Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego (1815–1852)/Kultura Wielkopolska 1830 — 1846/1

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Karwowski
Tytuł Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego (1815–1852)
Część Kultura Wielkopolska 1830—1846
Rozdział Czasopisma
Wydawca Drukarnia nakładowa Braci Winiewiczów
Data wyd. 1918
Druk Drukarnia nakładowa Braci Winiewiczów
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cała Kultura Wielkopolska 1830—1846
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Czasopisma.

Powstanie listopadowe wstrząsnęło W. Księstwem Poznańskiem, wywołało żywsze uczucia, rozbudziło umysły. Atoli nieszczęśliwy wynik powstania jednych zniechęcił, drugich rzucił w wir knowań. Byli jednak ludzie, którzy, nie złamani nieszczęściem, jęli pracować spokojnie i wytrwale w tem przeświadczeniu, że nie przez gwałtowne porywy, lecz przez oświatę i pracę społeczeństwo do lepszego bytu dojść może.
Na czele tych mężów, którzy po r. 1831 chwycili za pióro i niezmierne około podniesienia oświaty w Wielkopolsce położyli zasługi, stanęli bracia Jan i Antoni Poplińscy.
„Przyszli obydwaj — pisze Motty,[1] razem na świat 1796 r. w Popłonykach pod Ostrowem, gdzie rodzice ich mieli młyn i folwarczek. Niedziw, że jako bliźnięta byli bardzo do siebie podobni tak z wyglądu, jako i z usposobienia, że chowali się razem i uczyli razem, najpierw w domu, potem w szkółce ostrowskiej, wreszcie nie bez pomocy, ile słyszałem, księcia-namiestnika w gimnazyum poznańskiem, które ukończyli jeszcze za dyrektoratu Jana Kaulfussa równocześnie z Karolem Marcinkowskim. Ponieważ obydwom przypadł do smaku zawód nauczycielski, udali się potem do Berlina, aby słuchać filologii, i nierozłączeni, mieszkając wspólnie i pracując wspólnie w językach starożytnym, w niemieckim i polskim, złożyli tegoż samego dnia egzamin na nauczycieli szkół wyższych. Był tam wtenczas w Berlinie dość liczny zastęp młodzieży polskiej, z którą Poplińscy byli w ścisłych stosunkach i z którą ich łączyły gorące uczucia patryotyczne, a że między tą młodzieżą objawiały się dążności i nadzieje, będące nie bez pewnego związku z zamiarami politycznymi, nurtującymi w wojsku polskiem i uniwersytecie warszawskim, nie dziw, że obydwaj bracia podzielali pod tym względem usposobienie kolegów swoich. Nie miało to jednak dla nich bezpośrednio złych skutków. Pożegnawszy szczęśliwie Berlin, zakończyli niebawem ów żywot braci syamskich, rozłączono ich bowiem, gdy do poznańskiej rejencyi podali wniosek o wyznaczenie im odpowiednich posad. Antoniego posłano do ówczesnej szkoły wydziałowej wschowskiej, a Jana do gimnazyum leszczyńskiego.”
Jan Popliński rozpoczął swą pracę literacką wydaniem podręcznika niemieckiego do czytania, celem ułatwienia młodzieży polskiej nauki języka niemieckiego, który to podręcznik zaprowadzono nie tylko w gimnazyum leszczyńskiem, ale i poznańskiem, oraz w seminaryach i miejskich szkołach po prowincyi. Wkrótce potem wydał Słowo Boże z Starego Testamentu podług Wujka, czyli Dzieje ludu żydowskiego, opowiedziane w przystępnej i treściwej formie, jako też Wybór bajek polskich z rozprawą o apologu i komentarzem, później Nowe Wypisy polskie (tom I 1834 r., tom drugi 1838 r.) zawierające historyą prozy polskiej, od samych początków chronologicznie ułożoną, wraz z krótkiemi wiadomościami o główniejszych prozaikach polskich.
