Dwie sieroty/Tom V/XXIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Dwie sieroty
Podtytuł Dorożka № 13
Wydawca J. Terpiński
Data wyd. 1899-1900
Druk J. Terpiński
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Fiacre Nº 13
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXIII.

— Powątpiewanie jest niemożebnem — ozwał się Ireneusz, idąc, do towarzysza. Berta została wprowadzoną do tego przeklętego domu przez owego nędznika, który się ukrywa pod nazwiskiem Prospera Gaucher. Szczapy drzewa zakupione w Montrenil, posłużyły do wzniecenia pożaru. Nieszczęśliwe dziewczę znalazłszy sposób ucieczki wpadło w rozpadlinę.
— Wskutek tak strasznego upadku; musiała się zabić — zawołał młody doktór. Nie żyje już na pewno!.. moja ukochana Berta!
— Nie przypuszczajmy takiej okropności ozwał się Moulin. Musieli byśmy zwątpić natenczas o sprawiedliwości Bożej. Jak ja tak i pan, drżę na samą myśl czegoś podobnego i dla tego mam jeszcze nadzieję...
Obadwa szli dalej, w milczeniu, drogą błotnistą, z trudnością posuwając się pośród głębokich kałuż, których w tej miejscowości było pod dostatkiem.
Na tej to drodze, spotkali wóz naładowany gipsowym kamieniem. Zbliżyli się do woźnicy.
— Czy niemógłbyś nam powiedzieć mój przyjacielu, gdzie się znajduje starszy robotnik Simon? — zapytał Moulin.
— W drugim szybie, na prawo... — odrzekł powożący. Widziałem go tam przed chwilą.
Doszli wreszcie do łomów kopalni.
Słyszeli zdala łoskot oskardów, uderzających w kruchą skałę. Ten łoskot wskazywał im drogę, wśród podziemnych korytarzów, łączących się w tysiączne zakręty.
Nareszcie znaleźli się w przestronnym miejscu, gdzie pięciu ludzi pracowało.
Ireneusz powtórzył zapytanie, jakie przed tem zadał woźnicy.
Jeden z robotników zbliżył się ku niemu.
— Tym, o którego panowie pytają, ja jestem — rzekł; czemże mogę służyć?
— Przychodzimy prosić pana, abyś nam powiedział czy znasz robotników, którzy znaleźli tu ciało młodej kobiety, wpadłej w rozpadlinę?
— Tak panie, znam ich — odparł Simon z uśmiechem.
— Pragnęlibyśmy pomówić z niemi.
— Przyjdzie to panom z łatwością, zwłaszcza że tutaj, są wszyscy trzej, a mianowicie Grandchamps, Canuche i ja...
Niewysłowiona obawa ścisnęła serca obu przyjaciół Berty. Mieli nakoniec dowiedzieć się prawdy, lecz jaką ona będzie?
— Czy znaleziona przez was osoba była jeszcze przy życiu, lub martwa?.. zapytał Edmund głosem zaledwie dosłyszanym prawie.
Pomiędzy zapytaniem a odpowiedzią, nie ubiegła nawet sekunda, a mimo to, owa sekunda zdawała się być wiekiem dla obu młodych przyjaciół Berty.
— Żywa — odpowiedział Simon.
Obaj młodzieńcy wydali okrzyk radości.
— Ale bardzo źle wyglądała — dodał robotnik. Za cud prawdziwy uważać, to można — mówił dalej, że się nie zabiła. Gdyby nie krzaki jakie panowie tam widzicie po nad waszemi głowami, stoczyłaby się na sam dół przepaści i o kamienie roztrzaskałaby głowę.
Dreszcz wstrząsnął Edmundem i Ireneuszem.
— Czy znasz pan nazwisko tej nieznajomej? — zapytał Moulin po chwili.
Robotnik przecząco potrząsnął głową.
— Byłą nieprzytomną, wcale mówić niemogła — odrzekł.
— Ale możesz ją nam pan opisać...
— Najchętniej. Była to kobieta dwudziesto lub dwudziestodwuletnia, blondynka, piękna jak anioł, mimo śmiertelnej bladości i krwi, która pokrywała jej lica.
Dwudziestoletnia... blondynka... i piękna?.. Jest to więc Berta!.. to ona!..
— Czy nie znaleziono przy niej jakiego listu lub przedmiotu z którego możnaby dowiedzieć się o jej osobistości? — zapytał Ireneusz.
— Jedną tylko portmonetkę i klucz.
I W tejże chwili zbliżył się ku mówiącym Grandchamps.
— Wybaczcie panowie — rzekł miała coś jeszcze przy sobie.
— Co takiego? — zapytał żywo Moulin.
Rzecz, do której komisarz nieprzywiązywał żadnego znaczenia, podczas spisywania protokułu, a która jestem pewien jest bardzo ważną.
— Cóż więc... co? — Mów prędko!
— Numer dorożki.
— Jaki numer?
— Ten właśnie.
Tu Grandchamps wyjął z kieszeni kartkę jaką widzieliśmy, rozwinął ją starannie i podał Ireneuszowi.
Rzuciwszy na nią okiem Moulin zawołał!
— Dorożka № 13!..
— Widzisz pan zatem że to była „ona“ — wykrzyknął Edmund z rozpaczą. Ach! Bóg jest bez miłosierdzia!..
Bez wątpienia to „ona“ — odparł Ireneusz ale przeciwnie, Bóg się okazał bardzo miłosiernym. W swoim upadku, mogła się zabić stokrotnie, a jednak ocaliła ją łaska Najwyższego.
