<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Dwie sieroty
Podtytuł Dorożka № 13
Wydawca J. Terpiński
Data wyd. 1899-1900
Druk J. Terpiński
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Fiacre Nº 13
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XVI.

— A więc... zaczął po chwili Ireneusz chcąc zmienić przedmiot rozmowy, będziesz pani moją kasjerką?
— Skoro pan tego żądasz... wyszepnęła Berta.
— Żądam nieodwołalnie. Pieniądze tu pewniejszemi będą niż u mnie w domu, gdzie policja już raz robiła rewizję, i może przyjść jej fantazja powtórzyć to jeszcze. Ale będziemy musieli często się widywać panno Berto.
— O! tak!....codziennie... codziennie!
— Nie inaczej; otóż byłbym bardzo szczęśliwy, gdybyś pani spełnić zechciała pewną moją prośbę.
— Przyrzekam to z góry... O cóż idzie
— Żebyś mi pani pozwoliła przychodzić tu na śniadanie i obiad?...
— Najchętniej.
— Będzie to dla nas dogodnie... a przytem i oszczędnie. Zaczniemy od jutra... Zgadzasz się pani?
— Bez kwestji. Jutro o jedenastej zastaniesz pan już gotowe śniadanie. Zjadłszy je, pójdziemy na cmentarz Montparnasse. Pomodliwszy się tam na grobie mojej biednej matki i brata, zaprowadzisz mnie pan na ten grób tajemniczy którego nigdy nie widziałam. Na grób drogiego męczennika który był ojcem moim.
— Zaprowadzę tam panią, odrzekł Moulin, ocierając oczy łzami zroszone; zaprowadzę cię moja siostro!


∗             ∗

Theifer nie widział się z księciem de la Tour-Vandieu, od dnia wyroku wydanego przez siódmy wydział, a uwalniający całkowicie Ireneusza Moulin. Wieczorem dnia tego, wracając do domu, spotkał właściciela sklepiku znanego nam już z tajnych stosunków z prefekturą, jaki w niektórych okolicznościach zastępował odźwiernego.
Tenże sklepikarz wręczył mu list przyniesiony przez posłańca, z podpisem Fryderyka Bérard, wzywający agenta ażeby przyszedł nazajutrz na ulicę Pot-de-Fer.
Stosownie do tego wezwania, Theifer udał się nazajutrz do księcia Jerzego. On sam otworzył mu drzwi, i agent zdumiony został zmianą jaka w ciągu czterdziestu ośmiu godzin zaszła na obliczu starca.
Dawny kochanek Klaudji Varni nosił na twarzy wyryte ślady gnębiących go trosk i niepokoju. Wydłużone rysy, śmiertelna bladość, zapadłe oczy, zdradzały jego męczarnie.
— Do czarta! opadły skrzydła jastrzębiowi, pomyślał Theifer składając ukłon pełen głębokiego poszanowania.
— Wasza książęca mość raczył mnie wezwać listem a więc przybyłem... dodał.
— Czy wiesz o fatalnym zakończeniu sprawy Ireneusza Moulin? zawołał gwałtownie Jerzy.
— Niestety... wiem o tem; odparł agent. Sędziowie siódmego wydziału wydali niesłuszny wyrok, ale uważam to za rzecz małej wagi, względnie do osobistej sprawy waszej książęcej mości.
— Jak to rozumiesz?
— Skoro chwilowe uwięzienie tego człowieka pozwoliło nam wejść do jego mieszkania i zniszczyć kompromitujący dokument, cóż nam przeszkadza teraz jego uwolnienie?...
— Szkodzi nam, i bardzo.
— Dla czego Ireneusz Moulin uwolniony teraz skoro pani Leroyer umarła miałby być dla nas niebezpiecznym?
— Niebezpieczniejszym jest niż kiedykolwiek.
— Pozwoli mi wasza książęca mość powtórzyć zapytanie, dla czego? Książę Jerzy skinął przyzwalająco poruszeniem głowy.
— Byłem więc chyba w błędzie, mówił dalej agent sądząc, że wszelkie niebezpieczeństwo usuniętem zostanie z chwilą zniszczenia listu i śmiercią wdowy Leroyer?