Daleko większą doniosłość miał Przyjaciel Ludu,[2] który Jan Popliński po porozumieniu się z bratem Antonim, Józefem Łukaszewiczem i ks. Tycem, zaczął wydawać w Lesznie od lipca 1834 r. Było to pierwsze polskie pismo ilustrowane. „Przyjaciel Ludu był przez długi czas prawdziwym przyjacielem polskich domów, chętnie co tydzień witanym gościem i stał się obfitym magazynem wszelkich narodowych rzeczy, odznaczając się w tym kierunku należytą rozmaitością. Zamieszczał portrety królów, królowych, hetmanów, uczonych i ludzi pod innym względem zasłużonych w dziejach naszego kraju, prócz tego gmachy, ważne miejscowości, medale, monety polskie, facsimilia królów i znakomitych osób, krótko mówiąc, cokolwiek w przeszłości lub w współczesnym obrębie ojczystym zająć mogło uwagę ogółu, a takim rycinom towarzyszyły zawsze odpowiednie życiorysy, opisy lub objaśnienia.”
Głównie zasilali Przyjaciela Ludu artykułami bracia Poplińscy, Józef Łukaszewicz i Jędrzej Moraczewski, wiersze umieszczali tam generał Franciszek Morawski, Konstanty Zakrzewski, Jaśkowski i inni.
Jan Popliński redagował Przyjaciela Ludu do śmierci t. j. do 17 marca 1839 r., po nim Józef Łukaszewicz aż do końca r. 1845, a od 1 stycznia 1846 do 1850 r. dr. Szymański. Wogóle wyszło Roczników 16.
Równie czynny jak brat Jan był Antoni Popliński. Po krótkim pobycie w Wschowie, przerwanym, jak wspomniano powyżej, kilkomiesięcznem śledztwem w Berlinie, powołano go 1826 r. do gimnazyum poznańskiego, gdzie po ustąpieniu Muczkowskiego i Królikowskiego, głównie udzielał języka polskiego i literatury ojczystej w trzech wyższych klasach. Zaraz w początkach działalności swojej w Poznaniu opracował niemiecki podręcznik do nauki języka polskiego, który kilkanaście doczekał się wydań, dalej Gramatykę łacińską i Przykłady do tłomaczenia z łacińskiego na polskie i odwrotnie, Gramatykę łacińską mniejszą dla klas średnich i niższych, Wybór prozy i poezyi polskiej dla klas niższych, oraz Historyą powszechną wedle Weltera. Ułożył też Katalog Biblioteki Raczyńskich.
Zachęcony wielkiem powodzeniem Przyjaciela Ludu począł Antoni Popliński wraz z Józefem Łukaszewiczem wydawać 1838 roku Tygodnik Literacki, pismo niemałej naukowej wartości, ponieważ zaś obydwaj byli nauczycielami gimnazyalnymi, jawnie w charakterze redaktorów występować nie mogli, podpisywał się jako redaktor na ich prośbę młody Antoni Wojkowski. Tygodnik Literacki, w którym zamieszczali bardzo dobre artykuły rozmaitej treści, nie tylko Poplińscy i Łukaszewicz, ale także zdolni współpracownicy z Księstwa i z innych dzielnic polskich, znalazł licznych czytelników. Gdy zaś Tygodnik Literacki przeszedł na własność Wojkowskiego i stał się organem stronnictwa postępowo-demokratycznego, Antoni Popliński[3] i Józef Łukaszewicz założyli nowe pismo naukowe bez politycznego zabarwienia p. t. Orędownik Naukowy, który wychodził od 1 października 1840 roku w ich własnej, a pierwszej w Poznaniu polskiej drukarni.
Równocześnie (1840 r.) za staraniem Karola Libelta i Jędrzeja Moraczewskiego zaczął wydawać Napoleon Kamieński w własnej drukarni przeznaczony dla kobiet Dziennik Domowy, który miał cechę przeważnie beletrystyczną, raz po raz jednak zamieszczał poważniejsze rzeczy Libelta, Moraczewskiego, Emila Kierskiego i innych.
