Iliada (Popiel)/Pieśń XX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Iliada |
Wydawca | nakładem tłómacza |
Data wyd. | 1880 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | Paweł Popiel |
Tytuł orygin. | Ἰλιάς |
Źródło | skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron | |
Artykuł w Wikipedii |
Achajowie przy tobie Pelejdzie, co łakniesz za bitwą;
Z drugiej zaś strony Trojanie na wywyższeniu w równinie.
Zews Themidzie nakazał, by bogów na radę zwoływać
Ona krocząc nakaże, by w dom Diosa wracali.
Żadnéj téż rzeki nie brakło, wyjąwszy Okeanosa,
Żadnéj nimfy zarówno, co w gajach uroczych mieszkają,
Oraz u źródeł strumieni, lub zieleniejących zarośli.
Pod wystawą ozdobną zasiedli, co ojcu Zewsowi
Wybudował Hefajstos, pomysłem sztuki wysokim.
W domu się więc zgromadzili Diosa; Pozejdon zaś nie był
Głosu bogini przeciwnym, lecz z morza się do nich przyłączył.
„Czemuż o gromowładny na radę bogów zwołujesz?
Maszli zamiary jakowe tyczące Achajów i Trojan?
W bitwie się bowiem zetknęli najbliżéj i walka zawrzała.“
Odpowiadając mu na to wyrzecze Zews chmurozbiórca:
Czegom was tutaj przywołał; bo troszczę się niemi, choć giną.
Ja więc tutaj zostanę na stromych odnogach Olimpu
Siedząc, i będę się cieszył widokiem; na teraz wy wszyscy
Idźcie, aż wreszcie staniecie przy wojskach Achajów i Trojan,
Jeśli albowiem Achilles choć jeden walczyć z Trojany
Będzie, to wcale Pelejdy szybkiego nie wytrzymają.
Przecież i pierwéj już jego widoku samego się zlękli;
Teraz tém bardziej, gdy w duszy okrutnie rozżalon o druha,
Tak powiedział Kronides i walkę straszliwą rozbudził.
Spieszą bogowie do bitwy z dwojakim w sercu zamiarem;
Here i Pallas Athene do morskich dążą obozów,
Oraz i ziemią trzęsący Pozejdon, i zdrowie niosący
Z niemi podążył Hefajstos, dufając zuchwale swéj sile,
Utykając, a wątłe nożyska się pod nim kiwały.
Pędzi zaś Ares o hełmie powiewnym do Trojan, a za nim
Fojbos o długich kędziorach, i łukiem Artemis ochocza,
Póki bogowie z daleka od ludzi byli śmiertelnych,
Póty Achaje się chwałą cieszyli, albowiem Achilles
Zjawił się, któren tak długo unikał bitwy okrutnéj;
Trwoga zaś groźna Trojanom każdemu podcięła kolana,
Świecącego rynsztunkiem, jak Ares co męże morduje.
Kiedy zaś Olimpczyki do tłumów się ludzi wmięszali,
Wstała Eryda potężna, waśniąca; zawrzasła Athene,
Bądź stanąwszy nad rowem wybranym na zewnątrz warowni,
Ares gdzieindziéj zawrzasnął, podobny do burzy pochmurnéj,
Ostro wydając rozkazy od szczytów grodu najwyższych,
Albo nad Simoentem biegając, na Kallikolonie.
Tak szczęśliwi bogowie ruszywszy strony obydwie
Groźnie huknął piorunem śmiertelnych ojciec i bogów
Z góry, atoli od spodu Pozejdon wstrząsnął okropnie
Ziemię niezmierną i szczyty najwyższe stromych krawędzi.
Wszystkie zadrżały posady na Idzie w źródła bogatéj,
Zląkł się nawet w otchłaniach podziemnych książe Ajdonej,
Z trwogą ze tronu zeskoczył i krzyknął, z obawy by z góry,
Ziemi nie rozpruł széroko Pozejdon lądem trzęsący,
I śmiertelnym i bogom na jaw nie wydał domostwa
Taka się wrzawa podniosła gdy bogi w niezgodzie się starli.
