Dziecię nieszczęścia/Część druga/XXII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dziecię nieszczęścia |
Wydawca | A. Pajewski |
Data wyd. | 1887 |
Druk | A. Pajewski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Józefa Szebeko |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Armand Fangel powrócił z Pól Elizejskich w bardzo dobrym humorze.
Przechadzka i świeże powietrze usunęły rozgorączkowanie, powstałe z rozmowy z hrabią. Teraz spoglądał spokojniej w świetną przyszłość, niespodziewaną, jaka się przed nim roztaczała. Wybryk pięknego Augusta, który go zrazu tak rozgniewał, wydawał mu się teraz podobnym tylko do jednego z epizodów, jakie spotkać można w różnych farsach na scenie.
Postanowił jednak pozbyć się usług tego eleganckiego lokaja, w którym zanadto rozwijały się upodobania sportsmeńskie.
Przyszedłszy do pawilonu na bulwarze Hausmana, Armand spostrzegł swego stangreta, czyszczącego munsztuk koński przed stajnią.
— Józefie — odezwał się doń — jeżeli przypadkiem zobaczysz Augusta, powiedz mu, że go potrzebuję...
W pół godziny później, lokaj stawał przed swym panem ze zwykłą sobie pewnością i z najzupełniejszem zadowoleniem z siebie, malującem się na twarzy.
Hultaj ogołocił się już z pawich piórek. Innemi słowy, piękny August zdjął już z siebie garnitur swego pana i ubrał się znów w liberję.
— A! a! jesteś panie Auguście! — przywitał go Armand.
— Pan mnie potrzebował, przybiegam...
— A zkąd to, panie Auguście?
— Byłem w stajniach pałacowych i rozmawiałem ze starszym stangretem pana hrabiego de Nathon.
— A czy czasem nie przyszła ci fantazja użyć spaceru?..
— Służba mi nie pozwala... Musiałem być gotów na zawołanie pana...
— A! to bardzo przykładnie!.. Jesteś wzorowym służącym.
— Pan jest zbyt łaskaw... Staram się jak umiem.
Oburzony taką bezczelnością, Armand zmienił ton.
— Wracam z Pól Elizejskich — zawołał — gdzie ciebie widziałem!
August sponsowiał na całej twarzy, ale prędko zapanował nad sobą i odpowiedział z najwyższą impertynencją:
— Gdybym był pana widział, miałbym zaszczyt ukłonić się panu uniżenie...
— Ubrałeś się w mój garnitur!..
— Krawiec mój nie stawił się na słowie, myślałem więc, że mogę chwilowo pożyczyć sobie ubrania pana...
— Jechałeś na mojej klaczy Normie!..
— Prześliczne stworzenie!.. Wyjątkowe ruchy!.. Pan nie powinien jej za nic w świecie sprzedawać... — Panie Auguście, już nie służysz u mnie...
— Właśnie chciałem mieć honor to panu oświadczyć... Zastanowiłem się bardzo przed kilku dniami nad mojem powołaniem i przyszedłem do przekonania, że nie moją rzeczą jest służyć... Urodziłem się, ażeby być niezależnym i trudnić się handlem... Chcę sobie co założyć... Pan mi okazywał zawsze tyle łaskawości, iż zapewne z radością pan się dowie, że traktuję o sklep z likierami i winem, mający już wyrobioną klientelę. Sposobność natrafia mi się wyborna, a stawiają cenę dość skromną... Dwadzieścia pięć tysięcy franków... Ale trzeba zapłacić gotówką odrazu, a ja szeląga nie mam... Moja słaba natura i gust delikatny, nie pozwoliły mi nic zaoszczędzić z płacy. Znam jednak serce pańskie... powiedziałem też sobie, że pan zechce mi dopomódz i kupi tak tanio moją, dozgonną wdzięczność.
Armand aż się poruszył ze zdumienia. Zmieszał się nawet, w obec tak kolosalnej pewności siebie.
— Liczyłeś! — wykrzyknął — że ja ci dam dwadzieścia pięć tysięcy franków?..
— Liczyłem i teraz jeszcze liczę, proszę pana...