— Niebezpieczeństwo zmniejszyło się nieco, przyznaję, ponieważ ten list stanowił niezbity dowód popełnionego występku, w którym nic winien nie byłem, a za który musiałam być odpowiedzialnym, odparł Jerzy.
— A zatem skoro dowód nie istnieje, wasza książęca mość nie powinien obawiać się dochodzenia.
— Nie obawiałem się tego i pierwej, bo przedawnienie nastąpiło.
— Skutkiem czego więc ten niepokój waszej książęcej mości?
Pan de la Tour-Vandieu wzruszył ramionami.
— Zechciej że raz zrozumieć, odrzekł, że ja chcę mieć spokój zupełny. A mogę żyć spokojny będąc ciągle zagrożonym wybuchem skandalu, jaki może splamić moje nazwisko, i zepchnąć mnie z wysokiego stanowiska jakie obecnie zajmuję?
— Widzę z boleścią, że wasza książęca mość niema we mnie zaufania, rzekł Theifer.
— Co przez to rozumiesz?
— To, że wasza książęca mość posługuje się mną tylko jak gdyby martwem narzędziem, niedozwalając mi jasno rozejrzeć się w tej sprawie. Idę... nie wiedząc dokąd dążę? Nie znając tajemnicy szczegółowo nie mogę mieć rzecz naturalną jasnego sądu o stanie tej sprawy, a ztąd nie mogę udzielić pożytecznej rady. Przed kilkoma dniami, książę widział w owej Klaudji Varni jedynie groźną dla siebie nieprzyjaciółkę; dziś, znowu się wytwarzają nowe obawy. Zkąd i dlaczego?
Pan de la Tour-Vandieu, który upadł przed tem bezsilny na krzesło, wstał i zaczął się przechadzać wielkiemi krokami.
— Pytasz dla czego? powtórzył; dla tego żem się rozpatrzył lepiej i widzę rzeczy jak stoją. Klaudja Varni pozostawiona samej sobie nie będzie działać dla zemsty, ale dla korzyści. Skompromitowana zarówno jak ja, a nawet gorzej odemnie, zechce pieniędzy... Dawszy jej takowe, zmuszę ją do milczenia... Gdyby jednak nieszczęściem zawarła przymierze z Ireneuszem Moulin, Esterą lub z córką wdowy Leroyer, nie szłoby jej natenczas tylko o samą korzyść, albo o zemstę, i wtedy miałbym słuszny powód obawiać się najgorszych następstw.
— Zatem Klaudja Varni była... jakby tu powiedzieć była pańską wspólniczką w tej sprawie?
— Powiedz, współwinowajczynią, odrzekł Jerzy.
— Córka pani Leroyer, jest dzieckiem skazanego.
— Wszak dobrze wiesz o tem!...
— Przestrach złym bywa doradcą, Niedozwala on ropatrzeć się trzeźwo w położeniu. Tak i w tym razie. Jakże bowiem można przypuścić, ażeby ta występna kobieta mogła połączyć swą sprawę z sierotą po straconym, ja temu nie wierzę!... Klaudja Varni ma jedno prawdopodobnie na względzie, to jest własną korzyść, a nie wie nawet, że wasza książęca mość jest z innej strony zagrożonym.
— Niech i tak będzie!... ale temu jednak niezaprzeczysz, że Ireneusz Moulin którego cele są nam wiadome, może się połączyć z Bertą Leroyer i Esterą.
— Niechaj się książę nie lęka. O ile wiadomo traf tylko sprowadził Esterę do mieszkania mechanika.
— Mieszkając w tym samym domu, mogą się spotykać, jest to nawet prawdopodobne. Otóż z tego spotkania może wybuchnąć katastrofa jakiej się obawiam.
— Estera jest obłąkaną, a więc nic łatwiejszego, jak usunąć ją z drogi.
— Jakim sposobem?
— Za pomocą policji. Zmusić starą jej opiekunkę, panią Amadis by ją oddała do domu warjatów
— A czyż to da się uczynić?
