Dwie sieroty/Tom IV/XXXVIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Dwie sieroty
Podtytuł Dorożka № 13
Wydawca J. Terpiński
Data wyd. 1899-1900
Druk J. Terpiński
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Fiacre Nº 13
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXXVIII.

Dwaj aktorzy ubrani, ustąpili miejsca pokojówce, która według objaśnień Ireneusza Moulin, przystąpiła do przebierania się, podczas gdy mniemany Laurent poszedł ubrać się w sąsiednim pokoju pod kierunkiem Jana-Czwartka.
W czasie gdy się działy wyżej opisane przez nas zdarzenia, żywe obrazy były bardzo w użyciu. Wprowadzone one zostały w modę najprzód w teatrze Porte-Saint-Marton, i w Cyrku, poczem trupę pięknej pani Keller którą cały Paryż przychodził podziwiać w roli Ariadny Kanowy.
Przedstawienie słynnego obrazu Geroma „Pojedynek Pierrota“, wsławił ją jeszcze bardziej.
Artyści sprowadzeni przez Ireneusza, zarabiali wiele, dając co wieczór przedstawienie na improwizowanych scenach, w prywatnych domach.
Orkiestra odegrała część uwertury, poczem następowały żywe obrazy, trwające trzy kwandranse czasu, a zdolne zadowolnić najwybitniejszych widzów.
Między akty były bardzo krótkie...
Natychmiast po wykonaniu programu, trupa oczekiwana gdzieindziej, pospieszając na nowe miejsce, opuściła pałacyk przy Berlińskiej ulicy.
Pozostał wszakże jeszcze jeden obraz do przedstawienia, a aktorami w nim byli Jan-Czwartek i Ireneusz Moulin, który to ostatni natychmiast po zapuszczeniu zasłony, posłał służącego do dyrektora orkiestry, ażeby kazał grać żałobnego marsza.
Zaledwie rozległy się pierwsze jego tony, Jan-Czwartek który sobie przypomniał najdrobniejsze szczegóły dramatu odegranego w nocy dnia 24 Września 1837 roku, ustawił aktorów wśród dekoracyi przedstawiającej most słabo oświetlony latarniami, których wątpliwe światło padało na nieruchomie stojącą dorożkę.
Przedstawienie zabójstwa doktora Levoyer odznaczało się niezmierną wiernością i przerażającą prawdą.
Niktby nie poznał twarzy aktorów przedstawiających scenę morderstwa, tak doskonale byli ucharakteryzowani.
Już gotowe!.. rzekł Czwartek, podnosząc nóż na byłego figuranta z Ambigu, przedstawiającego doktora.
— Podnieś zasłonę!.. zawołał Moulin.
Zasłona podniosła się i straszny widok wyżej przez nas opisany, ukazał się oczom widzów.
Jednocześnie górujący głos Ireneusza ponad grobową muzyką wymówił następne słowa niezrozumiałe dla reszty widzów:

Zbrodnia popełniona na moście Neuilly“.

Rezultat jaki Moulin i Jan-Czwartek chcieli wywołać przeszedł oczekiwania.
Pani Dick—Thorn śmiertelnie zbladła. Drżenie nerwowe wstrząsnęło jej ciałem. Obłąkane oczy szeroko się otworzyły.
Nie wiedząc co czyni, podniosła się, chcąc uciec od straszliwego widoku zbrodni jakiej była wspólniczką.
Nogi ugięły się pod nią, wydawszy jęk głuchy, upadła na krzesło napowrót, i straciła przytomność.
Wypadek ten, jak się łatwo domyśleć, spowodował natychmiastowe zapuszczenie kurtyny.
Wszyscy goście zdumieni, zaczęli się tłoczyć koło Klaudyj, niemogąc odgadnąć rzeczywistej przyczyny zemdlenia, starając się dociec jaka choroba tak nagle ją dotknęła?
Zrozpaczona Oliwja załamywała ręce, okrywając pocałunkami zimną twarz matki.
Edmund Loriot nie stracił odwagi. Zażądał zimnej wody, dla zwilżenia skroni Klaudyi, podsunął jej pod nos flakon z trzeźwiącą solą, i odpowiadał zapylającym:
— To nic... to przejdzie. Proste zemdlenie spowodowane gorącem. Za kilka minut pani Dick-Thorn powróci do przytomności, i nie będzie potrzebowała nic, oprócz spokoju.
A odwracając się do Oliwji.
— Racz pani wskazać mi, dodał, gdzieby można było przenieść jej matkę?
— Do jej sypialni, Którą na dzisiejszy wieczór zmieniono na pokój do gry w karty, odpowiedziało dziewczę łkając.
— Niechże się pani uspokoi proszę — mówił dalej Edmund. Upewniam że to nie jest nic groźnego.
Młody doktór był bardzo silny. Wziął na ręce zemdloną, i obarczony tym ciężarem pod którym nie ugiął się nawet, przeszedł przez tłum gości roztępujących się przed nim, i pozostał sam z matką i córką.
Zajmując się staraniem około chorej, myślał o Ireneuszu Moulin. Przypomniał sobie, słowo które tenże wyrzekł będąc u Berty:
— Nie dziwuj się pan niczem, choćby najnieprawdopodobniejsze rzeczy działy się przed pańskiemi oczyma.
Czyliżby tajemnica otaczająca Bertę i Ireneusza miała jako związek z tym wypadkiem zdumiewającym jaki się odegrał u pani Dick-Thorn?
Obecność tu Moulin’a pod przybranym nazwiskiem, upoważniała do podobnych przypuszczeń. Zemdlenie bowiem nastąpiło w tej chwili gdy się rozległy wyrazy.

