejscu, a nadany jej tytuł jeszcze większą zwracał uwagę:

Potrójna zbrodnia w Saint-Ouen.

Morderstwo. — Kradzież. — Pożar.

Trzy ofiary.

„W nocy z dnia 1 na 2 stycznia między godziną dziesiątą i jedenastą wieczorem wielka fabryka pana Ryszarda Verniere, inżyniera-mechanika, położona w Saint-Ouen, stała się pastwą płomieni.
„Gwałtowny wicher i nieco opóźniony ratunek, ze względu na święto noworoczne, nie pozwoliły położyć tamy niszczącemu żywiołowi.
„Pomimo gorliwości i odwagi strażaków z Saint-Ouen i okolicy nic nie zostało uratowane, oprócz małego domku, służącego za mieszkanie dla odźwiernej fabrycznej, który ocalał ze względu na położenie.
„Dom mieszkalny i warsztaty, zajmujące powierzchni przeszło trzy tysiące metrów, przedstawiają tylko stos dymiących zgliszczy.
„Wszystko poszło w perzynę w niespełna godzinę.
„Nic nie ocalało, ani kasa, ani książki handlowe.
„Sąsiednia fabryka farb i lakierów uległa temuż losowi. Nie pozostało z niej nic.
„Na miejsce wypadku przybył prokurator wraz z sędzią śledczym, naczelnikiem policyi i kilku agentami, pod kierunkiem głównego inspektora Berthout.
„Natychmiast rozpoczęte zostało śledztwo co do przyczyn pożaru, który pozostawia bez zarobku przeszło stu pięćdziesięciu robotników.
„Po zebraniu pierwszych wskazówek, niema już żadnej wątpliwości.
„Na podwórzu znaleziono trupa pana Ryszarda Verniere i ciało odźwiernej fabrycznej, ofiary poświęcenia.
„Oboje padli od strzałów z rewolweru.
„Morderstwo i pożar miały kradzież za pobudkę.
„Skutkiem szczególnego zbiegu okoliczności kasa przemysłowca mieściła właśnie tej nocy sumę poważną, przeszło pięćset tysięcy franków — i zapewne dla przywłaszczenia tej sumy złoczyńcy wdarli się do fabryki.
„Mówimy: złoczyńcy, gdyż dowiedzione jest, że dwie ofiary nie zostały ugodzone kulami tego samego kalibru. Kule te więc nie mogły pochodzić z tej samej broni.
„Pan Verniere, gdy go podniesiono, nie dawał znaku życia. Odźwierna fabryki nie została zabitą na miejscu.
„Przeniesiono ją do szpitala św. Ludwika; przytomności nie odzyskała wcale... Wątpliwem jest bardzo, ażeby przeżyła ranę.
„Trzecią ofiarą jest parobek.
„Śpiąc w stajni, zginął wśród płomieni, jak również konie, które były pod jego dozorem.
„Ze względu na miejsce, gdzie znaleziono leżące ciała przemysłowca i odźwiernej, sąd przypuszcza, że złoczyńcy, zaskoczeni na gorącym uczynku przez pana Verniere, przybyłego z Paryża niespodziewanie, bronili się i że jeden z nich zabił Ryszarda Verniere i że odźwierna, obudzona pierwszym strzałem, nadbiegłszy na pomoc swemu panu, została ugodzona przez drugiego mordercę.
„Zgon pana Verniere jest żałobą publiczną.
„Poważany i lubiany był przez wszystkich w Saint-Ouen, to też dowodów przywiązania dlań nie brakło.
„Wśród najbardziej nieustraszonych w tej walce z ogniem wymienić należy głównego majstra fabryki, Klaudyusza Grivot, którego postępowanie godne jest najwyższych pochwał, Szymona, Łupina i Feriola, robotników fabrycznych, Magloire, dawnego żołnierza marynarki, odznaczonego medalem wojskowym, strażaków: Lordure i Breniquela z Saint-Ouen.
„Porządek podczas ratunku był doskonale utrzymany, za staraniem mera, komisarza policyi i żandarmów pieszych.
„Śledztwo prowadzone jest energicznie.
„Pomimo tajemnicy, otaczającej tę potrójną zbrodnię, sprawiedliwość jest na śladzie winowajców.“
Wiadomość ta, zredagowana w stylu administracyjnym — jeżeli się tak można wyrazić, sprawiła wrażenie.
W ministerjum marynarki i w ministerjum wojny, w których Ryszard Verniere podpisał kontrakty na dostawy poważne, zapytywano, czy kradzież była istotnie jedyną pobudką zbrodni i czy mordercy, podpalacze, nie byli podsunięci przez ręce zagraniczne.
W świecie przemysłowym wrażenie niemniej było wielkie.
Nieskazitelna prawość pana Verniere była znana powszechnie, lubiono z nim utrzymywać stosunki w interesach.
Magnetyzer O’Brien, jeden z przywódzców szpiegostwa niemieckiego w Paryżu, przeczytał wiadomość jak i wszyscy, i sądził, że w niej ma dowód, iż baron Schultz mylił się zupełnie, oskarżając o udział w potrójnej zbrodni Roberta Verniere, który wyjechał do Berlina dnia 1 stycznia o wpół do siódmej wieczorem, zatem na kilka godzin przed morderstwem i pożarem.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.