Dwie sieroty/Tom IV/XIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dwie sieroty |
Podtytuł | Dorożka № 13 |
Wydawca | J. Terpiński |
Data wyd. | 1899-1900 |
Druk | J. Terpiński |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Le Fiacre Nº 13 |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
— Berta Leroyer odegra rolę kobiety przebranej za mężczyznę.
— A doktora? zapytał Jan-Czwartek.
Wynajęty lokaj który był figurantem w teatrze Ambligu. Wywiąże on się dobrze z zadania mimo, że niezna całej tej sprawy.
— Ale po wybuchu, trzeba nam sobie odwrót przygotować.
— Nie troszcz się o to. Przez buduar łatwo nam się będzie przesunąć. Zresztą skandal ztąd żaden nie wyniknie. Pani Dick-Thorn zemdleje może w najgorszym razie, i nikt oprócz nas nie domyśli się przyczyny.
— Prawda... Lecz jeszcze na jedno zwrócę ci uwagę. Potrzeba będzie kostjumów, peruk, bród przyprawionych.
— Pójdę do słynnego Babin i wezmę od niego adres fryzjera teatralnego. Ty następnie zapakowawszy to wszystko w wielkie pudło, wyślesz przez posłańca na Berlińską ulicę pod adresem pana Laurent.
— Rozumiem, ale to będzie grubo kosztowało.
— Daję ci na to pieniądze, rzekł Ireneusz, kładąc przed Czwartkiem rulon złota.
Rozmowa ich trwała jeszcze kilka minut, poczem Ireneusz wrócił do domu zadowolony z pochwał swego towarzysza.
Po południu oznajmił pani Dick-Thorn, że wyjść musi, i udał się na ulicę Notre-Dame des Champs, żeby zawiadomić Bertę o tem co zaszło i oznajmić jej czego od niej żądać będzie.
Zastał ją w domu. Zajętą była szyciem i rozmyślaniem. Myśli jej obracały się około dwóch rzeczy; miłość do Edwarda Loriot, i gorącego pragnienia przywrócenia czci ojcowskiej pamięci. Przyszłość przedstawiała się biednej dziewczynie posępniej niż kiedykolwiek. Dnie po dniach następowały nieprzynosząc żadnego promyka nadziei. Pomimowolnie obwiniała Ireneusza o powolność w działaniu i wyrzucała sobie zbyt wielką ufność jaką położyła w jego przyrzeczeniach.
Spostrzegłszy go wchodzącym, doznała wielkiej ulgi. Może przychodzi wreszcie oznajmić mi jaką dobrą wiadomość, pomyślała.
Moulin dostrzegł za pierwszym spojrzeniem że twarz sieroty nosiła ślady cierpienia widoczniejsze niż zwykle, i że jej oczy były nabrzękłe i zaczerwienione łzami. Powiedział jej to, i trwał przy swoim, mimo że zaprzeczać usiłowała.
— A więc tak! cierpię! — wyjąknęła wreszcie, ogarnia mnie zniechęcenie, brak mi już siły i woli...
— Dla czego upadasz na duchu drogie dziecię? zapytał łagodnie Moulin.
— Przekonywałeś mnie pan że nam się uda pochwycić na nowo w ręce ślady tej zbrodni, a tymczasem widzę, że to było złudzeniem, że pomimo pańskich usiłowań, czas bezowocnie upływa na daremnych poszukiwaniach.
— Ależ te poszukiwania były niezbędnemi.
— Być może... lecz widząc że się nie wiodą, rozpacz mnie ogarnia.
— Rozpaczasz za wcześnie. Kto wie czy niejesteśmy właśnie blisko celu?
Berta się wzdrygnęła.
— Jakto? zapytała; jakąż drogą masz pan nadzieję dojść do celu który się ciągle usuwa przed nami?
— Spróbujemy czy nam się nie uda zmusić panią Dick-Thorn do zdjęcia maski i zdradzenia swojej tajemnicy.
— Cóżeś pan postanowił?... Co zamierzasz uczynić?
— Zaraz ci opowiem. Tu przedstawił wkrótkości swój plan, tak jak go opowiedział Czwartkowi.
Dziewczyna słuchając go drżała.
— Ha! masz pan słuszność, wyszepnęła, gdy skończył opowiadanie, sposób zda się być niezawodny. Jeżeli ta kobieta ma ręce krwią splamione, to choćby umiała najbardziej nad sobą panować, niepotrafi zachować spokoju. Ale któż będzie użytym do przedstawienia tego strasznego obrazu a raczej przerażającego dramatu?
— Ci których jest interesem zmusić panią Dick-Thorn ażeby się zdradziła. A więc ja, Jan-Czwartek i ty drogie dziecię.
— Ja?... zawołała Berta blednąc z przerażenia. Ja?... powtórzyła. Czy rzeczywiście myślałeś pan o tem?
— Tak, myślę i przekonam że bez pani rzecz ta udać się niemoże. Przeznaczam pani rolę wspólniczki morderców.