Wtedy zaprawdę naprzeciw Pozejdaona książęcia
Stanął Fojbos Apollon puszyste strzały trzymając;
Obces na Enyalosa wypukłooka Athene;
W strzałach się lubująca, Artemis, Apollina siostra;
W obec Lety powstaje potężny zbawiciel Hermejas;
Na Hefajsta naciera ogromny strumień głęboki,
Xanthem go bogi mianują, u ludzi Skamandrem się zowie.
Przeciw Hektora najbardziéj się w tłumy wcisnąć zapragnął
Priamidesa; bo dusza najsilniéj mu nakazywała,
Żeby onego krwią, strasznego Aresa nasycić.
Fojbos budzący narody przeciwko Pelejonowi
Z mowy do Lykaona Priamidesa podobny;
W jego postaci przemawia Diosa potomek Apollon:
„Rajcu trojański Eneju, a gdzież podziały się groźby,
Któreś trojańskim władykom przyrzekał spełniając kielichy,
Odpowiadając mu na to przemawia bohater Eneasz:
„Priamidesie, dlaczegóż acz niemam ochoty mi każesz
Walki się podejmować naprzeciw możnego Pelejdy?
Przecież nie pierwszy bym raz naprzeciw Achilla szybkiego
Z Idy, kiedy z nienacka do naszych się wołów podsunął,
Ongi jak zburzył Lyrnez i Pedaz; atoli mnię Kronid
Zbawił, co natchnął mnię siłą i szybkie uczynił kolana;
Z ręki Achilla bym wtedy był zginął, a także Atheny
Jemu śpiżowym oszczepem Lelegów i Trojan mordować.
Ludzką to nie jest sprawą się z Achillesem potykać,
Zawsze mu bowiem kto z bogów pomaga i broni od zguby
Jego pociski zaś lecą na prosto i nigdy nie staną,
Równie nam wojny szale odmierzył, natenczas nie łacno
Będzie zwyciężał, chociażby i cały był z miedzi wykutym.“
Możny Apollon Diosa potomek mu rzeknie w odpowiedź:
„Teraz i ty bohaterze się udaj do bogów przedwiecznych;
Rodem pochodzisz; a tamten z plemienia boga niższego;
Piérwsza bo z Zewsa pochodzi, zaś druga od starca morskiego.
Prosto więc śpiżem niezłomnym nacieraj, niech ciebie bynajmniéj
Pyszne nieodstraszają gadania, lub groźby chełpliwe.“
Leci więc w pierwsze szeregi okuty miedzią świecącą.
Syn Anchizy nie uszedł uwagi białoramiennéj
Hery, gdy szedł naprzeciwko Pelejdy przez tłumy wojaków;
Zatem bogów do siebie zwołuje i rzeknie te słowa:
W duszy i sercu waszém, jak dzieła takowe się skończą.
Otóż Eneasz się wybrał świécącą miedzią okuty
Naprzeciwko Pelejdy; napędził go Fojbos Apollon.
Daléj więc, ztąd onego musiemy do tyłu odeprzeć
Z nas powinien, i siły mu dodać, by w duszy niczego
Jemu nie brakło, by wiedział że jego najlepsi miłują
Z bogów; gdy tamci są do niczego, co dawniéj toż samo
Pomagali Trojanom w potyczce i strasznéj zamieszce.
W téj oto walce, by szwanku od Trojan jakiego nie doznał
Dzisiaj, później zaś wszystko przecierpi co tylko mu Ajza
Przeznaczyła w przędziwie, gdy z łona się matki urodził.
Jeźli zaś o tém Achilles nie dowie się boską wyrocznią,
W bitwie; bo straszne są bogi gdy komu wyraźnie się zjawią.“
Rzeknie jéj na to w odpowiedź Pozejdon lądem trzęsący:
„Hero, nad miarę rozsądku turbować się wcale nie godzi.
Wcale bym ja nie pragnął żebyśmy bogów do kłótni
My zaś wszyscy następnie zasiądźmy uchodząc z ubitéj
Drogi, na wartę by patrzéć; niech ludzie o wojnę się troszczą.
