<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Dwie sieroty
Podtytuł Dorożka № 13
Wydawca J. Terpiński
Data wyd. 1899-1900
Druk J. Terpiński
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Fiacre Nº 13
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XIX.

— W drażliwem położeniu stawia mnie rozkaz pana naczelnika, — odrzekł Plantadet. Nie radbym był szkodzić koledze a jednak wypada mi stosując się do jego woli, wyznać całą prawdę. Théfer rzeczywiście opuścił się w służbie od pewnego czasu. Zamiast duszą i sercem oddać się swojemu zawodowi traktuje nawet ważne sprawy z opieszałością i lekceważeniem.
Dziś nie jest on już agentem z powołania, ale tylko z rzemiosła. Ciesząc się zaufaniem i łaską zwierzchników, nadużywa swojego położenia.
Wie dobrze, iż z końcem miesiąca odbierze wyznaczoną pensję, a czy śledztwo prowadzone przezeń przyniesie należyty pożytek lub nie przyniesie, to jego mało obchodzi.
— Lecz panie... — przerwał sędzia, — gdyby Théfer tak myślał, byłby nie uczciwym.
— Niewiem panie sędzio jakie pojęcie o uczciwości ma pan Théfer. Mogę tylko upewnić że z karygodną opieszałością prowadzi śledztwo dorożki Nr. 13.
— Złóż mi pan dotykalne dowody, że działa na szkodę publiczną, ozwał się naczelnik, a wydalę go natychmiast.
— Otóż panie naczelniku, — począł Plantadet — śledziłem go krok za krokiem w przedsięwziętych poszukiwaniach i przyszedłem do wniosku, że nic sobie nie robił z tej całej sprawy, ale ją w najwyższym stopniu lekceważył!... Pytał się naprzykład tu i owdzie, czy nie zauważono w nocy z dnia 20 na 21 października dorożki opatrzonej trzynastym numerem? Wszak wiemy, że nikt niemógł jej widzieć ponieważ ci hultaje zalepili numery.
Było to więc pytanie na wiatr rzucone, pytanie tylko dla formy. Czyliż się godzi w tak ważnej sprawie, pożałować trudu i czasu?
Kradzież dorożki jest małem przewinieniem, w porównaniu z tem co się kryje po za nią.
Usłyszawszy te słowa naczelnik i sędzia spojrzeli znacząco na siebie wzajem, nieprzerywając mówiącemu.
— Czy Théfer biorąc się do tej sprawy, nakreślił sobie plan jakiś? Bynajmniej!.. On niegdyś tak obfity w pomysły, bierze się dziś do dzieła jak żak nieobeznany, lub nowo zaciężny żołnierz. A jednak łatwo było na ślad natrafić...
— Łatwo... mówisz? — powtórzył sędzia.
— Tak; bardzo łatwo!., odparł Plantadet z ożywieniem. Należało tylko postawić sobie zapytanie: „W jakim celu zabrano tę dorożkę?“
— Nie dla kradzieży zapewne palta i pieniędzy o których istnieniu w niej nikt nie wiedział. Potrzebny więc był ekwipaż do uprowadzenia kobiety, to więcej niż pewne. Gdzie zawieziono tę nieszczęśliwą... i co z nią uczyniono?
— A zkąd pan masz pewność, że jadąca tą dorożką kobieta, nie znajdowała się w niej z własnej woli? zapytał sędzia śledczy.
— Bo przedsięwzięte środki wskazują że na dobrowolne uprowadzenie kobiety nie potrzeba tyle ostrożności. Nie potrzeba ukrywania numeru dorożki.
— Słuszna uwaga; wyrzekł naczelnik.
— Te więc i tym podobne zestawienie powinien był zrobić sobie pan Théfer. Nie uczynił tego...
— To prawda; lecz i pan który się więcej po nad tą sprawą zastanawiasz, nie odkryłeś nic nowego. Nie możesz nam powiedzieć co się stało z tą kobietą i gdzie wywieziono?
— Gdybym był dostał upoważnienie na dochodzenie tej sprawy, byłbym już do dnia dzisiejszego odpowiedział na zapytanie pana naczelnika — odparł z widoczną ironją tajny agent.
— Cóż więc byłbyś pan zrobił?
— Byłbym śledził wszystkie nadzwyczajne wypadki, gdyż takie porwanie musiało się skończyć jakimś niezwykłem zdarzeniem. Byłbym zażądał od wszystkich cyrkułów w mieście i po za miejskich władz, składania mi codziennych raportów, z zaniesionych skarg i niezwykłych wydarzeń. Musiano wywieść niedaleko po za Paryż tę nieszczęśliwą, gdyż przez tę parę godzin w których nie było dorożki, nie zdołali by daleko ujechać.
Byłbym dalej poszukiwał wszystkie drogi błotniste, po których prawdopodobnie przejeżdżano. Byłbym dowiódł że dorożka jechała w stronę łomów Capsulerie, przez Bagnolet a wróciła do Paryża od strony Montrenil. Byłbym wiedział dla czego taż sama dorożka zatrzymywała się przed ustronną willą, która tej samej nocy zgorzała. Byłbym nakoniec już pewnym, że ta młoda kobieta czy dziewczyna, porwana przez nikczemnych złoczyńców, zginęła wśród pożaru!..
