Homiletyczne pokłosie podróży do Ziemi św.
Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Homiletyczne pokłosie podróży do Ziemi św. | |
Podtytuł | Referat wygłoszony na kursie homiletycznym w Katowicach dn. 18 maja 1933 r. | |
Data wyd. | 1933 | |
Miejsce wyd. | Katowice | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron |
Mając złożyć homiletyczne pokłosie z podróży do Ziemi św., jaką na wiosnę 1933 r. odprawiłem, chcę Wam, Reverendi Domini, jak w kalejdoskopie przedstawić kilka spostrzeżeń i opartych na nich refleksyj, co do których sądzę, że i Wam przy różnych okazjach mogą być pożyteczne na ambonie.
W drodze do Palestyny wielka część pielgrzymów zapada na chorobę morską. Ciekawa to choroba: głowa boli, zanika świeża cera, niema apetytu, wnętrzności się buntują, psuje się humor i całkowita apatja ogarnia człowieka. Skąd ta choroba? Stąd, że na falach niespokojnych statek się kołysze, a człowiek, nie czując stałego gruntu pod sobą, traci orjentację statyczną; wyprowadzony z równowagi, blednie i niedomaga. Jedynem życzeniem jego jest wtedy: ląd! port! stały grunt pod nogami! — I rzeczywiście, skoro statek przybija do portu i pasażer wysiada, odrazu znika ból głowy i zły humor, ustępują też wszelkie inne objawy choroby — człowiek czuje się zdrowy!
W przejeździe przez kanał koryncki okręt nie jedzie samodzielnie, lecz, prowadzony przez pilota, ciągniony jest bardzo powoli przez holownik, t. j. statek-przewodnik. Na przejazd 6 km. trzeba było prawie trzech godzin. Tłumaczono nam, że kanałem przelewa się jedno morze w drugie, co powoduje silne i dla okrętu niebezpieczne prądy przeciwne.
Taka ostrożność mię zastanowiła. Czyby nie była jeszcze więcej na miejscu, gdy w duszy naszej zderzają się fale przeciwne i wywołują prądy, zachcianki, popędy, wiry i wstrząsy niebezpieczne? Wtedy, chociaż jesteś dumny jak statek nowoczesny, choć masz wolę tak silną, jak maszyna okrętowa, nie ufaj sobie, ale upokorz się i każ się spokojnie przeprowadzić przez doświadczonego pilota, t. zn. sumiennego kapłana, albo przez głównego sternika łodzi Piotrowej — Papieża.
Na ambonie wypada nam często mówić o zarozumiałości ludzkiej. Wszak pycha jest pierwszym z siedmiu grzechów głównych. Niech zblazowany pyszałek nowoczesny stanie pod piramidami egipskiemi, a spokornieje, o ile nie jest wyzuty z wszelkiego zmysłu dla wielkości. Gdy bowiem pięć tysiącleci patrzy na człowieka, człowiek czuje się małym, jak robak, — a cóż dopiero, gdy wejrzy na nas oko w oko wieczny Bóg! Piramidy są podziśdzień cudem świata. Inżynierowie nasi nie mogą pojąć, jak można było transportować i dźwigać takie głazy bez nowoczesnych maszyn.
Wobec wiecznotrwałych piramid, które się czasu nie boją, a których boi się czas, wytwory kultury nowoczesnej są efemeryczne i wydają się małe. Bo też piramidy są nietylko pomnikami doskonałego budownictwa egipskiego, ale zarazem pomnikami wiary Egipcjan w żywot pośmiertny. Są to wspaniałe grobowce, sepulcra gloriosa Faraonów, wystawione nie mortuis, lecz resurrecturis!
Jakaż piękna jest symbolika piramid! Ze wszystkich stron czworoboku dźwigają się trójkąty i schodzą się w czubie, który niekiedy bywał złocony. Z szerokiej podstawy przyziemnej zdąża piramida do tego jednego punku, który jest szczytem i celem i końcem wszystkiego. — Czy to nie wymowne, lapidarne kazanie, że z tej biednej ziemi, z padołu płaczu wszystkie myśli i wysiłki zdążać i wznosić się powinny do jednego celu, do Boga?
Rozłóżmy w wyobraźni piramidę, połóżmy trójkąty na ziemi, a otrzymamy kształt gwiazdy. W tę gwiazdę zawinięte i zatulone, spoczywa ciało człowieka, czekając chwili, gdy słońce wszystkiego, Bóg, gwiazdę przyciągnie do siebie i wprowadzi schowanego w niej człowieka do światłości wiekuistej. — Niech każdy snuje te myśli dalej i wykorzysta je przy kazaniu o zmartwychwstaniu ciała i o żywocie wiecznym!
