Człowiek śmiechu/Część druga/Księga pierwsza/Rozdział piąty
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Człowiek śmiechu |
Wydawca | Bibljoteka Arcydzieł Literatury |
Data wyd. | 1928 |
Druk | Zakłady Graficzne „Bibljoteka Polska“ w Bydgoszczy |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Felicjan Faleński |
Tytuł orygin. | L’Homme qui rit |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Ponad tem przyszłem stadłem znajdowała się Anna, królowa Anglji.
Kobieta w całem znaczeniu tego wyrazu, oto czem była królowa Anna. Była wesoła, łaskawa i wspaniała, ale wszystko w pewnej mierze. Żadna z jej zalet nie dosięgała cnoty, ale też i żadna jej niedoskonałość nie dosięgała złego. Tuszy była ciężkiej, żartu dosyć grubego, dobroci głupiej. Charakter miała zarazem uparty i miękki. Jako małżonka była wierna i niewierna. Miewała powierników, którym oddawała serce, jednocześnie małżonkowi dochowując wierności. Jako chrześcijance, to raz wiary jej brakło, to znowu jej miała do zbytku. Jedynym jej wdziękiem była szyja, jakby z posągu Nioby. Zresztą dość nieudatne miała kształty. Była nieco zalotna, ale w sposób uczciwy. Miała płeć białą i delikatną, i chwalić się nią lubiła. Od niej to początek wzięła moda noszenia ciasnego naszyjnika z dużych pereł. Czoło miała niskie, grube wargi, pełne policzki, duże oczy, ale wzrok słaby. Podobnież i wzrok jej duszy nie sięgał daleko. Z wyjątkiem rzadkich przystępów wesołości, niemal równie ociężałej jak i wybuchy jej gniewu, usposobienie jej było raczej milcząco-gniewliwe. W skutek tego wymykały jej się nieraz słowa, których znaczenie odgadywać było trzeba. Była to razem mieszanina dobrej i złej kobiety. Lubiła niespodzianki, co jest także głęboko kobiece. Była próbką zgruba tylko obrobionej matki Ewy. Temu niedokończonemu zarysowi przypadł w udziale przypadek, jakim jest tron. Piła. Jej mąż był Duńczykiem.
Sama toryską będąc, rządziła za pośrednictwem whigów. Jak kobieta i jak warjatka. Miewała różne przywidzenia i zachcenia; trudno o kogoś mniej zręcznego do rządzenia krajem. Wypuszczała z rąk korzystne sposobności, to też cała jej polityka wyglądała dość powyszczerbiana. Celowała w wywoływaniu wielkich katastrof małemi przyczynami. Gdy przyszła jej fantazja okazania władzy, nazywała to: pokierowem przebiciem.
Wymawiała z wyrazem głębokiej zadumy podobne naprzykład, jak te, wyrazy: „Żaden par Anglji nie ma prawa znajdować się z nakrytą głową w obecności króla, z wyjątkiem jednego tylko Courcy, barona Kinsale, para Irlandji“. Mawiała także: „Byłoby to niesłuszne, żeby mój mąż nie był lordem-admirałem, skoro nim był mój ojciec“. Co powiedziawszy, zrobiła istotnie Jerzego Duńskiego wielkim admirałem Anglji „and of all Her Majesty’s Plautations“. Była wiecznie w złym humorze; nie wyrażała swoich myśli, ale wypacała je. Było coś ze sfinksa w tej gąsce.
Nie miała wstrętu do funu, jako do zabawnego psikusa. Sama, gdyby mogła była Apollina garbatym zrobić, niesłychanieby się z tego cieszyła. W każdym razie jednak byłaby go pozostawiła bogiem. Dobra w głębi duszy, miała zasadę nie doprowadzać nikogo do rozpaczy, ale zato śmiertelnie wszystkich nudzić. Niekiedy wyrażała się, nie obwijając słów w bawełnę, i o włos tylko dalej, a klęłaby, jak niegdyś Elżbieta. Od czasu do czasu sięgała do kieszeni po okrągłe srebrne pudełeczko, na którem wyryty był jej portret z profilu, mający po dwóch stronach głoski Q. i A. (Queen Anna), i otworzywszy je, brała z niego końcem palców nieco pomady, którą sobie czerwieniła usta. Urządziwszy je sobie w ten sposób, uśmiechała się. Niezmiernie lubiła płaskie pierniki zelandzkie. Wiele także sobie robiła ze swojej tuszy.