Jeśli zaś Ares lub Fojbos Apollon wojnę rozpoczną,
Żeby Achilla powstrzymać, lub wcale mu bić się nie dadzą,
Strasznéj zamieszki, i sądzę że szybko z placu uchodząc
Ku Olimpowi powrócą do reszty bogów gromady,
Koniecznością zmuszeni gdy naszym dłoniom ulegną.“
Tak powiedziawszy naprzód postąpił czarnokędziorny
Wyniosłego, co niegdyś Trojanie i Pallas Athene
Uczynili, by mógł przed morskim potworem się chronić,
Kiedyby za nim gonił od strony wybrzeża w równinę.
Tamże więc usiadł Pozejdon, a z nim i inni bogowie,
Tamci zaś siedli opodal na stokach Kallikolony
W koło Fojba łucznika i grodoburcy Aresa.
Tak na miejscach odrębnych zasiedli knując zamiary,
Jedni jak drudzy nieskłonni rozpocząć walkę co twarde
Cała równina się wojskiem napełnia i świéci od miedzi,
Mężów oraz rumaków; od stóp zadrżała ziemica
Powstawających gromadnie; dwóch mężów o wiele najlepszych
Biegnie ku sobie do środka, pragnący w bitwie się zmierzyć,
Pierwszy kroczył Eneasz z ponurą groźbą w obliczu,
Ciężkim szyszakiem kołysząc, atoli tarczę potężną
Trzymał prosto przed piersią i kopią śpiżową potrząsał.
Z drugiéj zaś strony Pelejdes jak lew przeciw niego powstaje
Całą gminą zebrani; lecz ten z początku nie bacząc
Idzie spokojnie, dopiero gdy któren z odważnych mołojców
Trafi go, z paszczą otwartą przysiada, na zębach zaś piana
Występuje, a sercem waleczném w piersiach oddycha;
Uderzając, samego do walki siebie pobudza;
Z ogniem w ślepiach naprosto się rzuca by kogo uśmiercić
Z mężów, albo też sam przy pierwszém starciu polegnąć;
Również Achilla pobudza odwaga i męztwo szlachetne,
Oni gdy się zbliżyli naprzeciw siebie idący,
Pierwszy odezwie się z mową, najszybszy boski Achilles:
„Czegóż to Eneaszu tak bardzo naprzód wychodząc
Stajesz? Duszali tak do walki cię ze mną pobudza,
Z równą jak Priam godnością? Jednakże choćbyś mnię zabił,
Pewno ci za to godności swéj Priam do rąk nie powierzy;
Dziećmi on bowiem obdarzon, a myśl ma stanowczą nie płochą.
Może ci téż Trojanie wybranéj ziemi kawałek,
Jeśli mnię w boju zabijesz? Lecz sądzę z trudnością ci przyjdzie.
Twierdzę jednakże iż ciebie gdzieindziéj już dzidą spłoszyłem.
Czyż nie pamiętasz gdym ciebie od bydła; sam jeden siedziałeś,
Spędził ze szczytów Idajskich, szybkiemi goniąc nogami
Ztamtąd się do Lyrnessu chroniłeś; lecz miasto ja wtedy
Wyburzyłem, napadłszy z Atheną i ojcem Diosem;
Zaś niewiasty zdobyte wolności je pozbawiwszy,
Wyprowadziłem, lecz zbawił cię Zews i inni bogowie.
Myślisz, a zatém ci radzę, byś prędko się ztąd wycofawszy
W tłumy powracał i mnie nastawać się niepoważył,
Żebyś co złego nie ścierpiał; i głupi po szkodzie zmądrzeje.“
Jemu zaś na to Eneasz odpowie i rzeknie te słowa:
Zdołasz nastraszyć, albowiem tak dobrze i ja bym potrafił
Miotać obelgi, lub słowa złośliwe rzucać na ciebie.
Znamy nasz ród zobopólnie, tak samo i znamy rodziców,
Często już dawne dzieje od ludzi śmiertelnych słyszawszy;
Mówią że jesteś potomkiem Peleja nieskazitelnego,
Z matki Thetydy, morskiéj rusałki o pięknych warkoczach;
Jestem co do mnie synem Anchizy wielkodusznego,
Szczycę się z niego pochodzić, a matką mi jest Afrodyte;
Dzisiaj; albowiem nie sądzę że tak po słowach dziecinnych
Znowu się rozejdziemy, wracając z pola potyczki.