— Jaknajlepiej. Prawo wydane co do obłąkanych jest niezmiernie elastyczne i dogodne. Mogę powiedzieć, że nigdy w żadnym razie prawo nie było względniejsze. Można je nagiąć do wszelkich okoliczności, prawdziwie jak siodło końskie na każdego konia dopasować można. Można je użyć w interesie publicznego porządku, i w swoim własnym interesie, jeżeli się ma wpływy i pieniądze. A zatem jeżeli ta warjatka niepokoi waszą książęcą mość, zobowiązuję się usunąć ją z drogi, i w ciągu trzech dni najdalej umieścić w domu obłąkanych.
— Zastanów się, czy nie za wiele obiecujesz Theiferze?
— Jestem pewien tego co mówię.
— Ależ prawo wymaga przeprowadzenia śledztwa.
— Wiem o tem.
— A więc?
— Więc cóż? Nakręca się prawo stosownie do potrzeby, i koniec na tem! Zresztą przeprowadzenie śledztwa nie jest tak trudną rzeczą, jeżeli się je samemu przeprowadzi. Dla przekonania waszej książęcej mości, potrzeba nie słów, lecz czynów. Proszę o rozkazy, a wszystko stanie się według pańskiej woli... Czy wasza książęca mość upoważnia mnie do działania?
— Upoważniam.
— Niechaj więc ta warjatka będzie uważana za nie istniejącą zupełnie. Dokonam tego najdalej w ciągu czterdziestu ośmiu godzin.
— Liczę na twoją gorliwość i zręczność, odparł Jerzy, ale nam pozostają jeszcze Ireneusz Moulin, i Berta Leroyer...
— Cóż oni zrobić mogą, bez porozumienia się z obłąkaną?
Pan de la Tonr-Vandieu zaczął się na nowo przechadzać po pokoju. Układał odpowiedź na dane sobie zapytanie, a odpowiedź była bardzo trudną.
Chciał wytłumaczyć agentowi nie zdradzając tajemnicy jakie niebezpieczeństwo dopatrywał w przymierzu Berty z Ireneuszem.
Theifer odgadywał myśli księcia po widocznym jego niepokoju.
— Sądzę, ozwał się wreszcie, że będę mógł sam odpowiedzieć na zadane przed chwilą waszej książęcej mości zapytanie.
Jerzy spojrzał bystro na mówiącego.
— Istniał dowód przeciw waszej książęcej mości, zaczął agent, tym dowodem był list napisany przez osobę któraby mogła jeśli nie zgubić, to wywołać skandal, ale która nie zrobi tego, gdyż uzna za korzystniejsze dla siebie czerpać pełnemi rękoma w kasie księcia de la Tour-Vandieu niż zaspokajać jakąś tam dawną urazę. Ireneusz Moulin z tym listem w ręku był groźnym, z chwilą zniszczenia listu, przestał być niebezpiecznym.
— Ale on pewnie pamięta każde słowo tego pisma? — wtrącił książę.
— Cóż z tego? odrzekł Theifer. Jakąż wartość może mieć twierdzenie niepoparte dowodami? Żadnej; i Moulin wie o tem tak dobrze jak my oba. Będzie więc milczał, nic nie przedsięweźmie; chyba jedynie spróbowałby się zbliżyć do Estery, gdyby miał nadzieję dowiedzenia się czegoś od niej. Skoro ją jednak zamkniemy, to nie uda mu się z nią zobaczyć... Stosowne polecenia wydam komu należy. Zresztą, któż by tam dawał wiarę zeznaniom obłąkanej!...
— Ale ona może powrócić do zdrowia?
— To prawda. A więc trzeba ją umieścić jaknajprędzej w miejscu bezpiecznym. Nie należy gardzić żadnym środkiem ostrożności.
— A gdy ta stara opiekunka zechce się z nią widywać, jak zdołasz temu przeszkodzić?
— Zrobię tak, że nie będzie wiedziała dokąd Esterę zawiozą. Zresztą ta stara to już trochę zdziecinniała. Dość ją będzie nastraszyć aby porzuciła zamiar dowiadywania się o swoją protegowaną.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.