Hrabina Charny (1928)/Tom III/Rozdział XXXV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Hrabina Charny
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1928-1929
Druk Wł. Łazarski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La Comtesse de Charny
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom III
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XXXV.
W KTÓRYM KSIĄDZ FORTIER SPEŁNIA WZGLĘDEM MATKI BILLOT POGRÓŻKĘ, JAKĄ UCZYNIŁ CIOTCE ANIELI.

Katarzyna zamknęła pobożnie oczy swej matce, najpierwej ręką, następnie ustami.
Pani Clement, która dawno przewidywała zbliżanie się ostatniej chwili, kupiła zawczasu dwie świece.
Gdy Katarzyna cała we łzach, poszła nakarmić i uśpić dziecko, pani Clement ustawiła w głowach zmarłej zapalone świece, złożyła jej ręce na piersiach, włożywszy w nie krzyżyk i postawiła na krześle czarkę, pełną wody święconej oraz gałązkę bukszpanu z ostatniej niedzieli palmowej.
Gdy Katarzyna wróciła, pozostawało jej tylko uklęknąć do modlitwy.
Pitoux ze swej strony zajął się innemi szczegółami pogrzebu; nie śmiejąc pójść do plebana Fortier, z którym, jak pamiętamy, był na stopie ceremonjalnej, poszedł do zakrystjana, by zamówić mszę żałobną, do tragarzy, aby ich uprzedzić, kiedy mają przyjść do przeniesienia trumny, do grabarza, by grób wykopał.
Poczem udał się do Haramontu zawiadomić swego porucznika, podporucznika i swych trzydziestu jeden gwardzistów narodowych, że pogrzeb pani Billot odbędzie się nazajutrz o jedenastej zrana.
Ponieważ matka Billot za życia nie pełniła żadnego obowiązku publicznego, ani też nie posiadała żadnego stopnia w gwardji narodowej, zawiadomienie Anioła Pitoux było zrobione przez grzeczność, jako zaproszenie na pogrzeb, nie zaś jako rozkaz urzędowy.
Lecz aż nadto dobrze wiedziano, ile Billot uczynił dla rewolucji, która zawróciła wszystkim głowy i rozgrzała serca, aż nadto wiedziano o niebezpieczeństwie, jakie groziło mu w tej jeszcze chwili z odniesionej rany, w obronie świętej sprawy, to też cała gwardja Haramontu przyrzekła dowódcy, że znajdować się będzie punkt o jedenastej nazajutrz w domu zmarłej.
Wieczorem Pitoux wrócił na folwark, i przy drzwiach spotkał stolarza, przynoszącego trumnę na ramieniu.
Pitoux posiadał wszystkie odcienia delikatności serca, tak rzadkie u chłopów, a nawet u ludzi wyższej sfery, kazał trumnę i stolarza ukryć w stajni, ażeby oszczędzić Katarzynie smutnego widoku pogrzebowej skrzyni i strasznego odgłosu młotka. Wszedł sam do pokoju.
Katarzyna modliła się u nóg swej matki; trup staraniem pobożnych kobiet był umyty i owinięty całunem.
Pitoux zdał sprawę Katarzynie z upłynionego dnia i zachęcał, aby wyszła na świeże powietrze.
Lecz Katarzyna odmówiła mu, chcąc spełnić obowiązek swój do końca.
— To zaszkodzi małemu Izydorowi... rzekł Pitoux.
— Wynieś go zatem sam na powietrze.
Pitoux wyszedł, lecz za chwilę powrócił.
— Nie chce wyjść ze mną, płacze!
I w istocie, przez otwarte drzwi, Katarzyna usłyszała płacz dziecka.
Pocałowała w czoło umarłą, której kształty, a nawet i rysy można było rozpoznać przez płótno, i przejęta uczuciami córki i matki, poszła do dziecka.
Wzięła płaczącego Izydora na ręce i wyszła za Aniołem Pitoux z folwarku.
Stolarz z trumną wszedł do mieszkania.
Pitoux chciał oddalić Katarzynę choć na pół godziny.