— A! toś chyba warjat!..
Za całą odpowiedź piękny August rozśmiał się zuchwale.
Armand rozłoszczony, chcąc doraźnie ukarać łotra, rzucił oczyma dokoła siebie.
— Pan szuka laski... — odezwał się służący z najzupełniej zimną krwią — stoi ona w pokoju sypialnym... mogę iść po nią... ale po co?.. kiedy pan jej nie użyje.
— A! tak sądzisz?
— I sądzę również, że jak się pan zastanowi nad rzeczami rozsądnie, to zaraz chwili nie zwlekając, podpisze mi pan czek do banku na wspomnianą sumę. Mógłbym niezawodnie prosić pana o dwa razy tyle, bo tajemnica, którą posiadam, co najmniej tego warta... Ale jestem we wszystkiem skromny...
Błyskawicą przebiegła myśl Armanda. Przypomniał sobie drzwi potajemne i odwiedziny hrabiny.
W przeddzień jeszcze byłby zadrżał ze zgrozy, byłby dał wszystko za milczenie nędznika, ale przez te kilka godzin zmieniła się postać rzeczy. Tajemnica została wyjaśnioną, (tak przynajmniej mniemał), pani de Nathon nie miała się czego obawiać, żmija nie mogła ukąsić jej życia bez plamy.
Wstrząsnął się tylko z gniewu i oburzenia.
— A! rozumiem cię nędzniku! — rzekł, a głos mu świszczał przez zaciśnięte zęby. — To ma być „szantaż“, nieprawdaż?
— Pan używa bardzo brzydkiego wyrazu!.. — odparł piękny August — posiadam cóś i chcę to sprzedać... To zwyczajny handel...
— Handel nikczemny, karany przez prawo!.. Strzeż się, ażeby twych ksiąg handlowych nie podpisał prokurator!.. Dość mi powiedzieć jedno słowo...
August znów się roześmiał szyderczo.
— Pan sam się wystrzegać będzie od powiedzenia tego słowa... — odparł.
— Tak sądzisz?
— Jestem tego pewny...
Armand zrozumiał, że jeżeliby chciał mu odpowiedzieć, przestałby panować nad sobą, a z uniesienia jego, mogłyby wyniknąć godne pożałowania skutki.
Otworzył w milczeniu szufladę biurka.
August zobaczył w szufladzie tej złoto i pakiety papierków bankowych.
Oczy zaświeciły mu chciwością.
— Pan mi zaraz wyliczy pieniądze! — pomyślał — gołąbek oskubany będzie bez wielkiego krzyku!
— Zapłaciłem ci zasługi w grudniu... — wyrzekł Armand Fangel — należy ci się do dziś dwieście pięćdziesiąt franków... Masz oto trzysta... Daję ci godzinę czasu do wyniesienia się z pawilonu.
Zdumiony i osłupiały piękny August, włożył do kieszeni trzy niebieskie papierki i usiłując odzyskać choć trochę pewności, która go coraz bardziej opuszczała, ośmielił się odezwać znacząco:
— Tak, mały mój rachuneczek już załatwiony... Czy życzy pan sobie, ażebyśmy się zaraz zajęli tym innym interesem?..
— Nie mam żadnych interesów z tobą...
— Może cena, chociaż bardzo umiarkowana, wydaje się panu za wysoką... Ja do zgody, jak ryba do wody... Dla pana gotów jestem zrobić z siebie małe poświęcenie...
— Wynoś się!
— Dwanaście tysięcy franków...
— Wynoś się! powiadam ci...
— To dziesięć tysięcy...
— No!!
Armand zerwał się groźnie.
August zrozumiał, że może być z nim wcale niedobrze.
Ukłonił się swemu byłemu panu, wykręcił się na pięcie i skierował ku drzwiom, lecz zanim jeszcze do nich doszedł, obrócił się i szybko rzekł te ostatnie wyrazy:
— Pan pożałuje!..
Armand zostawszy sam, przeszedł się kilka razy wzdłuż i wszerz po saloniku, dla ochłonięcia z gniewu.
