Hrabina Charny (1928)/Tom I/Rozdział XX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Hrabina Charny |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Bibljoteka Rodzinna |
Data wyd. | 1928-1929 |
Druk | Wł. Łazarski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | La Comtesse de Charny |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom I Cały tekst |
Indeks stron |
Król stał zamyślony i nieruchomy: potem w obawie, aby odejście królowej nie było udane, poszedł do drzwi przekonać się o jej nieobecności i zagłębił wzrok w korytarzu.
Postrzegłszy jedynie służbę, zawołał półgłosem:
— Franciszku!
Na te słowa kamerdyner, który od paru minut czekał rozkazu króla, wszedł do pokoju.
— Franciszku — rzekł Ludwik XVI — znasz apartament hrabiego de Charny?
— Najjaśniejszy Panie — odpowiedział kamerdyner, pan de Charny nie zajmuje apartamentu, tylko facjatkę w pawilonie Flory.
— A to dlaczego facjatka, dla tak znacznego oficera?
— Chciano panu hrabiemu dać coś lepszego, ale odmówił, oświadczając, że to mu wystarcza.
— Dobrze — rzekł król — wiesz, gdzie jest ta facjatka?
— Wiem, Najjaśniejszy Panie.
— Idź, poszukaj hrabiego de Charny, chcę z nim pomówić.
Kamerdyner wyszedł, udał się do pana de Charny, którego zastał w oknie, patrzącego w zamyśleniu na ocean dachów.
Dwa razy pukał kamerdyner, nareszcie wszedł sam, tembardziej, że był wysłany przez króla.
Na odgłos kroków, hrabia odwrócił się pośpiesznie.
— Ah! to ty, panie Hue... rzekł, przychodzisz po mnie z polecenia królowej?
— Nie, panie hrabio, odparł kamerdyner, przychodzę od króla.
— Od króla?... — powtórzył Charny zdziwiony.
— Od króla... — powtórzył przybyły.
— Dobrze, panie Hue; powiedz Jego Królewskiej Mości, że jestem na rozkazy.
Zostawszy sam, pan de Charny chwycił się za głowę rękami, jakby chcąc zmusić rozproszone i pomięszane myśli do powrócenia na właściwe miejsce; następnie przypasał szpadę rzuconą na fotel, wziął kapelusz w rękę i wyszedł.
Zastał Ludwika XVI w jego sypialnej komnacie, jak tyłem do obrazu Van-Dycka odwrócony, jadł śniadanie.
Król zobaczywszy Charny’ego podniósł głowę.
— No, hrabio — rzekł; czy chcesz zjeść ze mną śniadanie?
— Najjaśniejszy Panie, zmuszony jestem odmówić sobie tego zaszczytu, jestem po śniadaniu, odparł hrabia z ukłonem.
— W takim razie, rzekł Ludwik XVI, ponieważ wezwałem pana dla pomówienia o rzeczach bardzo ważnych, poczekaj chwilę; nie lubię rozmawiać przy jedzeniu.
— Jestem na rozkazy Waszej Królewskiej Mości — powiedział Charny.
— Zamiast o interesach, mówmy teraz o czem innem; o panu naprzykład...
— O mnie, Najjaśniejszy Panie! czemże zasłużyłem na to, aby się król mną zajmował?...
— Kiedy niedawno pytałem się o twój apartament w Tuilleries, kochany hrabio, wiesz co mi odpowiedział Franciszek?
— Nie wiem, Najjaśniejszy Panie.
— Powiedział mi, że odmówiłeś ofiarowanego ci apartamentu, a osiedliłeś się w facjatce.
— Prawda, Najjaśniejszy Panie.
— Dlaczegóż!to, hrabio?
— Bo sam jeden będąc, Najjaśniejszy Panie... bo nie mając większego znaczenia nad to, które łaska Ich królewskich mości mi udziela, nie chciałem pozbawiać zawiadowcy pałacu apartamentu, kiedy mi wystarcza facjatka.
— Wybacz, kochany hrabio, mówisz według twego sposobu widzenia, mówisz, jakbyś był zwyczajnym oficerem i nieżonatym; ale nie zapominaj, że w dniu niebezpieczeństwa masz ważne przy nas zadanie, i że masz żonę. Co zrobisz z hrabiną w twojej facjatce?
