Dwie sieroty/Tom III/XII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dwie sieroty |
Podtytuł | Dorożka № 13 |
Wydawca | J. Terpiński |
Data wyd. | 1899-1900 |
Druk | J. Terpiński |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Le Fiacre Nº 13 |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Berta drżała z przerażenia, pomyślawszy o owym dokumencie oskarżającym mechaniku, wsuniętym do jego biurka przez tych dwóch nieznajomych, a zabranym przez nią.
— Gdyby ten papier wpadł był w ręce policji, mówiła sobie, Ireneusz został by zgubionym!... Boże! mój Boże... ratuj niewinnego! wyszepnęła.
Pierwsza sprawa została kończoną. Pisarz zawołał: „Ireneusz Moulin“.
Mechanik powstał spokojny, i zamienił znaczące spojrzenie ze swoim obrońcą.
Berta uczuła, że siły ją opuszczają. Nie zawiodło jej więc przeczucie, wskazując wychowańca jej ojca, przyjaciela matki, i obrońcę tej dobrej i szlachetnej sprawy!...
Wobec rozpoczynającego się sądu ponad Moulin’em, dreszcz nerwowy wstrząsnął Jerzym de la Tour-Vandieu, ręce mu drżały.
Prokurator przeczytał głośno akt oskarżenia. Akt ten oparty na denuncjacji Theifera był niesłychanie zręcznie napisanym. Stosunki Moulin’a z Orsinim podczas jego pobytu w Anglji, do czego się przyznał, były nader umiejętnie wyzyskanemi w tem akcie.
Rodzaj mimowolnego dreszczu przebiegł po zebranych, po odczytaniu go przez pisarza. Zdawało się wszystkim, że wina mechanika została dowiedzioną. Dziwiono się tylko dla czego stawiono go przed sądem policji poprawczej a nie przed trybunałem? Nikt nie wątpił, że wyrok surowy zapadnie.
Książę Jerzy rozpromieniony, ukrywał z trudnością swą radość.
Badanie się rozpoczęło.
Ireneusz ciągle spokojny i pewien siebie odpowiadał z godnością pochodzącą z poczucia własnej niewinności. Tłumaczenie jego było jasne i przekonywające. Czuć było oddźwięk prawdy w każdym jego słowie.
Różne a częstokroć podstępne zapytania prezydującego, nie były wstanie zmieszać go ani na chwilę. W owej szermierce pomiędzy nim a przedstawicielem prawa ani razu nie został draśniętym.
Zwrot dokonywał się wobec opinji publicznej.
Wielu z pośród słuchaczów. zaczęło nabierać przekonania, iż Ireneusz Moulin, mógł być niesłusznie posądzonym.
Książę Jerzy, nie uśmiechał się już teraz, głęboka zmarszczka zarysowała
się na jego czole.
— Ja mogę temu nędznikowi pozwalać na tłumaczenie się w taki sposób zapytywał siebie. Ci urzędnicy nie posiadają chyba rozumu, trzeba go było zaraz na początku zbić z tropu, i zmusić do milczenia.
Po badaniu trwającem blisko godzinę, nastąpiły wnioski prokuratora. Były one jak to przewidzieć się dało, surowe i pognębiające.
Prokurator rzucał gromy na owych ludzi niebezpiecznych, robiących sobie z zawichrzeń społecznych cel życia, rujnujących podstawy państwowe, rzucających się zuchwale na władzę, bez której kraj popadłby w chaos i zamięszanie; paraliżujących przemysł i handel, rozsiewających popłoch nietylko po miastach, ale i w ustronnych zakątach wiejskich, wystawiających wreszcie kraj za nieufność i podejrzenia całej Europy. Zakończając swą mowę, żądał najsurowszego zastosowania praw względem podsądnego.
Ta mowa napuszona, pełna pustych frazesów, zwiększyła niepokój Berty, a podziałała jak balsam gojący na rozdrażnione nerwy księcia Jerzego.
Spojrzenia wszystkich zwróconemi teraz były na Ireneusza Moulin, studjując bacznie jego fizjognomję. Nie widniał na niej najmniejszy ślad niepokoju; lekko szyderczy wyraz ożywił jego oblicze.
— Ileż to słów daremnie wygłoszonych z mojej przyczyny, myślał uśmiechając się. Niech sobie gadają, nie potrafią uczynić mnie winnym.
Obrońca ma głos, przemówił prezydujący.
Henryk de la Tour-Vandieu powstał z ławki.
Jerzy zbladł jak ściana, dreszcz wstrząsnął nim od stóp do głowy.
— On?... on!... wyszepnął. On obrońcą mojego śmiertelnego wroga?... Zgnębionym bez odwołania!...
Uniósł się na ławce by powstać, lecz sił mu zbrakło, upadł z ciężkością na miejsce.
Młody adwokat głos zabrał.
Obrona jego była krótka, ale logiczna i pełna zapału.
Unikając szczegółów któreby mogły zadrasnąć miłość własną prokuratora, wydobył prawdę z pod osłon, pod któremi ukryć ją usiłowano. Dowiódł, że fakta służące za podstawę oskarżenia, wylęgły się tylko w bujnej wyobraźni policyjnych agentów, pragnących bądź co bądź odznaczyć się zbytkiem gorliwości.
Przedstawił sądowi przeszłość Ireneusza Moulin, żyjącego od lat osiemnastu zdala Paryża. Opowiedział, jak będąc bardzo młodym jeszcze chłopcem przyjechał do Anglji, jak tam pracował gorliwie, robiąc wzorowe postępy, szanowany przez zwierzchników, kochany przez towarzyszów, słowem bez zarzutu pod każdym względem. Jak się zajmował tem tylko co miało związek z jego rzemiosłem, nie zajmując wcale polityką.