Jakby przypadkiem poprowadził ją drogą do Boursonnes.
Ta droga tak była pełną wspomnień dla biednej dziewczyny, iż przeszła pół mili, nie wyrzekłszy słowa, przysłuchując się tylko nielicznym głosom swego serca i odpowiadając im równie cicho, jak one mówiły.
Gdy Pitoux osądził, że w domu już wszystko skończono:
— Panno Katarzyno... rzekł, możebyśmy wrócili?
Katarzyna wyszła z zamyślenia, jak ze snu.
— O! tak, wracajmy, jesteś tak dobrym, mój kochany Pitoux.
I zwróciła się do Pisseleu!
Gdy przyszli, pani Clement dała znak Aniołowi Pitoux, że przygotowania do pogrzebu skończone.
Katarzyna weszła do swego pokoju, aby położyć dziecko, i chciała powrócić do zmarłej swej matki.
Lecz w progu spotkała Pitoux, który rzekł:
— Napróżno, panno Katarzyno, wszystko już skończone.
— Jakto wszystko skończone?
— Tak... w naszej nieobecności...
Pitoux zawahał się.
— A więc dlatego tak nalegałeś, abym wyszła... rozumiem, dobry Pitoux!
I Pitoux w nagrodę otrzymał spojrzenie wdzięczności.
— Jeszcze tylko jednę modlitwę... dodała młoda dziewczyna, a zaraz powrócę.
Katarzyna poszła do pokoju matki.
Pitoux szedł za nią na palcach i stanął w progu.
Trumna stała w pośrodku pokoju na dwóch krzesłach.
Na ten widok Katarzyna zadrżała i nowe łzy puściły się z jej oczu.
Uklękła i przycisnęła do trumny czoło zbladłe od smutku i utrudzenia.
Na bolesnej drodze, która prowadzi zmarłego z łoża, gdzie zakończył życie, do grobu, jego wiekuistego mieszkania, pozostali przy życiu potrącają co chwila o jakiś szczegół, zdający się być przeznaczonym na to, aby wycisnąć z ich zbolałych serc łzę ostatnią.
— Modlitwa trwała długo, Katarzyna nie mogła się oderwać od trumny; pojmowała dobrze biedna dziewczyna, iż od śmierci Izydora dwoje tylko przyjaciół pozostało jej na ziemi: matka i Pitoux,.
Matka pobłogosławiła ją; pożegnała; dziś jest jeszcze w trumnie, jutro będzie już w grobie!
Jeden Pitoux jej pozostał!
Niepodobna jej rozstać się bez boleści ze swym przedostatnim przyjacielem, tem więcej, gdy nim jest matka!
Pitoux czuł, iż powinien przyjść Katarzynie z pomocą; wszedł więc, a widząc słowa swoje daremnemi, spróbował ją podnieść.
— Jeszcze jednę, jedne tylko modlitwę, panie Pitoux!... wyrzekła.
— Zachorujesz, panna Katarzyno... rzekł Pitoux.
— To cóż?... spytała Katarzyna.
— Pójdę zatem po mamkę dla Izydorka.
— A! to prawda, to prawda, Pitoux... zawołała młoda dziewczyna.. jakże dobrym jesteś, Pitoux! jakże cię kocham!
Pitoux zachwiał się, i tylko co nie upadł wznak.
Odszedł, cofając się, i oparł o ścianę, a łzy ciche, prawie radosne, spłynęły mu po twarzy.
Czy Katarzyna nie powiedziała mu, że go kocha?
Pitoux nie łudził się, co do znaczenia jej uczucia dla siebie, lecz jakbądź go kochała, aby go tylko kochała, było to już wiele dla niego.
Skończywszy modlitwę, Katarzyna, jak to przyrzekła Aniołowi Pitoux, wstała i wolnym krokiem zbliżywszy się do młodzieńca, wsparła głowę na jego ramieniu.