Napoleon Kamieński, brat proboszcza i dziekana świętomarcińskiego ks. Maksymiliana, był synem notaryusza publicznego i komisarza sprawiedliwości i zmarłej w 77 roku życia w Poznaniu 30 kwietnia 1854 r. Ludwiki z Jeżewskich[4] 1-o voto Kamieńskiej, 2-o voto Dobielińskiej, dziedziczki Białężyc w powiecie wrzesińskim.
W szkołach i na uniwersytetach kolegował z Karolem Libelte, z którym żył w przyjaźni do końca życia. Był właściwie z zawodu prawnikiem, ale w Berlinie przejął się filozofią Hegla, przytem był dobrym fortepianistą. Powstanie listopadowe przerwało rozpoczętą karyerę sądową. Za przykładem Libelta wstąpił do artyleryi, był w bitwach pod Grochowem, Mińskiem i w wyprawie litewskiej, a przeszedłszy z Giełgudem granicę pruską, po rozmaitych przygodach dostał się do Poznania. Przesiedziawszy za udział w powstaniu czas niejakiś w fortecy, chwytał się to tego, to owego, aż wreszcie połączył się z Libeltem i Moraczewskim i z nimi dla działania na opinię w kierunku tak zwanym postępowym, założył literacko-księgarską spółkę. Później redagował przez lat blisko 18 Gazetę W. Księstwa Poznańskiego, którą jako ostatni redaktor pochował 1865 roku.[5]
W trzy lata po założeniu Dziennika Domowego, który do r. 1847 wychodził, ukazał się Rok (1843 r.), redagowany przez Karola Libelta i Jędrzeja Moraczewskiego, a mający na celu zaszczepianie w społeczeństwie postępowo - demokratycznych zasad i podniecanie patryotycznych uczuć Polaków. Do tego pisma dostarczali artykułów najznakomitsi ówcześni pisarze polscy. Rok wychodził do r. 1846.
W przeciwieństwie do Roku założył Jan Koźmian w porozumieniu z generałem Chłapowskim 1845 r. zachowawczo-katolicki Przegląd Poznański, który miał „rozwinąć chorągiew wiary, osadzoną na drzewcu najrodzimiej narodowym”.
Jan Koźmian,[6] urodzony 27 grudnia 1814 r. we wsi Wronowie w Lubelskiem z Jana i Wiktoryi z Mikuliczów, wychowany troskliwie przez matkę, dysydentkę, odebrał nauki szkolne najprzód w Lublinie, później w liceum warszawskiem za rektoratu B. Lindego, a pod opieką stryja Kajetana, wstąpił po nocy listopadowej jako szesnastoletni młodzieniec najprzód do gidów dyktatorskich, potem do piątej lekko konnej bateryi polowej wraz z starszym bratem Stanisławem, z którym w kilku znajdował się potyczkach, najprzód pod Wronowem (17 kwietnia), gdzie jako podoficer stał naprzeciwko domu rodzinnego z armatą, którą obsługiwał, potem pod Kaźmierzem, Łysobykami, Szymanowem, a w końcu pod Ołtarzewem, gdzie obydwaj dostali się do niewoli. Wprawdzie obydwaj umknęli, ale w kilka dni po przybyciu do Warszawy nastąpiła kapitulacya stolicy. Na emigracyi bądź to w Brukseli, bądź w Paryżu, gdzie zapozna się z Bohdanem Zaleskim i Adamem Mickiewiczem, Jan Koźmian odznaczający się niezwykłą żywością umysłu, rzucił się w wir rozrywek zmysłowych i politycznych sporów, ale po roku ustatkował się i w uniwersytecie w Tuluzie oddał się nauce prawa, złożył po trzech latach egzamin na licencyata obojga praw i zapisał się w rejestr adwokatów. Zasłabłszy na piersi, musiał porzucić zawód adwokacki i po pobycie u wód pirenejskich puścił się do Hiszpanii i nauczył się tak dobrze języka hiszpańskiego, że wydał w nim krótki pogląd na dzieje Polski, aby zapoznać z niemi Hiszpanów. Następnie po wycieczce do Włoch powrócił do Paryża. Tu pod wpływem Semenenki, Kajsiewicza i Jełowickiego, z którymi od dawna żył w przyjaźni, oraz skutkiem obcowania z przywódcami francusko-katolickiej szkoły filozofów i polityków, Venillotem, Lacondairem i Guérangerem, a szczególnie z hr. Montalembertem nastąpił zupełny zwrot w usposobieniu i poglądach Koźmiana. Wiara w nim ocknęła się i stanowczo wpłynęła na całe jego życie. Już nie powrócił do adwokatury, lecz poświęcił się całkiem pracy literackiej. Pisywał dużo do dzienników katolickich, zaznajamiając Francuzów ze stosunkami religijnymi w Polsce, zwłaszcza z prześladowaniem Unitów przez Moskwę i razem z Venillotem redagował przez czas niejakiś Revue catholique, przytem kierował szkołą polską, którą wychodźcy polscy 1839 r. założyli w Paryżu.
