Illustrowany przewodnik do Tatr, Pienin i Szczawnic/29
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Illustrowany przewodnik do Tatr, Pienin i Szczawnic |
Podtytuł | pisał i illustrował Walery Eljasz |
Wydawca | J. K. Żupański |
Data wyd. | 1870 |
Miejsce wyd. | Poznań |
Źródło | Skany na Commons |
Indeks stron |
Są jednak istoty, których wyobraźni tu rzeczywistość nie zadowalnia, jestto wynikiem chorobliwego stanu ciała, gdy po przebyciu trudów za wielkich na siły niektórych osób, omdleni, często deszczem zmoczeni, przybywają nad Morskie Oko, a zobaczywszy tylko staw wśród dzikich skał, doznają zawodu, nie czując uroku, jaki wywiera na zdrowe i wzniosłe dusze Boska harmonja górskiej, dziewiczej przyrody, złożonej z kilku pojedyńczych czynników.
Pozostaje mi zatem opisać Morskie Oko z jego położenia, otoczenia i wszelkich jego właściwości.
Morskie Oko albo Rybie leży w głębokiej kotlinie poczynającej dolinę Białki; powierzchnia wody jego na wysokości 4460′[1] zajmuje 57 mórg i 534° □[2], zatém w rozległości ustępuje z pomiędzy wszystkich stawów Tatrzańskich, tylko Wielkiemu w dolinie Pięciu Stawów Polskich, bo ten liczy 60 mórg 840° □[3]. Widocznie przypływa woda do Morskiego Oka z Czarnego Stawu, wyżej o 526 stóp[4] położonego wśród strasznie dzikich skał, zwanych Rysami, zkąd potok spadający wygląda zdala, jak nieruchoma mleczna wstęga; drugi przypływ widoczny pochodzi z przeciwnej strony, t. j. od zachodu z pod śpiczastej turni, nazwanej Mnichem.
Według domniemań tryszczą pod powierzchnią wody liczne źródła, skoro tak silny strumień jak Białka, jezioro ze siebie wydaje, woda jednak, chociaż bardzo zimna, ma smak deszczówki. Morskie Oko zapewnie powstało z nagromadzenia się w głębinie wody z topniejących śniegów i niemi się co rok zasila, fantazja zaś ludowa spód jego łączy z dnem morza, do czego dała powód wielka głębia tego stawu. Mierzona głębokość wynosiła to 40 to 60 a nawet 104½ sążni (Staszic) (627 stóp)[5] według tego, gdzie i na czém ołowianka spoczęła, skały i źwir zalegają dno, bo otłuszczonego ciężarku uczepiały się drobne złamki źwirowe.
Podanie ludowe przywiązane do Morskiego Oka opowiada o jakimś panu, co płynąc przez morze w czasie rozbicia się okrętu stracił swój kuferek a w nim swoje kosztowności. W jakiś czas potém ten sam pan zwiedzając Morskie Oko, ujrzał na powierzchni wody pływający swój zgubiony kuferek, a wydobywszy go znalazł w nim nieporuszone bogactwa.
Barwa wody przypomina morze, jest ciemna granatowa w ogóle, od samego brzegu jasno żółta, przechodzi w szmaragdowo zieloną, potém w niebieską, która ciemnieje im dno głębsze. — Godne uwagi jest złudzenie, gdy spojrzymy w dno jeziora tuż przy brzegu, bo grube łomy kamienia zalegające dno, wydają się jakby nad poziom wody wyjrzeć chciały, a gdy je zechcemy żerdką dosięgnąć, pokaże się, że od nas dzieli je kilka sążni.
Morskie Oko ze wszystkich naszych jezior Tatrzańskich jedyne jest, co żywi w sobie ryby i dla tego zowie się także Rybiém Jeziorem; od strony Węgier także jeden tylko staw Popradski jest rybnym, zresztą we wszystkich stawów głębiach ani jedna rybka nie pluśnie, co pochodzi ztąd, że się z potoku w górę do stawu żadna dostać nie może z powodu skalistych a wyniosłych progów, po których woda spadając tworzy wodospady. Morskie Oko zaś jedno dopuszcza do siebie te stworzenia wodne, bo Białka progów nie ma. Oprócz mnóstwa właściwego sobie gatunku pstrągów, pojawiają się i grube ryby jak i łososie. Spokojnie dłużej wpatrując się spostrzedz można tu i owdzie nagłe znaczne wstrząśnienie powierzchni wody i grzbiet czegoś większego pływającego niż pstrąg.
