Hrabina Charny (1928)/Tom III/Rozdział XXXI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Hrabina Charny
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1928-1929
Druk Wł. Łazarski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La Comtesse de Charny
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom III
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XXXI.
SZPITAL GROS-CAILLOU.

W owej epoce szpitale, a szczególniej szpitale wojskowe, dalekiemi były od tego porządku, w jakim widzimy je dzisiaj. Nie będziemy się przeto dziwili zamieszaniu, jakie panowało w szpitalu Gros-Cailiou i ogromnemu nieporządkowi, który przeszkadzał wypełnieniu rozporządzeń chirurgów.
Pierwszą rzeczą, na której zbywało, były łóżka. Zabrano materace mieszkańcom pobliskich ulic.
Te materace rozłożono na podłodze, a nawet na podwórzu, a na każdym z nich leżał ranny, oczekujący pomocy, lecz brakowało chirurgów. Trudno ich było znaleźć.
Oficer, w którym czytelnicy nasi poznali zapewne starego znajomego Pitoux, wymógł za drugie dwie sztuki monet, iż mu z noszów zostawiono materace i tym sposobem Billot został ostrożnie złożony na podwórzu szpitala.
Pitoux chcąc wyzyskać co można było najlepszego w obecnem położeniu, kazał złożyć rannego w pobliżu drzwi, aby schwycić w przejściu pierwszego chirurga, któryby się ukazał.
Miał wielką chęć przebiec sale i stamtąd sprowadzić choćby gwałtem felczera, lecz obawiał się odejść rannego, bo łatwo by mógł go kto wziąć za umarłego i zrzucić z materaców na bruk dziedzińca.
Pitoux stał tak przeszło godzinę, wołając z całych sił na dwóch czy trzech chirurgów, których dostrzegł przechodzących, lecz żaden nie zważał na jego krzyki, gdy nagle spostrzegł jakiegoś człowieka czarno ubranego. Przyświecało mu dwóch posługaczy szpitalnych, a on zwiedzał jedno po drugiem łoże cierpień.
Im bardziej czarny człowiek zbliżał się do Ludwika Pitoux, tem więcej zdawało się młodzieńcowi, że go poznaje.
W końcu wszelka wątpliwość ustała i Pitoux, odważywszy się odstąpić parę kroków od rannego, zawołał z całego gardła:
— Tutaj panie Gilbercie! tutaj!
Chirurg, który był istotnie Gilbertem, usłuchał głosu!
— A! to ty, Ludwiku?
— Tak, mój Boże, to ja, panie Gilbercie.
— Czy widziałeś Billota?
— Oto on, panie... rzekł Pitoux, wskazując na rannego.
— Umarł?... zapytał doktór...
— Niestety, panie Gilbercie, chociaż zdaje mi się że nie, jednak nie taję, że nie wiele mu się należy.
Gilbert zbliżył się do materaca, a dwaj posługacze, oświecili twarz rannego.
— Dostał w głowę, panie Gilbercie, w głowę!... Biedny, kochany pan Billot ma głowę przeciętą aż do szczęki.
Gilbert z uwagą opatrzył ranę.
— Rana jest bardzo niebezpieczna... szepnął, a zwracając się do posługaczy, dodał:
— Potrzebuję osobnego pokoju dla tego człowieka, bo jest moim przyjacielem.
Infirmerzy porozumieli się z sobą.
— Niema osobnego pokoju... rzekli... lecz jest miejsce w składzie bielizny.
— Doskonale!... powiedział Gillert, przeniesiemy go do składu bielizny.
Podniesiono jak można było najostrożniej rannego, lecz mimo to wydał bolesne westchnienie.
— A!... zawołał Gilbert, nigdy okrzyk radości nie zrobił mi tyle przyjemności co to westchnienie boleści: żyje, to najważniejsze!
Billot przeniesiony został do składu bielizny i położony na łóżku, poczem Gilbert przystąpił do opatrywania rany.
Arterja skroniowa była przecięta i z tego powodu nastąpiła ogromna utrata krwi, a potem omdlenie, które zmniejszyło bicie serca i zatrzymało krwotok. Natura skorzystała z tego niezwłocznie, uformowała strup, a ten zamknął arterję.
Gilbert z nieporównaną zręcznością związał najpierw arterję za pomocą jedwabnej nitki, obmył ranę i skórą nakrył czaszkę. Świeżość wody, a może i ból dotkliwy spowodowany opatrywaniem, otworzył oczy Billota, Wymówił on kilka słów bez związku.
— Mózg wstrząśnięty... szepnął Gilbert.
— Ale... wyrzekł Pitoux, kiedy nie umarł, to go pan ocalisz, nieprawda panie Gilbercie?
Gilbert uśmiechnął się smutnie.
— Będę się starał... powiedział, lecz tylko co widziałeś kochany Pitoux, że natura jest zręczniejszym chirurgiem od każdego z nas.
Nareszcie Gilbert skończył opatrywanie, obciął włosy tak krótko jak tylko się dało, zbliżywszy brzegi rany do siebie obcisnął je płatkiem z dyachylum i obandażowawszy zalecił, aby rannego kłaść prawie siedzący, tak, aby krzyż a nie głowa oparte były o poduszki.
Ukończywszy te wszystkie starania, spytał dopiero Ludwika Pitoux, skąd się wziął w Paryżu, a następnie tam, gdzie go tak bardzo potrzebował Billot.