Po roku 1840 opuścił Francyę i najprzód przeniósł się do Monachium, gdzie zapoznał się z Moehlerem, Philippsem i Görresem, którzy rozbudzili życie katolickie w Niemczech, następnie do Berlina, gdzie uczęszczał na wykłady filozoficzne Schellinga i pozostałych tam jeszcze heglistów, ale filozofia niemiecka nie wpłynęła ujemnie na jego przekonania, owszem, uważając ją za niebezpieczną dla nieugruntowanych w wierze i działającą szkodliwie na uczucia patryotyczne i wyobrażenia narodowe polskiej młodzieży, zwalczał ją na każdym kroku i niemały wpływ wywierał na młodzież, nad którą górował różnostronnością i gruntownością wiadomości, bystrością umysłu, biegłością w mówieniu, a przytem ogładą wielkoświatową. „Pamięć posiadał fenomenalną, doskonalszą jeszcze niż brat Stanisław”; wszystko co kiedykolwiek widział, usłyszał lub czytał było mu w każdej chwili przytomne, a praca naukowa, podróże, pożycie z znakomitemi osobistościami nagromadziły w jego głowie mnóstwo materyału. Nie tylko miał jasne poglądy na rozmaite dziedziny nauk, lecz w kilku naukach niezwykłą obfitość szczegółowych wiadomości, osobliwie w prawnictwie i filozofii, na którą się z katolickiego stanowiska zapatrywał, w historyi zaś niejeden profesor nie byłby mu dorównał. Do sztuk miał wrodzony pociąg, przedewszystkiem do muzyki i malarstwa”.
Bogaty zasób swej wiedzy złożył Jan Koźmian w założonym przez siebie 1845 r. Przeglądzie Poznańskim, w którym starał się okazać, że „wśród zamieszania wyobrażeń jak w urządzeniach społecznych, tak w literaturze i sztuce jedynie bezpieczna droga, prowadząca do stałych zdobyczy, jest droga katolicka”, ale chociaż Przegląd Poznański[7] był doskonale redagowany, odznaczał się „dobrą wolą, poważnym spokojem, czystością zamiarów i chrześciańską łagodnością, a przeciwników nie uderzał z tyłu sztyletem, lecz stawiał im czoło” — jak się wyrażał Kornel Ujejski w liście do Pauliny Wilkońskiej[8], ograniczoną tylko zyskał liczbę przedpłacicieli, bo sprawy religijne wówczas mało kogo w W. Księstwie Poznańskiem zajmowały.