Raz na wiosnę pod promem znaleziono zdechłą rybę, której kolosalna głowa przez górali przechowana w szałasie a kupiona później przez gościa z Warszawy, o ile mi wiadomo była głową olbrzymiego łososia.
Powierzchnia wody bywa zwykle gładka i połyskująca jak zwierciadło, lecz zdarzyło mi się widzieć ją także, dość mocno wzburzoną, a wtenczas wspaniale rozbijały się bałwany o brzegi skaliste, lecz rzeczywistej burzy nie udało mi się widzieć, o jakiej mi opowiadano.
Gdy była tratwa w dobrym stanie, przepływali goście wzdłuż całe jezioro i w pół godziny na przeciwnym brzegu się stawało, ale obecnie nie radzę nikomu się puszczać na wody Morskiego Oka na pogniłych resztkach tratwy, którą tworzy kilkanaście drążków położonych przez górali na spodnim dawnym pokładzie nagniłych belek; nie trzeba zważać na namowy, zachęty i poręczenia gorali o wytrwałości tratwy, bo ci mają tylko na celu złowienie co groszy za wiosłowanie, a strasznych skutków w nieszczęśliwym razie ani ocenić nie umieją.
Główną pięknością Morskiego Oka jest jego otoczenie i położenie jeszcze w granicy lasów, przez co brzegi jego strojne w piękne drzewa.
Od północy przybywa się do Morskiego Oka z wału wysokiego może na piętro, zkąd jezioro najprzód okiem naraz obejmujemy; zszedłszy na dół, stajemy u brzegu zasłanego głazami granitowemi, porośniętego trawą, bujną kosodrzewiną, tu i owdzie świerkami i limbami.
Na okół da się Morskie Oko obejść, bo nigdzie skały spadzisto do wody nie dochodzą, owszem brzegi są dość połogie, chociaż do obejścia przykre z powodu dziko porozrzucanych granitów zarosłych kosodrzewiną. Przeszło dwóch godzin na to potrzeba, a każdemu radzę tę trochę czasu poświęcić dla obejścia całego jeziora, bo urocze i zachwycające widoki wynagrodzą trud i czas, a przytém chcąc coś poznać dokładniej, powinno się z kilku stron to obejrzeć. Jeżeli się puścimy zachodnią stroną, to po śladzie gdzieniegdzie jakiejś ścieżki, stąpając po olbrzymich głazach, czasem tuż nad samą wodą przychodzi się nad potoczek, co z pod Mnicha ze skały spada, tworząc wodospad prześliczny, ustrojony limbami.
Następuje brzeg południowy jeziora, prawie usypiskiem żwirowym założony, a spojrzawszy w górę strach bierze na widok strasznych turni Mięguszowskiej Góry, krocząc właśnie po jej stopach.
Gdy dochodzimy do wschodniego brzegu, mamy przed sobą wał wyniosły ma 526′ [6] skalisty, porosły
pięknemi limbami, po którym z szumem spada potok z Czarnego Stawu do Morskiego Oka. Podstąpiwszy bliżej, gdzie się poczyna ścieżka w ukos po bujnej trawie, mchu, to po głazach lub litej skale, na wierzch do brzegu Czarnego Stawu, podziwiać trzeba wspaniałość tego tu potoku, jak w kaskadach różnej wielkości po skale toczy wodę i pieni się nim zginie w masie wód Morskiego Oka. Wschodnia strona jeziora Rybiego o tyle jest przykrzejsza do obejścia, chociaż ścieżka wiedzie wokoło, bo mokro bardzo, szczególnie grzęznąć trzeba wśród lasu nadbrzeżnego, gdy się ma Białkę przy samym jej poczęciu przechodzić po kłodach drzewa.
