Historja o księciu Achmedzie i wróżce Pari-Banu
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Historja o księciu Achmedzie i wróżce Pari-Banu |
Pochodzenie | Powieści z 1001 nocy opracowane dla dzieci |
Wydawca | Księgarnia Popularna |
Data wyd. | 1928 |
Druk | S. Sikora |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Pewien bogaty ogromnie sułtan indyjski, władca rozległego ogromnie państwa, posiadał trzech synów: najstarszy Hussaim, średni Ali i najmłodszy Achmed.
Prócz nich wychowywała się na dworze jego córka brata królewskiego, imieniem Nurunnichara — co po polsku znaczy światło dzienne i słusznie się tak nazywała, gdyż urodą, pogodnością charakteru i wszystkiemi cnotliwemi
zaletami światła przypominała.
Pewnego razu, król ów, który wychowanicy swej ogromnie dobrze życzył i niezmiernie ją kochał, rzekł do swych synów:
— Słuchajcie synowie, jesteście wszyscy trzej już dość dorośli, by założyć rodzinę i ożenić się. Również przekonany jestem, że wszyscy trzej uznajecie to dobrze, iż trudno o lepszą towarzyszkę życia, o piękniejszą, cnotliwą niewiastę, jak Nurunnichara, przeto obiecuję, iż temu, który rzuci mi się do nóg i poprosi o błogosławieństwo, ofiaruję ją za żonę.
Tedy wszyscy trzej książęta rzucili się do nóg ojcu i prosili o błogosławieństwo ślubu z Nurunnicharą.
Król na to rzekł:
— Nie może to być, byście wszyscy trzej takiemi gorącemi uczuciami dla Nurunnichary przejęci byli. Niechże reszta ustanie, a tylko ten, który gorąco i prawdziwie pragnie ją poślubić pozostanie na klęczkach.
Lecz znów wszyscy trzej książęta nie wstawali i oświadczali, iż każdy z nich najświętszem dla Nurunnichary uczuciem ożywiony jest, i że nie był to tylko zwykły dowód posłuszeństwa, i ojcu do nóg padli.
Tym razem rzekł król:
— Będąc zatem o niezłomności waszych uczuć przeświadczony, i życząc każdemu z was jednakowo dobrze, nie jestem w stanie na razie rozstrzygnąć, któremu z was Nurunnicharę oddać; postanowiłem zatem tak; iż ten otrzyma Nurunnicharę, któremu losy jego sprzyjać będą. A więc dziś jeszcze dosiądziecie rumaków i udajcie się w podróż, która rok trwać powinna — należy w ten sposób trwałość swoją wypróbować.
Po za tem, kto mi z podróży owej najwspanialszą i najrzadszą rzecz jakąś przywiezie, ten otrzyma rękę Nurunnichary. O rzadkości tych przedmiotów sami rozstrzygać będziecie.
I tego dnia jeszcze otrzymał każdy z książąt służącego jednego, dwa konie i sporo pieniędzy, a pożegnawszy się z ojcem ruszyli w drogę.
Po drodze zatrzymali się wszyscy trzej w karczmie przydrożnej i rozsądzili, iż w tej oto karczmie spotkają się za rok. Postanowili również, iż przy pierwszych krzyżujących się drogach – rozstaną się. Ponieważ byli przebrani za kupców, więc uwagi na siebie nie zwracali niczyjej.
Wyjechawszy z karczmy, ujrzeli przed sobą słup, a przy nim drogi w trzy strony się rozchodzące. Tedy wybrali po starszeństwie: Hussaim skręcił na prawo, Ali pojechał prosto, zaś Achmed skręcił na lewo.
Hussaim długo, długo jeżdżąc dotarł wreszcie do wielkiego miasta nad zatoką perską, zwanego Bisnagar.
Miasto to było niezwykle bogate i handlowe. Ogromna moc kramów i sklepów pokrywała ulice. Ruch był wszędzie ogromnie ożywiony. Ludność była tu bogata i wszyscy mieli drogie kamienie i kosztowności na sobie.
