Hrabina Charny (1928)/Tom IV/Rozdział I

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Hrabina Charny
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1928-1929
Druk Wł. Łazarski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La Comtesse de Charny
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom IV
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ I.
BILLOT DEPUTOWANYM.

Wypadki, któreśmy przed chwilą opowiedzieli, wywarły głębokie wrażenie nietylko na mieszkańcach Villers-Cotterts, ale i na dzierżawcach wiosek okolicznych.
Dzierżawcy stanowią wielką przewagę w sprawie wyborów. Każdy z nich zajmuje dziennie od dziesięciu do trzydziestu wyrobników i chociaż kreski dzieliły się w owej epoce na dwa stopnie, wybory zależały stanowczo od tak zwanych „wieśniaków“.
Każdy z tych ludzi opuszczając Billota, przy podawaniu mu ręki, wymawiał dwa tylko słowa: „Bądź spokojny“.
I Billot wrócił na folwark rzeczywiście spokojny, gdyż pierwszy raz zdarzała mu się sposobność odpłacenia się szlachcie i królowi za złe, jakiego od nich doświadczył.
Czuł, lecz nie rozumiał, a jego chęć zemsty była tak ślepą, jak ciosy, które odebrał.
Powrócił na folwark, nie mówiąc ani słowa o Katarzynie. Nikt nie mógł się domyśleć, czy wiedział co o jej chwilowem zjawieniu się na folwarku.
W żadnej okoliczności, od roku nie wymówił jej imienia, zdawało się, że córka nie istnieje już dla niego.
Nie tak się działo z Pitoux, tem złotem sercem. Żałował on z głębi serca, że Katarzyna nie mogła go kochać, lecz widząc Izydora, porównywając się z wytwornym młodzianem, zrozumiał wybór Katarzyny.
Zazdrościł Izydorowi, lecz nie miał żalu do Katarzyny; przeciwnie nawet, kochał ją zawsze równie głęboko i bezinteresownie.
Byłoby kłamstwem utrzymywać, iż to uczucie nie było bolesnem, lecz i cierpienia, które ściskały serce Pitoux za każdym nowym dowodem miłości okazywanej przez Katarzynę kochankowi, oznaczały tylko niewyczerpaną dobroć jego serca.
Po śmierci Izydora zabitego w Varennes, Pitoux uczuł dla Katarzyny głęboką litość i oddając sprawiedliwość młodemu człowiekowi, wprost przeciwnie niż Billot pamiętał tylko co było dobrem, szlachetnem i pięknem w tym, który bez żadnej wątpliwości, był jego rywalem.
Z tego wynikło to, cośmy widzieli, iż nietylko pokochał więcej jeszcze Katarzynę smutną i okrytą żałobą, niż ją kochał wesołą i zalotną, ale jeszcze, co zdaje się być nieprawdopodobnem, kochał na równi z nią i małego sierotkę.
Nikt się zatem nie będzie dziwił, że pożegnawszy Billota, zamiast powrócić na folwark, zwrócił się do Haramontu.
Mieszkańcy folwarku zresztą tak byli przyzwyczajeni do jego niespodziewanych odjazdów i powrotów, iż mimo wysokiego stanowiska, jakie zajmował we wsi, jako kapitan, nikt się o jego osobę nie troszczył. Gdy go nie było, mówiono z cicha:
— Generał Lafayette wezwał Pitoux do siebie.
I na tem się kończyło.
Gdy Pitoux powrócił, rozpytywano go o nowiny ze stolicy. a ponieważ dzięki Gilbertowi miał zawsze świeże i dokładne, i że widziano, jak w kilka dni sprawdzały się jego przepowiednie, nie przestawano pokładać w nim nieograniczonego zaufania.