Jeśli zaś chcesz to się poucz, ażebyś był dobrze świadomym
Pochodzenia naszego, o którém głośno po ludziach;
Któren założył Dardanią; bo jeszcze święta Iliona
Me stanęła w równinie, siedliskiem ludzi mówiących,
Lecz na podnóżach Idy mieszkali, w źródła obfitéj.
Spłodził następnie Dardanos Erychtoneja książęcia,
Jego aż trzy tysiące na łąkach koni się pasło
Klaczy wybornych, za każdą wesołe biegały źrebięta.
Do nich się nawet zapalił Boreasz gdy pasły się w trawach,
Więc w postaci bachmata karego się z niemi połączył.
One gdy dokazywały po zbożodajnéj ziemicy
Biegły po czubkach kłosów i nawet ich nie pokruszyły;
Kiedy się zaś uganiały na grzbiecie morza obszernym,
Wtedy się unosiły na pianie morskich bałwanów.
Znowu z Troasa pochodzą synowie trzej nieskazitelni,
Ilos, Assarak a trzeci Ganymed podobny do bogów,
Któren ze wszystkich ludzi się najpiękniejszym urodził;
Jego porwali bogowie by cześnikował Zewsowi,
Syna z kolei miał Ilos zacnego Laomedonta;
Zas Laomedon spłodził Tythona i króla Priama,
Hiketaona, Klytiosa i Lampa ze szczepu Aresa;
Assarak zaś Kapyona, a tenże Anchizę potomka;
Z tego ja rodu pochodzę i takiém się szczycę krewieństwem.
Zews powodzenie dla ludzi pomnaża, albo uszczupla
Zgoła jak jemu się zdaje, gdyż on możniejszym od wszystkich.
Dosyć już tego, nie bajmy tu dłużéj, jak dzieci niesforne,
Obaj albowiem potrafim obelgi na siebie bez końca
Miotać, którychby łódź o stu wiosłach dźwigać nie zdolna.
Giętkim jest język ludzki i wiele mów rozmaitych
Mieści, a pole na słowa obszerne we wszystkich kierunkach.
[Jakaż atoli dla nas konieczność, by kłótnie i swary
Wszczynać na siebie zawzięcie, podobnie jak owe kumoszki,
Które gniewem rozżarte w zawiści życie trawiącéj,
Wygadując na siebie aż w środek biegną ulicy,
Słowy jednakże nie zdołasz odwrócić mężne zamiary,
Zanim żelazem na ostro nie poczniesz, a zatém co prędzéj
Popróbujmy się wzajem dzidami w spiż okutemi.“
Rzekł; i na tarczę okrutną potężny oszczep wypuścił,
Trzymał od siebie daleko żylastą ręką Pelejdes
Tarczę; zdjęty przestrachem, bo sądził że dzida cienista
Wielkodusznego Enei z łatwością na wylot przebije;
Głupi, zaprawdę nie zdołał w umyśle i sercu rozpoznać,
Dłoniom ludzi śmiertelnych się mogły poddać i uledz.
Totéż dzida potężna Enei wypróbowanego
Tarczy nie złamie, bo złoto strzymało, podarek od boga.
[Dwoje pokładów przeszyła, lecz jeszcze troje takowych
Dwoje zewnątrz ze śpiżu, a dwoje z cyny w pośrodku,
Jeden atoli ze złota, na którym się włócznia strzymała].
Wtóry z kolei Achilles rzuciwszy dzidę cienistą
W Eneaszową tarczę ugodził gładko wykutą,
Oraz i skóra wołowa najcieńsza; takową na wylot
Przebił jawor Pelejski, aż tarcza pod nim zatrzeszczy.
W kłąb się zwinął Eneasz i tarczę odsuwał od siebie
W strachu; atoli włócznia po nad barkami w ziemicę
Tarczy na chłopa wysokiéj, on zaś unikając oszczepu
Stanął, od niezmiernego mu żalu się oczy zaćmiły,
Trwogą rażony, że broń tak blizko utkwiła. Achilles
Sunął zajadle ku niemu, dobywszy miecza ostrego,
Ręką pochwycił ogromny, i dwóch go mężów nie dźwignie
Dzisiaj żyjących, lecz on sam jeden go łacno kołysze.