Jak piramidy mogą być użyte retorycznie i przy innych tematach, tego świetnym przykładem będzie wrocławska mowa śp. ks. Kapicy na temat: Alkohol und soziale Frage[1].
Z nieboszczykami chowano do grobów egipskich skarby, które teraz są przeniesione do Kairu i dla ciekawości ludzkiej wystawione w muzeum. Faraon Tutenkamen np. kazał przyozdobić swój grób tak bogato, że samo złoto oszacowano na 1200 kilo. Widocznie przez całe życie myślał o grobie i o skarbach pośmiertnych.
Czy to nie zawstydza wielu chrześcijan, którzy nic a nic nie myślą o śmierci i o tem, co będzie po śmierci, którzy lekkomyślnie wydawają pieniądze na rzeczy marne, a żałują grosza na stypendjum mszalne albo na fundacje pośmiertne, któremiby zapewnić sobie mogli procent w wieczności? — Nie trzeba być wielkim kaznodzieją, aby tę myśl zużytkować homiletycznie.
Przed piramidą Cheopsa stoi wielki sfinks, pomnik tajemniczy i zagadkowy, liczący conajmniej 4 tysiące lat. Któżby przed takim monumentem nie odczuwał czci i szacunku! A jednak żołnierze Napoleona obrali sfinksa za cel przy ćwiczeniach artylerji i ustrzelili mu nos. To barbarzyństwo tem obrzydliwsze, że popełnione przez synów de la grande nation. — I nam wypadnie piętnować nieraz brak pietyzmu, czy gdy ktoś zerwie kwiaty lub zanieczyści grób na cmentarzu, czy to ubije figurze nos lub rękę, czy ukradnie bronzowy krucyfiks, czy inny popełni wandalizm.
Herostrates spalił świątynię w Efezie, by zasłynąć na szerokim świecie. — Nie zasłynął, tylko się osławił. Tak samo żołnierze Napolena okryli się hańbą przy sfinksie. Tak samo szkocki lord Elgin, który najlepsze kawałki rzeźb starogreckich z Akropolisu w Atenach w roku 1802-3 wywiózł do Londynu tak, że powstało w oburzonym świecie kulturalnym przysłowie: quod non fecerunt Goti, fecerunt Scoti. Tak samo w Rzymie mówiono o tych, co burzyli klasyczne gmachy starożytne, by materjał zużyć do budowy swych will: quod non fecerunt barbari, fecerunt Barberini.
Jeżeli chodzi o pietyzm dla grobów, to jeszcze raz potrącę o grób Tutenkamena. Faraon ten umieścił nad grobem swoim taki napis: Przeklęty niech będzie, kto się ośmieli zakłócić mi spokój grobowy! Po trzech tysiącach lat spełniła się ta klątwa, bo wszyscy uczestnicy ekspedycji naukowej, która wypróżniła grób Tutenkamena i przeniosła go do muzeum egipskiego w Kairze, umarli śmiercią niezwykłą. (Cfr. niepotrzebne ekshumacje!).
Egipt nie byłby Egiptem, gdyby nie miał Nilu, który jest ojcem kraju i jego największym dobrodziejem. Patrząc na Kair z jakiego wywyższenia, widzi się, jak piasek pustynny wciska się w miasto i ostro odrzyna się od przestrzeni przybrzeża nilowego. Wegetacja roślinna i urodzaj jest tylko tam, gdzie sięga namulenie Nilu, kiedy w pewnych okresach wylewa z brzegów. Bez Nilu byłby cały Egipt beznadziejną Saharą.
Przeniesiony na ambonę, może Nil służyć za konkretne podłoże do kazania o znaczeniu sakramentów. Dopóki do duszy dochodzi strumień łask sakramentalnych, dopóty jest żyzna i urodzajna w cnoty o wartości nadprzyrodzonej. Bez tego strumienia łask sakramentalnych zamienia się dusza w Saharę, w beznadziejną pustynię!
Teraz coś z kwestji kobiecej. Nieraz wypadnie nam mówić o tem, że niewiasta zawdzięcza swą godność chrześcijaństwu, które czci Marję, upatrując w niej ideał niewiasty. Każda prawda staje się wyraźniejszą przez kontrast. Takiego kontrastu dostarcza w kwestji kobiecej Wschód.
Gdy się spytasz Araba, ile ma dzieci, odpowie: „Mam troje dzieci i dwie córki”. Dziewczyna to mniej niż dziecko, a niewiasta mniej niż człowiek. Dlatego są meczety muzułmańskie niedostępne dla niewiast, a devotus femineus sexus jest od świątyń mahometańskich wykluczony. Kobieta jest objektem tylko, nie subjektem, przedmiotem, nie podmiotem, bo niewiasta nie ma duszy.