Pitoux objął ją ręką, aby wyprowadzić z pokoju; nie opierała się, lecz z progu jeszcze odwróciła głowę, a spoglądając łzawem okiem na trumnę smutnie oświetloną dwiema świecami:
— Żegnaj mi matko! żegnaj po raz ostatni!... zawołała.
I wyszła.
Gdy Katarzyna chciała wejść do swego pokoju, Pitoux wstrzymał ją na progu.
— Czego chcesz?... spytała.
— Czy nie uważasz, panno Katarzyno... rzekł, jąkając się Pitoux, że już czas, abyś opuściła folwark?
— Nie opuszczę folwarku, aż go opuści moja matka... rzekła stanowczym tonem.
Pitoux zrozumiał, że jej postanowienie jest niezłomne.
— A gdy opuścisz folwark, wiesz, że o milę stąd, dwa są miejsca, gdzie będziesz serdecznie przyjętą: w chacie ojca Clouis i w małym domku Anioła Pitoux.
— Dziękuję ci Pitoux... odrzekła Katarzyna, skinieniem głowy objawiając, że przyjmuje chętnie wskazane schronienie.
O Ludwika nie troszczyła się, gdyż była pewna, że on znajdzie zawsze kącik dla siebie.
Nazajutrz rano, od godziny dziesiątej, przyjaciele, zaproszeni na ceremonję pogrzebową, zaczęli się zbierać.
Wszyscy dzierżawcy z Boursonnes, Noue, Ivors, Coyolis, Largany, Haramont i Vivieres przybyli.
O w pół do jedenastej gwardja narodowa z Haramont, przy odgłosie bębna, z rozpuszczoną chorągwią przybyła w pełnym komplecie.
Katarzyna w grubej żałobie, ze swem dzieckiem, równie w żałobę przybranem, przyjmowała przybywających, i można powiedzieć, iż każdy miał poczucie szacunku dla tej matki i dziecka, okrytych podwójną żałobą.
O jedenastej, przeszło trzysta osób było zebranych na folwarku.
Brakowało tylko księdza, sług kościelnych i tragarzy.
Czekano kwadrans.
Nikt nie nadchodził.
Pitoux wszedł na najwyższą górę folwarku.
Z okna widać było dwa kilometry równiny, ciągnącej się z Villes-Cotterets do małej wioseczki Pisseleu.
Lecz dobre oczy Pitoux nic nie dostrzegły na drodze.
Zszedł i udzielił panu de Longpre nietylko swoich spostrzeżeń, lecz i swoich domysłów.
Spostrzeżeniem było, iż nikt nie przybywał, domysłem, że nikt prawdopodobnie nie przybędzie.
Pitoux znał księdza Fortier i odgadł wszystko. Ksiądz Fortier pod pretekstem zaniedbanej spowiedzi ze strony zmarłej, odmówił jej pogrzebu.
Te uwagi udzielone przez Pitoux panu de Longpre, a przez tego ostatniego obecnym, zrobiły bolesne wrażenie.
Spojrzano po sobie w milczeniu, i głos jakiś zawołał:
— Jeżeli ksiądz Fortier nie chce odprawić mszy, to się bez niej obejdziemy.
Był to głos Dezyderyusza Maniquet.
Dezyderjusz Maniquet był znany ze swych przekonań anty-religijnych.
Nastała chwila milczenia.
Zgromadzenie zdawało się przerażone tą myślą.
A jednak, znajdowano się w czasie największego rozwoju filozofji Woltera i Roussa.
— Panowie... rzekł mer, idźmy do Villers-Cotterets, tam się wszystko wyjaśni.
— Do Villers-Cotterets!... zawołano jednogłośnie.
Pittoux dał znak czterem swoim ludziom; podłożono lufy fuzji pod trumnę i uniesiono zmarłą.
Niesiono trumnę około Katarzyny z dzieckiem klęczącej na progu.
Gdy ją niesiono, Katarzyna ucałowała próg domu, do którego nie miała nadziei powrócić więcej, a wstając, rzekła do Pitoux:
— Znajdziesz mnie w chacie ojca Clouis.
I przez podwórze i ogrody folwarku, oddaliła się szybko.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.