Czterdziestu pięciu/Tom VI/XI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Czterdziestu pięciu |
Wydawca | Józef Śliwowski |
Data wyd. | 1893 |
Druk | Piotr Noskowski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Les Quarante-Cinq |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Nazajutrz tego dnia, król pracował w Luwrze z intendentem finansów, kiedy dano mu znać, że starszy pan de Joyeuse przybył z Chateau-Thierry z poselstwem od księcia Andegaweńskiego i czeka w wielkim posłuchalnym gabinecie.
Król spiesznie porzucił zatrudnienie i pobiegł na spotkanie drogiego przyjaciela.
Wielu oficerów i dworzan zajmowało gabinet; królowa matka przyszła także tego wieczora, w towarzystwie dam honorowych, co widząc, wiele pań z arystokracyi podążyło także do Luwru.
Król podał panu de Joyeuse rękę do pocałowania i z zadowoleniem spojrzał po zgromadzonych.
We drzwiach wchodowych, na zwyczajnem miejscu, stał Henryk du Bouchage, ściśle pełniąc obowiązki swoje.
Król podziękował mu skinieniem głowy przyjaznem, a du Bouchage — odpowiedział niskim ukłonem.
Joyeuse patrzył na to z ukontentowaniem i uśmiechał się do brata, nie śmiejąc go powitać, aby etykiecie nie uchybić.
— Najjaśniejszy panie — odezwał się Joyeuse — przysłany jestem do Waszej królewskiej mości od księcia andegaweńskiego, który । świeżo powrócił z wyprawy do Flandryi.
— Jakże się mój brat miewa, panie admirale?.. — zapytał król.
— Tak dobrze, Najjaśniejszy panie, jak mu na to stan umysłu pozwala; jednak nie taję przed Waszą królewską mością, że Jego wysokość zdaje się być cierpiącym.
— Potrzebuje rozrywki po doznanem nieszczęściu — rzekł król uradowany, że udając politowanie, może przypomnieć klęskę poniesioną przez brata.
— Zapewne, Najjaśniejszy panie.
— Mówiono nam, admirale, że klęska była okropna.
— Najjaśniejszy panie...
— Ale, że dzięki tobie, część armii została ocaloną. Dziękuję ci admirale. Czy książę nie pragnie mnie widzieć?
— I owszem, bardzo gorąco.
— A więc go odwiedzimy, czy pani zgadzasz się na to?... — zapytał Henryk zwracając się do Katarzyny, której serce cierpiało to wszystko, co twarz starała się ukryć.
— Najjaśniejszy panie — odpowiedziała — byłabym sama udała się do mego syna, lecz że chcesz połączyć się ze mną, podróż będzie mi tem przyjemniejszą.
— I panowie udacie się z nami — rzekł król do dworzan — jutro wyjeżdżamy i w Meaux będziemy nocowali.
— Czy mam donieść, Najjaśniejszy panie, Jego książęcej mości tę wiadomość?
— Nie, admirale, tak prędko mnie nie opuścisz; pojmuję, że Joyeuse jest lubiony i pożądany przez mego brata, ale Bogu dzięki, mamy ich dwóch... du Bouchage, ty pojedziesz do Chateau-Thierry.
— Najjaśniejszy panie — zapytał Henryk — czy wolno mi będzie doniósłszy księciu o przybyciu Waszej królewskie mości, powrócić do Paryża?
— Uczyń jak ci się podoba — odpowiedział król.
Henryk ukłonił się i postąpił ku drzwiom; szczęściem, że Joyeuse czatował na niego.
— Czy mi pozwolisz Najjaśniejszy panie pomówić z bratem?... — zapytał.
— Pomów, lecz o co wam chodzi?... — dodał król glos zniżając.
— Pragnie jak najprędzej powracać do Paryża, co sprzeciwia się moim i brata kardynała zamiarom.
— Idź więc i wstrzymaj tego szaleńca rozkochanego.
Admirał pobiegł za bratem i dogonił । w przedpokojach.
— A co — rzekł Joyeuse — wyjeżdżasz z pośpiechem?
— Tak, mój bracie.
— Ponieważ pragniesz prędzej powrócić?
— I to prawda.
— Myślisz więc jakiś czas tylko zabawić w Chateau-Thierry?
— Jak najkrócej.
— Dlaczego.
— Tam gdzie się bawią, nie dla mnie miejsce.
— Właśnie przeciwnie, Henryku; ponieważ książę Andegaweński ma zamiar dawać zabawy przy dworze, powinieneś pozostać w Chateau-Thierry.
— Niepodobna, mój bracie.
— Z przyczyny twoich zamiarów?
— Tak, mój bracie.
— Byłeś u króla żądać dyspensy?
— Kto ci o tem powiedział?