To straszna nauka. A jednak i u nas niebrak jej wyznawców, którzy u niewiasty widzą tylko ciało, a ignorują jej duszę. W nauce przedślubnej mamy sposobność do mówienia o godności niewiasty i do przypomnienia chrześcijańskiej prawdy, że ciało niewiasty jest także świątynią Ducha Św.
Czy przesadna grzeczność towarzyska względem pań nie jest salonowym kultem ciała? Czy panie zbyt często nie folgują same takim poglądom, myśląc i mówiąc prawie wyłącznie o sukniach, pudrach, kremach, linjach figury i t. p. sprawach li tylko cielesnych?
A jak zgubna jest taka teorja dla społeczeństwa! Jeżeli niewiasta nie ma duszy, to też nie ma odpowiedzialności i nie może mieć, gdy jest matką, wpływu wychowawczego. Syn, ponieważ jest mężczyzną, wcześnie rozkazywać będzie matce, ignorując i poniżając jej godność. Jeżeli niewiasta nie ma duszy, to też nie potrzebuje sumienia i wszystko jej wolno, byleby się udało i byleby nie dała się schwytać in flagranti.
To teorja destruktywna. Na tle tej teorji mówić możemy o godności niewiasty chrześcijańskiej, wskazując wciąż na Marję, zapomocą np. prześlicznych inwokacyj litanji loretańskiej. W bractwie Matek Chrześcijańskich możnaby za temat obrać sedes sapientiae. Bo każda matka ma być Stolicą Mądrości w domu, gdyż ma dzieci i mądrze pouczać i roztropnie wychowywać.
Tak przeszliśmy do Palestyny. Idźmy zaraz do Jerozolimy, za którą całe pokolenia pobożnych żydów tęskniły jak jeleń za źródłem wód, a do której i nas serca ciągną, boć to miejsce uświęcone męką, śmiercią i zmartwychwstaniem Pana Jezusa.
Głównym kościołem Jerozolimy jest czcigodna bazylika Bożego Grobu, czyli Zmartwychwstania Pańskiego, która zamyka w sobie także Górę Kalwaryjską. Na tem miejscu najgłębsze wzruszenie pielgrzyma niestety co chwila się zderza z falami oburzenia na kłótnie pątników różnych wyznań i obrządków chrześcijańskich i na sromotne wprost zaniedbanie bazyliki wskutek trwałej niezgody Greków, Ormian, Koptów i łacinników.
Kapłanowi wprawdzie brzmią w uszach słowa anioła: Jesum quaeritis Nazarenum, crucifixum? Surrexit, non est hic! (Marc. 16), ale chciałby jednak miejsce największego cudu, cudu zmartwychpowstania Pańskiego, widzieć w stanie godniejszym, w stanie, któryby trwale odpowiadał lepiej przepowiedni Jezajasza: erit sepulcrum eius gloriosum (Is. 11, 10).
Do tego tematu pozwolę sobie jeszcze powrócić.
Naprzód chciałbym się jednak podzielić najsilniejszem wrażeniem, jakie odniosłem w Palestynie, to jest wrażenie o całkowitej likwidacji starego zakonu.
Znamy proroctwo Malachjasza: „Nie mam chęci do was, mówi Pan Zastępów, i daru nie przyjmę z ręki waszej, bo od wschodu słońca aż do zachodu wielkie jest imię moje między narody, a na każdem miejscu poświęcają i ofiarują imieniowi Memu ofiarę czystą“ (Mal. 1, 10-11). Wiemy też, że w chwili, gdy Chrystus na krzyżu umierał, zasłona w świątyni jerozolimskiej rozdarła się na poły od góry aż do dołu (Mat. 27,51). To oznaczało koniec starego zakonu i odtąd śpiewamy: Et antiquum testamentum novo cedat ritui!
W Jerozolimie staje się ta likwidacja starego zakonu naoczną i namacalną. Olbrzymi plac, na którym stała świątynia żydowska, od wieków świeci pustką. Dwa meczety muzułmańskie, jeden Omara, drugi Aksy, giną na przestrzeni tak wielkiej, której obwód wynosi 1568 metrów. Piękny zresztą meczet Omara na górze Moria, czyli na miejscu wielkiego ołtarza ofiarnego, śmiesznie podobny jest do kiosku na wolnym placu. Jedna tylko budowa zdolna była zapełnić to miejsce, świątynia jerozolimska, a ta według przepowiedni Pana Jezusa znikła z powierzchni tak, że kamień nie pozostał na kamieniu.