Wtedy by był Eneasz nacierającego kamieniem
W szyszak lub tarczę ugodził, co chronią tamtego od zguby,
Żeby nie zoczył od razu Pozejdon lądem trzęsący.
Tenże więc zaraz do bogów nieśmiertnych się z mową odezwie:
„Przebóg jakże mi żal Eneasza wielkodusznego,
Któren tak szybko Pelejdem pokonan zejdzie do Hajda,
Głupi, toć on go przecież od strasznéj zguby nie zbawi.
Czemuż atoli niewinnie ma tamten klęskę ponosić,
Darmo z powodu cudzéj niedoli; wszak zawsze on miłe
Bogom składał ofiary, co w niebie mieszkają szerokiém?
Żeby czasami się Kronid nie zgniewał, jeśliby Achilles
Zabił onego; boć jemu bez szwanku wyjść przeznaczono,
Żeby Dardana bez wieści i bez potomstwa nie znikło
Plemię, bo Kronid najwięcéj ze wszystkich go synów miłował,
Już znienawidził albowiem Kronion ród Priamowy;
Teraz Enei potęga Trojanom będzie panować,
Jego synowie i wnuki i ci co się późniéj urodzą.“
Here wypukłooka, dostojna mu rzeknie w odpowiedź:
Czyli chcesz Eneasza ratować, lub czyli zezwolisz,
[Żeby acz mężny zginął od ręki Achilla Pelejdy].
Zaś co do nas, to obie składałyśmy liczne przysięgi
W obec niebian zebranych, ja sama i Pallas Athene,
Nawet chociażby i Troja gwałtownym ogniem płonęła,
Płonąc, a podpalili waleczni synowie Achajscy.“
Kiedy to tylko posłyszał Pozejdon lądem trzęsący,
Szybko się puścił naprzeciw potyczki i szczęku dzirydów,
Zaraz onemu następnie na oczy mu spuścił ciemnicę,
Achillesowi Pelejdzie, a potém jawór okuty
Spiżem, z tarczy wyciągnął Enei wielkodusznego;
Wreszcie takowy położył przed nogi Achilla boskiego,
Po nad liczne szeregi wojaków i liczne rumaki
Górą leciał Eneasz, rękoma boskiemi wzniesiony,
Póki nie zdążył na kresy ostatnie gwałtownéj potyczki,
Gdzie Kaukonów szeregi do bitwy się zbroją pospiesznie.
Z blizka, do niego się zwraca i słowy lotnemi przemawia:
„Któż ci z bogów nakazał Enejo, byś tak w zaślepieniu
Stawał do boju naprzeciw hardego syna Peleja,
Któren od ciebie zarazem silniejszym i bogom jest milszym?
Żebyś wbrew przeznaczenia do domu Hadesa nie zdążył.
Późniéj zaś kiedy Achilles doczeka się losu i śmierci,
Z całą odwagą natenczas występuj w pierwszych szeregach,
Żaden albowiem inny z Achajów ci zbroi nie zedrze.“
Potém od razu rozproszył ciemnicę z nad oczów Achilla
Czarem zesłaną; a tamten odrazu przejrzał oczyma;
Wtedy ponuro do swojéj wyniosłéj się duszy odzywa:
„Przebóg! toż wielkie dziwo takowe oczyma oglądam.
Męża któregom wziął na cel, pragnący mu życie odebrać.
Snadź naprawdę że Enej nieśmiertnym bogom był miłym;
Kiedy ja tylko sądziłem że tém nadaremnie się chełpi.
Przecz z nim; pewno już więcéj próbować się ze mną odwagi
Zatém do dzieła, zwoławszy Danajów do boju zawziętych,
Będę próbował szczęścia przeciwko innym Trojanom“.
Rzekł i skoczył w szeregi i męża każdego zagrzewał:
„Boscy Achaje, na teraz daleko nie stójcie od Trojan,
Ciężko albowiem na mnię, aczkolwiek jestem walecznym,
Z takiém się mnóstwem ludu ucierać i bić ze wszystkimi.