— Ja wiem.
— Prawda, byłem.
— Ale jej nie otrzymasz.
— A to dla czego mój bracie?
— Bo król nie chce się pozbawić takiego jak ty sługi.
— Zatem brat mój kardynał uczyni to, czego Jego królewska mość odmówi.
— Wszystko dla jednej kobiety!
— Bracie, błagam, nie nalegaj więcej.
— Bądź spokojny, więcej o tem nie wspomnę, ale raz trafmy do celu; ponieważ, udajesz się do Chateau-Thierry, zamiast powracać ztamtąd śpiesznie jak żądasz, pragnę, abyś w moim mieszkaniu zaczekał; dawno nie byliśmy razem i potrzebuję, rozumiesz, być razem z tobą.
— Mój bracie — odpowiedział Henryk — ty udajesz się do Chateau-Thierry dla zabawy; jeżeli zaś ja tam będę, zatruję wszystkie przyjemności twoje.
— Trwam w postanowieniu i mam nadzieje rozproszyć melacholię twoję...
— Mój bracie...
— Pozwól hrabio — rzekł admirał rozkazująco, ja zastępuję miejsce ojca i proszę abyś na mnie czekał w Chateau-Thierry. Znajdziesz tam moje mieszkanie, które twojem będzie, jest ono na dole, a okna na park wychodzą.
— Jeżeli tak każesz, mój bracie — odpowiedział Henryk z poddaniem.
— Nazwij to jak ci się podoba, ale zaczekaj na mnie.
— Będę ci posłusznym mój bracie.
— Jestem pewny, że nie będziesz się gniewa! — dodał Joyeuse ściskając młodzieńca.
Ten wyrwawszy się z objęć braterskich, zażądał koni i bezzwłoczni udał się do Chateau-Thierry.
Pędził jak człowiek gniewający się na przeciwności, to jest pożerał przestrzeń.
Tego samego wieczora, przed nocą wjeżdżał na wzgórze, na którem stoi Chateau-Thierry kąpiąc nogi w Marnie.
Jego nazwisko otworzyło mu bramy zamku, który książę zamieszkiwał; na pozyskanie jednak posłuchania, więcej jak godzinę czekać było potrzeba.
Książę, mówili jedni, był w swoich apartamentach; drudzy powiadali, że spał, inni, że się bawił muzyką?
Nikt jednak z domowników nie umiał nic pewnego powiedzieć.
Henryk nalegał, aby prędzej uwolnić się od obowiązku i cały oddać smutkowi.
Skutkiem nalegania, ponieważ wiedziano jak brat jego poufały jest z księciem, wprowadzono go do jednego z salonów na pierwszem piętrze, gdzie książę zezwolił na przyjęcie.
W pół godziny, noc zapadła.
Ciężki i wlokący się chód księcia andegaweńskiego dał się słyszeć na galeryi.
Henryk go poznał i gotował się do ceremoniału.
Lecz książę, który zdawało się, że śpieszy, uwolnił go od formalności, biorąc za rękę i ściskając.
— Jak się masz, hrabio — rzekł — po co się kłopoczesz i odwiedzasz nieszczęśliwego, pokonanego...
— Król przysyła mnie do Waszej książęcej mości z oświadczeniem, że pragnie widzieć Waszą wysokość, a nie chcąc go trudzić, sam uda się do Chateau-Thierry, najpóźniej jutro.
— Król jutro przybędzie! — zawołał Franciszek z widocznem nieukontentowaniem.
I spiesznie dodał:
— Jutro! jutro! a w zamku nie ma nic gotowego na przyjęcie Jego królewskiej mości.
Henryk ukłonił się jak ten, który przywozi rozkaz, ale nie ma polecenia objaśniać go.
— Pośpiech — rzekł — z jakim Ich królewskie Mości pragną widzieć Waszą wysokość, nie pozwolił im myśleć o ambarasie.
— Dobrze więc — odpowiedział książę — dziękuję ci Henryku za pośpiech, bo widzę żeś strudzony i potrzebujesz spoczynku.
— Czy Wasza książęca mość nie ma co polecić?... — zapytał Henryk z uszanowaniem.
— Nic; możesz iść spać. Nic nie potrzebuję dzisiaj; jestem cierpiący, niespokojny, straciłem sen i apetyt i dlatego nie chcę, aby ktokolwiek w moich przykrościach miał udział. A wiesz nowinę?...
— Jaką, Mości książę?
— Aurillego wilki zjadły.
— Aurillego!... — zawołał Henryk z podziwieniem.
— Tak, zjadły. Szczególniejsza, że wszystko co mi przychylne, źle kończy. Dobrnoc, hrabio, śpij smacznie.
I książę wolnym oddalił się krokiem.