Hedvigis
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Hedvigis |
Pochodzenie | Wiersze, fragmenty dramatyczne, uwagi |
Redaktor | Wilhelm Feldman |
Wydawca | nakładem rodziny |
Data wyd. | 1910 |
Druk | Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały zbiór |
Indeks stron |
| |||||||
JASIEK Z TARNOWA, chorąży ziemi krakowskiej, kasztelan sandomirski | |||||||
RAFAŁ Z TARNOWA, jego syn | |||||||
SPYTEK Z MELSZTYNA, wojewoda krakowski, lat 19 | |||||||
KSIĄDZ JAN RADLICA, biskup krakowski (Medicus) (w Sławkowie albo Bodzencinie) | |||||||
DYMITR Z GORAJA, podskarbi koronny | |||||||
|
GNIEWOSZ Z DALOWIC |
ROŻA DOBIESŁAW Z KUROZWĘK, kasztelan krakowski |
ZAWISZA Z OLEŚNICY (Dębno) + Abdank |
HEDVIGIS, lat 14 |
WILHELM, książę rakuski, lat 15 |
ELŻBIETA, córka barona węgierskiego Emeryka (Wojdofi Emryk-Bebek, starosta całego państwa ruskiego) — (później żona Spytka z Melsztyna) |
KSIĄDZ PIOTR WYSZ Z RADOLINA, doktor dekretów, Magister Kazimierzowskiej Szkoły. |
Oskarżać muszę te krakowskie pany,
złocisty ptaszku, królewski aniele,
że postępują z tobą jak tyrany —
że to koronę dali ci w kościele
to już zrabować chcą wolności twoje.
Jeżeli wziełaś co, to wziełaś swoje.
To dał ci ojciec, to dziad ci zostawił
prawą spuściznę należną i słuszną —
nie pora, by cię darem kto łaskawił
z własnej twej skrzyni —
[.................]
Więc, że miłości tobie trza matczynej,
więc, że miłości tobie trza ojcowej,
choćby i królem zwano, Miłościwy;
za ciężkie na cię królewskie okowy.
[.................]
Pan na Tarnowie;
ojciec mój — pozdrawia.
A to oświadcza, że z mieczem gotowie
w obronie czci królowej tu się stawia.
(podniesionym głosem:)
Książę Rakuski, gdy w cenie ma życie,
niech przed mym ojcem ucieka
Bo, memu ojcu dana jest opieka
nad tą dziewicą, Loisową córą,
którą obecność książęcia zniesłwia.
(zaczerwieniony)
Jesteś spłacony!
Rodzic grosz twój zgarnie
To się precz wynoś! —
(i patrzy się w nią bez pamięci)
Cóż on tak niezdarnie
polskim świergotem nad tobą przewodzi?
[.................]
Tak się we mnie serce tłucze;
jak w tym dzwonie;
a niechże się już wypłaczę
kiej już płaczę o nie.
[.................]
Słusznieście rzekli, nie wam trza korony
ale korona ta was potrzebuje,
bo jest ten naród dziś osierocony,
który w was swego Pana odgaduje,
przeto jest w trwodze — by nie był stracony —
Stracony — ?! Jako?!
Przez Rakuskie śluby.
Gdybyście Pani myśl spełnili waszą
przestalibyście być królową naszą.
Jeźli nią jestem, — to mam swoją wolę.
Jakąż to królom gotujecie dolę,
mamże bawidłem być może w twej dłoni?
Bo młode dziewczę — nie widzicie toni,
gdzie wy oczyma patrzycie w głębiny —
widzicie tylko własną twarz bez winy,
a w wód tych głębi czekają was czyny.
Ponęta losu ku sobie was wabi.
Macie się oddać na rozkosz i gody,
nie pomna na to wy, kwiateńku młody,
że ten, co bierze was, nas z wami grabi.
Godny, cny Panie — a toż wam wiadomo,
że moja siostra była tu już Pani
i że wy wszyscy byliście gotowi
na innych życzeń mego ojca króla
Luxemburczyka przyjąć, jak poddani.
Czemże on lepszy od mojego męża?