Gilbert również ocenił należycie dobroć i poświęcenie Anioła Pitoux i był pewnym, że w chwili stanowczej, może mu powierzyć życie swoje, Sebastjana, skarb, nakoniec wszelkie polecenia, które można z całem zaufaniem powierzyć rozsądkowi i sile. Ile razy Pitoux szedł do Paryża, Gilbert w sposób, jak można najdelikatniejszy, zapytywał go, czy nie potrzebuje pieniędzy, a na to Pitoux zwykle odpowiadał: „Nie, panie Gilbert“, co jednak nie przeszkadzało, że pan Gilbert dawał mu kilka luidorów, które Pitoux chował do kieszeni.
Kilka luidorów, wraz z jego prywatnemi dochodami i dziesięciną, jaką odbierał w naturze z lasów księcia Orleańskiego, stanowiły fortunę i nim Pitoux miał czas wydać ostatniego ludwika podana do uścisku dłoń Gilberta odradzała w jego kieszeni źródła Paktolu.
Nikt się zatem nie będzie dziwił, znając stosunki Anioła Pitoux, Katarzyny i Izydora, iż tenże opuścił spiesznie Bilota, aby się dowiedzieć, co się stało z matką i jej dzieckiem.
Droga wiodąca do Haramontu przechodziła przez Clouise.. O sto kroków od szałasu spotkał ojca Clouis, który powracał z zającem w torbie.
W dwóch słowach ojciec Clouis zawiadomił Anioła Pitoux, iż Katarzyna prosiła go znowu o dawne schronienie, że biedna zanosiła się od płaczu, wchodząc do pokoju, gdzie została matką i gdzie Izydor dał jej tyle dowodów swojej miłości.
Lecz wszystkie te smutki nie były bez pewnego uroku. Ktokolwiek doświadczył wielkiej boleści, wie dobrze iż najcięższą chwilą jest ta, gdy wyschłe łzy płynąć przestają; słodkie uspokojenie wraca, gdy znów obficie wytrysną.
To też gdy Pitoux ukazał się na progu chaty, znalazł Katarzynę siedzącą na łóżku ze łzami w oczach i dzieckiem na ręku.
Zobaczywszy Ludwika Pitoux, położyła dziecko na kolanach a ręce i czoło podała młodemu człowiekowi. Pitoux z radością uścisnął ręce i ucałował czoło, a dziecko znajdowało się przez chwilę osłonięte tarczą, jaką nad niem tworzyły ściskające się ręce i usta Ludwika, złożone na czole matki.
Potem padając na kolana i całując drobne rączki dziecka:
— Ach! panno Katarzyno... zawołał, bądź spokojną, jestem bogatym i Izydorkowi na niczem zbywać nie będzie.
Pitoux miał 15 luidorów, nazywał to bogactwem. Katarzyna, będąc sama pełną dobroci, oceniała wszystko, co było dobrem.
— Dziękuję ci, panie Pitoux... rzekła, wierzę i jestem szczęśliwą, iż ci wierzyć mogę, gdyż jesteś moim jedynym przyjacielem i gdybyś mię opuścił, bylibyśmy sami na świecie, ale ty nas nigdy nie opuścisz, nieprawdaż?
— O panno Katarzyno!... zawołał Pitoux, łkając, nie mów mi takich rzeczy, bo inaczej na śmierć się zapłaczę.
— Przebacz mi... rzekła Katarzyna, zbłądziłam.
— Nie... rzekł Pitoux, to moja wina, to ja jestem głupcem, że tak płaczę.
— Panie Pitoux... powiedziała Katarzyna, podaj mi rękę, przejdziemy się trochę pod temi wielkiemi drzewami, potrzebuję powietrza.
— I ja również... rzekł Pitoux, gdyż czuję, że się duszę.
Co się tyczy dziecka, to nie potrzebowało ono świeżego powietrza, nasyciło się dostatecznie u łona matki i czuło jedynie potrzebę snu.
Katarzyna położyła je na łóżku i podała rękę Ludwikowi.
W pięć minut później byli już pod wielkiemi drzewami lasu, tą wspaniałą świątynią, wzniesioną ręką Przedwiecznego.