Gdzieś tam widać jeszcze kawałek jej potężnych fundamentów, t. zw. mur płaczu. Tam co piątek po południu schodzą się pobożni żydzi, uderzają głową w święte mury i z płaczem błagają Jehowę, by raczył przywrócić Izraelowi chwałę i radość. Wzruszający to widok. A jednak niedoczekanie ich. Choćby wszyscy żydowscy miljonerzy i miljarderzy świata, Rotszyldy i Morgany, wszystek pieniądz swój ofiarowali na odbudowanie świątyni, dziełaby już nie dokonali. Wszak czyniono próby za czasów Juljana Apostaty, lecz ziemia zadrżała i silnym wstrząsem zrzuciła z siebie rozpoczęte mury. Quia dies multos sedebunt filii Israel sine rege et sine principe et sine sacrificio et sine altari et sine ephod et sine theraphim (Os. 3, 4).
Gdzie Bóg powiedział „nie“, tam człowiekowi nie wolno naprzekór mówić „tak“. A żydzi, to naród wybrany, nie wybrany na wieczne pieszczoty Boże, jakby tego w swej dumie narodowej pragnęli, ale wybrany na wychowawczy przykład błogosławieństwa i przekleństwa Bożego. Noluit benedictionem et elongabitur ab eo, et induit maledictionem sicut vestimentum (Ps. 108, 18). Nawet w Palestynie nie chcą ich dzisiaj, a na wzmożoną imigrację żydowską odpowiadają zasiedziali tam teraz Arabowie krwawemi rozruchami.
Jeżeli dziś śpiewamy: Lauda, Sion, Salvatorem in hymnis et canticis! — to nie o żydowskiej Jerozolimie myślimy, lecz o Kościele powszechnym, w którym jest spełnienie starego zakonu. Umbram fugat veritas! Jerozolima żydowska, to cień u nas rzeczywistość i prawda. Żydostwo, to poczwarka, z której motyl dawno uleciał. Jeżeli dzisiaj żyd zaczyna wierzyć naprawdę, musi stać się katolikiem. „Wenn der Jude beginnt zu glauben, muss er katholisch werden“, mówi znany w Niemczech konwertyta żydowski Robert Kosmas Lewin w książce „Apostaten-Briefe“ (str. 67).
W Polsce mamy żydów kilka miljonów, rezerwuar dla całego świata. Czy my, zwłaszcza my kapłani, co mamy praedicare Christum omni creaturae, myślimy też o nawróceniu Izraela? Czy choć modlimy się o to?
W Jerozolimie stoi na miejscu t. zw. Ecce Homo, klasztor S. S. Syjonu. Fundatorem kongregacji i budynku jest sławny konwertyta żydowski, dawniejszy bankier Ratisbonne. Siostry Syjońskie modlą się codzień o nawrócenie żydów. Podczas podniesienia np. śpiewa jedna z nich głosem pobożnym: Pater, dimitte illis! Non enim sciunt, quid faciunt! (Luc. 23, 34).
Nie zabraknie i nam sposobności, by z wiernymi pomodlić się czasem o nawrócenie Izraela. Pax super Israel! (Ps. 124, 5).
Obok klasztoru S. S. Syjońskich prowadzi pod łukiem Ecce Homo historyczna droga krzyżowa, którą pielgrzymi, postępując pobożnie wśród sklepików arabskich, odprawiają w piątki 14 stacyj. Naogół niema tam ni obrazów ni kaplic, są tylko znaki na murze; ostatnie stacje znajdują się w bazylice Bożego Grobu. To katolickie wśród zgiełku muzułmańskiego nabożeństwo Drogi Krzyżowej w Jerozolimie jest pewnym odpowiednikiem do żydowskiego płaczu pod resztkami starozakonnej świątyni. Tam płaczą żydzi, że zgasła chwała i radość Izraela, tu płaczą chrześcijanie, że na świętem miejscu, zroszonem krwią Pańską, nie utrzymał się w chwale św. Krzyż.
Przez długie wieki ery chrześcijańskiej nie rozpamiętywano Męki Pańskiej, upajano się raczej potężną chwałą Bożą. Dopiero niepowodzenie wypraw krzyżowych i ostateczne zajęcie miejsc świętych przez muzułmanów, którzy je poniekąd trzymają podziśdzień, wywołały w pobożnych duszach serdeczne współczucie z Panem Jezusem, cierpiącym i poniewieranym. Z tej mistycznej kompasji powstały powoli jak w XVI wieku różne kalwarje, tak w w. XVII nabożeństwo drogi krzyżowej[2].