Król Lois kreślił myśl taką na wodzie
na tej błękitnej wodzie pakt był spisan
a był król Lois w duchu swym kołysan
myślą o władztwie światem dla rodziny.
Pomarł, a córki ostawił — nie syny.
Przeszło wspomnienie, bo to się już stało,
że chociaż Zygmunt Luxemburski panic
z wielką ochotą ku Krakowu jechał —
to jednak — ledwo przystanął u granic
i później — tego zamiaru poniechał.
Alem ja winna ojca słuchać jeno
i nie ustąpię przed nikim, — nie stchórzę,
nikt prawa nie ma nademną do sądu
i, jak zasądzę, będzie i zostanie.
Nie potrzebuję was do Rady Panie.
Na głowę moję chcecie zesłać burzę!
Dostoję burzy — znam swe powołanie.
Ślub brałam, ślubu mojego nie złamię —
czembyście mieli mnie — dziś mając w cześci,
gdyby wiedziano to, że ślubom kłamię?
Ja tam nie byłem przy tym onym ślubie
i nie słyszałem tej waszej przysięgi —
ponoście byli wtedy dziecko małe
w pieluchach —
wspomnieć śmiech, lecz chodzą słuchy,
i cale inna wiadoma przyczyna,
że tak do tego obcego (.....)
dusza wam gore, i lecieć by rada?
Serce żaliło ponoć, serce gada
przez wasze usta?
A wy takiej mowy
nie chcecie, stary, znać — ?! Jesteście głuchy
na to, co mówią usta, — co jest z duszy, —
mówię, co czuję — przemoc mnie nie wzruszy.
Któż wam powiedział, że przemoc wam ciąży?
Czyjaż to przemoc; — jesteście tu Pani,
czyńcie co chcecie — — my twoi poddani
patrzymy na cię, jak na nasze cudo,
jaka to w tobie krew dziecino krąży?
Czyliś jest wnuką wielkiego pradziada,
który tu w dolnej sklepionej alkowie
skonał, — gdzie jego duch ze ścian tam gada, —
co życie całe swe o ciężkim trudzie
krwi swej nie szczędził i walczył nie mało,
aże obudził zwycięstwem moc w ludzie,
co się w spuściźnie tobie dziś ostało.
Patrzymy na cię, jak na nasze dziwo
czyliś jest kwiatem tej krwi, czy pokrzywą —
czyliś jest wnuką, — króla Kazimierza,
którego imię łzą w oczy się wkręca
i jest tem hasłem świętego przymierza,
jaki czci naród w jedność połączony,
który nie może być przez cześć dla niego
sługą tych, których on sam nienawidzi,
bo on, dziecino, patrzy, duchem widzi —
bo, pytaj służby, — a straż ci to powie,
nimeście, kwiecie, wy ku nam zjechali,
duch ten królewski bywał widywany
jak przez zamkowe przechodził pustkowie,
bo jego myśli — są pełne te ściany —
Mówicie, — stary — łzy dławią wam mowę,
dzięki burgrabio — za serdeczne słowa;
będzie pamiętać nieletnia królowa,
jakie to bajki do ścian tych przyrosły,
jacy to żyli w tych murach rycerze
i jak z nich każdy rozkaz swój wyniosły
mnie, jak spuściznę zostawił w ofierze.
Zwykle to wszędy — lud się przyzwyczaja
takiego pana czcić, jaki pan będzie;
byle nie szczędził i darów i złota,
znajdzie się serce i szczera ochota.
Mości rycerzu i zamku strażniku,
ileć tam w skarbcu być może klejnotów
i ile złota jeszcze się zgromadzi,
będę wam szczodra — i myślę, że skłonię
serca ku sobie — i myśl ku koronie.
Nie tak surowo sądźcie mnie oczami;
bądźcie po myśli mnie, — a będę z wami.
Któż was to, dziewczę, uczył takiej mowy,
takim rozumem tłoczyć czyją duszę?