Kotlinę, którą zalega Morskie Oko, tworzą różnych nazw szczyty potężne. Od zachodu wyniosły długi grzbiet Miedzianych (7133′[7]) u wierzchu goły, poniżej porosły trawą dalej kosodrzewiną a u spodu świerkami i limbami. Poza Miedzianemi widać roztwór, gdzie jest dolinka z kilku małemi stawkami i przejście z doliny Pięciu Stawów do Morskiego Oka. Dalej od południa sterczy ostra turnia, nazwana Mnichem. Zupełnie południową stronę stanowi jakby niebotyczna skała dzikością przerażająca, Mięguszowski szczyt, której wierzchołka nikt dotąd nie dosięgnął dla zupełnej niedostępności[8], choć na grzbiet jego wychodzą dążący tędy na stronę węgierską do doliny Mieguszowskiej. Dziką, nagą tę zaporę urozmaicają płaty wiecznego śniegu. Wschodni bok tej kotliny tworzy wysoki wał, z za którego amfiteatralnie w okół wznoszą się nagie szczyty Rysów (7309′[9]), poszarpane, ukrywając pośród siebie cudownie piękny choć strasznie dziki Czarny Staw. Dalej idzie grzbiet spodem lesisty, co tworzy granicę doliny koło Młynarza.
Granica zaś Węgier biegnie szczytami z poza Mnicha, szczytem Mięguszowskiej, dalej Rysami na okół, schodząc grzbietem na dół do Białki a z nią aż do swego ujścia w Dunajcu. Słyszałem tu plotki a nawet ze zdziwieniem wyczytałem w dziele o Tatrach przez Fr. Fuchsa, jakoby linia graniczna biegła ze szczytu Mięguszowskiej przez środek Rybiego i to na mocy prywatnego układu Homolacza właściciela lasów po polskiej stronie, z Paloczym, właścicielem dóbr po węgierskiej stronie. Każdy, z najmniejszą nawet znajomością rzeczy uzna taką gadaninę za bezzasadną, bo prywatne kupno lub sprzedaż nie wpływa nigdzie na zmianę granic całego kraju. Wolno było Homolaczowi sprzedać i całe
dobra swoje Paloczemu, a jednak to nie pociągnęłoby w żadnym razie doprowadzenia granicy Węgier do Poronina i Witowa, a wreszcie w tak ważnej kwestyi, jak zmiana granicy decyduje naród lub rząd.
Jak lekko rzeczy biorą inżynierowie, co zdejmowali plany już po owej ugodzie Homolacza z Paloczym, dostatecznie przekonywują nas ich mapy, na których granica fałszywie podaną, z czego się pokazuje, że nię szukali potrzebnych im wiadomości u źródła, lecz zbałamuceni tendencyjnemi gadaninami poszli za kłamstwem. Jednak wyborna mapa administracyjna całej Galicyi z Krakowem, wydana przez Kumersberga w kilkudziesięciu kartach, a przez urząd katastralny zdejmowana, w dotyczącej sekcyi podaje prawdziwą granicę.
Obchodząc Morskie Oko, napotyka się śliczne, wyniosłe drzewa podobne do sosien, a jednak innej barwy i ustroju jak tamte; są to limby, gatunek cedrów, w Syberyi znanych pod nazwą cedrów. Rośnie limba jeszcze tam, gdzie już świerk ustaje 4806′[10], bo sięga jej zasiąg pionowy (linia wegetacyjna) 5100′ a czasem 5406′[11]. Drzewo to twarde, równe, wydaje szyszki, z których orzeszki dobre są do jedzenia, a żywica z tego drzewa dostarcza kadzidła bardzo wonnego. — Szkoda, że to drzewo tak jest u nas rzadkie, a przez co drogie choć wyśmienite do wyrobów. W Tatrach po naszej stronie rosną limby tylko nad Morskiem Okiem, a koło Czarnego Stawu, Gąsienicowego, są jeszcze resztki; po węgierskiej stronie koło Krywania jest ich dużo, a wytępianie ich zakazane. U nas, jak zwykle w korzystaniu z bogactw natury, panuje niedbalstwo, tak i we względzie limb, ani ich rozkrzewiają. ani tego, co jest, nie szanują; przez burze powywracane olbrzymie, piękne limby, gniją i zalegają na okół brzegi Morskiego Oka.
W każdej już prawie porze i przy najrozmaitszej pogodzie widziałem Morskie Oko, więc miałem sposobność poznać, kiedy ono najpiękniejsze; koło 11. lub 12. godz. w południe przy słonecznej pogodzie najromantyczniej się wydaje, bo słońce oświeca z góry turnie i czarowny ton tworzy; woda także w tym samym czasie ma swoją właściwą barwę ciemną, granatową w cieniu, a w świetle błękitną i zielonawą. W kotlinę Czarnego Stawu rzuca słońce promienie na wschodnią stronę Rysów, tworząc przestwór dziki, sam dla siebie odrębny.