Mimowolnie przechadzka ta, podczas której Katarzyna opierała się na ręku Ludwika Pitoux, przypomniała mu chwilę, gdy pół trzecia roku temu, w dzień Zielonych Świątek, wprowadził ją na bal, gdzie z wielką dla niego boleścią, z Izydorem tylko tańczyła!
Ileż wypadków nagromadziło się przez te półtrzecia roku! Nie równając się w filozofji z Wolterem, ani też z Rousseau, Pitoux zrozumiał jednak, że on i Katarzyna, były to tylko atomy, unoszone prądem ogólnym.
Lecz te atomy, jakkolwiek nieznaczne, miały niemniejszy udział, jak wielcy panowie, jak książęta, jak król i królowa w radości i boleści. Ten sam pocisk, co ręką przeznaczenia druzgoce korony i w pył trony obraca, zmiażdżył i rozwiał szczęście Katarzyny, tak samo, jak gdyby siedziała ona na tronie i nosiła koronę.
Otóż i cała zmiana, jaką rewolucja po latach dwóch i pół przyniosła Ludwikowi, który ją tak silnie popierał, sam nie wiedząc dlaczego.
Wówczas Pitoux był biednym, małym wieśniakiem, wypędzonym przez ciotkę Anielę, przyjętym przez Biliota, bronionym przez Katarzynę i oddanym Izydorowi.
Dziś Pitoux jest potężny; ma szpadę u boku, szlify na ramionach; nazywają go kapitanem; Izydor został zabity, ale on, Pitoux, opiekując się Katarzyną i dzieckiem.
Odpowiedź, jaką dał Danton, gdy go zapytano; „W jakim celu robisz rewolucję?“: „Aby wydobyć na wierzch to, co było pod spodem, a umieścić na spodzie to, co było na wierzchu!“ da się zupełnie zastosować do Pitoux.
Lecz, jak to powiedzieliśmy, chociaż wszystkie te myśli przechodziły mu przez głowę, dobry, skromny Pitoux, nie korzystał z nich jednak, przeciwnie, na klęczkach prosił Katarzynę, aby mu pozwoliła opiekować się sobą i dzieckiem.
Katarzyna ze swej strony, jak wszystkie serca cierpiące, lepiej nauczyła się oceniać przyjaciela w dniach smutku, niż radości. Pitoux, który w jej szczęśliwych czasach był tylko dla niej dzielnym chłopcem i niczem więcej, stał się nateraz istotą świętą, jaką był rzeczywiście, to jest człowiekiem wysokiej dobroci, prawości i poświęcenia.
Stąd wynikło, iż będąc nieszczęśliwą i potrzebując przyjaciela, pojęła, że Pitoux właśnie był tym przyjacielem, a przyjmowany przez Katarzynę z otwartemi rekami i z uśmiechem na ustach, zaczął prowadzić życie, o jakiem nigdy nie marzył, nawet w swoich snach o raju.
W czasie tego, Billot, zawsze milczący, gdy się coś córki tyczyło, kończył żniwa i miał nadzieję, że zostanie w Izbie prawodawczej deputowanym.
Jeden tylko człowiek mógł w tym względzie górę wziąć nad nim, gdyby ten człowiek żywił też same, co i on pragnienia; ale całkowicie oddany swej miłości i szczęściu, hrabia de Charny, zamknięty z Andreą w swym zamku w Boursonnes, używał słodyczy niespodziewanej pomyślności. Hrabia Charny, zapomniawszy o świecie, sądził, że i świat zapomniał o nim i ani myślał wchodzić w drogę Billotowi.
Nic zatem nie sprzeciwiło się w Villers-Cotterets wyborowi Billota i został wybranym ogromną większością głosów.
Zaraz też zajął się zgromadzeniem jak największej ilości pieniędzy. Rok był dobry; oddawszy część, należną dzieciom, zachował swoją, schował potrzebną ilość zboża na zasiew, potrzebną ilość owsa, siana i słomy na pożywienie dla koni, odłożył część pieniędzy na życie dla ludzi, i jednego poranku kazał przywołać Pitoux.