Hussaim był podróżą zmęczony, podszedł do jednego z kramów i spytał siedzącego kupca, czy pozwoli mu na pewien czas spocząć przy swoim kramie. Ten był bardzo uprzejmy i z chęcią zgodził się na to.
Hussaim tymczasem przyglądał się ruchowi i ożywieniu miasta i ulic.
Wreszcie zwrócił jego uwagę, jakiś handlarz, który trzymając w ręku wytarty jakiś dywanik, krzyczał:
— Dywan sprzedaję, dają mi już trzydzieści sakw złota, kto da więcej!
Hussaima zdziwiło to niezmiernie, iż za przedmiot tak marny, żąda ktoś tyle, więc zawołał krzyczącego i spytał go się o powód tego.
— A bo nie jest to zwykły dywan — odrzekł zapytany — ma on tę właściwość, iż jeżeli stanąć na nim i zapragnąć być gdzieś, choćby w najodleglejszym miejscu świata, to wnet się człowiek tam znajdzie.
Hussaim ucieszony niezmiernie takim wynalazkiem po wypróbowaniu tego dywanu, gdy stanęli nań razem z przekupniem i odrazu się w żądanym miejscu znaleźli, ofiarował mu mu 40 sakw złota i jeszcze mu 20 sztuk złota dołożył i wracał uradowany do karczmy, przy krzyżujących się drogach, pewnym będąc, iż żaden z jego braci przedmiotu takiego nie znajdzie.
Książę Ali, również długo jechał, aż w końcu dotarł do miasta Szyrazu.
Miasto to było niezwykle bogate, ludzie ogromnie zamożni. Na ulicach moc kupców i kramów.
Idąc tak przez ulicę, spostrzegł między innymi, wykrzykującemi towary, pewnego człowieka, który trzymał w ręku lornetkę zwykłą i wykrzykiwał:
— 30 sakw złota za tę lornetkę, kto da więcej!
Zdumiał się ogromnie Ali, czyżby lornetka tak drogocenną być mogła, więc spytał tego człowieka, co to ma znaczyć. Ten zaś wytłómaczył mu, iż lornetka ta posiada taką właściwość; gdy popatrzywszy w nią pomyślimy sobie, co chcemy zobaczyć, to nam się w tej chwili ukaże.
Ali wziął w tej chwili lornetkę, by ją wypróbować. Spojrzawszy życzył sobie ujrzeć ojca swego. I w tej chwili ukazał mu się przez szkła ojciec jego, jak w gabinecie swym sprawował urzędy.
Niezmiernie ucieszony Ali z takiego przedmiotu, nabył go, dając odrazu 40 sakw złota i dodawszy przekupniowi jeszcze 20 sztuk złota powracał uszczęśliwiony do karczmy na rozdrożu, pewnym będąc, iż nikt z jego braci przedmiotu takiego posiadać nie będzie.
Książę Achmed w podróży swej zajechał do miast Samarkandu.
Też odrazu wszedł między kupców i zastawione kramy i przyglądał się kosztownościom różnym. Uwagę jego zwrócił człowiek pewien, który trzymał w ręku zwykłe jabłko niedużej wielkości i wykrzykiwał:
30 sakw złota za to jabłko ofiarują mi już, kto da, więcej, ten posiądzie go.
Zdumiony Achmed taką ceną zwyczajnego jabłka spytał się przekupnia, dlaczego taką sumę zabawną wykrzykuje.
— Gdybyście znali, panie właściwości tego jabłka — odparł tenże — nie myślelibyście, że cena jest za dużą. Jabłko to, ma tę właściwość, iż chory na jakąkolwiek chorobę, a nawet umierający, gdy powącha je, zupełnie wyleczonym i zdrowym wstaje. Właściciel jego, uczony znany w całym Samarkandzie, spreparował go z ziół wszystkich możliwych, z których każde poszczególnie jakąś chorobę leczy.