— Najjaśniejszy Partie — odpowiedział Charny z odcieniem smutku, który król, mało podobnym uczuciom przystępny, zauważył — nie sądzę, aby pani de Charny czyniła mi zaszczyt dzielenia mej siedziby: wielkiej czy małej.
— Ależ wkońcu, panie hrabio, pani de Charny jest przyjaciółką królowej; królowa bez niej obejść się nie może — gdy więc pani de Charny przybędzie do pałacu, gdzie mieszkać będzie?
— Najjaśniejszy Panie, bez wyraźnego rozkazu Waszej Królewskiej Mości, pani de Charny nie wróci tutaj.
— Niepodobna!
Charny skłonił się z uszanowaniem.
— Niech Wasza Królewska Mość wybaczy, rzekł, ale jestem pewny tego, co mówię.
— Dziwi mnie to mniej, niżbyś mógł przypuszczać, kochany hrabio; bo spostrzegłem istotnie pewne oziębienie pomiędzy królową, a jej przyjaciółką.
— W rzeczy samej, Wasza Królewska Mość raczyła dobrze zauważyć.
— Kobiece dąsy!... spróbujemy naprawić to wszystko. Tymczasem jednak, mimo wiedzy, tyranizują cię, kochany hrabio!
— Jakto, Najjaśniejszy Panie?
— Zmuszają cię mieszkać w Tuillerier, kiedy hrabina... gdzie mieszka... hrabio?
— Przy ulicy Coq-Héron, Najjaśniejszy Panie.
— Pytam się, dla zwyczaju, jaki mają królowie, a powtóre, dla dowiedzenia się adresu hrabiny; bo nieznając Paryża, nie wiem nawet, czy ulica Coq-Héron bardzo stąd jest oddalona?
— Nie, Najjaśniejszy Panie.
— Tem lepiej; teraz rozumiem, Tuilleries jest twem tymczasowem tylko mieszkaniem.
— Pokój mój w Tuilleries, rzekł Charny z tą samą melancholją w głosie, nie jest tymczasowem, ale stałem mojem mieszkaniem, i tu każdej godziny w dzień lub w nocy, jestem na usługi Waszej Królewskiej Mości.
— O! o! — rzekł król, opierając się w fotelu po skończonem śniadaniu — cóż to znaczy, panie hrabio?
— Król mi wybaczy, ale nie rozumiem dobrze pytania, które mi zadać raczył.
— Cóż to... nie wiesz pan, że jestem sobie poczciwy człeczyna?... Ojciec, mąż przedewszystkiem; że zarówno zajmuje mnie wnętrze mego pałacu, jak moje królestwo?... Cóż to znaczy, kochany hrabio?... Po trzech latach małżeństwa, pan hrabia de Charny ma stałe mieszkanie w Tuilleries, a pani hrabina de Charny ma stałe mieszkanie przy ulicy Coq-Héron?...
— Najjaśniejszy Panie, na to mogę tylko odpowiedzieć, że pani de Charny pragnie mieszkać sama.
— Ale ją codzień odwiedzasz? Nie?... a więc dwa razy na tydzień?
— Najjaśniejszy Panie, nie miałem przyjemności widzenia pani de Charny od dnia, w którym król mi się o nią dowiedzieć kazał.
— Ależ!... to już więcej niż tydzień?
— Dziesięć dni, Najjaśniejszy Panie — odparł Charny z lekkiem wzruszeniem w głosie.
Król zrozumiał lepiej boleść, niż smutek.
— Hrabio!... — rzekł z serdecznością domowego człowieka — jak się sam nazywał, hrabio, w tem jest twoja wina!
— Moja wina? — powtórzył Charny żywo, mimowoli się czerwieniąc.
— Tak, tak, twoja wina — rzekł król; w oddaleniu się kobiety tak doskonałej jak hrabina, jest zawsze wina mężczyzny.
— Najjaśniejszy Panie!
— Powiesz hrabio, że mnie to nie obchodzi. Ja odpowiem: „Przeciwnie, obchodzi; król może wiele swojem słowem“. Dalej, bądź otwartym, byłeś niewdzięcznym dla tej biednej panny de Taverney, która cię tak kocha!
