<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Dwie sieroty
Podtytuł Dorożka № 13
Wydawca J. Terpiński
Data wyd. 1899-1900
Druk J. Terpiński
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Fiacre Nº 13
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


X.

Jerzy podał agentowi znany nam list zapraszający.
Théfer przeczytał go dwa razy.
— Pani Dick-Thorn, wyrzekł po chwili. Czy znane jest księciu to nazwisko?
— Bynajmniej, po raz pierwszy je słyszę.
— Cóż książę o tem sądzi?
— Jestem przekonany że pod tem nazwiskiem ukrywa się kobieta poszukiwana napróżno przez ciebie i twoich agentów w Paryżu i Londynie.
— Klaudja Varni? wykrzyknął Théfer.
— Tak, Klaudja Varni, która widocznie wyszła za mąż w Anglji i teraz staje przedemną groźna i straszna!
— Ten ręczny dopisek odnoszący się do mojego syna, ma na celu skłonienie mnie do przyjęcia zaproszenia podniecając moją ciekawość. Przeczuwam chytrą zasadzkę.
Théfer zadumał się głęboko.
— A więc ona nie wie o udanym wyjeździe waszej książęcej mości?
— Zdaje się że nie wie. Co teraz robić?
— Przekonać się najprzód potrzeba, czy przypuszczenie księcia, nie jest mylnem i czyli pani Dick-Thorn jest rzeczywiście Klaudją Varni. Potem zobaczymy.
— Jakże się o tem dowiedzieć?
— Niechaj się książę o to nie troszczy. Ja się tem zajmę. Jutro wiedzieć będziemy. Na teraz chodzi o co innego... Czy zamiar o którym mi książę wspominał trwa bez zmiany?
— Co do Berty Leroyer?
— Tak. Bardziej niż kiedykolwiek... Nie będę spokojnym dopóki ta dziewczyna usuniętą nie zostanie.
— W chwili gdy wasza książęca mość zadzwonił, nie spałem, i rozmyślałem właśnie nad wynalezieniem praktycznego sposobu dla dopięcia zamierzonego celu.
— I znalazłeś go?
— Prawie.
— Czy mógłbym wiedzieć?
— Nie teraz proszę... Mój plan niedojrzał jeszcze dostatecznie tak, abym go mógł przedstawić jasno i wyraźnie. Niech książę uspokoi się, i wróci do siebie. Jutro przyjdę zdam sprawę z mych działań, i będę mógł radę skuteczne udzielić.
Jerzy nie nalegał więcej. Pożegnał się z Théferem, wsiadł do dorożki i kazał Loriotowi się zawieść na ulicę Pot-de-fer.
Przyjechawszy przed dom gdzie mieszkał, hojnie za kurs zapłacił i wydobywszy klucze, wszedł do sieni.
— Do pioruna! stary ten bardzo hojny!... szczególniej jak na takiego co mieszka w takiej szkaradnej dzielnicy miasta, szepnął stryj Edmunda. Nie jestem z natury ciekawym, ale radbym się dowiedzieć co za interesa on ma włócząc się w nocy z kluczami od wszystkich bram miasta? Ślusarz jakiś... czy co u czarta! Zresztą nie nasza to rzecz Milordzie. Hop! jedźmy oba do domu.
Théfer nie zamknął oczu przez resztę nocy. Był on podwójnie zajęty.
Przypuszczał on równie jak Jerzy, że pod nazwiskiem Dick-Thorn ukrywała się Klandja Varni, ale chodziło o pewność w tym razie. Mogła się ona stać niebezpieczną, trzeba więc było obezwładnić ją jaknajprędzej.
Nasz agent postanowił zająć się tem od rana.
Postępowanie względem Berty Leroyer, było o wiele trudniejsze i sprawa groźniejsza ze względu na skutki i sposób wykonania.
Théfer przerabiał w głowie szkice projektu co do którego odmówił księciu objaśnień.
Przed ósmą rano wyszedł nazajutrz i udał się do prefektury, gdzie służbowe obowiązki zatrzymały go do godziny dziesiątej.
Wsiadłszy potem w dorożkę, pojechał do angielskiej ambasady.
Jego stanowisko inspektora tajnej policyi, otwierało mu drzwi wszędzie.
— Czego pan sobie życzy? zapytał urzędnik, którego obowiązkiem było wizowanie paszportów.
— Przychodzę prosić, o objaśnienie względem pewnej osoby, która jak się zdaje będąc francuskiego pochodzenia, wyszła za mąż za Anglika i teraz bawi w Paryżu.
— Czy pan jesteś urzędownie upoważnionym do tego zapytania?
— Tak, urzędownie, przez pana prefekta.
— Czy wspomniona osoba jest skompromitowaną lub popełniła jakie przestępstwo we Francyi?
— Niemogę panu odpowiedzieć na to zapytanie. Działam z rozkazu moich zwierzchników, nie badając szczegółów.
— Nazwisko tej osoby?
— Pani Dick-Thorn.
— Dick-Thorn? powtórzył urzędnik. Wdowa po angielskim przemysłowcu zmarłym przed kilkoma miesiącami. Po przybyciu do Paryża złożyła tu paszport, i zdaje mi się że go dotąd nie odebrała. Będę więc mógł panu prawdopodobnie dostarczyć potrzebnych wiadomości.