— Achmed postawił mu warunek, iż na jakimś chorym spróbować tego jabłka musi, i jeżeli okaże się skutecznem, to ofiaruje mu 40 sakw złota, jeżeli zaś będzie bezskuteczne, to go jako oszusta aresztować każe.
Ów sprzedający zgodził się na ten warunek i nawet wskazał pewnego znajomego chorego obłożnie. Udano się do niego z tym jabłkiem i rzeczywiście po przewąchaniu jabłka, chory wstał zdrowym zupełnie.
Tedy Achmed wypłacił sprzedawcy obiecaną kwotę, i powracał do karczmy, uradowany w przeświadczeniu, że on ojcu najlepszą rzecz przywiezie.
Gdy zjechali się trzej bracia w karczmie, uściskali się ogromnie serdecznie, lecz każdy spoglądał na braci z politowaniem, gdyż przeświadczonym był, iż on ma najdrogocenniejszy przedmiot.
Wreszcie Hussaim zaproponował, by nie czekając przyjechali do pałacu ojca, obejrzeli teraz swoje przedmioty, które nabyli.
Gdy Hussaim pokazał mu swój wytarty dywanik, omal nie śmieli się bracia, iż tak lichą rzecz wiezie, to samo było z lornetką Alego i z jabłkiem Achmuda. Wreszcie Ali chciał zobaczyć, co porabia obecnie Nurunnichara. Spojrzał tedy przez lornetkę i wykrzyknął zrozpaczony:
— Patrzcie, patrzcie, Nurunnichara jest umierającą.
Wytłómaczył potem braciom właściwości tej lornetki, i tak wszyscy zajęci byli Nurunnicharą, że nawet nie podziwiali tej lornetki.
— Ach gdybym mógł być teraz przy niej, ze swoim jabłkiem — wzdychał Achmud. I opowiedział im, jakie to właściwości posiada owe jabłko.
— Nie jest to nic trudnego — odparł Hussaim — możemy tam wnet stawić. Stańcie tu koło mnie na tym dywaniku i w tej chwili będziemy w pokoju Nurunnichary.
I rzeczywiście odrazu znaleźli się w pokoju Nurunnichary. Wtedy Achmed podleciał do łóżka jej i dał jej jabłko do powąchania.
Umierająca, aczkolwiek z trudem oddychała, jednakże westchnęła w siebie kilka razy zapach jabłka; i w tej chwili powstała zupełnie zdrową. Radość z powodu tego była ogromna.
Ojciec powitał serdecznie wszystkich synów i z ciekawością wysłuchał ich przygód, przybycia tutaj i obejrzał przedmioty.
Wreszcie rzekł król:
— Kochani synowie. Przyznać muszę, że przedmioty wasze, każdy na swój sposób, równie drogocenną wartość posiadają. Trudno rozstrzygnąć, który jest cenniejszym. Wszyscyście się jednakowo Nurunnichanie przysłużyli, gdyż gdyby nie lornetka Alego, nie wiedzielibyście, iż jest chora, gdyby nie dywanik Hussaima, nie moglibyście się do niej dostać odrazu, a gdyby wreszcie nie jabłko Achmeda, to zapewneby już w tej chwili nie żyła. Widzicie więc, że trudny jest sąd. Uważam przeto, że jeszcze raz musicie do konkursu stanąć.
Mianowicie, będziecie strzelać z łuków i kto dalej trafi, ten uzyska Nurunnicharę za żonę.
Ustawiono tedy książąt w jeden rząd, dano im jednakowe łuki i zaczęli strzelać. Strzała Hussaima bardzo daleko upadła. Naznaczono to miejsce żerdzią. Strzała Alego jeszcze dalej upadła. Strzały zaś Achmeda w żaden sposób znaleźć nie można było. Długo stukali jej służący i lud i zupełnie jej znaleźć nie mogli. Wtedy król orzekł, że zaginiona strzała nie liczy się i Nurunnicharę postanowił Alemu oddać.