Naczelnik policji wraz z sędzią, słuchali Plantadeta ze zdumieniem, nie mogąc dać wiary, by skromny i zwykle pokorny agent miał tyle przebiegłości i sprytu.
— A więc pan wykryłeś to wszystko? — zawołał wreszcie naczelnik.
— Tak! — odrzekł Plantadet spuszczając skromnie oczy ku ziemi.
— Jesteś pan więc pewnym, że dorożka jechała w stronę Capsulerie?
— Mam niezaprzeczone dowody.
— I że porwana ofiara zginęła?
— Na to nie mogę odpowiedzieć. Nie wolno mi panie naczelniku wkraczać w krainę przypuszczań i z tej krainy wysnutych wniosków panu komunikować. Od wczoraj, zaprzestałem dalszych poszukiwań nie mając ku temu odpowiedniego upoważnienia, gdyż zbytnia moja w takim razie gorliwość za złe by wziętą być mogła.
— Jesteś dobrym urzędnikiem, panie Plantadet — rzekł sędzia. Nie wiedziałem o twoich zdolnościach, a nawet nie przypuszczałem byś je mógł posiadać.
Agent zarumieniony temi niespodziewanemi pochwałami ukłonił się nisko.
— A więc to je wczoraj dopiero zebrałeś? — pytał dalej.
— Tak panie sędzio. Od Wczoraj zauważyłem ślady kół i kopyt końskich, w pobliżu spalonego domu.
— Byłeś pan u miejscowego komisarza?
— Nie panie.
— Dla czego?
— Nie mając wyższego rozporządzenia niemogłem działać urzędownie. Miałem dziś zamiar rozpytać tamecznych mieszkańców o powód pożaru i wszelkie szczegóły tegoż. Chciałem nawet widzieć się z właścicielem tej posiadłości i wybadać cośkolwiek. Ale zawahałem się, wyznaję. Śledzić z dobrej woli, bez upoważnienia, zabrakło mi ku temu śmiałości.
— Czy chcesz prowadzić dalej to śledztwo?
— Nie, panie naczelniku. Wyznaczono już ku temu innego, nie chciałbym wchodzić mu w drogę, z resztą ta czynność przekracza moją atrybucję.
— Mylisz się co do tego. Od tej chwili mianuję cię inspektorem.
— Inspektorem!... — wykrzyknął Plantadet, — niemogąc ukryć swojej radości. Będę mógł dowolnie chodzić, śledzić, kombinować i odkrywać!... Cel moich marzeń osiągnięty!... Ach! panie, jakże się czuję szczęśliwym.
— Jutro prefekt podpisze pańską nominację. Rozpocznij pan swoją karjerę od śledztwa sprawy dorożki Nr. 13.
— W jaki sposób zdołam się wywdzięczyć panu naczelnikowi za taką łaskę?
— Spełniając sumiennie i gorliwie swoje obowiązki. Spisz mi pan szczegółowy protokuł ze swoich spostrzeżeń i odkryć. Jutro przyszedłszy po nominację, oddasz mi go pan i natychmiast bierz się do dzieła.
— Bardzo były by mi przydatne raporta komisarza z Bagnolet, złożone tu do prefektury.
— Każę je przygotować. Czterech agentów dostaniesz pan do pomocy. Jutro ci ich przedstawię.
— Pragnąłbym jeszcze prosić o coś pana naczelnika.
— Słucham. Cóż takiego?
— Prosiłbym o powierzenie tej sprawy mnie tylko jednemu.
— Najchętniej. A teraz żegnam, panie inspektorze.
Plantadet skłonił się aż do ziemi wychodząc z gabinetu.
Tak jak powiedział naczelnikowi! marzenie jego spełniło się w zupełności.
— Ten człowiek urodził się policjantem, — rzekł sędzia, skoro drzwi się zamknęły za Plantadem.
— Zuch z niego nie lada! Mam nadzieję że nam odda niemało przysługi. Zobaczymy jak się weźmie do dzieła.
— Théfer za to będzie się wściekał ze złości!
— To już zużyty człowiek! — Zbyt prędko ukończył swoją karjerę. Więcej się po nim spodziewałem!
— Czy chcesz go przedstawić do uwolnienia?
— Nie! — To byłoby może za surowo. Tyle razy był nam przydatnym, usunąć go niewypada. Zmienię mu tylko rodzaj zajęcia. Przeinaczę go do nadzoru hotelów i pokojów meblowanych.
Nazajutrz naczelnik policji wszedłszy do swego gabinetu, zastał na biurku raporty dwóch agentów Théfera, raport Plantadeta spisany w nocy i notatkę samego Théfera.
Notatka zawierała te słowa:
„Sprawa dorożki 13, niema najmniejszej szansy powodzenia. Żadnego śladu, żadnej wskazówki odkryć nie zdołano. Nie zniechęcam się jednak, ale wyznaję że sam tylko przypadek rozświetlić nam to może.“
Naczelnik policji wzruszył ramionami, a odrzuciwszy pismo Théfera, rozpieczętował kopertę w której się znajdował protokuł Plantadeta.
Drobnym pismem zapełnione były trzy arkusze.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.