Pitoux, jak mówiliśmy, odwiedzał od czasu do czasu Billota i zawsze był serdecznie odeń przyjmowany.
Billot zapraszał go na śniadanie lub obiad, stosownie do pory, częstował szklanką wina lub jabłeczniku, lecz sam nigdy nie posyłał po niego.
Nie bez obawy też udał się Pitoux na folwark.
Billot był zawsze poważnym i nikt nie mógł powiedzieć, że widział uśmiech na twarzy dzierżawcy od chwili, gdy jego córka opuściła folwark.
Obecnie Billot był jeszcze poważniejszym; wyciągnął jednak rękę do Ludwika, uścisnął silniej niż zazwyczaj dłoń młodzieńca i zatrzymał w swojej.
Pitoux patrzył zdziwiony na dzierżawcę.
— Pitoux, rzekł tenże, ty jesteś uczciwym człowiekiem.
— Tak mi się zdaje, panie Billot.
— A ja jestem tego pewnym!
— Bardzo jesteś dobrym, panie Billot, wyrzekł Pitoux.
— Postanowiłem przeto, że skoro odjadę, to ty, Pitous, zastąpisz mnie na folwarku.
— Ja, panie!... zawołał Pitoux, niepodobna.
— Dlaczegóżby nie?
— Dlatego, panie Billot, iż jest mnóstwo drobiazgów, dla których oko kobiety jest nieodzownem.
— Wiem o tem, odparł Billot, to też wybierzesz sam kobietę, która wraz z tobą czuwać będzie nad mem dobrem; nie pytam o jej nazwisko, nie potrzebuję go znać, a gdy będę miał wrócić na folwark uprzedzą cię tygodniem naprzód aby ta kobieta, jeżeli nie powinna mnie widzieć, miała cię czas oddalić.
— Dobrze, panie Billot, odrzekł Pitoux.
— A teraz, ciągnął Billot, masz w stodole potrzebne ziarno na zasiew, na górze owies, siano i słomę dla koni, w tej zaś szufladzie pieniądze na zapłatę i żywienie ludzi.
I przy tych słowach otworzył szufladę pełną pieniędzy.
— Panie Billot!... zawołał Pitoux, a ile jest w tej szufladzie?
— Nie wiem, odpowiedział Billot, odsuwając go zlekka, a zamykając ją na klucz i oddając takowy Ludwikowi, gdy ci pieniędzy zabraknie, udaj się do mnie, wyrzekł.
Pitoux zrozumiał, ile było zaufania w tej odpowiedzi, otworzył ramiona, chcąc uścisnąć Billota, lecz w tejże chwili, uważając to za zbytnią śmiałość:
— O, przebacz, panie Billot!... zawołał.
— Co mam przebaczać?... zapytał Billot, wzruszony jego skromnem zachowaniem, mamże przebaczyć to, że uczciwy człowiek chciał uścisnąć drugiego uczciwego człowieka? Pójdź tu, Pitoux, pójdź, uciśnij mnie.
Pitoux rzucił mu się w objęcia.
— Gdybyś pan, rzekł, potrzebował mnie tam przypadkiem...
— Bądź spokojny, Ludwiku, nie zapomnę o tobie, oświadczył Billot i zaraz dodał: Druga już: o piątej jadę do Paryża, o szóstej możesz tu być z kobietą, którą sobie do pomocy wybrałeś...
— Dobrze, odparł Pitoux, w takim razie nie mam czasu do stracenia. Dowidzenia, kochany panie Billot!
— Dowidzenia, poczciwy Pitoux!...
Pitoux wybiegł z folwarku.
Billot długo patrzył za nim, a gdy mu znikł z oczów, smutno szepnął do siebie:
— Oh! czemuż córka moja nie tego poczciwca, ale tamtego plugawego pokochała szlachcica?...
Zbytecznem dodawać, że o piątej Billot wsiadał do dyliżansu, odchodzącego z Villers-Cotterets do Paryża, a o szóstej Pitoux, Katarzyna i mały Izydorek osiedlali się na folwarku.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.