Nietylko to wszystko opowiedział, ale dowiódł tego co mówił, poparł świadectwami nadesłanemi z Portsmouth, poświadczonemi przez kogo należało.
Przedstawił również list komisarza policji któremu Ireneusz przed kilkoma tygodniami w zajściu pod „Srebrnym Krukiem“ uratował życie.
— Niewinność tego, którego mam zaszczyt bronić, jest tu widoczną panowie, zakończył. Niepodobna jej zaprzeczyć, każdy uznać ją musi, bo narzuca się ona każdemu. Odrzućcie więc te oskarżenia bezzasadne. Zniszczcie owe raporta policyjne, jakich nic niepotwierdza, a wszystkie dowody moralne obalają. Podsądny jest człowiekiem bez plamy, nie macie prawa wątpić o tem dłużej, żądam stanowczo jego uwolnienia.
Henryk de la Tour-Vandieu, usiadł po tej przemowie, uścisnąwszy poprzednio rękę oskarżonego, który mu oddał uścisk z całą serdecznością.
Szmer przychylny przebiegł po zgromadzeniu.
Prokurator nie żądał już głosu ażeby odpowiedzieć obrońcy.
Sąd wyszedł na naradę.
Biedna Berta drżała ze wzruszenia. Książę Jerzy chwycił konwulsyjnie za poręcze od ławki aby nie upaść.
Po dziesięciu minutach, prezydujący wręczył pisarzowi do odczytania wyrok uniewinniający Ireneusza Moulin, i polecający natychmiastowe wypuszczenie go na wolność.
Córka Pawła Leroyer wydała przytłumiony okrzyk, i pod nadmiarem wzruszeń zemdlała.
Otaczający pośpieszyli do niej z ratunkiem i wkrótce przywrócono jej przytomność.
Książę de la Tour-Vandieu wymknął się z sali niepostrzeżenie. z czołem zroszonem zimnym potem, z najczarniejszemi pzeczuciami w duszy.
Henryk nie domyślając się nawet że jego obrona miała za świadka przybranego ojca, przyjmował gorące powinszowania kolegów, poczem udał się do sali piątego wydziału, gdzie bronić miał sprawy Jana-Czwartka.
I tam zarówno okazał w całej pełni swe świetne zdolności, ale ów drugi klijent nieszczęściem znajdował się w położeniu mniej wzbudzającem współczucia i zainteresowania, to też okazało się niepodobieństwem pozyskać dlań zupełne uwolnienie.
Wpływ wymowy Henryka, mimo że nie uwieńczonej skutkiem pożądanym, nie mniej był świetnym.
Czwartkowi wygłoszono wyrok skazujący go tylko na osiem dni aresztu. Szpagat otrzymał dwa lata więzienia, i pięć lat policyjnego nadzoru.
Książę Jerzy wyszedł z gmachu prefektury nie domyślając się wcale, że w tej chwili właśnie, w piątym wydziale, sądzono sprawę człowieka, który groźniejszym mógł stać się dla niego wrogiem ponad Ireneusza Moulin, i że własny syn jego stawał w obronie tego indywiduum, jak już poprzednio bronił mechanika.
Nie przeczuwał ów stary zbrodniarz, że bliskim jest może dzień w którym Jan-Czwartek i Ireneusz Moulin połączy się przeciw niemu, w celu strasznego odwetu.
Berta po odzyskaniu przytomności dzięki troskliwym staraniom jakiemi ją otoczono, była w możności mimo że bardzo osłabiona, powrócić na ulicę Notre-Dame des Champs.
Poraz to pierwszy od śmierci matki w sercu sieroty zajaśniała jeśli nie radość to drobna iskierka nadziei.
Widziała, że będzie możliwem oczyścić pamięć i nazwisko ojca, to nazwisko, które było i jej własnem, a którego niedozwalała jej nosić obecnie pokrywająca je krwawa plama.
Młoda dziewczyna przywiązywała niezmierną ważność do tego uniewinnienia. Chodziło jej o coś więcej jeszcze, prócz uznania i ogłoszenia o powróceniu czci Pawłowi Leroyer, niesłusznie straconemu na rusztowaniu. Myślała przed wszystkiem o owej przeszłości, przeszłości tak odległej, nieznanej ogółowi, zapomnianej przez wszystkich... a obok tego, myślała i o swojej przyszłości.
Biedne dziewczę, chciało nakazać milczenie swojemu sercu, wyrwać zeń najmniejszy ślad zawiedzionej miłości.
Serce wszelako, niechciało słuchać jej rozkazów, niedozwalało zapomnieć. Przeciwnie teraz więcej niż kiedykolwiek kochała Edmunda Loriot, i poczynała rozumieć, iż nigdy kochać go nieprzestanie, pomimo wszelkich usiłowań do stłumienia tego uczucia.
Otóż gdyby udało się dowieść, że Paweł Leroyer zginął męczennikiem a nie zbrodniarzem. Berta nie mając już potrzeby do zachowywania tajemnicy, mogłaby opowiedzieć młodemu lekarzowi powód swojej bytności na placu Królewskim, i zostać żoną Edmunda, kochaną, kochającą, szczęśliwą!...
Tak!... wszystko to było możliwem, i nawet być mogło bliskim spełnienia.
Tego jeszcze wieczora, lub co najdalej nazajutrz, spodziewała się zobaczyć Ireneusza u siebie. Będzie więc mogła dowiedzieć się nareszcie, co zawierał ów list zniszczony?
Moulin zwierzy się jej bez wątpienia ze swoich zamiarów, i odtąd pójdą już razem ręka w rękę ku zamierzonemu celowi.