Umbram fugat veritas. Prawda i rzeczywistość Boga jest u nas, na naszych ołtarzach, gdzie Chrystus obecny jest vere, realiter et substantialiter. W Jerozolimie poza kościołami katolickiemi w szczególny sposób jest obecny tylko per reminiscentiam. Nawet w Coenaculum daremnie szukasz Pana Jezusa eucharystycznego, choć właśnie tam ustanowił Przenajświętszy Sakrament. Bo Wieczernik jest w rękach muzułmańskich, a chrześcijanom nie wolno tam ani pomodlić się głośno. Raz w roku tylko, w Wielki Czwartek, odprawiają tam Franciszkanie mszę św. za łaskawem zezwoleniem mahometan.
O, jak drogie muszą nam być nasze świątynie, choćby najskromniejsze, bo mamy w nich skarb największy, Pana Jezusa w Przenajśw. Sakramencie et Cor Eius, delicias sanctorum omnium! I już znowu przypomina się Nil egipski. Błogosławieństwo tam, gdzie dochodzi jego woda użyźniająca; poza tem Sahara! — Radość, szczęście i wesele tam, gdzie dochodzi torrens voluptatis, płynący z Eucharystji, — poza tem beznadziejna pystynia.
Wspomniałem już, jak należy rozumieć naród „wybrany“, wybrany na przykład wychowawczy dla całej ludzkości. To samo jest ze Sodomą i Gomorą, których miejsca słoną wodą swoją wciąż myje Morze Martwe. Do Morza Martwego jedzie się przez pustynię, w której żył św. Jan Chrzciciel. Nasza wyobraźnia za słaba, by sobie przedstawić pustynię. Góry i doliny w sromotnej nagości! Nie widać ani ździebełka zieleni. Tylko człowiek, nagi i ogolony z ostatniego włosa, wyglądałby podobnie; obraz przerażający. W takiej okolicy leży Morze Martwe, gdy tymczasem tuż obok nad Jordanem bujna wegetacja, a w bliskiem Jerychu dojrzewają banany. Kontrast straszny, który jednak wymownie ilustruje klątwę Bożą, rzuconą na Sodomę i Gomorę za potworne ich grzechy cielesne.
W obecnych czasach bujnego sensualizmu i tak licznych zboczeń seksualnych, przypomnienie na ambonie Morza Martwego i zatopionej w niem Sodomy i Gomory działać może skutecznie.
Pan Jezus sam to uczynił, o czem pisze św. Mateusz: Tunc coepit exprobrare civitatibus, in quibus factae sunt plurimae virtutes eius, quia non egissent poenitentiam. „Vae tibi, Corazain, vae tibi, Bethsaida, quia, si in Tyro et Sidone factae essent virtutes, quae factae sunt in vobis, olim in cilicio et cinere poenitentiam egissent. Verumtamen dico vobis: Tyro et Sidoni remissius erit in die iudicii, quam vobis. Et tu, Capharnaum: numquid usque in coelum exaltaberis? Usque in infernum descendes, quia si in Sodomis factae fuissent virtutes, quae factae sunt in te, forte mansissent usque in hanc diem. Verumtamen dico vobis: quia terrae Sodomorum remissius erit in die iudicii, quam tibi! (Mat. 11, 20-24).
Korozain i Betzajda nad brzegami jeziora Genezaret znikły z powierzchni tak, że ledwie ślad pozostał. Kafarnaum, to kupa gruzów. Franciszkanie, do których te ruiny należą, chcieli przynajmniej synagogę w Kafarnaum, w której Pan Jezus tyle razy uczył, rekonstruować; ale budowniczy i Franciszkanin, który z nim jechał samochodem, zabili się podczas budowy na śmierć. — Widocznie Bóg tak chce, by tam pozostały tylko gruzy, innym miastom na przestrogę.
Teraz transeamus usque Betlehem, gdzie srebrna pozłocona gwiazda oznacza miejsce, ubi Christus de Maria Virgine natus est. Nad tem miejscem stoi ołtarz, na którym — incredibile dictu — nam kapłanom rzymsko-katolickim celebrować nie wolno, bo ołtarz jest w rękach schizmatyków-greków. Do nas, łacinników, należy tylko obok ołtarz nad żłóbkiem Pana Jezusa.
W Betlehemie, gdzie przecież anieli śpiewali: in terra pax hominibus bonae voluntatis! — razi więcej, niż gdziekolwiek indziej, niezgoda chrześcijan. Gwiazdę srebrną w XVIII wieku zapuścili w święte miejsce Franciszkanie, którzy od trzynastego wieku są custodes Terrae sanctae. Pewnego poranka w roku 1847 była gwiazda skradziona przez Greków. Wydać nie chcieli. Spór trwał przez pięć lat i oparł się o rząd turecki, gdzie za Franciszkanami ujęła się Francja, za schizmatykami Rosja. Ponieważ podobnych sporów było więcej, np. także na górze Getsemane, wytworzyła się sytuacja mocno naprężona, aż o prestiż Rosji na wschodzie wybuchła w 1852 r. wojna t. zw. wschodnia czyli krymska. Rosja wyszła upokorzona, gwiazda betlehemska musiała być zwrócona, ale ołtarz pozostał w rękach schizmatyków.