Zachód słońca lub wschód czarujący, gdy jesteśmy na wzniesieniu, nie ma uroku przy Morskiem Oku, bo oświeca tylko wierzchołki gór, gdy w całej niższej przestrzeni długo jeszcze panuje chłód wilgotny sinej barwy, przez co dużo traci na piękności sławne nasze jezioro.
Na północnym brzegu, zkąd się przybywającym najprzód ukazuje Morskie Oko, był szałas wielki o trzech izbach, dla użytku publicznego i wielki na prawdę czynił pożytek, gdy się miało pod dachem schronienie. Szałas ten wystawiono na polecenie Homolacza z okazyi jakichś tam c. k. odwiedzin; czas go dezelował, a w końcu Białczanie go spalili, podobno na złość właścicielowi, a raczej na przekór podróżnym. Gdy sądy zakończą waśni między gromadą i dworem, znajdzie się przecie człowiek, co zaradzi gwałtownej potrzebie i wybuduje bodajby szopę, jeśli nie z zasad ludzkości, to przynajmniej dla zysku. Spodziewać się należy, że nowy nabywca dóbr dóbr tych p. L. Eichborn, innemi zasadami kierując się niż jego poprzednicy, w tym względzie uczyni wielką przysługę publiczności.
Smutną zaprawdę jest rzeczą, gdy do tak głęboko w Tatrach ukrytego a tak rozgłośnego jeziora podążać trzeba po najokropniejszej drodze, jaka tylko być może i to daleko, bo kilka mil, wystawionym będąc zawsze na zmoknienie, a przybywszy na miejsce, nie mieć się nawet gdzie zachylić, jeśli słota zaskoczy. Zdrowej trzeba być natury, aby w razie niepogody, o co tu tak łatwo, nie odpokutować na zdrowiu po podróży przy tak przestraszających warunkach.
Wygląda też każdy pięknej pogody na dwa dni, gdy ma się wybrać do Morskiego Oka; jeśli Pan Bóg łaskaw, to płonna obawa, ale gdy przeciwnie, to można użyć biedy porządnej i jeszcze przytém nic nie widzieć.
Zwykle teraz goście nocują w Bukowinie w karczmie, gdzie są dwie izdebki do rozporządzenia, lub u leśniczego, ztamtąd rano na łeb na szyję lecą co tchu doliną Białki, zajrzą na jezioro, ale go nie obejrzą i zaraz uciekają, aby zdążyć na noc do Zakopanego. Odważniejsi i mądrzejsi ryzykują nocleg pod gołem niebem, w lesie, gdzie wyszukuje przewodnik najdogodniejsze miejsce pośród drzew, rozpala ogień, który służy za opał do gotowania herbaty — do osuszenia się, jeśli się zmokło, i dla ciepła na całą noc.
Drobno nacięte gałązki świerkowe służą za posłanie, i tak fantatycznie przepędza się noc wśród samych Tatr, pozostawiając wspomnienie na całe życie. Usypia się przy szumie Białki z gorącém pragnieniem, aby Bóg wszelkie deszczowe chmury gdzie w inne strony przeprowadzał. Wstawszy rano, ma się dość czasu do poznania Morskiego Oka, Czarnego Stawu i wrócenia jeszcze przed wieczorem do Zakopanego przez polanę Waksmundską lub Bukowinę.
- ↑ 1410 m; wg współczesnych pomiarów 1395 m n.p.m.
- ↑ 33,00 ha; wg współczesnych pomiarów 34,93 ha
- ↑ 34,83 ha; wg współczesnych pomiarów 34,14 ha
- ↑ 166 m; wg współczesnych pomiarów 188 m
- ↑ odpowiednio: 75, 114 i 198 m; w rzeczywistości Morskie Oko ma 51 m głębokości
- ↑ 166 m
- ↑ 2255 m; wg współczesnych pomiarów 2233 m n.p.m.
- ↑ Mięguszowiecki Szczyt Wielki został zdobyty w 1877 r., a więc 7 lat po wydaniu Przewodnika.
- ↑ 2310 m; wg współczesnych pomiarów 2503 m n.p.m.
- ↑ 1519 m
- ↑ odpowiednio: ok. 1610 i 1709 m