— Nikczemny łotr! — wyszeptał. — Oto są ludzie, co żyją naszym chlebem, dorabiają się z wyzysku do nieskończoności!.. Gdyby ta tajemnica, którą ten hultaj śmiał mnie grozić, nie istniała tylko w mej wyobraźni, gdyby hrabina rzeczywiście miała sobie co do wyrzucenia, byłbym na łasce takiego wyrzutka z galer!... Doprawdy Świat jest lasem rozbójników!..
Gdy Armand Fangel tak rozprawiał z sobą, piękny August pakował swe manatki i zapewne przez nieuwagę zabrał ze swemi rzeczami i kilka ubrań swego pana.
Złośliwy uśmiech wykrzywiał mu usta.
— Mój towar wart jest swej ceny — mówił do siebie — tem gorzej dla pana Fangela że niechciał go kupić. Inny go mieć będzie...
Uporządkowawszy pakunki swoje, August kazał je posłańcowi przenieść do małego hotelu w sąsiedztwie, a sam poszedł zjeść obiad ze służbą pałacową pana de Nathon, pewien, że nikt z niej nie wie jeszcze o jego odprawieniu. Rzeczywiście nikogo nie ździwiła jego obecność i on też uznał za właściwe pozostawić w nieświadomości swoich dawnych kolegów.
Wkrótce przed końcem obiadu nachylił się ku starszej pannie służącej, która jak wiadomo była jego sąsiadką przy stole i odezwał się do niej półgłosem:
— Chciałbym z panią pomówić w bardzo ważnym interesie... Mogę przyjść do pani pokoju po obiedzie!.. To rzecz bardzo pilna...
— Czy to chodzi o naszych państwa? — spytała Fanny, obejmując go ciekawem spojrzeniem.
— Właśnie!
— To przyjdź pan w pięć minut po mojem ztąd wyjściu, ażeby się nikt o niczem nie domyślał...
— Bardzo dobrze...
Fanny zużytkowała te pięć minut na przybranie stolika w swoim pokoiku buteleczkami z przeróżnemi likierami, których August, jak wiedziała, umiał oceniać zalety. Taki przystojny był ten lokaj!.. Pomimo ciągle okazywanej przez niego obojętności, stara panna czułą ku niemu nieprzeparty pociąg. Miała pewne oszczędności. Kto wie?.. Wszystko jest możebne...
August zapukał delikatnie.
— Proszę! — szepnęła Fanny, a serce zabiło jej młotem.
Piękny August począł sobie bardzo zręcznie od wycałowania obu policzków panny służącej, które aż poszkarłatniały. Pierwszy to raz był taki galant!.. Dobry znak!..
Poczem usiadł, rozkoszował się kilku kieliszeczkami i nagle wszczął rozmowę temi słowy:
— Wyrzucono mnie ze służby!..
Fanny drgnęła i zsiniała.
— Pana!.. — wyjąkała — pana!.. odprawiono!..
— Tak, naprawdę, kochana przyjaciółko...
— Cóżeś pan zrobił?..
— To cała historya...
August opowiedział, „haftując“ i tłomacząc to, o czem wiedzą już czytelnicy.
— I cóż pan teraz zamierzasz? — spytała pokojówka gdy skończył.
— Chcę pani zaproponować pewien układ... Każde z nas posiada połowę tajemnicy... Ja znam historyjkę z kluczem, pani przygodę z balem maskowym... Możesz pani wykazać prawdę w swoich słowach, jak ja ją dowiodę w moich... Połączmy nasze połówki, dla złożenia całości, którą razem będziemy eksploatować... Cóż zgoda, piękna Fanny?
„Piękna Fanny“!
Ta niespodziewana nazwa, dana tak obcesowo zwiędłej twarzy pokojówki, odniosła prędki i cudowny skutek.
Fanny ujrzała w ognistej wyobraźni rozkosze, o jakich tak często i tak daremnie marzyła. Straciła głowę.
— Auguście... drogi Auguście — szepnęła czule, pieszczotliwie — zebrałam sobie trochę grosza...
— Zawsze się tego domyślałem...
— Sumka nawet dość okrągła..