„Było to — pisze Motty[9] — dalszym ciągiem wpływu owego kierunku umysłowego, który literatura drugiej połowy XVIII wieku, wielka rewolucya francuska i wojny Napoleońskie całej Europie nadały. Z ludzi jakkolwiek wykształconych, mało kto się o rzeczy religijne troszczył; prosty lud był sobie bezwiednie pobożnym, panie i panny nasze modliły się i chodziły do kościoła, obywatele po wsiach i miastach, szczególnie starsi, czynili to samo, należało to do zwyczaju, było zrosłe z życiem powszedniem, ale nikt sobie przytem nic nie myślał, nawet większa część księży okazywała podobny zimny nastrój ducha. Żeby religią uważać za punkt wyjścia wszystkich czynności prywatnego i publicznego życia, łączyć ją nierozerwalnie z narodowością i polityką, stawiać Kościół wszędzie naprzód, a wszystko inne poniżej, było rzeczą całkiem obcą generacyom z czasów mojej młodości, zwłaszcza, że po trzydziestym roku, skutkiem oddziaływania emigracyi, rozszerzyły się obszernie między młodszymi przeciwne przewadze Kościoła prądy demokratyczne, wspierane w wykształceńszych naleciałościami filozofii niemieckiej. O wyznawcach i stronnikach de Maistra i Bonalda, którzy z początkiem XIX wieku pierwsi wystąpili w obronie Kościoła i z zasadą jego wszechwładzy, nie było wogóle słychać między osobami wtenczas wpływowemi. Przecież zachodziły, ile pamiętam, nieliczne wyjątki. Generał Chłapowski, gdy po 30-tym roku osiadł w Turwi, zwrócił na się uwagę sąsiadów nadzwyczajną pobożnością i ścisłą z całym domem swoim obserwacyą wszelkich przepisów kościelnych. Jeszcze przed czterdziestym rokiem uważany był powszechnie u nas za wyjątkowego między świeckimi przedstawicielami zasad kościelno-katolickich tak w praktyce, jako i w teoryi. Podzielał jego przekonania i ściśle religijny sposób życia bliski krewny, Stanisław Chłapowski z Czerwonej wsi, będący przytem dla łagodnego i przyjacielskiego w stosunkach towarzyskich usposobienia, bardzo popularną osobistością. Również odznaczała się niemal cała rodzina Morawskich podobnym sposobem zapatrywania się na wszystko ze stanowiska kościelnego. Może byli przed 1844 rokiem prócz tego inni jeszcze wybitniejsi ludzie, którzy szli samowiednie w tym samym kierunku bezwzględnej przewagi kościelnej, lecz albo ich nie znałem albo ich sobie już teraz nie przypominam”.
Dzięki zapałowi i sprężystości Jana Koźmiana, który w r. 1846 poślubił Zofią Chłapowską,' córkę generała Dezyderego, przez co wszedł w stosunki rodzinne z najprzedniejszemi rodzinami wielkopolskiemi, prądy katolicko-kościelne i anti-demokratyczne powoli szerzyć się zaczęły po W. Księstwie Poznańskiem.
Po roku 1831 pojawiają się też w W. Księstwie Poznańskiem czasopisma kościelne. Najpierw Archiwum teologiczne, poświęcone oświeceniu i zbudowaniu religijnemu, wychodziło poszytami kwartalnie od stycznia 1836 do końca 1837 po redakcyą ks. Jana Jabczyńskiego. Było to pierwsze czasopismo kościelne.
Ks. Jabczyński zamieszczał w niem oprócz spraw bieżących kościelnych, dawne przywileje, statuty Akademii Lubrańskich, wiadomości o klasztorach i szpitalach w dawnej Polsce, oraz o życiu i pismach znakomitych Polaków.
Tenże ks. Jabczyński wydawał od kwietnia r. 1843 do końca 1849 Gazetę kościelną.
Zwalczanie apostaty Czerskiego było celem redagowanej przez ks. Ludwika Urbanowicza (ur. 1788 r., um. 28 września 1850) Obrony prawdy. Następnie prostowało to pismo błędy religijne, szerzone przez dziennikarstwo i rozmaitych pisarzów, nie zachowywało jednak należytej powagi i miary.
Prócz powyższych pism wychodziły Roczniki Towarzystwa rozszerzania wiary na całej kuli ziemskiej (1840—1845) pod redakcyą ks. Tyca, dalej pisma ludowe i pedagogiczne: Szkółka niedzielna (1837—1853), wydawana za staraniem generała Chłapowskiego przez ks. Tomasza Borowicza, Zwiastun wstrzemięźliwości (1842—1843), Pismo centralne dla sprawy wstrzemięźliwości w W. Księstwie Poznańskiem (1843),[10] Pismo dla nauczycieli i ludu wiejskiego (1845) pod redakcyą Ewarysta Estkowskiego i Łukaszewskiego, Kościół i szkoła (Leszno, 1846—1849) pod redakcyą najprzód ks. Ludwika Urbanowicza, później dr. Karola Neya, wreszcie czasopismo agronomiczne: Przewodnik rolniczo-przemysłowy (1836 do 1845) pod redakcyą K. W. Kochańskiego i Postęp (1842), pismo, poświęcone rolnictwu, kupiectwu i dobroczynności powszechnej.