Hassaim zmartwiony, udał się do pewnego mędrca, by go na Derwisza wyrobił, chcąc w zapomnieniu od świata i ludzi życie spędzać.
Achmeda nieobecność również zauważono, lecz nikt nie wiedział w którą stronę i po co się udał. Ojciec nawet opłakiwał go, jako umarłego. Zarządzono ogromne poszukiwania w okolicy, rozesłano moc sług i wojska, lecz nigdzie go nie znaleziono.
Tymczasem Achmed, ogromnie zaciekawiony, gdzie się jego strzała podziać mogła, gdyż widział ją dobrze jak leciała prosto, po wypuszczeniu z łuku, udał się w prostym kierunku od miejsca strzelania, rozglądając się ciągle, czyby jej nie dojrzał.
Po długiej wreszcie wycieczce dojrzał ją o 3 mile od miejsca strzelaniny, leżała pod ogromną skałą.
Podniósł ją i dojrzał tuż koło niej olbrzymie drzwi żelazne w skale.
Pchnął je nogą silnie, a otwarły się wnet.
Achmed ujrzał się w długim korytarzu wąskim. Szedł przez niego pewien czas, aż wreszcie korytarz zaczął się rozszerzać i wkońcu wyszedł Achmed na olbrzymi plac, na którym stał piękny, bogaty ogromnie pałac. Z pałacu wyszła urocza jak zjawisko kobieta i powitała Achmeda:
— Jak się masz Achmedzie. Wiedziałam dobrze, że tu przyjdziesz, jak również znam całą twoją historię i twoich braci, wasze podróże i konkury, gdyż jestem wszechwiedzącą wróżką Pari-Banu zwaną. Otaczają mnie tu olbrzymie bogactwa w tym pałacu, po za tem posiadam dużą władzę, jako czarodziejka.
Achmed przepraszał bardzo piękną wróżkę Pari-Banu, iż tak niebacznie wtargnął do jej królestwa, lecz ta nie gniewała się wcale.
Achmedowi ogromnie podobała się wróżka i zakochał się w niej odrazu; ta zgodziła się oddać mu swoją rękę, lecz z warunkiem, iż nigdy nikomu nie wyjawi z kim się ożenił.
I odtąd żyli we dwoje i na niczem im nie zbywało, gdyż wróżka była ogromnie bogata i posiadała tak wielkie skarby, iż wobec niej ojciec Achmeda był jeszcze ubogim człowiekiem.
Lecz po jakimś czasie Achmed zaczął ogromnie tęsknić za ojcem swoim. Nie mógł już dłużej wytrzymać, nie wiedząc, co się dzieje z ojcem, z braćmi i z rodziną całą.
Wreszcie Pari-Banu zgodziła się na jego wyjazd i dodała mu dla orszaku 20 rycerzy na koniach, w rynsztunkach i zbroi tak bogatej, iż żaden król świata orszaku takiego nie posiadał jeszcze.
Gdy Achmed przybył do stolicy, radość z powrotu jego była niezmierna. Stary sułtan o mal zmysłów nie stracił, gdyż uważał był syna swego już za nieżyjącego.
Dziwiono się wielce jego bogatym szatom, perłom, kamieniom drogocennym i orszakowi. Achmed opowiedział ojcu wreszcie tajemnicę swego ślubu. Ojciec uradował się tem bardzo i prosił, by i Pari-Banu przyjechała do niego. Achmed wrócił do pałacu wróżki i wreszcie namówił ją na złożenie wizyty staremu sułtanowi. Pari-Banu podobała się sułtanowi i błogosławił synowi serdecznie.
Wkrótce potem, stary sułtan, złożony niemocą życie zakończył, zaś naród obrał Achmeda i odtąd Achmed rządził państwem szczęśliwie, mając przy boku żonę swą piękną i bogatą.