W roku 1873 trzystu Greków napadło zbrojną ręką Franciszkanów w św. Grocie; sponiewierano ich i poraniono, a grotę okradziono, przyczem zniszczony został też bardzo cenny obraz Murylla: Hołd Trzech Króli. Odtąd w grocie betlehemskiej stoi we dnie i w nocy posterunek żołnierski. Mimo to zastrzelił pewien Kroat-schizmatyk w r. 1893 na tem samem miejscu zakrystjanina franciszkańskiego i zranił jednego z ojców, staruszka. — To ilustruje, jakie stosunki panują na miejscach świętych.
Traktatem berlińskim z r. 1876 zastrzeżony jest status quo, t. zn. wszystko na miejscach świętych pozostaje niezmienione, chyba że się Grecy, Kopci, Łacinnicy i Ormianie razem zgodzą na zmianę. Ponieważ to się nigdy nie zdarza, owszem, często są kłótnie o jeden kamień, nic się nie zmienia, choć niektóre kaplice podobne już są raczej do stajni, aniżeli do świątyni. Tam, gdzie program Boży przewiduje pax hominibus, kościoły są niestety pomnikami niezgody pomiędzy chrześcijanami.
Gdy się to widziało, już nigdy pobieżnie, ale zawsze pobożnie odmawiać się będzie słowa kanonu: pro Ecclesia Tua sancta catholica, quam pacificare, custodire, adunare et regere digneris, toto orbe terrarum, wtedy na ambonie gorącem sercem mówić się będzie o zgodzie i o potrzebie modlitwy o zgodę.
Podobnie jak w Betlehem, jest w bazylice Bożego Grobu w Jerozolimie. I tam obok siebie stoją i zazdrośnie pilnują swych praw franciszkanin, pop grecki, ormianin i kopt. Na Kalwarji nie wolno nam, łacinnikom, celebrować na miejscu, gdzie in ligno crucis Salus mundi pependit. Tam ołtarz greków. Nasze ołtarze są zato in loco crucifixionis i tuż obok ołtarz Matki Boskiej Bolesnej. Tylko przy Grobie św. istnieje ugoda: od północy aż do drugiej celebrują grecy, od drugiej do czwartej ormianie, a od czwartej do siódmej łacinnicy. Kopci mają tuż za ścianą osobną kaplicę. Sama kaplica Bożego Grobu należy grekom, i zdaje się, że słusznie. Albowiem gdy w r. 1808 kaplica się spaliła, sami grecy zabiegali skutecznie około jej restauracji. Franciszkanie żebrali daremnie o ofiary, bo chrześcijanie-łacinnicy, zajęci wtedy Napoleonem, nic im nie posyłali i w ten sposób zaprzepaścili swe prawa przy Bożym Grobie.
Służyć to może za przykład, jak zacietrzewienie w sprawach świeckich szkodzi sprawom wyższym i szkodzi imieniowi katolickiemu. Kłótnie chrześcijan przy Bożym Grobie są też powodem, że klucze bazyliki znajdują się podziśdzień wciąż jeszcze w rękach muzułmańskich.
Przykre wrażenie, jakie na pątniku wywiera zaniedbany stan materjalny bazyliki Zmartwychwstania, łagodnieje na chwilę podczas codziennej procesji OO. Franciszkanów ad sanctuaria, quae in Ecclesia S. Sepulcri includuntur, a ustępuje zupełnie, ilekroć odbywa się jakieś uroczyste nabożeństwo w czcigodnej świątyni bez przeszkód. Wtedy bowiem setki świateł woskowych rozjaśniają i przedziwnie ożywiają miejsca święte, a śpiew gregorjański chóru franciszkańskiego, rozłożonego na głosy męskie i chłopięce, napełnia przestrzeń pobożnem pieniem iście anielskiem. Nigdy i nigdzie indziej tak ślicznego śpiewu kościelnego nie słyszałem. Rażący kontrast zaraz na miejscu stanowi niestety, barbarzyński w pojęciu naszem, śpiew Koptów lub Ormian.