Takie mnóstwo czasopism, wychodzących pomiędzy 1834 a 1846 roku świadczy o bardzo ożywionym ruchu umysłowym w owym czasie.
Ujemną stroną niektórych ówczesnych czasopism była namiętność, z jaką zwalczały przeciwników. I tak pisano w Obronie prawdy, że Hoene-Wroński jest fraczkowatym Manicheuszem, że Trentowskiego filozofia jest nędznem piśmidłem, że Mickiewicz jest szarlatanem, że Libelt ma duszę szatana i niczem się nie różni od królików literackich, że w Roku widać, iż już ślepe krety wychodzą z ciemnych dziur filozoficznych.
Echa starć pomiędzy stronnictwami odbijają się w Pamiętnikach Bibianny Moraczewskiej. Oto, co pisze 29 sierpnia 1839 roku:
„Kraszewski z Omelna napisał w Tygodniku Petersburskim, a tam stąd w Gazecie Poznańskiej, że arystokracya być musi, że to jest kwiat narodu, że to jest najpiękniejsza cząstka towarzystwa itd. Ja po tem wyznaniu jego wiary, widzę go już umarłego dla ludzkości, dla Polski — człowiek tak młody, genialny, podniósł stary szmat podarty i w niego swe pismo ustroił, w to, co się dawno po śmieciach wala — jego serce nie bije już dla bliźnich, ale dla niego samego. Pewnie zostanie śmietnikiem albo mu sypną rubli, bo młody, rozumny Polak nie może być arystokratą, chyba że zmoskwiczył duszę. Jędrzej (Moraczewski) powie Wojkowskiemu, że przestanie być współpracownikiem Tygodnia Literackiego, bo nie chce w jednem piśmie pracować z Kraszewskim”.[11]
Na innem miejscu pisze Moraczewska:[12]
„Kłótnia literacka poznańska, która się coraz bardziej rozwija, przybrała zastraszający charakter. Włodzimierz Wolniewicz napisał w Gazecie Poznańskiej w obronie Wojkowskiego i wyraził się nie bardzo delikatnie, bo w ten sposób: „Za cudze głupstwa nie może pan Wojkowski odpowiadać”. Ale w Przyjacielu Ludu Łukaszewicz z Poplińskim odpłacili Wolniewiczowi i Wojkowskiemu stu grubiaństwami. Miał tu Wojkowski z sobą artykuł Wolniewicza, odpowiedź na ten artykuł w Przyjacielu Ludu, ale ani podobna, żeby przeszedł cenzurę, tak jest liberalny. Wojkowski, aż wybladł od tych wszystkich awantur. Pisał do niego Kraszewski list, gdzie mu się tłomaczy, że nadal nie może być współpracownikiem Tygodnika bez narażenia się na niebezpieczeństwo ze strony rządu moskiewskiego. Markotno najbardziej Kraszewskiemu, że Emil (Kierski) napisał, że sprzedaje swój geniusz na funty i centnary. Tygodnik Literacki jest reprezentantem demokracyi, kto więc chce być jego współpracownikiem, musi przyodziać jego kolory.”