Nie złota trzeba-ć nam ani świecideł,
ale nam trzeba ku naszej otusze
anioła, coby stanął przed nas w gloryi skrzydeł.
coby rzekł do nas — w światło z wami muszę,
bom jest świetlany duch — służyć gotowy,
ku czemu moja krew Dziadów mię pali;
stoję przed wami w koronie królowej,
jako zjawisko, które was — ocali.
Jeszcze przed nikim nie schyliłem czoła
ani klęczałem, dziewczę, przed dziewczyną,
raz pierwszy widzisz mnie i raz jedyny, —
a toć ślubuję, że jeźli nie skruszę
twego uporu sercem mem i łzami
w imię twych Dziadów, co mnie są królami,
to choćbym, Boże strzeż, miał użyć mocy,
strażą otoczę zamek twój — tej nocy.
Więc chcesz mnie więzić...?
Złej woli — niewola.
Chcesz mnie niewolić?!
Ocalić!
Zaprzedać!
Ślubuję, panno, — niemcowi cię nie dać!!
Precz z moich oczu — przekupny rajfurze,
ciebie kupiono — dla innego gacha!
w czyjem imieniu język twój tak żywy
ogniem usidlić chce mnie siłą stróżem?
Znam waszą mowę i już ją zgaduję.
Przez waszą dumę wolę mą zbuduję,
przez waszą pychę znajdę własną siłę,
choćby mi drogę sto mieczów grodziło.
[.................]
O wstydzie! cóżem jest? o cóżem winna?
O cóżem winna, że mnie tak chowano?
O matko, ojcze, — z Was mam myśli wiano,
a mówią mi, ciskają w twarz obelgą,
własną myśl waszą w hańbę piętnowaną.
We mnie byliście wy, moi jedyni,
gdy z waszej ręki czyn, mnie winną czyni.
Jakoż mam myśleć i serce me jako
ma bić? — strwożona jestem, drżę z lęku.
O czemuż topór ten puściłam z ręku?
O nienawidzę!! a! to jest więzienie!
On mi powiedział: czyli mam sumienie!?
Ha dreszcz mną wstrząsnął. Przed czem? Drżę w tej chwili.
Czyliżem w grzechu, w błędzie jakim była?
Czyli to zbrodnia, którąbym spełniła?
przeklęty zamek! — — Takem się cieszyła! —
[.................]
Bądź pozdrowiona Słowem Wiary.
Sam przyszedł do mnie Anioł Boży.
Czy snu zwodnicze idą mary?
Niechaj się serce twe nie trwoży.
— — — — — — — — — — — —
Ty dla tej Polski będziesz perłą,
z dna wód świecącą jasno;
śnieżną liliją zkwitnie twe berło
w snop skier, co nie zagasną.
Nie ludzie to, królewskie dziecię,
co ciebie krzywdzić mieli;
Bóg dolę wszelką na tym świecie
swym mieczem Sądu dzieli.
Będziesz dla Polski złotą różą,
gwiazdą w szafirów skłonie;
łzy, co dziewczęce szczęście burzą,
we skarb zawreją w łonie —
i za lat setki
skoro już wymrą wszyscy dziś przytomni
jeszcze ten naród w litości dla ciebie
o tych łzach twoich dziecka nie zapomni.
- ↑ Drukowane w „Przeglądzie Powszechnym“ z r. 1908 zesz. II., ze wstępem dra Adama Chmiela. Dramat o Jadwidze planował poeta oddawna, wracał do niego niejednokrotnie, ostatecznie skrystalizował się pomysł w jego fantazyi z początkiem r. 1905, kiedy (patrz objaśnienie do str. 125) przygotowując repertuar dla teatru krakowskiego, studyował i opracowywał „Jadwigę“ Faleńskiego. Wówczas napisał pierwszy fragment (dyalog królowej z Dymitrem z Goraja), inne dyktował w r. 1907 pani Stankiewiczowej.
- ↑ Fragment między królową a Aniołem zwiastującym powstał we wrześniu 1907: — Te strofy są ostatnim utworem napisanym przez Poetę własnoręcznie — dłonią chorą, okaleczałą, ołówkiem wetkniętym między tę dłoń a bandaż.