Stało się to bardzo naturalnie. Od chwili zniknięcia Katarzyny i wyjazdu męża, matka Billot, której nigdy nie przedstawialiśmy naszym czytelnikom za istotę mającą umysł silny, wpadła w pewien rodzaj idjotyzmu. Zły ten stan ciągle się pogarszał. Nie żyła, lecz wegetowała i każdego dnia zrywała się jakaś struna w tej biednej kobiecie; powoli słowa jej stawały się coraz rzadszemi, w końcu przestała mówić zupełnie; nie wstawała z łóżka i doktór Raynal oznajmił, iż z tej śmiertelnej apatji, może biedną kobietę wyprowadzić jedynie tylko powrót córki.
Pitoux ofiarował się zaraz pójść do Paryża i poszedł nie namyślając się długo.
Dzięki długim nogom kapitana gwardji narodowej z Haramont, ośmnaście mil dzielących ojczyznę Demoustiera od stolicy, były tylko przechadzką.
Pitoux wyszedł o czwartej zrana, aby między siódmą i ósmą wieczorem stanąć w Paryżu!
Pitoux zdawał się być przeznaczonym na to, aby przybywał do Paryża w czasie wielkich wypadków.
Pierwszy raz przybył do Paryża aby mieć udział we wzięciu Bastylji. Drugi raz na zjednoczenie 1790 roku. Trzeci raz przybywał w dzień rzezi na polach Marsowych.
Znalazł też Paryż mocno wzburzony; od pierwszej gromady zebranych ludzi dowiedział się, co zaszło na polu Marsowem.
Bailly i Lafayette kazali strzelać do ludu, a lud głośnym krzykiem przeklinał jednego i drugiego.
Pitoux zostawił ich bożkami, wielbionymi! znalazł zrzuconych z ołtarzy i przeklinanych! — Nie mógł tego wszystkiego zrozumieć.
Jedno tylko pojął, że na polu Marsowem była walka, rzeź, zabijanie z powodu patrjotycznej petycji i że Gilbert i Billot mieli się tam znajdować.
Chociaż Pitoux czuł dobrze w nogach ośmnaście mil przebytych, podwoił jednak kroku i przybył na ulicę św. Honorjusza do mieszkania Gilberta.
Doktór był w domu, lecz nie wiedział o Billocie.
— Pole Marsowe... mówił służący doktora, do Ludwika Pitoux, jest zasłane umarłymi i rannymi, może i Billot tam się znajduje.
Pole Marsowe zasłane rannymi i trupami! Ta nowina nie więcej zdziwiła Ludwika Pitoux niż wiadomość, że Bailly i de Lafayette, te bożyszcza ludu, strzelali do tego ludu!
Pole Marsowe pokryte rannymi i zabitymi! Pitoux nie mógł sobie tego wyobrazić. To pole Marsowe, które pomagał niwelować, które widział w swej wyobraźni, iluminowane, pełne wesołych śpiewów, wesołych tańców! zasłane umarłymi i rannymi! dlatego, że chciano, jak roku zeszłego, obchodzić uroczyście wzięcie Bastylji i rocznicę zjednoczenia.
Ależ to było niepodobieństwem!
Jakto! w przeciągu jednego roku to, co było powodem radości i triumfu, dziś stało się przyczyną buntu i rzezi?
Jakiż to szał owładnął w ciągu tego roku głowami Paryżan.
Mówiliśmy już, że dzięki wpływowi Mirabeau, dzięki utworzeniu klubu umiarkowanych, wpływowi Lafayetta i Baillego, dzięki nakoniec reakcji, jaka nastąpiła po powrocie z Varennes, dwór odzyskał utraconą władzę. Objawiała się dziś ona rzezią i ogólną żałobą.
Dzień 17-go lipca pomścił 5-ty i 6-ty października.
Jak to powiedział Gilbert, władza królewska szła w zapasy z ludem, pozostawało tylko dowiedzieć się, kto weźmie górę.
Widzieliśmy, jak zajęty temi myślami, z których jednak żadna nie wpłynęła na zwolnienie chodu, przyjaciel nasz Anioł Pitoux, zawsze w swym mundurze gwardji narodowej, przybył z Haramontu na pole Marsowe właśnie w chwili, gdy Billot jako umarły miał być rzucony w Sekwanę.
Pamiętamy również, jak Gilbert podczas swej bytności u króla otrzymał bilet bez podpisu, lecz w którym poznał rękę Cagliostra, przesyłającą mu te słowa:
„Zostaw tych dwoje skazanych i udaj się natychmiast do szpitala Gros-Caillou, znajdziesz tam umierającego. Umierającego możesz uratować, gdy tymczasem dla króla i królowej nic zrobić nie możesz, oni zaś mogą cię z sobą pociągnąć w przepaść“.
Natychmiast przeto, dowiedziawszy się od pani Campan, że królowa zatrzymana u króla, pozwoliła mu odejść, Gilbert udał się do szpitala Gros-Caillou, gdzie głos Anioła Pitux przywołał go do łoża Billota.
Wiemy, w jakim stanie znajdował się zacny dzierżawca, niebezpieczeństwo było wielkie i ranny byłby mu uległ zapewne, gdyby nie miał tak zręcznego doktora, jak Gilbert.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.