Tajemniczo migocące świece i mrugające lampy przywoływały na pamięć sztuczne, martwe i sztywne oświetlenie elektryczne naszych ołtarzy, całkiem niezgodne z przepisami liturgicznemi[3], a doskonały, z akcją liturgiczną ściśle związany śpiew chóru franciszkańskiego — wyczyny różnych chórów śpiewackich, które szukają w kościele własnej, nie Bożej chwały, a nabożeństwa uważają tylko za okazję do popisu; wtedy zdarza się, czego raz świadkiem byłem w Budapeszcie, że słynny chór, wyśpiewawszy bez zarzutu najtrudniejszą kompozycję figuralną, nie umiał poprawnie odpowiedzieć na Ite Missa est.
Niech się wierni dowiedzą z ambony, że w kościele wszystko powinno się orjentować ku ołtarzowi, że budowa, ozdoba, oświetlenie i śpiew mają tam być chrystocentryczne, bo tylko wtedy spełniają właściwy swój cel, którym przecież nie jest nic innego, jak skupienie myśli około Chrystusa eucharystycznego.
Światło liturgiczne i śpiew liturgiczny ożywiają mury kościoła, choćby skądinąd zaniedbane, a jeżeli te mury zapełniają się ludem rozmodlonym lub rozśpiewanym, wtedy żyje cały kościół. Bez pełnych i gorących nabożeństw obumiera i najcenniejszy skądinąd kościół. W tym sensie powiedział Huysmans w własnej książce o katedrze w Chartres, że ta cudowna katedra wciąż żyje, gdy np. katedra Notre-Dame w Paryżu już nie ma duszy i stała się kamiennym trupem.
W Palestynie zaznaje każdy kapłan najczystszej radości i najgłębszego wzruszenia, gdy odprawia in locis sanctis mszę św. ex Missali votivo Terrae sanctae, lub bierze udział w tamtejszych procesjach. Co za artyzm w zestawieniu tekstów biblijnych, co za kwiaty poezji religijnej, co za wczucie się w mistykę miejsca! Na pamiątkę kupiłem sobie w drukarni OO. Franciszkanów w Jerozolimie wszystkie formularze mszalne i wszystkie Ordines Processionum et Peregrinationum. — Teksty liturgiczne wogóle są kopalnią złota dla kaznodziei.
Kościół nie jest przedsiębiorstwem pogrzebowem, ani towarzystwem asekuracyjnem od piekła, lecz przedewszystkiem instytucją wychowawczą, „abyśmy życie mieli, a to obficie mieli“ (Jan 10, 10), aby „sprawiedliwy był jeszcze usprawiedliwion, a święty jeszcze uświęcon“ (Apok. 20, 11). W tej pracy wychowawczej ma liturgja znaczenie pierwszorzędne[4]. Albowiem dobrze zrozumiana prawda o teocentryźmie życia liturgicznego zdolna jest odnowić i zmienić obecne antropocentryczne oblicze życia religijnego u współczesnych wiernych[5].
Na szczęście rozszerza się już wszędzie ruch liturgiczny i zmusza nas do wygłaszania kazań liturgicznych. Od r. 1929 mamy też w Polsce osobne czasopismo liturgiczne „Mysterium Christi“, które znakomicie spełnia swe zadanie.
Ta sama Palestyna, gdzie dziś jest tyle zgorszenia pomiędzy niezgodnymi chrześcijanami, dwa razy była widownią wspaniałej akcji katolickiej, kiedy chrześcijanie byli zgodni. Raz to było za czasów św. Heleny i Konstantyna Wielkiego, po raz drugi podczas pierwszej wyprawy krzyżowej.
Św. Helena, cesarzowa matka, na wszystkich świętych miejscach kazała wystawić wspaniałe bazyliki, a syn jej Konstantyn najszczodrobliwiej te zbożne dzieła popierał. Mając spopularyzować budowę jakiegoś kościoła, np. katedry w Katowicach, i przezwyciężyć opór wygody, sobkostwa i skąpstwa u siebie i u innych, uczyć się możemy z listu Konstantyna do biskupa Jerozolimy w sprawie budowy bazyliki nad Grobem Zbawiciela[6]. I my musimy około siebie wytworzyć i utrzymać ofiarną ambicję, by nasz kościół jako budynek przewyższał wszystkie najpiękniejsze budowle okolicy.
Z licznych bazylik św. Heleny ostała się tylko jedna bazylika Narodzenia Bożego w Betlehemie, dziś najstarszy wogóle kościół chrześcijański na świecie. Wszystkie inne bazyliki św. cesarzowej zniszczone zostały w roku 614 przez Persów. I betlehemska bazylika już była zdobyta; lecz gdy żołnierze Chosroesa zobaczyli w niej mozaikowy — dziś już nieistniejący — obraz hołdu Trzech Króli, ubranych po persku, zdawało im się, że znaleźli w tym kościele kawałek ojczyzny, i nie tknęli świątyni.