Jakkolwiek purytanka z przekonania, z przyjemnością jednak uczęszczałaby była na widowiska. Chciała nawet założyć akademję muzyczną, na wzór istniejącej już wtedy we Francji. W 1700 roku Francuz niejaki, Forteroche nazwiskiem, chciał wystawić w Paryżu „Cyrk królewski“, mający kosztować aż do czterech kroć stu tysięcy liwrów, czemu gdy się d’Argenson sprzeciwił, Forteroche ten udał się do Anglji. Tam przedstawił królowej Annie (chwilowo nawet przez nią przyjęty) projekt wybudowania w Londynie teatru z maszynerjami, o wiele jeszcze piękniejszego, niż podobny w Paryżu; miał mieć bowiem aż cztery pogłębienia.
Tak jak Ludwik XIV, lubiła, żeby jej kareta jeździła galopem. Jej zaprzęgi przebywały czasami w mniej niż pięć kwadransów drogę z Windsoru do Londynu.
Za czasów Anny nie było zebrań bez pozwolenia dwóch sędziów pokoju. Dwanaście osób, zebranych chociażby tylko, by jeść ostrygi i pić porter, popełniało wiarołomstwo.
Pod tem panowaniem, chociaż względnie dobrodusznem, zaciąganie do marynarki odbywało się z wielką gwałtownością; ponury dowód, że Anglik jest raczej poddanym niż obywatelem. Od wieków król angielski używał tyrańskiej metody, która zadawała kłam wszystkim starym przywilejom wolności — z której w szczególności Francja triumfowała i oburzała się. Ten triumf trochę zmniejsza to, że równolegle do poboru marynarzy w Anglji odbywał się we Francji pobór żołnierzy. We wszystkich większych miastach Francji, każdy człowiek zdrowy, idący po ulicach za swojemi interesami, był narażony na schwytanie przez naganiaczy i wepchnięcie do domu, zwanego po francusku four. Tu zamykano go wraz z innymi, wybierano tych, którzy byli zdolni do służby i naganiacze sprzedawali tych przechodniów oficerom. W 1695 r. było w Paryżu trzydzieści takich „four“.
Prawa przeciw Irlandji, pochodzące od królowej Anny, były okrutne.
Anna urodziła się w 1664 r. dwa lata przed pożarem Londynu, skutkiem czego astrologowie (istnieli jeszcze, świadkiem Ludwik XIV, który urodził się w obecności astrologa, powijakami był mu horoskop) — przepowiedzieli, że będąc „starszą siostrą ognia“ będzie królową. Została nią dzięki astrologji i rewolucji 1688 r. Upakarzało ją, że za ojca chrzestnego miała tylko Gilberta, arcybiskupa Canterbery. Nie można już było w Anglji być chrzestną córką papieża. Zwykły prymas jest miernym ojcem chrzestnym.
Anna musiała się tem zadowolnić. Było to jej winą. Czemu nie była protestantką?
Danja zapłaciła za jej dziewiczość virginitos empta, jak mówią stare umowy, zapisem z sześciu tysięcy dwustu pięćdziesięciu funtów szterlingów renty, zapewnionych na okręgu Wardinbourg i na wyspie Fehmarn.
Anna bez przekonania i przez rutynę szła za tradycjami Wilhelma. Anglicy pod tą monarchją narodzoną z rewolucji mieli wszelką wolność, mogącą się mieścić między Wieżą londyńską, gdzie sadzano mówcę, a pręgierzem, gdzie stawiano pisarza. Anna mówiła trochę po duńsku dla swoich djalogów z mężem i trochę po francusku dla swoich djalogów z Bolingbrokiem. Czysty szwargot; ale mówienie po francusku było szczególnie na dworze, wielką modą angielską. Nie było dowcipu bez francuskiego. Anna troszczyła się o monety, szczególniej o monety miedziane, które są najniższemi i najpopularniejszemi. Chciała tam być przedstawianą. Sześć farthingów wybito za jej panowania. Na odwrotnej stronie trzech pierwszych kazała poprostu umieścić tron, na odwrocie czwartej triumfalny rydwan, na odwrocie szóstej boginię, trzymającą w jednej ręce miecz, a w drugiej gałązkę oliwną z exergą Bello et Pace. Córka Jakóba II, który był niewinny i dziki, była brutalką.
A jednocześnie w głębi duszy była łagodną. Sprzeczność, która jest tylko powierzchowna. Gniew ją przemieniał. Ogrzejcie cukier, zacznie kipieć.
Anna była popularna. Anglja lubi kobiety rządzące. Dlaczego? Francja je wyklucza. Jest to już powód. Może nawet niema innego. Dla historyków angielskich Elżbieta to wielkość, Anna to dobroć. Jak kto chce. Niech będzie. Ale nic delikatnego w tych rządach kobiety. Zarysy są ciężkie. Jest to ciężka wielkość i ciężka dobroć. A co do ich niepokalanej cnoty, Anglji na tem zależy, my się nie sprzeciwiamy. Elżbieta jest dziewicą miarkowaną przez Essexa, a Anna żoną, do której trzeba dodać Bolingbroka.