Tu zbliżył się do szafy z przegrodami i jedną z nich otworzył.
— Oto jest paszport pani Dick-Thorn, wyrzekł po chwili, wdowy po Franciszku Wiljamie Dick-Thorn, poddanym angielskim, z domu Klaudji Varni, pochodzenia francusko-włoskiego.
— Tę... to! — wykrzyknął z radością Théfer.
— Podróżującej z córką Oliwją, czytał dalej urzędnik. Oto jedyne szczegóły jakich mogę panu udzielić.
— Wystarczające dla mnie, jestem panu mocno obowiązany.
Dowiedziawszy się o czem chciał wiedzieć Théfer, wyszedł. Powóz czekał na niego przede drzwiami.
— Na ulicę Pot-de-fer! zawołał na stangreta. Jedz prędko, a dobrze zapłacę.
Jerzy oczekiwał na, agenta, z łatwą do zrozumienia niecierpliwością.
— No i cóż? zapytał żywo.
— Podejrzenia księcia okazały się słusznemi.
— A więc ta pani Dick-Thorn?...
— Jest Klaudją Varni we własnej osobie.
Pan de la Tour-Vandieu pobladł.
— Masz na to dowód? zapytał po chwili.
Théfer powtórzył rozmowę mianą z urzędnikiem angielskiej ambasady.
— Tak więc, wyszeptał Jerzy stłumionym głosem, drżąc cały, tak więc „ona“ jest w Paryżu.
— Nie należy tracić z tego powodu głowy, rzekł agent ale rozmyśleć się, i działać. Położenie staje się wyraźne, a ja najlepiej to lubię. Nieprzyjaciel staje przed nami, odsłania przyłbicę i oznacza nam wyzwanie. My więc nietylko możemy stanąć w obronnej pozycyi ale mu zadać cios pierwszy.
Jerzy sino blady, z pałającemi dziko oczyma, cały potem zroszony, był najzupełniej zgnębiony.
— Nie mogę już myśleć!... niemam siły... woli energji... odwagi!... Ta kobieta przeraża mnie!... wyjęknął głucho.
— Wasza książęca mość przestrasza się wszystkiego; odrzekł ironicznie Théfer. Nim się zaczniemy obawiać, potrzeba zbadać jakie zagraża nam niebezpieczeństwo.
— Wiem to aż nadto dobrze.
— Książę może się mylić. Klaudja Varni wydaje mi o wiele mniej potężną niż wasza książęca mość sądzi — Nieznasz jej!... Ona jest zdolną, do wszystkich zbrodni i występków!... To szatan na ziemię zesłany!
— Raz jeszcze proszę, zastanówmy się trzeźwo nad położeniem zamiast się przerażać. Klaudja Varni zna swoją bezsilność. Widocznem to jest z brzmienia jej listu.
Jerzy podniósł głowę.
— A to jakim sposobem? zapytał.
— Ten list jest podpisany, mistress Dick-Thorn, mówił dalej agent. Ta która go pisała, sądzi więc że książę nieprzyjąłbyś zaproszenia Klaudyi Varni, i że niewdzięcznością byłoby z jej strony zdradzić swoją obecność w Paryżu. Te kilka wierszy przypisku nakreślonego odmiennym charakterem, ma za cel podniecić ciekawość waszej książęcej mości i skłonić do przyjścia na zebranie u pani Dick-Thorn. Klaudja używa podstępów dla ściągnięcia księcia do siebie, a więc czuje bezsilność narzucenia swej woli, swoich rozkazów. Zatem my jesteśmy od niej silniejsi.
Pan de la Tour-Vandieu potrząsnął głową z niedowierzaniem.
— Tak! jesteśmy od niej silniejszymi, powtórzył agent. Gdyby ta kobieta miała skuteczną broń przeciw nam, to przyszłaby wprost do pałacu na ulicę świętego Dominika narzucić księciu swoją obecność i swoje warunki. Tego wszelako nie czyni. A więc książę musisz zjawić się u niej i przedstawić jej swoje „ultimatum?
— Ależ to niepodobna!
— A jednakże tak być musi!... Jest to koniecznem!
— Jakto? chciałbyś żebym poszedł na tę zabawę na której wpadłbym niezawodnie w jaką zasadzkę obmyśloną na moją zgubę?
— Ja sobie inaczej układam te odwiedziny u pani Dick-Thorn. Obecność księcia na tym wieczorku byłaby niezręcznością, bo cały świat dowiedziałby się natenczas, że ów wyjazd był udaniem.
— A więc rozwiąż mi tę zagadkę.
— Wszakże w obecnej chwili książę Jerzy de la Tour-Vandieu nazywa się Fryderykiem Bérard?
— Tak jest.
— A więc to ów mieszczanin Fryderyk Bérard zamieszkały przy ulicy Pot-de-fer przedstawi się pani Dick-Thorn i w tych warunkach nie obawiając się zasadzki i mogąc mówić swobodnie; dowie się czego Klaudja Varni żąda od księcia de la Tour-Vandieu.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.