Czyby się ten drobny napozór szczegół nie dał pięknie zużyć w kazaniu o powszechności Kościoła, który jest wspólną matką wszystkich narodów, a którego słudzy za przykładem św. Pawła starać się mają omnibus omnia fieri (1 Cor. 9, 22)?
Gdy Persowie w r. 614 pustoszyli miejsca święte i z ziemią równali wspaniałe kościoły fundacji św. Heleny, zabrali też drzewo Krzyża św. W uporczywym boju starł ich wreszcie cesarz Herakljusz w r. 626 i ku powszechnej radości orbis catholici odbił też św. relikwje. Nastąpiło chwalebne wywyższenie św. Krzyża, o czem mamy lekcje brewjarzowe in festo Exaltationis sanctae crucis. Do kazań o pokorze lekcje te świetnie się nadają.
Jeżeli porównamy Palestynę do ogrodu lub winnicy, to o Arabach i Turkach, co ją napadli i zalali w VII wieku i następnych, powiedzieć musimy z psalmistą: exterminavit eam aper de silva et singularis ferus depastus est eam (Ps. 79, 14). Zareagowało rycerstwo chrześcijańskie całej Europy i cudownym porywem pierwszej krucjaty zdobyło Jerozolimę w roku 1099 i oczyściło miejsca święte. Brakowało tylko królów, bo tak król francuski, jak król niemiecki byli ekskomunikowani i tem samem niegodni przewodniczenia w wojnie św.
Ten szczegół wyzyskać można na ambonie, by pocieszyć lud prosty, gdy wygląda inicjatywy katolickiej z góry, a nie znajduje jej tam, tak że sam musi rozpocząć.
Krzyżowcy trzymali się w Palestynie niecałe sto lat. W tym czasie wystawili mnóstwo kościołów. Gdy jednak zabrakło w chrześcijaństwie zgodnej solidarności i św. zapału, upadło królestwo jerozolimskie, a na miejscach świętych nad krzyżem wziął górę półksiężyc. W gruzach legły znowu i przez długie wieki teraz pozostały bazyliki chrześcijańskie, a dopiero zadaniem przyszłości będzie z gruzów je podnieść na nowo.
Początek zrobiony szczęśliwie. Już Franciszkanie wystawili piękną bazylikę, trzecią z rzędu, w Ogrójcu u stóp góry Oliwnej, już wybudowali solidny kościół romański na Górze Tabor, już stoi bazylika św. Rodziny w Nazarecie, a niebawem ma się rozpocząć tamże budowanie wspaniałej, najpiękniejszej w Ziemi św., bazyliki Zwiastowania.
To trzeba wiedzieć i mieć na uwadze, by życzliwie traktować jałmużny na te budowy, by gorącem słowem z ambony polecić ofiary na Boży Grób i miejsca święte w Palestynie.
Utratę Jerozolimy i trwałe bezczeszczenie miejsc św. przez niewiernych wskutek niezdolności chrześcijaństwa do ich odzyskania odczuły dusze o głębszej pobożności jako zerwanie z głowy Chrystusa korony królewskiej i ponowne ukoronowanie Go cierniem. Równocześnie odmienił się w sztuce chrześcijańskiej typ Chrystusa: Christus — Rex ustąpił miejsca Panu Jezusowi Frasobliwemu i Ukrzyżowanemu.
Dopiero za naszych czasów znowu vexilla Regis prodeunt, fulget Crucis mysterium. Wraca Chrystus-Król i domaga się intronizacji przez akcję katolicką wszędzie tam, gdzie wskutek niedbalstwa i lenistwa chrześcijan cudze bogi panują.
Oby, jak w Palestynie blednie już półksiężyc, a z gruzów wyrasta nowe życie chrześcijańskie, tak cały świat się gotował do przyjęcia Boga swego! Attollite portas, principes, vestras, et elevamini portae aeternales, et introbit Rex gloriae!
Katowice. Ks. dr. Szramek.
- ↑ Cfr. Ks. Jan Kapica, Kazania — Mowy — Odezwy, Katowice, 1933, str. 222—223.
- ↑ Cfr. Kneller, Gesch. d. Kreuzwegandacht von den Anfängen bis zur völligen Ausbildung. Freiburg, Herder 1908.
- ↑ Cfr. Ephemerides liturgicae 1932, V —VI.
- ↑ O. Woroniecki w „Mysterium Christi“ I. str. 15—16.
- ↑ X. Wronka w „Mysterium Christi“ IV. str. 271.
- ↑ Cfr. Lisiecki, Konstantyn Wielki, Poznań 1913, str. 132—134.