Idjotycznym zwyczajem ludu jest przypisywanie królowi tego, co sami robią. Biją się. Komu sława? Królowi. Płacą. Kto jest wspaniałomyślny? Król. Naród kocha go za to, że jest bogaty. Król dostaje od biedy talara, a oddaje biednym liarda. Jakżeż jest hojny! Piedestał, kolos spogląda na ciężar pigmeja. Jakżeż ten Mirmidon jest wielki! Siedzi na moich plecach. Karzeł ma świetny sposób, by być większy od wielkoluda: wdrapać się na jego plecy, ale że olbrzym na to pozwala, to dziwne; że podziwia wielkość karła, w tem leży głupota. Naiwność ludzka.
Konny posąg zarezerwowany tylko dla królów, bardzo dobrze przedstawia monarchję; koniem jest lud. Tylko że powoli ten koń się przeobraża. Z początku był to osioł, wkońcu jest to lew. Wtedy rzuca na ziemię swojego jeźdźca i w Anglji ma się rok 1642, a 1789 we Francji, a czasami go pożera i ma się w Anglji 1649, a we Francji 1793.
Że lew może się z powrotem stać osłem, to dziwi, ale tak jest. Widziało się to w Anglji. Wzięto tam znowu juki rojalistycznego bałwochwalstwa. Queen Anna, jakeśmy to mówili, była popularna. Co poto robiła? Nic. Nic, to wszystko czego się żąda od króla Anglji. Dostaje za to nic około trzydziestu miljonów rocznie. W 1705 r. Anglja, która miała tylko trzynaście okrętów za Elżbiety, a 36 za Jakóba I, miała ich sto pięćdziesiąt. Anglicy mieli trzy armje, pięć tysięcy ludzi w Katalonji, dziesięć tysięcy w Portugalji, pięćdziesiąt tysięcy we Flandrji, a nadto płacili czterdzieści miljonów rocznie Europie monarchicznej i dyplomatycznej, która była rodzajem publicznej dziewki, którą naród angielski zawsze utrzymywał.
Gdy parlament uchwalił patrjotyczną pożyczkę trzydziestu czterech miljonów z rent dożywotnich, tłok był przy kasach, by ją podpisywać. Anglja posyłała eskadrę do Indyj Wschodnich i eskadrę na wybrzeża Hiszpanji z admirałem Leake, nie licząc posłania na wszelki wypadek czterystu żagli pod dowództwem admirała Showell. Anglja wcieliła w siebie Szkocję. Był to czas między Hochstett a Ramillies i jedno z tych zwycięstw ukazywało drugie. Anglja wzięła pod Hochstett do niewoli dwadzieścia siedem bataljonów i cztery pułki dragonów i odebrała sto mil kraju Francji, cofającej się w popłochu od Dunaju aż po Ren. Anglja wyciągała rękę ku Sardynji i Balearom. W triumfie wprowadzała do swych portów dziesięć hiszpańskich okrętów linjowych i wiele gajionów pełnych złota. Zatoka i cieśnina Hudsona były już nawpół opuszczone przez Ludwika XIV, czuło się, że wypuści jeszcze z rąk Arkadję, wyspę Świętego Krzysztofa i Nową Ziemię, i będzie się uważał za szczęśliwego, jeśli Anglja pozwoli królowi francuskiemu łowić stokfisz na przylądku bretońskim. Anglja miała mu narzucić wstyd burzenia przez niego samego obwarowań Dunkierki. Tymczasem wzięła Gibraltar i zajmowała Barcelonę.
Ileż to wielkich rzeczy dokonanych! Jak nie podziwiać królowej Anny, która zadawała sobie trud życia przez ten czas.