— Dokąd odwieziono tę nieszczęśliwą? — pytał dalej Moulin zwracając się do robotników.
— Do Paryża, do szpitala św. Antoniego — odrzekł Simon. Ja wraz z Canuchem dopomagaliśmy ludziom niosącym lektykę przenieść ją tam. Żyła jeszcze gdyśmy ją przynieśli, jestem tego pewny!.. Doktór to powiedział. Znajdziecie ją panowie na sali świętej Anny, łóżko numer 8.
Edmund z Ireneuszem byli do tego stopnia wzruszeni, że zaledwie zdołali podziękować robotnikom. Wszakże ci dobrzy ludzie zrozumieli, że im przyszło się spotkać z wielkim nieszczęściem i sami mieli łzy w oczach patrząc na nieznajomych.
Dwaj młodzi przyjaciele wyszedłszy z kopalni, przebyli Bagnolet, przyśpieszając kroku, a znalazłszy dorożkę przy fortyfikacjach, wsiedli w nią z pośpiechem.
— Do szpitala św: Antoniego! — zawołał Edmund na woźnicę.
— Czy jednak pozwolą nam tam wejść? — zapytał Moulin.
Młody doktór spojrzał na zegarek.
— Nie! — odrzekł; już jest po piątej, a ustawy są ściśle przestrzegane, ale będziemy się mogli dowiedzieć przynajmniej czy jeszcze żyje?
— Jeżeli żyje, w co wierzę niezachwianie — ozwał się Ireneusz, trzeba pomyśleć nam o bezpiecznym dla niej schronieniu. Trzeba ją osłonić przed jej wrogami, którzy zapewne nie wiedzą, że ich ofiara uniknęła strasznej śmierci.
— Bezwątpienia! — zawołał Edmund.
— Co począć więc? — Czy uważasz pan za właściwe pozostawić Bertę jeszcze przez czas jakiś w szpitalu?
— Nie... nie! — Za nic w świecie! — Trzeba ją zabrać natychmiast! — Będę ją sam leczył. Muszę ją widywać codziennie.
— Pojmuję pański niepokój i chęć doglądanie chorej, ale ostrzegam pana, że tylko nadzwyczajna ostrożność i jak najgłębsza tajemnica ocalić ją mogą przed wrogiem. Sprowadzić to biedne dziewczę do jej mieszkania, byłoby to oddać ją w ręce nieprzyjaciół.
— Wszakże możnaby umieścić ją u mnie?
— Jeden i tenże sam byłby skutek. Tak dobrze w pańskim mieszkaniu, jak przy ulicy Notre-Dame-des-Champs jednakie groziło by jej niebezpieczeństwo. Trzeba ją ukryć w obcem miejscu na czas jakiś. Sekretnie tylko odwiedzać ją będziemy mogli.
— Masz słuszność! — zawołał Edmund. W tej chwili przyszła mi myśl dobra i zdaje mi się, że takie schronienie już wynalazłem.
— Czy za Paryżem?
— Nie! — w samem mieście, lecz tak odosobnione jakby się znajdowało wśród pustyni.
— Gdzież więc? jeśli zapytać wolno?
— Jutro panu powiem.
— Dla czego nie dzisiaj?
— Dla tego, że muszę pierwej postarać się o ten kącik. Jak tylko się przekonam, że Berta żyje, pośpieszę w tym interesie do jednego z moich przyjaciół.
— Ostrożnie panie Edmundzie... rzekł upominając Moulin. Nie zwierzaj się pan z tą sprawą nikomu. Nawet w szpitalu nikt wiedzieć niepowinien dokąd przewieziemy pannę Bertę.
— To będzie niemożliwe! — Chcąc ją ztamtąd wydobyć, musimy powiedzieć jej nazwisko i numer zamieszkiwanego przez nią domu, dalej, musimy się sami wylegitymować, na jakiej zasadzie zabrać ją chcemy?
— Jestże to niezbędne?
— Tak zwykle się dzieje. Możnaby w prawdzie posunąć się do kłamstwa, gdyby się jednak o niem przekonano wpadlibyśmy w nielada podejrzenie.
— Pozwól mi pan działać na własną rękę — rzekł Moulin, zdaje mi się że lepiej tę sprawę poprowadzę. Wszak mi pan ufasz... panie Loriot?
— Najzupełniej! — Czyń pan co tylko za stosowne uważasz.
— Dzięki za zaufanie. Pragnę by było jak najlepiej, i sądzę że tak będzie.
Pośród projektów na przyszłość i planów działania, ani się spostrzegli gdy stanęli przed bramą szpitala. Przed chwilą tak spokojni na pozór oba, drżeli obecnie na samą myśl, co zastaną po za temi murami.
Ze ściśniętym sercem przestąpili próg kancelaryi.
— Panie! — rzekł Edmund do siedzącego tam urzędnika, zechciej mnie powiadomić czy kobieta którą tu przywieziono w omdleniu w dniu 21 Października z Bagnolet i umieszczono na łóżku pod 8 numerem żyje jeszcze?
— Za chwilę będę służył panom odpowiedzią, — odrzekł uprzejmie urzędnik, ponieważ wprzódy muszę przeszukać w księgach.
Tu, wielkich rozmiarów regestr położył przed sobą.
Głęboka cisza zapanowała na sali. Tylko numer przewracanych kartek przerywał ten spokój grobowy.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.