— Która mnie tak kocha?... Wasza Królewska Mość mówi — powtórzył Charny z goryczą — że panna de Taverney bardzo mnie... kochała?...
— Panna de Tavemey i hrabina de Charny, to zdaje mi się jedno i to samo...
— Tak i nie, Najjaśniejszy Panie.
— A więc powiedziałem i nie cofam, pani de Charny kocha cię i to bardzo.
— Najjaśniejszy Panie, nie wolno przeczyć królowi.
— Przecz wiele tylko chcesz, znam się ja na tem dobrze, jednakie...
— Wasza Królewska Mość przekonał się po oznakach dla niego samego tylko dostrzegalnych, że pani de Charny kocha mnie... bardzo?
— Nie wiem, czy znaki te dla mnie są tylko widzialne, kochany hrabio; ale wiem, że podczas strasznej nocy 6 października, ani na sekundę nie spuściła cię z oka, że jej wzrok wyrażał wszystkie męczarnie serca, a gdy drzwi wywalono od Oeil-deBoeuf, biedna kobieta uczyniła ruch, jakby się między ciebie a niebezpieczeństwo rzucić zamierzała.
Serce się ścisnęło Charny’emu, zdawało mu się, że widział coś podobnego w hrabinie, ale zanadto żywo pamiętał każdy szczegół ostatniego z nią widzenia, aby się zbyt cieszyć tem, co usłyszał w tej chwili od króla.
— A tem lepiej to uważałem — dodał Ludwik XVI — że w czasie mej podróży do Paryża, kiedyś był przez królową do ratusza wysłany, Marja Ludwika wyraźnie mi oświadczyła, że hrabina mało nie umarła z obawy podczas twej nieobecności i z radości przy twym powrocie.
— Najjaśniejszy Panie, odparł Charny, smutnie się uśmiechając, Bóg obdarzył tych, co są nad nami wzrokiem, który ukryte dla nas tajemnice serca odgaduje Król i królowa widzieli, czego ja słabym wzrokiem nie dostrzegłem; dlatego proszę króla, jeżeli ma dla mnie jakie niebezpieczne posłannictwo, niech go miłość pani de Charny nie krępuje; oddalenie i niebezpieczeństwo, pożądanemi są zawsze przezemnie.
— A jednakże przed tygodniem, gdy królowa chciała cię posłać do Turynu, zdawało się, żeś miał ochotę zostać w Paryżu?
— Sądziłam, że brat mój w tym razie wystarczy, siebie na coś trudniejszego zachowałem.
— Właśnie, kochany hrabio, ponieważ nadeszła chwila do powierzenia ci misji trudnej, a może i niebezpiecznej, zagadałam o osamotnieniu hrabiny, i wolałbym, aby miała tu przyjaciółkę, kiedy jej męża odbieram.
— Napiszę do hrabiny, Najjaśniejszy Panie, i oznajmię jej łaskawe usposobienie Waszej Królewskiej Mości.
— Jakto! napiszesz do niej?... nie zamierzasz więc widzieć się z inią przed wyjazdem?
— Byłem raz tylko u pani de Charny bez jej pozwolenia Najjaśniejszy Panie, a po przyjęciu, jakiego doznałem, nie prosiłbym drugi raz o to pozwolenie inaczej, jak za wyraźnym Waszej Królewskiej Mości rozkazem.
— No, nie mówimy więc już o tem; porozmawiam z królową w czasie nieobecności waszej — rzekł król, wstając od stołu.
Potem, odchrząknąwszy parę razy z zadowoleniem człowieka, który dobrze zjadł i pewny jest dobrego trawienia, dodał:
— Doktorzy słusznie utrzymują, że każda rzecz z dwóch stron się przedstawia: smutno pustemu, a rozkosznie pełnemu żołądkowi... Przejdź do mego gabinetu, kochany hrabio, chcę pomówić z tobą otwarcie.
Hrabia wszedł za Ludwikiem XVI, a przez drogę myślał, wiele to traci z majestatu głowa koronowana — na tej zwyczajnej stronie materjalnej, którą dumna Marja Antonina tak ostro mężowi swemu wymawiała.