Zbrodnia spełniona na moście Neuilly

Widocznie te słowa wywołały zdumiewające przerażenie, wynikłe prawdopodobnie nie z widoku strasznej sceny, ale z jakiegoś okropnego wspomnienia.
Jakież mogło być to wspomnienie, i co w sobie ukrywała przeszłość pani Dick-Thorn? Edmund stawiał sobie to zapytanie, niemogąc na nie znaleść odpowiedzi.
— Panie! wyjąknęła Oliwja, moja matka jest ciągle nieprzytomną... Ja się obawiam!..
— Niech, się pani uspokoi, to kwestja czasu tylko... Niema się czego obawiać.
— Mogę ci temu wierzyć?
— Daję pani słowo honoru! Wkrótce powróci do przytomności.
Oliwja wolniej odetchnęła.
Jednocześnie otworzyły się drzwi salonu i Ireneusz Moulin ukazał się w progu.
Przebranie jego i umalowanie, zniknęły bez śladu. Wrócił do postaci Laureata, marszałka dworu.
— Co się to stało panie doktorze? — zawołał. — Pani zasłabła podczas przedstawienia żywych obrazów?.. I zbliżył się do kanapy na której spoczywała Klaudja.
— Edmundowi zdawało się, że w jego głosie poznaje ów dźwięczny glos, który ze sceny wymówił przed chwilą.

Zbrodnia spełniona na moście z Neuilly“.

Drgnął, i wpatrywał się w Ireneusza, który spojrzał na niego z wyrazem nakazującym milczenie.
— Ależ to przynajmniej niema nic niebezpiecznego, panie doktorze? — pytał dalej.
— Nic niebezpiecznego, ani ważnego, — odparł Edmund. Uspokój pan gości, panie Laureat, możesz im oznajmić, że najdalej za kwadrans pani Dick-Thorn wróci do salonu zdrowa jak przedtem.
— Dajesz mi pan przyjemne polecenie, panie doktorze. Jestem z tego mocno zadowolony... I wyszedł z pokoju pozornie zadowolony.
Cofnijmy się o parę chwil, i zobaczmy co się działo za kurtyną po przedstawieniu sceny morderstwa.
Jan-Czwartek i Ireneusz Moulin nie spuszczali oczu z pani Dick-Thorn. Widzieli że zbladła, zadrżała, chciała uciec i upadła wreszcie bez przytomności i siły.
Dla nich było to dowodem wystarczającym.
Odtąd mieli pewność, że Klaudja była wspólniczką zbrodni popełnionej przed laty dwudziestu, na moście Neuilly.
Wiemy już czego się trzymać teraz... — szepnął Czwartkowi Ireneusz Moulin. — Myśl moja była dobra, a skutek przeszedł oczekiwania. Wiesz gdzie są boczne schody prowadzące na podwórze, wyjdź śpieszno, i do jutra do widzenia.
— Do jutra! powtórzył rzezimieszek. Umykam co prędzej. I pomyślał:
— Tak chciałbyś ażebym odszedł z próżnemi rękoma?... Nic z tego! — Przed wyjściem mam jeszcze coś do załatwienia...
Moulin poszedł do przyległego pokoju ażeby się przebrać, i wrócić do dawnej swojej postaci. Były figurant z Ambigu, i panna Irena toż samo zrobili.
Jan-Czwartek i inny miał zamiar, który jest już nam wiadomy.
Chciał przed wyjściem z pałacyku przetrząsnąć biureczko, w którym jak mu szeptał jego instynkt złodziejski pani Dick-Thorn zapewne chowa pieniądze.
Nabyta pewność że pani domu była tą samą trucicielką z dawnych czasów, podsycała w nim jeszcze to pragnienie. Zamiast więc przebrać się i uciekać, wyjrzał przez otwór w kurtynie, aby zobaczyć co się dzieje na sali.
Było to właśnie w chwili gdy goście otoczyli zemdloną Klaudję.
Po tym niespodziewanym wypadku, wszystkie pokoje były opustoszone, a tylko salon napełniony tłumem.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.