Nawet i Ares, choć bogiem jest wiecznym, a nawet Athene
Czołem by stanąć nie śmieli przed taką paszczęką wojenną;
Oraz i siłą, to pewno się nie opuszczę, i troszkę,
Owszem na przełaj przez hufce się przedrę i sądzę że żaden
Z Trojan się nie ucieszy, co blizko méj dzidy przystąpi.“
Tak zagrzewając przemawiał; na Trojan zaś Hektor prześwietny
„Duszy walecznéj Trojanie, Pelejdy się wcale nie bójcie,
Słowy bym pewno potrafił i z nieśmiertelnemi się mierzyć;
Dzidą atoli trudniéj, boć są o wiele możniejsi.
Nawet Achilles nie zdoła wykonać wszystkie swe słowa,
Pójdę ja prosto na niego, choć dłonie by miał jako płomień;
Dłonie choć miałby jak płomień, a męztwo jako odbłysk żelaza.“
Temi zagrzewał słowami, lecz groźne do góry podnoszą
Dzidy Trojanie, spotyka się męztwo i wrzawa się wznosi.
„Wcale Hektorze zupełnie do walki nie stawaj z Achillem,
Ale go w tłumach oczekuj i z pośród zgiełku zaczepiaj,
Żeby cię zaś nie dosięgnął, lub z blizka mieczem nie raził.“
Rzekł; lecz Hektor napowrót się schronił w tłumy narodu.
W środek Trojan się rzucił Achilles odwagą uzbrojon,
Krzycząc okropnie; nasamprzód Ifitiona pochwycił,
Otryntejdę zacnego, dowódcę wielu narodów;
Grodoburcy Otryncie go nimfa młodziutka zrodziła,
Jego nacierającego Achilles oszczepem ugodził
W głowę pośrodku, że cała zupełnie pękła na dwoje.
Runął z łoskotem, radośnie wykrzyknął boski Achilles:
„Ligajże Otryntejdzie, ze wszystkich mężów najsroższy;
Gygajskiego, bo tamże ojcowską rolę posiadłeś,
Koło rybnego Hylla i Herma o nurtach głębokich.“
Chełpiąc się tak powiedział; tamtemu się oczy zaćmiły.
Jego zaś ciało szynami Achajskie rumaki zmiażdżyły
Antenora potomka dzielnego, zaporę potyczki,
W skroń uderzył oszczepem, przez hełm o miedzianéj przyłbicy.
Nie wytrzymała śpiżowa zasłona, lecz owszem na wylot
Czaszkę stalową kończyna strzaskała, a mózg się zupełnie
Hippodamanta następnie gdy szybko z wozu się spuszczał,
Przed nim uciekającego, uderzył w krzyże oszczepem.
Tenże więc ducha wyzionął i ryknął, podobnie jak buhaj
Ryczał, wleczony w około władyki na Helikonie,
Również i z ryczącego szlachetna dusza uleci.
Polydora boskiego następnie dogonił oszczepem,
Priamidesa. Onemu się ojciec bić nie dozwolił,
Z dzieci albowiem wszystkich był urodzeniem najmłodszym,
Teraz dziecinnym popisem, chcąc szybkość w biegu okazać,
W pierwsze się wplątał szeregi, aż lube życie postradał.
Jego uderzył w środek oszczepem Achilles najszybszy
Pleców, gdy pędem przebiegał, po miejscu gdzie sprzączki od pasa
Przeszła na wylot zupełnie przy pępku oszczepu kończyna;
Jęknął i padł na kolana, a chmura go w koło obejmie
Czarna, schyliwszy się na bok, rękoma jelita pochwycił.
Hektor zaś Polydora gdy zoczył, brata własnego,
Wtedy mu oczy zaszły ciemnością i już nie wytrzymał
Dłużéj się z dala obracać, lecz obces Achilla zaczepia,
Grożąc ostrym oszczepem, podobnie jak płomień; Achilles
Kiedy go ujrzał poskoczył i dumnie wyrzeka to słowo:
Któren druha mi zabił najgodniejszego, zaprawdę
Dłużéj unikać się wzajem nie będziem w odstępach szeregów.“
Rzekł, i z ponurem spojrzeniem zagadnie Hektora boskiego:
„Chodźże tu bliżéj, byś prędzéj dostąpił kresu żywota“.
„Nie miéj nadziei Pelejdzie, że mię jak dziecko słowami
Zdołasz nastraszyć, albowiem tak dobrze i ja bym potrafił
Miotać obelgi lub słowa złośliwe rzucać na ciebie.