— Ach! nigdy... nigdy! odparła Berta z przerażeniem. Zbrakło by mi odwagi do odegrania podobnej roli, do przedstawienia takiej potworności. Za nim bym słowo wymówić zdołała, padłabym martwa z przestrachu. Nie żądaj pan tego odemnie, zaklinam!...
Ireneusz ujął zimne jak marmur ręce dziewczęcia. Uczucie głębokiej litości nim owładnęło, lecz musiał iść dalej i chwycić w lot sposobność jaka mogła nie zdarzyć się więcej.
— Berto! moje drogie dziecię... siostro moja!... zaczął wzruszonym głosem, wszak powiedziałaś mi kiedyś: „Przysięgłam umierającej matce poświęcić, nawet życie, gdyby tego było potrzeba dla oczyszczenia pamięci mojego ojca. Przysięgłam nie cofnąć się przed żadnym niebezpieczeństwem przed żadną ofiarą, przed żadnym upokorzeniem dla starcia niezasłużonej plamy jaka zhańbiła pamięć mojego ojca.“ Wszak prawda że tak mówiłaś?
— Prawda... wyszepnęło dziewczę.
Powiedziałaś mi obok tego że dla zdobycia upragnionego celu, zeszła byś odważnie w najbrudniejsze moralne otchłanie i brnęłabyś w ich błocie, dla odkrycia prawdy... Wszakże tak?...
— Tak... w rzeczy samej mówiłam.
— Otóż więc nadeszła godzina dotrzymania obietnic... Zapanuj nad ogarniającym cię przerażeniem! Pomyśl o męczenniku którego krew popłynęła niewinnie na rusztowaniu. Pomyśl o tym grobie na którym napisano: „Sprawiedliwość“ i odpowiedz na moje wezwanie „Jestem gotowa.“
Berta podniosła głowę, otarła oczy łzami zalane i głosem któremu spokój nadać usiłowała:
— Jestem gotowa!... odpowiedziała.
Ireneusz uścisnął jej rękę.
— Dzięki ci za to szlachetne postanowienie, rzekł, teraz już pewnie czujesz się być silną?
Dziewczyna smutnie potrząsnęła głową.
— Jestem gotowa na wszystko mój przyjacielu, wyjąknęła. Wypełnię do ostatka mój obowiązek... ale nie żądaj odemnie ażebym czuła się silną!... Cóż pan chcesz? Dusza moja jest złamaną... Miewam chwile takiego zwątpienia że rozpacz mną ogarnia. Wtedy niemam już woli ani energji, i proszę Boga aby mi umrzeć pozwolił!
— Umrzeć?... powtórzył z osłupieniem Moulin. Zkądże takie straszne myśli? Jesteś tak młoda, przyszłość zabliźni rany zadane w przeszłości.
— Niespodziewam się już nic w przyszłości dla siebie. Cierpię tak wiele, wyjęknęła.
— Cierpienie uszlachetnia duszę. Niemasz prawa myśleć o śmierci przed osiągnięciem celu ku któremu dążymy oboje. A gdy zwalczymy naszych nieprzyjaciół, i gdy świat cały się dowie, dzięki twojej odwadze, że Paweł Leroyer zginął niewinnie, spokój tobie powróci, nie będziesz się poddawała rozpaczy, i przyjdzie dzień w którym poznasz jakiego zacnego chłopca, który będzie ciebie godnym. Pokochasz go, on ciebie nawzajem; zostaniesz jego żonę, i będziesz szczęśliwą...
Słysząc to Berta, śmiertelnie pobladła, a przycisnąwszy serce obiema rękami:
— O! gdybyś pan wiedział jaką boleść mi sprawiasz mówiąc w ten sposób!... wyrzekła. Nie próbuj wskrzeszać we mnie zamarłych nadziei, niepodobnych do urzeczywistnienia. Nie wyjdę nigdy za mąż...
Moulin boleśnie został zdumiony raptowną zmianą twarzy dziewczęcia.
— Nigdy? zapytał. Czy to przysięga złożona matce, zmusza cię ku temu?
— Przysięga złożona samej sobie.
— Ależ to niedorzeczność!...
— Dotrzymam jej jednak.
— Berto, droga siostro, jedyna przyjaciółko, dla czego to ukrywasz przedemną?
— Nie żądaj pan abym mu powierzyła tę tajemnicę...
— Po cóż mam pytać, gdy odgaduję. Kochasz, jesteś zakochaną.
Dziewczyna pochyliła głowę w milczeniu.
— Twe smutki, twoje zniechęcenie, twoje łzy nie są wywołane sieroctwem jedynie. Serce twoje jest pełnem miłości, której zmuszoną byłaś nakazać milczenie dowiedziawszy się o tajemnicy hańbiącej pamięć twojego ojca. Wszakżem dobrze odgadł nieprawdaż?
— Odgadłeś pan w rzeczy samej.
— I mówisz że dla ciebie szczęście już nie istnieje? Co do tego, mylisz się, upewniam. Co bądź nastąpi, jeżeli ten którego kochasz jest uczciwym człowiekiem, niezawaha się nadać ci swojego nazwiska.
— Niestety! ten którego kocham, jest uczciwym człowiekiem, ale mnie już nie kocha... Niemoże, mnie kochać, ponieważ mną pogardza!...