Z pewnego punktu widzenia panowanie Anny wydaje się odzwierciadleniem panowania Ludwika XIV. Anna, przez jakiś czas równoległa do tego króla w tem spotkaniu, zwanem historją, ma z nim niejasne podobieństwo odbłysku. Jak on, robi ona wielkie panowanie, ma swoje pomniki, swoją sztukę, swoich kapitanów, swoich literatów, swoją kasetkę pensjonującą sławy, swoją galerję arcydzieł przy boku jej królewskiej mości. Jej dwór jest także orszakiem i ma wygląd triumfalny, ustalony porządek i marsz. Jest to zmiana na mniejsze wszystkich wielkich ludzi Wersalu, już i tak niezbyt wielkich. Jest w każdym razie złudzenie wzrokowe, jeżeliby dodać God save the queen, który już wtedy można było wziąć od Lulliego, a całość może już dać złudzenie. Niebrak ani jednej osobistości. Krzysztof Wren jest możliwym Mansartem, Somers wart Lamoignona. Anna ma Racina, którym jest Dryden, Boileau — którym jest Pope, Colberta, którym jest Godolphin, Louvois, którym jest Pembroke, i Turenne, którym jest Malborough. Powiększcie jednak peruki, a zmniejszyjcie czoła. Całość jest uroczysta i pompatyczna, a Windsor w tym momencie miałby prawie fałszywy blask Marly’ego. Jednakże wszystko jest kobiece i ojciec Tellier Anny nazywa się Sarah Jennings. Zresztą początek ironji, która pięćdziesiąt lat później będzie filozofją, zarysowuje się w literaturze i Świętoszek protestancki jest zdemaskowany przez Svifta, tak jak Świętoszek katolicki został zdemaskowany przez Moliera. Chociaż w tym czasie Anglja toczy wojnę i bije Francję, naśladuje ją i przyjmuje od niej światło, i to, co jest na fasadzie Anglji, to światło francuskie. Szkoda, że panowanie Anny trwało tylko dwanaście lat, gdyż inaczej Anglicy nie daliby się bardzo prosić, by mówić, wiek Anny, tak jak my mówimy: wiek Ludwika XIV. Anna ukazuje się w 1702, gdy Ludwik XIV dochodzi do schyłku swego panowania. Jedną z ciekawych rzeczy historji jest, że powstanie tej bladej gwiazdy zbiega się z zachodem gwiazdy purpurowej, i że w chwili, gdy Francja miała króla Słońce, Anglja miała królowę Księżyc.
Szczegół, który trzeba zanotować. Ludwik XIV, chociaż prowadzono z nim wojnę, był bardzo w Anglji podziwiany. To król, jakiego Francja potrzebuje, mówili Anglicy.
Miłość Anglików dla swojej wolności łączy się z pewnem przyzwoleniem na niewolę cudzą. Ta życzliwość dla łańcuchów sąsiada dochodzi niekiedy aż do entuzjazmu dla despoty, który rządzi obok.
W gruncie rzeczy Anna uczyniła, że jej naród był hureux[1], jak mówi trzykrotnie i z wdzięcznym naciskiem na stronach 6 i 9 swojej dedykacji i na stronie 3 swojej przedmowy francuski tłomacz książki Beeverella.
Królowa Anna m iała nieco na pieńku z księżniczką Jozyaną, a to z dwóch przyczyn.
Naprzód, że ją uważała za ładną.
Powtóre, że niebrzydkim był w jej oczach narzeczony księżniczki Jozyany.
Dwie przyczyny wystarczą kobiecie do zazdrości; królowej wystarczy jedna.
Dodajmy jeszcze do tego, że niebardzo była rada mieć w Jozyanie siostrę.
Wogóle Anna nie bardzo lubiła piękność w kobietach. Wydawało jej się to rzeczą przeciwną obyczajom.
Sama była brzydka.
Co to, to już nie z wyboru.
Nawet część jej drażliwości moralnej pochodziła z jej brzydoty.
W takich warunkach piękna i wolnomyślna Jozyana musiała zawadzać królowej.
Dla brzydkiej królowej piękna księżniczka nie jest przyjemną siostrą.
Był jeszcze jeden powód niechęci, to jest nieprawidłowe urodzenie Jozyany.
Anna była córką Anny Hyde, zwyczajnej lady, prawnie wprawdzie, ale nie całkiem fortunnie poślubionej przez Jakóba II w czasie, kiedy ten był tylko księciem Yorku.
Anna, czując w żyłach pewien stosunek krwi niższego rzędu, m iała się tym sposobem za osobę pół tylko królewskiego pochodzenia, podczas kiedy Jozyana, urodzona całkiem nieprawowicie, istnieniem swojem uwydatniała niby mniejszą nierównie, ale zato rzeczywistą niepoprawność w urodzeniu swej pani. Dziecko mezaljansu, Anna, widziała niezbyt daleko od siebie dziecko nieprawe, Jozyanę. Istniało tu przykre podobieństwo. Jozyana miała prawo powiedzieć Annie: „Moja matka warta twojej.“ Na dworze oczywiście tego nie mówiono, ale tak myślano. Było to przykre dla jej królewskiej mości. Poco ta Jozyana? Pocóż się urodziła? Do czego taka Jozyana potrzebna? Pewne pokrewieństwa umniejszają.
Z tem wszystkiem, Anna udawała życzliwość dla Jozyany.
Możeby ją nawet kochała, gdyby nie była jej siostrą.