Dobrze ja wiem żeś walecznym, od ciebiem zaś gorszym o wiele.
Czyli, choć będąc słabszym, ci życie odebrać potrafię,
Godząc oszczepem; bo również ma ostre końce mój oręż“.
Rzekł, i dzidę zamachem wypuścił; lecz wtedy Athene
Wstecz ją odepchnie podmuchem od walecznego Achilla,
I bezsilnie przed nogi zleciała. Atoli Achilles
Powstał z całym impetem, gorąco pragnąc go zabić,
Z krzykiem okropnym, lecz wtedy tamtego porwał Apollo
Łacno, zwyczajnie jak bóg i w gęstéj chmurze go ukrył.
Dzidą śpiżową; po trzykroć w głębokie uderzył powietrze.
Ale gdy po raz czwarty nacierał podobnie jak demon,
Wtedy krzyknąwszy okropnie, w skrzydlate odezwie się słowa:
„Znowu przed śmiercią uszedłeś ty psie! zaprawdę już blizką
Pewnie do niego się modlisz gdy w szczęk oszczepów się wdajesz.
Już to ja ciebie zabiję, jak późniéj kiedy cię spotkam,
Jeśli kiedyś i mnię kto z niebian przyjdzie na pomoc.
Teraz ja wsiądę na innych, którego pochwycić się uda“.
Runął mu prosto pod nogi; lecz jego tam pozostawił,
Zaś Filetorydesa, Demucha, wielkiego, dzielnego,
Rzutem w kolano trafiwszy zatrzymał, a jego następnie
Trzasnął mieczem ogromnym i wnet go życia pozbawił.
Obu zaczepił od razu i zrucił z powozki na ziemię,
Tego ugodził oszczepem, tamtego z blizka ciął mieczem;
Trosa więc Alastorydę; ten rzucił się jemu do kolan,
Czyli by jemu darował, chwytając, i żywym go puścił,
Głupi, nie wiedział zaprawdę, że jego prośbą nie zmiękczy;
Nie był on bowiem tkliwym człowiekiem i duszy łagodnéj,
Ale zawziętym okrutnie; ten ręką pochwycił kolana
Chcąc go przebłagać, lecz tamten mu szablę utopił w wątrobie;
Napełniła mu piersi, ciemności mu oczy pokryły,
Kiedy mu tchu zabrakło. Lecz ten Muliona oszczepem
W ucho ugodził, odrazu przez drugie się ucho dostało
Ostrze śpiżowe; następnie Agenorydzie Echekli
Cała się klinga zagrzała od krwi, lecz oczy oboje
Czarna oblekła śmierć i Mojra nieubłagana.
Dewkaliona zaś potém, na miejscu gdzie ścięgna od łokcia
Schodzą się, tamże na wylot mu lube ramie przetrącił
Spoglądając na śmierć; lecz ów go ciąwszy po karku,
Głowę zarazem z przyłbicą mu strącił, a z kości krzyżowéj
Szpik wytrysnął, a tamten jak długi runął na ziemię.
Potem się puścił w pogoń za synem Pejreja Rigmonem
Trafił go w pół oszczepem, że ostrze w płucach utkwiło;
Zleciał z powózki. Następnie zaś Arejthoosa woźnicę,
Skręcającego końmi ugodził dzidą kończystą
W plecy i zrucił z powózki, wierżgnęły spłoszone rumaki.
W czasie posuchy na górach, i pali się knieja ogromna,
Dęcie zaś wichru zewsząd obraca do koła płomieniem;
Takoż on wszędy rozbijał oszczepem, podobnie jak demon,
Goniąc za mordowanymi, a ziemia się krwią zalewała.
Żeby jęczmień bieluchny wymłacać na gładkim klepisku,
Łacno się kłosy wypróżnią pod stopą wołów ryczących;
Takoż pod ręką Achilla dzielnego rumaki sprężyste
Trupów i tarcze miażdżyły; od krwi się osie od spodu
Na nią albowiem od kopyt rumaków krople tryskały,
Oraz od kół obręczy. Pelejdes chwałę pozyskać
Pragnął, i krwią mordowanych nietknięte dłonie poplamił.