— Ile?..
— Trzydzieści tysięcy franków... W dobrych papierach... Wzajemnego kredytu... Kolei orleańskiej... Pieniądze pewne... Proponujesz mi spółkę?.. Przyjmuję... Zysk z twego interesu zwiększy mój kapitalik... Połączmy się, ale na całe życie... Czy chcesz mnie zaślubić?..
— Trzydzieści tysięcy franków, powiedziałaś? — zapytał piękny August.
— Nie liczę w to jeszcze procentu za kwartał i moich zasług za czternaście miesięcy.
— Rzecz wcale nie niemożebna... Na jakich warunkach się pobierzemy?.. Ja chciałbym wspólność majątku...
— Jak chcesz, bo mnie idzie tylko o twoje serce... Słówko powiedz... daj znak... a ręka moja i akcje moje są twemi!!
— Pęc i zgoda!.. Rzucasz służbę... Zakładamy sobie szykowną kawiarnię przy jakim teatrze... Będziesz w niej królową i zostaniemy milionerami!..
— I będziesz mnie kochał, o mój Auguście! — zawołała stara panna z upojeniem.
Ma się rozumieć!.. To samo z siebie wypływa!.. — odpowiedział lokaj, drwiąc sobie w myśli ze złudzeń pokojówki, której pieniążkom grozić poczynało wielkie niebezpieczeństwo.
Poczciwi narzeczeni znowu się uściskali, poczem piękny August uważając, że dosyć już było tych czułości, zwrócił rozmowę na przedmiot, który go tu sprowadził.
— Miłości stało się zadość — rzekł — zajmijmy się teraz sprawami poważnemi... Czas nagli i nie trzeba ażeby mój dawny pan i hrabina mieli czas porozumieć się z sobą... Zaczniemy działać od jutra...
— U pani czy u pana hrabiego?
— U pana hrabiego, moja droga... Kobieta to zaraz płacze, szlocha, ręce łamie i człowiek ma minę tygrysa, choć żąda tylko, co się należy... Zresztą kobiety nie mają pieniędzy, nawet najbogatsze... a nam potrzeba 50,000 franków.
— Pięćdziesiąt tysięcy franków!.. — powtórzyła Fanny, olśniona tą poważną sumą.
— Ani grosza mniej!.. Odkrycie warte jest tyle z pewnością i pan de Nathon targować się nie będzie... Zobaczysz...
— To byłoby prześlicznie!..
— Pięćdziesiąt a trzydzieści, ośmdziesiąt — mówił dalej mistrz szantażu — prawda że ślicznie!.. Ho! ho!.. moja droga, tak mi się coś zdaje, jesteśmy na drodze do milionów!.. Trzeba teraz ustawić nasze baterje i mieć dowody pod ręką; oskarżenie bez dowodów to tak, jak list bezimienny, nie wierzy się mu, gdy się nie chce wierzyć.. Ja biorę na siebie ślusarza, ale i dorożkarza nam potrzeba... Dowiedziałaś się w swoim czasie o jego nazwisku i adresie, to było bardzo dowcipnie!..
Powiedz mi je teraz, piękna Fanny...
Pokojówka otworzyła szafę, wydobyła szkatułkę, a z niej kawałek papieru, na którym było napisane ołówkiem;
„Jan Chardin, Grenelle, ulica Handlowa № 4.“
Przeczytała ten adres,
— Doskonale! biegnę czemprędzej na Grenelle. Rozmówię się z Janem Chardin, zamawiam jego wraz z dorożką na cały dzień jutrzejszy... Potem zobaczę się z Rossignolem na balu „Białej królowej“, zafunduję mu śniadanie, zapakuję w dorożkę i każę im czekać przed pałacem aż nam ich będzie potrzeba... Chyba to pomyślane nieźle... Nieprawdaż?
— Jesteś wielkim człowiekiem!.. — zawołała Fanny z przekonaniem — a nadewszystko pięknym!.. — dodała miłośnie.
August, któremu już migotało przed oczyma ośmdziesiąt tysięcy franków, ucałował ją bardzo ochoczo i ruszył ku Grenelle.