Tygodnik Literacki, nie oszczędzając nikogo, co się ważył być innego zdania, ściągał na siebie gromy. Tak wystąpiła przeciwko niemu 1842 roku Karolina z Potockich Nakwaska, którą dotknął w niesmaczny sposób, i zarzuciła mu, że krytyki jego są „pełne żółci i złej wiary, lekkomyślności i niewiadomości”,[13] a Kraszewski napisał w numerze 33 Orędownika naukowego o ostatnich numerach Tygodnika z tegoż roku te słowa: „Przypadkowy redaktor jego, nie mający najmniejszego wyobrażenia o żadnej nauce, wyrokuje w nich z wyuzdaną bezczelnością o historyi literatury polskiej, i filozofii, błaznuje w sposobie jałowym i karczemnym i targa się i rzuca na wszystko jak szalony. Czytając jego brednie, kanikularne wyskoki, zdaje się, że człowiek, chociażby też najograniczeńszy, nie może ich pisać w stanie normalnym. Pismo takie, jak dziś jest Tygodnik, jest stekiem brudów, prawdziwą zakałą literatury krajowej.[14]
Także Orędownik Naukowy zarzucał Tygodnikowi „wojowanie na sposób Don Kiszota z wiatrakami i wznawianie płytkich i oklepanych teoryi politycznych i religijnych, które się już w czasach reformacyi pojawiały, a które na schyłku XVIII wieku przekupki paryskie głośniej niż Tygodnik na ulicach obwieszczały”.[15]
Antoni Wojkowski, przeciwko któremu jako redaktorowi Tygodnika Literackiego tak dosadnie występowano, był synem zamożnego i wykształconego obywatela poznańskiego, a doskonałego skrzypka. Niski z dość dużym garbem, cienkiemi nogami i wielką głową, pokrytą gęstym, rozczochranym włosem, zawsze wesół i zadowolony ze świata i siebie,[16] szkół nie skończył. Zerwawszy w niepiękny sposób z Poplińskim i Łukaszewiczem, którzy ze względu na rząd praw swych dochodzić nie mogli, stał się właścicielem Tygodnika Literackiego, pismo jego postępowo podniecającem, a dom jego przez niejakiś czas niemal miejscem zbiornem stronnictwa postępowo-demokratycznego, niesmacznemi jednak w Tygodniku deklamacyami przeciwko szlachcie i duchowieństwu i antikościelnemi wycieczkami, oraz stosunkiem do panny Julii Molińskiej, zraził sobie poważniejszych ludzi, a zgubił się całkiem w opinii publicznej, gdy się oświadczył za odszczepieństwem Czerskiego. Pismo swoje musiał zwinąć 8 marca 1846 roku. Znękany na ciele i umyśle umarł w Poznaniu 20 kwietnia 1850 r., mając lat 36.[17]
W r. 1845 powziął Stanisław Chłapowski z Czerwonejwsi myśl założenia politycznej polskiej gazety p. t. Dziennik Poznański i zwrócił się dnia 22 lutego do naczelnego prezesa Beurmanna z prośbą o pozwolenie wydawania jej.[18] Poddawszy surowej krytyce Gazetę W. Księstwa Poznańskiego, oświadczył w podaniu swem, że starać się będzie w razie uzyskania koncesyi pogodzić interesy rządu z życzeniami i potrzebami kraju, bronić religijnych uczuć katolików, wystrzegająć się jednak wszelkich zaczepek, i redagować pismo w monarchicznym, umiarkowanie postępowym kierunku. Zwracał przytem uwagę na to, że rozpowszechnianie pism, zwłaszcza codziennych, któreby wypadki i stosunki sine ira et studio omawiały, a zarazem pobudzały do myślenia, najpewniejszym jest sposobem utrzymania ludności przy sztandarze porządku i prawa i zabezpieczenia jej od rewolucyjno-komunistycznych podburzań, które zagrażają religii, własności i podstawom społeczeństwa.
Prosił zarazem Chłapowski o pozwolenie ogłaszania sądowych i innych obwieszczeń. Dziennik Poznański miał wychodzić codziennie z wyjątkiem niedzieli.
Naczelny prezes wziął wprawdzie w obronę Gazetę W. Księstwa Poznańskiego przed zarzutem antikatolickich dążności, ale przyznawał, że inne twierdzenia Chłapowskiego nie były pozbawione słuszności, że polskie wydanie Gazety co do stylu i treści nie dorównuje niemieckiemu, że z pewnością nie może zadawalniać polskich czytelników, z których wielu dla nieznajomości języka niemieckiego z innych krajowych gazet korzystać nie może, że redakcya jest istotnie w nieodpowiedniem ręku.
Nie okazał się więc Beurmann przeciwnym zamiarowi Chłapowskiego, owszem sądził, że pismo redagowane przez Polaka w umiarkowanym duchu, posiadać będzie zaufanie polskiej ludności i zapobieży czytaniu pism zagranicznych, zwłaszcza polskich, wychodzących w Paryżu, które pomimo wszelkiej czujności władz dostawały się do kraju; nie uważał nawet za niesłuszne, gdyby pismo miało wybitnie katolickie znamię.
Osobistość Stanisława Chłapowskiego nie dawała zdaniem Beurmanna powodu do obaw: był Polakiem, ale umiarkowanym, nie zwalczał bezwzględnie rządu, lecz owszem popierał go, skoro był przekonany, że działa dla dobra kraju, miał zresztą odpowiednie uzdolnienie naukowe.
Skutkiem tedy przedstawień Beurmanna minister Arnim zezwolił na założenie Dziennika Poznańskiego pod osobistem kierownictwem i odpowiedzialnością Chłapowskiego — ale pod warunkiem, że minister spraw wewnętrznych może w każdym czasie cofnąć pozwolenie.
Pod takim warunkiem Chłapowski nie mógł i nie chciał podjąć się wydawnictwa.
W rok później (1846) ponowił podanie Chłapowskiego książę August Sułkowski z Rydzyny, oświadczając, że sam będzie naczelnym redaktorem. Tym razem Beurmann stanowczo się sprzeciwił, bo młody książę nie wzbudzał w nim pod względem politycznym zaufania; był zresztą przekonany, że pod firmą księcia ktoś inny będzie kierował pismem.
I tak sprawa upadła.




  1. Przechadzki. V, 267
  2. Karwowski St. Czasopisma wielkopolskie, Poznań.
  3. Żoną Antoniego Poplińskiego była Maryanna z Tomaszewskich.
  4. Ludwika z Jeżewskich była córką Mateusza, dziedzica Nowejwsi pod Chełmnem i Maryanny z Zamoyskich. Prócz owych 2 synów miała córkę Emilię, która wyszła za Jachimowicza. Lib. Mortuorum św. Marcina r. 1854. Napoleon Kamieński miał za sobą Scholastyką z Jachimowiczów, zmarłą w 33 r. życia 18 czerwca 1855. Dziećmi ich byli: Tadeusz, Ludwika, Bolesław, Józefa i Jan († 1855).
  5. Motty M. Przechadzki. III, 43—45.
  6. Kuryer Poznański. R. 1877, nr. 217.
  7. Przegląd Poznański, pismo miesięczne, później sześciotygodniowe, wychodził pod redakcyami: I. Koszutskiego, Szafarkiewicza, Mycielskiego, Koczorowskiego, Chłapowskiego, ks. Jana Koźmiana. T. I—XXXVIII. Poznań 1845—1865.
  8. Dr. J. Kostrzewski, dwa listy Kornela Ujejskiego do Pauliny z L Wilkońskiej. Kurjer Poznański. R. 1916.
  9. Przechadzki III. 190
  10. W r. 1844, dnia 40 czerwca w Kępnie ślubowało skutkiem kazania ks. proboszcza Wabera 620 katolików wstrzymanie się od gorących trunków, co wywołało ogromny popłoch pomiędzy żydami, bo z 58 szynków w Kępnie prawie wszystkie były w rękach żydów. Gazeta W. Księstwa Poznańskiego. R. 1844, nr. 161.
  11. Przegląd Wielkopolski, Poznań R. I, str. 223.
  12. Tamże, str. 241.
  13. Karwowski St. Czasopisma wielkopolskie, str. 45 i 46.
  14. Karwowski St. Czasopisma wielkopolskie, str. 46.
  15. Tamże.
  16. Motty I. 65 i n.
  17. Lib. Mort. św. Marcina.
  18. Laubert M. Der Studien zur Geschichte der Provinz Posen. Poznań 1908, str. 226—230.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Karwowski.